piątek, 20 lipca 2012

16. Wilcza ciąża urojona.

Aśka nie miała wyjścia, było dwóch na jednego. Z pokorą przyjęła do wiadomości, że na sylwestra idzie z nami i nie ma co liczyć, że zmienimy zdanie. Wiedziała też, że przed tym czekają ją mordercze zakupy z Ivanem, które opisałam jej najłagodniej, jak tylko potrafiłam to ująć. Ale ona, w odróżnieniu ode mnie, zawsze lubiła buszować po sklepach, więc nie widziała w tym nic strasznego. Do tego, nie powinno być tak źle, zwłaszcza, że nie będzie chodzić z nim sama po centrum handlowym. Obiecałam Kaweckiej, że pójdę z nią. Kuba również stwierdził, że będzie nam towarzyszył, choćby po to, aby nosić za nami torby z zakupami. To było dziwne, że z własnej woli się zaoferował. Widocznie szał przedświątecznych zakupów jeszcze mu nie minął. Stwierdził również, że dzięki temu będzie mógł sobie dobrać krawat do naszych kreacji. Ciekawe, jak to zrobi, gdy każda z nas będzie miała sukienkę innego koloru? Ale nie rozwiewałam jego najszczerszych intencji. Nie chciałam być aż tak okrutna. Z tego, co się dowiedziałam, to prawdopodobnie Ivan przyjdzie też z Agnieszką, której również ma zamiar kupić kreację na sylwestra, więc była nas już piątka. A wliczając do naszego grona jeszcze dziecko w brzuchu Asi, to szóstka. Sporo.
A propos brzucha Kaweckiej, właśnie siedzieliśmy w trójkę w poczekalni do doktora Grabowskiego. W trójkę, to nie znaczy, że my i dziecko, tylko ja, Asia i Kuba. Tak, Wilczek poszedł z nami i to nawet z własnej woli. Teraz chyba jednak trochę tego żałował, bo czuł się tutaj dość niezręcznie. Po korytarzu spacerowały same ciężarne kobiety, rzadko która miała przy sobie swojego partnera. Kuba jednak robił dobrą minę do złej gry. I nawet świetnie udawał, że mu to nie przeszkadza. W końcu, sam chciał, my go do tego nie zmuszałyśmy. Niech się teraz męczy, ja mu nie pomogę.
Swoją drogą nie sądziłam, że doktor Grabowski ma aż tak nieskazitelną opinię wśród swoich pacjentów oraz środowiska. Co prawda, Aga bardzo go chwaliła, a ja nie miałam powodów, aby jej nie wierzyć. Wolałam się jednak upewnić. Wyszło na to, że Djurdjevicowa miała rację. Kogo bym się tylko na korytarzu nie spytała o doktora Grabowskiego, od razu każdy mi mówił, że to lekarz od przypadków wręcz niemożliwych. Cudotwórca, normalnie! A skoro ciąża Asi jest obarczona ryzykiem, musi się zająć nią ktoś, kto ma do takich przypadków odpowiednią rękę. Nie mogłam pozwolić, aby zajmował się nią byle kto. Jeżeli dziewczyna jest teraz pod moją opieką, musi mieć jak najlepsze warunki, choćby nie wiem co. Stawiałam to sobie za punkt honoru, a jak już wiecie, honor to dla mnie rzecz wręcz święta. Ponadto, nie znałam tutaj żadnego innego lekarza od takich spraw, więc musiałam się posiłkować znajomościami. Doktor podobno miał dużo pacjentek i nie bardzo chciał nas przyjąć, ale gdy oznajmiłam mu dobitnie, że jesteśmy z polecenia pani Djurdjević i że nie ruszymy się stąd, dopóki nas nie przyjmie, od razu zmiękł, jak masło na rozgrzanej patelce. Nie ma to jak siła argumentów Liliany Kotorowskiej! Może dlatego każdy zabierał mnie ze sobą, gdy coś potrzebował, a nie mógł tego sam załatwić? Hm, muszę się zastanowić, czy to przypadkiem nie ja jestem wykorzystywana w tym gronie, a nie odwrotnie, jak to twierdzi Sanja.
Asia właśnie została zabrana na badania, a ja siedziałam obok Kuby na krzesełku w poczekalni i opowiadałam mu, jak doktor Grabowski przed chwilą w gabinecie wziął nas za homoseksualną parę.
- Może to dziwnie wyglądało, że na pierwsza wizytę ciężarna kobieta zabiera ze sobą przyjaciółkę - mówiłam mu - no, ale czy ja wyglądam na lesbijkę? – spytałam wymownie.
- Wiesz, nie znam na takich sprawach, ale według mnie nie wyglądasz – odpowiedział mi po krótkim namyśle.
- Choć jeden normalnie myślący - uśmiechnęłam się i ucałowałam go z zadowolenia w policzek.
Nie spodziewałam się, że tak prosty i niewiele znaczący gest może wywołać taką reakcję otoczenia. Zanim się zorientowaliśmy, zostaliśmy wzięci za parę spodziewającą się dziecka. Aż od tego wszystkiego, co się ostatnio wokół mnie dzieje, naprawdę sama zacznę wierzyć w to, że jestem w ciąży!
- Ależ państwo są młodzi i szczęśliwi - szczebiotała siedząca obok mnie kobieta, na oko w ósmym miesiącu ciąży. - To pewnie wasze pierwsze dziecko. Mój mąż też się tak cieszył, a teraz to już mu to zwisa - skarżyła się.
Zanim się zorientowałam, co się dzieje, Wilk objął mnie szczelniej ramieniem i jej odpowiedział:
- Tak, pierwsze, ale ja się będę cieszył z każdego następnego.
Nie, on tego nie powiedział... prawda? To tylko moja chora wyobraźnia wykreowała tą sytuację. To się nie zdarzyło, nie? Teraz to już kompletnie nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje. Nie miałam pojęcia, czy w tej chwili powinnam zacząć się śmiać, czy płakać. Pewnie i tak wzięto by to za normalnie, tłumacząc wahaniami nastrojów kobiet w ciąży, więc co za różnica, co teraz zrobię? 
- Mój też tak mówił, a teraz... Czy widzą go państwo gdzieś tutaj? - spytała smutno nasza rozmówczyni.
- A które to dziecko? - spytałam, kiedy tylko odzyskałam jako-tako głos. Chciałam tym jak najszybciej zejść z tematu "naszego związku" i "naszego pierworodnego dziecka".
- Czwarte. Mam nadzieję, że wreszcie będzie chłopczyk, bo jeżeli znów wrócę do domu z dziewczynką, to ten mój chyba mnie zostawi - mówiła dalej.
- Ja tam się będę cieszył i z córeczki, i z synka. Nie ważna płeć, tylko byleby było zdrowe - powiedział Wilk, głaszcząc mnie po brzuchu.
To już przechodziło ludzkie pojęcie! A przynajmniej moje pojęcie przyzwoitości. Co on sobie wyobrażał? Spojrzałam na niego gniewnie, ale Kuba, jak gdyby nic, dalej grał szczęśliwego tatuśka. No niech go szlag jasny trafi! Tu, teraz, zaraz, na miejscu, w tej chwili! Nie wiem, czy sądził, że nie jestem w stanie zrobić mu awantury na środku szpitalnego korytarza, wśród tylu ciężarnych kobiet. Jeżeli naprawdę tak myślał, to się grubo mylił.
- Mój zawsze chciał mieć syna - mruknęła kobieta, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. - Ma pani wielkie szczęście, że ma pani tak wspaniałego faceta - o, a jednak mnie widzi!
- Oj tak- syknęłam zła, ale kobieta w ogóle się w tym nie zorientowała, tak była przejęta swoim losem. - A ile lat mają pani córki? - spytałam, po raz kolejny chcąc zmienić temat.
- Najstarsza, Natalia, ma 9, Kornelka 5, a Amelka 2 - pochwaliła się z dumą i już po chwili zaczęła wyciągać z portfela ich zdjęcia i nam pokazywać, chwaląc się, jakie to rezolutne, słodkie, cudowne i w ogóle przekochane stworzonka.
Wilk zachwycał się nimi razem z nią. A że siedział za mną, to gdy się pochylił nad zdjęciami kobiety, to tak jakby zmusił mnie do pochylenia się wraz z nim i przysłuchiwania się tej dziwnej rozmowie, która totalnie wymknęła mi się spod kontroli. Na moje szczęście, w tej chwili drzwi od gabinetu się otworzyły i lekarz Grabowski powiedział:
- Pani Kotorowska i pan Wilk, zapraszam.
