poniedziałek, 18 czerwca 2012

14. Realizacja planu B prim rozpoczęta.

Przesiedziałyśmy z Asią prawie całą noc, wzajemnie opowiadając sobie to, co wydarzyło się w naszym życiu w ciągu ostatnich lat. A to nie było proste, bo każda z nas miała różne koleje losu i każda z nas spaprała nie jedną rzecz w swojej ziemskiej egzystencji. Aż dziwne, że tyle rzeczy wciąż nas łączy, mimo że tak dawno się nie widziałyśmy. Każda z nas miała pod górkę tylko dlatego, że pewien okres swojego życia spędziła w domu dziecka. Asia aż 14 lat. Została podrzucona pod drzwi dyrektorki placówki prawdopodobnie przez swoją biologiczną matkę lub ojca. Miała wtedy zaledwie miesiąc. Aż dziwne, że ci ludzie z Wrocławia chcieli adoptować nastolatkę, skoro powszechnie wiadomo, że jest to trudny wiek. Zazwyczaj adopcja tyczy się maluchów, sama wielokrotnie to doświadczałam, gdy nie chciano mnie, dlatego że jestem już dla nich za stara. Ludzie, jeśli już się decydują na adopcję, to przeważnie chcą samemu wychować malucha jak własne dziecko. I ja to całkowicie rozumiem. Ale co się odwlecze, to nie uciecze - w przypadku Kaweckiej to stare powiedzenie się sprawdziło. Nie udało się Asi za brzdąca, to udało się jej jako nastolatce. Podobno przekonała ich do siebie swoim uśmiechem i iskierkami w oczach. Może dlatego mną się nikt nigdy nie interesował, bo się nie uśmiechałam? Nie wiem, może to jest tego właściwy powód? Asia jednak żyła w bidulu praktycznie od urodzenia, była, że tak brzydko powiem, przyzwyczajona do tamtejszych realiów, a dla mnie to wszystko było totalną nowością. Spędziłam tam 6 lat. Trudnych lat mojego życia i to nie tylko dla mnie, ale także i dla osób z mojego otoczenia. To był etap dorastania. Nie byłam łatwym dzieckiem, to przyzna każdy, kto miał wtedy ze mną do czynienia. Ale podobno mile mnie w domu dziecka wspominają, mimo że wielokrotnie przysparzałam im mnóstwa kłopotów wychowawczych. Zawsze panie usprawiedliwiały moje zachowanie losem, który mnie dotknął. Żyłam tam od śmierci ojca aż do momentu adopcji przez Krzyśka, który jako jedyny wtedy nie bał się mojej "nowej osobowości". Mimo tego, co się stało i tak miałam wielkie szczęście, że on mnie wyciągnął z tego wszystkiego, że się ode mnie nie odwrócił i mnie nie zostawił. Mam cudownego brata i za to mogę być naprawdę wdzięczna losowi. Nie musiał, a jednak się mną zajął. Dotrzymał danego mi słowa. Był i wciąż jest moją opoką.
Odgoniłam szybko od siebie myśli związane z bidulem, zanim rozkleiłabym się, jak malutka dziewczynka. To było i już nie wróci. Teraz mam nowe, inne życie, dorosłe i muszę sobie w nim jakoś radzić.
Asia właśnie brała prysznic, a ja postanowiłam zrobić nam obiad. Nie śniadanie, tylko obiad, tak długo odsypiałyśmy nasze nocne wojaże. Jak za dawnych czasów, gdy przez całą noc spiskowałyśmy ze sobą na przeróżne tematy, a rano opiekunki nie mogły nas dobudzić do szkoły.
Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku i otwieranych drzwi. Ujrzałam wchodzącego do mieszkania i wesoło pogwizdującego sobie pod nosem Kubę. Spodziewałam się go z powrotem jutro albo dziś późnym wieczorem. Myślałam, że spędzi w rodzinnym domu więcej czasu. On nigdy nie lubił stamtąd wcześnie wracać. U mamy zawsze było mu najlepiej. Chciałam to wykorzystać i podczas dzisiejszego dnia dobrze przygotować do zakomunikowania mu o Asi i jej trudnej sytuacji. Wilk znów okazał się dla mnie nieprzewidywalny i będę musiała iść na żywioł. Jak to zazwyczaj bywa w moim świecie...
Po chwili Kuba stanął w kuchennych drzwiach, zdziwiony, gdy mnie zauważył. Nie spodziewał się mnie tutaj, tak samo, jak ja nie spodziewałam się jego.
