Następnego dnia
obudziłam się wcześnie rano na kanapie w salonie. Po powrocie od Huberta
postanowiłam zaczekać jeszcze na powrót Wilczka i pewnie sen mnie zmógł zanim piłkarz
wrócił do mieszkania. Byłam obolała, widocznie musiałam spać w dość
niekomfortowej pozycji. Przeciąganie się nie bardzo mi pomagało. Z kuchni
jednak dochodził do moich nozdrzy uleczający zapach świeżo parzonej kawy. To
Aśka od samego rana krzątała się po mieszkaniu i robiła tosty na śniadanie,
śpiewając pod nosem bliżej niezidentyfikowaną mi piosenkę. Była w dziwnie
dobrym humorze…
- Dzień dobry kochana! –
przywitałam się z nią, zaglądając do pomieszczenia. Co prawda kierowałam się w
stronę łazienki, ale kuchnia była po drodze i nie sposób było ją ominąć,
zwłaszcza, gdy dochodził stamtąd taki zapach! – Co masz dzisiaj taki dobry
humor? Stało się coś? – zainteresowałam się.
- To już nie mogę mieć
dobrego humoru ot tak sobie? – spytała lekko zirytowana Kawecka.
- Ależ możesz! Nie
zabraniam ci tego, po prostu tak spytałam – uniosłam ręce w górę w obronnym
geście.
- To nie zadawaj mi
więcej takich głupich pytań – poprosiła. – Masz może ochotę na
świeżutkiego tosta? – po chwili pomachała mi kromką chleba przed nosem, po czym
wpakowała ją do tostera.
- A bardzo chętnie,
wiesz? Z serem i szynką poproszę, jeśli można – uśmiechnęłam się do niej
wdzięcznie.
- A proszę bardzo, już
się robi – zaśmiała się Aśka. – Jak tam samopoczucie przed wielką imprezą?
- Wiesz, że nie wiem?
Chyba jeszcze śpię… - jęknęłam, mrużąc oczy i ledwo powstrzymując się od
ziewania.
- Czyli kawa? –
stwierdziła bardziej niż spytała.
Pokiwałam twierdząco
głową i poszłam się ogarnąć, tak jak to zamierzałam zrobić zanim wstąpiłam w
kuchenne progi. Gdy po kilku minutach wróciłam z powrotem, na stole stała już
kawa i parowała, powodując szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- I co? Lepiej ci już? –
dopytywała Asia.
- O wiele! Już chyba się
nawet trochę rozbudziłam – poinformowałam ją z uśmiechem. – A to my we dwie
będziemy jadły śniadanie? – spytałam, gdy zauważyłam na stole tylko dwa kubki i
dwa talerze, a w kuchni nie było ani śladu po obecności wygłodniałego Wilka.
To było dziwne, że Kuby
jeszcze nie było w pobliżu. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że gdy tylko
coś się w domu gotuje, ten od razu pojawia się w kuchennych drzwiach i z
zadowoleniem zabiera się do jedzenia. Jakby miał jakieś radary w nosie i
wyczuwał z daleka zapachy przyrządzanego posiłku. A dzisiaj go nie było… Czyżby
owe radary go tym razem zawiodły?
- Ale Kuby nie ma –
poinformowała mnie Asia.
- Jak to, nie ma? –
zdziwiłam się.
Czyżby jeszcze nie
wrócił? Naprawdę zaczynałam się o niego martwić, to nie było do niego podobne.
Znam go już tyle lat, więc wiem, że nie wywijałby takiego numeru z byle powodu…
A może coś mu się stało?
- Wstał kilka minut
przed tobą, ubrał się, powiedział, że musi się przejść i wyszedł, nie mówiąc w
ogóle kiedy wróci – wyjaśniła mi Kawecka. - Nawet jedzenia nie chciał…
Odetchnęłam z ulgą. Wrócił
do domu i wszystko z nim było w porządku. Choć jego zachowanie mnie nie uspokajało
do końca. Bo jak to możliwe, że Kuba nie chciał jedzenia? Wyszedł rano na
mroźną pogodę, mimo że nie musiał tego robić? I to bez jedzenia? To na pewno
nie był ten Kuba, którego znam. Coś mi tu wyraźnie nie grało…
Zerwałam się na równe
nogi. Tego było już za wiele! Mam dosyć niedomówień, muszę dowiedzieć się o co
chodzi. Nie zaznam spokoju, dopóki z nim nie pogadam. Może powinnam dać mu czas
do namysłu, pozwolić, aby sam przyszedł do mnie z problemem, który ewidentnie
go trapi, a nie naciskać na niego… ale gdybym tak zrobiła, to nie byłabym sobą.
Poza tym musiałam z nim
pogadać. W końcu szedł ze mną na studniówkę, która zaczynała się za niecałe dziesięć
godzin. Muszę więc wiedzieć na czym stoję, czy idzie ze mną czy mnie wystawia
do wiatru.
- Co robisz? – zdziwiła
się Aśka, widząc jak w pośpiechu zakładam na siebie kozaki i zimową kurtkę.
- Idę znaleźć Wilka. Nie
wrócę bez niego do domu – oznajmiłam jej tonem nietolerującym sprzeciwu.