Z jednej strony czułam niesamowitą ulgę, że to już koniec tego całego przedstawienia, w którym niechcący uczestniczyłam, ale z drugiej strony teraz to naprawdę wyglądało, jakbym spodziewała się dziecka Kuby. Byleby tylko jutro nie ukazało się gdzieś, że pomocnik Lecha spodziewa się dziecka z siostrą bramkarza Kolejorza, bo naprawdę nie ręczę za siebie. Mam już dość tych wszystkich nieporozumień, odnośnie mojej ciąży, której NIE MA!
- Życzymy zdrowia - powiedział Wilk na odchodne do kobiety, która wywołała owe „piekło”.
- Wzajemnie. No i szczęścia. Choć skoro trafili państwo na doktora Grabowskiego, to mogą być państwo pewni, że wszystko będzie w porządku - powiedziała jeszcze do nas z uśmiechem.
Pokiwałam tylko głową, bo nie byłam w stanie nic normalnego wykrztusić z siebie, po czym weszłam jak najszybciej tylko mogłam do zabiegowego, ciągnąc za sobą Kubę. Na kozetce leżała Aśka z odsłoniętym brzuchem, a lekarz przygotował się do badania USG.
- Chciałam, aby ktoś był ze mną - powiedziała Asia, wyjaśniając nam od razu po wejściu, czemu nas tutaj ściągnęła.
Uśmiechnęłam się do niej wyrozumiale, kiwając głową na znak, że rozumiem i usiadłam na krzesełku obok łóżka. Kuba wziął sobie drugie krzesło z rogu gabinetu i usiadł obok mnie. Nie powinien był tego robić, bo złość na niego mi jeszcze nie przeszła, a dopiero się wzmagała. A gdy osiągnie apogeum, Kuba tego momentu nie przeżyje. Ale nie chciałam teraz wszczynać awantury, na to jeszcze przyjdzie czas. W końcu, mieszkam z nim 24 godziny na dobę, nie ucieknie mi tak szybko.
- Z tego, co widzę, płód rozwija się prawidłowo. Po tych niepokojących zmianach, które odnotował pani poprzedni lekarz, nie ma już śladu, ale będziemy to nadal monitorować, aby wszystko było w porządku - mówił doktor. - Tu ma pani główkę, tu są rączki, a tu nóżki - pokazywał na ekranie odpowiednie części ciała malucha. - Widać, że dziecko jest bardzo ruchliwe - uśmiechnął się pod nosem.
- A czy już wiadomo, czy to chłopczyk, czy dziewczynka? - spytałam z ciekawości.
- Niestety, dziecko ułożyło się w taki sposób, że tego teraz nie jesteśmy wstanie sprawdzić, ale może następnym razem nam się to uda - odpowiedział mi doktor.
- Nieważne, jaka płeć, ważne, że wszystko z nim w porządku – powiedziała, przejęta tym wszystkim, Asia.
Nie dziwiłam się jej. Będąc na jej miejscu, pewnie i ja bym się przejmowała. Cieszyłam się, że już do reszty zaakceptowała swój stan. Teraz pozostało mi tylko dbanie o to, aby się niczym nie denerwowała i żeby jej już niczego nie brakowało.
- Proszę się nie przejmować, wszystko mamy pod kontrolą - zapewnił nas lekarz.
Jeszcze chwilę jeździł jej po brzuchu, po czym oznajmił nam, że naprawdę wszystko jest w porządku i oby ciąża przebiegała tak dalej. Wręczył Asi wyniki badań, zdjęcie USG i wychodząc z gabinetu, zaprosił na następną wizytę. Asia ubierała się powoli, a my czekaliśmy na nią spokojnie.
- Nie wiem, jak wam dziękować, że tutaj ze mną przyszliście - powiedziała uśmiechnięta. Po raz pierwszy w ciągu ostatnich kilku dni widziałam taki uśmiech na jej twarzy.
- Nie ma sprawy, kochana - zapewniłam ją. - Cieszę się, że wszystko z wami w porządku.
- Ja też – przyznała z widoczną ulgą. - A pan doktor jest niesamowity. Powiedział mi, że mam naprawdę cudowną przyjaciółkę, która mi tak pomaga.
- Och, bez przesady - machnęłam na to ręką, rumieniąc się lekko.
W końcu nie robię tego dla uznania, tylko dla Asi. Dla zdrowia jej i malucha.
- Nie ma w tym ani grama przesady - przytuliła się do mnie Kawecka. - Gdyby nie ty, nie wiem, co by się ze mną teraz działo. Gdyby nie wy - zreflektowała się po chwili, ściskając też Kubę.
- Cieszę się, że mogę wam pomóc - powiedział Wilk z bananem na twarzy.
- Nie wypłacę się wam do końca życia - oznajmiła brunetka, wkładając na siebie płaszcz.
- Bo nie ma takiej potrzeby - powiedziałam. - Wierzę, że gdybym była w takiej samej sytuacji, też byś mi pomogła.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, co można było uznać, że przyznaje mi rację. Po chwili wyszliśmy z gabinetu i ruszyliśmy w kierunku Starego Browaru.


*


Wchodziliśmy do kolejnego sklepu. Jak na razie, Ivan nie mógł się na nic konkretnego zdecydować. A mnie to totalnie nudziło. I doprowadzało do szału. Ziewałam przeciągle i opierałam się o Kubę, który też nie był zachwycony tym ciągłym łażeniem po sklepach. Czy już mówiłam, że nie cierpię zakupów? No jasne, że tak, ale z tego wszystkiego zaczynam się już powtarzać. I wariować. Chyba tylko mi to przeszkadzało, bo reszta cierpliwie znosiła jego fanaberie. Aga była już zaprawiona w bojach, a Asia... Asia wprost tryskała energią i przymierzała wszystko, co jej tylko Ivan podstawił pod nos. Miło mi było oglądać przyjaciółkę w takim stanie i chyba tylko dlatego wciąż tutaj trwałam. Aby móc ujrzeć jej radość i podekscytowanie.
Kolejny raz Ivan zagonił Aśkę do przymierzalni. Znalazł też coś dla Agi, więc również ona siedziała za kotarą jednej z nich. Serb tymczasem wciąż biegał po sklepie w poszukiwaniu czegoś, według niego, odpowiedniego, a ja i Kuba usiedliśmy na pufach przed przymierzalniami w oczekiwaniu na rezultaty.
- Lila, odezwij się do mnie, zwyzywaj mnie, cokolwiek, tylko nie milcz tak, bo nie cierpię, gdy nie wiem, co ci chodzi po głowie - wyrzucił z siebie Kuba, zdobywając się na odwagę.
Czyżby naprawdę zauważył mój gniewny wzrok, rzucający w niego pierunami?
- Nie chcesz wiedzieć, co mi teraz chodzi po głowie - mruknęłam, przyglądając się Aśce, która właśnie wyszła z przymierzalni w jakieś bluzce.
Ivan, który od razu wrócił z wojaży po sklepie z czymś nowym w ręce, pokręcił nosem na jej widok, a skoro on mówi, że nie jest tak dobrze, jak powinno być, to mu wierzyłam, że można znaleźć coś jeszcze lepszego. Choć ja uważałam, że Asi w tym sweterku jest całkiem ładnie, ale się nie odzywałam. W końcu, ja się nie znam.
- Przepraszam cię. Po prostu udzieliła mi się tamta atmosfera - powiedział skruszony Kuba, gdy tylko Aśka ponownie zniknęła w przymierzalni.
- A mi nie - syknęłam rozzłoszczona. - Od świąt wszyscy odnoszą się do mnie tak, jakbym naprawdę była w ciąży, a NIE JESTEM - zaakcentowałam ostatnie dwa słowa, aby do niego dotarły.
- Lila... - chciał coś powiedzieć, jednak nie dałam dojść mu do głosu.
- Chciałeś wiedzieć, co mi chodzi po głowie, to daj mi skończyć, a nie teraz mi przerywasz - ucięłam. - Mam tego wszystkiego dość, jestem tym wszystkim cholernie zmęczona, a ty jeszcze dolewasz oliwy do ognia. Myślałam, że cię tam ukatrupię. Miałeś naprawdę szczęście, że tego nie zrobiłam, ale przy kobietach w ciąży nie wypadało - syknęłam.
- Przecież to był żart - powiedział dobitnie, próbując się tłumaczyć. - Wielokrotnie coś razem udawaliśmy i nigdy nie robiłaś z tego takiego problemu. Co się z tobą dzieje? - spytał zdziwiony.
