Siedziałam w restauracji
między Kubą, a ojcem Aśki i niestety, ale muszę przyznać, że trochę się
nudziłam. Po mojej lewej pan Antoni wprost nie mógł się nacieszyć swoją wnuczką
i to do tego stopnia, że aż nie wypuszczał jej z rąk podczas całej uroczystości,
nie chcąc się nią z nikim dzielić. I przez to tego wieczoru nie zwracał na
nikogo innego swojej uwagi, tak jakby oprócz Lilki nikogo innego nie było w
pomieszczeniu. W sumie to nie dziwiłam mu się jakoś specjalnie, w końcu widział
ją na żywo po raz pierwszy w życiu i zapewne było to dla niego sporym przeżyciem.
Na pierwszy rzut oka było widać, że mała w jednej chwili zawładnęła jego sercem
i teraz miała nad dziadkiem pełną kontrolę. Nie zdziwię się, gdy wykorzysta to
do swoich celów, oczywiście, gdy tylko trochę podrośnie i zrozumie, że jedną
słodką minką, spojrzeniem, czy prośbą może uzyskać aprobatę ze strony dziadka
na wszystko, co jej się w głowie urodzi. Oby tylko z tym za bardzo nie
przeginała… Ale tym będziemy martwić się później, jak już podrośnie, bo w tym
momencie mała była w stanie tylko absorbować uwagę pana Antoniego swoją osobą,
przez co nie dało się z nim porozmawiać na żaden inny temat, niż Lilka i jej
cudowność (której nikt w tym towarzystwie nie śmiał kwestionować). Została mi
więc tylko prawa strona, ale tam, niestety, było podobnie. Kuba tak był zajęty
rozmową z Krzyśkiem, że aż przestał mnie zauważać. Mój Boże, nigdy nie
sądziłam, że kiedyś doczekam dnia, w którym będę z chłopakiem, który będzie w
tak dobrej komitywie z moim bratem! Dlatego też nie przeszkadzałam im i wciąż wtrącającemu
się do ich rozmowy Ivanowi, mimo że nieraz słyszałam swoje imię. Co prawda nie
mam przysłowiowego wielkiego ucha, mimo to i tak wiedziałam dobrze, że panowie
rozmawiają o mnie i to już od jakiegoś czasu. Nie było to zbytnio eleganckie,
zwłaszcza, że siedziałam tuż obok nich i wszystko mogłam usłyszeć, no, ale cóż
na to poradzić? Z opcji wyzwania ich i obrażenia się na nich za to, wybrałam tą
drugą – ignorowanie. I dlatego starając się nie ingerować w męską rozmowę o
mnie, odbywającą się po mojej prawej stronie, jadłam ciasto z niemal stoickim
spokojem i obserwowałam ludzi.
A dzisiejszego
popołudnia zjawiła się tutaj naprawdę całkiem spora grupa. Był tata Aśki i jej
młodszy brat, Mateusz, z którymi szatynka widziała się po raz pierwszy od jej
ucieczki do Poznania, czyli od ponad pół roku. Byli też rodzice Semira, jego
brat z narzeczoną i siostra z chłopakiem, którzy specjalnie na tą okazję
przylecieli do Polski, po raz pierwszy w tak licznym gronie. Był Jasmin i
Laura, która mimo że miała swoje obowiązki związane z występami w jej
ukochanych rajdach, nie mogła odpuścić sobie przyjścia przynajmniej na
uroczystość odbywającą się w kościele. Był Ivan z Agnieszką, Dima z Sanją,
Kotor i jego dziewczyny – Sylwia i Amelka oraz ja i Kuba – rodzice chrzestni
małej. Wszyscy zgromadzeni w jednej, wielkiej grupce przy stoliku. Oprócz nas
byli jeszcze – a może i przede wszystkim – trzy najważniejsze osoby tego
popołudnia: Aśka, Semir i Lilka – główna zainteresowana dzisiejszej
uroczystości. Wszyscy zrelaksowani, uśmiechnięci, niezwykle towarzyscy, wręcz w
szampańskich nastrojach. Każdy z chłopaków, specjalnie na tą okazję, opóźnił swój
tak długo wyczekiwany urlop o tydzień, tak, abyśmy w kompletnym gronie mogli
świętować jeden z ważniejszych dni w życiu Lilki i jej rodziny, czyli chrzciny
małej. I choć ona sama jeszcze niczego nie rozumiała z tego, co się dzisiaj
działo, to i tak od rana wzmożone zainteresowanie jej osobą przyjmowała ze stoickim
spokojem, jakby to było normalnie. Gwiazda nam rośnie, nie ma co.
- Psssssssst –
usłyszałam nagle tuż nad moim uchem, co wyrwało mnie z zamyślenia.
Tak się tego nie
spodziewałam, że się prawie plackiem zachłysnęłam z przestrachu. Spojrzałam
więc z urazą na osobę, która próbowała doprowadzić do mojego uduszenia się, aby
wiedziała, że tak się nie robi.
- Czego? – warknęłam,
ale nie zabrzmiało to tak, jak miało, bowiem wciąż miałam pełne usta, które
zamortyzowały złowrogi ton głosu.
Ale bazyliszkowatego
spojrzenia nie dało się ukryć.
- Możemy porozmawiać? –
spytał Semir konspiracyjnie, rozglądając się nerwowo po bokach i w ogóle nie
zwracając uwagi na mój wzrok, który gdyby mógł, to by zabijał. – Na osobności?
– dodał, jakbym po jego zachowaniu nie domyśliła się, że chce, aby ta sprawa
została tylko między nami.
