3
tygodnie później.
Poszłam za radą Asi i
nie zerwałam kontaktów z Hubertem. Ba, nasza znajomość rozwijała się w dość szybkim tempie. Wychodziłam z nim często w różne miejsca, nawet w zeszłym tygodniu dałam się
zaprosić na prawniczy bankiet w jednym z najbardziej ekskluzywnych poznańskich
hoteli. Chyba owo miejsce mnie przekonało do uczestniczenia w tej uroczystości,
bo raczej nigdy więcej nie udałoby mi się stąpać po podłogach tychże
pomieszczeń. Co prawda, to sztywne towarzystwo wcale a wcale mi nie
odpowiadało, ale robiłam dobrą minę do złej gry. Chyba mam to opanowane do
perfekcji, bo nikt się nie zorientował, że udaję. Ba, podobno wszyscy znajomi
Huberta byli wręcz zachwyceni moją osobą! Uważajcie, bo aż popadnę w
samouwielbienie.
Sądzę jednak, że mi to
nie grozi, bo na moje szczęście dziś wracają Lechici. Cieszyłam się, że znów
ujrzę ich kochane mordki. Bardzo mi ich brakowało przez ostatnie tygodnie, aż
sama się sobie dziwię, że potrafiłam bez nich wytrzymać półtora roku w dalekiej
Hiszpanii! A do tego cieszyłam się jeszcze bardziej z tego, że jutro wraz z
Kubą będę bawić się na studniówce mojej wychowawczej klasy. Tak, dobrze
widzicie, z Kubą, a nie z Hubertem. Po pierwsze, obiecałam Wilczkowi, że zabiorę go ze sobą, a ja danego komuś słowa zawsze dotrzymuję. Po drugie, z nikim na żadnej imprezie nie bawiłam się tak dobrze, jak właśnie z piłkarzem i jestem
pewna, że mając go u boku zrobię jutro furorę wśród moich uczniów, jak i
nauczycieli. Z Hubertem byłby problem, jest on zbyt sztywny... A po trzecie, mój
chłopak, jeśli mogłam go tak nazwać, wyjeżdżał na cały weekend wraz ze swoim
szefem w delegację do Bydgoszczy. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, czego ona się tak właściwie tyczyła, bo jakoś mało mnie interesują prawnicze terminy,
którymi na co dzień operuje Hubert. Wiedziałam tylko tyle, że mają tam jakąś ważną
sprawę do załatwienia i że wraca w niedzielę wieczorem.
I tego powrotu obawiałam
się najbardziej, ponieważ Hubert wiercił mi dziurę w brzuchu, abym przedstawiła go
Krzyśkowi, zwłaszcza, że ten właśnie wraca ze zgrupowania do Polski. Ja jednak
jakoś się do tego nie paliłam. Sama nie wiem czego się bałam. Chyba tego, że
takie spotkanie wyraźnie daje do zrozumienia, że to coś poważnego, a ja chyba
aż tak serio naszej zażyłości nie traktowałam. Przynajmniej nie w tej chwili, w
końcu znamy się 3 tygodnie! Ale do Huberta ten argument w ogóle nie trafiał.