Może miał rację? Może robię z igły widły? Przecież nigdy niczego tak bardzo nie brałam do siebie. Więc dlaczego teraz tak się wściekam?
- Kuba, to nie było śmieszne, rozumiesz? – próbowałam jednak dać mu do zrozumienia, co mi się nie podobało. - Mi przynajmniej nie było do śmiechu, bliżej miałam do morderstwa. I masz rację, nigdy nie robiłam problemów. Ale jak już coś udawaliśmy, to razem się na to pisaliśmy i to w sytuacjach kryzysowych...
- Liluś, przecież mogłaś w tym nie brać udziału - powiedział.
- Tak? - spytałam, dając mu tym do zrozumienia, że teraz to dopiero gada głupoty. - A jak to by wyglądało, gdybym nagle wypaliła, że nie jestem z tobą w ciąży? Mógłbyś wtedy grać odrzuconego, zdradzanego przeze mnie na prawo i lewo.
- Oj wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił... – mruknął, jakby zażenowany.
- Skąd mogę wiedzieć co ci do łba strzeli?! - wstałam, czując, że za chwilę wybuchnę, jeśli się nie ruszę z miejsca. - Czy ty w ogóle pomyślałeś, co będzie, gdy ktoś to widział? Jeżeli masz ochotę tłumaczyć się wszystkim, że to, co może się ukazać na portalach plotkarskich, czy gdziekolwiek, nie jest prawdą, to proszę bardzo - powiedziałam rozzłoszczona. - Ale ja nie mam!
- Och, czyżby nasza doskonała parka wreszcie się kłóciła? O co poszło? - przerwała nam niczego nieświadoma Aga, śmiejąc się pod nosem.
Nie wytrzymałam tego. To już było za wiele na moje zdrowie. Ja rozumiem, pożartujmy sobie, ok, ale nie przesadzajmy. Chyba nikt nie spodziewał się po mnie takiej reakcji, jaką im zaprezentowałam. A ja tylko popatrzyłam morderczo po wszystkich, którzy nagle zgromadzili się w przymierzalni i patrzyli na mnie zdziwieni, po czym obróciłam się na pięcie i wściekła wyszłam z centrum. Gdyby drzwi nie były rozsuwane, pewnie bym nimi trzasnęła. Choć Chuck Norris nawet takimi potrafi trzasnąć, niestety, Liliana Kotorowska nie.
Była zima, ale miałam to gdzieś. Wyszłam przed Stary Browar na deptak i usiadłam na jednej z ławek. Musiałam się uspokoić. W tym wszystkim pomagał mi uliczny grajek, który nic sobie nie robił z zimna i zawzięcie siedział na ławce naprzeciwko mnie, śpiewając: "Czarny chleb i czarna kawa, opętani samotnością…". Nie powiem, barwę głosu miał całkiem ładną. Śpiewałam więc sobie pod nosem wraz z nim. W takim stanie znalazł mnie Kuba.
- Przepraszam, nie powinienem był - powiedział naprawdę skruszony, siadając nieśmiało obok mnie.
- Ja wiem, że tobie czasem totalnie poronione pomysły uderzają do głowy i wiem, że zazwyczaj biorę udział w ich realizacji - mówiłam już o wiele spokojniej, bo zdążyłam to sobie dość dobrze przemyśleć; i może naprawdę było w tym też trochę mojej winy? - ale czasem pomyśl też, że ja mogę nie mieć ochoty na żarty. Nie mieć dnia…
- Wiem - objął mnie ramieniem, uśmiechając się do mnie. - I jeszcze raz cię przepraszam. Jest mi naprawdę przykro, wierzysz mi? - spytał, spoglądając na mnie.
- Wierzę - uśmiechnęłam się do niego już w pełni ugłaskana. - Ja też cię przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
- Należało mi się - zaśmiał się. - Lepiej, że to wyrzuciłaś, aniżeli miałabyś to dusić w sobie.
- Aga się pewnie na mnie pogniewała? Muszę ją przeprosić - powiedziałam.
- Nie, Aga rozumie, wyjaśniłem jej wszystko. Nie ma pretensji, bo jej żart nie był na miejscu. Przecież każdy z nas doskonale wie, że masz duży dystans do siebie, ale jak ktoś przeholuje, to się wściekasz - powiedział Kuba. - Przyszłaby tu, ale Ivan jej nie kazał, bo właśnie znalazł jakąś idealną sukienkę dla niej. Wiesz, jak to z nim jest, jak zaraz się tego nie przymierzy, to on nie wytrzyma.
Zachichotałam. Cały Ivan. Jak jest w amoku zakupowym, nie można mu się sprzeciwiać pod żadnym pozorem, bo to nie wróży dla tej osoby niczego dobrego.
- Ponadto mam cię przyprowadzić, bo znalazł też coś dla ciebie - dodał po chwili Wilczek, zauważając, że humor mi się poprawił.
- O nie, znowu będzie mi kazał wszystko przymierzać. Jak ja tego nie lubię - jęknęłam.
- A pocieszy cię to, że mi też kazał przymierzać jakąś koszulę? - powiedział Kuba. Minę miał w tej chwili przecudowną!
- No... trochę - zaśmiałam się.
- Cieszę się - uśmiechnął się. - To chodźmy, bo Ivan nam tam zaraz wybuchnie i wtedy to dopiero będziemy mieli problem.
- Dobrze, ale muszę coś jeszcze zrobić - powiedziałam.
Poszukałam w kieszeni trochę pieniędzy i wrzuciłam gościowi do futerału w podzięce za pomoc i w docenieniu jego umiejętności wokalnych oraz wytrwałości. Ten podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się, nucąc pod nosem: Oł jea, chcę ci powiedzieć, I love you, I love you, I love you, I love you. Nie miałam pojęcia, skąd on wiedział, że uwielbiam Muńka Staszczyka, ale to musiał być jakiś znak. Tylko sama jeszcze nie miałam pojęcia, jaki.
Nie zaprzątałam jednak sobie głowy tym dziwnym zdarzeniem. Kiedy weszłam do sklepu, Aga stała przed przymierzalnią w ślicznej niebieskiej sukience, podkreślające jej kolor oczu. Ivan przyglądał się jej przez chwilę, po czym pocałował ją czule, mówiąc, że wygląda ślicznie. Aż jej pozazdrościłam, że ma przy sobie kogoś takiego jak on. Ale to tylko przez chwilę, później uświadomiłam sobie, że przecież mi związki nie są pisane. Od dawna.
- Wyglądasz piękne - powiedziałam, uśmiechając się i jednocześnie ujawniając swoją obecność. - I przepraszam, że tak się głupio zachowałam.
- Nie ma sprawy - powiedziała Djurdjevicowa, podchodząc i się do mnie przytulając. - Rozumiem cię, trochę przesadziłam. Ja też cię przepraszam - dodała.
- Ej, ej, bo pognieciecie sukienkę! - skarcił mnie Ivan, rozdzielając nas ze sobą.
- A jak ty ją przed chwila tuliłeś, to było dobrze! - wygarnęłam mu od razu.
- Ja to ja, dbam o materiał, nie to co ty - zaczął się wykręcać, uśmiechając się pod nosem i grożąc mi palcem w powietrzu.
Pewnie przekomarzalibyśmy się tak dalej, gdyby nie Kuba i jego głośne chrząknięcie, które odwróciło naszą uwagę.
- Aśka, brak mi słów. Wyglądasz cudownie - powiedział, czym zwrócił naszą uwagę na drugą przymierzalnię, z której wyłoniła się Kawecka.
Miała na sobie sukienkę w kolorze ciemnej zieleni. Obcisłą, podkreślającą jej zaokrąglony brzuszek, ze ślicznego materiału aż do samej ziemi, z rozporkiem, ujawniającym jej lewą nogę. Rękawy miała zrobione z zielonej koronki. Sam Ivan aż zagwizdał z uznania.
- Muszę powiedzieć, że mam gust - powiedział nieskromnie.
- Oj, masz - poklepałam go po plecach z uznaniem. - Wyglądasz genialnie - powiedziałam do Asi.
- Naprawdę tak sądzicie? - spytała niepewnie Asia, przyglądając się sobie. - Nie uważacie, że nie powinnam nosić tak obcisłych rzeczy?
- A czego tu się wstydzić, złotko? - od razu doskoczył do niej Ivan, który teraz za wszelką cenę będzie chciał ją przekonać do zakupu tej sukienki. Ale tym razem popieram jego zamiary w stu procentach. - Że jesteś w ciąży? Powinnaś się tym chwalić.