Westchnęłam ciężko nad
swoim marnym losem, zaprzestając konsumowania naprawdę pysznego sernika, po
czym wstałam od stołu, by móc podążyć za Bośniakiem w jakieś ustronne miejsce i
dowiedzieć się, o co tym razem może mu chodzić. Wychodząc z sali, zauważyłam,
że Kuba nawet się nie zorientował, że nie ma mnie obok niego. Tak mnie to
wyprowadziło z równowagi, że prawie zaryłam w poręcz od schodów – na szczęście
w ostatniej chwili złapałam równowagę. I właśnie przez to zdarzenie zaczęłam
się poważnie zastanawiać, czy nie powinnam się na niego pogniewać za to, że tak
mnie olewa od kilkunastu minut, jakby mnie nie było.
Gdy tylko zeszliśmy na
dół, zniecierpliwiony i dziwnie czymś zestresowany Semir nie dał mi nawet
chwili czasu, by móc się w spokoju namyślić, co powinnam zrobić z Kubą.
- Rozmawiałaś ostatnio z
Aśką? – spytał Bośniak, wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie.
Spojrzałam na niego, nie
bardzo wiedząc, o co może mu chodzić. Mimo to nieznacznie przytaknęłam.
- Czy chodziło o mnie? –
tym razem zapytał spokojniej, jednocześnie uważnie przyglądając się mojej
reakcji, by móc z niej coś wyczytać.
- Może – szepnęłam, nie
bardzo wiedząc, co mam teraz zrobić.
W sumie Aśka nie prosiła
mnie, aby ta rozmowa została między nami, ale z drugiej strony mogło jej się to
wydać logiczne i dlatego wyraźnie nie zastrzegła, abym komuś – a już zwłaszcza
Semirowi – cokolwiek powiedziała na ten temat. Poza tym nie wiedziałam, czy naprawdę
chcę się mieszać w nie swoje sprawy…
Do tego wciąż nie bardzo
wiedziałam, o co Bośniakowi się rozchodzi.
- Domyśla się czegoś? –
spytał.
- Nie wiem, co mogę, a
czego nie mogę ci powiedzieć… – odrzekłam spokojnie, jednocześnie starając się
znaleźć jakieś dobre rozwiązanie z tej sytuacji, aby im pomóc, a nie zaszkodzić.
– Ale według mnie powinieneś z nią porozmawiać na temat twojej sportowej
przyszłości. Najwyższy czas.
- Ale co to ma do
rzeczy? – zdziwił się Semir, nie bardzo rozumiejąc. – O czym ty mówisz?
- O zbliżającej się
decyzji, gdzie zagrasz w przyszłym sezonie? – to miało być zdanie, ale jakoś
niechcący wyszło z niego pytanie.
Bo ostatnio z Kawecką
rozmawiałam albo o tym, albo o chrzcinach. Żadnego innego tematu – związanego z
Bośniakiem, a nawet i z nim nie związanego – nie poruszałyśmy. Więc jeśli
Semirowi nie o to chodzi w tej chwili, to ja już naprawdę nie wiem, o co.
- A, ty o tym – Bośniak machnął
lekceważąco ręką, jakby to nie było istotne. Nie bardzo wiedziałam, co się
dzieje. Jeśli nie mówiliśmy o tym, to o czym? – Rozmawialiśmy na ten temat
ostatnio i wszystko ustaliliśmy.
- Nie rozumiem –
odpowiedziałam szczerze, patrząc na niego jak ciele na malowane wrota. – Na
żaden inny temat, związany z twoją osobą, nie rozmawiałam ostatnio z Aśką. No,
chyba, że chodzi o chrzciny małej.
- To dobrze. To znaczy,
że niczego się nie domyśla – Semir odetchnął z wyraźną ulgą, gdy tylko to
usłyszał. Po chwili ciszy chyba zauważył, że wciąż nie wiem, o co mu chodzi, bo
ciężko westchnął i dodał: – To dziś.
Spojrzałam na niego, jeszcze
bardziej nie rozumiejąc, co do mnie mówi, jakbyśmy nie porozumiewali się ze
sobą w języku polskim, tylko on mówił do mnie po bośniacku, a ja do niego po
hiszpańsku. Bo co takiego ma się wydarzyć dzisiejszego dnia? Przecież
najważniejsza uroczystość, czyli chrzciny małej, już się zakończyła. Znaczy,
wciąż na górze trwa poczęstunek, ale…
- Dzisiaj mam zamiar
oświadczyć się Asi – Semir szeptem przerwał mi moje rozmyślanie, gdy tylko
zorientował się, że wciąż nie umiem pokojarzyć faktów.
Powiedział to tak cicho,
że musiało minąć trochę czasu, zanim dotarł do mnie sens jego słów. A wtedy…
wtedy to już kompletnie mnie zatkało. Tego się po nim nie spodziewałam. Co
prawda już jakiś czas temu wybraliśmy pierścionek zaręczynowy dla Kaweckiej,
ale nie sądziłam, że Bośniak zechce go użyć właśnie dzisiejszego dnia, że tak
to sobie wymyślił. Tak właściwie, to nawet zdążyłam zapomnieć, że taka sytuacja
miała w ogóle miejsce.
Ostatnio trochę kiepsko
mi wychodziło bycie przyjaciółką…
- Kuba na ciebie źle
działa. Zdecydowanie. Kiedyś jako pierwsza byś się domyśliła, co się święci, a
teraz trzeba ci wszystko wyjaśniać jak dziecku – Semir pomruczał złowrogo pod
nosem, ale chyba nie był na mnie za to zły. – Nie puściłaś pary z ust, prawda?
Nikomu? – spytał po chwili, chcąc się zapewne upewnić, że Aśka wciąż nie ma
pojęcia co do jego planów wobec niej.
Ja jednak uznałam to za
obrazę. No, bo jak on śmie wątpić w dotrzymanie danego komuś słowa przez moją
osobę?