- Ale przecież musimy
cię uczesać, umalować! Mamy tyle do zrobienia, a czasu coraz mniej! –
panikowała Kawecka, próbując mnie zatrzymać.
- Mój partner też musi
się przygotować do imprezy, a jak ma to zrobić, skoro go tu nie ma? – spytałam
retorycznie, obwiązując szyję szalikiem i nie przejmując się paniką w oczach
Asi. – Spokojnie, nie martw się, ze wszystkim zdążymy – poklepałam ją
uspokajająco po ramieniu.
- Przecież doskonale
wiesz, że ja nie lubię robić czegoś w pośpiechu… - jęknęła szatynka.
Usiadła jednak na
krześle, doskonale wiedząc, że mi nie przegada, że i tak zrobię to co sobie postanowiłam.
- Wiem – ucałowałam ją w
policzek – ale musisz się do tego przyzwyczaić. W końcu żyjesz w świecie
Lechitów, tu niczego nie da się z góry zaplanować – zaśmiałam się.
- A ty wiesz w ogóle,
gdzie go powinnaś szukać? – spytała już do końca zrezygnowana.
- Myślę, że tak, ale
jakby wrócił sam, to nie wypuszczaj go z domu i dzwoń po mnie, żebym wracała – poprosiłam
ją, upijając jeszcze kilka łyków kawy.
- Dobrze – zgodziła się,
bo nie miała innego wyjścia. - Co ja z wami mam? – westchnęła jeszcze, przewracając
oczami.
- Same niezapomniane
chwile – zaśmiałam się w odpowiedzi, porywając jeszcze tosta z talerza, zanim wyszłam
z mieszkania na to zimno.
*
Poszłam nad Wartę. Intuicja
podpowiadała mi, że tutaj znajdę moją zgubę. Mimo że nie miałam jej jakoś bardzo
rozbudowanej, to gdy już przeczucie coś mi mówiło, zazwyczaj było ono zgodne z
prawdą. Mieliśmy tutaj z Kubą swoje ulubione miejsce. Na jednej z nadrzecznych
ławek zazwyczaj siadaliśmy, gdy musieliśmy się nad czym zastanowić. Albo to tu
się spotykaliśmy, by przeprowadzić jakąś poważną rozmowę. Poza tym z naszego osiedla
najbliżej było właśnie tu, przeczuwałam więc, że nigdzie indziej go nie znajdę.
Jemu o tej porze nie bardzo chce się jakoś bardzo oddalać od domu, zwłaszcza po
intensywnie przeprowadzonym zgrupowaniu…
Tym razem również przeczucie
mnie nie myliło. Kuba siedział na naszym ulubionym miejscu i tępo wpatrywał się
w zmrożoną rzekę, jakby zastanawiając się nad czymś intensywnie. Gdy poczuł, że
ktoś siada obok niego, ocknął się na chwilę i spojrzał w bok, by sprawdzić kto
to.
- Lila? – ewidentnie
zdziwił się moją obecnością. – Co ty tutaj robisz?
- Wiesz, zniknął mi mój
partner na studniówkę i go szukam. Nie wiesz przypadkiem, gdzie może być? – spytałam,
rozglądając się dookoła.
Kuba popatrzył na mnie
smutno.
- Nie mam pojęcia jakimi
drogami chodzą prawnicy - mruknął, jakby urażony moim pytaniem.
- Ale chyba wiesz jakimi
chadzają piłkarze, nie? – pytałam dalej ani trochę niezrażona jego nastawieniem.
– Bo moim partnerem miał być piłkarz a nie prawnik, ale chyba się czegoś wystraszył…
– westchnęłam teatralnie.
- Piłkarz? – zdziwił się
Kuba.
- No, piłkarz –
powtórzyłam spokojnie. - Ma niecałe 180 centymetrów wzrostu, gra w pomocy w
Lechu Poznań z numerem siedem na koszulce, kojarzysz go może? Obiecał mi, że ze
mną pójdzie, ale teraz nigdzie go znaleźć nie mogę… Myślisz, że mnie wystawił?
– spytałam, spoglądając na niego smutno.
- Jakub Wilk miałby cię
wystawić? – spytał urażony. – No pewnie, że nie! – krzyknął, po czym przyciągając
mnie do siebie.
- To dobrze, że nie, bo
inaczej to nie byłby mój Kuba, którego znam i uwielbiam – uśmiechnęłam się,
wtulając się w niego. – Możesz mi teraz powiedzieć, co ty odwalasz? – spytałam
z grubej rury spoglądając w górę w jego twarz.
- Z czym? – spytał, ale
czułam, że doskonale wie o co mi chodzi.
- No z tym ciągłym znikaniem
- mruknęłam. - Wczoraj wieczorem cię nie było, mimo że się umawialiśmy, że
porozmawiamy. Dzisiaj wstaję, a ciebie też nie ma. I jeszcze muszę cię szukać
po mieście! Kuba, co jest? – spytałam, wyswobadzając się z jego objęć i
spoglądając na niego wymownie.
- Wiesz, bo… bo ja
myślałem, że ty idziesz z tym całym Hubertem, czy jak mu tam – przyznał się,
spuszczając wzrok, jakby wstydząc się tego co zrobił. – I nie chciałem patrzeć,
jak wychodzisz z nim a nie ze mną…
- I tylko o to ci
chodziło? – dopytywałam, nie do końca wierząc w jego wersję wydarzeń.