- A ty co sądzisz, Lila? - spojrzała na mnie.
- Wyglądasz w niej tak bosko, że jeżeli jej nie kupisz, to... to ja ci ją kupię. Jako prezent gwiazdkowo-noworoczny - oznajmiłam zadowolona ze swego pomysłu.
- Oj, nie. Nie mogę tego przyjąć - chciała się wykręcić Kawecka.
- A jak i my się dorzucimy? - spytał Ivan.
- To będzie prezent od naszej czwórki - dorzucił Kuba pewnie.
Czułam, co się święci. I miałam rację. Z Asi oczu zaczęły wypływać łzy. Lawinami.
- Dziękuję wam. Jesteście dla mnie tacy kochani - mówiła, pociągając nosem. - Nie zasłużyłam na was. Ani trochę. Co ja bym bez was poczęła?
Przytuliliśmy ją do siebie.
- Przestań gadać głupoty - powiedział ze śmiechem Ivan.
- I nie marz się, bo ci się tusz rozmaże - powiedziałam, ocierając jej łzy chusteczką, tak aby nie straszyła ludzi.
Chwilę nam zajęło uspokajanie jej i zapewnianie, że po to nas ma, żebyśmy jej pomagali, że od teraz jesteśmy niczym jej rodzina i takie tam. Wreszcie się udało. Uśmiechałam się jak głupia, widząc, że wszyscy ją zaakceptowali. I wszystko byłoby pięknie, gdybym po kilku minutach nie usłyszała:
- Lila, teraz kolej na ciebie.
Moja mina drastycznie się zmieniła. Uśmiech znikł. Westchnęłam przeciągle. Czekałam na to, jak na wyrok. Djuka tymczasem podstawił mi pod nos dwie sukienki. Jedną małą czarną, prostą, ale wyszywaną cekinami, idealną na karnawał. Drugą złotą, bez jakichkolwiek zbędnych ozdobników, oprócz obszytych czarną koronką rękawów i dołu sukienki. Obydwie były przed kolana, czyli w sam raz dla mnie. Pierwszą do ręki wzięłam czarną i wiedziałam, że choćby nie wiem co Serb miał mi do powiedzenia, to i tak ją kupię. Chyba, że nie będzie mi pasować. Ale znając zmysł Ivana, to nie jest możliwe.
- Tyle razy ci mówiłem, że w czarnym wyglądasz blado - mruknął, niezadowolony, że sięgnęłam właśnie po nią.
A nie mówiłam, że znam go doskonale i wiem, że będzie narzekał na mój wybór?
- To po co mi ją podsuwasz pod nos? - spytałam.
- Bo wiem, że i tak sama jakąś wymarasz, później się na nią uprzesz i już nic nie wskóram. Wolę więc jakoś nad tobą panować i podrzucić ci taką, która będzie do ciebie pasować, mimo że nie podoba mi się, że tak bardzo lubisz czerń - tłumaczył się Djuka, wciąż kręcąc nosem.
- Ale czerń podkreśla moją figurę. I mi nie marudź, bo nie masz racji - zakończyłam tą rozmowę. Bezsensowną, bo obydwoje wiedzieliśmy, że się nawzajem nie przekonamy, choćby nie wiem co.
Przymierzyłam jednak obydwie i nie mogłam się zdecydować, bo złota pasowała idealnie do koloru moich włosów i w ogóle... do mojej figury. A czarna? No cóż, też była idealna. I pewnie stalibyśmy tam jeszcze długo, bo zanim bym się zdecydowała, zamknęli by sklep. A nas uwięzili w środku. Djurdjevicowie jednak mieli dzień dobroci dla swoich przyjaciół i oznajmili mi, że skoro Asia dostała prezent od nich, a mi na Gwiazdkę także niczego nie kupili, to ta złota kiecka będzie od nich. Mogłam więc wziąć z czystym sumieniem i czarną, choć nie miałam pojęcia, gdzie ją założę. I którą z nich ubiorę na sylwestra. Zawsze jednak może coś się wydarzyć, prawda? Zwłaszcza w życiu Lechitów. Trzeba więc być przygotowanym na wszystko. I ja od tej chwili byłam.
Spędziliśmy jeszcze w Starym Browarze trochę czasu, siedząc w kawiarni i rozmawiając o pierdołach, aby umilić sobie to poświąteczne popołudnie.


__________

LECH POZNAŃ W DRUGIEJ RUNDZIE ELIMINACJI LIGI EUROPEJSKIEJ. Wstydu nie było, nie odpadliśmy w pierwszej rundzie, jak większość polskich zespołów w ostatnich latach. Hejterom Kolejorza śmieję się prosto w twarz.

piątek, 6 lipca 2012

15. Djurdjevicowie.


- Cześć Aguś! Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam – mówiłam do Djurdjevicowej, wchodząc do środka bez jakiegokolwiek zaproszenia. W domu Djurdjeviców zawsze czułam się jak we własnym.

- Coś ty! Miło mi się widzieć - dziewczyna roześmiała się, zamykając za mną drzwi.
- A gdzie masz Ivana? - spytałam, rozglądając się po bokach.
- Poszedł do Dimy. Sama nie wiem po co - wyjaśniła mi z jakąś dziwnie markotną miną.
Coś mi tu śmierdziało. Wyraźnie i zdecydowanie. To nie było normalne zachowanie. Już ja ich znam i dobrze to wiem.
- Coś się stało? Pokłóciliście się? – zasypałam ją więc pytaniami.
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Aga.
- Bo jakoś nie przypominam sobie, aby Ivan wychodził gdzieś bez ciebie, zwłaszcza do Dimitrije - powiedziałam, zgodnie z prawdą.
Ivan i Aga byli takimi papużkami-nierozłączkami. Wszyscy doskonale wiedzieli, że jak gdzieś zaprasza się Djukę, to trzeba też zaprosić z nim Agnieszkę. Ivan to nie jest typ faceta, który za wszelką cenę chce się wyrwać z domu. On zabiera ją wszędzie, bo jak to mówi: "Wszystkim chcę się pochwalić moim skarbem". Oczywiście, jeżeli chodziło o jakieś sprawy zespołu, czy coś podobnego, co uniemożliwiało mu przyjście ze swoją kobietą, wtedy Aga zostawała w domu. Ale do Injaców by z nim nie poszła? To się nie mieściło w moim toku rozumowania i poglądzie na świat.
- Nie chciałam tam iść - po chwili wahania, dziewczyna przyznała mi się.
- Dlaczego? Przecież jako jedna z nielicznych dogadujesz się całkiem nieźle z Sanją - odpowiedziałam.
Może nie było mnie tutaj półtora roku i może nie jestem do końca o wszystkim poinformowana, ale tego byłam w 100% pewna. Sanja nie pałała jakąś wielką sympatią do zgromadzenia kobiet Lechitów, jak to zostałyśmy oficjalnie nazwane przez chłopaków. Długo opierała się przed zamieszkaniem z Dimą w Polsce, a gdy już się przeprowadziła, trudno z nią było komukolwiek znaleźć wspólny język. Wszyscy się bali przełamać pierwsze lody i próbować zakolegować się z panią Injac, a Adze się to jakimś cudem udało. Nikt nie ma pojęcia, jak ona to zrobiła. Może przyjaźń Ivana i Dimitrije je do siebie "zbliżyła"?
 - Bo... - wahała się. - Dobra, powiem ci, bo nie wytrzymam. Pokłóciłam się z Sanją - wyznała mi.
Zaskoczyła mnie. To tak, jakbym ja pożarła się z..., hm...? Kurczę, nie ma takiego kogoś, ja się zazwyczaj ze wszystkimi kłócę. Ale to tak, jakby pokłóciły się ze sobą Anka i Pola z "Przepisu na życie", czy Ania i Diana z "Ani z Zielonego Wzgórza". Rozumiecie? Chodzi mi o to, że to po prostu jest nie-moż-li-we.
- O co poszło? - spytałam więc.
- O... nie wiem, czy mogę ci powiedzieć... - plątała się, ewidentnie uciekając przed moim wzrokiem.
Czułam, że chce to z siebie wyrzucić, bo jest jej z tym ciężko, ale równocześnie nie chce, abym się o tym dowiedziała, bo to by mnie zabolało. Czyli musiało znów pójść... o mnie.
- Jak powiedziałaś A, to powiedz i B. Chodzi o mnie, prawda? - westchnęłam.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się Agnieszka.
