poniedziałek, 10 września 2012

21. Piotrek z M jak miłość.



Nie zdążyłam nawet dobrze zamknąć za sobą frontowych drzwi mieszkania, a już za plecami usłyszałam szuranie bamboszy po podłodze, by po chwili dotarł do mnie podekscytowany głos Aśki:
- No i jak było? Opowiadaj!
Zakluczyłam drzwi, obróciłam się na pięcie i spojrzałam na nią spode łba. Opatulona grubym wełnianym swetrem Kawecka w ogóle nie wyglądała, jakbym ją obudziła swoim późnym powrotem. Wręcz odwrotnie, wydawało mi się jakby w ogóle nie kładła się spać, tylko czekała aż wrócę.
- A czy ty przypadkiem nie powinnaś teraz spać? – spytałam.
Było gdzieś przed północą, Asia o tej porze zazwyczaj przewraca się na drugi bok. Ona uważa, że lepiej położyć się wcześniej, by móc wcześniej wstać. Ja wyznaję dokładnie odwrotną filozofię od niej, ale nie przeszkadza nam to we wspólnym mieszkaniu.
- Jak mogłabym spokojnie spać, kiedy moja przyjaciółka jest na randce? – oburzyła się. – Bez relacji nie zasnęłabym!
Westchnęłam przeciągle, ściągając zimowy płaszcz i kozaki. Wiedziałam, że Kawecka nie odpuści, zanim czegoś jej nie opowiem i nie zaspokoję jej ciekawości, wolałam jednak grać na czas.
- No mów! – poganiała mnie Asia.
- Co mam ci powiedzieć? – spytałam, ziewając.
Nie miałam jakoś ochoty zdawać jej relacji z ostatnich kilku godzin mojego życia.
- Jak było na przykład? – ta jednak drążyła temat.
- Całkiem miło.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – oburzyła się. – Gdzie byliście? – mimo mojej ewidentnej niechęci, Kawecka nie dawała za wygraną.
- W kinie, a później zabrał mnie na kolację – wyjaśniłam jej więc, nalewając sobie soku do szklanki. – Też chcesz? – spytałam.
- Nie i nie zmieniaj tematu! – pogroziła mi. – A na jaki film poszliście?
- Wiesz, na komedię romantyczną nie chciałam iść, bo nie lubię ich oglądać w towarzystwie faceta, oni mało co z tego rozumieją. Na horror to chodzę tylko z Krzyśkiem, Ivanem lub Kubą, film akcji nie pasowałby do randki, więc poszliśmy na komedię. Nawet dobra była, trochę się uśmiałam – wyjaśniłam jej.
- O filmie to mi palnęłaś takie długie zdanie, a o randce to nic mi nie chcesz powiedzieć! – oburzyła się ponownie Aśka.
- A co chciałabyś wiedzieć? – spytałam zrezygnowana.
- A na przykład, jaki jest ten cały Hubert? – jej ciekawość mnie kiedyś wykończy, naprawdę.
- Miły, sympatyczny, dość przystojny, jak sama go określiłaś, zna się na restauracjach, bo zazwyczaj jada na mieście...
- A przepuścił cię w drzwiach? – przerwała mi wyliczanie tym pytaniem. Potwierdziłam to skinieniem głowy. – Odsunął ci krzesło w restauracji? – Znów potwierdziłam. – Odprowadził cię pod drzwi mieszkania?
- No wiesz, mieszka nad nami, więc trochę dziwne by było, gdyby mnie nie odprowadził – zaśmiałam się.
- To nieważne! – Aśka jednak machnęła ręką na ten jakże ewidentny fakt. – To wszystko oznacza, że jest dżentelmenem i szanuje kobiety. Ma u mnie za to wielkiego plusa! – uśmiechnęła się.
- Może i masz rację, ale Hubert do mnie nie pasuje – podzieliłam się z nią swoim spostrzeżeniem.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- On mi trochę przypomina Piotrusia Zduńskiego z „M jak miłość”.
