piątek, 6 kwietnia 2012

10. Rozsypanka wspomnień.

Nie pamiętam drogi do domu. Nie wiem nawet, jakim cudem znalazłam się w samochodzie Jakuba i jakim sposobem byliśmy się z powrotem w naszym mieszkaniu. Nie, nie płakałam, nie było sensu. On nie jest tego wart. Wylałam przez niego już wiele łez, tyle wystarczy, zdecydowanie. Byłam po prostu w innym świecie. Czułam się jak w transie, jakbym była w jakimś amoku, w dennej komedii romantycznej. Wspomnienia zakopane głęboko w mojej głowie od nowa odżyły. Zwłaszcza jedno.
- Lil, nie możemy już być razem – powiedział Robert, spoglądając mi w oczy, dokładnie tak samo, jak w momentach, kiedy zapewniał mnie o swoim uczuciu.
Nie spodziewałam się tego. Jeszcze jakieś dwa tygodnie temu wspominaliśmy coś o zaręczynach, o wspólnym życiu, o małżeństwie, a teraz… a teraz on mi mówi coś takiego.
- Ale… ale dlaczego? – zająknęłam się, czując jak po moim policzku spływa pierwsza łza.
Z biegiem czasu było ich coraz więcej...
- Nie kocham cię. Wybacz, że tak długo cię oszukiwałem, nie powinienem był. Nie zasłużyłaś sobie na takie traktowanie, przepraszam. Nie mogę jednak tego dłużej ciągnąć – tłumaczył beznamiętnie.
W mojej głowie kołatały się tylko trzy słowa: „nie kocham cię”. Odbijały się echem po ściankach mojego mózgu i wracały do świadomości z jeszcze większą siłą.
W tamtej chwili nie potrafiłam w to uwierzyć. Nigdy nie sądziłam, że Robert jest w stanie mnie tak skrzywdzić. Byłam bardziej pewna jego uczucia do mnie, niż przywiązania piłkarzy do Lecha, niż ich zwycięstw, ich pełnego wkładu w grę w każdym meczu... Ba, dałabym sobie rękę uciąć, że mnie naprawdę kocha, tak bardzo byłam tego pewna!
- Dlaczego tak długo udawałeś? – spytałam ledwo słyszalnym szeptem.
- Szczerze, to sam nie wiem – zastanowił się.
- Byłam dla ciebie tylko pocieszeniem? - spytałam.
- Nie, to nie tak – zaprzeczył, łapiąc mnie za ręce. Nie potrafiłam nawet teraz wyrwać ich z jego uścisku, tak bardzo pragnęłam jego bliskości. – Ty mi się naprawdę podobałaś, wciąż podobasz. Byłem tobą zauroczony, na pewno. Ale to nie przerodziło się nigdy w prawdziwą miłość. Łudziłem się, że może, ale… ale nie. Kocham tylko Anię, nikogo więcej.
Te słowa zabolały najbardziej.
- Kiedy zorientowałeś się, co naprawdę czujesz?
Chciałam to wiedzieć. Nawet, gdyby miała być to najgorsza prawda, musiałam wiedzieć, jak długo udawał.
- Jakiś czas temu spotkałem się przypadkiem na ulicy z Anią i wszystko we mnie odżyło na nowo - wyjaśnił. - Okazało się, że ona czuje dokładnie to samo.
- Wracacie do siebie? – dopytywałam.
Potwierdził to skinieniem głowy, po czym przytulił mnie do siebie. Nie byłam w stanie czegokolwiek zrobić, zwyczajnie zabrakło mi sił na walkę, nawet na złość, którą miałam prawo odczuwać i wyładować na nim. Nie byłam w stanie zrobić czegoś nawet tak normalnego w takiej sytuacji, jak spoliczkowanie go, czy rozpłakanie się. Nie umiałam zrobić mu awantury, sprawić, aby poczuł się jeszcze gorzej ze świadomością tego, co mi zrobił. 