Hm, skąd ja to wiem? Bo tak czuję? Bo wiem, że Sanja niezbyt mnie toleruje, a może nawet i nie lubi? Że nie podoba jej się nic, co jest ze mną związane? I że Aga zawsze mnie przed nią broni, przez co zazwyczaj się kłócą? Bo one, jak już się ze sobą posprzeczają, to na 98% przypadków poszło o mnie.
- Domyślam się od dawna, że Sanja nie przepada za mną. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi, ale jakoś z tym żyję – rzuciłam beztrosko, wzruszając ramionami, chcąc tym jej pokazać, że mam to gdzieś.
- Sanja uważa, że nas wszystkich wykorzystujesz - powiedziała z powagą Aga.
Że co? Może ja się przesłyszałam? Nie, na pewno się nie przesłyszałam. Nosz, tego to już za wiele!
- Na jakiej podstawie? - zdenerwowałam się, przez co mój głos stał się bardziej oschły.
- Sanja twierdzi, że każda twoja decyzja jest święta, że wszyscy zrobią wszystko, aby spełnić jakąkolwiek twoją zachciankę, a ty to umiejętnie wykorzystujesz - wyjaśniła mi.
Nie sądziłam, że ktokolwiek może tak o mnie myśleć. Zabolało mnie to, nie powiem, ale przynajmniej wiem, o co jej chodzi. I choć nie rozumiem, skąd jej to przyszło do głowy, to teraz jestem bogatsza w nową wiedzę o samej sobie w oczach innych. A że nie należę do osób, którym za wszelką cenę zależy na zdaniu otoczenia, to aż tak bardzo mnie to nie dotknęło. Niech sobie myśli, co chce. Każdy ma w końcu prawo myśleć o kimś innym, co tylko zechce, byleby to nie przekroczyło pewnej granicy. A ja już zadbam o to, aby nie przekroczyło...
- Przynajmniej wiem, o co jej chodzi - westchnęłam.
- Tylko nie mów jej, że się przed tobą wygadałam - poprosiła Agnieszka.
- Nie bój się, nie puszczę pary z ust. Jak zawsze - zapewniłam ją z uśmiechem.
Agnieszka go odwzajemniła. Wiedziała, że jak coś obiecuję, to dotrzymuję danego słowa, choćby nie wiem co. Złamanie obietnicy, to utrata honoru, a to jedyna rzecz, której chronię, jak mało kto. Bo to jedyna rzecz, której nikt nie może mi zabrać…
- Dobrze, zmieńmy temat – zaproponowała Aga, a ja ochoczo na to przystałam. - Co cię do nas sprowadza?
- No tak, mam do ciebie pewną sprawę - rzuciłam więc, przechodząc do konkretów.
- A już myślałam, że tak sobie na kawkę przyszłaś, żeby ze mną pogadać, a tu proszę. Jeszcze pomyślę, że Injacowa ma rację - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.
- Wiesz, że ja lubię do ciebie wpadać, ale ostatnio po prostu nie mam na to czasu. A do tego w święta bez powodu bym cię nie niepokoiła – wyjaśniłam jej. - Ale jeśli zrobisz kawę, to z chęcią ją wypiję - dorzuciłam.
- Ty mnie nigdy nie niepokoisz. Zawsze jesteś tu mile widziana - zapewniła mnie Aga. - A co do kawy, to myślałaś, że jej nie zrobię? - zaśmiała się ponownie, pytając zdziwiona.
- Wrócić od ciebie bez wypicia kawy, to jakby nie być u ciebie - powiedziałam.
- No właśnie, toż to tradycja! - Aga się roześmiała i aż zaklaskała w ręce.
Kilka minut później przed naszymi nosami stały dwa wesoło parujące kubki z czarną cieczą w środku.
- Wiesz, że z Ivanem znaleźliśmy jeszcze kilka twoich kartonów w piwnicy? – rzuciła, słodząc kawę.
- Tak? To super! - ucieszyłam się. - A co w nich jest?
- Jakieś papiery, papiery, papiery, trochę zdjęć... - wyliczała - a no i glany!
- Glany? Moje kochane glany? O, jak cudownie! – ucieszyłam się.
Myślałam, że wyjeżdżając z Polski zostawiłam je u Krzyśka. Pewnego listopadowego wieczoru przewróciłam do góry nogami cały jego garaż w ich poszukiwaniu i nic! No myślałam, że szału tam dostanę, bo już ich nie znajdę. A one leżały sobie bezpieczne w piwnicy Ivana. Skleroza.
- Nie wiedziałam, że nosiłaś glany - mruknęła Aga.
- Bo ty, złociutka, jeszcze wiele o mnie nie wiesz - zaśmiałam się. - Kiedyś należałam do wszystkich możliwych odmian młodzieżowej kultury. Zmieniałam się jak kameleon, ale zawsze rock i punk był mi najbliższy.
- Nigdy nic o tym nie mówiłaś - powiedziała zaciekawiona.
- Bo nigdy nikt mnie o to nie pytał. Jak chcesz, to ci kiedyś pokażę zdjęcia z tamtego czasu. Wszyscy, którzy je widzieli, nie poznają mnie na nich. No może oprócz Krzyśka i Kuby, bo oni pamiętają mnie z tamtego okresu.
- Jasne, chętnie je obejrzę - zaoferowała się Aga.
- To zapraszam do nas na jakiś wieczorek z przeszłością. Ale ty też będziesz musiała pokazać swoje fotki z dzieciństwa - zastrzegłam.
- Dobrze, choć ja nie mam tak barwnej przeszłości.
- E tam, każdy kiedyś zrobił coś głupiego - machnęłam na to ręką. - I obiecuję, że te kartony w najbliższym czasie zabiorę ze sobą.
- Nie ma sprawy. Leżały tyle czasu, to jeszcze trochę mogą poleżeć - zapewniła mnie. - Ale widzę, że już na dobre zadomowiłaś się u Wilka.
- Nie powiem, że mi się tam źle mieszka, bo bym skłamała - odrzekłam poważnie.
Tak, wszystko jest cudownie, ale to już długo nie potrwa – pomyślałam.
- Ja cię normalnie podziwiam - powiedziała nagle Aga.
- A to dlaczego? - zdziwiłam się.
- Bo kiedy cie nie było, wyjechał też Lewy, a Semir chadzał jak zwykle swoimi ścieżkami, to Wilk czasem wpadał do nas. Już po godzinie miałam go serdecznie dość - przyznała mi się.
- Dlaczego? - dopytywałam, choć chyba mogłam się domyślić, jaka padnie odpowiedź.
- Bo on jest trochę jak takie duże i do tego wciąż głodne dziecko - wyrzuciła z siebie.
Roześmiałam się, bo jej ton głosu totalnie mnie rozbawił. Miała jednak rację.
- Ja się do tego przyzwyczaiłam - oznajmiłam jej po chwili, gdy już udało mi się trochę uspokoić. - Wiesz, z Wilkiem po prostu trzeba sobie umieć radzić, a ja znam go już ponad 8 lat, więc tą umiejętność opanowałam prawie że do perfekcji - zaśmiałam się.
- 8 lat - mruknęła Aga. - No to mi jeszcze wiele brakuje, aby się do niego przyzwyczaić. A Wilku pewnie siedzi teraz u mamusi? - zaśmiała się.
Żarty z Kuby to stały punkt programu każdego spotkania, na którym go nie ma… a nawet na którym jest. Może to trochę nieładne z naszej strony, ale w świecie Lechitów tak po prostu jest odkąd pamiętam. I żeby przeżyć, trzeba się dostosować.
- Jemu tam najlepiej - uśmiechnęłam się. - Choć w tym roku mnie zadziwił, bo wrócił o wiele wcześniej, niż zazwyczaj.
- No co ty nie powiesz? - Agnieszka również się zdziwiła.
- Stwierdził, że przeszkadza im tam - wyjaśniłam jej. - A wy nie wybieracie się gdzieś?
- Byliśmy na wigilii u mamy, a jutro jedziemy do babci. Znowu będą pytania o to, kiedy wreszcie doczeka się prawnuka - westchnęła.
- No właśnie, a kiedy ja będę bawić małego Ivanka? - zaśmiałam się.
- Nawet mnie nie denerwuj! - ryknęła na mnie.
Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie żyli, to pewnie też by mnie zasypywali pytaniami o narzeczonego, później o ślub i dzieci. Ale nie dane mi będzie przez to przechodzić. Krzysiek się o to w ogóle nie pyta. On wciąż uważa mnie za małą dziewczynkę, której do założenia rodziny jeszcze długa droga. I zapewne ma w tym trochę racji...