- Lepiej dla ciebie
będzie, jak udam, że nie usłyszałam tego pytania i się na ciebie za to nie
obrażę – odpowiedziałam powoli, otrząsając się już z pierwszego szoku po tym,
co usłyszałam na temat planów na dzisiejszy wieczór – zwłaszcza, że to jest
naprawdę ważny dzień dla moich przyjaciół i jeśli dobrze myślę, to mówisz mi o
tym tylko dlatego, że jestem ci do czegoś potrzebna.
- No i to jest stara,
dobra Lila! – Bośniak klasnął w dłonie, po chwili orientując się jednak, że nie
powinien się tak głośno zachowywać.
Znowu rozejrzał się
wokół własnej osi, chcąc się upewnić, czy nikt nas nie podsłuchuje, po czym
odciągnął mnie w jeszcze dalszy zakamarek pomieszczenia.
- Wiesz, że to dziwnie
wygląda? – skomentowałam ze śmiechem, jednak on w ogóle nie zwrócił na to
swojej uwagi.
A to tylko dlatego, że
właśnie objaśniał mi plan działania, w którym miałam swoją rolę. Był bardzo
przejęty tym, co miało się wydarzyć za kilkadziesiąt minut, że nawet gdybym
próbowała w jakikolwiek sposób przerwać jego monolog, to za diabła by mi się to
nie udało.
- Wszystko jasne? –
spytał na koniec, w końcu uraczając mnie długim, dość wyczekującym spojrzeniem.
Przytaknęłam energicznie,
bo w jego planie nie było niczego zawiłego… w sumie nie było tam niczego, czego
mogłabym nie zrozumieć.
- To dobrze – odetchnął
i usiadł na parapecie w taki sposób, jakby ten monolog wypruł z niego wszystkie
siły.
- Denerwujesz się? –
spytałam go.
Semir spojrzał na mnie w
taki sposób, że aż pożałowałam swojego pytania. Na pierwszy rzut oka przecież
było widać, że jest zestresowany i nie musiałam go o to pytać. Nigdy nie
widziałam go takim, a przecież nie znam go od dziś.
- A ty byś nie była,
gdybyś w towarzystwie tylu ludzi mogła dostać kosza? – zapytał retorycznie,
jednak w jego głosie nie usłyszałam jakieś nuty złości. – Pewnie, że jestem! –
krzyknął, że aż podskoczyłam. – Poza tym co będzie, jeśli ona się zgodzi, a jej
ojciec zaprotestuje? – spojrzał na mnie przestraszony.
Nie podobało mi się to,
co się z nim dzieje po tym, jak zadałam jedno, głupie pytanie. Nie mogłam więc
dopuścić, aby zaczął się bać, dlatego postanowiłam nie ciągnąć tego tematu.
- Nie panikuj –
poklepałam go więc po ramieniu – i rób swoje. Zobaczysz, że wszystko się uda, o
ile będziesz sobą. Skoro Aśka zakochała się w tobie takim, jakim jesteś
naprawdę, to teraz wszystko musi pójść dobrze.
Starałam się go jakoś
podtrzymać na duchu, choć nie bardzo wiedziałam, jak mam to zrobić. Nie
przypominałam sobie bowiem, abym kiedyś miała do czynienia z facetem tuż przed
jego zaręczynami… Choć nie, lepiej, abym sobie takich sytuacji nie
przypominała, bo Ivan i Krzysiek byli wtedy nie do zniesienia. Ale w sumie,
kiedy to było? Już jakiś czas temu, więc mogłam zapomnieć, jak to wtedy było.
- Może i masz rację… – westchnął
Bośniak, jednak w jego głosie nie usłyszałam przekonania.
- Nie, Semir, nie może.
Ja mam zawsze rację – zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę. – To co, na
stanowiska? – spytałam od razu, zmieniając temat. A gdy tylko Bośniak
przytaknął, dodałam jeszcze, poklepując go po ramieniu: – Naprawdę mam
nadzieję, że Asia się zgodzi.
I poszłam na górę,
zostawiając go trochę skołowanego i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z
jego strony. Choć jeśli słuch mnie nie mylił, to Semir wyszeptał krótkie „dzięki” za moimi plecami. Ale przecież
mogłam się przesłyszeć…
Nie to jednak było
istotne w tym momencie. Wchodząc do sali, mój wzrok automatycznie spotkał się ze
spojrzeniem jedynej – oprócz mnie, rzecz jasna – wtajemniczonej w całą akcję
osoby. Wyglądało to trochę tak, jakby Jasmin czekał na mój powrót do
pomieszczenia. Blondyn uśmiechnął się do mnie znacząco, chyba domyślając się,
że już wiem o wszystkim. A może widział, jak wychodziłam w towarzystwie Semira
i dobrze wiedział, co się święci? Poza tym z tego, co mi Stilić mówił, Burić
doskonale zna ten plan, bo wspólnie go opracowywali… mniejsza z tym.
Odpowiedziałam na ten gest Bośniaka lekkim uśmiechem i pokiwałam nieznacznie
głową, po czym zaczęłam wytężać wzrok w poszukiwaniu Aśki. Kawecka bowiem podczas
poczęstunku nie umiała usiedzieć na miejscu, tylko chodziła w tę i z powrotem,
co chwila sprawdzając, czy wszystko jest w porządku, tak, jak to sobie zaplanowali.
