środa, 28 listopada 2012

26. Powrót byłej narzeczonej.



W ciągu kolejnych kilku dni wszyscy ludzie w moim otoczeniu byli czujni. Wiadomość o sytuacji z Hubertem rozeszła się z prędkością światła i nawet nie mam pojęcia, kto za tym stał i kogo powinnam za to opieprzyć. Bo ja naprawdę nie lubię, gdy ktoś ma zbyt długi język i memla nim na prawo i lewo, opowiadając o mnie… Podejrzewałam Semira, który pewnie jak zwykle nie mógł uchować dla siebie tego, czego dowiedział się od Aśki lub Kuby, ale nie mogłam się jednak nad tym zbyt długo zastanawiać, bo co chwila musiałam uspokajać kolejną osobę, że nic mi nie jest i że sobie radzę. Ale prawda była inna. Te ciągłe pytania, ta ciągła ich obserwacja, te ciągłe odwiedziny kolejnej osoby i pytania, czy wszystko dobrze, denerwowały mnie z każdą chwilą coraz bardziej i w ogóle mi nie pomagały. Ja wiem, że oni chcą dla mnie jak najlepiej, że się o mnie boją i troszczą, ja to doskonale wiem, tylko że ja nienawidzę litości. Tyle razy ją odczuwałam i po prostu mam jej dość. Nienawidzę tych spojrzeń przepełnionych współczuciem, gdy po raz kolejny ktoś pyta się mnie, czy na pewno nic mi nie jest. Z każdym kolejnym takim gestem z ich strony, robiłam się coraz bardziej nerwowa. Momentami nawet opryskliwa. Ale to było silniejsze ode mnie, ja się tylko broniłam przed nimi… Przecież ja w tym roku skończę 25 lat, w ciągu których przeżyłam już mnóstwo gorszych sytuacji, poradzę sobie więc i z czymś takim!
W kontrolowaniu moich zachowań i emocji brylowała Aśka. Pilnowała mnie niczym pies warowny. Śledziła wzrokiem, który próbowała ukryć przede mną, ale z marnym skutkiem. Może to przez to, że ostatnie dni siedziałam praktycznie cały czas w domu, jednocześnie spędzając z nią mnóstwo czasu? Pewnie tak. Wychodziłam tylko w obstawie i to zazwyczaj po zakupy do pobliskiego sklepu. Nie, raz poszłam na zebranie do szkoły. W końcu mam swoje obowiązki, nawet podczas ferii. Ach, no i raz Krzysiek wyciągnął mnie na spacer!
Ta rozmowa była ważna i bardzo mi pomogła. Co prawda z początku Krzysiek popełniał wszystkie możliwe błędy, czyli mówiąc w skrócie – litował się nade mną. A ja odbijałam piłeczkę, warcząc na niego i mówiąc, aby przestał. Tylko że Krzysiek pamięta mnie jeszcze z okresu, podczas którego byłam nie do zniesienia i tylko on wtedy ze mną wytrzymał. Ba, zaopiekował się mną. I zrozumiał. Teraz też zorientował się, co robi nie tak i przestał. Zaczął nagle wydzierać się na mnie, że musi się o takich sprawach dowiadywać drogą pantoflową a nie ode mnie, co dla mnie było o wiele lepsze, niż jego współczucie. Ale na końcu powiedział coś, co dla osoby dorastającej w domu dziecka jest naprawdę ważne. A mianowicie:
- Nawet nie wiesz, Lila, jaki jestem dumny, że mam taką mądrą siostrę. Wielu by sobie w takiej sytuacji nie poradziło, by się poddało wpływowi, ale nie moja siostra, moja kochana Liliana...
Po czym przygarnął mnie do siebie i długo trzymał w ramionach, aż przestałam płakać. Mimo że rzadko pozwalam sobie na upust emocji w tenże sposób, tym razem nie mogłam się powstrzymać przed zasmarkaniem mu rękawów swetra. Bo takie słowa dodawały mi siły i wiary. Wzmacniały psychikę do dalszych prób mierzenia się z życiem, które przecież tyle razy dało mi w kość. Ale Krzysiek to wiedział i doskonale mnie rozumiał. A najważniejsze dla mnie było to, że wciąż przy mnie był, mimo tylu rzeczy, które w tym czasie zrobiłam, a których zrobić nie powinnam była…
On był mi potrzebny i wiedział to. Wiedziałam również, że ja jestem mu potrzebna. Oboje wiedzieliśmy, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Bo się kochamy. Bo jesteśmy rodzeństwem. Mimo że nie takim prawdziwym, nie biologicznym, ale to nie było ważne. Najważniejsze, że zawsze mieliśmy do kogo zwrócić się po pomoc.
Po tej rozmowie wzięłam się w garść. Zaczęłam ignorować wszystkie spojrzenia, które do tej pory tak bardzo wytrącały mnie z równowagi i to ja zaczęłam baczniej przyglądać się ludziom wokoło. I to co zauważyłam, przeraziło mnie. Semira coś dręczyło, Aśkę coś dręczyło, Kubę coś dręczyło… każdy z najbliższych mi osób czymś się martwił i na pewno nie chodziło tu o mnie. Każdy z nich miał swoje problemy, z którymi nie mógł się uporać, a o których nie chciał ze mną porozmawiać, bym nie martwiła się czymś poza sobą. Postanowiłam więc, że im pokażę, iż mogą mi wciąż ufać, przyjść do mnie i powiedzieć, co chodzi im po głowie, a ja ich wysłucham i im pomogę. Wiedziałam, że słowami ich nie przekonam, ale czynami z pewnością. Dlatego zagryzłam zęby, zignorowałam fakt, że woleli męczyć się sami, niż przyjść do mnie, zaczęłam im się uważniej przyglądać, aby cokolwiek wyłapać z ich zachowania oraz uważniej słuchać, by coś wychwycić z ich słów. Może znajdę w nich jakąś wskazówkę? Coś co naprowadzi mnie na prawdziwy problem któregoś z nich?
