Nie zdążyłam nawet
dobrze zamknąć za sobą frontowych drzwi mieszkania, a już za plecami usłyszałam
szuranie bamboszy po podłodze, by po chwili dotarł do mnie podekscytowany głos
Aśki:
- No i jak było?
Opowiadaj!
Zakluczyłam drzwi,
obróciłam się na pięcie i spojrzałam na nią spode łba. Opatulona grubym
wełnianym swetrem Kawecka w ogóle nie wyglądała, jakbym ją obudziła swoim późnym
powrotem. Wręcz odwrotnie, wydawało mi się jakby w ogóle nie kładła się spać,
tylko czekała aż wrócę.
- A czy ty przypadkiem
nie powinnaś teraz spać? – spytałam.
Było gdzieś przed
północą, Asia o tej porze zazwyczaj przewraca się na drugi bok. Ona uważa, że
lepiej położyć się wcześniej, by móc wcześniej wstać. Ja wyznaję dokładnie
odwrotną filozofię od niej, ale nie przeszkadza nam to we wspólnym mieszkaniu.
- Jak mogłabym spokojnie
spać, kiedy moja przyjaciółka jest na randce? – oburzyła się. – Bez relacji nie
zasnęłabym!
Westchnęłam przeciągle,
ściągając zimowy płaszcz i kozaki. Wiedziałam, że Kawecka nie odpuści, zanim
czegoś jej nie opowiem i nie zaspokoję jej ciekawości, wolałam jednak grać na
czas.
- No mów! – poganiała
mnie Asia.
- Co mam ci powiedzieć?
– spytałam, ziewając.
Nie miałam jakoś ochoty zdawać jej relacji z ostatnich kilku godzin mojego życia.
- Jak było na przykład?
– ta jednak drążyła temat.
- Całkiem miło.
- Tylko tyle masz mi do
powiedzenia? – oburzyła się. – Gdzie byliście? – mimo mojej ewidentnej
niechęci, Kawecka nie dawała za wygraną.
- W kinie, a później
zabrał mnie na kolację – wyjaśniłam jej więc, nalewając sobie soku do szklanki.
– Też chcesz? – spytałam.
- Nie i nie zmieniaj
tematu! – pogroziła mi. – A na jaki film poszliście?
- Wiesz, na komedię
romantyczną nie chciałam iść, bo nie lubię ich oglądać w towarzystwie faceta,
oni mało co z tego rozumieją. Na horror to chodzę tylko z Krzyśkiem, Ivanem lub Kubą, film akcji nie
pasowałby do randki, więc poszliśmy na komedię. Nawet dobra była, trochę się uśmiałam – wyjaśniłam jej.
- O filmie to mi
palnęłaś takie długie zdanie, a o randce to nic mi nie chcesz powiedzieć! –
oburzyła się ponownie Aśka.
- A co chciałabyś
wiedzieć? – spytałam zrezygnowana.
- A na przykład, jaki
jest ten cały Hubert? – jej ciekawość mnie kiedyś wykończy, naprawdę.
- Miły, sympatyczny,
dość przystojny, jak sama go określiłaś, zna się na restauracjach, bo zazwyczaj
jada na mieście...
- A przepuścił cię w
drzwiach? – przerwała mi wyliczanie tym pytaniem. Potwierdziłam to skinieniem głowy. – Odsunął ci krzesło w restauracji?
– Znów potwierdziłam. – Odprowadził cię pod drzwi mieszkania?
- No wiesz, mieszka nad
nami, więc trochę dziwne by było, gdyby mnie nie odprowadził – zaśmiałam się.
- To nieważne! – Aśka
jednak machnęła ręką na ten jakże ewidentny fakt. – To wszystko oznacza, że jest
dżentelmenem i szanuje kobiety. Ma u mnie za to wielkiego plusa! – uśmiechnęła
się.
- Może i masz rację, ale
Hubert do mnie nie pasuje – podzieliłam się z nią swoim spostrzeżeniem.
- Dlaczego? – zdziwiła
się.
- On mi trochę przypomina
Piotrusia Zduńskiego z „M jak miłość”.
- Nie widzę problemu –
pokręciła głową Asia. - Przecież Piotrek z „M jak miłość” jest dobrą partią.