- Przepraszam - szepnął mi we włosy, po czym puścił uścisk.
Nie zauważyłam nawet, kiedy zostałam sama w mieszkaniu. Upadłam na podłogę i pogrążyłam się w rozpaczy, wciąż słysząc w głowie jego słowa: „Kocham tylko Anię, nikogo więcej.”
- Wszystko w porządku? - spytał Kuba, gdy już znaleźliśmy się w mieszkaniu, wyrywając mnie tym pytaniem z otępienia i kręgu złych wspomnień.
- Nic nie jest w porządku - szepnęłam niemal płaczliwie.
Kuba zaprowadził mnie na sofę, posadził na niej i spojrzał dobrodusznie w moją twarz, mówiąc, że jest do mojej dyspozycji. Uśmiechnęłam się do niego.
- Co mam ci powiedzieć? Przecież doskonale znasz tą historię. Najpierw zerwał z Anką, później rozkochał mnie w sobie, zapewniał o głębokim uczuciu, by po jakimś czasie zostawić i wrócić do Anki, przy okazji dobrodusznie odstępując mnie Semirowi, jakbym była jakąś rzeczą, jego własnością, którą można sprzedać, czy oddać komukolwiek, gdy już się ona znudzi właścicielowi. A teraz bezczelnie wraca i błaga o wybaczenie, myśląc, że słodkie oczka i skruszona minka coś tu poradzą. Bo on musi mieć czyste sumienie przed ślubem z Anką! – fuknęłam poirytowana.
Musiałam wreszcie dać upust złości, która się we mnie skumulowała po dzisiejszym spotkaniu.
- Spokojnie, Liluś, spokojnie - szeptał Wilczek, głaszcząc jednocześnie po włosach, aby mnie tym uspokoić.
Kuba objął mnie ramieniem tak, żebym mogłam się w niego wtulić, co też z chęcią zrobiłam. Czułam jego wsparcie i troskę o mnie. Uwielbiałam w nim to, że zawsze wiedział, czego mi potrzeba. Miałam w nim pokrewną duszę. Kuba był osobą, która jakby doskonale wiedziała, co właśnie dzieje się w środku mnie. Dziękowałam w duchu, że nawet nie próbował powiedzieć coś w stylu: „a nie mówiłem?”. W końcu, rano przestrzegał mnie przed tym treningiem i przed tym spotkaniem. Miał rację, a jednak nie chlubił się tym. Podobało mi się w nim również to, że nigdy nie próbował usprawiedliwiać postępowania Lewego, czy Semira. Nigdy nie próbował racjonalnie tłumaczyć mi tego, co zrobili. Nigdy też nie był diametralnie po mojej stronie. Wilk patrzył na to wszystko obiektywnie, jakby w ogóle nie był w to zamieszany, jakbyśmy byli dla niego obcymi ludźmi, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnym życiem i proszą go o pomoc. A to nie była prawda, Kuba był przyjacielem Roberta i Semira, ale także i moim. A w takiej sytuacji trudno być obiektywnym, on jednak to potrafił.
Nie wiem nawet, jak długo tak siedzieliśmy. Kuba nie narzekał, nie przerywał mi w moich intensywnych rozmyślaniach. Mogłam w spokoju siedzieć na tej sofie całą noc, wiedząc, że będzie obok i mnie nie zostawi. Byłam pewna, że zrobiłby wszystko, o co bym go w tej chwili poprosiła. A ja przecież także jemu zepsułam życie tą sprawą…
- Przepraszam, że przeze mnie rozpadła się twoja przyjaźń z Lewym – szepnęłam po długim milczeniu, odrywając się od niego i spoglądając mu w oczy.
- Nie mów tak, to nie przez ciebie… - powiedział od razu.
- Kuba, doskonale wiem, jaka jest prawda. Proszę, nie okłamuj mnie - poprosiłam.