- Nie widzę problemu – pokręciła głową Asia. - Przecież Piotrek z „M jak miłość” jest dobrą partią. Troskliwy, opiekuńczy, powoli pnie się w górę po drabinie prawniczej kariery. Może jest czasami trochę zagubiony, ale kocha Kingę najbardziej na świecie. Jeśli zostaniesz Kingą Huberta będziesz bardzo szczęśliwą kobietą, jestem o tym przekonana – powiedziała pewnie.
Kurde, nigdy nie sądziłam, że o serialowych bohaterach można aż tyle powiedzieć! Gdybym wiedziała, to chyba nigdy bym nie porównywała Huberta do Piotra Zduńskiego, zwłaszcza w towarzystwie Kaweckiej. Asia, w odróżnieniu ode mnie, bardzo lubi oglądać seriale, szczególnie teraz, gdy prawie cały czas przesiaduje w domu.
- Ale ja widzę i to duży problem. Bo wiesz, ja zawsze wolałam Pawełka… - przyznałam się jej.
Aśka roześmiała się.
- Wyolbrzymiasz sprawę! – powiedziała tylko pomiędzy jednym, a drugim napadem śmiechu.
- Sadzę, że nie – odparłam, gdy już się trochę uspokoiła. - Wiesz, że on nie wie, kim jest mój brat? Że nie interesuje się sportem? Ba, on uważa, że piłka nożna to głupia bieganina kilkudziesięciu facetów w przykrótkich gaciach za napompowanym workiem! – wyrzuciłam z siebie ze złością.
- No… ja też do niedawna tak uważałam… - przyznała się z wahaniem, pewnie bojąc się, abym i na nią się tak nie zezłościła.
- Ale ty to co innego – machnęłam na to ręką. – Poza tym rozumiałaś mnie, rozumiałaś jakie to dla mnie ważne!
- No tak… - przyznała Aśka z wahaniem. – A teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez Lecha. To dzięki tobie i Kubie – przyznała z uśmiechem.
- Widzisz! – powiedziałam z triumfem, że ostatecznie wyszło na moje. - A on żyje tutaj od urodzenia i nie potrafi wymienić choćby jednego piłkarza! W dodatku nie rozumie, o co tyle zamieszania wokół Lecha! Dasz wiarę?! – prawie że już krzyczałam ze zdenerwowania.
- Lila, ale to nie powód, aby go od razu skreślać… - próbowała załagodzić sytuację Kawecka.
- Aśka, wyobrażasz sobie mnie z facetem, który nie lubi piłki nożnej? Przecież to jest niemożliwe! – odpowiedziałam za nią. – Zabiłabym go, gdyby mi nagle wypalił, że futbol to badziewie albo inny idiotyzm. Do tego, jak on miałby się odnaleźć wśród moich znajomych? Przecież oni wszyscy kochają Lecha! A poza tym Hubert uważa, że każdemu kibicowi piłki nożnej zależy tylko na tym, aby kogoś pobić, czy coś rozwalić… Nawet gdy mu powiedziałam, że mnie w tej chwili obraża, to swojego zdania nie zmienił! – byłam święcie oburzona zachowaniem sąsiada z góry.
- Musiałaś go źle zrozumieć… - powiedziała Aśka. – Przecież każdy facet lubi jakiś sport. To nie jest możliwe, aby się nim nie interesował - nie wierzyła mi.
- Ale tak właśnie jest! Nie ogląda żadnego sportu, żadnym się nie interesuje! Tylko na siłownię chodzi, by zadbać o swoją sylwetkę. Ja się nie dziwię, że on bliskich przyjaciół nie ma… Bo jaki facet z drugim facetem nie lubiłby pogadać sobie o sporcie? - opadłam zrezygnowana na kanapę.
- A może gdy spędzi z tobą trochę więcej czasu, lepiej pozna Lecha, to polubi to wszystko, tak jak ja? – łudziła się na głos Aśka.
– Nie wiem, może… - powątpiewałam jednak w to. – Ale on i tak do mnie nie pasuje, zdecydowanie - powtórzyłam.