Troskliwy, opiekuńczy, powoli pnie się w górę po drabinie prawniczej kariery.
Może jest czasami trochę zagubiony, ale kocha Kingę najbardziej na świecie.
Jeśli zostaniesz Kingą Huberta będziesz bardzo szczęśliwą kobietą, jestem o tym
przekonana – powiedziała pewnie.
Kurde, nigdy nie
sądziłam, że o serialowych bohaterach można aż tyle powiedzieć! Gdybym
wiedziała, to chyba nigdy bym nie porównywała Huberta do Piotra Zduńskiego, zwłaszcza w towarzystwie Kaweckiej. Asia, w odróżnieniu ode mnie,
bardzo lubi oglądać seriale, szczególnie teraz, gdy prawie cały czas przesiaduje w domu.
- Ale ja widzę i to duży problem. Bo
wiesz, ja zawsze wolałam Pawełka… - przyznałam się jej.
Aśka roześmiała się.
- Wyolbrzymiasz sprawę! – powiedziała
tylko pomiędzy jednym, a drugim napadem śmiechu.
- Sadzę, że nie – odparłam, gdy już się trochę uspokoiła. - Wiesz, że on nie wie, kim jest mój brat? Że nie interesuje się sportem? Ba, on uważa, że piłka nożna
to głupia bieganina kilkudziesięciu facetów w przykrótkich gaciach za
napompowanym workiem! – wyrzuciłam z siebie ze złością.
- No… ja też do niedawna
tak uważałam… - przyznała się z wahaniem, pewnie bojąc się, abym i na nią się tak nie
zezłościła.
- Ale ty to co innego – machnęłam na to ręką. – Poza tym rozumiałaś mnie, rozumiałaś jakie to dla
mnie ważne!
- No tak… - przyznała Aśka z wahaniem. – A teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez Lecha. To dzięki tobie i Kubie –
przyznała z uśmiechem.
- Widzisz! – powiedziałam
z triumfem, że ostatecznie wyszło na moje. - A on żyje tutaj od urodzenia i nie potrafi wymienić
choćby jednego piłkarza! W dodatku nie rozumie, o co tyle zamieszania wokół
Lecha! Dasz wiarę?! – prawie że już krzyczałam ze zdenerwowania.
- Lila, ale to nie
powód, aby go od razu skreślać… - próbowała załagodzić sytuację Kawecka.
- Aśka, wyobrażasz sobie
mnie z facetem, który nie lubi piłki nożnej? Przecież to jest niemożliwe! –
odpowiedziałam za nią. – Zabiłabym go, gdyby mi nagle wypalił, że futbol to
badziewie albo inny idiotyzm. Do tego, jak on miałby się odnaleźć wśród moich
znajomych? Przecież oni wszyscy kochają Lecha! A poza tym Hubert uważa, że każdemu kibicowi piłki nożnej zależy
tylko na tym, aby kogoś pobić, czy coś rozwalić… Nawet gdy mu powiedziałam, że mnie
w tej chwili obraża, to swojego zdania nie zmienił! – byłam święcie oburzona
zachowaniem sąsiada z góry.
- Musiałaś go źle
zrozumieć… - powiedziała Aśka. – Przecież każdy facet lubi jakiś sport. To nie
jest możliwe, aby się nim nie interesował - nie wierzyła mi.
- Ale tak właśnie jest!
Nie ogląda żadnego sportu, żadnym się nie interesuje! Tylko na siłownię chodzi,
by zadbać o swoją sylwetkę. Ja się nie dziwię, że on bliskich przyjaciół nie ma… Bo jaki
facet z drugim facetem nie lubiłby pogadać sobie o sporcie? - opadłam
zrezygnowana na kanapę.
- A może gdy spędzi z
tobą trochę więcej czasu, lepiej pozna Lecha, to polubi to wszystko, tak jak
ja? – łudziła się na głos Aśka.
– Nie wiem, może… -
powątpiewałam jednak w to. – Ale on i tak do mnie nie pasuje, zdecydowanie -
powtórzyłam.
Tak mi się wydawało.
