piątek, 20 lipca 2012

16. Wilcza ciąża urojona.

Aśka nie miała wyjścia, było dwóch na jednego. Z pokorą przyjęła do wiadomości, że na sylwestra idzie z nami i nie ma co liczyć, że zmienimy zdanie. Wiedziała też, że przed tym czekają ją mordercze zakupy z Ivanem, które opisałam jej najłagodniej, jak tylko potrafiłam to ująć. Ale ona, w odróżnieniu ode mnie, zawsze lubiła buszować po sklepach, więc nie widziała w tym nic strasznego. Do tego, nie powinno być tak źle, zwłaszcza, że nie będzie chodzić z nim sama po centrum handlowym. Obiecałam Kaweckiej, że pójdę z nią. Kuba również stwierdził, że będzie nam towarzyszył, choćby po to, aby nosić za nami torby z zakupami. To było dziwne, że z własnej woli się zaoferował. Widocznie szał przedświątecznych zakupów jeszcze mu nie minął. Stwierdził również, że dzięki temu będzie mógł sobie dobrać krawat do naszych kreacji. Ciekawe, jak to zrobi, gdy każda z nas będzie miała sukienkę innego koloru? Ale nie rozwiewałam jego najszczerszych intencji. Nie chciałam być aż tak okrutna. Z tego, co się dowiedziałam, to prawdopodobnie Ivan przyjdzie też z Agnieszką, której również ma zamiar kupić kreację na sylwestra, więc była nas już piątka. A wliczając do naszego grona jeszcze dziecko w brzuchu Asi, to szóstka. Sporo.
A propos brzucha Kaweckiej, właśnie siedzieliśmy w trójkę w poczekalni do doktora Grabowskiego. W trójkę, to nie znaczy, że my i dziecko, tylko ja, Asia i Kuba. Tak, Wilczek poszedł z nami i to nawet z własnej woli. Teraz chyba jednak trochę tego żałował, bo czuł się tutaj dość niezręcznie. Po korytarzu spacerowały same ciężarne kobiety, rzadko która miała przy sobie swojego partnera. Kuba jednak robił dobrą minę do złej gry. I nawet świetnie udawał, że mu to nie przeszkadza. W końcu, sam chciał, my go do tego nie zmuszałyśmy. Niech się teraz męczy, ja mu nie pomogę.
Swoją drogą nie sądziłam, że doktor Grabowski ma aż tak nieskazitelną opinię wśród swoich pacjentów oraz środowiska. Co prawda, Aga bardzo go chwaliła, a ja nie miałam powodów, aby jej nie wierzyć. Wolałam się jednak upewnić. Wyszło na to, że Djurdjevicowa miała rację. Kogo bym się tylko na korytarzu nie spytała o doktora Grabowskiego, od razu każdy mi mówił, że to lekarz od przypadków wręcz niemożliwych. Cudotwórca, normalnie! A skoro ciąża Asi jest obarczona ryzykiem, musi się zająć nią ktoś, kto ma do takich przypadków odpowiednią rękę. Nie mogłam pozwolić, aby zajmował się nią byle kto. Jeżeli dziewczyna jest teraz pod moją opieką, musi mieć jak najlepsze warunki, choćby nie wiem co. Stawiałam to sobie za punkt honoru, a jak już wiecie, honor to dla mnie rzecz wręcz święta. Ponadto, nie znałam tutaj żadnego innego lekarza od takich spraw, więc musiałam się posiłkować znajomościami. Doktor podobno miał dużo pacjentek i nie bardzo chciał nas przyjąć, ale gdy oznajmiłam mu dobitnie, że jesteśmy z polecenia pani Djurdjević i że nie ruszymy się stąd, dopóki nas nie przyjmie, od razu zmiękł, jak masło na rozgrzanej patelce. Nie ma to jak siła argumentów Liliany Kotorowskiej! Może dlatego każdy zabierał mnie ze sobą, gdy coś potrzebował, a nie mógł tego sam załatwić? Hm, muszę się zastanowić, czy to przypadkiem nie ja jestem wykorzystywana w tym gronie, a nie odwrotnie, jak to twierdzi Sanja.
Asia właśnie została zabrana na badania, a ja siedziałam obok Kuby na krzesełku w poczekalni i opowiadałam mu, jak doktor Grabowski przed chwilą w gabinecie wziął nas za homoseksualną parę.