- Dobrze, spokojnie - powiedziałam do niej łagodnie. - Ja tak właściwie to w tej sprawie. Przyszłam po kontakt do twojego ginekologa, mówiłaś, że jest bardzo dobry.
- No bo taki jest, zaraz dam ci jego wizytówkę - powiedziała, od razu szukając po torebce.
- A właśnie, jak wyniki? - zainteresowałam się.
Aga i Ivan jakiś czas temu poszli na badania, bo już od jakiegoś czasu starają się o dziecko i nic. Wyniki nie napawały optymizmem, lekarze bali się, że Agnieszka może nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Na szczęście, kolejny doktor znalazł jakiś sposób na uleczenie jej przypadłości. Nawet nie wiem, jak się ono nazywa, nie mam głowy do nazw chorób. Zawsze omijam lekarzy szerokim łukiem, stąd też żadnych nie znam po nazwisku.
- Jest bardzo duża poprawa - rzuciła z uśmiechem.
- Czyli może wreszcie doczekamy się małego Djurdjevica? - zaśmiałam się znów.
- Może. Lekarz powiedział, że jest nadzieja - poinformowała mnie. - Ivan od tamtej pory po prostu szaleje - zaśmiała się. - Wiesz, jak bardzo pragnie mieć syna…
- Wiem, ale myślę, że z córeczki też by się ucieszył. Może nawet bardziej. W końcu, miał by kogo ubierać.
Roześmiałyśmy się. Wyobraziłam sobie Djukę ciągnącą córkę po sklepach. Boże, dopomóż, abym doczekała takiego widoku. Byleby tylko nie miała mojej niechęci do zakupów, bo... nie, lepiej sobie takiego scenariusza nie wyobrażać.
- Boję się, co to będzie, jak już naprawdę zajdę w ciążę… - westchnęła Aga.
- Ivan nie da ci spokoju. Zagłaska cię na śmierć - chichotałam jak głupia.
Odkąd Aga dostała lekarstwa i musiała przestrzegać diety, Ivan cackał się z nią, jak z jajkiem. Był na każde jej zawołanie. Czasami aż przesadzał i trzeba go było na siłę wyciągać z domu, byleby tylko Agnieszka miała odrobinę spokoju. Naprawdę, dziewczyna ma się czego bać...
- No właśnie - westchnęła. - Liczę, że wtedy mi pomożesz - spojrzała na mnie wręcz błagalnie.
- Oczywiście - zapewniłam ją od razu. - Będę cię uwalniać z jego szponów aż mnie będziecie mieli dość.
Mimo że Adze nie było do śmiechu, ja nie mogłam się od niego powstrzymać, bo dla mnie ta sytuacja była przekomiczna.
- Będziesz moją ostatnią deską ratunku - dodała dziewczyna, podając mi kartkę.
- Nie pierwszy raz ktoś mi to mówi - powiedziałam poważnie. - To jak zadzwonię pod ten numer, to się do niego zarejestruję, tak?
- Tak, tam są bardzo miłe recepcjonistki, one ci wszystko wyjaśnią... Ale, zaraz, zaraz... po co ci ten numer? - Agnieszka zaczęła się nagle zastanawiać. - Jesteś w ciąży? - spytała i nawet nie czekając na moją odpowiedź, zaczęła mnie ściskać, jak głupia, mówiąc, jak to bardzo się cieszy.
Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Tak się zagadałyśmy z Agą, że nie zorientowałyśmy się nawet, kiedy do mieszkania wrócił Ivan. Zauważyłam go dopiero, gdy Aga dusiła mnie, a on zszokowany spoglądał na sytuację, jaką zastał w pokoju. Chciałam im wytłumaczyć, jak jest naprawdę, ale nie było mi dane. Szok z twarzy Ivana momentalnie został zastąpiony wściekłością. Po chwili Serb uderzył pięścią w framugę drzwi i z krzykiem "Zabiję gnoja!", wybiegł pospiesznie z mieszkania. To się zdarzyło tak szybko, że potrzebowałam trochę czasu, aby dojść do siebie. Popatrzyłam na Agę równie zszokowaną, jak ja. Nie miałam pojęcia, ile z naszej rozmowy słyszał Serb i co sobie z niej wywnioskował, ale jednego mogłam być pewna - mylił się i to bardzo.
- Ale kogo on chce zabić? – spytałam po chwili, uświadamiając sobie, co Ivan powiedział.
Nie rozumiałam tego, bo skoro Serb, tak jak Aga, uwierzył, że spodziewam się dziecka, to skąd mógł wiedzieć, kogo to dziecko, skoro nie powiedziałam nic na ten temat? Popatrzyłam więc na Agę, spodziewając się, że może ona wie, o kogo mogło chodzić Ivanowi. Nie myliłam się. Dziewczyna nie musiała nawet mi nic mówić, bo wtedy i mnie oświeciło.
- Boże, on pomyślał, że ja z Wilkiem? - pisnęłam.
- A nie? - zdziwiła się Aga.
- Przecież on mu zrobi krzywdę! - wystraszyłam się nie na żarty, bo doskonale wiedziałam, że wściekły Ivan, to nieprzewidywalny Ivan. - Zbieraj się, nie czas na wyjaśnienia. Nie mogę pozwolić, aby oni się tam pozabijali! - krzyknęłam, wybiegając z mieszkania.
Choć tak naprawdę, mówiąc "oni", miałam na myśli Ivana, zabijającego Kubę. Wilk może i nie był takim słabeuszem, na jakiego wyglądał, ale ze wściekłym Djuką nikt nie jest w stanie wygrać. Każdy, kto go choć trochę zna i choć raz był świadkiem jego złości, doskonale o tym wie.
Chwilę później obydwie siedziałyśmy w samochodzie Kuby, którego pożyczył mi, abym nie musiała się tłuc komunikacją miejską, jadąc do Djurdjeviców, zwłaszcza, że w święta jeździła ona, jak chciała. Dobrze, że się nade mną zlitował, bo bez auta na pewno bym nie zdążyła. Jak leci łamałam wszystkie możliwe zakazy, prowadząc szaleńczy pościg za Ivanem. Jeżeli przez to wszystko będę musiała płacić mandaty, dostanę punktów karnych, za które odbiorą mi prawo jazdy, to po prostu nie ręczę za siebie. Ivan będzie miał przerąbane.
Ale najpierw muszę uratować Kubę. W końcu to tak jakby trochę z mojego powodu to wszystko. Z piskiem opon zahamowałam pod naszym blokiem, nawet nie wjeżdżając na podziemny parking. Nie było na to czasu. Aga była blada ze strachu, ale nie zaprzątałam sobie nią teraz głowy. Ivan był już w środku, jego samochód stał tuż obok osiedla. Pędem puściłam się więc na górę. Gdy wpadłam do mieszkania, byłam naprawdę zziajana, jak po jakimś sprincie. Kurde, chyba będę musiała popracować nad kondycją.
- Jak śmiałeś ją tknąć?! - usłyszałam Ivana.
Byli w salonie. Podążyłam więc tam i ujrzałam zszokowanego, zdezorientowanego i przerażonego Kubę, stojącego przed wściekłym i zdeterminowanym Ivanem. Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze wszyscy żyją i są w jednym kawałku.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - powiedział spokojnie Wilczek, mimo tego że był wystraszony, jak ja kiedyś po podróży diabelskim młynem.
- Nie udawaj - warknął Djuka.
Gdy się mu zaprzeczało, wpadał w jeszcze większy szał. Żeby uniknąć prawdziwego rozlewu krwi, momentalnie znalazłam się pomiędzy nimi.
- Ivan, przestań! - krzyknęłam, spoglądając na niego wrogo. Za sobą usłyszałam wilczy oddech ulgi.
- Nie broń go! Najlepiej zejdź mi z drogi! Z tobą policzę się potem – słowa te były skierowane do mnie trochę łagodniejszym tonem głosu, mimo że rysy jego twarzy wcale się nie zmieniły.
- Nie, to ja się teraz z tobą policzę! - warknęłam, bo byłam w tej chwili wściekła na niego, że zrobił taką scenę, nie rozmawiając nawet ze mną, tylko bazując na własnych, chorych domysłach. - Nie jestem w ciąży! Rozumiesz, to?! Nie jestem!
- Jak to nie jesteś? - zdziwił się. - A ta rozmowa? Nie kłam! – zażądał, wciąż pewny swego.
- Ivan, nie wierzysz mi? Nie jestem w ciąży! - powtarzałam to, jak mantrę. Podobno jak się coś powtarza, to się w to wierzy. - Jak mam ci to udowodnić?!
