wtorek, 23 października 2012

24. Nadchodzą zmiany.



Całą po studniówkową niedzielę byczyliśmy się z Wilczkiem w naszym mieszkaniu na kanapie przed telewizorem. Mimo że nie piliśmy niczego zawierającego procenty (przynajmniej nie robiliśmy tego świadomie), czuliśmy się jakby przejechał po nas walec w tą i z powrotem, czyli tak jak zazwyczaj po każdej suto zakrapianej imprezie. Nie mieliśmy więc najmniejszej ochoty, by wyścibić nasze nosy z czterech ścian, mimo że za oknem pogoda była całkiem ładna jak na zimową aurę i nawet zachęcała do spaceru. Biedna Aśka, przez cały niedzielny ranek musiała wysłuchiwać naszych jęków. Szatynka zdążyła się już przyzwyczaić do naszej codziennej uciążliwości, jednak nie była jeszcze z nami w momentach, w których coś odchorowujemy. A wtedy jesteśmy z Kubą jeszcze gorsi do zniesienia... Nawet żadnemu z naszej dwójki nie chciało się otworzyć drzwi, gdy popołudniu niespodziewaną wizytę złożył nam Ivan z Agnieszką. Od tego momentu jednak przestaliśmy już z Kubą tyle narzekać, zwłaszcza, gdy zaczęliśmy opowiadać Djurdjevicom przebieg imprezy i oglądać zdjęcia, które spływały na moją skrzynkę mailową lawinami. Naprawdę, moi chłopcy nieźle się spisali, w ogóle nie musiałam ich prosić o zdjęcia, których swoją drogą nie spodziewałam się, że będzie tak dużo...
Po leniwej niedzieli nadszedł jednak czas poniedziałku. Wolnego poniedziałku, ale tylko w moim przypadku. Choć raz podczas naszego wspólnego mieszkania miałam lepiej niż Wilk. Choć raz to ja zostawałam w domu, gdy on rankiem wychodził na trening. Choć raz to ja mogłam mu dogryźć na temat wczesnej pobudki, a nie on mi. Ale niestety, nie zdążyłam skorzystać z tej niepowtarzalnej okazji, bo gdy wstałam i pojawiłam się w kuchni, on właśnie wychodził z mieszkania… Mam jednak dwa tygodnie, a nie dzień wolnego, myślę więc, że zdążę jeszcze go trochę podręczyć na temat jego wczesnych treningów.
Przedpołudnie minęło nam z Asią stosunkowo szybko. Siedziałyśmy sobie przed telewizorem i popijając kakao, oglądałyśmy maraton z „Teorią wielkiego podrywu”, co jakiś czas zagłuszając dialogi bohaterów naszą rozmową na byle jaki temat. Fajnie było wreszcie spędzić trochę czasu z Kawecką sam na sam, jak za starych, dobrych czasów. Tak się wciągnęłyśmy w oglądanie odcinków, że nawet nie zorientowałyśmy się, kiedy zrobiło się popołudnie i powinnam szykować się do wyjścia. Hubert rankiem wrócił z delegacji i zaprosił mnie na popołudniowy seans do kina. Podobno stęsknił się za mną, a wieczorem nie będzie miał dla mnie czasu, bo ma jakieś ważne spotkanie. Nie wnikałam jakie, bo sprawy adwokackie jakoś nie bardzo mnie interesują, ale z chęcią zgodziłam się na jego propozycję. Chyba powoli i mimowolnie zaczynałam angażować się w nasz związek, bo momentami podczas tego weekendu brakowało mi go. Tak po prostu.
Nagle usłyszałam trzask drzwi frontowych, co przerwało mi w dalszym rozmyślaniu na temat Huberta i moich uczuć do niego. Widocznie Kuba właśnie wrócił z treningu do domu, dzięki czemu nie będę musiała zostawiać Asi samej w mieszkaniu. Wolałam, aby ktoś był obok niej, tak w razie czego. Co prawda do jej porodu zostało jeszcze trochę czasu, ale ostatnio dziewczyna nie czuła się najlepiej, więc wolałam dmuchać na zimne. Oczywiście Kaweckiej nic o tym nie mówiłam, bo ta zapewniałaby mnie, że wszystko jest w porządku i kazała przestać mi się o nią martwić. Ale ja nie potrafiłam inaczej i choćby nie wiem jak mocno się zarzekała, że wszystko jest w porządku, ja i tak będę miała się na baczności. Bo po prostu czuję się za nią odpowiedzialna i wolę trzymać rękę na pulsie.
Ruszyłam więc w stronę wyjścia, by przywitać się z Wilczkiem i oznajmić mu, że wychodzę i wrócę przed jego popołudniowym treningiem, bo nie chcę, by Asia była sama w mieszkaniu. Gdy weszłam do przedpokoju, Kuba właśnie rzucał swoją torbę sportową w kąt. Nie robił tego jednak ze zmęczeniem, jak zawsze, gdy wraca z treningu, ale ze złością. Spojrzałam w jego twarz i już wiedziałam, że coś jest nie tak. I to wyraźnie nie tak.
- Co się stało? – spytałam, siadając obok niego na kredensie w przedpokoju.
Kuba popatrzył na mnie, jakby zaskoczony moją obecnością tutaj.
- Nic, wszystko jest w jak najlepszym porządku, Lila. A co miałoby się stać? – spytał, próbując zamydlić mi oczy.
Ale ja się nie dam tak łatwo! I on powinien o tym wiedzieć.
- Myślisz, że nie widzę, że coś jest nie tak? – spytałam. – Wiesz przecież, że przede mną niczego nie ukryjesz, za długo cię znam. A teraz mów mi szybciutko, kto zalazł ci za skórę?
- Wszystko jest dobrze, nie wiem o co ci chodzi – mamrotał Wilczek, wyraźnie uciekając przede mną wzrokiem.
Pokręciłam przecząco głową. Czy on myślał, że wypieraniem się wszystkiego pozbędzie się mnie? Nie znał mnie, czy co? Myślał, że się nie zorientuję, iż kłamie? Jeśli tak, to grubo się mylił. Złapałam więc Kubę za rękę i pociągnęłam w stronę kuchni. Tam usadziłam go na krześle, po czym dostawiając sobie siedzisko dla siebie, usiadłam naprzeciwko niego.
- Kubuś przecież wiesz, że mnie się tak łatwo nie pozbędziesz – mówiłam z uśmiechem. – Po co więc mamy tracić mój i twój cenny czas? Powiesz mi wszystko i jakoś temu zaradzimy.
- Ale temu nie da się zaradzić… wszystko jest już postanowione - mruknął zrezygnowany. – Poza tym, tylko się zdenerwujesz…
- Ok, to komu mam skopać tyłek? – spytałam.
Kuba po raz pierwszy od wejścia do mieszkania, uśmiechnął się. Co prawda niemrawo, ale lepszy rydz niż nic.
- No dobrze, powiem ci – skapitulował po chwili, wzdychając ciężko. – Będąc na zgrupowaniu w Hiszpanii doszły mnie słuchy, że Bakero najchętniej pozbyłby się mnie z klubu jeszcze w tym okienku transferowym. Starałem się jednak nie brać tego do siebie, w końcu to nie było nic potwierdzonego, tylko takie pogłoski…
- Plotkami nie ma co się przejmować – potwierdziłam, przerywając mu. – Ale nie to cię dzisiaj tak zdenerwowało, prawda?
- Nie – mruknął wyraźnie rozzłoszczony. – Dzisiaj po treningu trener wezwał mnie do siebie i oznajmił mi na samym wstępie, że mam sobie szukać innego klubu. Spytałem się, dlaczego, a on mi na to, że nie pasuję do jego koncepcji gry. Byłem zaskoczony, bo nigdy nie dał mi do zrozumienia, że coś mu we mnie i w moim stylu przeszkadza. Próbowałem jednak znaleźć dla siebie jakąś furtkę, którą mógłbym się wcisnąć w jego koncepcję. Spytałem go więc, co się stanie, jak się na to nie zgodzę. A on mi odpowiedział, że oczywiście, mogę zostać w Lechu, ale dopóki on tu będzie trenerem, mam nie liczyć na to, że zagram w jakimkolwiek meczu. Ba, że w ogóle będę w osiemnastce meczowej! Bakero w ogóle nie chciał mnie słuchać, oznajmił mi tylko, że do klubu wpłynęła oferta wypożyczenia mnie do Gdańska i że mam mu popołudniu dać znać co postanowiłem, po czym wyprosił mnie z gabinetu – zakończył już z wyraźną wściekłością.