Na nic zdały się uspokajające głosy wszystkich i prośby, aby z nami choć przez
dłuższą chwilę posiedziała i porozmawiała – ona i tak nie potrafiła wytrzymać w
jednym miejscu dłużej niż pięć minut. Chciała, aby wszystko wypadło dobrze,
żeby każdy miło wspominał chrzciny jej córki. Stresowała się tą uroczystością
już od tygodnia, nie umiejąc rozmawiać na żaden inny temat, niż na ten, co w
pewnym momencie zaczęło mnie już irytować. Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie,
gdy zobaczyłam ją siedzącą na moim miejscu i beztrosko rozmawiającą ze swoim
ojcem, który wciąż nie wypuszczał Lilki z rąk. Chwilę mi zajęło ogarnięcie się
i przypomnienie sobie, jakie mam zadanie. Podeszłam więc do tej trójki,
starając się nie wzbudzić jakichkolwiek podejrzeń.
- O, Lila, jesteś – Aśka
uśmiechnęła się, gdy tylko mnie zauważyła. – Gdzie byłaś? Pytałam się Kuby, ale
ten nie miał bladego pojęcia, gdzie cię wywiało – uśmiechnęła się.
- Bo on od kilku minut
nie zwraca na mnie uwagi – odpowiedziałam, spoglądając srogo na Kubę, który gdy
tylko usłyszał mój głos, odwrócił się od chłopaków.
Można rzec – w końcu!
- Mam nadzieję, że nie
masz mi za złe, że sobie tu przycupnęłam – powiedziała Kawecka w moim kierunku,
chyba starając się tym ściągnąć naszą uwagę na jej osobę, byleby przypadkiem
nie wywiązała się z tego jakaś niepotrzebna kłótnia.
- Nie, choć jestem
zaskoczona, że siedzisz. Jakieś kilkanaście minut temu nie można cię było do
tego namówić – dodałam beztrosko, uśmiechając się i opierając o oparcie
krzesła, na którym teraz siedziała.
- Przegięłam, nie? –
skrzywiła się Kawecka. – Sama nie wiem, co mi odbiło… – zaczęła się zastanawiać
na głos.
- Chęć bycia perfekcyjną
– odpowiedziałam jej. – Ale teraz już jesteś normalna? – spytałam ją z
uśmiechem. Aśka od razu twierdzącą pokiwała głową. – W takim razie mogę cię prosić
na chwilę? Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać – powiedziałam poważnie,
próbując dać jej do zrozumienia moim tonem głosu, że to rozmowa na osobności.
- Znowu mnie zostawiasz?
– jęknął Kuba, który, o dziwo, przez ten cały czas się nam przysłuchiwał.
Jakby nagle sobie
przypomniał, że to ze mną przyszedł, a nie z Krzyśkiem czy z Ivanem.
- Ty, jak zauważyłam,
masz lepsze zajęcie – dodałam bezbarwnie.
- Och, Kuba, przecież
masz ją na co dzień, odstąp mi więc ją na chwilę – zaświergotała Aśka, starając
się, aby atmosfera między nami nie zgęstniała.
Kawecka poklepała jeszcze Wilka po plecach,
jakby chciała mu tym gestem dodać otuchy, po czym złapała mnie za rękę i
wyciągnęła z sali. Wychodząc z pomieszczenia, obejrzałam się jeszcze i pokiwałam
porozumiewawczo głową do Jasmina, że ma drogę wolną i może działać.
- Coś się stało? –
zainteresowała się Aśka, gdy tylko wyszłyśmy na balkon, a ona zobaczyła, że
wyciągam z torebki paczkę papierosów. – Znowu pokłóciłaś się z Kubą – stwierdziła,
spoglądając na mnie srogo.
- Nie, a dlaczego
pytasz? – zdziwiłam się, szukając po kieszeniach zapalniczki.
Jak na złość – nigdzie
jej nie miałam.
- Bo dziwnie się do
siebie dzisiaj odnosicie… – wyjaśniła, przyglądając mi się uważnie. – I z tego
co pamiętam, to palisz tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Trochę mnie dzisiaj irytuje
od rana, ale to nic wielkiego, naprawdę – odpowiedziałam jej, wzruszając
ramionami. – A poza tym czy dzisiaj nie jest wyjątkowa sytuacja? Właśnie
zostałam chrzestną matką! – krzyknęłam radośnie.
- Jasne, że to jest
wyjątkowy dzień, ale chodziło mi o…
- Wiem, o co ci
chodziło, kochana – przerwałam jej poważnym tonem głosu, siadając obok niej na
ławce. – Poza tym i tak nie zapalę, bo nie mam ze sobą ognia. Nieważne –
machnęłam na to ręką, upychając papierosy z powrotem w torebce. – Tak właściwie
to wzięłam cię na ubocze, bo jestem ciekawa, czy już wiesz, co chcesz zrobić w
związku z Semirem? Ostatnio obie byłyśmy tak zabiegane, że nie miałam okazji,
by cię zapytać, co postanowiłaś – wyjaśniłam. – Bo coś postanowiłaś, prawda? –
spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Tak, wszystko
przemyślałam, a później rozmawiałam z Semirem na ten temat dość długo i dzięki
temu doszłam do wniosku, że masz rację. Skoro go kocham, to nie będą mi
straszne jakieś wyjazdy, przeprowadzki, w końcu z tym wiąże się życie
sportowca. Najważniejsze, aby być razem – uśmiechnęła się pod nosem w taki
sposób, w jaki uśmiechają się zakochane kobiety. – Ustaliliśmy więc, że po
chrzcinach Lilki usiądziemy, przejrzymy oferty i wspólnie się zastanowimy, co
będzie dla nas najlepsze, jaki kierunek powinniśmy wybrać.
- Bardzo dobra decyzja,
Aśka, naprawdę. Jestem z ciebie dumna – odrzekłam poważnie, uśmiechając się pod
nosem.
- Dzięki – Kawecka
trochę się speszyła, gdy tylko usłyszała moje słowa. – A wy? Wiecie, co z wami
będzie w przyszłym sezonie? – zainteresowała się.