- Ale to nie tak. Nie pozwalam ci tak myśleć – zabronił mi. - Robert ma teraz Bundesligę, inne życie, innych przyjaciół. My mu już nie jesteśmy potrzebni – wyjaśnił z widocznym smutkiem.
- Nawet jeśli jest tak, jak mówisz, to ja i tak wiem, że swoje do tego dołożyłam – trwałam uparcie przy swoim. - Nie zaprzeczaj – zabroniłam mu w momencie, gdy już otwierał usta.
Wilk, o dziwo, mnie posłuchał i nic więcej już nie powiedział, tylko jeszcze mocniej mnie ścisnął.
- Brakuje ci go, prawda? – spytałam Kubę.
- Kogo? Lewego? – spytał zaskoczony, a ja pokiwałam głową.
- Był twoim przyjacielem, a teraz… - dodałam.
- Teraz mam ciebie – przerwał mi, dając pstryczka w nos. - Robert nie jest mi potrzebny do szczęścia. Mam też chłopaków, nie jestem sam. Semir nie pozwala mi się nudzić – zarechotał.
Ja również się uśmiechnęłam. Znając genialne pomysły Bośniaka, przy nim nie można narzekać na nudę. A dokładając do niego resztę zwariowanego towarzystwa, możemy się spodziewać naprawdę nieprzewidywalnych sytuacji.
- Kuba, a wiesz moze gdzie teraz mieszka Semir? - spytałam po chwili, ku zaskoczeniu mojego towarzysza.
- Wiem – odrzekł po dłuższym namyśle, przyglądając mi się badawczo.
- A zawieziesz mnie do niego? - poprosiłam.
- Lila, co ty chcesz zrobić? - przestraszył się mój towarzysz.
- Nie bój się, nic głupiego – uśmiechnęłam się. – Po prostu, jestem gotowa. Chyba - szepnęłam tylko, nic więcej mu już nie tłumacząc.
Kuba o nic mnie już nie pytał, mimo że doskonale wiedziałam, że nie ma pojęcia, o co mi w tej chwili chodzi. Mimo to wziął kluczyki do ręki, założył na siebie kurtkę i wraz ze mną wsiadł do auta, by po chwili ruszyć na drugi koniec miasta.


*


- Na pewno chcesz iść tam sama? - upewniał się Wilk po raz kolejny dzisiejszego wieczoru.
W trakcie przeprawy przez miasto wyjaśniłam Kubie mniej więcej, o co chodzi i co zamierzam zrobić. Wilczek był dumny, że udało mi się przemóc wewnętrznie, jednak wciąż się o mnie bał. Bał się, że zrobię coś głupiego i że Semir nie ułatwi mi tej rozmowy albo że wyniknie z tego coś nieprzewidywalnego, jak kiedyś.
- Na pewno - odrzekłam pewnie.
- Jakby co, to cały czas jestem w samochodzie – zapewnił mnie zanim opuściłam jego Citroena.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek w podzięce za wszystko, co dziś dla mnie zrobił. Bez niego z pewnością nie poradziłabym sobie z tym wszystkim aż tak dobrze, jak do tej pory mi się to udawało.
Przede mną jednak jeszcze najtrudniejsza część dzisiejszego zadania i nie wiadomo, jak uda mi się je wykonać...
Semir mieszkał w jednym z najnowszych osiedli w Poznaniu. W odróżnieniu ode mnie i Wilka, dokładnie po drugiej stronie miasta, dzięki czemu miał bliżej na stadion, jakby zaspał, co swoją drogą, dość często mu się zdarzało. Szczerze mówiąc, mimo codziennego biegu "na łeb, na szyję" na stadion, jakoś nie widzę poprawy jego kondycji.
Podeszłam do domofonu i wbiłam numer mieszkania Bośniaka, który wcześniej podyktował mi Kuba.
- Kto tam? - odezwał się Semir łamaną polszczyzną.
- To ja, Lila. Możemy pogadać? - spytałam niepewnie.