Normalnie, jak grochem o ścianę. Do tego prawnik chciał poznać resztę Lechitów,
a zwłaszcza mojego współlokatora. Obiecał mi nawet, że w któryś weekend
wybierze się ze mną na mecz Lecha, bo chce lepiej poznać to, co kocham. Dostrzegałam
fakt, że wyraźnie się stara i było mi z tego powodu bardzo miło, jednak mimo
wszystko wciąż nie widziałam nas razem za kilka lat. Aśka truła mi dupę, że
jestem po prostu uprzedzona do mężczyzn i że w końcu muszę się przełamać, a
Hubert to naprawdę świetna partia. Doskonale to wiedziałam, tylko nie czułam tego co kiedyś, gdy
byłam w kimś zakochana. Zazwyczaj staram się myśleć bardzo racjonalnie i
wszystko dogłębnie analizować, jednak gdy się zakocham
na moich oczach pojawiają się tak zwane klapki i niczego podejrzanego nie
zauważam. Tak było z Robertem - nie widziałam, że pod koniec naszego związku
często go nie było w domu, coraz później do niego wracał, coraz mniej czasu
spędzał ze mną, dużo rozmawiał z kimś przez telefon, a gdy wchodziłam do
pokoju, nagle kończył rozmowę. Z Semirem było podobnie, nie wyczułam spisku,
który przy „zdrowych zmysłach” zauważyłabym od razu, bo śmierdziało nim na
kilometr. Byłam wtedy zbyt zakochana, żeby się tym wszystkim przejmować. Teraz
jednak widziałam wszystko takim, jakie było naprawdę i to był chyba
najważniejszy powód, przez który powinnam skończyć tą znajomość jak najszybciej.
I kiedy tylko wspominam Aśce o moich wątpliwościach, ta już mi wypominała, że robiąc
to popełnię błąd. Mi się jednak wydaje, że to mój związek z Hubertem jest jednym,
wielkim błędem…
Na moje szczęście wracał
Kuba i Ivan, z którymi będę mogła o tym porozmawiać. Wiedziałam, że opinia
kogoś innego niż Kawecka, zdecydowanie mi pomoże w podjęciu właściwej decyzji.
Bałam się jednak ich reakcji. Wiem, że będą zaskoczeni, gdy tak z dnia na dzień
osoba, która z uporem maniaka powtarzała, że już nigdy więcej nie zwiąże się z
jakimkolwiek facetem, a przynajmniej nie tak od razu, nagle oznajmi im, że ma z
takim jednym problem, a do tego Aśka nie rozumie jej rozterek. Swoją drogą, czasem
wydawało mi się, że to Kawecka ma wspomniane przeze mnie nieco wyżej klapki na
oczach, ale to chyba przez tą jej ciążę. Wtedy podobno kobieta dostaje małpiego
rozumu, gdzieś kiedyś o czymś takim czytałam. Tylko owe zjawisko pojawia się
raczej na początku ciąży, a nie przy końcu, więc naprawdę nie umiałam jej już
zrozumieć…
W tym momencie jednak
nie powinnam była się tym przejmować, bo z tego wszystkiego rozłożę się jak długa na
schodach naszego bloku. Na szczęście zdążyłam złapać równowagę i
nic złego mi się nie stało. Po chwili, bez żadnego uszczerbku na zdrowiu,
mogłam więc przekroczyć próg naszego mieszkania. Od razu przy wejściu
odetchnęłam z niemałą ulgą, gdy zobaczyłam torbę Kuby leżącą w kącie przy ścianie z
wieszakami. Dotarł cały i zdrowy do domu, mimo że po niego nie wyjechałam. I
gdy już chciałam zacząć się przed nim kajać, usłyszałam głosy w salonie.
Widocznie towarzystwo w ogóle nie zorientowało się, że ktoś wtargnął do
mieszkania, bo rozmawiali sobie o mojej osobie, jak gdyby nigdy nic.
- Możesz mi powiedzieć,
gdzie jest Lila? I dlaczego po mnie nie wyjechała, mimo że jeszcze wczoraj
obiecywała mi, że się wyrobi? – pytał Kuba.
- Ale dojechałeś i nic
ci nie jest – uśmiechnęła się do niego Aśka, próbując jakoś załagodzić sytuację. – A
Lila widocznie zapomniała. Wiesz, ma prawo być rozkojarzona, w końcu jest
zakochana – palnęła z grubej rury.
Nastała dość długa
cisza. Gdyby muchy nie wymarzły, to na pewno byłoby słychać ich najmniejszy
ruch. Oczy Kuby wyglądały jakby chciały wyskoczyć mu z orbit. Kilka chwil mu
zajęło, zanim pojął co tak naprawdę Kawecka do niego mówi.
- Zakochana? Ale… jak?