- Nie – pokręciłam
przecząco głową, a mina od razu mi zrzedła – nawet na ten temat nie rozmawiamy.
Kuba skupiał się na lidze i nic nie chciał słyszeć na temat swojej przyszłości,
a ja nie miałam zamiaru kolejny raz się go o to pytać i znowu nie usłyszeć
odpowiedzi, bo to mnie frustruje. A potem niepotrzebnie się ze sobą sprzeczamy
– wyjaśniłam jej.
- Ale przecież liga
skończyła się tydzień temu! – przypomniała mi Kawecka, jakbym o tym nie
wiedziała. – Wilk wrócił do domu i co? Nadal omijacie ten temat? – zdziwiła
się.
- Ja już nie mam siły
zaczynać go od nowa, a on najwidoczniej uznał, że nie musi mi o niczym mówić.
Może zwyczajnie sam nic nie wie? – zastanawiałam się.
- Boże, wy się czasem
zachowujecie jak dzieci – Kawecka pokręciła głową z dezaprobatą. – Dlaczego nie
powiesz mu, że masz dosyć tej niepewności? Że chcesz wiedzieć, jakie ma plany
na przyszłość, bo w końcu jesteś częścią jego życia? – zasypała mnie naprawdę
sensownymi pytaniami. – A może to ja mam z nim pogadać, hm? Opieprzyć go za tą
opieszałość? – zapytała po chwili, widząc, że nie bardzo jestem skoro do
odpowiadania na poprzednie jej pytania.
A z tego, co można było
zauważyć z jej zachowania, była gotowa w każdej chwili, by wejść z powrotem na
salę w celu rozmówienia się z Wilkiem. Tu, teraz i zaraz, jakby nagle przestało
ją obchodzić, by inni mieli dobre wspomnienia z dzisiejszej uroczystości. I choć
korciło mnie, żeby jej na to pozwolić, nie mogłam tego zrobić – bo właśnie
takie było moje zadanie, aby Aśka była z dala od sali, dopóki Jasmin nie da nam
znać, że wszystko gotowe i możemy wracać.
- Nie, wybacz, ale
wolałabym, aby nikt tego za nas nie załatwiał – odpowiedziałam spokojnie,
gotowa jednak w każdej chwili złapać ją za rękę, żeby tylko nie weszła ponownie
do środka.
Całe szczęście, że nie
musiałam tego robić.
- No tak, masz rację,
takie sprawy powinno się załatwiać między sobą – przytaknęła mi po krótkim
namyśle. – Ale jakby co, to pamiętaj…
- Tak, tak, wiem, że
zawsze mi pomożesz, dziękuję ci za to – przerwałam jej z uśmiechem.
- To się cieszę –
uśmiechnęła się do mnie. – Nawet nie wiesz, jak fajnie jest po tym całym
tygodniu bieganiny i nerwów, tak usiąść na dworze w twoim towarzystwie i
pooddychać świeżym powietrzem – szepnęła. – Aż dziwne, że jeszcze nikt nie
zauważył, że zniknęłyśmy…
- Najwidoczniej nic się
jeszcze nie zepsuło, co by wymagało naszej interwencji – zaśmiałam się
swobodnie.
A Aśka po chwili mi
zawtórowała. Siedziałyśmy tak obok siebie i wpatrywałyśmy się w chmury, nie
rozmawiając ze sobą za wiele. Pogoda z dnia na dzień robiła się coraz lepsza, w
końcu była połowa maja, można więc było w końcu posiedzieć na powietrzy i nie
zmarznąć przy tym.
- Wiesz, że cieszę się,
iż jesteśmy tak same nie tylko z tego powodu? – spytała Kawecka po chwili
ciszy. Przyjrzałam się uważniej jej twarzy. – Bo postanowiłam też coś jeszcze w
związku z Semirem, ale mu o tym nie powiedziałam… Najpierw chciałam usłyszeć,
co ty o tym myślisz – zawiesiła na chwilę głos, jakby się jeszcze namyślając,
czy to ma sens. Nie poganiałam jej, bo czas działał na korzyść Semira, mimo że
w środku aż paliło mnie z ciekawości. – Kilka dni temu byłam u prawnika, by
dowiedzieć się, w jaki sposób Semir może zostać prawnym opiekunem małej. I
postanowiłam, że jeśli tylko będzie chciał, to… złożymy wniosek o adopcję Lilki.
Mała będzie nosiła jego nazwisko, a on w papierach będzie widniał jako jej
ojciec. Myślisz, że to dobry pomysł? – spojrzała na mnie z nadzieją.
Nie bardzo wiedziałam,
jak mam się w tym momencie zachować. Po raz kolejny tego dnia ktoś z dwójki
moich przyjaciół zaskakiwał mnie decyzją przez siebie podjętą. Oboje dorośli na
moich oczach do poważnego związku, aż serce mi rosło z dumy, gdy tylko to
widziałam.
- Łał, muszę przyznać,
że trochę mnie przytkało – szepnęłam, gdy już odzyskałam głos. – A dlaczego to
robisz? – spytałam po chwili, bo ewidentnie widziałam, że Aśka oczekuje ode
mnie opinii, a ja… nie bardzo wiedziałam, jak mam ją wydać. – Z miłości do
Semira, do małej, żeby zrobić mu przyjemność, żeby go ze sobą na zawsze
związać, czy dlatego, że jesteś pewna, że się nadaje? – wyliczałam.