- To ja już niczego nie rozumiem - powiedział zdziwiony, spuszczając powoli ręce i siadając zrezygnowany na kanapie.
- Nie, to ja ciebie nie rozumiem! - teraz to ja krzyczałam. Przeszłam do kontrofensywy. - Jak mogłeś w ogóle coś takiego pomyśleć? Jak mogłeś nie porozmawiać najpierw ze mną? Nie dość, że podsłuchałeś naszą rozmowę, wyrwałeś coś z kontekstu, nie spytałeś się o nic, to jeszcze zrobiłeś taką scenę i oskarżyłeś o nic winnego człowieka! Nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziałam z wyrzutem, celując palcem prosto w jego klatkę piersiową.
- Lila, a co ty byś sobie pomyślała? - syknął, próbując się bronić. Wiedział jednak, że jest na straconej pozycji.
- Nie wiem, ale na pewno najpierw bym się chciała dowiedzieć prawdy i zweryfikować to z tym, co sobie pomyślałam, a nie jechać przez pół miasta, by komuś zrobić krzywdę, o coś, czego nie ma - gestykulowałam tak gwałtownie, że aż Wilk musiał się ode mnie odsunąć, żeby nie oberwać.
- Więc po ci ten numer? - spytał, nie rozumiejąc już nic z tego Djurdjević.
- Moja przyjaciółka potrzebuje pomocy – wyjaśniłam spokojniej. – A właśnie, Kuba, gdzie jest Asia? - spytałam, nie widząc jej tu.
- Śpi - oznajmił mi, wciąż przestraszony, jednak trochę już uspokojony Wilczek.
Poczułam wyraźną ulgę, że nie była świadkiem tego wszystkiego. Długo jednak ten stan nie trwał.
- Już nie - usłyszałam po chwili jej głos.
Spojrzałam w stronę, skąd on dochodził. Stała tam Asia, ubrana w długi, wełniany sweter i legginsy. Nierozbudzona do końca, patrzyła na nas wszystkich wielkimi oczami, w których zauważyłam mieszankę zdziwienia i strachu. Podeszłam szybko do niej, objęłam ją ramieniem i rzekłam:
- Kochana, pragnę ci przedstawić mojego nadpobudliwego przyjaciela Ivana i jego żonę Agnieszkę – wskazałam na drzwi frontowe, z których dziewczyna przyglądała się całemu zajściu w domu. - Ivan, Aga, to moja przyjaciółka, Asia. Pamiętacie, opowiadałam wam kiedyś o niej - dorzuciłam.
Zapadła trochę krępująca cisza. Ivan uścisnął dłoń Aśki, Aga również się jej przedstawiła, a ja poszłam do kuchni, aby się czegoś napić i jakoś uspokoić. To co się przed chwilą wydarzyło, wciąż nie mieściło się w mojej głowie i zdecydowanie nie było na moje nerwy. Po chwili usłyszałam głos Kuby, który dopiero w tej chwili zdecydował się odezwać:
- Ale co się tak naprawdę tutaj stało?
Uśmiechnęłam się pod nosem. No tak, mógł tego nie ogarnąć. Ja pewnie też bym nie ogarnęła.
- Po prostu usłyszałem coś i wyciągnąłem nie takie wnioski, jakie powinienem - nieudolnie zaczął tłumaczyć się Ivan.
- Ale jakie? - dopytywał Wilk, nie widząc już żadnego zagrożenia ze strony Serba.
- Pomyślałem, że Lila jest w ciąży - oznajmił. - Z tobą - dodał po chwili, widząc, że Kuba wciąż nie bardzo kapuje, co on ma z tym wspólnego.
Stałam, opierając się o framugę kuchennych drzwi, skąd doskonale mogłam zobaczyć, jak oczy Wilka robią się wielkie, niczym spodki, a zdziwienie po chwili zmienia się w złość.
- Ale jak mogłeś pomyśleć, że byłbym w stanie ją wykorzystać? Albo co gorsza skrzywdzić?! Nigdy bym czegoś takiego jej nie zrobił, choćby nie wiem co - przyrzekł.
- Ej, ja tu jestem! – zawołałam, przerywając mu. Nigdy nie lubiłam, jak mówiło się o mnie w trzeciej osobie, zwłaszcza, gdy stałam tuż obok.
Chłopaki się jednak mną nie przejęli. W ogóle.
- Jeżeli już Lila miałaby być ze mną w ciąży, to tylko wtedy, gdybyśmy byli razem, gdybyśmy się kochali - oznajmił poważnie Kuba, kontynuując swój wywód.
Takich słów po nim się nie spodziewałam. Nigdy. Aż mnie wzruszenie chwyciło za gardło. On naprawdę jest kochany. A wszyscy robią z niego nieodpowiedzialnego dzieciaka. Tak jak ze mnie. Może i oboje nie jesteśmy nieskazitelnymi ludźmi. Może ja w przeszłości popełniłam wiele błędów. Może Kuba nie jest wielkim rycerzem w lśniącej zbroi. Ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego nikt nie potrafi uwierzyć, że jesteśmy dorosłymi ludźmi i krzywdy sobie nie zrobimy.
 - A nie mówiłam, że Kuba nigdy w życiu by mi niczego złego nie zrobił? - mruknęłam w kierunku Ivana. – Naprawdę boli mnie to, że mogłeś sobie coś takiego o nas pomyśleć...
Serb wstał pospiesznie z miejsca, które zajmował i podszedł do mnie. Spojrzał mi prosto w oczy i po chwili z powagą rzekł:
- Wybacz mi. Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło... Po prostu, martwię się o ciebie, a gdy usłyszałem waszą rozmowę... to... to szlag mnie trafił. Znasz mnie i wiesz, że gdy się wścieknę, to trudno mi myśleć racjonalnie.
- Wiem, ale to cię nie usprawiedliwia - powiedziałam.
Chciałam być nieugięta. Chciałam go trochę podręczyć. Być przez chwilę dla niego wredna. Ale nie umiałam. Nie wiem, dlaczego, ale gdy byłam na niego o cokolwiek zła, a on podchodził do mnie i mówił z taką szczerością, złość ustępowała mi automatycznie. I choćby nie wiem, jak bardzo byłabym na niego zła, to odpuszczę mu. Prędzej niż później.
- Przepraszam - powiedział z autentyczną skruchą i przytulił mnie do siebie.
Odwzajemniłam uścisk, klepiąc go po plecach.
- Dobrze, już dobrze. Ale następnym razem najpierw ze mną pogadaj - poprosiłam.
- Ok, ale mam nadzieję, że następnego razu nie będzie - zachichotał. – Ciebie, Kuba, też chcę przeprosić. Nie wiem, dlaczego zwątpiłem w twoje szczere intencje... - zastanawiał się na głos.
- Ja wiem, że wszyscy uważacie mnie za dzieciaka, ale jeżeli chodzi o Lilę... – mówił Wilk, ale Ivan mu przerwał.
- Wiem i nie musisz nic mówić. Naprawdę. To co, zgoda? - spytał, a po chwili panowie się uściskali. - No i pewnie cię Asiu wystraszyłem? Nie chciałem. Szkoda, że tak się zaczęła nasza znajomość... Ale nie bój się, nie zawsze jestem taki - uśmiechnął się pod nosem.
- Zazwyczaj jest łagodny jak baranek - zaśmiałam się, czochrając mu włosy.
- Trochę się wystraszyłam, ale nic się nie stało - uśmiechnęła się dziewczyna, głaszcząc po brzuchu. - Nie chciałam, abyście się przeze mnie kłócili – dodała po chwili.
- Oj, weź przestań - uściskałam ją. - W każdej rodzinie się to zdarza, a my jesteśmy taką trochę zwariowaną rodzinką - zachichotałam.
- Jak Adamsowie - uśmiechnęła się Aga. - Przyzwyczaisz się do tego - dodała, patrząc wyrozumiale na Aśkę.
- To wszystko już w porządku? - upewniał się Ivan, wciąż wstydząc się za swój wybuch.
- Tak jest, szeryfie – zasalutowałam mu - ale jak przyjdą do mnie mandaty za łamanie wszystkich możliwych przepisów drogowych, to ty będziesz je płacił. A jak mi zabiorą prawo jazdy, to sponsorujesz mi kurs i egzaminy – zagroziłam mu.
- Tak jest, mała! - zaśmiał się.
- To się nie wypłacisz - ze śmiechem poklepał go po plecach Wilk.
Zignorowałam tą uwagę. Dla dobra Wilczka.