Gwałtownie wstałam ze swojego miejsca, przewracając z hukiem krzesło, na którym siedziałam i zaczęłam krążyć nerwowo po kuchni, mamrocząc złowroga pod nosem. Ciśnienie stopniowo podnosiło mi się podczas opowieści Kuby, ale gdy piłkarz zakończył swój wywód, nie mogłam już powstrzymać swojej reakcji. Byłam wściekła. Kuba nie pasuje do gry Lecha? I przez to Bakero nie chce go mieć w drużynie? To się nie mieści w mojej głowie! Najpierw pozbywa się jednego z najlepszych obrońców w lidze, Bartka Bosackiego, a teraz nie chce mieć wartościowego pomocnika w swoim składzie? To kim on do jasnej cholery ma zamiar grać w rundzie wiosennej? Może sam ma zamiar wejść na boisko? Zabija ducha tej drużyny po kolei wywalając z klubu najprawdziwszych Lechitów, jakich w życiu spotkałam na swej drodze. W końcu Reksio, Bosy, Wilczek, mój brat, czy Ivan, oni dla Lecha są w stanie zrobić dosłownie wszystko, bo kochają ten klub. A ten hiszpański trenejro pozbywa się ich jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. I jeszcze zarząd mu na to pozwala! Do czego to doszło? Jakich ja czasów dożyłam? Boże, za jakie grzechy?!
- To się w mojej głowie nie mieści, jaką mendę społeczną zatrudniliśmy w klubie – mruczałam pod nosem, chodząc w tę i z powrotem po kuchni, nie mogąc się uspokoić.
- Dlatego nie chciałem ci o tym mówić, bo wiedziałem, że się zdenerwujesz… - powiedział Kuba, śledząc wzrokiem moje poczynania i nie wiedząc, jak mnie uspokoić.
- Przestań, właśnie dobrze zrobiłeś, że mi o tym powiedziałeś. Lepiej, że wiem teraz, niż miałabym się dowiedzieć później i to nie od ciebie. Już ja sobie pogadam z zarządem – mruczałam wściekła. – Ktoś musi im przemówić do rozumów, które chyba jeszcze gdzieś tam mają zakopane w tych swoich łbach…
- Lila, nie pamiętasz? - spytał lekko przestraszony Kuba. - Obiecałaś im, że już nigdy więcej nie będziesz się wtrącać.
Musiał mi to przypomnieć? Przecież doskonale pamiętam, że jakiś czas temu obiecałam zarządowi, że już więcej nie będę ich pouczać, prawić im umoralniające gadki, czy próbować jakkolwiek inaczej wpłynąć na ich decyzje. Tylko jak mogę dotrzymać tej obietnicy, gdy w klubie dzieją się takie rzeczy? Przecież mi na sercu leży dobro naszej drużyny, a ona powoli się rozpada i to na ich oczach!
- Obiecałam, pamiętam to doskonale, ale co z tego? Mam pozwolić Bakero rozwalić naszą drużynę? Mam spokojnie patrzeć na to co on wyprawia?! – piekliłam się nad Bogu ducha winnym Wilczkiem.
- Wiesz, że zarząd się wścieknie, gdy znów zaczniesz się wtrącać w ich sprawy...
- Mam w dupie taki zarząd, skoro nie widzą, że pod ich nosem ta małpa rujnuje nam naszą ukochaną drużynę! – krzyknęłam, nie mogąc już dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie.
Kuba, gdy tylko usłyszał moje słowa, gwałtownie wstał ze swojego miejsca i mocno przytulił mnie do siebie, chcąc tym sprawić, abym się choć trochę uspokoiła.
- Lila, nie rób niczego głupiego, proszę cię – mówił, głaszcząc mnie po głowie. – Wiem, że i tak nie odwiodę cię od tego pomysłu, bo znam cię i wiem, że nie usiedzisz spokojnie na miejscu, ale może najpierw ochłoń trochę, a później do nich idź, dobrze?
Wzięłam kilka głębokich wdechów, by się uspokoić.
- Dobrze, ale robię to tylko dlatego, że mnie o to prosisz – mruknęłam zrezygnowana.
Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Z tego wszystkiego zapomniałam, że byłam umówiona z Hubertem.
- Kto to? – zdziwił się Kuba, wypuszczając mnie ze swych objęć. – Spodziewamy się kogoś?
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć. Nieświadomie zrobiła to za mnie Asia, krzycząc z łazienki:
- Lila, otwórz! To pewnie Hubert po ciebie przyszedł!
Kuba chyba nie tego się spodziewał, bo był wyraźnie zaskoczony. No tak, nie zdążyłam go uprzedzić, że wychodzę z Hubertem do kina. Po chwili Wilczek, jakby przygaszony, usiadł z powrotem na krześle. Nie mogłam go zostawić samego w takim stanie i z takim problemem, dlatego powiedziałam:
- Zostań tu i nigdzie się nie ruszaj. Zaraz wracam – po czym podreptałam do przedpokoju, by otworzyć drzwi.
Gdy tylko to zrobiłam, zobaczyłam uśmiechniętego prawnika stojącego na wycieraczce przed drzwiami naszego mieszkania. Chwilę później ściskał mnie mocno w przedpokoju, do którego wtargnął bez jakiegokolwiek zaproszenia.
- Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem – powiedział z uśmiechem, całując mnie. – Jak zawsze wyglądasz olśniewająco. No ubieraj się ciepło i idziemy – mówił, nie dając mi ani chwili, bym mogła dojść do głosu.
- Hubert, poczekaj – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu, chcąc tym uspokoić jego zapędy. – Ja też się bardzo cieszę, że cię widzę, ale nie mogę z tobą teraz wyjść…
- Jak to? – zdziwił się, a uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy. – Przecież się umawialiśmy! – wypomniał mi od razu.
- Wiem, ale mój przyjaciel potrzebuje mojej pomocy. Nie mogę go zostawić samego, nie teraz… Nie możemy spotkać się wieczorem? – spytałam, robiąc słodkie oczka.
- Przecież wiesz, że nie – rzekł rozzłoszczony. – Mam spotkanie, ważne spotkanie, mówiłem ci.
- To daj mi klucze do twojego mieszkania, zaczekam tam na ciebie - powiedziałam, próbując mu pokazać, że mi także zależy. - Może zrobię nam jakąś pyszną kolację i sobie porozmawiamy? Naprawdę teraz nie mogę, zrozum mnie, proszę…
- Wiesz, że nie lubię, gdy ktoś mnie wystawia – mruknął już odrobinkę spokojniejszy i troszeczkę przeze mnie udobruchany.
- Ale to jest mój przyjaciel, on też rzuciłby wszystko, gdybym tylko potrzebowała pomocy – tłumaczyłam mu.
- No dobrze, skoro tak… - skapitulował Hubert z ciężkim westchnieniem.
- Jesteś kochany! – krzyknęłam i w przypływie nagłej radości rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go. – A teraz dawaj mi te klucze od twojego mieszkania i spotkamy się wieczorem – powiedziałam po chwili, doprowadzając się do porządku.
- Ale na pewno? – prawnik upewniał się ugłaskany już w zupełności.
- Na pewno. No dawaj je – roześmiałam się, próbując wyrwać mu z ręki pęk kluczy. Aż w końcu mi się to udało. - A teraz już zmykaj, no – wyganiałam Huberta, śmiejąc się.
- Idę, już idę – ten jednak bardzo wolno wychodził z mieszkania, skradając mi jeszcze buziaka przy wyjściu.
Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu i zamknęłam za nim drzwi. Klucze od jego mieszkania wrzuciłam do swojej torebki, wiszącej na wieszaku w przedpokoju. Podreptałam do kuchni, w której Asia zabierała się właśnie za robienie jedzenia, pewnie przy okazji jak zawsze dla całej armii wojska. Zdziwiła się, gdy ujrzała mnie w progu.
- A co ty tutaj jeszcze robisz? Miałaś przecież iść z Hubertem do kina – przypomniała mi, jakbym o tym nie wiedziała.
- Mieliśmy iść, ale nie poszliśmy – wyjaśniłam jej tylko, wzruszając ramionami.
- Czyli jesz obiad z nami? – upewniała się Asia.