Tak mi się wydawało. Spędziłam z nim dzisiaj niecałe cztery godziny. Nie były to jakieś złe godziny mojego życia, których mogłabym żałować, ale do tych najlepszych też ich zaliczyć nie mogę. Rozmowa nam się kleiła, ale tak jest zawsze, gdy ludzie się poznają, opowiadają sobie wzajemnie o swoich zainteresowaniach, pracy, przyjaciołach, rodzinie. Ale co to będzie dalej, jak już się poznamy? Obawiam się, że wtedy już nie będzie to taki przyjemny czas, jakby się mogło wydawać… I mimo że Hubert jest naprawdę czarującym mężczyzną, to chyba jednak nie dla mnie.
- Nie poznaję cię Lila! – krzyknęła nagle Aśka, wymachując energicznie rękoma. - Może i on nie jest jakimś ideałem, ale ty nigdy nie osądzałaś chłopaka po pierwszym spotkaniu, zawsze dawałaś mu przynajmniej drugą szansę – przypomniała mi.
- Od tamtego czasu wiele się zmieniło… - mruknęłam pod nosem ledwo słyszalnie.
- Co na przykład? – zdziwiła się Aśka.
- A to, że zbyt wiele razy mnie faceci zawiedli. Nie mogę się do nich przywiązywać, przymykać na coś oko, bo później znów wyjdę na idiotkę…
- Nie rozumiem – szatynka ewidentnie nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Wiesz, po tym jak zostawił mnie Robert, jakoś nie mam ochoty się z kimkolwiek wiązać… - wyznałam, naprowadzając ją na prawowity tok myślenia.
- Więc dlaczego zgodziłaś się pójść z Hubertem na kolację? – drążyła temat.
- Sama nie wiem, co mnie wtedy podkusiło… - przyznałam się.
- Lila, to, że Robert okazał się świnią, nie oznacza, że każdy taki jest… - Aśka próbowała mi to wytłumaczyć, jakbym sama tego nie wiedziała.
- Ale ja doskonale o tym wiem, tylko… tylko się boję, że taka sytuacja się powtórzy. Pojawi się była i znów mi zabierze kogoś, na kim mi zależy… - przyznałam się jej z grymasem na twarzy.
- Pamiętaj skarbie, że nic dwa razy się nie zdarza… Może warto wrócić do dawnego nieprzejmowania się życiem? – zapytała.
- Chyba już tak nie potrafię, wiesz… Jestem na to za stara – zachichotałam.
- Ta jasne – zironizowała Kawecka. – Ja rozumiem, że moja aktualna sytuacja powinna zmienić moje podejście do życia, w końcu niedługo będę odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za tą kruszynkę – pogłaskała się po brzuchu. – Ale ty jeszcze jesteś młoda i bez żadnych zobowiązań! Co więc zmieniło twoje podejście? Bo to chyba nie Robert, prawda? – drążyła.
- Masz rację, nie. Kiedyś nie związałabym się z kimś na długi czas, ale po wypadku trochę przewartościowałam swoje życie… - wyjaśniłam.
Mimo że nie bardzo lubiłam odbywać z kimś poważne rozmowy na temat mojego życia i zawiłej przeszłości, z Aśką rozmawiało mi się na takie tematy bardzo przyjemnie. Nie wiem co ta dziewczyna miała w sobie, ale umiała do mnie trafić w taki sposób, że potrafiłam się przed nią otworzyć i powiedzieć jej o wszystkim. I mimo że nie widziałyśmy się tyle lat, ta umiejętność jej pozostała do dnia dzisiejszego.
- Jakim wypadku? – zdziwiła się.
- Nie opowiadałam ci o nim? – spytałam zaskoczona.
- Nie, raczej dużo rozmawiałyśmy o tym, jak to się stało, że wylądowałaś w Hiszpanii - wyjaśniła mi.
No tak. Nie było czasu, aby opowiedzieć sobie wszystko, skupiłyśmy się raczej na ostatnich kilku latach mojego i Aśki życia, nie zagłębiając się specjalnie we wcześniejszy okres.
