Całą po studniówkową
niedzielę byczyliśmy się z Wilczkiem w naszym mieszkaniu na kanapie przed telewizorem. Mimo że nie piliśmy niczego zawierającego procenty
(przynajmniej nie robiliśmy tego świadomie), czuliśmy się jakby przejechał po
nas walec w tą i z powrotem, czyli tak jak zazwyczaj po każdej suto zakrapianej
imprezie. Nie mieliśmy więc najmniejszej ochoty, by wyścibić nasze nosy z czterech
ścian, mimo że za oknem pogoda była całkiem ładna jak na zimową aurę i nawet zachęcała
do spaceru. Biedna Aśka, przez cały niedzielny ranek musiała wysłuchiwać
naszych jęków. Szatynka zdążyła się już przyzwyczaić do naszej codziennej uciążliwości, jednak nie była jeszcze z nami w momentach, w których coś odchorowujemy. A wtedy jesteśmy z Kubą jeszcze gorsi do zniesienia... Nawet żadnemu z naszej dwójki nie chciało się otworzyć drzwi, gdy popołudniu niespodziewaną
wizytę złożył nam Ivan z Agnieszką. Od tego momentu jednak przestaliśmy już z Kubą tyle narzekać,
zwłaszcza, gdy zaczęliśmy opowiadać Djurdjevicom przebieg imprezy i oglądać
zdjęcia, które spływały na moją skrzynkę mailową lawinami. Naprawdę, moi
chłopcy nieźle się spisali, w ogóle nie musiałam ich prosić o zdjęcia, których swoją drogą nie spodziewałam się, że będzie tak dużo...
Po leniwej niedzieli nadszedł
jednak czas poniedziałku. Wolnego poniedziałku, ale tylko w moim przypadku. Choć raz podczas naszego
wspólnego mieszkania miałam lepiej niż Wilk. Choć raz to ja zostawałam w domu,
gdy on rankiem wychodził na trening. Choć raz to ja mogłam mu dogryźć na temat wczesnej pobudki, a nie on mi. Ale niestety, nie zdążyłam skorzystać z tej niepowtarzalnej
okazji, bo gdy wstałam i pojawiłam się w kuchni, on właśnie wychodził z mieszkania… Mam
jednak dwa tygodnie, a nie dzień wolnego, myślę więc, że zdążę jeszcze go trochę podręczyć na temat jego wczesnych treningów.
Przedpołudnie minęło nam z Asią stosunkowo
szybko. Siedziałyśmy sobie przed telewizorem i popijając kakao, oglądałyśmy
maraton z „Teorią wielkiego podrywu”, co
jakiś czas zagłuszając dialogi bohaterów naszą rozmową na byle jaki temat.
Fajnie było wreszcie spędzić trochę czasu z Kawecką sam na sam, jak za starych, dobrych czasów. Tak się wciągnęłyśmy w oglądanie odcinków, że nawet nie zorientowałyśmy
się, kiedy zrobiło się popołudnie i powinnam szykować się do wyjścia. Hubert
rankiem wrócił z delegacji i zaprosił mnie na popołudniowy seans do kina.
Podobno stęsknił się za mną, a wieczorem nie będzie miał dla mnie czasu, bo ma
jakieś ważne spotkanie. Nie wnikałam jakie, bo sprawy adwokackie jakoś nie bardzo mnie interesują, ale z chęcią zgodziłam się na jego propozycję. Chyba powoli i mimowolnie
zaczynałam angażować się w nasz związek, bo momentami podczas tego weekendu
brakowało mi go. Tak po prostu.
Nagle usłyszałam trzask
drzwi frontowych, co przerwało mi w dalszym rozmyślaniu na temat Huberta i moich uczuć do niego. Widocznie Kuba właśnie wrócił z treningu do domu, dzięki czemu nie
będę musiała zostawiać Asi samej w mieszkaniu. Wolałam, aby ktoś był obok niej,
tak w razie czego. Co prawda do jej porodu zostało jeszcze trochę czasu, ale
ostatnio dziewczyna nie czuła się najlepiej, więc wolałam dmuchać na zimne.
Oczywiście Kaweckiej nic o tym nie mówiłam, bo ta zapewniałaby mnie, że
wszystko jest w porządku i kazała przestać mi się o nią martwić. Ale ja nie
potrafiłam inaczej i choćby nie wiem jak mocno się zarzekała, że wszystko
jest w porządku, ja i tak będę miała się na baczności. Bo po prostu czuję się za nią odpowiedzialna i wolę trzymać rękę na pulsie.