- Nie, przynajmniej nie teraz, bo wychodzę – oznajmiłam spokojnie, co wywołało jeszcze większe zaskoczenie na twarzy Kaweckiej, jak i przysłuchującego się nam Wilka. – Idziemy z Kubą na spacer – wyjaśniłam im więc szybko, widząc ich miny.
- Ale jak to? – spytał Kuba, gdy chwilę później już ciągnęłam go za rękę w stronę drzwi.
- Tak to – uśmiechnęłam się tajemniczo, dając mu pstryczka w nos. – Musimy się zastanowić, co zrobić z tym fantem, a na świeżym powietrzu będzie się nam o wiele lepiej myślało. I nie próbuj się wymigiwać! Nawet jeśli nie chcesz ze mną o tym gadać, to przynajmniej pomilczysz sobie w czyimś towarzystwie, a moje jest do tego doskonałe – oznajmiłam mu ze śmiechem.
Kuba jednak nie zgłaszał żadnego sprzeciwu do mojego pomysłu, tylko ubrał się ciepło i potulnie czekał przed drzwiami, aż do niego dołączę. Chwilę później byliśmy już gotowi, by wyjść.
- Ale to po co ja mam robić obiad, skoro wy wychodzicie? – usłyszeliśmy głos Asi dochodzący z kuchni.
Po chwili dziewczyna stała już w przedpokoju i patrzyła na nas bykiem. Była zaskoczona nagłym zwrotem akcji i próbowała ją pojąć. Ja natomiast nie wiedziałam, co powinnam jej odpowiedzieć. Na szczęście, uratował mnie Kuba, który pociągnął za klamkę, nie przejmując się w ogóle wyrzutami Kaweckiej. Na wycieraczce przed drzwiami stał zaskoczony Semir z ręką w powietrzu. Był zdziwiony, że ktoś otwiera mu drzwi, zanim zdążył w nie zapukać, by oznajmić nam o swoim przybyciu.
- O, widzisz - od razu podchwyciłam temat. - Masz już jednego głodomora do nakarmienia. A my jak wrócimy z Kubą z dworu, to pewnie też będziemy głodni jak wilki i z chęcią zjemy to, co nam dzisiaj upichcisz.
- Tej to się zawsze upiecze – mruknęła rozpromieniona Kawecka, kręcąc głową. – Ciekawe czy doczekam kiedyś takiego dnia, w którym nie będziesz w stanie odpowiedzieć mi racjonalnie na jakieś pytanie – ciągnęła wątek, zastanawiając się nad tym.
Roześmiałam się na widok jej miny, ale nie zdążyłam jej poinformować jak w tej chwili wygląda, bo Semir ocknął się z szoku.
- A to wy wychodzicie? - spytał zaskoczony.
- Idziemy na spacer – poinformowałam go więc.
- Bo ja tak właściwie to przyszedłem do ciebie, Kuba - mruczał Semir, spoglądając na Wilka. - Taki zły wyszedłeś z treningu, więc chciałem się dowiedzieć co się stało.
- To miłe z twojej strony - powiedziałam z uśmiechem - ale nie mamy czasu na rozmowę. Jak wrócimy to sobie pogadacie – oznajmiłam im, nie chcąc dopuścić, aby mi się panowie rozgadali. Jeszcze tego by brakowało. – Myślę, że Kuba najpierw musi sobie wszystko poukładać w głowie, a później ci to wyjaśni – dodałam, ciągnąc już Kubę w stronę wyjścia.
Wreszcie udało nam się wyjść na ten spacer. Resztę towarzystwa zostawiliśmy za sobą dość zdziwionych zaistniałą sytuacją. Usłyszałam jeszcze za nami jak Semir pyta się Aśki, czy wie o co chodzi. Ta jednak nie wiedziała. Jak pożyją trochę w niewiedzy, to nic poważnego im się nie stanie. Tak sądzę.
My natomiast szliśmy sobie z Kubą pod rękę brzegiem Warty. W tym czasie nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wielu słów. Nie chciałam naciskać na piłkarza, czekałam aż sam zacznie temat. Wiedziałam, że jest mu teraz trudno. Kuba od dziecka związany jest z Lechem Poznań. Urodził się w stolicy Wielkopolski i od berbecia kochał ten klub. To jego ojciec zaszczepił mu miłość do piłki nożnej, a co za tym idzie, także do Kolejorza. To on zaprowadził małego Kubusia na pierwszy trening do szkółki Lecha. Wilk Senior był praktycznie na każdym meczu syna. Gra Kuby w pierwszym składzie Kolejorza to marzenie ich obojga. Może moja sytuacja nie była taka sama jak Wilczka, ale doskonale rozumiałam wątpliwości, targające nim w tej chwili. Przecież ja też w spadku po swoim tacie otrzymałam miłość do Lecha. Kuba zawsze chciał grać w niebiesko-białych barwach, a po śmierci ojca ta chęć była jeszcze większa. Wilk chciał zdobywać z tym klubem wszystkie możliwe trofea i móc dedykować je swojemu ojcu. A teraz musi wybrać pomiędzy tym co kocha, a możliwością robienia tego co kocha. Sytuacja patowa, jak w tragedii antycznej. Co by nie wybrał, to i tak w pewnym stopniu zawiedzie samego siebie, a przy okazji po trosze i ukochanego ojca. Dlatego nie mogłam go zostawić z tym samego. Nie mogłam pozwolić, aby samotnie się męczył, samotnie podejmował tak ważną decyzję. Nie byłabym jego przyjaciółką, gdybym teraz siedziała sobie w kinie, zostawiając go samego z taką zgryzotą. A poza tym, nawet gdybym wyszła z Hubertem, to i tak myślami byłabym przy Kubie, więc z pewnością nic dobrego z tego wszystkiego by nie wyszło.
- Lila, jak myślisz, co powinienem zrobić? – spytał nagle Kuba, przerywając ciszę pomiędzy nami i hamując gwałtownie.
Także musiałam przystanąć, aby go nie zgubić.
- Nie chcę za ciebie decydować. To jest twoje życie – powiedziałam.
- Wiem, ale co ty byś zrobiła na moim miejscu? – drążył temat. – Wiem, że jako jedna z nielicznych rozumiesz moją sytuację. Też kochasz Lecha dzięki swojemu tacie, też kibicujesz Kolejorzowi po części dla niego, też zrobiłabyś wszystko dla naszego klubu. Dlatego pytam właśnie ciebie, co ty byś zrobiła, gdybyś musiała wybrać.
Zastanowiłam się przez chwilę. Patrzyłam w pokrytą lodem Wartę. Tak, rozumiałam go. I nie zazdrościłam mu, że musi wybierać pomiędzy miłością i przywiązaniem, a dalszym rozwojem swojej kariery.
- Kocham Lecha, miasto, was – zaczęłam, spoglądając na niego – sam wiesz, jak cholernie mocno jestem przywiązana do tego miejsca. Jednak gdy Robert ze mną zerwał, wiedziałam, że zostając tutaj nie dam rady się odbudować, bo każdy zaułek będzie mi o nim przypominał. Zamiast stanąć na nogi, pogrążyłabym się w rozpaczy. Wyjeżdżając stąd mogłam zamknąć za sobą ten rozdział i rozpocząć nowy, przy okazji rozwijając swoje umiejętności i próbować zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Krzysiek mnie nie rozumiał. Według niego miałam tutaj wszystko, czego wtedy potrzebowałam. Zwłaszcza przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą. Tam byłam zdana tylko na siebie. Wiedziałam to, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale... wiesz, nigdy nikomu o tym nie mówiłam, ale... w tamtym momencie mojego życia wszystko tutaj przypominało mi Lewego, wszystko nagle było związane z nim, jakbym przedtem nie miała jakiegokolwiek życia. Zdałam sobie sprawę, że jak zostanę w Poznaniu jeszcze jakiś czas, to prędzej czy później zwariuję… Wiedziałam, że na pewno tutaj sobie nie poradzę, nie uporam się z tym cholernym zawodem miłosnym… - przerwałam, chcąc odgonić wspomnienia. Co za dużo, to niezdrowo. – Może to nie była taka sama sytuacja, przed jaką teraz stoisz ty, ale wtedy wyjechałam i nie żałuję tego. Zrobiłabym to samo, gdyby to się powtórzyło. I dzięki temu wiem, że gdybym stanęła przed takim wyborem, jaki ty masz teraz, to… to wyjechałabym.