- Cześć Kubuś, coś szybko wróciłeś. Wygonili cię z domu? - spytałam, chcąc na początek rozładować atmosferę.
- Za dużo ich tam jest, żebym miał jeszcze dłużej siedzieć. Tylko przeszkadzam. Miałem zamiar się przebrać i iść z powrotem popołudniu, ale... a właściwie to co ty tutaj robisz? I kto tu jeszcze jest? - spytał Kuba, słysząc wodę w łazience i rozglądając się zaskoczony dookoła siebie. - Mogłaś mnie uprzedzić, że będziesz miała gościa. Nie przeszkadzałbym wam - powiedział z wyrzutem.
Uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie zbierając myśli i zastanawiając się, z której strony ugryźć daną sprawę.
- Kuba, to nie tak... - próbowałam mu wyjaśnić zaistniałą sytuację.
- A kto to jest? Ten Mariusz, tak? Ten, co to ostatnio tak się wokół ciebie kręci? - ale ten nie dawał mi dojść do głosu.
Wybuchnęłam śmiechem, słysząc jego podejrzenia. Moja reakcja zdziwiła go tak bardzo, że automatycznie zamilkł, nie wiedząc co się dzieje i czekając na moją odpowiedź.
- Nie, Kuba, to nie jest żaden facet - powiedziałam z naciskiem, gdy mój napad śmiechu trochę ustał. - A w ogóle, Mariusz się wokół mnie nie kręci - zaprzeczyłam, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma racji.
- Ta, jasne. A ja jestem ojcem Mateuszem - odpowiedział sarkastycznie.
Pokręciłam przecząco głową, kompletnie się z nim nie zgadzając, ale nie miałam ochoty na kontynuowanie tych bezsensownych wywodów o moim koledze z pracy. Gdybym nie miała mu niczego ważnego do powiedzenia, pewnie nie odpuściłabym tak szybko i wytłumaczyła mu, choćby ręcznie (haha, Lila i rękoczyny; jak dawno tego nie było), że się myli. Teraz jednak skupiłam się bardziej na Asi, aniżeli na jego chorych insynuacjach.
- Dobra, zmieńmy temat. Usiądź – wskazałam krzesło, prosząc go już spokojniejszym i o wiele poważniejszym tonem głosu. - Wyjaśnię ci wszystko.
Wilk posłusznie usiadł i spojrzał na mnie z mieszanką zdziwienia, lekkiej obawy i ciekawości, prawdopodobnie spodziewając się nie lada rewelacji z mojej strony. W końcu, rzadko kiedy używam tego tonu głosu, a gdy już nim cokolwiek mówię, to nigdy nie zwiastuje to czegoś mało ważnego. Zazwyczaj także nie jest to nic dobrego...
Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy. Wypadałoby od czegoś zacząć. Przełknęłam więc ślinę.
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o tym, jak mi się żyło w domu dziecka? – spytałam.
Kuba skinął głową, przypatrując mi się uważnie i wciąż niewiele rozumiejąc z mojego zachowania.
- Pamiętasz, jak mówiłam ci, że mieszkałam w jednym pokoju z rok młodszą ode mnie Asią i że się przyjaźniłyśmy, ale z biegiem czasu jakoś to się urwało. Sama nie wiedziałam dlaczego. Pamiętasz? – spytałam ponownie. Wilk potwierdził wszystko skinieniem głowy. – Wczoraj ta sama Asia zapukała do drzwi naszego mieszkania i została tutaj na noc - poinformowałam go z lekkim uśmiechem.
- To super! Bardzo chętnie ją poznam – wyrzucił z siebie Wilk.
Kuba autentycznie się ucieszył z tej nowiny. Chyba spodziewał się po mnie czegoś zupełnie innego. Po jego minie wyczytałam, że nie takiej wersji się oczekiwał, ale ta wiadomość wyraźnie go usatysfakcjonowała. Siedział zadowolony i rozluźniony, prawdopodobnie sądząc, że to już koniec tego, co chciałam mu powiedzieć. A to był dopiero początek.
- Tylko Kuba... – zaczęłam, jąkając się trochę, jak nie ja – bo… bo jest pewien problem. Asia ma pewne kłopoty i ja bardzo chciałabym jej pomóc, ale potrzebuję do tego także twojej pomocy - wyjaśniłam mu dość pokrętnie to, o co mi tak naprawdę chodzi.
Wilk spojrzał na mnie i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Mów, jak mogę wam pomóc, zamieniam się w słuch.