Spędziłam z nim dzisiaj niecałe cztery godziny. Nie były to jakieś złe godziny mojego życia, których
mogłabym żałować, ale do tych najlepszych też ich zaliczyć nie mogę. Rozmowa
nam się kleiła, ale tak jest zawsze, gdy ludzie się poznają, opowiadają sobie
wzajemnie o swoich zainteresowaniach, pracy, przyjaciołach, rodzinie. Ale co to
będzie dalej, jak już się poznamy? Obawiam się, że wtedy już nie będzie to taki
przyjemny czas, jakby się mogło wydawać… I mimo że Hubert jest naprawdę czarującym
mężczyzną, to chyba jednak nie dla mnie.
- Nie poznaję cię Lila! –
krzyknęła nagle Aśka, wymachując energicznie rękoma. - Może i on nie jest
jakimś ideałem, ale ty nigdy nie osądzałaś chłopaka po pierwszym spotkaniu,
zawsze dawałaś mu przynajmniej drugą szansę – przypomniała mi.
- Od tamtego czasu wiele
się zmieniło… - mruknęłam pod nosem ledwo słyszalnie.
- Co na przykład? –
zdziwiła się Aśka.
- A to, że zbyt wiele razy
mnie faceci zawiedli. Nie mogę się do nich przywiązywać, przymykać na coś oko,
bo później znów wyjdę na idiotkę…
- Nie rozumiem –
szatynka ewidentnie nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Wiesz, po tym jak
zostawił mnie Robert, jakoś nie mam ochoty się z kimkolwiek wiązać… - wyznałam,
naprowadzając ją na prawowity tok myślenia.
- Więc dlaczego
zgodziłaś się pójść z Hubertem na kolację? – drążyła temat.
- Sama nie wiem, co mnie
wtedy podkusiło… - przyznałam się.
- Lila, to, że Robert
okazał się świnią, nie oznacza, że każdy taki jest… - Aśka próbowała mi to
wytłumaczyć, jakbym sama tego nie wiedziała.
- Ale ja doskonale o tym
wiem, tylko… tylko się boję, że taka sytuacja się powtórzy. Pojawi się była i
znów mi zabierze kogoś, na kim mi zależy… - przyznałam się jej z grymasem na twarzy.
- Pamiętaj skarbie, że
nic dwa razy się nie zdarza… Może warto wrócić do dawnego nieprzejmowania się
życiem? – zapytała.
- Chyba już tak nie
potrafię, wiesz… Jestem na to za stara – zachichotałam.
- Ta jasne – zironizowała
Kawecka. – Ja rozumiem, że moja aktualna sytuacja powinna zmienić moje podejście
do życia, w końcu niedługo będę odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za tą
kruszynkę – pogłaskała się po brzuchu. – Ale ty jeszcze jesteś młoda i bez
żadnych zobowiązań! Co więc zmieniło twoje podejście? Bo to chyba nie Robert,
prawda? – drążyła.
- Masz rację, nie.
Kiedyś nie związałabym się z kimś na długi czas, ale po wypadku trochę
przewartościowałam swoje życie… - wyjaśniłam.
Mimo że nie bardzo
lubiłam odbywać z kimś poważne rozmowy na temat mojego życia i zawiłej przeszłości, z Aśką rozmawiało mi się na takie
tematy bardzo przyjemnie. Nie wiem co ta dziewczyna miała w sobie, ale umiała do
mnie trafić w taki sposób, że potrafiłam się przed nią otworzyć i powiedzieć
jej o wszystkim. I mimo że nie widziałyśmy się tyle lat, ta umiejętność jej
pozostała do dnia dzisiejszego.
- Jakim wypadku? –
zdziwiła się.
- Nie opowiadałam ci o nim? – spytałam zaskoczona.
- Nie, raczej dużo
rozmawiałyśmy o tym, jak to się stało, że wylądowałaś w Hiszpanii - wyjaśniła mi.
No tak. Nie było czasu,
aby opowiedzieć sobie wszystko, skupiłyśmy się raczej na ostatnich kilku latach
mojego i Aśki życia, nie zagłębiając się specjalnie we wcześniejszy okres.
- Czyli musimy jeszcze
nadrobić to, co działo się po twojej adopcji. Hm… – zastanowiłam się przez chwilę – chce ci
się spać?