Ruszyłam więc w stronę wyjścia, by przywitać się z Wilczkiem i oznajmić mu, że wychodzę i wrócę
przed jego popołudniowym treningiem, bo nie chcę, by Asia była sama w mieszkaniu.
Gdy weszłam do przedpokoju, Kuba właśnie rzucał swoją torbę sportową w kąt. Nie
robił tego jednak ze zmęczeniem, jak zawsze, gdy wraca z treningu, ale ze
złością. Spojrzałam w jego twarz i już wiedziałam, że coś jest nie tak. I to wyraźnie nie tak.
- Co się stało? –
spytałam, siadając obok niego na kredensie w przedpokoju.
Kuba popatrzył na mnie,
jakby zaskoczony moją obecnością tutaj.
- Nic, wszystko jest w jak najlepszym
porządku, Lila. A co miałoby się stać? – spytał, próbując zamydlić mi oczy.
Ale ja się nie dam tak
łatwo! I on powinien o tym wiedzieć.
- Myślisz, że nie widzę,
że coś jest nie tak? – spytałam. – Wiesz przecież, że przede mną niczego nie
ukryjesz, za długo cię znam. A teraz mów mi szybciutko, kto zalazł ci za skórę?
- Wszystko jest dobrze,
nie wiem o co ci chodzi – mamrotał Wilczek, wyraźnie uciekając przede mną wzrokiem.
Pokręciłam przecząco
głową. Czy on myślał, że wypieraniem się wszystkiego pozbędzie się mnie? Nie znał
mnie, czy co? Myślał, że się nie zorientuję, iż kłamie? Jeśli tak, to grubo się
mylił. Złapałam więc Kubę za rękę i pociągnęłam w stronę kuchni. Tam usadziłam go na
krześle, po czym dostawiając sobie siedzisko dla siebie, usiadłam naprzeciwko niego.
- Kubuś przecież wiesz,
że mnie się tak łatwo nie pozbędziesz – mówiłam z uśmiechem. – Po co więc mamy tracić
mój i twój cenny czas? Powiesz mi wszystko i jakoś temu zaradzimy.
- Ale temu nie da się
zaradzić… wszystko jest już postanowione - mruknął zrezygnowany. – Poza tym, tylko się zdenerwujesz…
- Ok, to komu mam skopać
tyłek? – spytałam.
Kuba po raz pierwszy od
wejścia do mieszkania, uśmiechnął się. Co prawda niemrawo, ale lepszy rydz niż
nic.
- No dobrze, powiem ci –
skapitulował po chwili, wzdychając ciężko. – Będąc na zgrupowaniu w Hiszpanii doszły mnie
słuchy, że Bakero najchętniej pozbyłby się mnie z klubu jeszcze w tym okienku
transferowym. Starałem się jednak nie brać tego do siebie, w końcu to nie było nic
potwierdzonego, tylko takie pogłoski…
- Plotkami nie ma co się
przejmować – potwierdziłam, przerywając mu. – Ale nie to cię dzisiaj tak
zdenerwowało, prawda?
- Nie – mruknął wyraźnie rozzłoszczony. – Dzisiaj po treningu trener
wezwał mnie do siebie i oznajmił mi na samym wstępie, że mam sobie szukać
innego klubu. Spytałem się, dlaczego, a on mi na to, że nie pasuję do jego
koncepcji gry. Byłem zaskoczony, bo nigdy nie dał mi do zrozumienia, że coś mu
we mnie i w moim stylu przeszkadza. Próbowałem jednak znaleźć dla siebie jakąś
furtkę, którą mógłbym się wcisnąć w jego koncepcję. Spytałem go więc, co
się stanie, jak się na to nie zgodzę. A on mi odpowiedział, że oczywiście, mogę
zostać w Lechu, ale dopóki on tu będzie trenerem, mam nie liczyć na to, że zagram
w jakimkolwiek meczu. Ba, że w ogóle będę w osiemnastce meczowej! Bakero w
ogóle nie chciał mnie słuchać, oznajmił mi tylko, że do klubu wpłynęła oferta
wypożyczenia mnie do Gdańska i że mam mu popołudniu dać znać co postanowiłem,
po czym wyprosił mnie z gabinetu – zakończył już z wyraźną wściekłością.