- Może to dziwnie wyglądało, że na pierwsza wizytę ciężarna kobieta zabiera ze sobą przyjaciółkę - mówiłam mu - no, ale czy ja wyglądam na lesbijkę? – spytałam wymownie.
- Wiesz, nie znam na takich sprawach, ale według mnie nie wyglądasz – odpowiedział mi po krótkim namyśle.
- Choć jeden normalnie myślący - uśmiechnęłam się i ucałowałam go z zadowolenia w policzek.
Nie spodziewałam się, że tak prosty i niewiele znaczący gest może wywołać taką reakcję otoczenia. Zanim się zorientowaliśmy, zostaliśmy wzięci za parę spodziewającą się dziecka. Aż od tego wszystkiego, co się ostatnio wokół mnie dzieje, naprawdę sama zacznę wierzyć w to, że jestem w ciąży!
- Ależ państwo są młodzi i szczęśliwi - szczebiotała siedząca obok mnie kobieta, na oko w ósmym miesiącu ciąży. - To pewnie wasze pierwsze dziecko. Mój mąż też się tak cieszył, a teraz to już mu to zwisa - skarżyła się.
Zanim się zorientowałam, co się dzieje, Wilk objął mnie szczelniej ramieniem i jej odpowiedział:
- Tak, pierwsze, ale ja się będę cieszył z każdego następnego.
Nie, on tego nie powiedział... prawda? To tylko moja chora wyobraźnia wykreowała tą sytuację. To się nie zdarzyło, nie? Teraz to już kompletnie nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje. Nie miałam pojęcia, czy w tej chwili powinnam zacząć się śmiać, czy płakać. Pewnie i tak wzięto by to za normalnie, tłumacząc wahaniami nastrojów kobiet w ciąży, więc co za różnica, co teraz zrobię? 
- Mój też tak mówił, a teraz... Czy widzą go państwo gdzieś tutaj? - spytała smutno nasza rozmówczyni.
- A które to dziecko? - spytałam, kiedy tylko odzyskałam jako-tako głos. Chciałam tym jak najszybciej zejść z tematu "naszego związku" i "naszego pierworodnego dziecka".
- Czwarte. Mam nadzieję, że wreszcie będzie chłopczyk, bo jeżeli znów wrócę do domu z dziewczynką, to ten mój chyba mnie zostawi - mówiła dalej.
- Ja tam się będę cieszył i z córeczki, i z synka. Nie ważna płeć, tylko byleby było zdrowe - powiedział Wilk, głaszcząc mnie po brzuchu.
To już przechodziło ludzkie pojęcie! A przynajmniej moje pojęcie przyzwoitości. Co on sobie wyobrażał? Spojrzałam na niego gniewnie, ale Kuba, jak gdyby nic, dalej grał szczęśliwego tatuśka. No niech go szlag jasny trafi! Tu, teraz, zaraz, na miejscu, w tej chwili! Nie wiem, czy sądził, że nie jestem w stanie zrobić mu awantury na środku szpitalnego korytarza, wśród tylu ciężarnych kobiet. Jeżeli naprawdę tak myślał, to się grubo mylił.
- Mój zawsze chciał mieć syna - mruknęła kobieta, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. - Ma pani wielkie szczęście, że ma pani tak wspaniałego faceta - o, a jednak mnie widzi!
- Oj tak- syknęłam zła, ale kobieta w ogóle się w tym nie zorientowała, tak była przejęta swoim losem. - A ile lat mają pani córki? - spytałam, po raz kolejny chcąc zmienić temat.
- Najstarsza, Natalia, ma 9, Kornelka 5, a Amelka 2 - pochwaliła się z dumą i już po chwili zaczęła wyciągać z portfela ich zdjęcia i nam pokazywać, chwaląc się, jakie to rezolutne, słodkie, cudowne i w ogóle przekochane stworzonka.
Wilk zachwycał się nimi razem z nią. A że siedział za mną, to gdy się pochylił nad zdjęciami kobiety, to tak jakby zmusił mnie do pochylenia się wraz z nim i przysłuchiwania się tej dziwnej rozmowie, która totalnie wymknęła mi się spod kontroli. Na moje szczęście, w tej chwili drzwi od gabinetu się otworzyły i lekarz Grabowski powiedział:
- Pani Kotorowska i pan Wilk, zapraszam.