- Naprawdę? – zdziwił się Kuba.
- Naprawdę - potwierdziłam. - Wiem, że nie wyobrażasz sobie siebie grającego z innym herbem na piersi niż nasz. Ba, ja także nie wyobrażam sobie Kuby Wilka w innych barwach niż nasze, ale nie możesz marnować swojego talentu. Nie możesz pozwolić, aby twoja codzienna ciężka praca na treningach szła na marne, bo nie pasujesz do koncepcji gry trenera. Nie możesz stać w miejscu, musisz się rozwijać, musisz iść do przodu i pokazywać się z jak najlepszej strony. A skoro nie możesz grać tutaj, musisz grać gdzieś indziej. Nawet jeśli twoją jedyną motywacją miałoby być udowodnienie Bakero, jak bardzo się mylił...
- Ja nie chcę tego robić, ale jednocześnie wiem, że masz rację… - powiedział Kuba, przytakując mi. – Kibice nie wybaczą mi tego… - dodał po chwili, myśląc nad czymś.
- Kubuś – powiedziałam z uśmiechem, kładąc mu rękę na ramieniu – kibice wiedzą, że piłkarz potrzebuje gry, bo inaczej wychodzi z rytmu i zamiast się rozwijać, cofa się. Myślę więc, że prawdziwi fani Lecha zrozumieją twoją decyzję… A poza tym, lepiej żałować, że się coś zrobiło, aniżeli że się nie spróbowało, prawda? Oczywiście, zrobisz jak uważasz, ja tylko mówię ci, co zrobiłabym na twoim miejscu – zakończyłam.
- Wiem, Liluś. Jeśli się zdecyduję na wyjazd, będzie mi brakować wszystkiego – mruknął, patrząc przed siebie, jakby chcąc zawczasu po napawać się urokiem Poznania. – Ale chyba najbardziej będę tęsknił za tobą – powiedział po chwili, przenosząc swój wzrok na mnie.
- Mi też będzie ciebie brakować, Kubuś, ale Gdańsk nie jest tak daleko. Popatrz, mieszkałam półtora roku w Barcelonie i rozmawialiśmy ze sobą bardzo często, nawet byłeś u mnie kilka razy! Dlaczego więc teraz mielibyśmy zerwać ze sobą kontakt? Będę cię odwiedzać, może przyjadę na jakiś mecz Lechii, by zobaczyć cię w akcji? – zastanawiałam się na głos, uśmiechając się pod nosem.
- Naprawdę? Byłabyś to w stanie zrobić? Przecież zawsze powtarzałaś, że w lidze polskiej z trybun nie obejrzysz innego meczu, niż tego z udziałem Lecha, bo gdybyś oglądała inne, to czułabyś się wtedy, jakbyś zdradzała klub – przypomniał mi.
- Wiem, ale czego nie robi się dla przyjaciół? – uśmiechnęłam się do niego.
Kuba, gdy tylko to usłyszał, zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - szepnął.
Mimo że doskonale wiedziałam, iż było to pytanie retoryczne, nie mogłam się powstrzymać przed udzieleniem na nie odpowiedzi:
- Już dawno zginąłbyś śmiercią marną – zaśmiałam się.
Kuba pacnął mnie w ramię i zrobił obrażoną minkę. Przez całą drogę powrotną do naszego mieszkania robiłam wszystko, by go choć trochę udobruchać. Gdy byliśmy już przy wejściu do naszego bloku, po wilczym fochu nie było ani śladu. Naprawdę, on nie potrafi się długo gniewać...





___________________
Ten dzień miał być W CAŁOŚCI opisany w dwudziestym czwartym odcinku, ale gdybym to zrobiła, to byłoby zdecydowanie za długo, także pociągnę go jeszcze w następnym rozdziale. Tak, tak, rozpisywanie się Szanownej_L – mode: on. 

Największy hejter Vojo Ubiparipa składa mu pokłon w podziękowaniu za gola w Lubinie. Vojo, oby więcej takich bramek. W ogóle, jak najwięcej bramek, ok?

poniedziałek, 8 października 2012

23. Studniówka.



Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano na kanapie w salonie. Po powrocie od Huberta postanowiłam zaczekać jeszcze na powrót Wilczka i pewnie sen mnie zmógł zanim piłkarz wrócił do mieszkania. Byłam obolała, widocznie musiałam spać w dość niekomfortowej pozycji. Przeciąganie się nie bardzo mi pomagało. Z kuchni jednak dochodził do moich nozdrzy uleczający zapach świeżo parzonej kawy. To Aśka od samego rana krzątała się po mieszkaniu i robiła tosty na śniadanie, śpiewając pod nosem bliżej niezidentyfikowaną mi piosenkę. Była w dziwnie dobrym humorze…
- Dzień dobry kochana! – przywitałam się z nią, zaglądając do pomieszczenia. Co prawda kierowałam się w stronę łazienki, ale kuchnia była po drodze i nie sposób było ją ominąć, zwłaszcza, gdy dochodził stamtąd taki zapach! – Co masz dzisiaj taki dobry humor? Stało się coś? – zainteresowałam się.
- To już nie mogę mieć dobrego humoru ot tak sobie? – spytała lekko zirytowana Kawecka.
- Ależ możesz! Nie zabraniam ci tego, po prostu tak spytałam – uniosłam ręce w górę w obronnym geście.
- To nie zadawaj mi więcej takich głupich pytań – poprosiła. – Masz może ochotę na świeżutkiego tosta? – po chwili pomachała mi kromką chleba przed nosem, po czym wpakowała ją do tostera.
- A bardzo chętnie, wiesz? Z serem i szynką poproszę, jeśli można – uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie.
- A proszę bardzo, już się robi – zaśmiała się Aśka. – Jak tam samopoczucie przed wielką imprezą?
- Wiesz, że nie wiem? Chyba jeszcze śpię… - jęknęłam, mrużąc oczy i ledwo powstrzymując się od ziewania.
- Czyli kawa? – stwierdziła bardziej niż spytała.
Pokiwałam twierdząco głową i poszłam się ogarnąć, tak jak to zamierzałam zrobić zanim wstąpiłam w kuchenne progi. Gdy po kilku minutach wróciłam z powrotem, na stole stała już kawa i parowała, powodując szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- I co? Lepiej ci już? – dopytywała Asia.
- O wiele! Już chyba się nawet trochę rozbudziłam – poinformowałam ją z uśmiechem. – A to my we dwie będziemy jadły śniadanie? – spytałam, gdy zauważyłam na stole tylko dwa kubki i dwa talerze, a w kuchni nie było ani śladu po obecności wygłodniałego Wilka.
To było dziwne, że Kuby jeszcze nie było w pobliżu. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że gdy tylko coś się w domu gotuje, ten od razu pojawia się w kuchennych drzwiach i z zadowoleniem zabiera się do jedzenia. Jakby miał jakieś radary w nosie i wyczuwał z daleka zapachy przyrządzanego posiłku. A dzisiaj go nie było… Czyżby owe radary go tym razem zawiodły?
- Ale Kuby nie ma – poinformowała mnie Asia.
- Jak to, nie ma? – zdziwiłam się.
Czyżby jeszcze nie wrócił? Naprawdę zaczynałam się o niego martwić, to nie było do niego podobne. Znam go już tyle lat, więc wiem, że nie wywijałby takiego numeru z byle powodu… A może coś mu się stało?
- Wstał kilka minut przed tobą, ubrał się, powiedział, że musi się przejść i wyszedł, nie mówiąc w ogóle kiedy wróci – wyjaśniła mi Kawecka. - Nawet jedzenia nie chciał…
Odetchnęłam z ulgą. Wrócił do domu i wszystko z nim było w porządku. Choć jego zachowanie mnie nie uspokajało do końca. Bo jak to możliwe, że Kuba nie chciał jedzenia? Wyszedł rano na mroźną pogodę, mimo że nie musiał tego robić? I to bez jedzenia? To na pewno nie był ten Kuba, którego znam. Coś mi tu wyraźnie nie grało…
Zerwałam się na równe nogi. Tego było już za wiele! Mam dosyć niedomówień, muszę dowiedzieć się o co chodzi. Nie zaznam spokoju, dopóki z nim nie pogadam. Może powinnam dać mu czas do namysłu, pozwolić, aby sam przyszedł do mnie z problemem, który ewidentnie go trapi, a nie naciskać na niego… ale gdybym tak zrobiła, to nie byłabym sobą.