Gwałtownie wstałam ze
swojego miejsca, przewracając z hukiem krzesło, na którym siedziałam i zaczęłam
krążyć nerwowo po kuchni, mamrocząc złowroga pod nosem. Ciśnienie stopniowo podnosiło mi się podczas opowieści Kuby, ale gdy piłkarz zakończył swój wywód, nie mogłam już powstrzymać swojej reakcji. Byłam
wściekła. Kuba nie pasuje do gry Lecha? I przez to Bakero nie chce go mieć w
drużynie? To się nie mieści w mojej głowie! Najpierw pozbywa się jednego z
najlepszych obrońców w lidze, Bartka Bosackiego, a teraz nie chce mieć wartościowego pomocnika w swoim
składzie? To kim on do jasnej cholery ma zamiar grać w rundzie wiosennej? Może
sam ma zamiar wejść na boisko? Zabija ducha tej drużyny po kolei wywalając z klubu najprawdziwszych Lechitów, jakich w życiu spotkałam na swej drodze. W końcu Reksio,
Bosy, Wilczek, mój brat, czy Ivan, oni dla Lecha są w stanie zrobić dosłownie
wszystko, bo kochają ten klub. A ten hiszpański trenejro pozbywa się ich jak za machnięciem
czarodziejskiej różdżki. I jeszcze zarząd mu na to pozwala! Do czego to doszło?
Jakich ja czasów dożyłam? Boże, za jakie grzechy?!
- To się w mojej głowie nie mieści, jaką mendę
społeczną zatrudniliśmy w klubie – mruczałam pod nosem, chodząc w tę i z
powrotem po kuchni, nie mogąc się uspokoić.
- Dlatego nie chciałem
ci o tym mówić, bo wiedziałem, że się zdenerwujesz… - powiedział Kuba, śledząc
wzrokiem moje poczynania i nie wiedząc, jak mnie uspokoić.
- Przestań, właśnie dobrze
zrobiłeś, że mi o tym powiedziałeś. Lepiej, że wiem teraz, niż miałabym się dowiedzieć później i to nie od ciebie. Już ja sobie pogadam z zarządem – mruczałam
wściekła. – Ktoś musi im przemówić do rozumów, które chyba jeszcze gdzieś tam mają
zakopane w tych swoich łbach…
- Lila, nie pamiętasz?
- spytał lekko przestraszony Kuba. - Obiecałaś im, że już nigdy więcej nie będziesz się wtrącać.
Musiał mi to
przypomnieć? Przecież doskonale pamiętam, że jakiś czas temu obiecałam zarządowi, że
już więcej nie będę ich pouczać, prawić im umoralniające gadki, czy próbować jakkolwiek inaczej
wpłynąć na ich decyzje. Tylko jak mogę dotrzymać tej obietnicy, gdy w klubie
dzieją się takie rzeczy? Przecież mi na sercu leży dobro naszej drużyny, a ona powoli się
rozpada i to na ich oczach!
- Obiecałam, pamiętam to doskonale,
ale co z tego? Mam pozwolić Bakero rozwalić naszą drużynę? Mam spokojnie patrzeć na
to co on wyprawia?! – piekliłam się nad Bogu ducha winnym Wilczkiem.
- Wiesz, że zarząd się
wścieknie, gdy znów zaczniesz się wtrącać w ich sprawy...
- Mam w dupie taki
zarząd, skoro nie widzą, że pod ich nosem ta małpa rujnuje nam naszą ukochaną drużynę!
– krzyknęłam, nie mogąc już dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie.
Kuba, gdy tylko usłyszał moje słowa, gwałtownie wstał ze
swojego miejsca i mocno przytulił mnie do siebie, chcąc tym sprawić, abym się choć trochę
uspokoiła.
- Lila, nie rób niczego
głupiego, proszę cię – mówił, głaszcząc mnie po głowie. – Wiem, że i tak nie odwiodę cię od tego pomysłu,
bo znam cię i wiem, że nie usiedzisz spokojnie na miejscu, ale może najpierw ochłoń
trochę, a później do nich idź, dobrze?
Wzięłam kilka głębokich
wdechów, by się uspokoić.
- Dobrze, ale robię to
tylko dlatego, że mnie o to prosisz – mruknęłam zrezygnowana.