Z jednej strony czułam niesamowitą ulgę, że to już koniec tego całego przedstawienia, w którym niechcący uczestniczyłam, ale z drugiej strony teraz to naprawdę wyglądało, jakbym spodziewała się dziecka Kuby. Byleby tylko jutro nie ukazało się gdzieś, że pomocnik Lecha spodziewa się dziecka z siostrą bramkarza Kolejorza, bo naprawdę nie ręczę za siebie. Mam już dość tych wszystkich nieporozumień, odnośnie mojej ciąży, której NIE MA!
- Życzymy zdrowia - powiedział Wilk na odchodne do kobiety, która wywołała owe „piekło”.
- Wzajemnie. No i szczęścia. Choć skoro trafili państwo na doktora Grabowskiego, to mogą być państwo pewni, że wszystko będzie w porządku - powiedziała jeszcze do nas z uśmiechem.
Pokiwałam tylko głową, bo nie byłam w stanie nic normalnego wykrztusić z siebie, po czym weszłam jak najszybciej tylko mogłam do zabiegowego, ciągnąc za sobą Kubę. Na kozetce leżała Aśka z odsłoniętym brzuchem, a lekarz przygotował się do badania USG.
- Chciałam, aby ktoś był ze mną - powiedziała Asia, wyjaśniając nam od razu po wejściu, czemu nas tutaj ściągnęła.
Uśmiechnęłam się do niej wyrozumiale, kiwając głową na znak, że rozumiem i usiadłam na krzesełku obok łóżka. Kuba wziął sobie drugie krzesło z rogu gabinetu i usiadł obok mnie. Nie powinien był tego robić, bo złość na niego mi jeszcze nie przeszła, a dopiero się wzmagała. A gdy osiągnie apogeum, Kuba tego momentu nie przeżyje. Ale nie chciałam teraz wszczynać awantury, na to jeszcze przyjdzie czas. W końcu, mieszkam z nim 24 godziny na dobę, nie ucieknie mi tak szybko.
- Z tego, co widzę, płód rozwija się prawidłowo. Po tych niepokojących zmianach, które odnotował pani poprzedni lekarz, nie ma już śladu, ale będziemy to nadal monitorować, aby wszystko było w porządku - mówił doktor. - Tu ma pani główkę, tu są rączki, a tu nóżki - pokazywał na ekranie odpowiednie części ciała malucha. - Widać, że dziecko jest bardzo ruchliwe - uśmiechnął się pod nosem.
- A czy już wiadomo, czy to chłopczyk, czy dziewczynka? - spytałam z ciekawości.
- Niestety, dziecko ułożyło się w taki sposób, że tego teraz nie jesteśmy wstanie sprawdzić, ale może następnym razem nam się to uda - odpowiedział mi doktor.
- Nieważne, jaka płeć, ważne, że wszystko z nim w porządku – powiedziała, przejęta tym wszystkim, Asia.
Nie dziwiłam się jej. Będąc na jej miejscu, pewnie i ja bym się przejmowała. Cieszyłam się, że już do reszty zaakceptowała swój stan. Teraz pozostało mi tylko dbanie o to, aby się niczym nie denerwowała i żeby jej już niczego nie brakowało.
- Proszę się nie przejmować, wszystko mamy pod kontrolą - zapewnił nas lekarz.
Jeszcze chwilę jeździł jej po brzuchu, po czym oznajmił nam, że naprawdę wszystko jest w porządku i oby ciąża przebiegała tak dalej. Wręczył Asi wyniki badań, zdjęcie USG i wychodząc z gabinetu, zaprosił na następną wizytę. Asia ubierała się powoli, a my czekaliśmy na nią spokojnie.
- Nie wiem, jak wam dziękować, że tutaj ze mną przyszliście - powiedziała uśmiechnięta. Po raz pierwszy w ciągu ostatnich kilku dni widziałam taki uśmiech na jej twarzy.
- Nie ma sprawy, kochana - zapewniłam ją. - Cieszę się, że wszystko z wami w porządku.
- Ja też – przyznała z widoczną ulgą. - A pan doktor jest niesamowity. Powiedział mi, że mam naprawdę cudowną przyjaciółkę, która mi tak pomaga.
- Och, bez przesady - machnęłam na to ręką, rumieniąc się lekko.
W końcu nie robię tego dla uznania, tylko dla Asi. Dla zdrowia jej i malucha.