Poza tym musiałam z nim pogadać. W końcu szedł ze mną na studniówkę, która zaczynała się za niecałe dziesięć godzin. Muszę więc wiedzieć na czym stoję, czy idzie ze mną czy mnie wystawia do wiatru.
- Co robisz? – zdziwiła się Aśka, widząc jak w pośpiechu zakładam na siebie kozaki i zimową kurtkę.
- Idę znaleźć Wilka. Nie wrócę bez niego do domu – oznajmiłam jej tonem nietolerującym sprzeciwu.
- Ale przecież musimy cię uczesać, umalować! Mamy tyle do zrobienia, a czasu coraz mniej! – panikowała Kawecka, próbując mnie zatrzymać.
- Mój partner też musi się przygotować do imprezy, a jak ma to zrobić, skoro go tu nie ma? – spytałam retorycznie, obwiązując szyję szalikiem i nie przejmując się paniką w oczach Asi. – Spokojnie, nie martw się, ze wszystkim zdążymy – poklepałam ją uspokajająco po ramieniu.
- Przecież doskonale wiesz, że ja nie lubię robić czegoś w pośpiechu… - jęknęła szatynka.
Usiadła jednak na krześle, doskonale wiedząc, że mi nie przegada, że i tak zrobię to co sobie postanowiłam.
- Wiem – ucałowałam ją w policzek – ale musisz się do tego przyzwyczaić. W końcu żyjesz w świecie Lechitów, tu niczego nie da się z góry zaplanować – zaśmiałam się.
- A ty wiesz w ogóle, gdzie go powinnaś szukać? – spytała już do końca zrezygnowana.
- Myślę, że tak, ale jakby wrócił sam, to nie wypuszczaj go z domu i dzwoń po mnie, żebym wracała – poprosiłam ją, upijając jeszcze kilka łyków kawy.
- Dobrze – zgodziła się, bo nie miała innego wyjścia. - Co ja z wami mam? – westchnęła jeszcze, przewracając oczami.
- Same niezapomniane chwile – zaśmiałam się w odpowiedzi, porywając jeszcze tosta z talerza, zanim wyszłam z mieszkania na to zimno.


*


Poszłam nad Wartę. Intuicja podpowiadała mi, że tutaj znajdę moją zgubę. Mimo że nie miałam jej jakoś bardzo rozbudowanej, to gdy już przeczucie coś mi mówiło, zazwyczaj było ono zgodne z prawdą. Mieliśmy tutaj z Kubą swoje ulubione miejsce. Na jednej z nadrzecznych ławek zazwyczaj siadaliśmy, gdy musieliśmy się nad czym zastanowić. Albo to tu się spotykaliśmy, by przeprowadzić jakąś poważną rozmowę. Poza tym z naszego osiedla najbliżej było właśnie tu, przeczuwałam więc, że nigdzie indziej go nie znajdę. Jemu o tej porze nie bardzo chce się jakoś bardzo oddalać od domu, zwłaszcza po intensywnie przeprowadzonym zgrupowaniu…
Tym razem również przeczucie mnie nie myliło. Kuba siedział na naszym ulubionym miejscu i tępo wpatrywał się w zmrożoną rzekę, jakby zastanawiając się nad czymś intensywnie. Gdy poczuł, że ktoś siada obok niego, ocknął się na chwilę i spojrzał w bok, by sprawdzić kto to.
- Lila? – ewidentnie zdziwił się moją obecnością. – Co ty tutaj robisz?
- Wiesz, zniknął mi mój partner na studniówkę i go szukam. Nie wiesz przypadkiem, gdzie może być? – spytałam, rozglądając się dookoła.
Kuba popatrzył na mnie smutno.
- Nie mam pojęcia jakimi drogami chodzą prawnicy - mruknął, jakby urażony moim pytaniem.
- Ale chyba wiesz jakimi chadzają piłkarze, nie? – pytałam dalej ani trochę niezrażona jego nastawieniem. – Bo moim partnerem miał być piłkarz a nie prawnik, ale chyba się czegoś wystraszył… – westchnęłam teatralnie.
- Piłkarz? – zdziwił się Kuba.
- No, piłkarz – powtórzyłam spokojnie. - Ma niecałe 180 centymetrów wzrostu, gra w pomocy w Lechu Poznań z numerem siedem na koszulce, kojarzysz go może? Obiecał mi, że ze mną pójdzie, ale teraz nigdzie go znaleźć nie mogę… Myślisz, że mnie wystawił? – spytałam, spoglądając na niego smutno.
- Jakub Wilk miałby cię wystawić? – spytał urażony. – No pewnie, że nie! – krzyknął, po czym przyciągając mnie do siebie.
- To dobrze, że nie, bo inaczej to nie byłby mój Kuba, którego znam i uwielbiam – uśmiechnęłam się, wtulając się w niego. – Możesz mi teraz powiedzieć, co ty odwalasz? – spytałam z grubej rury spoglądając w górę w jego twarz.
- Z czym? – spytał, ale czułam, że doskonale wie o co mi chodzi.
- No z tym ciągłym znikaniem - mruknęłam. - Wczoraj wieczorem cię nie było, mimo że się umawialiśmy, że porozmawiamy. Dzisiaj wstaję, a ciebie też nie ma. I jeszcze muszę cię szukać po mieście! Kuba, co jest? – spytałam, wyswobadzając się z jego objęć i spoglądając na niego wymownie.
- Wiesz, bo… bo ja myślałem, że ty idziesz z tym całym Hubertem, czy jak mu tam – przyznał się, spuszczając wzrok, jakby wstydząc się tego co zrobił. – I nie chciałem patrzeć, jak wychodzisz z nim a nie ze mną…
- I tylko o to ci chodziło? – dopytywałam, nie do końca wierząc w jego wersję wydarzeń.
To nie był prawdziwy powód. Znam go już tyle lat, więc wiem, że to nie było wszystko co go martwiło. Ale skoro Kuba nie chce mi powiedzieć o co chodzi, to niech nie mówi, mnie jednak nie oszuka. Kiedyś i tak to z niego wyciągnę, choćbym miała czekać na jego odpowiedź kilka lat. Dowiem się tego w najmniej oczekiwanym momencie, czy mu się to podoba, czy nie.
- Noooo… – przeciąganie odpowiedzi utwierdziło mnie w przekonaniu, że to nie jest cała prawda, ale nie chciałam na niego zbytnio naciskać.
- Głuptasie! – pacnęłam go więc w ramię, śmiejąc się przy tym. – Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że nie dotrzymam danego ci słowa? Przecież nigdy ci czegoś takiego nie zrobiłam! A skoro umawialiśmy się, że pójdziemy tam razem, to nie mogłoby być inaczej – wyjaśniłam mu z uśmiechem.
- No, ale wtedy nie miałaś jeszcze chłopaka… - podsuwał mi odpowiedź Wilczek.
- No i co z tego? – zdziwiłam się, wzruszając ramionami. - Obietnica jest obietnicą.
- Ale ja myślałem…
- To już więcej nie myśl, bo nie bardzo ci to wychodzi – przerwałam mu ze śmiechem. - A najlepiej to pytaj się mnie zanim coś wykombinujesz w tej swojej łepetynie – poczochrałam go po głowie.
- Dobrze – zgodził się.
- Skoro już mamy to wyjaśnione, to lepiej wracajmy do domu, bo nas Aśka jeszcze  zadźga, że tak mało czasu zostawiliśmy jej na przygotowanie do wieczoru – wyjaśniłam mu, ciągnąc go za rękę w kierunku wspólnego mieszkania zanim ten cokolwiek zdążył mi odpowiedzieć.


*


Semir za punkt honoru wziął sobie podwiezienie nas pod same drzwi restauracji, którą szkoła wynajęła na dzisiejszą studniówkę swoich uczniów. I mogłam mu gadać, że nie musi tego nie robić, bo sami sobie poradzimy, ale on i tak by nie odpuścił. Dlatego zrobiłam to za niego i się zgodziłam, bo innego wyjścia z tej sytuacji nie widziałam. Zbyt wielu uparciuchów mam w swoim otoczeniu. Chyba w najbliższym czasie muszę coś z tym zrobić…
- Bawcie się dobrze, mordeczki moje – powiedział Semir, gdy byliśmy już na parkingu przy restauracji i wychodziliśmy z jego samochodu. – I pamiętajcie, że to nie wasza studniówka, więc bądźcie grzeczni – zaśmiał się jeszcze.