- Czyli musimy jeszcze nadrobić to, co działo się po twojej adopcji. Hm… – zastanowiłam się przez chwilę – chce ci się spać?
- Nie – roześmiała się Kawecka. – Zamieniam się więc w słuch.
- Okej – pokiwałam głową i wygodniej rozsiadłam się w fotelu. - Kiedy przeprowadziłaś się do Wrocławia zostałam sama ze sobą. Pokój był pusty, nie miałam z kim porozmawiać, komu się wyżalić, z kim spędzać wolny czas… Przecież nikt mnie tak dobrze nie rozumiał jak ty. Do momentu, w którym mieszkałaś wraz ze mną się tym nie przejmowałam, jednak po twojej adopcji trudno było mi się w bidulu samej odnaleźć. To był chyba najgorszy rok mojego życia. Z początku się wyalienowałam, ale wiesz jak to jest, długo samemu się tam nie wytrzyma... Dla świętego spokoju zaczęłam udzielać się towarzysko, jeżeli tak to można nazwać i wpadłam jak śliwka w kompot do… do Pikawy i jego bandy.
- Niemożliwe! – krzyknęła zaskoczona. - Dałaś się wmanewrować w ich niecne uczynki?
- No, niestety. Byłam młoda i głupia. Wiesz, wagary z paczką, picie, takie tam… Znałaś ich, więc wiesz co robili – Aśka pokiwała głową, że wie, o co mi chodzi. - Cała reszta, nie należąca do jego wyznawców, nie mogła ze mną wytrzymać. I sama nie wiem, jak Krzysiek zaakceptował zmienioną Lilianę. Nie mam pojęcia, dlaczego nadal dążył do mojej adopcji, dlaczego po tym wszystkim zdecydował się mnie wziąć pod swój dach. Nie wiem, jak on to zrobił, ale wyciągnął mnie z tego bagna, zanim było za późno. I jestem mu do tej pory za to bardzo wdzięczna…
Taka była prawda. Gdyby nie Kotor, pewnie skończyłabym jak większość dzieciaków z bidula, którzy nie mają nikogo, kto mógłby im pomóc, aby szara codzienność ich nie pożarła.
- Ale dosyć tego – odgoniłam od siebie złe wspomnienia. – Po adopcji żyło nam się we dwoje cudownie. Poszłam do sportowej klasy, trochę w hołdzie dla jego osoby. Zaczęłam pływać i swoją determinacją i ciężką pracą szybko doszłam do czołówki. Nawet gdzieś ostatnio z Wilkiem oglądaliśmy moje medale z Mistrzostw Wielkopolski, Polski, Europy Juniorów, a później nawet i Seniorów. Wtedy to był jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Nawet byliśmy cię ze dwa razy odwiedzić we Wrocławiu, zanim urwał nam się kontakt – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych lat.
Aśka odwzajemniła uśmiech. Pamiętała doskonale, gdy pewnego dnia wraz z Krzyśkiem zapukaliśmy do drzwi jej nowego domu, by zrobić jej niespodziankę, a później nie mogłyśmy się rozstać. Szkoda, że po naszym powrocie do domu kontakt się urwał...
- Wtedy też poznałam lepiej Lechitów - kontynuowałam. - Krzysiek trochę się wahał. Podobno bał się, że mogą mieć na mnie zły wpływ, ale myślę, że raczej bał się, iż ci coś chlapną na temat adopcji, a mi się zrobi przykro. Po kilku miesiącach jednak się przełamał i przedstawił mnie swoim kolegom. Zaprzyjaźniłam się wtedy z Kubą. Byliśmy w podobnym wieku, mieliśmy podobnie porąbane w głowie, wspólnie wychodziliśmy na imprezy, a przede wszystkim studniówki, najpierw jego, potem moją. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, razem się wygłupialiśmy, zazwyczaj tylko ja brałam udział w realizacji jego chorych pomysłów, dzięki czemu zdobyłam jego sympatię. Z Ivanem natomiast nasza przyjaźń zaczęła się od nauki języka polskiego. Nikt nie miał do niego takiej cierpliwości jak ja, więc to zazwyczaj ja z nim siedziałam i uczyłam go naszego języka. Nie skarżyłam się na to, bo spędzanie czasu z Ivanem pomagało mi zaakceptować fakt, że Krzysiek w tamtym czasie znalazł sobie dziewczynę. Sylwia z początku wydawała się całkiem sympatyczna, do momentu, aż nie dowiedziała się, że jestem adoptowana. Kiedy zamieszkała z nami, zaczęłyśmy się kłócić o byle co. Nie chciałam sprawiać Krzyśkowi kłopotu, stawać na jego drodze do szczęścia, dlatego gdy uzyskałam pełnoletniość przy pomocy Ivana sprzedałam mieszkanie, które dostałam w spadku po rodzicach i wynajęłam sobie własne. Wyprowadziłam się dla świętego spokoju na drugi koniec miasta i dawałam sobie sama radę. Treningi, matura, codzienne życie, wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy w czerwcu ktoś potrącił mnie na pasach.