Wtem zadzwonił dzwonek do
drzwi. Z tego wszystkiego zapomniałam, że byłam umówiona z Hubertem.
- Kto to? – zdziwił się
Kuba, wypuszczając mnie ze swych objęć. – Spodziewamy się kogoś?
Nie zdążyłam mu
odpowiedzieć. Nieświadomie zrobiła to za mnie Asia, krzycząc z łazienki:
- Lila, otwórz! To
pewnie Hubert po ciebie przyszedł!
Kuba chyba nie tego się spodziewał, bo był wyraźnie zaskoczony. No tak, nie zdążyłam go uprzedzić, że wychodzę z Hubertem do kina.
Po chwili Wilczek, jakby przygaszony, usiadł z powrotem na krześle. Nie mogłam go
zostawić samego w takim stanie i z takim problemem, dlatego powiedziałam:
- Zostań tu i nigdzie
się nie ruszaj. Zaraz wracam – po czym podreptałam do przedpokoju, by otworzyć
drzwi.
Gdy tylko to zrobiłam,
zobaczyłam uśmiechniętego prawnika stojącego na wycieraczce przed drzwiami naszego mieszkania. Chwilę później ściskał mnie mocno w przedpokoju, do którego wtargnął
bez jakiegokolwiek zaproszenia.
- Nawet nie wiesz jak
się za tobą stęskniłem – powiedział z uśmiechem, całując mnie. – Jak zawsze
wyglądasz olśniewająco. No ubieraj się ciepło i idziemy – mówił, nie dając mi ani chwili, bym mogła dojść do głosu.
- Hubert, poczekaj – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu, chcąc tym uspokoić jego zapędy. – Ja też
się bardzo cieszę, że cię widzę, ale nie mogę z tobą teraz wyjść…
- Jak to? – zdziwił się,
a uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy. – Przecież się umawialiśmy! –
wypomniał mi od razu.
- Wiem, ale mój
przyjaciel potrzebuje mojej pomocy. Nie mogę go zostawić samego, nie teraz… Nie
możemy spotkać się wieczorem? – spytałam, robiąc słodkie oczka.
- Przecież wiesz, że nie
– rzekł rozzłoszczony. – Mam spotkanie, ważne spotkanie, mówiłem ci.
- To daj mi klucze do twojego mieszkania, zaczekam tam na ciebie - powiedziałam, próbując mu pokazać, że mi także zależy. - Może zrobię nam jakąś pyszną kolację i sobie porozmawiamy?
Naprawdę teraz nie mogę, zrozum mnie, proszę…
- Wiesz, że nie lubię,
gdy ktoś mnie wystawia – mruknął już odrobinkę spokojniejszy i troszeczkę przeze mnie udobruchany.
- Ale to jest mój przyjaciel,
on też rzuciłby wszystko, gdybym tylko potrzebowała pomocy – tłumaczyłam mu.
- No dobrze, skoro tak…
- skapitulował Hubert z ciężkim westchnieniem.
- Jesteś kochany! –
krzyknęłam i w przypływie nagłej radości rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go. – A teraz dawaj mi te klucze
od twojego mieszkania i spotkamy się wieczorem – powiedziałam po chwili, doprowadzając
się do porządku.
- Ale na pewno? –
prawnik upewniał się ugłaskany już w zupełności.
- Na pewno. No dawaj je
– roześmiałam się, próbując wyrwać mu z ręki pęk kluczy. Aż w końcu mi się to udało. - A teraz już zmykaj, no
– wyganiałam Huberta, śmiejąc się.
- Idę, już idę – ten jednak bardzo wolno wychodził z mieszkania, skradając mi jeszcze buziaka
przy wyjściu.
Pokręciłam przecząco
głową, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu i zamknęłam za nim drzwi. Klucze od jego mieszkania wrzuciłam do swojej torebki,
wiszącej na wieszaku w przedpokoju. Podreptałam do kuchni, w której Asia
zabierała się właśnie za robienie jedzenia, pewnie przy okazji jak zawsze dla całej armii wojska. Zdziwiła się, gdy ujrzała mnie w progu.
- A co ty tutaj jeszcze robisz?
Miałaś przecież iść z Hubertem do kina – przypomniała mi, jakbym o tym nie wiedziała.
- Mieliśmy iść, ale nie
poszliśmy – wyjaśniłam jej tylko, wzruszając ramionami.
- Czyli jesz obiad z
nami? – upewniała się Asia.