- Nie ma w tym ani grama przesady - przytuliła się do mnie Kawecka. - Gdyby nie ty, nie wiem, co by się ze mną teraz działo. Gdyby nie wy - zreflektowała się po chwili, ściskając też Kubę.
- Cieszę się, że mogę wam pomóc - powiedział Wilk z bananem na twarzy.
- Nie wypłacę się wam do końca życia - oznajmiła brunetka, wkładając na siebie płaszcz.
- Bo nie ma takiej potrzeby - powiedziałam. - Wierzę, że gdybym była w takiej samej sytuacji, też byś mi pomogła.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, co można było uznać, że przyznaje mi rację. Po chwili wyszliśmy z gabinetu i ruszyliśmy w kierunku Starego Browaru.


*


Wchodziliśmy do kolejnego sklepu. Jak na razie, Ivan nie mógł się na nic konkretnego zdecydować. A mnie to totalnie nudziło. I doprowadzało do szału. Ziewałam przeciągle i opierałam się o Kubę, który też nie był zachwycony tym ciągłym łażeniem po sklepach. Czy już mówiłam, że nie cierpię zakupów? No jasne, że tak, ale z tego wszystkiego zaczynam się już powtarzać. I wariować. Chyba tylko mi to przeszkadzało, bo reszta cierpliwie znosiła jego fanaberie. Aga była już zaprawiona w bojach, a Asia... Asia wprost tryskała energią i przymierzała wszystko, co jej tylko Ivan podstawił pod nos. Miło mi było oglądać przyjaciółkę w takim stanie i chyba tylko dlatego wciąż tutaj trwałam. Aby móc ujrzeć jej radość i podekscytowanie.
Kolejny raz Ivan zagonił Aśkę do przymierzalni. Znalazł też coś dla Agi, więc również ona siedziała za kotarą jednej z nich. Serb tymczasem wciąż biegał po sklepie w poszukiwaniu czegoś, według niego, odpowiedniego, a ja i Kuba usiedliśmy na pufach przed przymierzalniami w oczekiwaniu na rezultaty.
- Lila, odezwij się do mnie, zwyzywaj mnie, cokolwiek, tylko nie milcz tak, bo nie cierpię, gdy nie wiem, co ci chodzi po głowie - wyrzucił z siebie Kuba, zdobywając się na odwagę.
Czyżby naprawdę zauważył mój gniewny wzrok, rzucający w niego pierunami?
- Nie chcesz wiedzieć, co mi teraz chodzi po głowie - mruknęłam, przyglądając się Aśce, która właśnie wyszła z przymierzalni w jakieś bluzce.
Ivan, który od razu wrócił z wojaży po sklepie z czymś nowym w ręce, pokręcił nosem na jej widok, a skoro on mówi, że nie jest tak dobrze, jak powinno być, to mu wierzyłam, że można znaleźć coś jeszcze lepszego. Choć ja uważałam, że Asi w tym sweterku jest całkiem ładnie, ale się nie odzywałam. W końcu, ja się nie znam.
- Przepraszam cię. Po prostu udzieliła mi się tamta atmosfera - powiedział skruszony Kuba, gdy tylko Aśka ponownie zniknęła w przymierzalni.
- A mi nie - syknęłam rozzłoszczona. - Od świąt wszyscy odnoszą się do mnie tak, jakbym naprawdę była w ciąży, a NIE JESTEM - zaakcentowałam ostatnie dwa słowa, aby do niego dotarły.
- Lila... - chciał coś powiedzieć, jednak nie dałam dojść mu do głosu.
- Chciałeś wiedzieć, co mi chodzi po głowie, to daj mi skończyć, a nie teraz mi przerywasz - ucięłam. - Mam tego wszystkiego dość, jestem tym wszystkim cholernie zmęczona, a ty jeszcze dolewasz oliwy do ognia. Myślałam, że cię tam ukatrupię. Miałeś naprawdę szczęście, że tego nie zrobiłam, ale przy kobietach w ciąży nie wypadało - syknęłam.
- Przecież to był żart - powiedział dobitnie, próbując się tłumaczyć. - Wielokrotnie coś razem udawaliśmy i nigdy nie robiłaś z tego takiego problemu. Co się z tobą dzieje? - spytał zdziwiony.
Może miał rację? Może robię z igły widły? Przecież nigdy niczego tak bardzo nie brałam do siebie. Więc dlaczego teraz tak się wściekam?