Semir chyba był zdziwiony tym, że to akurat ja go odwiedziłam tak późną porą, bo gwałtownie zamilkł na dłuższą chwilę. Gdy już myślałam, że coś mu się stało, sapnął głośno w domofon, by po chwili wpuścić mnie do środka. Gdy weszłam na trzecie piętro, Bośniak stał już w drzwiach i czekał na mnie z niepewną miną.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - szepnęłam na powitanie, przekraczając próg jego mieszkania.
- Nie, nie - zaprzeczył. - Wybacz bałagan, ale nie spodziewałem się nikogo – przeprosił wyraźnie speszony, gdy tylko wkroczyłam do środka jego mieszkania.
Widok, jaki w nim zastałam, jakoś bardzo mnie nie zszokował. Widziałam gorsze rzeczy. Mam współlokatora bałaganiarza, więc się przyzwyczaiłam do takiego sposobu życia. Do tego, ja też nie jestem jakąś pedantyczną osobą, on już doskonale to powinien pamiętać.
- Nic się nie stało, przynajmniej widzę, że wszystko jest u ciebie po staremu - uśmiechnęłam się wyrozumiale w kierunku Semira. - Wiem, że powinnam była wcześniej zadzwonić i spytać, czy masz dla mnie czas, ale gdybym to zrobiła, to chyba nie starczyłoby mi siły, by tutaj przyjść - przyznałam się do tego z wyraźną trudnością.
Bośniak pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie, po czym wziął ode mnie kurtkę, by powiesić ją na wieszaku. Zaproponował herbatę, a ja z chęcią przystałam na to, aby mieć jeszcze chwilę czasu na przygotowanie się i zebranie w jedną całość myśli, które wciąż kołatały się po mojej głowie. Kiedy Semir wrócił z parującymi kubkami w ręku, usiadł obok mnie na kanapie i spojrzał uważnie w moją twarz.
- Obiecałam ci, że porozmawiamy, jak będę na to gotowa - zaczęłam, przełykając głośno ślinę. - Jestem i słucham. Co chciałeś mi wtedy powiedzieć? – szepnęłam, spoglądając mu w oczy dopiero po zadaniu tego pytania.
Semir był nie lada zaskoczony moimi słowami. Kilka chwil zajęło mu zebranie się się w sobie. Wpatrywałam się w niego intensywnie, chcąc tym go trochę ponaglić. Zaczynałam się już niecierpliwić, że nigdy nie zacznie mówić, jednak w końcu wydobył z siebie głos.
- Lila, zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że tak krótko będzie dane mi czekać na tą chwilę... - przyznał.
- Ja też nie myślałam, że tak szybko się z tym uporam, ale chyba lepiej dla nas, gdy już będziemy mieli to za sobą, nie uważasz? - spytałam, uśmiechając się niemrawo. - Będzie nam się łatwiej ze sobą współpracowało.
Bośniak przytaknął.
- To co chciałeś mi powiedzieć na imprezie u Dyzia? - ponowiłam pytanie.
Semir zaczął przebierać nogami, co świadczyło, że się denerwował, jednak tym razem nie kazał mi długo czekać aż zabierze głos.
- Ja... ja chciałem tylko, abyś wiedziała, jak było naprawdę. Bo półtora roku temu… jak rozmawialiśmy, gdy dowiedziałaś się, jaki układ zawarłem z Lewym... ja wtedy nie powiedziałem ci wszystkiego. Ja wtedy, ja... Bo ty... bo… - jąkał się. Przerwał na chwilę, po czym wziął głęboki oddech, uspokoił się i kontynuował. - Bo... bo ty spodobałaś się i mi, i Lewemu, i to w tym samym momencie. Już w dniu, gdy cię zobaczyliśmy po raz pierwszy. Jednak dopiero po poznaniu cię bliżej to do nas dotarło. Ale byliśmy z Lewym już wtedy przyjaciółmi, nie chcieliśmy, aby przez dziewczynę rozbiła się chemia między nami. Rozumiesz, to było także potrzebne Lechowi i naszej wspólnej grze, więc obiecaliśmy sobie, że uszanujemy twoją decyzję... że będziemy o ciebie walczyć fair. I tak było, żaden z nas nie podkładał drugiemu świni, co teraz wydaje mi się dość dziwne... Znam się na ludziach i widziałem, że się wahasz...