Nic mi nie mówiła… Kiedy? W kim? – gadał od rzeczy, opadając bezwładnie na
sofę.
- Normalnie, a jak
inaczej można być zakochanym? – zaśmiała się szatynka. – Może kojarzysz naszego
sąsiada z góry? Hubert ma na imię. Chodzi zazwyczaj w garniturze, bo to
początkujący prawnik jest – tłumaczyła mu ze spokojem.
- Ten facet z góry?
Przecież on w ogóle nie jest w Lili typie! Ona nie lubi takich sztywniaków –
mruknął Wilczek jeszcze bardziej zaskoczony.
- No może nie jest tak
rozrywkowy jak wy, ale jest całkiem fajny. I wydaje mi się, że Lila będzie z
nim szczęśliwa – rzuciła beztrosko Kawecka.
- Nie wiem, nie znam go, tylko kojarzę z widzenia,
ale właśnie z tego co widzę, to sądzę, że on do niej nie pasuje. Jeżeli facet nie jest
choć odrobinę szalony, ona się nim po jakimś czasie znudzi. Znam Lilę dość długo
i wiem, że jeżeli gościu nie będzie choć odrobinę spontaniczny, to długo z nim
nie będzie – zakończył swój wywód Kuba z niewyjaśnioną miną.
I wiecie, co wam powiem? Zatkało mnie.
Byłam cholernie zszokowana tym, co usłyszałam. Kuba miał rację. Do tej pory wydawało
mi się, że to Aśka zna mnie najlepiej, jak to tylko możliwe, ale Wilczek swoimi
spostrzeżeniami wypowiedzianymi przed chwilą, wyprowadził mnie z błędu. Nigdy
nie posądziłabym go o tak dobre analizowanie mojej osoby. On miał rację. Nigdy nie przepadałam za sztywniakami. Gdzie się więc podziała stara,
dobra Lila ze słabością do dowcipnisiów z pasją? Tkwiłam w tym związku
ewidentnie dlatego, że wciąż łudziłam się, iż Hubert zrobi coś szalonego, a nie
będzie trzymał się z góry ustalonego planu. Na razie nic takiego się nie działo,
nic nawet nie wskazywało, aby to się w najbliższym czasie miało zmienić i stąd pewnie brały się moje
wątpliwości.
Nie żałowałam więc, że nie zauważyli mojej obecności. Dzięki ich
rozmowie trochę lepiej zrozumiałam samą siebie, a przy okazji mogłam usłyszeć, co też moi
przyjaciele o mnie sądzą tak naprawdę. Postanowiłam również, że wycałuję
Wilczka za wszystko, co właśnie powiedział i co dzięki jego słowom sobie
uświadomiłam.
W pół kroku przed
wykonaniem tego zamiaru, zatrzymało mnie jego pytanie:
- A gdzie ona teraz
jest?
- Pojechała z Hubertem
na basen. Mówiła, że się wyrobi i że cię odbierze… Widocznie coś musiało ją
zatrzymać – zastanawiała się Aśka.
- No bo auto się nam zepsuło
– powiedziałam, strasząc tym Kawecką i Wilka. Nie spodziewali się, że przez
cały ten czas stoję za nimi i się im przysłuchuję. Ja jednak nie przejęłam się tym
w ogóle i kontynuowałam: - Najpierw złapaliśmy gumę, a gdy zmieniliśmy koło, nie
mogliśmy odpalić samochodu. To wszystko przez tą wstrętną pogodę. A jak na
złość komórka mi się rozładowała i nie mogłam cię o tym poinformować. Do tego
twój numer mam zapisany w kajecie, który został w domu, więc z telefonu Huberta
też nie mogłam do ciebie zadzwonić. Wybacz mi, Kubuś – szepnęłam ze słodką miną,
siadając obok niego i całując go w policzek.
Piłkarz przyjrzał mi się
dokładnie z dość poważną miną, jednak po chwili rozpromienił się, co uznałam za
dobrą wróżbę.