- A tak w ogóle to mam do ciebie prośbę - zwróciłam się do Ivana, przypominając sobie o jeszcze jednej sprawie, dla której pojechałam dziś do Djurdjeviców. - Musimy skompletować Aśce szafę, a do kogo miałabym się zwrócić o pomoc, jak nie do mojego czołowego stylisty? - zaśmiałam się.
- Z miłą chęcią wam pomogę - wyszczerzył się Ivan. Wiedziałam, że się ucieszy, jak będzie miał jeszcze jedną osobę do ubierania. - A czego tak właściwie szukamy? - dopytywał.
- Wiesz, takich codziennych rzeczy. No, ale najważniejsza jest sukienka na sylwestra.
- Zaraz, zaraz - wtrąciła się Aśka, która do tej pory nam się przysłuchiwała ze spokojem. - Jaki sylwester? Ja nigdzie nie idę - powiedziała kategorycznie.
- Idziesz, idziesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - zachichotałam. - A kto robi w tym roku? - spytałam, ignorując kompletnie jej zaprzeczenia.
- Miał robić Dyzio, ale skoro zrobił imprezę powitalną, to padło na Luisa - wyjaśnił mi Ivan. Jako jeden z członków rady zawodników Lecha Poznań, był zawsze o wszystkim doskonale poinformowany.
- O, jak fajnie - aż zaklaskałam w ręce z radości.
- Wyjaśni mi ktoś, o jakim sylwestrze mowa? - Aśka wtrąciła się do rozmowy.
- Kochana, w naszym gronie to już tradycja, że co rok któryś z Lechitów urządza u siebie imprezę sylwestrową. W tym roku będzie ją robił Luis z narzeczoną, więc na pewno będzie to hiszpańska uczta, ku mojej wielkiej uciesze. No i każdy z drużyny, kto nie ma planów, przychodzi na nią ze swoją drugą połową.
- No właśnie, a ja potrzebuję partnerki - przerwał mi Wilk, czym pewnie chciał mi pomóc w przekonaniu Aśki do wspólnego wyjścia.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Dziewczyna nie miała pojęcia, że jest na straconej pozycji, bo Wilk nie odpuści. A tym bardziej ja.
- To weź ze sobą Lilę - mruknęła do niego brunetka, broniąc się.
- Ja mam osobne zaproszenie, jako siostra bramkarza - oznajmiłam spokojnie. - Wiesz, żyję z nimi już tyle lat, że dostaję je z przyzwyczajenia...
- Lila jest jak członek zespołu, jak jeden z piłkarzy - wyjaśnił jej Ivan.
- No widzisz - dodałam z triumfem, że i on stoi po mojej stronie. - Rozumiem, że możesz nie chcieć iść z Kubą, bo dopiero co go poznałaś, ale mi nie możesz odmówić - zawyrokowałam. - W końcu, ja też nie mam partnera...
- W co ja się wkopałam? - Aśka mruknęła, spoglądając w niebo. A raczej w sufit.
Wiedziała już, że jej nie odpuszczę i czy chce, czy nie chce, będzie musiała z nami pójść. Doskonale mnie znała i na pewno pamiętała, że jak już podejmę decyzję za nas dwie, to ona może się zarzekać, błagać, skarżyć, a i tak niczego nie wskóra. Uparte jest ze mnie stworzonko, po prostu.
- Nie pożałujesz, mówię ci - zapewniłam ją z uśmiechem, bo wiedziałam już, że wygrałam. Ona też to wiedziała. - Zapewne poznasz wszystkich niebiesko-białych szaleńców, bo wiedząc, że jest sylwester, nikt na ten wieczór nie robi innych planów. Nie martw się, mówię ci, będzie fajnie.
- A tobie też szukamy sukienki? - nagle Ivan sprowadził mnie na ziemię.
- Wiesz, chyba nie... - próbowałam się wykręcić, ale widząc jego minę, skapitulowałam: - Ale jakbyśmy na coś trafili, to się skuszę.
Wiedziałam, że znajdziemy i że on o to zadba. Nie miałam jednak serca się wykręcać. Co prawda, miałam teraz asa w rękawie. Mogłam mu postękać o tym, co dzisiaj zrobił i tak to obrócić, że wyszłoby na moje. Ale nie chciałam go aż tak katować i odbierać mu tej przyjemności, którą czerpie z poszukiwania dla nas ubrań.
- Ok, to my spadamy, bo jest już późno, a jutro czeka nas długa podróż - zawyrokowała Aga, ciągnąc Ivana w stronę wyjścia.
Pewnie w domu zrobi mu nie małą awanturę za jego dzisiejsze zachowanie.
 - Aga ma rację, my już pójdziemy. To za dwa dni się spotykamy. Godzinę ustalimy jeszcze telefonicznie - powiedział Ivan z dość markotną miną.
On też doskonale wiedział, że już w samochodzie rozpocznie się dla niego istne piekło na ziemi.
- To do zobaczenia - uśmiechnęłam się, ściskając się z nimi na pożegnanie.
- Jeszcze raz przepraszam - dodał Ivan, z miną zbitego psa.
- Spoko, już prawie zapomniałam - powiedziałam, śmiejąc się.
Jeszcze chwilę trwało, zanim wyszli. Wszyscy się musieli ze sobą pożegnać, zabrać swoje rzeczy i ubrać grubo. Gdy już wyszli, w mieszkaniu zrobiło się luźniej i o wiele spokojniej.
- Dzięki, że uratowałaś mi przed nim tyłek. Jeszcze trochę, a by mi przywalił tak, że nakryłbym się własnymi kolanami - powiedział Wilk, gdy tylko zamknęli za sobą drzwi i ucałował mój policzek.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że zdążyłam na czas. Nie chciałabym cię mieć na sumieniu - powiedziałam do niego z uśmiechem. - I wiesz co, trochę współczuję Ivanowi... - powiedziałam nagle.
- A to dlaczego? - zdziwił się Kuba.
- Już ja doskonale wiem, jakie mu piekło zgotuje Aga za to wszystko. Pewnie już teraz suszy mu o to głowę - powiedziałam, a Kuba po chwili mi przytaknął. - Ach, no właśnie. Muszę wprowadzić twoje auto do garażu - przypomniało mi się o tym, gdy tylko wyobraziłam sobie Ivana za kierownicą i pastwiącą się nad nim Agę na miejscu pasażerki.
- To ja to zrobię, a ty lepiej przekonaj Aśkę, żeby z nami poszła. Bo chyba nie jest jeszcze do końca przekonana - zauważył Wilk.
- O to się nie martw, już ja się tym zajmę - powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.
- Och, to naprawdę współczuję dziewczynie - powiedział Kuba.
Zanim wyszedł z mieszkania, zdzieliłam go przez łeb za jego słowa. No co, należało mu się!


____________
1. Wczoraj: Lech 2:0 Żetysu. Liga Europy, a my za tydzień lecimy do Azji, WTF? Ale naprawdę dobry początek sezonu. A z Gergo Lovrencicsa będziemy mieli w tym sezonie pociechę, mówię wam! (:
2. Przed EURO2012 wszyscy mówili mi: "Jacy Hiszpanie? Niemcy", przed finałem natomiast: "Jacy Hiszpanie? Włosi!". A tu proszę, mój "przedeurowy" typ na mistrza się sprawdził. Chyba naprawdę muszę zacząć obstawiać...
3. Serdecznie dziękuję za opinię wszystkim tym, którzy mówią, że Lech ma jechać do Kazachstanu i stamtąd nie wracać. Jeszcze zobaczycie, że najlepszy w Polsce jest, Wielki Kolejorz KKS!
4. To jest najdłuższy rozdział, jaki w życiu napisałam. Serio.
5. Teraz będzie na Sieście trochę śmiesznie, trochę melancholijnie, trochę smutno i trochę życiowo. Koncepcja w głowie jest, pozostaje tylko pisać (:
6. Wilk prawdopodobnie do Lecha już nie wróci. Muszę się z tym pogodzić... Tak samo, jak z odejściem Dimy (czego totalnie nie rozumiem!). Btw. Dzięki Dima za wszystko, co dla nas zrobiłeś! Za każdą przecudowną bramkę!
7. Wciąż nie mogę z moich wyników maturalnych.
8. I nie bójcie się, bloga nie zostawię, choćbym go miałam kończyć w męczarniach. Tak mi dopomóż Wielki Koziołku, opiekunie miasta i Lecha Poznań, o!

Żebyście się nie musieli męczyć z posłowiem, wypunktowałam wam najważniejsze obwieszczenia. Chyba o niczym nie zapomniałam... Także, do następnego!

Chyba naprawdę mam udar...