To nie był prawdziwy
powód. Znam go już tyle lat, więc wiem, że to nie było wszystko co go martwiło.
Ale skoro Kuba nie chce mi powiedzieć o co chodzi, to niech nie mówi, mnie
jednak nie oszuka. Kiedyś i tak to z niego wyciągnę, choćbym miała czekać na
jego odpowiedź kilka lat. Dowiem się tego w najmniej oczekiwanym momencie, czy mu
się to podoba, czy nie.
- Noooo… – przeciąganie
odpowiedzi utwierdziło mnie w przekonaniu, że to nie jest cała prawda, ale nie
chciałam na niego zbytnio naciskać.
- Głuptasie! – pacnęłam go
więc w ramię, śmiejąc się przy tym. – Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że nie
dotrzymam danego ci słowa? Przecież nigdy ci czegoś takiego nie zrobiłam! A
skoro umawialiśmy się, że pójdziemy tam razem, to nie mogłoby być inaczej –
wyjaśniłam mu z uśmiechem.
- No, ale wtedy nie
miałaś jeszcze chłopaka… - podsuwał mi odpowiedź Wilczek.
- No i co z tego? –
zdziwiłam się, wzruszając ramionami. - Obietnica jest obietnicą.
- Ale ja myślałem…
- To już więcej nie
myśl, bo nie bardzo ci to wychodzi – przerwałam mu ze śmiechem. - A najlepiej to
pytaj się mnie zanim coś wykombinujesz w tej swojej łepetynie – poczochrałam go
po głowie.
- Dobrze – zgodził się.
- Skoro już mamy to
wyjaśnione, to lepiej wracajmy do domu, bo nas Aśka jeszcze zadźga, że tak mało czasu zostawiliśmy jej na
przygotowanie do wieczoru – wyjaśniłam mu, ciągnąc go za rękę w kierunku wspólnego
mieszkania zanim ten cokolwiek zdążył mi odpowiedzieć.
*
Semir za punkt honoru
wziął sobie podwiezienie nas pod same drzwi restauracji, którą szkoła wynajęła
na dzisiejszą studniówkę swoich uczniów. I mogłam mu gadać, że nie musi tego
nie robić, bo sami sobie poradzimy, ale on i tak by nie odpuścił. Dlatego
zrobiłam to za niego i się zgodziłam, bo innego wyjścia z tej sytuacji nie
widziałam. Zbyt wielu uparciuchów mam w swoim otoczeniu. Chyba w najbliższym czasie muszę coś z tym zrobić…
- Bawcie się dobrze,
mordeczki moje – powiedział Semir, gdy byliśmy już na parkingu przy restauracji
i wychodziliśmy z jego samochodu. – I pamiętajcie, że to nie wasza studniówka,
więc bądźcie grzeczni – zaśmiał się jeszcze.
- Nie mierz innych swoją
miarą – nie byłabym sobą, gdybym mu nie odpyskowała.
- Jak zawsze czarująca –
i tak oto Bośniak skwitował moją odpowiedź. – Ach, i nie zapomnijcie zadzwonić
jak już będzie po, to przyjadę po was.
- Na pewno? –
dopytywałam się, będąc już w połowie poza samochodem.
- Na pewno – mruknął już
trochę zły na mnie, że co chwila go o to pytam.
- Ok, jak chcesz. A ty
nie zapomnij mi napisać sms-a, gdy wrócisz do domu – dodałam, żeby jeszcze
bardziej go zirytować.
- No dobrze, już dobrze, pamiętam – wymruczał
ze złością. – A teraz idź już, bo mi przez ciebie wszystkie ciepło z auta ucieknie –
powiedział, po czym prawie wypchnął mnie z samochodu.
Pogroziłam palcem w stronę odjeżdżającego samochodem Semira, ale nie wiem czy to zauważył. On raczej w lusterka nie patrzy, choć
dzisiaj kierował nadzwyczaj ostrożnie jak na jego możliwości. Nie chciało mi
się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo to nie była dobra pogoda na spędzanie
nawet kilku minut na dworze. Było mi zimno, zwłaszcza w nogi, które ubrane były tylko w
rajstopy i buty na obcasie, w ogóle nie dostosowane do zimy.
- Mówiłem ci już, że
wyglądasz dziś pięknie? – spytał Wilczek, wyrywając mnie z zamyślenia.
Uśmiechnęłam się, bo od
razu poprawił mi się humor po kolejnych utarczkach słownych z Bośniakiem.
Ubrana byłam w złotą sukienkę, kupioną tylko dzięki uporowi Ivana, czarne
rajstopy i wysokie szpilki.
- Hm, niech pomyślę… -
zastanawiałam się na głos. – Chyba tak. Ale raz jeszcze dziękuję.
Kuba odwzajemnił mój
uśmiech i złapał mnie mocniej za ramię, wyczuwając że ślizgam się w tych butach
po dość niepewnym podłożu i gdyby nie jego pomoc, nie raz już leżałabym jak
długa na chodniku, robiąc z siebie pośmiewisko.