- Obiecałam Asi, że ja ci to wyjaśnię, bo wy się jeszcze nie znacie i byłoby to dla niej trochę krępujące tak się przed tobą otwierać. A ja bez twojej pomocy nic nie mogę poradzić, więc musisz poznać prawdę. Tylko proszę, posłuchaj mnie uważnie - zaczęłam, po czym streściłam mu krótko to wszystko, co wczoraj usłyszałam od Aśki. Kuba słuchał mnie uważnie, przytakując co jakiś czas. Nie wtrącał się w ogóle w mój monolog, co bardzo ułatwiało mi sprawę. - I stąd moja prośba. Czy Asia mogłaby się u nas zatrzymać? Ja wiem, że nie na to się umawialiśmy, gdy się tu wprowadzałam, ale sam rozumiesz, to jest sytuacja kryzysowa. Nie mogę jej przecież zostawić samej sobie, zwłaszcza w takim stanie. Oddam jej swój pokój i przeniosę się na kanapę, więc o nic się nie martw, wszystko załatwię... - gadałam jak najęta, jak to zazwyczaj mam w chwilach, gdy się denerwuję jakąś ważną decyzją, którą ktoś ma podjąć.
- Oczywiście, nie ma problemu. Pomogę wam – przerwał mi, bo jak by tak dłużej było, to bym go zagadała na śmierć. - Tylko mam jedno zastrzeżenie – zapowiedział po chwili.
- Jakie? – spytałam zaskoczona, nie potrafiąc przewidzieć, o co może mu w tej chwili chodzić.
- To ja się przeniosę na kanapę, a ty będziesz spała u mnie w pokoju - poinformował mnie spokojnie Wilk, uśmiechając się.
Odwzajemniłam uśmiech. Zeszło ze mnie powietrze. Poczułam ulgę. Jego reakcja znaczyła, że naprawdę mogę, tfu, możemy na niego liczyć.
- Nigdzie nie będziesz się przenosił, zrozumiano? – pogroziłam mu. - Kanapa jest wygodna, więc nic mi się nie stanie. A ty musisz się wysypiać, bo niedługo wznawiasz treningi i jesteś Lechowi potrzebny w formie - wyjaśniłam z naciskiem, kręcąc głową z dezaprobatą.
- A ty chodzisz do pracy - wytknął mi szybko. - Jak sama mówisz, kanapa jest wygodna, więc nic mi nie będzie, jak to JA na niej będę spał.
Pokręciłam głową, nie mogąc się mu nadziwić. Niby znam go tyle lat, a wciąż potrafi mnie zaskoczyć. I to niesamowicie pozytywnie.
- Ustalimy to później - skwitowałam tylko, nie mając zamiaru teraz się z nim kłócić.
Tym bardziej nie miałam zamiaru ustąpić ze swojego stanowiska. W końcu, to moja przyjaciółka i to ja powinnam spać na tej cholernej kanapie. Ostatecznie to nie jest moje mieszkanie, on jest tutaj gospodarzem, nie mam prawa go wyganiać na kanapę jak jakiegoś psa.
- To co, mogę liczyć na twoją pomoc? - upewniałam się, na razie zostawiając sprawę, kto i gdzie będzie spał. Pokłócimy się o to wieczorem.
- Jasne, tylko wyjaśnił mi jeszcze jedno – dodał.
- Tak? – spytałam, zdziwiona po raz kolejny dzisiejszego popołudnia.
Swoim tonem głosu Kuba znów wprowadził mnie w stan niepewności. Nigdy tego nie lubiłam, zwłaszcza, gdy nie miałam pojęcia, o co może chodzić mojemu rozmówcy. A w tym przypadku nigdy nie można być pewnym, co chodzi po głowie takiemu Wilczkowi.
- Czy ty w ogóle miałaś zamiar spędzić wigilię z Kotorem? – spytał z wyrzutem, patrząc na mnie spode łba.
Chyba miałam w tej chwili naprawdę niezłą minę. Na szczęście, Kuba jej nie ujrzał, bo spuściłam wzrok. Ma mnie, skurczybyk! Nie wiem, jak on to robi, ale mnie przejrzał. Totalnie. Cholerny Wilczek! Chyba od teraz określenie "inspektor Gadżet" bardziej pasuje do niego, niż do Ivana. Och, Djuka nie będzie tym zachwycony…
- Niech ci będzie, masz mnie! Nie, nie miałam takiego zamiaru - przyznałam się po chwili, unosząc ręce w górę.