- Nie – roześmiała się
Kawecka. – Zamieniam się więc w słuch.
- Okej – pokiwałam głową
i wygodniej rozsiadłam się w fotelu. - Kiedy przeprowadziłaś się do Wrocławia zostałam
sama ze sobą. Pokój był pusty, nie miałam z kim porozmawiać, komu się wyżalić,
z kim spędzać wolny czas… Przecież nikt mnie tak dobrze nie rozumiał jak ty. Do momentu, w
którym mieszkałaś wraz ze mną się tym nie przejmowałam, jednak po
twojej adopcji trudno było mi się w bidulu samej odnaleźć. To był chyba
najgorszy rok mojego życia. Z początku się wyalienowałam, ale wiesz jak to
jest, długo samemu się tam nie wytrzyma... Dla świętego spokoju zaczęłam
udzielać się towarzysko, jeżeli tak to można nazwać i wpadłam jak śliwka w
kompot do… do Pikawy i jego bandy.
- Niemożliwe! –
krzyknęła zaskoczona. - Dałaś się wmanewrować w ich niecne uczynki?
- No, niestety. Byłam
młoda i głupia. Wiesz, wagary z paczką, picie, takie tam… Znałaś ich, więc wiesz co
robili – Aśka pokiwała głową, że wie, o co mi chodzi. - Cała reszta, nie należąca do jego wyznawców, nie
mogła ze mną wytrzymać. I sama nie wiem, jak Krzysiek zaakceptował zmienioną
Lilianę. Nie mam pojęcia, dlaczego nadal dążył do mojej adopcji, dlaczego po
tym wszystkim zdecydował się mnie wziąć pod swój dach. Nie wiem, jak on to
zrobił, ale wyciągnął mnie z tego bagna, zanim było za późno. I jestem mu do
tej pory za to bardzo wdzięczna…
Taka była prawda. Gdyby
nie Kotor, pewnie skończyłabym jak większość dzieciaków z bidula, którzy nie mają nikogo, kto mógłby im pomóc, aby szara codzienność ich nie pożarła.
- Ale dosyć tego –
odgoniłam od siebie złe wspomnienia. – Po adopcji żyło nam się we dwoje
cudownie. Poszłam do sportowej klasy, trochę w hołdzie dla jego osoby. Zaczęłam
pływać i swoją determinacją i ciężką pracą szybko doszłam do czołówki. Nawet
gdzieś ostatnio z Wilkiem oglądaliśmy moje medale z Mistrzostw Wielkopolski, Polski,
Europy Juniorów, a później nawet i Seniorów. Wtedy to był jeden z najlepszych okresów
w moim życiu. Nawet byliśmy cię ze dwa razy odwiedzić we Wrocławiu, zanim urwał
nam się kontakt – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych lat.
Aśka odwzajemniła
uśmiech. Pamiętała doskonale, gdy pewnego dnia wraz z Krzyśkiem zapukaliśmy do
drzwi jej nowego domu, by zrobić jej niespodziankę, a później nie mogłyśmy się rozstać. Szkoda, że po naszym powrocie do domu kontakt się urwał...
- Wtedy też poznałam lepiej
Lechitów - kontynuowałam. - Krzysiek trochę się wahał. Podobno bał się, że mogą mieć na mnie zły
wpływ, ale myślę, że raczej bał się, iż ci coś chlapną na temat adopcji, a mi
się zrobi przykro. Po kilku miesiącach jednak się przełamał i przedstawił mnie
swoim kolegom. Zaprzyjaźniłam się wtedy z Kubą. Byliśmy w podobnym wieku, mieliśmy podobnie porąbane w głowie, wspólnie wychodziliśmy na
imprezy, a przede wszystkim studniówki, najpierw jego, potem moją. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, razem
się wygłupialiśmy, zazwyczaj tylko ja brałam udział w realizacji jego chorych
pomysłów, dzięki czemu zdobyłam jego sympatię. Z Ivanem natomiast nasza przyjaźń zaczęła się od nauki języka
polskiego. Nikt nie miał do niego takiej cierpliwości jak ja, więc to zazwyczaj
ja z nim siedziałam i uczyłam go naszego języka. Nie skarżyłam się na to, bo
spędzanie czasu z Ivanem pomagało mi zaakceptować fakt, że Krzysiek w tamtym
czasie znalazł sobie dziewczynę. Sylwia z początku wydawała się całkiem sympatyczna, do
momentu, aż nie dowiedziała się, że jestem adoptowana. Kiedy zamieszkała z nami, zaczęłyśmy się
kłócić o byle co. Nie chciałam sprawiać Krzyśkowi kłopotu, stawać na jego
drodze do szczęścia, dlatego gdy uzyskałam pełnoletniość przy pomocy Ivana
sprzedałam mieszkanie, które dostałam w spadku po rodzicach i wynajęłam sobie
własne. Wyprowadziłam się dla świętego spokoju na drugi koniec miasta i dawałam
sobie sama radę. Treningi, matura, codzienne życie, wszystko szło dobrze, aż do
momentu, gdy w czerwcu ktoś potrącił mnie na pasach.