- Widzę, że nie
kłamiesz, bo jeszcze jesteś usmarowana smarem – przejechał palcem po moim
policzku, gdzie pewnie przez swoją nieuwagę się ubabrałam. – Nic się nie stało,
to się nazywa złośliwość rzeczy martwych. Semir mnie podrzucił.
- Cieszę się, że się
nie gniewasz – rzekłam z ulgą.
- Dowiedziałem się
dzięki temu czegoś nowego. Słyszałem od Aśki, że się u ciebie wiele
zmieniło przez te trzy tygodnie… - zaczął, markotniejąc trochę.
- No tak, trochę się
zmieniło. Zobaczymy na jak długo... – rzuciłam i zostawiłam towarzystwo w salonie,
kierując się do łazienki, by zmyć z siebie resztę smaru.
- Co to znaczy? – spytał
zaciekawiony Wilczek, idący za mną.
- Wiesz, nie znam go
jeszcze na tyle, by powiedzieć, że to jest ten właściwy. Poza tym jestem
ostrożna – zapewniłam go, przeglądając się w łazienkowym lustrze, czy jeszcze
gdzieś nie czeka na mnie czarna niespodzianka.
- Aż za – mruknęła Aśka,
wciąż nam się przysłuchując. – Tyle razy już jej mówiłam, że musi się w końcu
przełamać, przecież nie każdy facet to drań.
- No ba! – dorzucił
Kuba. – Na przykład taki ja, łagodny jak baranek – dodał z uśmiechem.
- Wiem, ty jesteś bardzo
kochanym stworzonkiem – poczochrałam go po czuprynie, wychodząc z
łazienki roześmiana.
- No właśnie – rzucił
zadowolony Kuba, wciąż idąc za mną krok w krok, tym razem do pokoju. - Ale
ostrożności nigdy za wiele. Może mi coś o nim opowiesz? – spytał.
- Wiesz, że bardzo
chętnie, ale może wieczorem, co? – spytałam, szperając w szafie w poszukiwaniu
czegoś na przebranie.
- Wybierasz się gdzieś? –
zdziwił się Kuba, przyglądając się z uwagą moim poczynaniom. – Miałem nadzieję,
że trochę posiedzisz ze swym starym przyjacielem. Nie widziałem cię przez tyle dni,
a ty mi już uciekasz… - zmarkotniał, grając mi na poczuciu winy.
- Wrócę wieczorem to
pogadamy, obiecuję – uniosłam dwa palce w górę. - A teraz muszę pędzić do
szkoły, bo mamy próbę poloneza na jutrzejszą studniówkę.
- Ach! – westchnął
zaskoczony. - A ja myślałem, że ty się z nim gdzieś wybierasz... – urwał wpół
słowa.
- Coś ty! – obruszyłam
się. – Przecież przed chwilą się z nim widziałam, ile można? Świat nie kręci
się wokół niego, mam jeszcze swoje obowiązki, kochany – przypomniałam mu. - A teraz,
mógłbyś opuścić pokój, bo chciałabym się przebrać?
- Jasne – uśmiechnął się
do mnie przepraszająco, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Jakieś dziesięć minut
później ubrana w dżinsowe rurki, botki na obcasie, koszulę w kratę i uczesana w
wysoką kitkę, zakładałam na siebie wierzchnią, zimową odzież. Pożegnałam się z Kubą i Aśką, przy okazji życząc im smacznego,
bo właśnie zabierali się do obiadu, na który ja w tej chwili nie miałam czasu. Musiałam pędzić na próbę, żeby uniknąć spóźnienia, bo nasi trenerzy (a raczej treserzy) tego nie tolerują...
*
Próba miała trwać około
dwóch godzin, a skończyła się po ponad pięciu. Nie dość, że w jej trakcie
pojawiły się nowe problemy do rozwiązania, które dzień przed tak ważnym
wydarzeniem, frustrowały instruktorów o wiele bardziej, to jeszcze dyrektorka
zwołała nadzwyczajne zebranie nauczycieli na temat studniówki. Tak mi czas
zleciał, że nawet się nie zorientowałam, kiedy i jak.