- A my idziemy tam jako
kto? – spytał po chwili piłkarz.
- Jako para – wyjaśniłam
mu więc. – Grono pedagogiczne myśli, że przyjdę dzisiaj ze swoim chłopakiem.
- To dlaczego zabrałaś ze
sobą mnie, a nie Huberta? – drążył temat.
- Po pierwsze obiecałam
ci to, a ja zawsze danego słowa dotrzymuję. Po drugie Hubert miał ważny wyjazd
służbowy w ten weekend. Co prawda odwołałby go, gdybym go o to poprosiła, ale
kazałam mu jechać, mówiąc że sobie poradzę. Bo sobie poradzę, zwłaszcza mając u
boku osobę, z którą na każdej imprezie bawię się wyśmienicie. I to jest ten trzeci
powód, chyba najważniejszy – oznajmiłam mu, bardziej skupiając się na swoich
krokach niż na jego reakcji na moje słowa.
- Miło mi to słyszeć –
usłyszałam tylko.
- Zachowujemy się więc
normalnie – mówiłam dalej. - Moje chłopaki wiedzą, że jesteś moim przyjacielem
i że my czasem mamy takie odpały, że wyglądamy i zachowujemy się jak para, więc
są na to przygotowani. A reszta niech myśli sobie co chce, mało mnie to
obchodzi – dodałam.
Kuba pokiwał głową, że mnie rozumie, ale nic już mi nie odpowiedział, bo właśnie weszliśmy
do środka. Sprawdzono nasze zaproszenia i z życzeniem dobrej zabawy od
ochroniarza, przekroczyliśmy progi sali. Była przystrojona w niebiesko-białe
balony, tego samego koloru lampiony i światełka uwieszone u sufitu. Na scenie
wisiał wielki napis „Studniówka 2012”,
a przy stolikach z balonów utworzona wielką liczbę „100”. Nasz był ustawiony przy
samych oknach, musieliśmy więc przejść przez całą salę. W środku jednak panował
taki rozgardiasz, że nikt nie zwracał na nas uwagi.
Jako wychowawczyni 3E wolałam
siedzieć przy stoliku z moimi wychowankami niż z nauczycielami. Wydaje mi się,
że nie pasowalibyśmy z Kubą do nich. My mamy jeszcze w sobie wiele z
licealistów, więc sądzę, że dobrze będziemy się czuć z ludźmi „swojego pokroju”.
Oby się nie myliła...
- Na naszych
studniówkach nie było tak ładnie – mruknął Kuba, rozglądając się na boki i
analizując wystrój sali.
- To były inne czasy, Kubuś
– mruknęłam, zgadzając się z nim.
- No tak, przy nich to
już trochę starzy jesteśmy – zaśmiał się. – Ale mam nadzieję, że młodzi bawić
się jeszcze potrafią – dodał.
- Zobaczymy. Myślę
jednak, że z moją klasą nudzić się nie będziemy – powiedziałam. – Najwyżej to
my ich rozkręcimy.
- O to możesz być
spokojna – zdążył jeszcze powiedzieć Kuba, zanim dotarliśmy do celu naszej
wędrówki, czyli do naszego stolika.
Później nie mieliśmy
zbyt wielu okazji do wymiany zdań. Zdążyliśmy tylko znaleźć nasze miejsca (co swoją drogą
nie było takie trudne, bo siedzieliśmy na samej szpicy stolika), gdy obok nas
zmaterializował się Dawid.
- Pani Liliano, wygląda
pani oszałamiająco – komplementował mnie, co skwitowałam skromnym uśmiechem. –
Tak jak obiecałem, wszystko załatwione i ustalone – rzucił, zanim zdążyłam się
go o cokolwiek zapytać.
- Właściwy człowiek na
właściwym miejscu – powiedziałam ze śmiechem. - A jak się czujesz przed wielką
chwilą? – spytałam.
- Trochę się stresuję,
ale chyba sobie poradzimy – rzucił niby beztrosko. – Mam nadzieję, że
przynajmniej pani jest spokojna.
- Jasne, w końcu to nie
pierwsza studniówka w moim życiu – rzuciłam, wzruszając ramionami.
W tym czasie koło nas
zgromadziła się praktycznie cała moja klasa. Zlustrowałam ich wszystkich
wzrokiem. Chłopcy umówili się, że każdy z nich przyjdzie sam, by tym którzy nie
mają drugich połówek nie było przykro. Tylko mi kazali zabrać ze sobą osobę
towarzyszącą, mimo iż zarzekałam się, że jak wszyscy to wszyscy. Ale nie miałam
siły przebicia, ich było zdecydowanie więcej… Do tego stwierdzili, że każdy z
nich założy białą koszulę, czarny garnitur i czarny krawat, zwany powszechnie
śledziem. Nawet Kubę zmusiłam, aby tak się ubrał i nie odstawał od chłopaków. W
końcu jak ma być zgrana klasa, to w całości!
- Widzę, że są wszyscy i
wszyscy wyglądają szałowo – rzuciłam z uśmiechem, gdy tylko im się przyjrzałam.
– A poza tym z taką ochroną, to nic złego mi dzisiaj nie grozi – dodałam ze
śmiechem.
- No a ba! – krzyknęli,
śmiejąc się.
- A skoro jesteśmy już
wszyscy, to przedstawię wam mojego partnera, Kubę Wilka. Choć myślę, że i tak
większość z was go kojarzy… - dodałam.
Chłopaki pokiwali
głowami, jak te pieski w samochodach.
- A tobie ich wszystkich
później przedstawię – zwróciłam się do Kuby – bo teraz chyba musimy już iść na
prezentację i poloneza. Dasz sobie sam radę, prawda? – spytałam jeszcze.
- No jasne – rzucił
uśmiechnięty Wilczek, spoglądając to na mnie, to na chłopaków, to na sytuację
aktualnie panującą w sali.
- Tylko wiesz, że
wszystko ma być w nienaruszonym stanie, gdy wrócimy? – dodałam jeszcze śmiecąc się.
Kuba prychnął i udał, że
się na mnie obraża, bo znowu sobie robię z niego żarty. Ucałowałam go więc w
policzek, by go trochę udobruchać, po czym złapawszy się ramienia Dawida powędrowałam
z chłopakami na korytarz, z którego mieliśmy polonezem wejść na parkiet i
rozpocząć studniówkę. Martwiłam się tylko, by Kubie jakiś głupi pomysł nie
wpadł do głowy, gdy będzie tak sam siedział przy tym stoliku...
Na parkiet najpierw
wchodziła pani dyrektor i pan wicedyrektor w parach z przedstawicielami
samorządu uczniowskiego. Po nich szła klasa A, B i tak dalej. My wchodziliśmy
przy końcu, bo nasza szkoła liczyła sobie 6 klas w tym roczniku. Jako, że D była
profilem humanistycznym, gdzie urzędowały same dziewczyny, a w mojej E byli sami
chłopcy (w końcu to klasa sportowa) to połączono uczniów z D i E w pary, więc
nawet dość szybko minęło, gdy nadeszła nasza kolej.
- Klasę 3D prowadzi
wychowawca Tadeusz Sobierajski w parze z przewodniczącą Katarzyną Wodniczak.
Jako że klasa ta złożona jest wyłącznie z kobiet, towarzyszą im koledzy z 3E,
która jest męską klasą. Za wyjątkiem wychowawczyni naszych sportowców, równie
usportowionej Lilianie Kotorowskiej, której towarzyszy przewodniczący Dawid
Przybylski. Brawa dla obydwóch klas i ich wychowawców.
Nasz wuefista był jak zawsze w świetnej
formie. Jak już dorwał się do mikrofonu, to nie mógł przerwać. Tak nadawał, że
nawet jakby ktoś zaliczył w tym czasie glebę, to mało kto zwróciłby na to uwagę,
bo by tego nie usłyszał. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, wszyscy
dali radę. Najważniejsze, że ja i Dawid ładnie i praktycznie bez błędów przy
akompaniamencie poloneza z „Pana Tadeusza” przeszliśmy wcześniej wyznaczoną nam
trasę. Uśmiechnęłam się do roześmianego Kuby, który bawił się aparatem i
trzaskał nam zdjęcia, gdy koło niego przechodziliśmy. Mam nadzieję, że coś na
nich będzie widać i choć kilka z nich będzie zdatne do użytku, bo Kuba lubi ucinać innym
głowy albo wsadzić palec w obiektyw. Ma do tego niezwykłą zdolność…
Po polonezie przyszedł
czas na uroczyste mowy. Widziałam, że wszystkich one nudzą, ale przecież nikt
nie pomyśli, że tu nie chodzi o to kto więcej powie, a kto trafi swoimi słowami
do ludzi. A z kilkudziesięciu długich zdań trudno jest wyłapać cokolwiek
konstruktywnego, co można by zapamiętać na przyszłość… W pewnym momencie nawet
ja zaczęłam już przebierać nogami, bo od ciągłego stania w jednym i tym samym
miejscu na kilkunastocentymetrowych obcasach zaczęły boleć mnie stopy. A jeszcze
żadnego kawałka nie przetańczyłam (za wyjątkiem poloneza, oczywiście). Po
mowach, których koniec przyjęliśmy z niemałą ulgą, jako wychowawca poprzyczepiałam
zielone koniczynki na szczęście do garniturów moich wychowanków. A i w
międzyczasie otrzymałam wielki bukiet czerwonych róż w podziękowaniu, mimo że
nie mieli mi za co dziękować – w końcu jestem z nimi dopiero dwa miesiące. Ale
uwielbiam tych chłopaków i nie wiem co musiałoby się stać, by to się zmieniło.
Później nadszedł czas na
zdjęcia. Na ustawiony wcześniej podest wchodziliśmy po kolei, klasami. Gdy
nadeszła nasza pora, usadzono mnie między dyrektorką a wicedyrektorem, poza tym
siedzieli obok nas nauczyciele przygotowujący chłopaków do matury. Sami
zainteresowani zaś stali niczym gang za nami i prężyli się wdzięcznie do aparatów.
Czułam się w tym momencie, jakby napadli na nas jacyś paparazzi, tyle fleszy
błyskało mi po oczach. Kiedy już z ulgą przyjęłam, że to koniec – nauczyciele
zaczęli się rozchodzić, a klasa 3F przygotowywała się do ustawienia się do
zdjęcia, usłyszałam za swoimi plecami pytanie Dawida skierowane do fotografa:
- A czy my możemy również prosić
o wspólne zdjęcie tylko z panią Lilianą?
Fotograf rozejrzał się
po ludziach zgromadzonych wokół niego, bo jeszcze nikt dzisiaj z taką prośbą
nie wystrzelił, więc nie wiedział co powinien zrobić. Ostatecznie jednak się
zgodził. Ustawiono mnie dokładnie na samym środku mojego gangu. No i zaczęło
się szaleństwo. Ustaliliśmy, że wszyscy zakładają ręce na piersi, żebyśmy
wyglądali groźnie, taki „Gang 3E”. A ja byłam taką złotą kropką wśród tej
czarnej fali. Widziałam, że wszyscy patrzą zaskoczeni. Dziwili się, że ci „chuligani”
w końcu przywiązali się do któregoś ze swoich wychowawców. Inni byli zaskoczeni tym, że
chłopcy nie chcieli mieć zdjęcia z moimi poprzednikami na tym stanowisku, ale
jak to Dawid powiedział mi przy wręczaniu bukietu: „Mimo że jest pani z nami tak krótko, zna nas pani lepiej niż wszyscy
wcześniejsi nasi wychowawcy”. Przez ostatnie miesiące opowiadali mi różne historie z poprzednich lat.
Naprawdę nasłuchałam się od nich, jak niektórzy nauczyciele w ogóle nie
interesowali się ich problemami, tylko chcieli mieć święty spokój i odbimbać sobie
to wychowawstwo, więc nawet ich rozumiałam i nie dziwiłam się tej niechęci do moich
poprzedników. Ale swoje zdanie zostawiałam dla siebie, nie chciałam ich
nastawiać przeciwko innym, w końcu nie taka moja rola.
Po tym wszystkim
wreszcie mogliśmy usiąść przy stole. Klasę 3F załatwiono szybko i po chwili
nalewano już ciepły rosół do naszych talerzy.
- Mam nadzieję, że się
nie zanudziłeś tutaj sam – powiedziałam, siadając obok Kuby.
- Nie, choć nie powiem,
że przez ten czas nie zgłodniałem – mruknął, gdy tylko kelnerka nalewała mu jego porcję
rosołu.
Zaczęłam śmiać się jak
głupia.
- No co? – żachnął się
Wilk.
- Nic, nic –
odpowiedziałam, starając się pohamować swój nieoczekiwany napad śmiechu. – Po prostu mnie to
jakoś nie zdziwiło. Ale jedz już, jedz – dodałam szybko, zabierając się za
swoją porcję.
Między jednym daniem a
drugim udało mi się znaleźć chwilę, by zadzwonić do Semira. Co prawda poinformował
mnie, że szczęśliwie dojechał do domu, ale ja chciałam dowiedzieć się czegoś
więcej, co tam się u nich dzieje.
- Myślałem, że dzwonisz,
bo już się skończyło – mruknął Semir, gdy wyjaśniłam mu po co dzwonię. - Nie
martw się Lilka, wszystko mamy pod kontrolą. Asia właśnie się kąpie, a ja
oglądam powtórkę ligi angielskiej. Jak wróci to obejrzymy jakiś film, później
Aśka pójdzie spać, a ja sobie coś znajdę. Może poleci jeszcze jakiś ciekawy mecz? –
zdawał mi relację przez słuchawkę. – Także bawcie się dobrze i pamiętaj, że po
was przyjadę, jak tylko dasz mi znać – rzucił jeszcze, po czym się rozłączył,
zanim mogłabym go jeszcze o cokolwiek zapytać.
Pokręciłam przecząco
głową i odłożyłam telefon, zabierając się z drugie danie.
- Wiesz, że zachowujesz
się dokładnie tak samo jak Krzysiek, gdy poszliśmy na naszą pierwszą studniówkę?
– rzucił Kuba. – Też co chwila do ciebie wydzwaniał, pytając czy wszystko w
porządku.
- No bo się o mnie martwił
– broniłam brata. – Ja też się martwię o Asię. Wiesz przecież, że traktuję ją jak
siostrę, a Semir potrafi zrealizować każdy pomysł, który tylko wpadnie mu do
głowy.
- Mówisz dokładnie jak
Kotor, tylko że on tak o mnie mówił - rzucił.
- Bo ja jestem Kotor,
tylko że w żeńskim wydaniu – odpowiedziałam ze śmiechem.
Kuba pokręcił przecząco
głową.
- Mogłaś Asię zostawić z
kimś innym, skoro tak nie ufasz Semirowi – mruknął.
- Może i mogłam, ale
popatrz, Semir jest sam, po co miałby spędzać sobotni wieczór samotnie przed
telewizorem? Do tego zauważyłam, że na sylwestrze złapał dobry kontakt z Aśką i
poza tym, jak się coś będzie działo, to sądzę, że będzie w stanie jej pomóc –
powiedziałam.
- Więc czym się
martwisz? – zdziwił się Kuba.
- No tak, teraz to sama sobie
zaprzeczyłam… - mruknęłam, orientując się w swoich słowach.
- Widzisz, nie masz się o
co martwić – rzucił Wilk, a ja musiałam przyznać mu rację.
Po obiadokolacji chłopcy
zarządzili sesję ze mną na tle tej setki ułożonej z
balonów. Każdy twierdził, że chce mieć ze mną taką pamiątkę. Także pierwsze
kawałki minęły mi przy akompaniamencie fleszów aparatów cyfrowych, a nie stukotu butów o parkiet.
- Wiesz, myślę, że Ivan
będzie zachwycony, jak wejdzie w najbliższych dniach na facebook’a i zobaczy
twoje zdjęcia ze studniówki – rzucił Kuba w międzyczasie.
- W końcu obiecałam mu,
że jak już założę tak wychwalaną przez niego złotą sukienkę, to zrobię sobie w
niej mnóstwo zdjęć, które podpiszę: „My image by Ivan Djurdjević” – roześmiałam
się.
- To już w ogóle zwariuje! Mówię ci, że aż
zacznie latać nad ziemią, tak będzie pękał z dumy! – krzyknął roześmiany Kuba.
- To koniecznie muszę
tak zrobić, bo chcę to zobaczyć - postanowiłam.
Wiem, że narzekałam na
te wszystkie flesze, ale cofam to wszystko. Kiedy skończyliśmy robić zdjęcia, to
porwano mnie na parkiet. Od tego momentu praktycznie przez całą studniówkę z niego
nie schodziłam. Najpierw kilka kawałków przetańczyłam w objęciach Kuby, później
każdy z moich wychowanków odbijał mnie od poprzedniego, potem napatoczyło się
kilku nauczycieli włącznie z wicedyrektorem, który podobno za mną nie przepada.
A dzisiaj to zachwalał mnie, że aż nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Dobrze,
że Kuba to zauważył i mnie od niego uwolnił.
I tak w szybkim tempie mijały
godziny. Na tańczeniu, jedzeniu i opowiadaniu sobie nie zawsze śmiesznych
historii. Kuba znalazł z chłopakami wspólny język, a jak już wkroczyli na temat
Lecha Poznań, to nie można ich było rozegnać. Cieszyłam się z tego niesamowicie,
bo dzięki temu przy naszym stoliku panowała świetna atmosfera. Chyba najlepsza
w całej sali!
Tą studniówkę naprawdę
możemy zaliczyć do udanych.
- Wiesz co? – zagaił Kuba
o czwartej rano, gdy impreza dobiegła końca, a my czekaliśmy tylko na przyjazd Semira.
- Co? – spytałam ledwo
powstrzymując ziewanie i opierając się o jego ramię.
Nogi mi odpadały, miałam
w nich mnóstwo przetańczonych kawałków. Ale jak to chłopcy mówili, studniówkę
ma się tylko raz (choć ja już byłam na trzeciej, ale to się wytnie) i nie
miałam prawa im odmawiać. Nawet jakbym chciała, to bym nie potrafiła. Do tego
nie byłam przyzwyczajona do takich imprez, bo niezbyt często na nie chadzam, przez
co chciało mi się spać. Jutro, a raczej dziś będę zdychać, ale na szczęście nie
będę sama – Kuba też narzekał, choć przetańczył o wiele mniej ode mnie. Mimo
wszystko byłam zadowolona. Z moich chłopaków wyrosną naprawdę fenomenalni
mężczyźni, a towarzystwo Kuby jak zawsze było nieocenione. Nie wyobrażam sobie
w tej chwili siebie siedzącej obok Huberta. Pewnie już dawno bylibyśmy w domu,
bo z tego co zdążyłam się zorientować, on ani trochę nie pasuje do tego
towarzystwa i raczej nie wytrzymałby tutaj zbyt długo... W odróżnieniu od
Wilczka.
- Ta twoja klasa jest
całkiem fajna. Ale co się dziwić, skoro mają taką ekstra wychowawczynię, nie
mogą nie być fajni – Kuba ucałował mój policzek. - I chyba nie miałem powodu do
zmartwień, gdy obejmowałaś tą funkcję – dodał po chwili poważnym tonem.
- Cieszę się, że tak
sądzisz i że się do nich przekonałeś – odrzekłam z uśmiechem.
- Trudno byłoby ich nie
polubić – odpowiedział mi. – A poza tym, dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś.
- Nie, to ja dziękuję,
że ze mną tu przyszedłeś. Bez ciebie to nie było by to samo – uśmiechnęłam się.
- Weź przestań –
roześmiał się. – Będę musiał ci to jakoś wynagrodzić. Mam nadzieję, że w
najbliższym czasie będzie okazja do świętowania i dasz się zaprosić na jakąś
imprezę. Dawno nie byliśmy w jakimś klubie, czy coś… - mruknął.
- A czemu nie? –
spytałam z uśmiechem. – Ale najpierw musimy odchorować dzisiejszy dzień…
- Na szczęście nic nie
piliśmy, bo byłoby jeszcze gorzej.
- Wiesz, że nawet nie
czuję, że to była impreza bezalkoholowa? – spytałam półprzytomnie. – Mam nadzieję, że niczego mi nie dolałeś po kryjomu! – pogroziłam mu.
- No coś ty! A co ty
mnie posądzasz? – żachnął się. – O, Semir przyjechał – zakomunikował, szybko
zmieniając temat.
Mam nadzieję, że nie to
była oznaka tego iż kłamie, ale nie chciało mi się dłużej nad tym zastanawiać.
- To do zobaczenia po
feriach, kochani! – pożegnałam się z moją klasą, a raczej z osobami,
które jeszcze były w środku i czekały, aż ktoś po nich przyjedzie. Po chwili
siedziałam już wraz z Kubą w samochodzie Semira, który sypał swoimi docinkami zwłaszcza w moją stronę
jak z rękawa, ale jakoś nie chciało mi się na nie odpowiadać.
Dwa tygodnie wolnego. Jaka
to fajna perspektywa, zwłaszcza po dzisiejszej nocy.
___________________
Nie mam pojęcia czy ktoś
martwił się moją długą nieobecnością tutaj, czy też nie, czy w ogóle ktoś chciał tu coś nowego przeczytać, jednak mimo swojej niewiedzy na ten temat pragnę was przeprosić za tak długi rozbrat ze Siestą. Jakoś nie mogłam ubrać w słowa to, co chciałam zawrzeć w tym rozdziale.
I choć po trudach i znojach w końcu mi się to jakoś udało, to nie jestem zadowolona z tego co napisałam wyżej. Nie chciałam jednak kazać wam jeszcze dłużej na siebie czekać. Mam nadzieję, że to tylko przejściowe, bo
jeśli nie, to chyba będę musiała się poważnie zastanowić na moim dalszym pisaniem…
Zwłaszcza, gdy w końcu wkraczam w tą ciekawszą fazę opowiadania (przynajmniej mam taki zamiar).
W odróżnieniu ode mnie Kuba
Wilk jest w formie. I to w jakiej! Kiedy w meczu z GKS-em Bełchatów komentator poinformował mnie, że trener Rumak chce zrobić
zmianę, krzyczałam w stronę radia, w którym zazwyczaj słucham transmisji, gdy nie
ma nic w TV, a w Internecie żaden scream mi nie działa: „Wpuść Wilka! Ja chcę wreszcie
Wilka na boisku!”. Kilka minut później ku mojej wielkiej uciesze Kuba wchodzi
na murawę, a ja krzyczę jeszcze głoście: „Strzel gola, Kuba!”. Po chwili Wilczek fenomenalnie
dośrodkowuje na głowę Ślusarza i... mamy 1:0! Nawet nie wiecie, jak się z tego
cieszyłam!!! Od tego czasu trener Rumak wreszcie zauważa, że na ławce ma takiego Kubę Wilka, który w ostatnim
meczu (cudownym meczu, 4:0!!!) zaliczył kolejną kapitalną asystę (znów ze
Ślusarzem), a w sparingu z HSV strzelił pięknego gola! Swoją drogą pierwszego gola w tą
środę strzelił Ivan, z czego równie mocno się cieszę! Poznań, Poznań, Lech Kolejorz!
Buziaki! I oby do szybkiego
napisania :)
Oj, coś mnie to zachowanie Wilczka niepokoi... Najpierw myślałam, że tak unika Liliany, żeby ukryć przed nią jego nową dziewczynę, potem myślałam, że chodziło o coś z Kawusią, a teraz... sama już nie wiem, więc czekam z niecierpliwością na następny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńPS. Super byłoby, gdyby w ich życiu się wszystko pomieszało ;D
Dobrze, że Wilku wreszcie przestał się chować. Punkt dla Lili, za stanowczość i umiejętność bezbłędnego wychodzenia z kryzysowych sytuacji. No i punkt dla Ciebie, Szanowna_L, za opisanie studniówki bez ciągnącego się jak flaki przynudzania, za to z jajem. ;)
OdpowiedzUsuńCo do ogółu fabuły - jak już wspomniałam pokrótce wyżej, bardzo się cieszę, iż Kotorowska i Wilk znowu wrócili ze swoją znajomością (przynajmniej na chwilę) na stare tory idealnego porozumienia i świetnej zabawy, ale coś mi się wydaje, że ten stan rzeczy nie utrzyma się długo.. Skoro na horyzoncie wciąż majaczy prawnicza sylwetka Hubercika, wszystko może się zdarzyć w relacji Lilki i Kuby. Swoją drogą ciekawa jestem, jak dalej poprowadzisz wątek romansowy "żeńskiego Kotora" z "Piotrusiem Zduńskim". I jak się w tym wszystkim odnajdą co znamienitsze (bo najczęściej występujące) postacie z Lecha oraz Kawecka. ;D
W wolnej chwili zapraszam Cię serdecznie na love--is--the--reason. Po stu latach walki z netem i brakiem wolnego czasu wreszcie udało mi się wkleić tam coś nowego.
pozdrowienia! cmok! cmok!
Albo mi sie wydaje albo Jakub na serio jest o Lilkę diabelnie zazdrosny! Z resztą... Z początku nie mogłam ogarnąć tej 100dniówki. Ale Ci powiem, że w końcu sie udało ;) Bagatela sama bym sie na niej wybawiła... :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na szukamy-sie.blog.onet.pl gdzie pojawił sie kolejny rozdział :D