- Jak to... na pasach? – zdziwiła się Kawecka.
- Wracałam z treningu do domu. Przystanek tramwajowy miałam naprzeciwko bloku, musiałam tylko przejść przez pasy. I było zielone dla mnie, ale jakiś idiota się nie zatrzymał i we mnie walnął. Nie pamiętam tego. Ostatnie co kojarzę, to dwa światła jadące prosto na mnie, a później mam dziurę w pamięci. Następna już była radość i ulga Krzyśka, gdy kilka dni po wypadku obudziłam się ze śpiączki. Podobno w tym czasie balansowałam na granicy życia i śmierci, a z Krzyśkiem nie można było wytrzymać. Wyrzucał sobie, że pozwolił mi samej zamieszkać i że nie jest dobrym bratem, bo powinien się mną opiekować. Ivan mi to powiedział. Wtedy zorientowałam się, że choćby nie wiem co, zawsze mogę na niego liczyć i nikt ani nic nie jest w stanie zepsuć naszej relacji.
- Też bym chciała mieć takiego brata… - rozmarzyła się Aśka, kolejny raz mi przerywając.
- No przecież masz siostrę! Mnie – zaśmiałam się. – A dzięki temu masz też brata, bo jak to kiedyś Krzysiek powiedział, siostra mojej siostry też jest moją siostrą.
Obydwie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili jednak wróciłam do dalszego opowiadania.
- Po wypadku nie mogłam chodzić, miałam połamane żebra, złamaną prawą rękę, co wiązało się też z tym, że nie byłam samodzielna i co było ważne dla mnie w tamtym czasie, nie mogłam dalej trenować. Krzysiek chciał, abym znów z nim zamieszkała. Ja chciałam jednak wrócić do siebie, ale wiedziałam, że sama sobie nie poradzę, mimo moich najszczerszych chęci. Ivan zorientował się, że tak naprawdę to nie mam ochoty zamieszkać znów z Sylwią, więc zaoferował mi swoją pomoc i ostatecznie przeprowadziłam się do niego. Rehabilitacja trwała ponad pół roku, studia zaczęłam w październiku, dzięki uprzejmości uczelni nie musiałam tracić roku. Po rehabilitacji nie wyprowadziłam się jednak od Djurdjevica, tak jak to planowałam na początku, tylko zostałam u niego na trzy lata. Mimo że mogłam, nie wróciłam już nigdy do treningów. Sama nie wiem dlaczego, chyba ze strachu. Ale właśnie te trzy lata spędzone u Ivana, zmieniły moje podejście do życie. W tym czasie mieszkanie Djuki stało się miejscem spotkań piłkarzy, jak teraz czasami jest tutaj. Ale nie to mnie zmieniło, a Agnieszka.
- Agnieszka? – zdziwiła się Aśka. – Ta Agnieszka?