- Nie, przynajmniej nie
teraz, bo wychodzę – oznajmiłam spokojnie, co wywołało jeszcze większe zaskoczenie na twarzy Kaweckiej, jak i przysłuchującego się nam Wilka.
– Idziemy z Kubą na spacer – wyjaśniłam im więc szybko, widząc ich miny.
- Ale jak to? – spytał
Kuba, gdy chwilę później już ciągnęłam go za rękę w stronę drzwi.
- Tak to – uśmiechnęłam
się tajemniczo, dając mu pstryczka w nos. – Musimy się zastanowić, co zrobić z tym fantem,
a na świeżym powietrzu będzie się nam o wiele lepiej myślało. I nie próbuj się
wymigiwać! Nawet jeśli nie chcesz ze mną o tym gadać, to przynajmniej
pomilczysz sobie w czyimś towarzystwie, a moje jest do tego doskonałe –
oznajmiłam mu ze śmiechem.
Kuba jednak nie zgłaszał żadnego
sprzeciwu do mojego pomysłu, tylko ubrał się ciepło i potulnie czekał przed drzwiami, aż do niego
dołączę. Chwilę później byliśmy już gotowi, by wyjść.
- Ale to po co ja mam
robić obiad, skoro wy wychodzicie? – usłyszeliśmy głos Asi dochodzący z kuchni.
Po chwili dziewczyna stała już w
przedpokoju i patrzyła na nas bykiem. Była zaskoczona nagłym zwrotem akcji i próbowała ją pojąć. Ja natomiast nie wiedziałam, co powinnam jej odpowiedzieć. Na szczęście, uratował mnie Kuba, który pociągnął za klamkę, nie przejmując się w ogóle wyrzutami Kaweckiej. Na wycieraczce przed drzwiami stał zaskoczony Semir z ręką w
powietrzu. Był zdziwiony, że ktoś otwiera mu drzwi, zanim zdążył w nie zapukać, by
oznajmić nam o swoim przybyciu.
- O, widzisz - od razu podchwyciłam temat. - Masz już
jednego głodomora do nakarmienia. A my jak wrócimy z Kubą z dworu, to pewnie też
będziemy głodni jak wilki i z chęcią zjemy to, co nam dzisiaj upichcisz.
- Tej to się zawsze
upiecze – mruknęła rozpromieniona Kawecka, kręcąc głową. – Ciekawe czy doczekam kiedyś takiego dnia, w którym nie
będziesz w stanie odpowiedzieć mi racjonalnie na jakieś pytanie – ciągnęła
wątek, zastanawiając się nad tym.
Roześmiałam się na widok jej miny, ale nie zdążyłam jej poinformować jak w tej chwili wygląda, bo Semir ocknął się z szoku.
- A to wy wychodzicie? - spytał zaskoczony.
- Idziemy na spacer – poinformowałam go więc.
- Bo ja tak właściwie to
przyszedłem do ciebie, Kuba - mruczał Semir, spoglądając na Wilka. - Taki zły wyszedłeś z treningu, więc chciałem się
dowiedzieć co się stało.
- To miłe z twojej strony - powiedziałam z uśmiechem - ale nie mamy czasu na rozmowę. Jak wrócimy to sobie
pogadacie – oznajmiłam im, nie chcąc dopuścić, aby mi się panowie
rozgadali. Jeszcze tego by brakowało. – Myślę, że Kuba najpierw musi sobie wszystko poukładać w głowie, a
później ci to wyjaśni – dodałam, ciągnąc już Kubę w stronę wyjścia.
Wreszcie udało nam się wyjść na ten spacer. Resztę towarzystwa
zostawiliśmy za sobą dość zdziwionych zaistniałą sytuacją. Usłyszałam jeszcze za nami jak Semir pyta się Aśki,
czy wie o co chodzi. Ta jednak nie wiedziała. Jak pożyją trochę w niewiedzy, to
nic poważnego im się nie stanie. Tak sądzę.
My natomiast szliśmy
sobie z Kubą pod rękę brzegiem Warty. W tym czasie nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wielu
słów. Nie chciałam naciskać na piłkarza, czekałam aż sam zacznie temat.
Wiedziałam, że jest mu teraz trudno. Kuba od dziecka związany jest z Lechem Poznań. Urodził
się w stolicy Wielkopolski i od berbecia kochał ten klub. To jego ojciec zaszczepił
mu miłość do piłki nożnej, a co za tym idzie, także do Kolejorza. To on zaprowadził
małego Kubusia na pierwszy trening do szkółki Lecha. Wilk Senior był
praktycznie na każdym meczu syna. Gra Kuby w
pierwszym składzie Kolejorza to marzenie ich obojga. Może moja sytuacja nie
była taka sama jak Wilczka, ale doskonale rozumiałam wątpliwości, targające nim w tej chwili. Przecież ja też w
spadku po swoim tacie otrzymałam miłość do Lecha. Kuba zawsze chciał grać w
niebiesko-białych barwach, a po śmierci ojca ta chęć była jeszcze większa. Wilk chciał zdobywać z tym klubem
wszystkie możliwe trofea i móc dedykować je swojemu ojcu. A teraz musi wybrać pomiędzy
tym co kocha, a możliwością robienia tego co kocha. Sytuacja patowa, jak w
tragedii antycznej. Co by nie wybrał, to i tak w pewnym stopniu zawiedzie samego siebie, a przy okazji po trosze i ukochanego ojca.
Dlatego nie mogłam go zostawić z tym samego. Nie mogłam pozwolić, aby samotnie
się męczył, samotnie podejmował tak ważną decyzję. Nie byłabym jego przyjaciółką, gdybym teraz siedziała sobie w kinie,
zostawiając go samego z taką zgryzotą. A poza tym, nawet gdybym wyszła z
Hubertem, to i tak myślami byłabym przy Kubie, więc z pewnością nic dobrego z tego wszystkiego by nie wyszło.
- Lila, jak myślisz, co
powinienem zrobić? – spytał nagle Kuba, przerywając ciszę pomiędzy nami i hamując gwałtownie.
Także musiałam
przystanąć, aby go nie zgubić.
- Nie chcę za ciebie
decydować. To jest twoje życie – powiedziałam.
- Wiem, ale co ty byś
zrobiła na moim miejscu? – drążył temat. – Wiem, że jako jedna z nielicznych
rozumiesz moją sytuację. Też kochasz Lecha dzięki swojemu tacie, też kibicujesz
Kolejorzowi po części dla niego, też zrobiłabyś wszystko dla naszego klubu.
Dlatego pytam właśnie ciebie, co ty byś zrobiła, gdybyś musiała wybrać.
Zastanowiłam się przez chwilę.
Patrzyłam w pokrytą lodem Wartę. Tak, rozumiałam go. I nie zazdrościłam mu, że
musi wybierać pomiędzy miłością i przywiązaniem, a dalszym rozwojem swojej kariery.
- Kocham Lecha, miasto,
was – zaczęłam, spoglądając na niego – sam wiesz, jak cholernie mocno jestem
przywiązana do tego miejsca. Jednak gdy Robert ze mną zerwał, wiedziałam, że
zostając tutaj nie dam rady się odbudować, bo każdy zaułek będzie mi o nim
przypominał. Zamiast stanąć na nogi, pogrążyłabym się w rozpaczy. Wyjeżdżając
stąd mogłam zamknąć za sobą ten rozdział i rozpocząć nowy, przy okazji rozwijając
swoje umiejętności i próbować zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Krzysiek mnie nie rozumiał. Według niego miałam tutaj wszystko, czego wtedy potrzebowałam. Zwłaszcza przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą. Tam byłam zdana tylko na siebie. Wiedziałam to, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale... wiesz, nigdy nikomu o tym nie mówiłam, ale... w tamtym momencie mojego życia wszystko tutaj przypominało mi Lewego, wszystko nagle było
związane z nim, jakbym przedtem nie miała jakiegokolwiek życia. Zdałam sobie sprawę, że jak zostanę w
Poznaniu jeszcze jakiś czas, to prędzej czy później zwariuję… Wiedziałam, że na pewno tutaj sobie nie
poradzę, nie uporam się z tym cholernym zawodem miłosnym… - przerwałam, chcąc odgonić wspomnienia. Co za dużo, to niezdrowo. – Może to nie była taka sama
sytuacja, przed jaką teraz stoisz ty, ale wtedy wyjechałam i nie żałuję tego. Zrobiłabym to samo, gdyby to się powtórzyło. I dzięki temu wiem, że gdybym stanęła przed takim
wyborem, jaki ty masz teraz, to… to wyjechałabym.