- Kuba, to nie było śmieszne, rozumiesz? – próbowałam jednak dać mu do zrozumienia, co mi się nie podobało. - Mi przynajmniej nie było do śmiechu, bliżej miałam do morderstwa. I masz rację, nigdy nie robiłam problemów. Ale jak już coś udawaliśmy, to razem się na to pisaliśmy i to w sytuacjach kryzysowych...
- Liluś, przecież mogłaś w tym nie brać udziału - powiedział.
- Tak? - spytałam, dając mu tym do zrozumienia, że teraz to dopiero gada głupoty. - A jak to by wyglądało, gdybym nagle wypaliła, że nie jestem z tobą w ciąży? Mógłbyś wtedy grać odrzuconego, zdradzanego przeze mnie na prawo i lewo.
- Oj wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił... – mruknął, jakby zażenowany.
- Skąd mogę wiedzieć co ci do łba strzeli?! - wstałam, czując, że za chwilę wybuchnę, jeśli się nie ruszę z miejsca. - Czy ty w ogóle pomyślałeś, co będzie, gdy ktoś to widział? Jeżeli masz ochotę tłumaczyć się wszystkim, że to, co może się ukazać na portalach plotkarskich, czy gdziekolwiek, nie jest prawdą, to proszę bardzo - powiedziałam rozzłoszczona. - Ale ja nie mam!
- Och, czyżby nasza doskonała parka wreszcie się kłóciła? O co poszło? - przerwała nam niczego nieświadoma Aga, śmiejąc się pod nosem.
Nie wytrzymałam tego. To już było za wiele na moje zdrowie. Ja rozumiem, pożartujmy sobie, ok, ale nie przesadzajmy. Chyba nikt nie spodziewał się po mnie takiej reakcji, jaką im zaprezentowałam. A ja tylko popatrzyłam morderczo po wszystkich, którzy nagle zgromadzili się w przymierzalni i patrzyli na mnie zdziwieni, po czym obróciłam się na pięcie i wściekła wyszłam z centrum. Gdyby drzwi nie były rozsuwane, pewnie bym nimi trzasnęła. Choć Chuck Norris nawet takimi potrafi trzasnąć, niestety, Liliana Kotorowska nie.
Była zima, ale miałam to gdzieś. Wyszłam przed Stary Browar na deptak i usiadłam na jednej z ławek. Musiałam się uspokoić. W tym wszystkim pomagał mi uliczny grajek, który nic sobie nie robił z zimna i zawzięcie siedział na ławce naprzeciwko mnie, śpiewając: "Czarny chleb i czarna kawa, opętani samotnością…". Nie powiem, barwę głosu miał całkiem ładną. Śpiewałam więc sobie pod nosem wraz z nim. W takim stanie znalazł mnie Kuba.
- Przepraszam, nie powinienem był - powiedział naprawdę skruszony, siadając nieśmiało obok mnie.
- Ja wiem, że tobie czasem totalnie poronione pomysły uderzają do głowy i wiem, że zazwyczaj biorę udział w ich realizacji - mówiłam już o wiele spokojniej, bo zdążyłam to sobie dość dobrze przemyśleć; i może naprawdę było w tym też trochę mojej winy? - ale czasem pomyśl też, że ja mogę nie mieć ochoty na żarty. Nie mieć dnia…
- Wiem - objął mnie ramieniem, uśmiechając się do mnie. - I jeszcze raz cię przepraszam. Jest mi naprawdę przykro, wierzysz mi? - spytał, spoglądając na mnie.
- Wierzę - uśmiechnęłam się do niego już w pełni ugłaskana. - Ja też cię przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
- Należało mi się - zaśmiał się. - Lepiej, że to wyrzuciłaś, aniżeli miałabyś to dusić w sobie.
- Aga się pewnie na mnie pogniewała? Muszę ją przeprosić - powiedziałam.
- Nie, Aga rozumie, wyjaśniłem jej wszystko. Nie ma pretensji, bo jej żart nie był na miejscu. Przecież każdy z nas doskonale wie, że masz duży dystans do siebie, ale jak ktoś przeholuje, to się wściekasz - powiedział Kuba. - Przyszłaby tu, ale Ivan jej nie kazał, bo właśnie znalazł jakąś idealną sukienkę dla niej. Wiesz, jak to z nim jest, jak zaraz się tego nie przymierzy, to on nie wytrzyma.