- Tak, ta. To ja pomogłam Ivanowi w jej zdobyciu. Widziałam, jak mu na niej zależy, jak można być z kimś szczęśliwym. Spędzałam z Ivanem mnóstwo czasu, słuchałam, jak o niej mówi, widziałam, jak się stara o jej uwagę - to zmieniło moje podejście do życia. Zorientowałam się, że wszystkie moje dotychczasowe związki były pomyłkami, bo nie dążyłam do tego, do czego powinnam była dążyć. Aż pojawił się Robert. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, choć nie powiem, że pierwszego dnia, w którym się zjawił w Lechu Poznań, nie stwierdziłam, że jest przystojnym facetem. Wtedy nie widziałam się jednak u jego boku. W pierwszym sezonie się kumplowałam wraz z nim, Wilkiem i Stiliciem. Stworzyliśmy taką szaloną paczkę przyjaciół. Wszystko się zmieniło, gdy po sezonie pojechaliśmy całą czwórką na wakacje do Chorwacji. Kuba i Robert leczyli się po zerwaniach ze swoimi dotychczasowymi dziewczynami, a ja i Semir pojechaliśmy tam, by dotrzymać im towarzystwa. Musieliśmy dopilnować, by chłopaki odreagowali, a nie zamartwiali się tym, co ich spotkało. Po powrocie do Polski zorientowałam się, że obaj – i Semir, i Robert zaczynają mnie podrywać. Według Semira, potrafili wtedy być fair wobec siebie. Nie wiem, nie wnikam w to. Robert był ode mnie o rok młodszy, ale wydawał mi się stateczniejszy niż Semir, który mimo iż był w moim wieku, to bardzo często zachowywał się jak dziecko. No i ostatecznie zostałam dziewczyną Lewandowskiego na cały sezon, swoją drogą mistrzowski. Później Robert mnie zostawił, poza tym Semir mnie oszukał i wyjechałam do Hiszpanii, aby to odreagować, aby być z dala od wspomnień. A co się działo dalej, to już doskonale wiesz…
- Ale my mamy popapraną przeszłość… - westchnęła Aśka, wysłuchawszy mojego monologu, co rusz przez nią przerywanego.
- No… - potwierdziłam to krótkim pomrukiem. – Dlatego nie dziw mi się, że się boję zaangażować w coś, w czym nie widzę siebie. Miałam kilku chłopaków, ale to były takie szczeniackie zauroczenia na kilka miesięcy. Później poświęciłam się treningom, nie miałam czasu na imprezy, nie poznawałam ludzi, stąd też zabrałam Kubę na studniówkę. Swoją drogą, to chyba była najlepsza decyzja mojego życia, bo z nikim nigdy się tak nie bawiłam, jak z nim - zaśmiałam się. - A kiedy postanowiłam wydorośleć, zostałam sprowadzona na ziemię przez Semira i Roberta...
- Wcale ci się nie dziwię… Ale chyba nie chcesz być do końca życia sama? – spytała Aśka, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Wiesz, wolę być sama, niż żyć z kimś, kogo po pewnym czasie będę miała po dziurki w nosie, kto nie będzie do mnie pasował - mruknęłam.
- No tak, ale… ale to na pewno jest tym spowodowane? Może ty jednak wciąż kochasz Roberta? - podpytywała mnie.
- Nie, to już dawno zamknięty rozdział mojego życia. Wybrał Anię, a ja się z tym pogodziłam.
Taka była prawda. Może kiedyś mu to wybaczę, może nie. Na pewno nigdy mu tego nie zapomnę, ale to nie oznacza, że wciąż żyję przeszłością. To nie miałoby najmniejszego sensu, a tylko niepotrzebnie wyniszczałoby mnie od środka. Mimo że czasem wracałam do zamierzchłych czasów, to starałam się żyć teraźniejszością, by pamiętając o życiowych nauczkach, nigdy więcej podobnych błędów nie popełnić.
- A Semir? – spytała ni z gruchy, ni z pietruchy Kawecka.
- Co Semir? – zdziwiłam się, wyrwana z zamyślenia.
- Może ty wciąż czujesz coś do niego?
- Nie, z Semirem już wszystko sobie wyjaśniłam. Po powrocie spotkałam się z Lewandowskim…
- Nie gadaj! – krzyknęła kawecka, nie dając mi dokończyć. - Był tu?