- Nie mierz innych swoją miarą – nie byłabym sobą, gdybym mu nie odpyskowała.
- Jak zawsze czarująca – i tak oto Bośniak skwitował moją odpowiedź. – Ach, i nie zapomnijcie zadzwonić jak już będzie po, to przyjadę po was.
- Na pewno? – dopytywałam się, będąc już w połowie poza samochodem.
- Na pewno – mruknął już trochę zły na mnie, że co chwila go o to pytam.
- Ok, jak chcesz. A ty nie zapomnij mi napisać sms-a, gdy wrócisz do domu – dodałam, żeby jeszcze bardziej go zirytować.
 - No dobrze, już dobrze, pamiętam – wymruczał ze złością. – A teraz idź już, bo mi przez ciebie wszystkie ciepło z auta ucieknie – powiedział, po czym prawie wypchnął mnie z samochodu.
Pogroziłam palcem w stronę odjeżdżającego samochodem Semira, ale nie wiem czy to zauważył. On raczej w lusterka nie patrzy, choć dzisiaj kierował nadzwyczaj ostrożnie jak na jego możliwości. Nie chciało mi się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo to nie była dobra pogoda na spędzanie nawet kilku minut na dworze. Było mi zimno, zwłaszcza w nogi, które ubrane były tylko w rajstopy i buty na obcasie, w ogóle nie dostosowane do zimy.
- Mówiłem ci już, że wyglądasz dziś pięknie? – spytał Wilczek, wyrywając mnie z zamyślenia.
Uśmiechnęłam się, bo od razu poprawił mi się humor po kolejnych utarczkach słownych z Bośniakiem. Ubrana byłam w złotą sukienkę, kupioną tylko dzięki uporowi Ivana, czarne rajstopy i wysokie szpilki.
- Hm, niech pomyślę… - zastanawiałam się na głos. – Chyba tak. Ale raz jeszcze dziękuję.
Kuba odwzajemnił mój uśmiech i złapał mnie mocniej za ramię, wyczuwając że ślizgam się w tych butach po dość niepewnym podłożu i gdyby nie jego pomoc, nie raz już leżałabym jak długa na chodniku, robiąc z siebie pośmiewisko.
- A my idziemy tam jako kto? – spytał po chwili piłkarz.
- Jako para – wyjaśniłam mu więc. – Grono pedagogiczne myśli, że przyjdę dzisiaj ze swoim chłopakiem.
- To dlaczego zabrałaś ze sobą mnie, a nie Huberta? – drążył temat.
- Po pierwsze obiecałam ci to, a ja zawsze danego słowa dotrzymuję. Po drugie Hubert miał ważny wyjazd służbowy w ten weekend. Co prawda odwołałby go, gdybym go o to poprosiła, ale kazałam mu jechać, mówiąc że sobie poradzę. Bo sobie poradzę, zwłaszcza mając u boku osobę, z którą na każdej imprezie bawię się wyśmienicie. I to jest ten trzeci powód, chyba najważniejszy – oznajmiłam mu, bardziej skupiając się na swoich krokach niż na jego reakcji na moje słowa.
- Miło mi to słyszeć – usłyszałam tylko.
- Zachowujemy się więc normalnie – mówiłam dalej. - Moje chłopaki wiedzą, że jesteś moim przyjacielem i że my czasem mamy takie odpały, że wyglądamy i zachowujemy się jak para, więc są na to przygotowani. A reszta niech myśli sobie co chce, mało mnie to obchodzi – dodałam.
Kuba pokiwał głową, że mnie rozumie, ale nic już mi nie odpowiedział, bo właśnie weszliśmy do środka. Sprawdzono nasze zaproszenia i z życzeniem dobrej zabawy od ochroniarza, przekroczyliśmy progi sali. Była przystrojona w niebiesko-białe balony, tego samego koloru lampiony i światełka uwieszone u sufitu. Na scenie wisiał wielki napis „Studniówka 2012”, a przy stolikach z balonów utworzona wielką liczbę „100”. Nasz był ustawiony przy samych oknach, musieliśmy więc przejść przez całą salę. W środku jednak panował taki rozgardiasz, że nikt nie zwracał na nas uwagi.
Jako wychowawczyni 3E wolałam siedzieć przy stoliku z moimi wychowankami niż z nauczycielami. Wydaje mi się, że nie pasowalibyśmy z Kubą do nich. My mamy jeszcze w sobie wiele z licealistów, więc sądzę, że dobrze będziemy się czuć z ludźmi „swojego pokroju”. Oby się nie myliła...
- Na naszych studniówkach nie było tak ładnie – mruknął Kuba, rozglądając się na boki i analizując wystrój sali.
- To były inne czasy, Kubuś – mruknęłam, zgadzając się z nim.
- No tak, przy nich to już trochę starzy jesteśmy – zaśmiał się. – Ale mam nadzieję, że młodzi bawić się jeszcze potrafią – dodał.
- Zobaczymy. Myślę jednak, że z moją klasą nudzić się nie będziemy – powiedziałam. – Najwyżej to my ich rozkręcimy.
- O to możesz być spokojna – zdążył jeszcze powiedzieć Kuba, zanim dotarliśmy do celu naszej wędrówki, czyli do naszego stolika.
Później nie mieliśmy zbyt wielu okazji do wymiany zdań. Zdążyliśmy tylko znaleźć nasze miejsca (co swoją drogą nie było takie trudne, bo siedzieliśmy na samej szpicy stolika), gdy obok nas zmaterializował się Dawid.
- Pani Liliano, wygląda pani oszałamiająco – komplementował mnie, co skwitowałam skromnym uśmiechem. – Tak jak obiecałem, wszystko załatwione i ustalone – rzucił, zanim zdążyłam się go o cokolwiek zapytać.
- Właściwy człowiek na właściwym miejscu – powiedziałam ze śmiechem. - A jak się czujesz przed wielką chwilą? – spytałam.
- Trochę się stresuję, ale chyba sobie poradzimy – rzucił niby beztrosko. – Mam nadzieję, że przynajmniej pani jest spokojna.
- Jasne, w końcu to nie pierwsza studniówka w moim życiu – rzuciłam, wzruszając ramionami.
W tym czasie koło nas zgromadziła się praktycznie cała moja klasa. Zlustrowałam ich wszystkich wzrokiem. Chłopcy umówili się, że każdy z nich przyjdzie sam, by tym którzy nie mają drugich połówek nie było przykro. Tylko mi kazali zabrać ze sobą osobę towarzyszącą, mimo iż zarzekałam się, że jak wszyscy to wszyscy. Ale nie miałam siły przebicia, ich było zdecydowanie więcej… Do tego stwierdzili, że każdy z nich założy białą koszulę, czarny garnitur i czarny krawat, zwany powszechnie śledziem. Nawet Kubę zmusiłam, aby tak się ubrał i nie odstawał od chłopaków. W końcu jak ma być zgrana klasa, to w całości!
- Widzę, że są wszyscy i wszyscy wyglądają szałowo – rzuciłam z uśmiechem, gdy tylko im się przyjrzałam. – A poza tym z taką ochroną, to nic złego mi dzisiaj nie grozi – dodałam ze śmiechem.
- No a ba! – krzyknęli, śmiejąc się.
- A skoro jesteśmy już wszyscy, to przedstawię wam mojego partnera, Kubę Wilka. Choć myślę, że i tak większość z was go kojarzy… - dodałam.
Chłopaki pokiwali głowami, jak te pieski w samochodach.
- A tobie ich wszystkich później przedstawię – zwróciłam się do Kuby – bo teraz chyba musimy już iść na prezentację i poloneza. Dasz sobie sam radę, prawda? – spytałam jeszcze.
- No jasne – rzucił uśmiechnięty Wilczek, spoglądając to na mnie, to na chłopaków, to na sytuację aktualnie panującą w sali.
- Tylko wiesz, że wszystko ma być w nienaruszonym stanie, gdy wrócimy? – dodałam jeszcze śmiecąc się.
Kuba prychnął i udał, że się na mnie obraża, bo znowu sobie robię z niego żarty. Ucałowałam go więc w policzek, by go trochę udobruchać, po czym złapawszy się ramienia Dawida powędrowałam z chłopakami na korytarz, z którego mieliśmy polonezem wejść na parkiet i rozpocząć studniówkę. Martwiłam się tylko, by Kubie jakiś głupi pomysł nie wpadł do głowy, gdy będzie tak sam siedział przy tym stoliku...