Naprawdę nie widziałam sensu w ukrywaniu tego, skoro prędzej czy później i tak by się to wydało. A przed Kubą zawsze jest się łatwiej wybronić, w końcu prawie do perfekcji mam opanowany mechanizm, mający na celu jego udobruchanie. Z Krzyśkiem nie poradzę sobie, tak jak z Wilkiem, znam to z doświadczenia.
- I mam przez to rozumieć, że mam cię kryć przed Krzyśkiem? – podpytywał mnie Wilczek.
- Jakbyś mógł - spojrzałam na niego z miną zbitego psiaka.
- I co ja z tobą mam, kobieto? – westchnął, wznosząc oczy ku niebu. - No dobra, tylko później masz mi ładnie wyjaśnić, dlaczego nie chciałaś iść z żadnym z nas na wigilię - zastrzegł sobie, zgadzając się. - Mieliśmy właśnie wychodzić z domu, ale spotkałaś na klatce schodowej Asię, więc wróciłaś z nią do naszego mieszkania, a ja poszedłem sam do moich rodziców. Pasuje ci taka wersja? - spytał jeszcze na potwierdzenie, abyśmy obydwoje mówili to samo, w razie potrzeby.
Rzuciłam mu się na szyję w podziękowaniu za to wszystko, co zdążył już zrobić dla mnie przez czas jego pobytu dzisiaj w naszym mieszkaniu. Był niezastąpiony! Właśnie w takiej sytuacji zastała nas Asia.
- A zarzekałaś się, że to nie jest twój chłopak - rzuciła, spoglądając na nas z lekkim uśmiechem, który tak naprawdę ukrywał zdenerwowanie sytuacją. - A tu proszę, ja widzę coś zupełnie innego.
Roześmiałam się. Kuba także się rozpromienił, jednocześnie przyglądając się jej uważnie.
- A ja was posądziłem o romans – po chwili przyznał się Wilk, co już totalnie rozbroiło trochę napiętą atmosferę w domu.
- Poznajcie się moi drodzy, to jest Kuba, a to Asia - przedstawiłam ich sobie, omijając szerokim łukiem temat domniemanych romansów między nami.
Najbardziej bałam się, że nie złapią ze sobą kontaktu i że będzie nam się kiepsko ze sobą mieszkało w ciągu najbliższych tygodni, jednak moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Wilk już po chwili żartował sobie w najlepsze, a Asia przełamywała pierwsze lody i zaczęła mu wtórować. To dobrze, że się powoli przed nim otwiera. Ona nigdy nie wierzyła w przyjaźń damsko-męską, którą ja jej dość często serwowałam. Zazwyczaj w takich sytuacjach płeć przeciwną omijała szerszym łukiem. Bałam się, że po tym, co zrobił jej ten Emil, czy jak mu tam było, już kompletnie nie będzie chciała mieć do czynienia z facetami. Na szczęście, nie. Jej podejście z młodości uległo zmianie. To dobrze.
- To co, Kubuś, jesz z nami? - spytałam, bo właśnie nasz obiad stawał się gotowy do spożycia.
- Jeszcze się pytasz? Ja zawsze zjem to, co ugotujesz! - zapewnił mnie uradowany, gdy tylko wspomniałam o jedzeniu.
- Czyżby mama nie dała ci obiadu? – podpuszczałam go, szperając po szafkach.
- Skądże znowu! Dała i to jaki! - pogłaskał się po brzuchu z zadowolonym uśmiechem.
- Widzisz, Asiu, mówiłam ci, że jest to totalny głodomór. Jeszcze takiego na swojej drodze nie spotkałaś, przekonasz się – zaśmiałam się, zwracając się do brunetki.
Aśka chciała coś powiedzieć, ale Wilk nagle gwałtownie wstał z krzesła przez siebie zajmowanego, robiąc tym trochę hałasu, bo krzesło przewróciło się z hukiem.
 - Zapomniałem! Mam coś dla ciebie od mamy! – krzyknął, wskazując na moją osobę. Po chwili wyleciał z kuchni, jak oparzony, by zaraz potem wrócić z dwiema wypchanymi siatkami w rękach, które prawdopodobnie zostawił w korytarzu, gdy wrócił do domu i teraz sobie przypomniał o ich istnieniu. - Jak mama usłyszała, że bardzo smakują ci jej pierogi, to mi to dała. Dla ciebie - oznajmił.