- Nadaje się –
odpowiedziała bez zastanowienia. – Kocha ją, jestem o tym przekonana. Czasem
nawet mi się wydaje, że bardziej ode mnie. Nie widzi świata poza nią, tak,
jakby naprawdę był jej ojcem. Wiesz, czasem sama łapię się na myśli, że
zapominam iż to biologiczna córka Emila…
– przyznała się, jakby ze wstydem. – Zapominam, że mieszkałam we
Wrocławiu, że kochałam go i wydawało mi się to być miłością mojego życia, że
kiedyś z nim byłam i że nadal byłabym, gdyby tylko tego chciał. A nawet gdyby
nie chciał, ale… nieważne – przerwała, nie chcąc znowu do tego wracać, bo w
końcu miała to już za sobą. Na szczęście. – Po prostu dla mnie Semir jest jej
ojcem i chciałabym, aby tak było też w świetle prawa. Aby był pełnoprawnym
rodzicem, jak ja, a nie facetem jej matki – uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiesz, że takim
sposobem traktujesz go naprawdę poważnie? – spytałam. – Tak jakbyś wiązała z
nim przyszłość i to na dłuższą metę.
- Bo tak właśnie jest –
przytaknęła. – Mam nadzieję, ze on też traktuje nasz związek równie poważnie,
co ja…
Ona jeszcze nie
wiedziała tego, co ja wiedziałam od dobrych kilkunastu minut, a może i nawet
kilkunastu dni, bo gdyby tylko to wiedziała, to nie martwiłaby się takimi
rzeczami.
- Myślę, że tak jest –
szepnęłam, ale nie rozwinęłam tej myśli, mimo że Aśka spojrzała na mnie
zaskoczona, jakby oczekując wyjaśnień. – I jesteś pewna, że jeśli w przyszłości
urodziłoby się wam wasze wspólne dziecko, Lila będzie traktowana rzez niego tak
samo? – zapytałam, szybko powracając do pierwotnego tematu.
- Wydaje mi się nawet, że
będzie ją bardziej kochał, tak, aby nigdy nie był posądzony o to, że faworyzuje
swoje dzieci – odpowiedziała.
- Niepotrzebna jest ci
więc moja opinia, bo sama już postanowiłaś i wiesz, że dobrze robisz –
odpowiedziałam z uśmiechem, gdy tylko usłyszałam jej ostatnie zdanie.
Była go pewna jak nigdy
przedtem. To było słuchać nie tylko w tym, co mówi, ale także w tym, w jaki
sposób to mówi. Byłam szczęśliwa, że moja najlepsza przyjaciółka w końcu
znalazła szczęście, na które tak zasługiwała.
Aśka tymczasem
przytuliła się do mnie mocno. Bałam się, że za chwilę się rozpłacze, ale nie
było jej to dane, bowiem usłyszeliśmy chrząknięcie. Oderwałyśmy się od siebie
zaskoczone tym, że ktoś nam przeszkadza i spojrzałyśmy w stronę, z której
dochodziło ów chrząknięcie. Jasmin stał w drzwiach i przyglądał nam się
uważnie, jakby próbując się domyślić, co takiego się tu przed chwilą wydarzyło.
Chyba nie podejrzewał mnie, że jej wszystko wypaplałam, bo jeśli ta, to mnie
popamięta za to, że mnie podejrzewa o takie rzeczy!
- Tu jesteście! –
powiedział, gdy tylko zorientował się, że przeniosłyśmy na niego swoją uwagę. –
A my was szukamy!
- Co się stało? –
spytała wystraszona Asia, obawiając się najgorszego.
- Chcą podać kolację, a
Semir nie wie, czy to już, czy jeszcze nie – odpowiedział Jasmin.
- Boże, on beze mnie
zginie! – mruknęła złowrogo pod nosem, wstając z ławki i ruszając w stronę sali.
Chyba była na niego zła,
bo szła naprawdę energicznym krokiem, jakby chciała się mu dobrać do skóry. Ja
i Jasmin szliśmy krok za nią. Spojrzałam na blondyna, starając się go w ten
sposób zapytać bez użycia słów, czy wszystko gotowe. Ten pokiwał głową, jakby
naprawdę mnie zrozumiał. I chyba musiało tak być, bo kiedy tylko weszliśmy do pomieszczenia,
w którym do tej pory odbywał się poczęstunek, aż odebrało mi mowę. W środku
nikogo nie było. Cicho, jakby wszyscy wymarli w momencie, w którym opuściłyśmy
tą salę. Światło było zgaszone, tylko kilka lampionów paliło się po bokach
drogi usypanej z płatków róż, prowadzącej na taras, który do tej pory był
szczelnie zamknięty i zasłonięty kotarami w taki sposób, że nie można było
podejrzewać, że on tam w ogóle jest. Aśce chyba też odebrało mowę na ten widok.
Obróciła się w naszym kierunku i spojrzała na nas ze zdziwieniem:
- Co to ma znaczyć?
Jasmin wzruszył
ramionami, a ja tymczasem złapałam ją i popchnęłam w kierunku balkonu, bo chyba
sama nie była w stanie się ruszyć. A może nie wiedziała, co powinna teraz
zrobić? W każdym bądź razie po chwili byliśmy już na zewnątrz. Aśka stanęła w
drzwiach, tak, że ledwo się z Jasminem przemknęliśmy za jej plecami i
stanęliśmy na uboczu, czekając na to, co się teraz wydarzy. Wszystko było już
tylko w rękach Semira. Chcieliśmy dołączyć do reszty zaproszonych gości, którzy
teraz zgromadzeni byli w grupie przy balustradzie i wpatrywali się w naszych
zakochanych, jednak woleliśmy nie robić zamieszania. Po minie Semira można było
wywnioskować, że coś takiego mogłoby go wyprowadzić z równowagi i nic by z tego
nie wyszło. Nigdy nie widziałam go tak zestresowanego. Stał na środku balkonu,
trzymając wielki bukiet czerwonych róż i wyglądając, jakby muszka, którą miał
na szyi, go uwierała. Wpatrywał się usilnie w zaskoczoną twarz Aśki z nadzieją,
jakby chciał z niej wyczytać, czy powinien dalej w to brnąć, czy stwierdzić, że
to tylko taki głupi żart. Po chwili jednak odchrząknął i zaczął:
- Asiu, kochanie… kiedy
tylko pierwszy raz cię zobaczyłem, wtedy, w Sylwestra, wiedziałem, że jesteś
wyjątkowa. Coś w środku, jakiś głosik, mówił mi, że nie mogę przejść obok
ciebie obojętnie. Kiedy zacząłem z tobą rozmawiać, wiedziałem, że on ma rację.