Zachichotałam. Cały Ivan. Jak jest w amoku zakupowym, nie można mu się sprzeciwiać pod żadnym pozorem, bo to nie wróży dla tej osoby niczego dobrego.
- Ponadto mam cię przyprowadzić, bo znalazł też coś dla ciebie - dodał po chwili Wilczek, zauważając, że humor mi się poprawił.
- O nie, znowu będzie mi kazał wszystko przymierzać. Jak ja tego nie lubię - jęknęłam.
- A pocieszy cię to, że mi też kazał przymierzać jakąś koszulę? - powiedział Kuba. Minę miał w tej chwili przecudowną!
- No... trochę - zaśmiałam się.
- Cieszę się - uśmiechnął się. - To chodźmy, bo Ivan nam tam zaraz wybuchnie i wtedy to dopiero będziemy mieli problem.
- Dobrze, ale muszę coś jeszcze zrobić - powiedziałam.
Poszukałam w kieszeni trochę pieniędzy i wrzuciłam gościowi do futerału w podzięce za pomoc i w docenieniu jego umiejętności wokalnych oraz wytrwałości. Ten podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się, nucąc pod nosem: Oł jea, chcę ci powiedzieć, I love you, I love you, I love you, I love you. Nie miałam pojęcia, skąd on wiedział, że uwielbiam Muńka Staszczyka, ale to musiał być jakiś znak. Tylko sama jeszcze nie miałam pojęcia, jaki.
Nie zaprzątałam jednak sobie głowy tym dziwnym zdarzeniem. Kiedy weszłam do sklepu, Aga stała przed przymierzalnią w ślicznej niebieskiej sukience, podkreślające jej kolor oczu. Ivan przyglądał się jej przez chwilę, po czym pocałował ją czule, mówiąc, że wygląda ślicznie. Aż jej pozazdrościłam, że ma przy sobie kogoś takiego jak on. Ale to tylko przez chwilę, później uświadomiłam sobie, że przecież mi związki nie są pisane. Od dawna.
- Wyglądasz piękne - powiedziałam, uśmiechając się i jednocześnie ujawniając swoją obecność. - I przepraszam, że tak się głupio zachowałam.
- Nie ma sprawy - powiedziała Djurdjevicowa, podchodząc i się do mnie przytulając. - Rozumiem cię, trochę przesadziłam. Ja też cię przepraszam - dodała.
- Ej, ej, bo pognieciecie sukienkę! - skarcił mnie Ivan, rozdzielając nas ze sobą.
- A jak ty ją przed chwila tuliłeś, to było dobrze! - wygarnęłam mu od razu.
- Ja to ja, dbam o materiał, nie to co ty - zaczął się wykręcać, uśmiechając się pod nosem i grożąc mi palcem w powietrzu.
Pewnie przekomarzalibyśmy się tak dalej, gdyby nie Kuba i jego głośne chrząknięcie, które odwróciło naszą uwagę.
- Aśka, brak mi słów. Wyglądasz cudownie - powiedział, czym zwrócił naszą uwagę na drugą przymierzalnię, z której wyłoniła się Kawecka.
Miała na sobie sukienkę w kolorze ciemnej zieleni. Obcisłą, podkreślającą jej zaokrąglony brzuszek, ze ślicznego materiału aż do samej ziemi, z rozporkiem, ujawniającym jej lewą nogę. Rękawy miała zrobione z zielonej koronki. Sam Ivan aż zagwizdał z uznania.
- Muszę powiedzieć, że mam gust - powiedział nieskromnie.
- Oj, masz - poklepałam go po plecach z uznaniem. - Wyglądasz genialnie - powiedziałam do Asi.
- Naprawdę tak sądzicie? - spytała niepewnie Asia, przyglądając się sobie. - Nie uważacie, że nie powinnam nosić tak obcisłych rzeczy?
- A czego tu się wstydzić, złotko? - od razu doskoczył do niej Ivan, który teraz za wszelką cenę będzie chciał ją przekonać do zakupu tej sukienki. Ale tym razem popieram jego zamiary w stu procentach. - Że jesteś w ciąży? Powinnaś się tym chwalić.
- A ty co sądzisz, Lila? - spojrzała na mnie.
- Wyglądasz w niej tak bosko, że jeżeli jej nie kupisz, to... to ja ci ją kupię. Jako prezent gwiazdkowo-noworoczny - oznajmiłam zadowolona ze swego pomysłu.