- Tak, to była trudna decyzja - przerwałam mu, mimowolnie uśmiechając się do swoich wspomnień, które ponownie odżywały w mojej głowie. - Lewy był ode mnie rok młodszy, a ja zawsze powtarzałam sobie, że nigdy nie będę z młodszym od siebie facetem. Tylko, co to jest rok różnicy? A Robert wtedy wydawał mi się nadzwyczaj dojrzały, jak na swój wiek. Znowu ty byłeś w moim wieku, ale swoim zachowaniem nie przekonywałeś mnie do siebie. Co prawda, serce raczej nie słucha racjonalnych argumentów, ale ja mimo to próbowałam sobie jakoś wszystko logicznie wytłumaczyć... sam wiesz, jaka jestem... - mówiłam, jakby próbując to także samej sobie wyjaśnić.
- Właśnie – potwierdził Bośniak, uśmiechając się, jakby w podzięce, że mu pomagam. - Może gdybym wtedy nie odpuścił, może gdybym walczył o ciebie bardziej, wybrałabyś mnie? - zastanawiał się na głos. - Tylko, że ja sam wtedy nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Polubiłem cię, byłaś... wciąż jesteś siostrą Kotora, który wiem dobrze, że z naszej dwójki wolał dla ciebie Lewego niż mnie, nawet nie próbuj zaprzeczać. Nie chciałem cię zranić, a w tamtym momencie wydawało mi się, że nie jestem zdolny do prawdziwej miłości i przysporzyłbym ci tylko cierpienia. Nie tylko ja tak uważałem... do dziś wielu tak myśli. A Lewy rozstał się z Anką i wydawało mi się, że naprawdę cię kocha... że nigdy cię nie skrzywdzi, że będziesz z nim naprawdę szczęśliwa... dlatego też postanowiłem, że odpuszczę, że przestanę się o ciebie starać. I ty wybrałaś jego. Cieszyłem się z waszego szczęścia, czułem się nawet troszkę ojcem waszej miłości - zaśmiał się. - A ja powróciłem do dawnego, rozrywkowego trybu życia. Może nawet szalałem wtedy jeszcze bardziej? - zastanawiał się.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo przypomniałam sobie, że właśnie tak było.
- Nawet nie wiesz, jak się wściekłem, kiedy Robert pewnego dnia przyszedł do mnie i oznajmił mi, że znowu spotkał się z Anią, że sobie wszystko wyjaśnili i że chce do niej wrócić, bo tylko ją kocha, a ty byłaś pomyłką. Nie rozumiałem, jak mógł to zrobić, mając obok siebie taką dziewczynę, jaką jesteś. Robert na dniach miał podpisać kontrakt z Borussią, wyjechać z Anką do Niemiec i zacząć nowe życie w Dortmundzie. Miał szansę, aby sobie to wszystko od nowa poukładać…
- To on już wtedy wiedział, że odejdzie z Lecha? - spytałam zaskoczona.
Nie miałam o tym pojęcia. Myślałam, że Robert dopiero później zgodził się na odejście z Kolejorza, żeby móc zacząć życie od nowa, z dala od wspomnień ze mną. Nie sądziłam, że już wtedy miał tak misternie opracowany plan...
- Tak, już wtedy o tym wiedział, ale nic ci nie powiedział, bo to nie ty miałaś z nim wyjechać, tylko Ania - wyjaśnił mi Bośniak. - W ogóle, myślał, że nigdy nie opuściłabyś z nim Poznania, ale ja wiedziałem, że dla niego byś zostawiła wszystko i wszystkich, co cię tutaj trzymało. Czy miałem rację? - zapytał, chcąc się upewnić.