Znalazłem mój ideał, bo tylu nieudanych próbach i poszukiwaniach. Już wtedy to
wiedziałem. Pokochałem cię, nie interesowało mnie to, że będziesz miała dziecko
z kimś innym, to nie było istotne. Ty też mnie pokochałaś, takim, jakim byłem i
jestem, mimo wielu nieprzychylnych opinii na mój temat…
Przerwał na chwilę i w
tym momencie jego wzrok padł na mnie. Pokręciłam głową z dezaprobatą ze srogą
miną, po chwili pokazując mu język. Uśmiechnął się zawadiacko w moim kierunku.
Aśka też obejrzała się na moment i spojrzała mi w oczy, jakby chcąc się
upewnić, co ma zrobić. Nie wiem, co z nich wyczytała, ale po chwili znów
wpatrywała się w Semira, tak, jakby tego momentu przerwy nie było.
- A Lilka stała się dla
mnie córką, piękniejszą, niż sobie mogłem wymarzyć – ciągnął po chwili Bośniak.
– Wiem, że wszystko w naszym wspólnym życiu dzieje się tak szybko, może i za
szybko, ale jestem pewny tego, co właśnie robię. Chcę, aby tak było zawsze, na
wieczność, dlatego… Asiu, Joanno, kochanie moje, czy… czy zostaniesz moją żoną?
– zapytał w końcu.
Wzrok wszystkich w tym
momencie przenosił się to z Semira na Aśkę, to z Aśki na Semira. W nerwowej
atmosferze, z zapartych tchem oczekiwaliśmy, co się wydarzy, co usłyszymy,
czego będziemy świadkiem za moment. A oni zdawali się tego nie zauważać, jakby
nikogo oprócz nich nie było w tym pomieszczeniu. Jakby liczyli się tylko oni, a
cały świat nie istniał. Po chwili Aśka ze łzami w oczach pokiwała głową,
wypowiadając ciche: „tak”, które
ledwo co usłyszeliśmy. Do Bośniaka jednak doskonale dotarła jej odpowiedź, bo
od razu wcisnął na jej palec pierścionek i złapał w swoje ramiona, okręcając
wokół własnej osi przy burzy oklasków ze strony reszty gości. Minutę później
przyszli państwo Stiliciowe już we trójkę – z małą na rękach Semira – stali na
środku balkonu i przyjmowali gratulacje od wszystkich z okazji swoich zaręczyn.
Ja z Jasminem i Kubą
dotarliśmy do nich na samym końcu. Nawet nie zdążyłam otworzyć ust, by im
cokolwiek powiedzieć, w jakikolwiek sposób pogratulować, bowiem Aśka mnie
wyprzedziła.
- Powinniście dostać po
głowie za to spiskowanie za moimi plecami! Tacy mi z was przyjaciele! –
grzmiała, grożąc nam ręką w powietrzu, jednak nie braliśmy tego na poważnie,
bowiem Aśka była tak radosna, że od razu można się było zorientować, iż są to
tylko żarty. – A ty co taki naburmuszony? – spytała Kubę, którego mina
najwidoczniej ją zaskoczyła w taki sposób, że aż zapomniała, iż powinna udawać
złą na nas za to, co jej wywinęliśmy.
- Jest na mnie obrażony
za to, że nic mu nie powiedziałam o planach Semira wobec ciebie –
odpowiedziałam, zanim Wilk zdążył otworzyć usta.
Nie wiem, w jaki sposób
Kuba domyślił się, że to ja pomagałam Bośniakowi, ale ewidentnie mu się to nie
spodobało – zwłaszcza, że zrobiłam to za jego plecami – co postanowił mi
pokazać, gdy tylko w tym całym zamieszaniu, jakie stworzyło się na balkonie po
usłyszeniu odpowiedzi Kaweckiej, udało mu się do mnie dotrzeć.
- To ty nic nie
wiedziałeś? – zdziwiła się Aśka, spoglądając zaskoczona na Kubę.
- Nie, nikt mi nic nie
powiedział. Moja własna dziewczyna ma przede mną tajemnice i to ze swoim byłym
chłopakiem – syknął, łypiąc na mnie lewym okiem.
- Nie przeginaj! –
odpowiedziałam od razu, odwzajemniając jego bazyliszkowy wzrok. – Doskonale
wiesz, że gdy dam słowo swoim PRZYJACIOŁOM – specjalnie dałam na to nacisk – to
go nie złamię, choćby nie wiem co.
- I to jest właśnie w naszej
Lili najlepsze, prawda Kuba? – powiedział Semir, chcąc jakoś załagodzić coraz
bardziej napiętą sytuację. – No, nie bocz się na nią, stary, ale im mniej osób
wiedziało, tym było lepiej dla mnie, bo to mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś
puści z ust farbę. Poza tym ktoś musiał mi pomóc wybrać pierścionek, co bym
byle czego nie kupił. A nikt nie zna Asi lepiej niż Lila. Poza tym myślałem, że
tą sprawę mamy już załatwioną… – dodał półszeptem, mrugając do niego znacząco.
- O, ktoś tu ma przede
mną tajemnice! – przyłapałam go na tym.