- Jak to... na pasach? –
zdziwiła się Kawecka.
- Wracałam z treningu do
domu. Przystanek tramwajowy miałam naprzeciwko bloku, musiałam tylko przejść
przez pasy. I było zielone dla mnie, ale jakiś idiota się nie zatrzymał i we mnie
walnął. Nie pamiętam tego. Ostatnie co kojarzę, to dwa światła jadące prosto na
mnie, a później mam dziurę w pamięci. Następna już była radość i ulga
Krzyśka, gdy kilka dni po wypadku obudziłam się ze śpiączki. Podobno w tym
czasie balansowałam na granicy życia i śmierci, a z Krzyśkiem nie można było
wytrzymać. Wyrzucał sobie, że pozwolił mi samej zamieszkać i że nie jest
dobrym bratem, bo powinien się mną opiekować. Ivan mi to powiedział. Wtedy
zorientowałam się, że choćby nie wiem co, zawsze mogę na niego liczyć i nikt
ani nic nie jest w stanie zepsuć naszej relacji.
- Też bym chciała mieć
takiego brata… - rozmarzyła się Aśka, kolejny raz mi przerywając.
- No przecież masz
siostrę! Mnie – zaśmiałam się. – A dzięki temu masz też brata, bo jak to kiedyś
Krzysiek powiedział, siostra mojej siostry też jest moją siostrą.
Obydwie zaczęłyśmy się
śmiać. Po chwili jednak wróciłam do dalszego opowiadania.
- Po wypadku nie mogłam
chodzić, miałam połamane żebra, złamaną prawą rękę, co wiązało się też z tym, że
nie byłam samodzielna i co było ważne dla mnie w tamtym czasie, nie mogłam
dalej trenować. Krzysiek chciał, abym znów z nim zamieszkała. Ja
chciałam jednak wrócić do siebie, ale wiedziałam, że sama sobie nie poradzę, mimo
moich najszczerszych chęci. Ivan zorientował się, że tak naprawdę to nie mam ochoty zamieszkać znów z
Sylwią, więc zaoferował mi swoją pomoc i ostatecznie przeprowadziłam się do niego.
Rehabilitacja trwała ponad pół roku, studia zaczęłam w październiku, dzięki
uprzejmości uczelni nie musiałam tracić roku. Po rehabilitacji nie wyprowadziłam
się jednak od Djurdjevica, tak jak to planowałam na początku, tylko zostałam u niego na trzy lata. Mimo że
mogłam, nie wróciłam już nigdy do treningów. Sama nie wiem dlaczego, chyba ze strachu. Ale właśnie te trzy lata spędzone u Ivana, zmieniły
moje podejście do życie. W tym czasie mieszkanie Djuki stało się miejscem
spotkań piłkarzy, jak teraz czasami jest tutaj. Ale nie to mnie zmieniło, a Agnieszka.
- Agnieszka? – zdziwiła się
Aśka. – Ta Agnieszka?