Na parkiet najpierw wchodziła pani dyrektor i pan wicedyrektor w parach z przedstawicielami samorządu uczniowskiego. Po nich szła klasa A, B i tak dalej. My wchodziliśmy przy końcu, bo nasza szkoła liczyła sobie 6 klas w tym roczniku. Jako, że D była profilem humanistycznym, gdzie urzędowały same dziewczyny, a w mojej E byli sami chłopcy (w końcu to klasa sportowa) to połączono uczniów z D i E w pary, więc nawet dość szybko minęło, gdy nadeszła nasza kolej.
- Klasę 3D prowadzi wychowawca Tadeusz Sobierajski w parze z przewodniczącą Katarzyną Wodniczak. Jako że klasa ta złożona jest wyłącznie z kobiet, towarzyszą im koledzy z 3E, która jest męską klasą. Za wyjątkiem wychowawczyni naszych sportowców, równie usportowionej Lilianie Kotorowskiej, której towarzyszy przewodniczący Dawid Przybylski. Brawa dla obydwóch klas i ich wychowawców.
 Nasz wuefista był jak zawsze w świetnej formie. Jak już dorwał się do mikrofonu, to nie mógł przerwać. Tak nadawał, że nawet jakby ktoś zaliczył w tym czasie glebę, to mało kto zwróciłby na to uwagę, bo by tego nie usłyszał. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, wszyscy dali radę. Najważniejsze, że ja i Dawid ładnie i praktycznie bez błędów przy akompaniamencie poloneza z „Pana Tadeusza” przeszliśmy wcześniej wyznaczoną nam trasę. Uśmiechnęłam się do roześmianego Kuby, który bawił się aparatem i trzaskał nam zdjęcia, gdy koło niego przechodziliśmy. Mam nadzieję, że coś na nich będzie widać i choć kilka z nich będzie zdatne do użytku, bo Kuba lubi ucinać innym głowy albo wsadzić palec w obiektyw. Ma do tego niezwykłą zdolność…
Po polonezie przyszedł czas na uroczyste mowy. Widziałam, że wszystkich one nudzą, ale przecież nikt nie pomyśli, że tu nie chodzi o to kto więcej powie, a kto trafi swoimi słowami do ludzi. A z kilkudziesięciu długich zdań trudno jest wyłapać cokolwiek konstruktywnego, co można by zapamiętać na przyszłość… W pewnym momencie nawet ja zaczęłam już przebierać nogami, bo od ciągłego stania w jednym i tym samym miejscu na kilkunastocentymetrowych obcasach zaczęły boleć mnie stopy. A jeszcze żadnego kawałka nie przetańczyłam (za wyjątkiem poloneza, oczywiście). Po mowach, których koniec przyjęliśmy z niemałą ulgą, jako wychowawca poprzyczepiałam zielone koniczynki na szczęście do garniturów moich wychowanków. A i w międzyczasie otrzymałam wielki bukiet czerwonych róż w podziękowaniu, mimo że nie mieli mi za co dziękować – w końcu jestem z nimi dopiero dwa miesiące. Ale uwielbiam tych chłopaków i nie wiem co musiałoby się stać, by to się zmieniło.
Później nadszedł czas na zdjęcia. Na ustawiony wcześniej podest wchodziliśmy po kolei, klasami. Gdy nadeszła nasza pora, usadzono mnie między dyrektorką a wicedyrektorem, poza tym siedzieli obok nas nauczyciele przygotowujący chłopaków do matury. Sami zainteresowani zaś stali niczym gang za nami i prężyli się wdzięcznie do aparatów. Czułam się w tym momencie, jakby napadli na nas jacyś paparazzi, tyle fleszy błyskało mi po oczach. Kiedy już z ulgą przyjęłam, że to koniec – nauczyciele zaczęli się rozchodzić, a klasa 3F przygotowywała się do ustawienia się do zdjęcia, usłyszałam za swoimi plecami pytanie Dawida skierowane do fotografa:
- A czy my możemy również prosić o wspólne zdjęcie tylko z panią Lilianą?
Fotograf rozejrzał się po ludziach zgromadzonych wokół niego, bo jeszcze nikt dzisiaj z taką prośbą nie wystrzelił, więc nie wiedział co powinien zrobić. Ostatecznie jednak się zgodził. Ustawiono mnie dokładnie na samym środku mojego gangu. No i zaczęło się szaleństwo. Ustaliliśmy, że wszyscy zakładają ręce na piersi, żebyśmy wyglądali groźnie, taki „Gang 3E”. A ja byłam taką złotą kropką wśród tej czarnej fali. Widziałam, że wszyscy patrzą zaskoczeni. Dziwili się, że ci „chuligani” w końcu przywiązali się do któregoś ze swoich wychowawców. Inni byli zaskoczeni tym, że chłopcy nie chcieli mieć zdjęcia z moimi poprzednikami na tym stanowisku, ale jak to Dawid powiedział mi przy wręczaniu bukietu: „Mimo że jest pani z nami tak krótko, zna nas pani lepiej niż wszyscy wcześniejsi nasi wychowawcy”. Przez ostatnie miesiące opowiadali mi różne historie z poprzednich lat. Naprawdę nasłuchałam się od nich, jak niektórzy nauczyciele w ogóle nie interesowali się ich problemami, tylko chcieli mieć święty spokój i odbimbać sobie to wychowawstwo, więc nawet ich rozumiałam i nie dziwiłam się tej niechęci do moich poprzedników. Ale swoje zdanie zostawiałam dla siebie, nie chciałam ich nastawiać przeciwko innym, w końcu nie taka moja rola.
Po tym wszystkim wreszcie mogliśmy usiąść przy stole. Klasę 3F załatwiono szybko i po chwili nalewano już ciepły rosół do naszych talerzy.
- Mam nadzieję, że się nie zanudziłeś tutaj sam – powiedziałam, siadając obok Kuby.
- Nie, choć nie powiem, że przez ten czas nie zgłodniałem – mruknął, gdy tylko kelnerka nalewała mu jego porcję rosołu.
Zaczęłam śmiać się jak głupia.
- No co? – żachnął się Wilk.
- Nic, nic – odpowiedziałam, starając się pohamować swój nieoczekiwany napad śmiechu. – Po prostu mnie to jakoś nie zdziwiło. Ale jedz już, jedz – dodałam szybko, zabierając się za swoją porcję.
Między jednym daniem a drugim udało mi się znaleźć chwilę, by zadzwonić do Semira. Co prawda poinformował mnie, że szczęśliwie dojechał do domu, ale ja chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, co tam się u nich dzieje.
- Myślałem, że dzwonisz, bo już się skończyło – mruknął Semir, gdy wyjaśniłam mu po co dzwonię. - Nie martw się Lilka, wszystko mamy pod kontrolą. Asia właśnie się kąpie, a ja oglądam powtórkę ligi angielskiej. Jak wróci to obejrzymy jakiś film, później Aśka pójdzie spać, a ja sobie coś znajdę. Może poleci jeszcze jakiś ciekawy mecz? – zdawał mi relację przez słuchawkę. – Także bawcie się dobrze i pamiętaj, że po was przyjadę, jak tylko dasz mi znać – rzucił jeszcze, po czym się rozłączył, zanim mogłabym go jeszcze o cokolwiek zapytać.
Pokręciłam przecząco głową i odłożyłam telefon, zabierając się z drugie danie.
- Wiesz, że zachowujesz się dokładnie tak samo jak Krzysiek, gdy poszliśmy na naszą pierwszą studniówkę? – rzucił Kuba. – Też co chwila do ciebie wydzwaniał, pytając czy wszystko w porządku.
- No bo się o mnie martwił – broniłam brata. – Ja też się martwię o Asię. Wiesz przecież, że traktuję ją jak siostrę, a Semir potrafi zrealizować każdy pomysł, który tylko wpadnie mu do głowy.
- Mówisz dokładnie jak Kotor, tylko że on tak o mnie mówił - rzucił.
- Bo ja jestem Kotor, tylko że w żeńskim wydaniu – odpowiedziałam ze śmiechem.
Kuba pokręcił przecząco głową.
- Mogłaś Asię zostawić z kimś innym, skoro tak nie ufasz Semirowi – mruknął.