- Oj, nie. Nie mogę tego przyjąć - chciała się wykręcić Kawecka.
- A jak i my się dorzucimy? - spytał Ivan.
- To będzie prezent od naszej czwórki - dorzucił Kuba pewnie.
Czułam, co się święci. I miałam rację. Z Asi oczu zaczęły wypływać łzy. Lawinami.
- Dziękuję wam. Jesteście dla mnie tacy kochani - mówiła, pociągając nosem. - Nie zasłużyłam na was. Ani trochę. Co ja bym bez was poczęła?
Przytuliliśmy ją do siebie.
- Przestań gadać głupoty - powiedział ze śmiechem Ivan.
- I nie marz się, bo ci się tusz rozmaże - powiedziałam, ocierając jej łzy chusteczką, tak aby nie straszyła ludzi.
Chwilę nam zajęło uspokajanie jej i zapewnianie, że po to nas ma, żebyśmy jej pomagali, że od teraz jesteśmy niczym jej rodzina i takie tam. Wreszcie się udało. Uśmiechałam się jak głupia, widząc, że wszyscy ją zaakceptowali. I wszystko byłoby pięknie, gdybym po kilku minutach nie usłyszała:
- Lila, teraz kolej na ciebie.
Moja mina drastycznie się zmieniła. Uśmiech znikł. Westchnęłam przeciągle. Czekałam na to, jak na wyrok. Djuka tymczasem podstawił mi pod nos dwie sukienki. Jedną małą czarną, prostą, ale wyszywaną cekinami, idealną na karnawał. Drugą złotą, bez jakichkolwiek zbędnych ozdobników, oprócz obszytych czarną koronką rękawów i dołu sukienki. Obydwie były przed kolana, czyli w sam raz dla mnie. Pierwszą do ręki wzięłam czarną i wiedziałam, że choćby nie wiem co Serb miał mi do powiedzenia, to i tak ją kupię. Chyba, że nie będzie mi pasować. Ale znając zmysł Ivana, to nie jest możliwe.
- Tyle razy ci mówiłem, że w czarnym wyglądasz blado - mruknął, niezadowolony, że sięgnęłam właśnie po nią.
A nie mówiłam, że znam go doskonale i wiem, że będzie narzekał na mój wybór?
- To po co mi ją podsuwasz pod nos? - spytałam.
- Bo wiem, że i tak sama jakąś wymarasz, później się na nią uprzesz i już nic nie wskóram. Wolę więc jakoś nad tobą panować i podrzucić ci taką, która będzie do ciebie pasować, mimo że nie podoba mi się, że tak bardzo lubisz czerń - tłumaczył się Djuka, wciąż kręcąc nosem.
- Ale czerń podkreśla moją figurę. I mi nie marudź, bo nie masz racji - zakończyłam tą rozmowę. Bezsensowną, bo obydwoje wiedzieliśmy, że się nawzajem nie przekonamy, choćby nie wiem co.
Przymierzyłam jednak obydwie i nie mogłam się zdecydować, bo złota pasowała idealnie do koloru moich włosów i w ogóle... do mojej figury. A czarna? No cóż, też była idealna. I pewnie stalibyśmy tam jeszcze długo, bo zanim bym się zdecydowała, zamknęli by sklep. A nas uwięzili w środku. Djurdjevicowie jednak mieli dzień dobroci dla swoich przyjaciół i oznajmili mi, że skoro Asia dostała prezent od nich, a mi na Gwiazdkę także niczego nie kupili, to ta złota kiecka będzie od nich. Mogłam więc wziąć z czystym sumieniem i czarną, choć nie miałam pojęcia, gdzie ją założę. I którą z nich ubiorę na sylwestra. Zawsze jednak może coś się wydarzyć, prawda? Zwłaszcza w życiu Lechitów. Trzeba więc być przygotowanym na wszystko. I ja od tej chwili byłam.
Spędziliśmy jeszcze w Starym Browarze trochę czasu, siedząc w kawiarni i rozmawiając o pierdołach, aby umilić sobie to poświąteczne popołudnie.


__________

LECH POZNAŃ W DRUGIEJ RUNDZIE ELIMINACJI LIGI EUROPEJSKIEJ. Wstydu nie było, nie odpadliśmy w pierwszej rundzie, jak większość polskich zespołów w ostatnich latach. Hejterom Kolejorza śmieję się prosto w twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz