sobota, 15 września 2012

22. Powrót Lechitów.



3 tygodnie później.


Poszłam za radą Asi i nie zerwałam kontaktów z Hubertem. Ba, nasza znajomość rozwijała się w dość szybkim tempie. Wychodziłam z nim często w różne miejsca, nawet w zeszłym tygodniu dałam się zaprosić na prawniczy bankiet w jednym z najbardziej ekskluzywnych poznańskich hoteli. Chyba owo miejsce mnie przekonało do uczestniczenia w tej uroczystości, bo raczej nigdy więcej nie udałoby mi się stąpać po podłogach tychże pomieszczeń. Co prawda, to sztywne towarzystwo wcale a wcale mi nie odpowiadało, ale robiłam dobrą minę do złej gry. Chyba mam to opanowane do perfekcji, bo nikt się nie zorientował, że udaję. Ba, podobno wszyscy znajomi Huberta byli wręcz zachwyceni moją osobą! Uważajcie, bo aż popadnę w samouwielbienie.
Sądzę jednak, że mi to nie grozi, bo na moje szczęście dziś wracają Lechici. Cieszyłam się, że znów ujrzę ich kochane mordki. Bardzo mi ich brakowało przez ostatnie tygodnie, aż sama się sobie dziwię, że potrafiłam bez nich wytrzymać półtora roku w dalekiej Hiszpanii! A do tego cieszyłam się jeszcze bardziej z tego, że jutro wraz z Kubą będę bawić się na studniówce mojej wychowawczej klasy. Tak, dobrze widzicie, z Kubą, a nie z Hubertem. Po pierwsze, obiecałam Wilczkowi, że zabiorę go ze sobą, a ja danego komuś słowa zawsze dotrzymuję. Po drugie, z nikim na żadnej imprezie nie bawiłam się tak dobrze, jak właśnie z piłkarzem i jestem pewna, że mając go u boku zrobię jutro furorę wśród moich uczniów, jak i nauczycieli. Z Hubertem byłby problem, jest on zbyt sztywny... A po trzecie, mój chłopak, jeśli mogłam go tak nazwać, wyjeżdżał na cały weekend wraz ze swoim szefem w delegację do Bydgoszczy. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, czego ona się tak właściwie tyczyła, bo jakoś mało mnie interesują prawnicze terminy, którymi na co dzień operuje Hubert. Wiedziałam tylko tyle, że mają tam jakąś ważną sprawę do załatwienia i że wraca w niedzielę wieczorem.
I tego powrotu obawiałam się najbardziej, ponieważ Hubert wiercił mi dziurę w brzuchu, abym przedstawiła go Krzyśkowi, zwłaszcza, że ten właśnie wraca ze zgrupowania do Polski. Ja jednak jakoś się do tego nie paliłam. Sama nie wiem czego się bałam. Chyba tego, że takie spotkanie wyraźnie daje do zrozumienia, że to coś poważnego, a ja chyba aż tak serio naszej zażyłości nie traktowałam. Przynajmniej nie w tej chwili, w końcu znamy się 3 tygodnie! Ale do Huberta ten argument w ogóle nie trafiał. Normalnie, jak grochem o ścianę. Do tego prawnik chciał poznać resztę Lechitów, a zwłaszcza mojego współlokatora. Obiecał mi nawet, że w któryś weekend wybierze się ze mną na mecz Lecha, bo chce lepiej poznać to, co kocham. Dostrzegałam fakt, że wyraźnie się stara i było mi z tego powodu bardzo miło, jednak mimo wszystko wciąż nie widziałam nas razem za kilka lat. Aśka truła mi dupę, że jestem po prostu uprzedzona do mężczyzn i że w końcu muszę się przełamać, a Hubert to naprawdę świetna partia. Doskonale to wiedziałam, tylko nie czułam tego co kiedyś, gdy byłam w kimś zakochana. Zazwyczaj staram się myśleć bardzo racjonalnie i wszystko dogłębnie analizować, jednak gdy się zakocham na moich oczach pojawiają się tak zwane klapki i niczego podejrzanego nie zauważam. Tak było z Robertem - nie widziałam, że pod koniec naszego związku często go nie było w domu, coraz później do niego wracał, coraz mniej czasu spędzał ze mną, dużo rozmawiał z kimś przez telefon, a gdy wchodziłam do pokoju, nagle kończył rozmowę. Z Semirem było podobnie, nie wyczułam spisku, który przy „zdrowych zmysłach” zauważyłabym od razu, bo śmierdziało nim na kilometr. Byłam wtedy zbyt zakochana, żeby się tym wszystkim przejmować. Teraz jednak widziałam wszystko takim, jakie było naprawdę i to był chyba najważniejszy powód, przez który powinnam skończyć tą znajomość jak najszybciej. I kiedy tylko wspominam Aśce o moich wątpliwościach, ta już mi wypominała, że robiąc to popełnię błąd. Mi się jednak wydaje, że to mój związek z Hubertem jest jednym, wielkim błędem…
Na moje szczęście wracał Kuba i Ivan, z którymi będę mogła o tym porozmawiać. Wiedziałam, że opinia kogoś innego niż Kawecka, zdecydowanie mi pomoże w podjęciu właściwej decyzji. Bałam się jednak ich reakcji. Wiem, że będą zaskoczeni, gdy tak z dnia na dzień osoba, która z uporem maniaka powtarzała, że już nigdy więcej nie zwiąże się z jakimkolwiek facetem, a przynajmniej nie tak od razu, nagle oznajmi im, że ma z takim jednym problem, a do tego Aśka nie rozumie jej rozterek. Swoją drogą, czasem wydawało mi się, że to Kawecka ma wspomniane przeze mnie nieco wyżej klapki na oczach, ale to chyba przez tą jej ciążę. Wtedy podobno kobieta dostaje małpiego rozumu, gdzieś kiedyś o czymś takim czytałam. Tylko owe zjawisko pojawia się raczej na początku ciąży, a nie przy końcu, więc naprawdę nie umiałam jej już zrozumieć…
W tym momencie jednak nie powinnam była się tym przejmować, bo z tego wszystkiego rozłożę się jak długa na schodach naszego bloku. Na szczęście zdążyłam złapać równowagę i nic złego mi się nie stało. Po chwili, bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, mogłam więc przekroczyć próg naszego mieszkania. Od razu przy wejściu odetchnęłam z niemałą ulgą, gdy zobaczyłam torbę Kuby leżącą w kącie przy ścianie z wieszakami. Dotarł cały i zdrowy do domu, mimo że po niego nie wyjechałam. I gdy już chciałam zacząć się przed nim kajać, usłyszałam głosy w salonie. Widocznie towarzystwo w ogóle nie zorientowało się, że ktoś wtargnął do mieszkania, bo rozmawiali sobie o mojej osobie, jak gdyby nigdy nic.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jest Lila? I dlaczego po mnie nie wyjechała, mimo że jeszcze wczoraj obiecywała mi, że się wyrobi? – pytał Kuba.
- Ale dojechałeś i nic ci nie jest – uśmiechnęła się do niego Aśka, próbując jakoś załagodzić sytuację. – A Lila widocznie zapomniała. Wiesz, ma prawo być rozkojarzona, w końcu jest zakochana – palnęła z grubej rury.
Nastała dość długa cisza. Gdyby muchy nie wymarzły, to na pewno byłoby słychać ich najmniejszy ruch. Oczy Kuby wyglądały jakby chciały wyskoczyć mu z orbit. Kilka chwil mu zajęło, zanim pojął co tak naprawdę Kawecka do niego mówi.
- Zakochana? Ale… jak? Nic mi nie mówiła… Kiedy? W kim? – gadał od rzeczy, opadając bezwładnie na sofę.
- Normalnie, a jak inaczej można być zakochanym? – zaśmiała się szatynka. – Może kojarzysz naszego sąsiada z góry? Hubert ma na imię. Chodzi zazwyczaj w garniturze, bo to początkujący prawnik jest – tłumaczyła mu ze spokojem.
- Ten facet z góry? Przecież on w ogóle nie jest w Lili typie! Ona nie lubi takich sztywniaków – mruknął Wilczek jeszcze bardziej zaskoczony.
- No może nie jest tak rozrywkowy jak wy, ale jest całkiem fajny. I wydaje mi się, że Lila będzie z nim szczęśliwa – rzuciła beztrosko Kawecka.
- Nie wiem, nie znam go, tylko kojarzę z widzenia, ale właśnie z tego co widzę, to sądzę, że on do niej nie pasuje. Jeżeli facet nie jest choć odrobinę szalony, ona się nim po jakimś czasie znudzi. Znam Lilę dość długo i wiem, że jeżeli gościu nie będzie choć odrobinę spontaniczny, to długo z nim nie będzie – zakończył swój wywód Kuba z niewyjaśnioną miną.
I wiecie, co wam powiem? Zatkało mnie. Byłam cholernie zszokowana tym, co usłyszałam. Kuba miał rację. Do tej pory wydawało mi się, że to Aśka zna mnie najlepiej, jak to tylko możliwe, ale Wilczek swoimi spostrzeżeniami wypowiedzianymi przed chwilą, wyprowadził mnie z błędu. Nigdy nie posądziłabym go o tak dobre analizowanie mojej osoby. On miał rację. Nigdy nie przepadałam za sztywniakami. Gdzie się więc podziała stara, dobra Lila ze słabością do dowcipnisiów z pasją? Tkwiłam w tym związku ewidentnie dlatego, że wciąż łudziłam się, iż Hubert zrobi coś szalonego, a nie będzie trzymał się z góry ustalonego planu. Na razie nic takiego się nie działo, nic nawet nie wskazywało, aby to się w najbliższym czasie miało zmienić i stąd pewnie brały się moje wątpliwości. 
Nie żałowałam więc, że nie zauważyli mojej obecności. Dzięki ich rozmowie trochę lepiej zrozumiałam samą siebie, a przy okazji mogłam usłyszeć, co też moi przyjaciele o mnie sądzą tak naprawdę. Postanowiłam również, że wycałuję Wilczka za wszystko, co właśnie powiedział i co dzięki jego słowom sobie uświadomiłam.
W pół kroku przed wykonaniem tego zamiaru, zatrzymało mnie jego pytanie:
- A gdzie ona teraz jest?
- Pojechała z Hubertem na basen. Mówiła, że się wyrobi i że cię odbierze… Widocznie coś musiało ją zatrzymać – zastanawiała się Aśka.
- No bo auto się nam zepsuło – powiedziałam, strasząc tym Kawecką i Wilka. Nie spodziewali się, że przez cały ten czas stoję za nimi i się im przysłuchuję. Ja jednak nie przejęłam się tym w ogóle i kontynuowałam: - Najpierw złapaliśmy gumę, a gdy zmieniliśmy koło, nie mogliśmy odpalić samochodu. To wszystko przez tą wstrętną pogodę. A jak na złość komórka mi się rozładowała i nie mogłam cię o tym poinformować. Do tego twój numer mam zapisany w kajecie, który został w domu, więc z telefonu Huberta też nie mogłam do ciebie zadzwonić. Wybacz mi, Kubuś – szepnęłam ze słodką miną, siadając obok niego i całując go w policzek.
Piłkarz przyjrzał mi się dokładnie z dość poważną miną, jednak po chwili rozpromienił się, co uznałam za dobrą wróżbę.
- Widzę, że nie kłamiesz, bo jeszcze jesteś usmarowana smarem – przejechał palcem po moim policzku, gdzie pewnie przez swoją nieuwagę się ubabrałam. – Nic się nie stało, to się nazywa złośliwość rzeczy martwych. Semir mnie podrzucił.
- Cieszę się, że się nie gniewasz – rzekłam z ulgą.
- Dowiedziałem się dzięki temu czegoś nowego. Słyszałem od Aśki, że się u ciebie wiele zmieniło przez te trzy tygodnie… - zaczął, markotniejąc trochę.
- No tak, trochę się zmieniło. Zobaczymy na jak długo... – rzuciłam i zostawiłam towarzystwo w salonie, kierując się do łazienki, by zmyć z siebie resztę smaru.
- Co to znaczy? – spytał zaciekawiony Wilczek, idący za mną.
- Wiesz, nie znam go jeszcze na tyle, by powiedzieć, że to jest ten właściwy. Poza tym jestem ostrożna – zapewniłam go, przeglądając się w łazienkowym lustrze, czy jeszcze gdzieś nie czeka na mnie czarna niespodzianka.
- Aż za – mruknęła Aśka, wciąż nam się przysłuchując. – Tyle razy już jej mówiłam, że musi się w końcu przełamać, przecież nie każdy facet to drań.
- No ba! – dorzucił Kuba. – Na przykład taki ja, łagodny jak baranek – dodał z uśmiechem.
- Wiem, ty jesteś bardzo kochanym stworzonkiem – poczochrałam go po czuprynie, wychodząc z łazienki roześmiana.
- No właśnie – rzucił zadowolony Kuba, wciąż idąc za mną krok w krok, tym razem do pokoju. - Ale ostrożności nigdy za wiele. Może mi coś o nim opowiesz? – spytał.
- Wiesz, że bardzo chętnie, ale może wieczorem, co? – spytałam, szperając w szafie w poszukiwaniu czegoś na przebranie.
- Wybierasz się gdzieś? – zdziwił się Kuba, przyglądając się z uwagą moim poczynaniom. – Miałem nadzieję, że trochę posiedzisz ze swym starym przyjacielem. Nie widziałem cię przez tyle dni, a ty mi już uciekasz… - zmarkotniał, grając mi na poczuciu winy.
- Wrócę wieczorem to pogadamy, obiecuję – uniosłam dwa palce w górę. - A teraz muszę pędzić do szkoły, bo mamy próbę poloneza na jutrzejszą studniówkę.
- Ach! – westchnął zaskoczony. - A ja myślałem, że ty się z nim gdzieś wybierasz... – urwał wpół słowa.
- Coś ty! – obruszyłam się. – Przecież przed chwilą się z nim widziałam, ile można? Świat nie kręci się wokół niego, mam jeszcze swoje obowiązki, kochany – przypomniałam mu. - A teraz, mógłbyś opuścić pokój, bo chciałabym się przebrać?
- Jasne – uśmiechnął się do mnie przepraszająco, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Jakieś dziesięć minut później ubrana w dżinsowe rurki, botki na obcasie, koszulę w kratę i uczesana w wysoką kitkę, zakładałam na siebie wierzchnią, zimową odzież. Pożegnałam się z Kubą i Aśką, przy okazji życząc im smacznego, bo właśnie zabierali się do obiadu, na który ja w tej chwili nie miałam czasu. Musiałam pędzić na próbę, żeby uniknąć spóźnienia, bo nasi trenerzy (a raczej treserzy) tego nie tolerują...



*



Próba miała trwać około dwóch godzin, a skończyła się po ponad pięciu. Nie dość, że w jej trakcie pojawiły się nowe problemy do rozwiązania, które dzień przed tak ważnym wydarzeniem, frustrowały instruktorów o wiele bardziej, to jeszcze dyrektorka zwołała nadzwyczajne zebranie nauczycieli na temat studniówki. Tak mi czas zleciał, że nawet się nie zorientowałam, kiedy i jak.
- O, akurat na wieczorynkę – tak skomentowała mój późny powrót Aśka. – Jak tam minęła próba? – spytała.
- Całkiem dobrze, choć trochę się przeciągnęła – rzuciłam, zrzucając z siebie wierzchnią odzież. – A gdzie jest Kuba? – spytałam po chwili, bo nigdzie go nie zauważyłam.
Dostrzegłam za to Semira, który właśnie zadowolony wyłonił się z naszej kuchni z miską pełną popcornu w rękach. Przywitałam się z nim, jednocześnie słysząc odpowiedź z ust Aśki:
- Nie wiem, wyszedł jakąś godzinę temu.
Zdziwiłam się. Takie zachowanie nie było w stylu Wilczka. Jak się na coś umawialiśmy, to nie było zmiłuj, Kuba zawsze się zjawiał na czas. Chyba nie chciał się odegrać na mnie za przedpołudnie? Wyglądało na to, że naprawdę nie miał mi za złe, że go nie odebrałam spod stadionu. Widocznie musiało coś się stać, że tak nagle zmienił plany i mnie o tym nie poinformował…
- A nie mówił, kiedy wróci? – pytałam więc dalej.
- Nie, powiedział, że mamy na niego nie czekać z kolacją… - odpowiedziała mi Aśka, nie przerywając ani na moment wpatrywania się z zaciekawieniem w jakiś telewizyjny serial.
- Coś się stało? – nie miałam zamiaru odpuścić, zanim nie dowiem się, o co tak naprawdę chodzi.
- Nie, a dlaczego pytasz? – zdziwiła się Kawecka, wreszcie, choć na ułamek sekundy, przenosząc swoją uwagę na moją osobę.
- No przecież słyszałaś, że mieliśmy z Kuba pogadać – mruknęłam trochę zła na wszystkich dookoła.
- Nie wiem, może zapomniał? – spytała Aśka, wracając ponownie wzrokiem na ekran telewizora.
- To nie w stylu Kuby… Może do niego zadzwonię? – zastanawiałam się na głos.
Tak jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Nie mogłam się jednak dodzwonić do Wilczka. Chyba miał wyłączony telefon, bo co chwila włączała się poczta głosowa. Nie było sensu się dłużej dobijać.
- Nie odbiera – zakomunikowałam towarzystwu, mimo że chyba nie bardzo ich to interesowało.
- Pewnie zaraz wróci – mruknął Semir z przyklejonym na twarz uśmiechem. – A ja słyszałem, że ty kogoś poznałaś podczas naszej nieobecności – zagaił po chwili z zaciekawieniem.
- Widzę, że informacje szybko się rozchodzą – mruknęłam, coraz bardziej wkurzona. – No tak, poznałam i co z tego?
- Nic, nic. Nie złość się tak. Po prostu spytałem – Semir uniósł ręce w górę w obronnym geście.
Nic mu nie odpowiedziałam. I pewnie zignorowałabym jego obecność, gdyby nie myśl, że może on coś wie na temat nagłej nieobecności Wilka.
- A może ty wiesz, gdzie jest Kuba? – spytałam więc.
- On mi się nie spowiada – mruknął Semir i również przeniósł całą swoją uwagę na ekran telewizora.
Czułam, że nie jest ze mną do końca szczery, ale widocznie miałam zostać niepoinformowana o powodzie nagłego wyjścia Wilka. Byłam zła na wszystko i wszystkich. Na Kubę, bo mnie wystawił, nie usprawiedliwiając się w ogóle. Na Semira, bo znów wtykał nos w nie swoje sprawy. I jeszcze na Aśkę, która chyba za punkt honoru wzięła sobie poinformowanie wszystkich, że mam chłopaka. A przecież jeżeli będę chciała, to powiem o tym sama komu będzie chciała, a jeśli nie to nie zrobię tego. Tak trudno to zrozumieć?
- A szkoda. Muszę z nim obgadać studniówkę – mruknęłam bardziej do siebie niż do nich i ruszyłam do kuchni, mając dość ich towarzystwa.
Bośniak jednak podążył za mną.
- A to nie idziesz na nią z tym swoim chłopakiem? – zapytał zdziwiony, opierając się o blat kuchennej szafki.
- Nie, idę z Kubą, tak jak planowałam. Nie zmieniam planów, zwłaszcza gdy coś komuś obiecuję – powiedziałam, pijąc sok z kartonika. Nie chciało mi się szukać szklanki. – Przynajmniej, jeśli on się nie rozmyślił… - zakończyłam markotnie.
- Nie no, coś ty! Kuba bardzo się cieszył na to wasze wyjście! – zapewnił mnie Bośniak.
- Właśnie widzę... - mruknęłam pod nosem. - Ale jak już tu jesteś i tak sobie rozmawiamy to miałabym do ciebie prośbę – przypomniało mi się nagle.
- Jaką? – zainteresował się Stilić.
- Bo Asia ostatnimi czasy nie czuje się najlepiej i nie chciałabym jej zostawiać jutro samej na tak długo, więc może mógłbyś z nią zostać? – spytałam. - Proszę ciebie, bo jak widzę, dobrze się dogadujecie, a poza tym nikogo nie będziesz musiał w domu zostawić samego sobie. A ja będę spokojniejsza wiedząc, że jakby co, to ktoś jej pomoże albo przynajmniej zadzwoni do mnie - zakończyłam.
- No jasne – Semir uśmiechnął się do mnie. – To o której mam być?
- Tak o wpół do szóstej. Wieczorem, oczywiście – dorzuciłam z uśmiechem.
- Okej, to będę - obiecał.
- Dzięki. Będę ci naprawdę wdzięczna. Ach i na razie nic nie mów Aśce, ok? Tylko niepotrzebnie się będzie denerwować, że to kłopot i tak dalej, będzie suszyć mi głowę, że sobie sama poradzi… - trajkotałam.
- Dobrze, nie puszczę pary z ust – zapewnił mnie Bośniak, po czym zakluczył sobie usta niewidzialnym kluczykiem i wyrzucił go za siebie.
 Semir opuścił kuchnię, zostawiając mnie samej sobie i dołączył do Kaweckiej. Ja natomiast nie miałam jakoś ochoty na towarzyskie oglądanie telewizji, więc postanowiłam się skryć w pokoju, który dziś znów będzie należał do Wilka. Przeszkodził mi w realizacji tego zamiaru dźwięk nadchodzącej wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu z nadzieją, że to Kuba. Okazało się, że moje nadzieję są płonne i wciąż pozostaję w niewiedzy. To nie był on.
- Wiecie co? – po odczytaniu wiadomości spytałam, wystawiając głowę we framudze drzwi pomiędzy kuchnią a salonem. - Idę na górę, a jakby Wilczek wrócił, to dajcie mi znać, ok? Nie chce mi się na niego tyle czekać, skoro nawet nie wiadomo kiedy wróci. A skoro masz Asiu towarzystwo, to nie będę miała wyrzutów sumienia, że znów zostawiam cię samą.
- Hubert się stęsknił? – spytała Aśka, oglądając się na mnie przez oparcie sofy.
- Coś w tym stylu. Chce się ze mną pożegnać przed wyjazdem – poinformowałam ją, narzucając na siebie sweter. – To trzymajcie się, dziubaski! – krzyknęłam jeszcze w ich kierunku, po czym opuściłam progi mieszkania.


 _________________

:) - dzisiaj tylko buźka. zabrakło mi słów. 

poniedziałek, 10 września 2012

21. Piotrek z M jak miłość.



Nie zdążyłam nawet dobrze zamknąć za sobą frontowych drzwi mieszkania, a już za plecami usłyszałam szuranie bamboszy po podłodze, by po chwili dotarł do mnie podekscytowany głos Aśki:
- No i jak było? Opowiadaj!
Zakluczyłam drzwi, obróciłam się na pięcie i spojrzałam na nią spode łba. Opatulona grubym wełnianym swetrem Kawecka w ogóle nie wyglądała, jakbym ją obudziła swoim późnym powrotem. Wręcz odwrotnie, wydawało mi się jakby w ogóle nie kładła się spać, tylko czekała aż wrócę.
- A czy ty przypadkiem nie powinnaś teraz spać? – spytałam.
Było gdzieś przed północą, Asia o tej porze zazwyczaj przewraca się na drugi bok. Ona uważa, że lepiej położyć się wcześniej, by móc wcześniej wstać. Ja wyznaję dokładnie odwrotną filozofię od niej, ale nie przeszkadza nam to we wspólnym mieszkaniu.
- Jak mogłabym spokojnie spać, kiedy moja przyjaciółka jest na randce? – oburzyła się. – Bez relacji nie zasnęłabym!
Westchnęłam przeciągle, ściągając zimowy płaszcz i kozaki. Wiedziałam, że Kawecka nie odpuści, zanim czegoś jej nie opowiem i nie zaspokoję jej ciekawości, wolałam jednak grać na czas.
- No mów! – poganiała mnie Asia.
- Co mam ci powiedzieć? – spytałam, ziewając.
Nie miałam jakoś ochoty zdawać jej relacji z ostatnich kilku godzin mojego życia.
- Jak było na przykład? – ta jednak drążyła temat.
- Całkiem miło.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – oburzyła się. – Gdzie byliście? – mimo mojej ewidentnej niechęci, Kawecka nie dawała za wygraną.
- W kinie, a później zabrał mnie na kolację – wyjaśniłam jej więc, nalewając sobie soku do szklanki. – Też chcesz? – spytałam.
- Nie i nie zmieniaj tematu! – pogroziła mi. – A na jaki film poszliście?
- Wiesz, na komedię romantyczną nie chciałam iść, bo nie lubię ich oglądać w towarzystwie faceta, oni mało co z tego rozumieją. Na horror to chodzę tylko z Krzyśkiem, Ivanem lub Kubą, film akcji nie pasowałby do randki, więc poszliśmy na komedię. Nawet dobra była, trochę się uśmiałam – wyjaśniłam jej.
- O filmie to mi palnęłaś takie długie zdanie, a o randce to nic mi nie chcesz powiedzieć! – oburzyła się ponownie Aśka.
- A co chciałabyś wiedzieć? – spytałam zrezygnowana.
- A na przykład, jaki jest ten cały Hubert? – jej ciekawość mnie kiedyś wykończy, naprawdę.
- Miły, sympatyczny, dość przystojny, jak sama go określiłaś, zna się na restauracjach, bo zazwyczaj jada na mieście...
- A przepuścił cię w drzwiach? – przerwała mi wyliczanie tym pytaniem. Potwierdziłam to skinieniem głowy. – Odsunął ci krzesło w restauracji? – Znów potwierdziłam. – Odprowadził cię pod drzwi mieszkania?
- No wiesz, mieszka nad nami, więc trochę dziwne by było, gdyby mnie nie odprowadził – zaśmiałam się.
- To nieważne! – Aśka jednak machnęła ręką na ten jakże ewidentny fakt. – To wszystko oznacza, że jest dżentelmenem i szanuje kobiety. Ma u mnie za to wielkiego plusa! – uśmiechnęła się.
- Może i masz rację, ale Hubert do mnie nie pasuje – podzieliłam się z nią swoim spostrzeżeniem.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- On mi trochę przypomina Piotrusia Zduńskiego z „M jak miłość”.
- Nie widzę problemu – pokręciła głową Asia. - Przecież Piotrek z „M jak miłość” jest dobrą partią. Troskliwy, opiekuńczy, powoli pnie się w górę po drabinie prawniczej kariery. Może jest czasami trochę zagubiony, ale kocha Kingę najbardziej na świecie. Jeśli zostaniesz Kingą Huberta będziesz bardzo szczęśliwą kobietą, jestem o tym przekonana – powiedziała pewnie.
Kurde, nigdy nie sądziłam, że o serialowych bohaterach można aż tyle powiedzieć! Gdybym wiedziała, to chyba nigdy bym nie porównywała Huberta do Piotra Zduńskiego, zwłaszcza w towarzystwie Kaweckiej. Asia, w odróżnieniu ode mnie, bardzo lubi oglądać seriale, szczególnie teraz, gdy prawie cały czas przesiaduje w domu.
- Ale ja widzę i to duży problem. Bo wiesz, ja zawsze wolałam Pawełka… - przyznałam się jej.
Aśka roześmiała się.
- Wyolbrzymiasz sprawę! – powiedziała tylko pomiędzy jednym, a drugim napadem śmiechu.
- Sadzę, że nie – odparłam, gdy już się trochę uspokoiła. - Wiesz, że on nie wie, kim jest mój brat? Że nie interesuje się sportem? Ba, on uważa, że piłka nożna to głupia bieganina kilkudziesięciu facetów w przykrótkich gaciach za napompowanym workiem! – wyrzuciłam z siebie ze złością.
- No… ja też do niedawna tak uważałam… - przyznała się z wahaniem, pewnie bojąc się, abym i na nią się tak nie zezłościła.
- Ale ty to co innego – machnęłam na to ręką. – Poza tym rozumiałaś mnie, rozumiałaś jakie to dla mnie ważne!
- No tak… - przyznała Aśka z wahaniem. – A teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez Lecha. To dzięki tobie i Kubie – przyznała z uśmiechem.
- Widzisz! – powiedziałam z triumfem, że ostatecznie wyszło na moje. - A on żyje tutaj od urodzenia i nie potrafi wymienić choćby jednego piłkarza! W dodatku nie rozumie, o co tyle zamieszania wokół Lecha! Dasz wiarę?! – prawie że już krzyczałam ze zdenerwowania.
- Lila, ale to nie powód, aby go od razu skreślać… - próbowała załagodzić sytuację Kawecka.
- Aśka, wyobrażasz sobie mnie z facetem, który nie lubi piłki nożnej? Przecież to jest niemożliwe! – odpowiedziałam za nią. – Zabiłabym go, gdyby mi nagle wypalił, że futbol to badziewie albo inny idiotyzm. Do tego, jak on miałby się odnaleźć wśród moich znajomych? Przecież oni wszyscy kochają Lecha! A poza tym Hubert uważa, że każdemu kibicowi piłki nożnej zależy tylko na tym, aby kogoś pobić, czy coś rozwalić… Nawet gdy mu powiedziałam, że mnie w tej chwili obraża, to swojego zdania nie zmienił! – byłam święcie oburzona zachowaniem sąsiada z góry.
- Musiałaś go źle zrozumieć… - powiedziała Aśka. – Przecież każdy facet lubi jakiś sport. To nie jest możliwe, aby się nim nie interesował - nie wierzyła mi.
- Ale tak właśnie jest! Nie ogląda żadnego sportu, żadnym się nie interesuje! Tylko na siłownię chodzi, by zadbać o swoją sylwetkę. Ja się nie dziwię, że on bliskich przyjaciół nie ma… Bo jaki facet z drugim facetem nie lubiłby pogadać sobie o sporcie? - opadłam zrezygnowana na kanapę.
- A może gdy spędzi z tobą trochę więcej czasu, lepiej pozna Lecha, to polubi to wszystko, tak jak ja? – łudziła się na głos Aśka.
– Nie wiem, może… - powątpiewałam jednak w to. – Ale on i tak do mnie nie pasuje, zdecydowanie - powtórzyłam.
Tak mi się wydawało. Spędziłam z nim dzisiaj niecałe cztery godziny. Nie były to jakieś złe godziny mojego życia, których mogłabym żałować, ale do tych najlepszych też ich zaliczyć nie mogę. Rozmowa nam się kleiła, ale tak jest zawsze, gdy ludzie się poznają, opowiadają sobie wzajemnie o swoich zainteresowaniach, pracy, przyjaciołach, rodzinie. Ale co to będzie dalej, jak już się poznamy? Obawiam się, że wtedy już nie będzie to taki przyjemny czas, jakby się mogło wydawać… I mimo że Hubert jest naprawdę czarującym mężczyzną, to chyba jednak nie dla mnie.
- Nie poznaję cię Lila! – krzyknęła nagle Aśka, wymachując energicznie rękoma. - Może i on nie jest jakimś ideałem, ale ty nigdy nie osądzałaś chłopaka po pierwszym spotkaniu, zawsze dawałaś mu przynajmniej drugą szansę – przypomniała mi.
- Od tamtego czasu wiele się zmieniło… - mruknęłam pod nosem ledwo słyszalnie.
- Co na przykład? – zdziwiła się Aśka.
- A to, że zbyt wiele razy mnie faceci zawiedli. Nie mogę się do nich przywiązywać, przymykać na coś oko, bo później znów wyjdę na idiotkę…
- Nie rozumiem – szatynka ewidentnie nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Wiesz, po tym jak zostawił mnie Robert, jakoś nie mam ochoty się z kimkolwiek wiązać… - wyznałam, naprowadzając ją na prawowity tok myślenia.
- Więc dlaczego zgodziłaś się pójść z Hubertem na kolację? – drążyła temat.
- Sama nie wiem, co mnie wtedy podkusiło… - przyznałam się.
- Lila, to, że Robert okazał się świnią, nie oznacza, że każdy taki jest… - Aśka próbowała mi to wytłumaczyć, jakbym sama tego nie wiedziała.
- Ale ja doskonale o tym wiem, tylko… tylko się boję, że taka sytuacja się powtórzy. Pojawi się była i znów mi zabierze kogoś, na kim mi zależy… - przyznałam się jej z grymasem na twarzy.
- Pamiętaj skarbie, że nic dwa razy się nie zdarza… Może warto wrócić do dawnego nieprzejmowania się życiem? – zapytała.
- Chyba już tak nie potrafię, wiesz… Jestem na to za stara – zachichotałam.
- Ta jasne – zironizowała Kawecka. – Ja rozumiem, że moja aktualna sytuacja powinna zmienić moje podejście do życia, w końcu niedługo będę odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za tą kruszynkę – pogłaskała się po brzuchu. – Ale ty jeszcze jesteś młoda i bez żadnych zobowiązań! Co więc zmieniło twoje podejście? Bo to chyba nie Robert, prawda? – drążyła.
- Masz rację, nie. Kiedyś nie związałabym się z kimś na długi czas, ale po wypadku trochę przewartościowałam swoje życie… - wyjaśniłam.
Mimo że nie bardzo lubiłam odbywać z kimś poważne rozmowy na temat mojego życia i zawiłej przeszłości, z Aśką rozmawiało mi się na takie tematy bardzo przyjemnie. Nie wiem co ta dziewczyna miała w sobie, ale umiała do mnie trafić w taki sposób, że potrafiłam się przed nią otworzyć i powiedzieć jej o wszystkim. I mimo że nie widziałyśmy się tyle lat, ta umiejętność jej pozostała do dnia dzisiejszego.
- Jakim wypadku? – zdziwiła się.
- Nie opowiadałam ci o nim? – spytałam zaskoczona.
- Nie, raczej dużo rozmawiałyśmy o tym, jak to się stało, że wylądowałaś w Hiszpanii - wyjaśniła mi.
No tak. Nie było czasu, aby opowiedzieć sobie wszystko, skupiłyśmy się raczej na ostatnich kilku latach mojego i Aśki życia, nie zagłębiając się specjalnie we wcześniejszy okres.
- Czyli musimy jeszcze nadrobić to, co działo się po twojej adopcji. Hm… – zastanowiłam się przez chwilę – chce ci się spać?
- Nie – roześmiała się Kawecka. – Zamieniam się więc w słuch.
- Okej – pokiwałam głową i wygodniej rozsiadłam się w fotelu. - Kiedy przeprowadziłaś się do Wrocławia zostałam sama ze sobą. Pokój był pusty, nie miałam z kim porozmawiać, komu się wyżalić, z kim spędzać wolny czas… Przecież nikt mnie tak dobrze nie rozumiał jak ty. Do momentu, w którym mieszkałaś wraz ze mną się tym nie przejmowałam, jednak po twojej adopcji trudno było mi się w bidulu samej odnaleźć. To był chyba najgorszy rok mojego życia. Z początku się wyalienowałam, ale wiesz jak to jest, długo samemu się tam nie wytrzyma... Dla świętego spokoju zaczęłam udzielać się towarzysko, jeżeli tak to można nazwać i wpadłam jak śliwka w kompot do… do Pikawy i jego bandy.
- Niemożliwe! – krzyknęła zaskoczona. - Dałaś się wmanewrować w ich niecne uczynki?
- No, niestety. Byłam młoda i głupia. Wiesz, wagary z paczką, picie, takie tam… Znałaś ich, więc wiesz co robili – Aśka pokiwała głową, że wie, o co mi chodzi. - Cała reszta, nie należąca do jego wyznawców, nie mogła ze mną wytrzymać. I sama nie wiem, jak Krzysiek zaakceptował zmienioną Lilianę. Nie mam pojęcia, dlaczego nadal dążył do mojej adopcji, dlaczego po tym wszystkim zdecydował się mnie wziąć pod swój dach. Nie wiem, jak on to zrobił, ale wyciągnął mnie z tego bagna, zanim było za późno. I jestem mu do tej pory za to bardzo wdzięczna…
Taka była prawda. Gdyby nie Kotor, pewnie skończyłabym jak większość dzieciaków z bidula, którzy nie mają nikogo, kto mógłby im pomóc, aby szara codzienność ich nie pożarła.
- Ale dosyć tego – odgoniłam od siebie złe wspomnienia. – Po adopcji żyło nam się we dwoje cudownie. Poszłam do sportowej klasy, trochę w hołdzie dla jego osoby. Zaczęłam pływać i swoją determinacją i ciężką pracą szybko doszłam do czołówki. Nawet gdzieś ostatnio z Wilkiem oglądaliśmy moje medale z Mistrzostw Wielkopolski, Polski, Europy Juniorów, a później nawet i Seniorów. Wtedy to był jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Nawet byliśmy cię ze dwa razy odwiedzić we Wrocławiu, zanim urwał nam się kontakt – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych lat.
Aśka odwzajemniła uśmiech. Pamiętała doskonale, gdy pewnego dnia wraz z Krzyśkiem zapukaliśmy do drzwi jej nowego domu, by zrobić jej niespodziankę, a później nie mogłyśmy się rozstać. Szkoda, że po naszym powrocie do domu kontakt się urwał...
- Wtedy też poznałam lepiej Lechitów - kontynuowałam. - Krzysiek trochę się wahał. Podobno bał się, że mogą mieć na mnie zły wpływ, ale myślę, że raczej bał się, iż ci coś chlapną na temat adopcji, a mi się zrobi przykro. Po kilku miesiącach jednak się przełamał i przedstawił mnie swoim kolegom. Zaprzyjaźniłam się wtedy z Kubą. Byliśmy w podobnym wieku, mieliśmy podobnie porąbane w głowie, wspólnie wychodziliśmy na imprezy, a przede wszystkim studniówki, najpierw jego, potem moją. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, razem się wygłupialiśmy, zazwyczaj tylko ja brałam udział w realizacji jego chorych pomysłów, dzięki czemu zdobyłam jego sympatię. Z Ivanem natomiast nasza przyjaźń zaczęła się od nauki języka polskiego. Nikt nie miał do niego takiej cierpliwości jak ja, więc to zazwyczaj ja z nim siedziałam i uczyłam go naszego języka. Nie skarżyłam się na to, bo spędzanie czasu z Ivanem pomagało mi zaakceptować fakt, że Krzysiek w tamtym czasie znalazł sobie dziewczynę. Sylwia z początku wydawała się całkiem sympatyczna, do momentu, aż nie dowiedziała się, że jestem adoptowana. Kiedy zamieszkała z nami, zaczęłyśmy się kłócić o byle co. Nie chciałam sprawiać Krzyśkowi kłopotu, stawać na jego drodze do szczęścia, dlatego gdy uzyskałam pełnoletniość przy pomocy Ivana sprzedałam mieszkanie, które dostałam w spadku po rodzicach i wynajęłam sobie własne. Wyprowadziłam się dla świętego spokoju na drugi koniec miasta i dawałam sobie sama radę. Treningi, matura, codzienne życie, wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy w czerwcu ktoś potrącił mnie na pasach.
- Jak to... na pasach? – zdziwiła się Kawecka.
- Wracałam z treningu do domu. Przystanek tramwajowy miałam naprzeciwko bloku, musiałam tylko przejść przez pasy. I było zielone dla mnie, ale jakiś idiota się nie zatrzymał i we mnie walnął. Nie pamiętam tego. Ostatnie co kojarzę, to dwa światła jadące prosto na mnie, a później mam dziurę w pamięci. Następna już była radość i ulga Krzyśka, gdy kilka dni po wypadku obudziłam się ze śpiączki. Podobno w tym czasie balansowałam na granicy życia i śmierci, a z Krzyśkiem nie można było wytrzymać. Wyrzucał sobie, że pozwolił mi samej zamieszkać i że nie jest dobrym bratem, bo powinien się mną opiekować. Ivan mi to powiedział. Wtedy zorientowałam się, że choćby nie wiem co, zawsze mogę na niego liczyć i nikt ani nic nie jest w stanie zepsuć naszej relacji.
- Też bym chciała mieć takiego brata… - rozmarzyła się Aśka, kolejny raz mi przerywając.
- No przecież masz siostrę! Mnie – zaśmiałam się. – A dzięki temu masz też brata, bo jak to kiedyś Krzysiek powiedział, siostra mojej siostry też jest moją siostrą.
Obydwie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili jednak wróciłam do dalszego opowiadania.
- Po wypadku nie mogłam chodzić, miałam połamane żebra, złamaną prawą rękę, co wiązało się też z tym, że nie byłam samodzielna i co było ważne dla mnie w tamtym czasie, nie mogłam dalej trenować. Krzysiek chciał, abym znów z nim zamieszkała. Ja chciałam jednak wrócić do siebie, ale wiedziałam, że sama sobie nie poradzę, mimo moich najszczerszych chęci. Ivan zorientował się, że tak naprawdę to nie mam ochoty zamieszkać znów z Sylwią, więc zaoferował mi swoją pomoc i ostatecznie przeprowadziłam się do niego. Rehabilitacja trwała ponad pół roku, studia zaczęłam w październiku, dzięki uprzejmości uczelni nie musiałam tracić roku. Po rehabilitacji nie wyprowadziłam się jednak od Djurdjevica, tak jak to planowałam na początku, tylko zostałam u niego na trzy lata. Mimo że mogłam, nie wróciłam już nigdy do treningów. Sama nie wiem dlaczego, chyba ze strachu. Ale właśnie te trzy lata spędzone u Ivana, zmieniły moje podejście do życie. W tym czasie mieszkanie Djuki stało się miejscem spotkań piłkarzy, jak teraz czasami jest tutaj. Ale nie to mnie zmieniło, a Agnieszka.
- Agnieszka? – zdziwiła się Aśka. – Ta Agnieszka?