- Naprawdę? – zdziwił
się Kuba.
- Naprawdę - potwierdziłam. - Wiem, że nie
wyobrażasz sobie siebie grającego z innym herbem na piersi niż nasz. Ba, ja także nie
wyobrażam sobie Kuby Wilka w innych barwach niż nasze, ale nie możesz marnować
swojego talentu. Nie możesz pozwolić, aby twoja codzienna ciężka praca na
treningach szła na marne, bo nie pasujesz do koncepcji gry trenera. Nie możesz
stać w miejscu, musisz się rozwijać, musisz iść do przodu i pokazywać się z jak najlepszej strony. A skoro nie
możesz grać tutaj, musisz grać gdzieś indziej. Nawet jeśli twoją jedyną motywacją miałoby być udowodnienie Bakero, jak bardzo się mylił...
- Ja nie chcę tego
robić, ale jednocześnie wiem, że masz rację… - powiedział Kuba, przytakując mi. – Kibice nie wybaczą mi
tego… - dodał po chwili, myśląc nad czymś.
- Kubuś – powiedziałam z uśmiechem,
kładąc mu rękę na ramieniu – kibice wiedzą, że piłkarz potrzebuje gry, bo
inaczej wychodzi z rytmu i zamiast się rozwijać, cofa się. Myślę więc, że
prawdziwi fani Lecha zrozumieją twoją decyzję… A poza tym, lepiej żałować, że się coś zrobiło, aniżeli że się nie spróbowało, prawda? Oczywiście, zrobisz jak uważasz, ja
tylko mówię ci, co zrobiłabym na twoim miejscu – zakończyłam.
- Wiem, Liluś. Jeśli się zdecyduję na
wyjazd, będzie mi brakować wszystkiego – mruknął, patrząc przed siebie, jakby chcąc zawczasu po napawać się urokiem Poznania. – Ale
chyba najbardziej będę tęsknił za tobą – powiedział po chwili, przenosząc swój
wzrok na mnie.
- Mi też będzie ciebie brakować, Kubuś, ale
Gdańsk nie jest tak daleko. Popatrz, mieszkałam półtora roku w
Barcelonie i rozmawialiśmy ze sobą bardzo często, nawet byłeś u mnie kilka
razy! Dlaczego więc teraz mielibyśmy zerwać ze sobą kontakt? Będę cię
odwiedzać, może przyjadę na jakiś mecz Lechii, by zobaczyć cię w akcji? –
zastanawiałam się na głos, uśmiechając się pod nosem.
- Naprawdę? Byłabyś to w
stanie zrobić? Przecież zawsze powtarzałaś, że w lidze polskiej z trybun nie obejrzysz innego meczu, niż tego z udziałem Lecha, bo gdybyś oglądała inne, to czułabyś się wtedy, jakbyś zdradzała klub – przypomniał mi.
- Wiem, ale czego nie
robi się dla przyjaciół? – uśmiechnęłam się do niego.
Kuba, gdy tylko to usłyszał, zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach.
- Co ja bym bez ciebie
zrobił? - szepnął.
Mimo że doskonale wiedziałam, iż było to pytanie
retoryczne, nie mogłam się powstrzymać przed udzieleniem na nie odpowiedzi:
- Już dawno zginąłbyś
śmiercią marną – zaśmiałam się.
Kuba pacnął mnie w ramię
i zrobił obrażoną minkę. Przez całą drogę powrotną do naszego mieszkania robiłam
wszystko, by go choć trochę udobruchać. Gdy byliśmy już przy wejściu do naszego
bloku, po wilczym fochu nie było ani śladu. Naprawdę, on nie potrafi się długo gniewać...
___________________
Ten
dzień miał być W CAŁOŚCI opisany w dwudziestym czwartym odcinku, ale gdybym to
zrobiła, to byłoby zdecydowanie za długo, także pociągnę go jeszcze w następnym
rozdziale. Tak, tak, rozpisywanie się Szanownej_L – mode: on.
Największy hejter Vojo Ubiparipa składa mu pokłon w podziękowaniu za gola w Lubinie. Vojo, oby więcej takich bramek. W ogóle, jak najwięcej bramek, ok?
Największy hejter Vojo Ubiparipa składa mu pokłon w podziękowaniu za gola w Lubinie. Vojo, oby więcej takich bramek. W ogóle, jak najwięcej bramek, ok?