- Może i mogłam, ale popatrz, Semir jest sam, po co miałby spędzać sobotni wieczór samotnie przed telewizorem? Do tego zauważyłam, że na sylwestrze złapał dobry kontakt z Aśką i poza tym, jak się coś będzie działo, to sądzę, że będzie w stanie jej pomóc – powiedziałam.
- Więc czym się martwisz? – zdziwił się Kuba.
- No tak, teraz to sama sobie zaprzeczyłam… - mruknęłam, orientując się w swoich słowach.
- Widzisz, nie masz się o co martwić – rzucił Wilk, a ja musiałam przyznać mu rację.
Po obiadokolacji chłopcy zarządzili sesję ze mną na tle tej setki ułożonej z balonów. Każdy twierdził, że chce mieć ze mną taką pamiątkę. Także pierwsze kawałki minęły mi przy akompaniamencie fleszów aparatów cyfrowych, a nie stukotu butów o parkiet.
- Wiesz, myślę, że Ivan będzie zachwycony, jak wejdzie w najbliższych dniach na facebook’a i zobaczy twoje zdjęcia ze studniówki – rzucił Kuba w międzyczasie.
- W końcu obiecałam mu, że jak już założę tak wychwalaną przez niego złotą sukienkę, to zrobię sobie w niej mnóstwo zdjęć, które podpiszę: „My image by Ivan Djurdjević” – roześmiałam się.
- To już w ogóle zwariuje! Mówię ci, że aż zacznie latać nad ziemią, tak będzie pękał z dumy! – krzyknął roześmiany Kuba.
- To koniecznie muszę tak zrobić, bo chcę to zobaczyć - postanowiłam.
Wiem, że narzekałam na te wszystkie flesze, ale cofam to wszystko. Kiedy skończyliśmy robić zdjęcia, to porwano mnie na parkiet. Od tego momentu praktycznie przez całą studniówkę z niego nie schodziłam. Najpierw kilka kawałków przetańczyłam w objęciach Kuby, później każdy z moich wychowanków odbijał mnie od poprzedniego, potem napatoczyło się kilku nauczycieli włącznie z wicedyrektorem, który podobno za mną nie przepada. A dzisiaj to zachwalał mnie, że aż nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Dobrze, że Kuba to zauważył i mnie od niego uwolnił.
I tak w szybkim tempie mijały godziny. Na tańczeniu, jedzeniu i opowiadaniu sobie nie zawsze śmiesznych historii. Kuba znalazł z chłopakami wspólny język, a jak już wkroczyli na temat Lecha Poznań, to nie można ich było rozegnać. Cieszyłam się z tego niesamowicie, bo dzięki temu przy naszym stoliku panowała świetna atmosfera. Chyba najlepsza w całej sali!
Tą studniówkę naprawdę możemy zaliczyć do udanych.
- Wiesz co? – zagaił Kuba o czwartej rano, gdy impreza dobiegła końca, a my czekaliśmy tylko na przyjazd Semira.
- Co? – spytałam ledwo powstrzymując ziewanie i opierając się o jego ramię.
Nogi mi odpadały, miałam w nich mnóstwo przetańczonych kawałków. Ale jak to chłopcy mówili, studniówkę ma się tylko raz (choć ja już byłam na trzeciej, ale to się wytnie) i nie miałam prawa im odmawiać. Nawet jakbym chciała, to bym nie potrafiła. Do tego nie byłam przyzwyczajona do takich imprez, bo niezbyt często na nie chadzam, przez co chciało mi się spać. Jutro, a raczej dziś będę zdychać, ale na szczęście nie będę sama – Kuba też narzekał, choć przetańczył o wiele mniej ode mnie. Mimo wszystko byłam zadowolona. Z moich chłopaków wyrosną naprawdę fenomenalni mężczyźni, a towarzystwo Kuby jak zawsze było nieocenione. Nie wyobrażam sobie w tej chwili siebie siedzącej obok Huberta. Pewnie już dawno bylibyśmy w domu, bo z tego co zdążyłam się zorientować, on ani trochę nie pasuje do tego towarzystwa i raczej nie wytrzymałby tutaj zbyt długo... W odróżnieniu od Wilczka.
- Ta twoja klasa jest całkiem fajna. Ale co się dziwić, skoro mają taką ekstra wychowawczynię, nie mogą nie być fajni – Kuba ucałował mój policzek. - I chyba nie miałem powodu do zmartwień, gdy obejmowałaś tą funkcję – dodał po chwili poważnym tonem.
- Cieszę się, że tak sądzisz i że się do nich przekonałeś – odrzekłam z uśmiechem.
- Trudno byłoby ich nie polubić – odpowiedział mi. – A poza tym, dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś.
- Nie, to ja dziękuję, że ze mną tu przyszedłeś. Bez ciebie to nie było by to samo – uśmiechnęłam się.
- Weź przestań – roześmiał się. – Będę musiał ci to jakoś wynagrodzić. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie okazja do świętowania i dasz się zaprosić na jakąś imprezę. Dawno nie byliśmy w jakimś klubie, czy coś… - mruknął.
- A czemu nie? – spytałam z uśmiechem. – Ale najpierw musimy odchorować dzisiejszy dzień…
- Na szczęście nic nie piliśmy, bo byłoby jeszcze gorzej.
- Wiesz, że nawet nie czuję, że to była impreza bezalkoholowa? – spytałam półprzytomnie. – Mam nadzieję, że niczego mi nie dolałeś po kryjomu! – pogroziłam mu.
- No coś ty! A co ty mnie posądzasz? – żachnął się. – O, Semir przyjechał – zakomunikował, szybko zmieniając temat.
Mam nadzieję, że nie to była oznaka tego iż kłamie, ale nie chciało mi się dłużej nad tym zastanawiać.
- To do zobaczenia po feriach, kochani! – pożegnałam się z moją klasą, a raczej z osobami, które jeszcze były w środku i czekały, aż ktoś po nich przyjedzie. Po chwili siedziałam już wraz z Kubą w samochodzie Semira, który sypał swoimi docinkami zwłaszcza w moją stronę jak z rękawa, ale jakoś nie chciało mi się na nie odpowiadać.
Dwa tygodnie wolnego. Jaka to fajna perspektywa, zwłaszcza po dzisiejszej nocy.




___________________

Nie mam pojęcia czy ktoś martwił się moją długą nieobecnością tutaj, czy też nie, czy w ogóle ktoś chciał tu coś nowego przeczytać, jednak mimo swojej niewiedzy na ten temat pragnę was przeprosić za tak długi rozbrat ze Siestą. Jakoś nie mogłam ubrać w słowa to, co chciałam zawrzeć w tym rozdziale. I choć po trudach i znojach w końcu mi się to jakoś udało, to nie jestem zadowolona z tego co napisałam wyżej. Nie chciałam jednak kazać wam jeszcze dłużej na siebie czekać. Mam nadzieję, że to tylko przejściowe, bo jeśli nie, to chyba będę musiała się poważnie zastanowić na moim dalszym pisaniem… Zwłaszcza, gdy w końcu wkraczam w tą ciekawszą fazę opowiadania (przynajmniej mam taki zamiar).
W odróżnieniu ode mnie Kuba Wilk jest w formie. I to w jakiej! Kiedy w meczu z GKS-em Bełchatów komentator poinformował mnie, że trener Rumak chce zrobić zmianę, krzyczałam w stronę radia, w którym zazwyczaj słucham transmisji, gdy nie ma nic w TV, a w Internecie żaden scream mi nie działa: „Wpuść Wilka! Ja chcę wreszcie Wilka na boisku!”. Kilka minut później ku mojej wielkiej uciesze Kuba wchodzi na murawę, a ja krzyczę jeszcze głoście: „Strzel gola, Kuba!”. Po chwili Wilczek fenomenalnie dośrodkowuje na głowę Ślusarza i... mamy 1:0! Nawet nie wiecie, jak się z tego cieszyłam!!! Od tego czasu trener Rumak wreszcie zauważa, że na ławce ma takiego Kubę Wilka, który w ostatnim meczu (cudownym meczu, 4:0!!!) zaliczył kolejną kapitalną asystę (znów ze Ślusarzem), a w sparingu z HSV strzelił pięknego gola! Swoją drogą pierwszego gola w tą środę strzelił Ivan, z czego równie mocno się cieszę! Poznań, Poznań, Lech Kolejorz!
Buziaki! I oby do szybkiego napisania :)