Zastanowiłam się. Próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co wtedy czułam, co myślałam, jaka byłam...
- Chyba tak - powiedziałam po chwili namysłu. - Pewnie bym wyjechała... dla niego wtedy byłam w stanie poświęcić naprawdę wiele - przyznałam to z bólem, bo teraz doskonale wiedziałam, że nie byłaby to dobra decyzja.
 - Wiedziałem to, ale Lewy mi nie wierzył. Jak widać, nie znał cię aż tak dobrze, jak zapewniał... Jeszcze bardziej się na niego wkurzyłem, gdy zapytał się mnie, jak łatwo zrywa się z dziewczynami, bo w końcu mam w tym doświadczenie, nie? - zironizował wyraźnie tym dotknięty. - Właśnie wtedy zrozumiałem, że czuję do ciebie coś więcej... że ta złość na Roberta, że to było tym spowodowane… że tamtymi imprezami próbowałem zagłuszyć w sobie poczucie winy, iż przestałem o ciebie walczyć. Bo to ty jesteś tą jedyną w moim życiu i nie powinienem był odpuszczać. Robert to wyczuł, w końcu znał mnie na wylot, więc stwierdził, że będę miał szansę zbliżyć się do ciebie, pocieszając cię, gdy on cię zostawi. A ja, głupi, się na ten układ zgodziłem. Powinienem ci był wtedy wszystko powiedzieć, w końcu kłamstwo zawsze wychodzi na jaw, ale... pogubiłem się w tym wszystkim... po raz pierwszy od tak dawna czułem, że jestem prawdziwie zakochany, a to była dla mnie zupełna nowość...
- Rozumiem, Semir, teraz naprawdę wszystko rozumiem - szepnęłam, bo wydarzenia z tamtych dni ułożyły mi się od nowa w głowie i poskładały w jedną  całość.
- Przepraszam, że cię wtedy tak bardzo rozczarowałem. Przepraszam, że cię oszukałem. Powinienem był być z tobą szczery, w końcu kłamstwo ma krótkie nogi. Czy jest jakiś cień szansy, że kiedykolwiek mi wybaczysz? - spytał.
W jego przeprosinach ewidentnie wyczułam skruchę, taką prawdziwą, nie udawaną. Siedziałam właśnie na kanapie z prawdziwym Semirem, który nie bawi się i nie manipuluje mną, tylko mówi szczerze i od serca. A to jest pierwszy stopień do tego, aby darować mu wszystko, co się zdarzyło między nami w przeszłości.
- Semir, po tym, czego się dzisiaj od ciebie dowiedziałam, wszystko zrozumiałam. Wreszcie mogę poukładać sobie w głowie tamte wydarzenia. I jest na to szansa, i to wielka - dodałam, uśmiechając się.
- To cudownie! - ucieszył się i przytulił mnie do siebie. 
Po chwili zorientował się jednak, że nie wszystko idzie tak, jak sobie to wyobrażał. Oderwał się ode mnie i spojrzał mi w twarz, jakby próbując w jej wyrazie doszukać się tego, czego chciał. Po chwili spytał niepewnie:
- Ale nie mogę liczyć na to, że kiedykolwiek jeszcze będziemy razem?
Spuściłam wzrok. Nie chciałam robić mu przykrości, ale wiedziałam, że nie powinnam dawać mu złudnych nadziei na coś, co nigdy nie będzie miało miejsca.
- Semir, nie obraź się - zaczęłam - jesteś naprawdę cudownym facetem, ale nie umiem drugi raz zaufać komuś na tyle, aby z nim być - wyznałam. - A dla mnie to jest fundament udanego związku.
Bośniak wyraźnie zmarkotniał, a mi zrobiło się go żal. W środku jednak czułam, że dobrze postąpiłam, mówiąc mu prawdę.
- Czyli gdybym ci wtedy powiedział prawdę, to... to... – jąkał się, nie mogąc dokończyć swojego pytania.