- Tak, ta. To ja
pomogłam Ivanowi w jej zdobyciu. Widziałam, jak mu na niej zależy, jak można
być z kimś szczęśliwym. Spędzałam z Ivanem mnóstwo czasu, słuchałam, jak o niej
mówi, widziałam, jak się stara o jej uwagę - to zmieniło moje podejście do życia. Zorientowałam
się, że wszystkie moje dotychczasowe związki były pomyłkami, bo nie dążyłam do tego,
do czego powinnam była dążyć. Aż pojawił się Robert. To nie była miłość od
pierwszego wejrzenia, choć nie powiem, że pierwszego dnia, w którym się zjawił w Lechu Poznań,
nie stwierdziłam, że jest przystojnym facetem. Wtedy nie widziałam się jednak u jego boku. W
pierwszym sezonie się kumplowałam wraz z nim, Wilkiem i Stiliciem. Stworzyliśmy
taką szaloną paczkę przyjaciół. Wszystko się zmieniło, gdy po sezonie pojechaliśmy
całą czwórką na wakacje do Chorwacji. Kuba i Robert leczyli się po zerwaniach
ze swoimi dotychczasowymi dziewczynami, a ja i Semir pojechaliśmy tam, by
dotrzymać im towarzystwa. Musieliśmy dopilnować, by chłopaki odreagowali, a nie zamartwiali się tym,
co ich spotkało. Po powrocie do Polski zorientowałam się, że obaj – i Semir, i
Robert zaczynają mnie podrywać. Według Semira, potrafili wtedy być fair wobec
siebie. Nie wiem, nie wnikam w to. Robert był ode mnie o rok młodszy, ale wydawał mi się stateczniejszy
niż Semir, który mimo iż był w moim wieku, to bardzo często zachowywał się jak dziecko. No
i ostatecznie zostałam dziewczyną Lewandowskiego na cały sezon, swoją drogą
mistrzowski. Później Robert mnie zostawił, poza tym Semir mnie
oszukał i wyjechałam do Hiszpanii, aby to odreagować, aby być z dala od wspomnień. A co się działo dalej, to już doskonale
wiesz…
- Ale my mamy popapraną przeszłość…
- westchnęła Aśka, wysłuchawszy mojego monologu, co rusz przez nią przerywanego.
- No… - potwierdziłam to
krótkim pomrukiem. – Dlatego nie dziw mi się, że się boję zaangażować w coś, w
czym nie widzę siebie. Miałam kilku chłopaków, ale to były takie szczeniackie
zauroczenia na kilka miesięcy. Później poświęciłam się treningom, nie miałam
czasu na imprezy, nie poznawałam ludzi, stąd też zabrałam Kubę na studniówkę. Swoją drogą, to chyba była najlepsza decyzja mojego życia, bo z nikim nigdy się tak nie bawiłam, jak z nim - zaśmiałam się. - A
kiedy postanowiłam wydorośleć, zostałam sprowadzona na ziemię przez Semira i
Roberta...
- Wcale ci się nie
dziwię… Ale chyba nie chcesz być do końca życia sama? – spytała Aśka, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Wiesz, wolę być sama,
niż żyć z kimś, kogo po pewnym czasie będę miała po dziurki w nosie, kto nie będzie do mnie pasował - mruknęłam.
- No tak, ale… ale to na
pewno jest tym spowodowane? Może ty jednak wciąż kochasz Roberta? - podpytywała mnie.
- Nie, to już dawno
zamknięty rozdział mojego życia. Wybrał Anię, a ja się z tym pogodziłam.
Taka była prawda. Może kiedyś
mu to wybaczę, może nie. Na pewno nigdy mu tego nie zapomnę, ale to nie oznacza,
że wciąż żyję przeszłością. To nie miałoby najmniejszego sensu, a tylko niepotrzebnie wyniszczałoby mnie od środka. Mimo że czasem
wracałam do zamierzchłych czasów, to starałam się żyć teraźniejszością, by
pamiętając o życiowych nauczkach, nigdy więcej podobnych błędów nie popełnić.
- A Semir? – spytała ni
z gruchy, ni z pietruchy Kawecka.
- Co Semir? – zdziwiłam się, wyrwana z zamyślenia.
- Może ty wciąż czujesz
coś do niego?
- Nie, z Semirem już
wszystko sobie wyjaśniłam. Po powrocie spotkałam się z Lewandowskim…
- Nie gadaj! – krzyknęła kawecka,
nie dając mi dokończyć. - Był tu?