- Na zgrupowaniu. A przez Murasia i Dyzia się z nim spotkałam.
- Wybaczyłaś mu? – spytała zaciekawiona.
- Asia, ja do tej pory nie potrafię wybaczyć państwu Kotorowskim, że mnie zostawili, gdy ich potrzebowałam, a to było się ponad 15 lat temu! Sprawa z Robertem jest dla mnie więc zbyt świeża…
- Ale sprawa z Semirem była w tym samym momencie – przypomniała mi.
- Tak, ale to nie było tak poważne jak z Lewym, dlatego mogłam mu to wybaczyć. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i teraz staramy się być przyjaciółmi – wyjaśniłam jej.
- To skoro twierdzisz, że nie kochasz ani tego, ani tego, to może warto dać Hubertowi szansę, co? – podpuszczała mnie. - Przecież nie musisz nic mu obiecywać, wiązać się z nim na całe życie, w każdej chwili możesz z nim zerwać, a może przy bliższym poznaniu wam się uda?
- Może masz rację – przyznałam, bo dłuższym zastanowieniu. - W końcu, ocenia się człowieka, gdy się go dobrze pozna, a nie po pierwszym wrażeniu, prawda?
- No właśnie! – przyklasnęła mojej decyzji Kawecka. – To co, umówisz się z nim jeszcze? – dopytywała.
- Zobaczymy jaki on wykona teraz ruch - postanowiłam. - A tymczasem chodźmy spać, bo jutro też jest dzień.
- Chyba miałaś na myśli dzisiaj – poprawiła mnie Aśka.
- No tak. Dobrze, że mam na dziesiątą do pracy - zaśmiałam się.


___________
Kto kiedykolwiek czytał Kidnapa, to wie, że Szanowna_L czasami musi między ciekawszymi (tak sądzę) odcinkami, dodać tzw. "rozdział o niczym". Mam jednak nadzieję, że się nie wynudziliście, czytając to u góry. Natomiast nowy rozdział postaram się dodać szybciej niż zrobiłam to teraz. A na koniec, Kraków nocą.


Buźka! :*

2 komentarze:

  1. Już sam tytuł rozdziału mnie powalił na kolana! Faktycznie! Lila bardzo dobrze robi krytykując Huberta! No bo jaki prawdziwy facet nie interesuje się żadnym sportem?! No ja nie wiem jak tak można! Czyżby Lila na pewno już nic nie czuła do Semira? No ja nie wiem...
    Rozdział na prawde bardzo mi się spodobał! Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział na przepelnieni-miloscia.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, proszę! Dawno u Ciebie nie byłam, co więcej Ty sama milczałaś jak zaklęta o wklepywanych na serwer nowościach, stąd też dopiero teraz jestem w stanie wyłuskać z siebie komentarz. Rozdział przeczytałam z niesłabnącym zainteresowaniem (a jakże!) i, podobnie jak moja przedmówczyni, muszę stwierdzić, że z tym całym Hubercikiem jest coś nie tak.. Oczywiście, są gusta i guściki, ludzie są różni itd., itp., bla, bla, bla, ale patrząc (ze stereotypowego punktu widzenia) na postać a la Piotr Zduński nie mogłam ukryć niemego okrzyku zgrozy, gdy dowiedziałam się, iż pan H. uważa piłkę nożną za czczą bieganinę! A przecież facet wydawał się prawie idealny..! Jak widać, nie należy oceniać książki po okładce, bo można się przejechać. Co do samych zaś wynurzeń Lili, czyli retrospekcji pełną gębą - muszę stwierdzić, że dziewczyna miała naprawdę niezłe (w negatywnym sensie) przejścia w życiu.. Jej bagażem doświadczeń dałoby się obdzielić kilka osób, tym bardziej więc podziwiam Kotorowską, że się zaparła i wciąż kroczy w wybranym przez siebie kierunku. Chapeau bas, Liliano! ;D
    Okej, skaczę do następnego rozdzialiku.
    pozdrowienia! cmok! cmok!

    OdpowiedzUsuń