- Pewnie tak, pewnie byłaby szansa - przyznałam, wiedząc doskonale, o co mu chodzi.
Westchnął ciężko, jakby to miało pomóc mu w uporaniu się z przeszłością.
- Ale przecież możemy być przyjaciółmi? – spytał po chwili z nieśmiałym uśmiechem.
- Byłoby cudownie, gdyby się nam to udało - odpowiedziałam, również się uśmiechając.
Semir był zadowolony, że choć to mu pozostało. Oboje przyznaliśmy, że dobrze się stało, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. Obiecaliśmy sobie wsparcie i pomoc w każdej chwili. Opowiedziałam też Bośniakowi o dzisiejszym spotkaniu z Lewandowskim, w końcu to dzięki temu zdarzeniu się tutaj pojawiłam.
- Do mnie też się odezwał, prosząc o spotkanie. Nie wiem jednak, czy powinienem na nie iść… - zastanawiał się.
- Idź, byliście naprawdę zgranym duetem – uśmiechnęłam się. – Nie przekreślaj go tym, co się stało. Spróbuj to odbudować, a jak się nie uda, to przynajmniej będziesz miał czyste sumienie i nigdy nie zarzucisz sobie, że się nie starałeś – doradziłam mu, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.
- A ty wybaczysz mu kiedykolwiek? – spytał.
- W moim przypadku to nie jest takie łatwe… - szepnęłam, wbijając wzrok w podłogę.
Semir chciał coś powiedzieć, jednak nagle sobie o czymś przypomniałam. A raczej o kimś. Moja reakcja nie pozwoliła mu na jakiekolwiek słowa.
- O Boże! Przecież Kuba wciąż czeka na mnie na dole! – wykrzyknęłam w panice. – Jeszcze się przeze mnie rozchoruje!
Semir uśmiechnął się rozbawiony.
- Dobra, dziękuję ci za wszystko – szepnęłam do niego – i zapraszam do nas, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę. Jakby ci się nudziło samemu w domu i chciałbyś pogadać z kimś, czy pooglądać telewizję, czy nie wiem... jakbyś był głodny. Zawsze gotuję jak dla co najmniej trzech, wiesz, ile je Wilk – roześmialiśmy się – więc zawsze dla ciebie starczy. A Kubie wyjdzie na zdrowie, jak czasem zje trochę mniej, niż zazwyczaj.
Szybko zerwałam się z kanapy i narzucałam w pośpiechu na siebie kurtkę.
- Nie chciałbym zawracać wam głowy... – stropił się Bośniak, podążając za mną i bacznie przyglądając się moim poczynaniom.
- Nie będziesz zawracał – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu. – Wiem od Kuby, że odkąd u niego zamieszkałam, nie przychodzisz do niego i to z mojego powodu. Ale teraz już nie musisz mnie unikać, więc zapraszam. Wilk się ucieszy i ja też – dodałam, zawiązując w pośpiechu szalik na szyi.
Nie wyszło mi to za dobrze, jednak nie przejmowałam się krzywo założoną zimową odzieżą. Pożegnałam się w pośpiechu z Bośniakiem, całując go po przyjacielsku w policzek i jeszcze raz zapraszając w nasze skromne progi, po czym szybko zbiegłam po schodach, prawie wywijając orła na samym dole klatki schodowej. Wsiadając do auta Wilka, zdyszana przeprosiłam go, że tak długo musiał na mnie czekać. Oczywiście, Kuba nie dałby mi spokoju, gdybym nie opowiedziała mu wszystkiego, co wydarzyło się na górze. Także droga powrotna minęła nam szybko.
I tak oto rozmowa, która jeszcze nie tak dawno wydawała mi się straszną, okazała się całkiem przyjemna i prawie bezbolesna. A ja, dzięki temu, mam teraz trochę lżej na sercu, bo pozbyłam się jednego z prześladujących mnie zmartwień. Miałam tam zdecydowanie mniej balastu do noszenia.