- Tak, ta. To ja pomogłam Ivanowi w jej zdobyciu. Widziałam, jak mu na niej zależy, jak można być z kimś szczęśliwym. Spędzałam z Ivanem mnóstwo czasu, słuchałam, jak o niej mówi, widziałam, jak się stara o jej uwagę - to zmieniło moje podejście do życia. Zorientowałam się, że wszystkie moje dotychczasowe związki były pomyłkami, bo nie dążyłam do tego, do czego powinnam była dążyć. Aż pojawił się Robert. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, choć nie powiem, że pierwszego dnia, w którym się zjawił w Lechu Poznań, nie stwierdziłam, że jest przystojnym facetem. Wtedy nie widziałam się jednak u jego boku. W pierwszym sezonie się kumplowałam wraz z nim, Wilkiem i Stiliciem. Stworzyliśmy taką szaloną paczkę przyjaciół. Wszystko się zmieniło, gdy po sezonie pojechaliśmy całą czwórką na wakacje do Chorwacji. Kuba i Robert leczyli się po zerwaniach ze swoimi dotychczasowymi dziewczynami, a ja i Semir pojechaliśmy tam, by dotrzymać im towarzystwa. Musieliśmy dopilnować, by chłopaki odreagowali, a nie zamartwiali się tym, co ich spotkało. Po powrocie do Polski zorientowałam się, że obaj – i Semir, i Robert zaczynają mnie podrywać. Według Semira, potrafili wtedy być fair wobec siebie. Nie wiem, nie wnikam w to. Robert był ode mnie o rok młodszy, ale wydawał mi się stateczniejszy niż Semir, który mimo iż był w moim wieku, to bardzo często zachowywał się jak dziecko. No i ostatecznie zostałam dziewczyną Lewandowskiego na cały sezon, swoją drogą mistrzowski. Później Robert mnie zostawił, poza tym Semir mnie oszukał i wyjechałam do Hiszpanii, aby to odreagować, aby być z dala od wspomnień. A co się działo dalej, to już doskonale wiesz…
- Ale my mamy popapraną przeszłość… - westchnęła Aśka, wysłuchawszy mojego monologu, co rusz przez nią przerywanego.
- No… - potwierdziłam to krótkim pomrukiem. – Dlatego nie dziw mi się, że się boję zaangażować w coś, w czym nie widzę siebie. Miałam kilku chłopaków, ale to były takie szczeniackie zauroczenia na kilka miesięcy. Później poświęciłam się treningom, nie miałam czasu na imprezy, nie poznawałam ludzi, stąd też zabrałam Kubę na studniówkę. Swoją drogą, to chyba była najlepsza decyzja mojego życia, bo z nikim nigdy się tak nie bawiłam, jak z nim - zaśmiałam się. - A kiedy postanowiłam wydorośleć, zostałam sprowadzona na ziemię przez Semira i Roberta...
- Wcale ci się nie dziwię… Ale chyba nie chcesz być do końca życia sama? – spytała Aśka, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Wiesz, wolę być sama, niż żyć z kimś, kogo po pewnym czasie będę miała po dziurki w nosie, kto nie będzie do mnie pasował - mruknęłam.
- No tak, ale… ale to na pewno jest tym spowodowane? Może ty jednak wciąż kochasz Roberta? - podpytywała mnie.
- Nie, to już dawno zamknięty rozdział mojego życia. Wybrał Anię, a ja się z tym pogodziłam.
Taka była prawda. Może kiedyś mu to wybaczę, może nie. Na pewno nigdy mu tego nie zapomnę, ale to nie oznacza, że wciąż żyję przeszłością. To nie miałoby najmniejszego sensu, a tylko niepotrzebnie wyniszczałoby mnie od środka. Mimo że czasem wracałam do zamierzchłych czasów, to starałam się żyć teraźniejszością, by pamiętając o życiowych nauczkach, nigdy więcej podobnych błędów nie popełnić.
- A Semir? – spytała ni z gruchy, ni z pietruchy Kawecka.
- Co Semir? – zdziwiłam się, wyrwana z zamyślenia.
- Może ty wciąż czujesz coś do niego?
- Nie, z Semirem już wszystko sobie wyjaśniłam. Po powrocie spotkałam się z Lewandowskim…
- Nie gadaj! – krzyknęła kawecka, nie dając mi dokończyć. - Był tu?
- Na zgrupowaniu. A przez Murasia i Dyzia się z nim spotkałam.
- Wybaczyłaś mu? – spytała zaciekawiona.
- Asia, ja do tej pory nie potrafię wybaczyć państwu Kotorowskim, że mnie zostawili, gdy ich potrzebowałam, a to było się ponad 15 lat temu! Sprawa z Robertem jest dla mnie więc zbyt świeża…
- Ale sprawa z Semirem była w tym samym momencie – przypomniała mi.
- Tak, ale to nie było tak poważne jak z Lewym, dlatego mogłam mu to wybaczyć. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i teraz staramy się być przyjaciółmi – wyjaśniłam jej.
- To skoro twierdzisz, że nie kochasz ani tego, ani tego, to może warto dać Hubertowi szansę, co? – podpuszczała mnie. - Przecież nie musisz nic mu obiecywać, wiązać się z nim na całe życie, w każdej chwili możesz z nim zerwać, a może przy bliższym poznaniu wam się uda?
- Może masz rację – przyznałam, bo dłuższym zastanowieniu. - W końcu, ocenia się człowieka, gdy się go dobrze pozna, a nie po pierwszym wrażeniu, prawda?
- No właśnie! – przyklasnęła mojej decyzji Kawecka. – To co, umówisz się z nim jeszcze? – dopytywała.
- Zobaczymy jaki on wykona teraz ruch - postanowiłam. - A tymczasem chodźmy spać, bo jutro też jest dzień.
- Chyba miałaś na myśli dzisiaj – poprawiła mnie Aśka.
- No tak. Dobrze, że mam na dziesiątą do pracy - zaśmiałam się.


___________
Kto kiedykolwiek czytał Kidnapa, to wie, że Szanowna_L czasami musi między ciekawszymi (tak sądzę) odcinkami, dodać tzw. "rozdział o niczym". Mam jednak nadzieję, że się nie wynudziliście, czytając to u góry. Natomiast nowy rozdział postaram się dodać szybciej niż zrobiłam to teraz. A na koniec, Kraków nocą.


Buźka! :*