- Na zgrupowaniu. A
przez Murasia i Dyzia się z nim spotkałam.
- Wybaczyłaś mu? –
spytała zaciekawiona.
- Asia, ja do tej pory
nie potrafię wybaczyć państwu Kotorowskim, że mnie zostawili, gdy ich
potrzebowałam, a to było się ponad 15 lat temu! Sprawa z Robertem jest dla mnie więc
zbyt świeża…
- Ale sprawa z Semirem
była w tym samym momencie – przypomniała mi.
- Tak, ale to nie było
tak poważne jak z Lewym, dlatego mogłam mu to wybaczyć. Wyjaśniliśmy sobie
wszystko i teraz staramy się być przyjaciółmi – wyjaśniłam jej.
- To skoro twierdzisz, że nie kochasz
ani tego, ani tego, to może warto dać Hubertowi szansę, co? – podpuszczała mnie.
- Przecież nie musisz nic mu obiecywać, wiązać się z nim na całe życie, w każdej
chwili możesz z nim zerwać, a może przy bliższym poznaniu wam się uda?
- Może masz rację –
przyznałam, bo dłuższym zastanowieniu. - W końcu, ocenia się człowieka, gdy się
go dobrze pozna, a nie po pierwszym wrażeniu, prawda?
- No właśnie! –
przyklasnęła mojej decyzji Kawecka. – To co, umówisz się z nim jeszcze? – dopytywała.
- Zobaczymy jaki on
wykona teraz ruch - postanowiłam. - A tymczasem chodźmy spać, bo jutro też jest
dzień.
- Chyba miałaś na myśli
dzisiaj – poprawiła mnie Aśka.
- No tak. Dobrze, że mam na dziesiątą do pracy - zaśmiałam się.
___________
Kto kiedykolwiek czytał Kidnapa, to
wie, że Szanowna_L czasami musi między ciekawszymi (tak sądzę) odcinkami, dodać tzw. "rozdział o
niczym". Mam jednak nadzieję, że się nie
wynudziliście, czytając to u góry. Natomiast nowy rozdział postaram się dodać szybciej
niż zrobiłam to teraz. A na koniec, Kraków nocą.
Buźka! :*
Już sam tytuł rozdziału mnie powalił na kolana! Faktycznie! Lila bardzo dobrze robi krytykując Huberta! No bo jaki prawdziwy facet nie interesuje się żadnym sportem?! No ja nie wiem jak tak można! Czyżby Lila na pewno już nic nie czuła do Semira? No ja nie wiem...
OdpowiedzUsuńRozdział na prawde bardzo mi się spodobał! Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział na przepelnieni-miloscia.blogspot.com ;)
No, proszę! Dawno u Ciebie nie byłam, co więcej Ty sama milczałaś jak zaklęta o wklepywanych na serwer nowościach, stąd też dopiero teraz jestem w stanie wyłuskać z siebie komentarz. Rozdział przeczytałam z niesłabnącym zainteresowaniem (a jakże!) i, podobnie jak moja przedmówczyni, muszę stwierdzić, że z tym całym Hubercikiem jest coś nie tak.. Oczywiście, są gusta i guściki, ludzie są różni itd., itp., bla, bla, bla, ale patrząc (ze stereotypowego punktu widzenia) na postać a la Piotr Zduński nie mogłam ukryć niemego okrzyku zgrozy, gdy dowiedziałam się, iż pan H. uważa piłkę nożną za czczą bieganinę! A przecież facet wydawał się prawie idealny..! Jak widać, nie należy oceniać książki po okładce, bo można się przejechać. Co do samych zaś wynurzeń Lili, czyli retrospekcji pełną gębą - muszę stwierdzić, że dziewczyna miała naprawdę niezłe (w negatywnym sensie) przejścia w życiu.. Jej bagażem doświadczeń dałoby się obdzielić kilka osób, tym bardziej więc podziwiam Kotorowską, że się zaparła i wciąż kroczy w wybranym przez siebie kierunku. Chapeau bas, Liliano! ;D
OdpowiedzUsuńOkej, skaczę do następnego rozdzialiku.
pozdrowienia! cmok! cmok!