Ze zdziwieniem podeszłam do toreb, dzierżonych w rękach przez zadowolonego Kubę. Zajrzałam do środka, a tam ujrzałam mnóstwo słoików z gołąbkami w sosie pomidorowym, zamrożonych w pojemnikach pierogów, czy krokietów. Aż musiałam usiąść z wrażenia.
- O Boże, ale tego dużo - jęknęłam tylko. - Podziękuj jej za to. Albo nie, wiesz co? Lepiej jak ja jej podziękuję, bo dzięki temu teraz łatwiej będzie mi cię karmić - zaśmiałam się.
- Widzisz, jak mama o mnie dba? - spytał dumny.
- No, widzę właśnie – odpowiedziałam mu ze śmiechem. - Może nie za bogato to wygląda - mówiłam, nakrywając do stołu - ale jutro otworzą sklepy, to uzupełnimy zapasy. Asiu, powiesz mi wtedy na co masz ochotę, a my się od teraz będziemy stosować do twoich zachcianek - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Mi jest obojętne, co przygotujesz. Ostatnio jadałam to, co miałam, a nie to, na co miałam ochotę - odpowiedziała.
- Ale teraz jesteś u mnie i to się zmieni. Od dziś stosujemy się do ciebie – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Prawda Kuba?
- Jasne – zapewnił mnie Wilk. – A jeśli ty nie będziesz miała jakiegoś pomysłu, to ja ci je chętnie podrzucę – rzucił po chwili w stronę dziewczyny.
- Ty sobie na zbyt wiele nie pozwalaj - uderzyłam go ścierką po głowie - i nie manipuluj mi przyjaciółki. I to w mojej obecności! Ja sobie wypraszam!
Asia zaśmiała się, widząc nasze wzajemne przekomarzanie się. Będzie musiała się do tego przyzwyczaić, bo to się zdarza co najmniej po kilka razy w ciągu dnia.
- Nie dam się mu zmanipulować, nie martw się – obiecała mi Kawecka.
Jednak gdy tylko się obróciłam, usłyszałam za swoimi plecami konspiracyjne szepty między tą dwójką, co nie wróżyło dla mnie niczego dobrego. Choć jednocześnie cieszyłam się, że dogadują się ze sobą już tak dobrze, bo naprawdę zależało mi na tym, aby złapali ze sobą dobry kontakt.
Po zjedzeniu obiadu całą trójką (czwórką) rozsiedliśmy się przed telewizorem i zajadając się popcornem, oglądaliśmy jakieś durne świąteczne programy, które co rok puszczają w stacjach telewizyjnych, jakby niczego nowego nie mieli.
- Ej, Kubuś, a Ivan i Aga mówili coś, że gdzieś się wybierają w te święta, czy zostają w domu? – spytałam w pewnej chwili, bo nie mogłam sobie przypomnieć, czy rozmawialiśmy na ten temat.
- Z tego, co Djuka mówił, to jutro jadą do jakieś rodziny Agnieszki, więc dziś powinni być jeszcze w domu. A co? – spytał zaciekawiony.
- Muszę coś pilnie załatwić od Agi. Jak zostawię was samych w domu na trochę, to będzie on wciąż stał w całości? I wy będziecie cali i zdrowi? I nie stworzycie jakiegoś planu przeciwko mnie? - zasypałam ich gradem pytań, jednocześnie pospiesznie się ubierając.
- O te dwa pierwsze możesz być spokojna, Asia będzie mnie pilnować - zaśmiał się Wilk, przyglądając się uważnie moim poczynaniom. - Ale tego ostatniego nie możesz być pewna...- mruknął, uśmiechając się pod nosem.
Zdzieliłam mu poduszką przez łeb. Ponownie dzisiejszego dnia.
- Ej, przestań mnie bić! - krzyknął. - Są święta!
Asia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Natomiast ja po prostu to zignorowałam. Jak mu się należało, to dostał. Święta nie mają nic do tego.
- Mogę cię z nim zostawić? - spytałam Kawecką, gdy już się trochę uspokoiła.
- Jasne, poradzimy sobie - zapewniła mnie. - Nie martw się tak o nas.
- Ok, wierzę wam. To będę jak wrócę, czyli tak za godzinę, może dwie. Zależy, jak długo mnie Aga przytrzyma. Wilk doskonale wie, jaka ona jest - powiedziałam, ubierając na siebie wierzchnią, zimową odzież, której nie cierpiałam. - Proszę, tylko nie zróbcie jakichś głupstw - zastrzegłam jeszcze, wychodząc na zewnątrz.