- O, akurat na
wieczorynkę – tak skomentowała mój późny powrót Aśka. – Jak tam minęła próba? –
spytała.
- Całkiem dobrze, choć
trochę się przeciągnęła – rzuciłam, zrzucając z siebie wierzchnią odzież.
– A gdzie jest Kuba? – spytałam po chwili, bo nigdzie go nie zauważyłam.
Dostrzegłam za to Semira,
który właśnie zadowolony wyłonił się z naszej kuchni z miską pełną popcornu w rękach.
Przywitałam się z nim, jednocześnie słysząc odpowiedź z ust Aśki:
- Nie wiem, wyszedł
jakąś godzinę temu.
Zdziwiłam się. Takie
zachowanie nie było w stylu Wilczka. Jak się na coś umawialiśmy, to nie było
zmiłuj, Kuba zawsze się zjawiał na czas. Chyba nie chciał się odegrać na mnie za przedpołudnie?
Wyglądało na to, że naprawdę nie miał mi za złe, że go nie odebrałam spod
stadionu. Widocznie musiało coś się stać, że tak nagle zmienił plany i mnie o
tym nie poinformował…
- A nie mówił, kiedy
wróci? – pytałam więc dalej.
- Nie, powiedział, że
mamy na niego nie czekać z kolacją… - odpowiedziała mi Aśka, nie przerywając
ani na moment wpatrywania się z zaciekawieniem w jakiś telewizyjny serial.
- Coś się stało? – nie
miałam zamiaru odpuścić, zanim nie dowiem się, o co tak naprawdę chodzi.
- Nie, a dlaczego
pytasz? – zdziwiła się Kawecka, wreszcie, choć na ułamek sekundy, przenosząc
swoją uwagę na moją osobę.
- No przecież słyszałaś,
że mieliśmy z Kuba pogadać – mruknęłam trochę zła na wszystkich dookoła.
- Nie wiem, może
zapomniał? – spytała Aśka, wracając ponownie wzrokiem na ekran telewizora.
- To nie w stylu Kuby… Może do niego zadzwonię? – zastanawiałam się na głos.
Tak jak pomyślałam, tak
też zrobiłam. Nie mogłam się jednak dodzwonić do Wilczka. Chyba miał wyłączony
telefon, bo co chwila włączała się poczta głosowa. Nie było sensu się dłużej
dobijać.
- Nie odbiera –
zakomunikowałam towarzystwu, mimo że chyba nie bardzo ich to interesowało.
- Pewnie zaraz wróci –
mruknął Semir z przyklejonym na twarz uśmiechem. – A ja słyszałem, że ty kogoś
poznałaś podczas naszej nieobecności – zagaił po chwili z zaciekawieniem.
- Widzę, że informacje
szybko się rozchodzą – mruknęłam, coraz bardziej wkurzona. – No tak, poznałam i
co z tego?
- Nic, nic. Nie złość
się tak. Po prostu spytałem – Semir uniósł ręce w górę w obronnym geście.
Nic mu nie odpowiedziałam.
I pewnie zignorowałabym jego obecność, gdyby nie myśl, że może on coś wie na
temat nagłej nieobecności Wilka.
- A może ty wiesz, gdzie
jest Kuba? – spytałam więc.
- On mi się nie spowiada
– mruknął Semir i również przeniósł całą swoją uwagę na ekran telewizora.
Czułam, że nie jest ze
mną do końca szczery, ale widocznie miałam zostać niepoinformowana o powodzie
nagłego wyjścia Wilka. Byłam zła na wszystko i wszystkich. Na Kubę, bo mnie
wystawił, nie usprawiedliwiając się w ogóle. Na Semira, bo znów wtykał nos w
nie swoje sprawy. I jeszcze na Aśkę, która chyba za punkt honoru wzięła sobie
poinformowanie wszystkich, że mam chłopaka. A przecież jeżeli będę chciała, to
powiem o tym sama komu będzie chciała, a jeśli nie to nie zrobię tego. Tak trudno to zrozumieć?