Bo on sobie mógł mieć
jakieś sekrety z Bośniakiem, a ja nie? I to dlaczego? Bo kiedyś byliśmy parą?
Dawno temu i nieprawda!
- Takie tam męskie
sprawy – uśmiechnął się Semir konspiracyjnie w stronę Kuby.
- Czyli co, tylko Lila
wiedziała? – Aśka wróciła do poprzedniego tematu, mając nadzieję, że takim
obrotem sprawy przestaniemy sobie skakać do gardeł.
- I Jasmin. Bo ktoś
musiał mi pomóc to zorganizować – odpowiedział Semir, klepiąc swojego
przyjaciela po plecach.
- No i jeszcze Laura –
szepnął blondyn, kiedy już przyjął na plecy serię ciosów kumpla, przyznając się
do tego jakby ze wstydem.
- Powiedziałeś jej?! –
pisnął Stilić totalnie tym zaskoczony.
- Musiałem - powiedział
bezradnie Burić. – Pewnego dnia Laura, gdy wróciła z kolejnego rajdu,
przypadkiem znalazła pierścionek w komodzie, a ja nie wiedziałem, co mam
zrobić. Spanikowałem i powiedziałem jej, że to na twoje oświadczyny i go
trzymam tu, żeby Asia go przypadkiem nie znalazła i się nie wydało. Przepraszam
– szepnął, zwieszając głowę. – Ale ona nikomu nie powiedziała, daję słowo –
dodał po chwili, zapewniając nas o tym solennie.
- No już, spokojnie,
przecież nic takiego się nie stało – poklepałam Jasmina po ramieniu, żaby się
tym nie przejmował. – Prawda? – spytałam z naciskiem, spoglądając na drugiego
Bośniaka, dając mu wzrokiem do zrozumienia, że nawet jeśli i coś się stało, to
ten ma zaprzeczyć.
- Jasne, jasne –
odpowiedział Semir – tylko… tylko ja nie trzymałem u ciebie pierścionka dla Asi…
– zdziwił się Stilić.
- No, bo… bo to był ten,
który kiedyś, w odpowiednim momencie, miałem dać Laurze, ale znalazła go i…
ech, wszystko przepadło – Jasiek westchnął ciężko. – Lila, będę więc potrzebował
twojej pomocy. Ktoś musi pójść ze mną i wybrać drugi, bo ja sam jak wchodzę do
jubilerskiego, to nie wiem, gdzie oczy podziać. Kuba, będę mógł ją pożyczyć na
pewne popołudnie? – spytał Wilka.
- A róbcie, co chcecie –
ten machnął ręką, jakby już wszystko mu było obojętne.
- Nie bocz się już, no,
zazdrośniku mój – dałam Kubie kuksańca w bok, co by się w końcu rozchmurzył, bo
takim nastrojem psuje piękną chwilę naszym narzeczonym. – Najważniejsze, że
niespodzianka się udała. Wielkie gratulacje, moi kochani.
- Dziękujemy – oboje zgodnie
pokiwali głowami, a po chwili utonęliśmy we wspólnym uścisku.
- Tak właściwie to
powinniśmy wracać do gości – zaczęła Aśka, kiedy już wyswobodziliśmy się z
naszych objęć – ale… ja też mam dla ciebie niespodziankę, Semir.
- Tak, a jaką? – spytał zaskoczony
Bośniak, mając minę, jak dziecko w Boże Narodzenie tuż przed otwarciem
prezentów.
- Lila, mogłabyś się
zająć wszystkimi? – zamiast mu odpowiedzieć, Aśka spojrzała na mnie
wyczekująco. – Chciałabym mu powiedzieć to, co tobie kilka minut temu – dodała.
A ja już wiedziałam, co się
święci i w pełni pochwalałam ten pomysł, dlatego pokiwałam twierdząco głową i z
chęcią wprowadziłam wszystkich do pomieszczenia, w którym na stołach czekała
już na nas kolacja. Kuba z Lilką na rękach szedł tuż obok mnie i w milczeniu, jakby
wciąż się na mnie boczył. Ale po jego minie wydawało mi się, że chodzi mu o coś
zupełnie innego…
- A tak właściwie, to
dlaczego jesteś na taki zły? – spytałam go, gdy już usiedliśmy z powrotem przy
stole, a małą zabrał Kubie z rąk pan Antoni.
- No bo… – Wilk się
zawahał, jakby nie wiedział, czy może mi o tym powiedzieć – bo Semir mnie
wyprzedził.
- Co? – spytałam idiotycznie,
a gdybym coś jadła lub piła, to na pewno bym się zachłysnęła.
- Pstro! – odpowiedział Kuba,
jakby był zły za moją reakcję.
No, ale skąd ja mogłam
wiedzieć, że on ma wobec mnie takie plany? No skąd? Nie jestem Duchem Świętym,
żeby wiedzieć, o czym myśli.
- Tylko mi nie mów, że… –
zawahałam się, wciąż nie mogąc wyjść z szoku.
- No a dlaczego nie? –
zdziwił się Kuba. – Kocham cię, chcę być z tobą i traktuję nasz związek
naprawdę poważnie, dlatego ostatnio też o tym myślałem, ale ten bośniacki,
parszywy mendziol mnie uprzedził. I jak ja mam cię teraz zaskoczyć, co? –
spytał prawie zrozpaczony. – Jak ja to teraz przebiję?
Byłam pod wrażeniem jego
słów do tego stopnia, że ledwo co potrafiłam z siebie cokolwiek wykrztusić. Ale
wiedziałam, że muszę go jakoś pokrzepić.
- Jak trochę
pogłówkujesz, to na pewno wpadniesz na dobry pomysł – zaśmiałam się więc. –
Wierzę w ciebie, kochanie – dodałam, po czym go pocałowałam.