- A szkoda. Muszę z nim
obgadać studniówkę – mruknęłam bardziej do siebie niż do nich i ruszyłam do
kuchni, mając dość ich towarzystwa.
Bośniak jednak podążył
za mną.
- A to nie idziesz na nią z tym
swoim chłopakiem? – zapytał zdziwiony, opierając się o blat kuchennej szafki.
- Nie, idę z Kubą, tak
jak planowałam. Nie zmieniam planów, zwłaszcza gdy coś komuś obiecuję – powiedziałam, pijąc sok z kartonika. Nie chciało mi się szukać szklanki. – Przynajmniej, jeśli on się
nie rozmyślił… - zakończyłam markotnie.
- Nie no, coś ty! Kuba
bardzo się cieszył na to wasze wyjście! – zapewnił mnie Bośniak.
- Właśnie widzę... - mruknęłam pod nosem. - Ale jak już tu jesteś
i tak sobie rozmawiamy to miałabym do ciebie prośbę – przypomniało mi się nagle.
- Jaką? – zainteresował
się Stilić.
- Bo Asia ostatnimi
czasy nie czuje się najlepiej i nie chciałabym jej zostawiać jutro samej na tak
długo, więc może mógłbyś z nią zostać? – spytałam. - Proszę ciebie, bo jak
widzę, dobrze się dogadujecie, a poza tym nikogo nie będziesz musiał w domu
zostawić samego sobie. A ja będę spokojniejsza wiedząc, że jakby co, to ktoś jej pomoże
albo przynajmniej zadzwoni do mnie - zakończyłam.
- No jasne – Semir uśmiechnął
się do mnie. – To o której mam być?
- Tak o wpół do szóstej.
Wieczorem, oczywiście – dorzuciłam z uśmiechem.
- Okej, to będę -
obiecał.
- Dzięki. Będę ci naprawdę wdzięczna. Ach i na razie
nic nie mów Aśce, ok? Tylko niepotrzebnie się będzie denerwować, że to kłopot i
tak dalej, będzie suszyć mi głowę, że sobie sama poradzi… - trajkotałam.
- Dobrze, nie puszczę
pary z ust – zapewnił mnie Bośniak, po czym zakluczył sobie usta niewidzialnym kluczykiem i wyrzucił go za siebie.
Semir opuścił kuchnię, zostawiając mnie samej sobie i dołączył do Kaweckiej. Ja natomiast nie
miałam jakoś ochoty na towarzyskie oglądanie telewizji, więc postanowiłam się skryć w pokoju, który dziś znów będzie należał do Wilka. Przeszkodził mi w realizacji tego zamiaru dźwięk
nadchodzącej wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu z nadzieją,
że to Kuba. Okazało się, że moje nadzieję są płonne i wciąż pozostaję w niewiedzy. To nie był on.
- Wiecie co? – po odczytaniu wiadomości spytałam, wystawiając głowę we framudze drzwi pomiędzy kuchnią a salonem. - Idę na górę, a jakby Wilczek wrócił, to dajcie mi znać, ok? Nie chce mi się na niego tyle czekać, skoro nawet nie wiadomo kiedy wróci. A skoro masz Asiu towarzystwo,
to nie będę miała wyrzutów sumienia, że znów zostawiam cię samą.
- Hubert się stęsknił? –
spytała Aśka, oglądając się na mnie przez oparcie sofy.
- Coś w tym stylu. Chce
się ze mną pożegnać przed wyjazdem – poinformowałam ją, narzucając na siebie
sweter. – To trzymajcie się, dziubaski! – krzyknęłam jeszcze w ich kierunku, po czym opuściłam progi
mieszkania.
_________________
:) - dzisiaj tylko buźka. zabrakło mi słów.