Kiedy tak nad tym myślałam do kuchni wkroczył Kuba z nieprzeniknioną miną, zmęczony po treningu. Przywitał się z nami i zasiadł do stołu, nie mówiąc nic szczególnego. Odpowiadał na pytania półsłówkami, że na treningu było normalnie i tak dalej. Mogłam pomyśleć, że dręczy go opuszczenie Poznania, ale… ale to nie było to. Tu nie chodziło o piłkę nożną. Dam sobie rękę uciąć, że nie o to chodziło...
- Lila – z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
Spojrzałam na niego znad talerza z zupą z rozkojarzonym spojrzeniem. Kurczę, miałam sprawiać wrażenie normalnej, ale chyba odniosłam w tej chwili odwrotny skutek.
- Tak? – spytałam z zainteresowaniem.
- Mam do ciebie propozycję – zaczął Kuba.
- Jaką?
- Może pojechałabyś ze mną w poniedziałek do Gdańska? – spytał. - Muszę podpisać kontrakt, obejrzeć stadion, poznać nowych kolegów, odebrać klucze do mieszkania i zorientować się w mieście. A z tobą byłoby mi łatwiej…
- Ale na co ja ci się tam przydam? – spytałam zdziwiona. – Będę ci tylko przeszkadzać.
- Nie będziesz. Chciałbym usłyszeć twoje zdanie na temat Lechii, chciałbym więc, abyś obejrzała miejsce, w którym spędzę kolejne miesiące życia – wyjaśnił.
- Nie wiem, Kuba… - zamyśliłam się. - Chętnie bym pojechała, ale Asia… Nie chcę jej zostawiać samej.
- Mną się nie przejmujcie – wtrąciła się do rozmowy sama zainteresowana, która przez cały ten czas się nam przysłuchiwała. - Poradzę sobie.
Kiedy już chciałam coś powiedzieć, Aśka zaprotestowała zdecydowanym ruchem ręki.
- Nie, nie zgadzam się, abyś nie pojechała z Kubą do Gdańska z mojego powodu – rzuciła tonem nietolerujących sprzeciwu.
- Ale… - spróbowałam ponownie.
Tym razem przerwał mi Kuba:
- Zastanów się, a później daj mi znać – powiedział, po czym wstał od stołu.
Podejrzewałam, że się zmówili, żebym stąd wyjechała i choć na chwilę zmieniła otoczenie. Pewnie sądzili, że to pomoże mi uporać się z poniedziałkowym popołudniem. I o dziwo, nie miałam im tego za złe. Ale w tej chwili nie mogłam się nad tym zastanawiać, postanowiłam kuć żelazo póki gorące.
Spojrzałam na wilcze plecy.
- Kuba? – zaczęłam niepewnie.
- Tak? Już się zdecydowałaś? – spytał z nadzieją, odwracając się gwałtownie.
- Nie, ale mam pytanie – wyjaśniłam.
- Jakie? - zainteresował się, choć już mniej niż chwilę temu.
- Powiedz mi, co się dzieje? – zainteresowałam się. - Ja wiem, że martwisz się nowym klubem, ale jest jeszcze coś oprócz tego, prawda?
Wilczek przyjrzał się uważnie mojej twarzy, jakby zaskoczony, że coś zauważyłam, że coś zaniepokoiło mnie w jego zachowaniu. Ewidentnie się zawahał, czy powinien udzielić mi odpowiedzi na moje pytanie, jednak po chwili chyba podjął decyzję. Pod moim bacznym spojrzeniem usiadł ponownie na krześle.
- Myślałem, że nie zauważyłaś – poinformował mnie.
- Ja bym nie zauważyła? – zirytowałam się, patrząc mu w oczy. – To, że ostatnio miałam trochę zły okres w życiu, wcale nie znaczy, że nie widzę, co się z tobą dzieje. Pewnie, że się zorientowałam, ale czekałam aż sam będziesz gotów mi powiedzieć o co chodzi. Ale jak widać, wszystko muszę z ciebie wyciągać...
- Bo... eee... – zająknął się Wilczek. – Nie mówiłem ci nic, bo nie wiem po prostu, jak mam ci to powiedzieć. Będziesz zła...
- Mamy się jednak z Asią wyprowadzić? – spytałam, myśląc, że może o to mu chodzi. – Chcesz sprzedać to mieszkanie po przeprowadzce do Gdańska, tak?
- Nie, weź przestań, nie o to chodzi – mruknął, jakby rozzłoszczony moimi przypuszczeniami. - Myślałem, że wiesz, że możecie tutaj mieszkać ile tylko chcecie. Ktoś przecież musi zająć się tym mieszkaniem, gdy mnie tu nie będzie i nie wyobrażam sobie, by był to ktoś inny, niż wy.
- To o co chodzi? Dlaczego miałabym być na ciebie zła? – spytałam, bo niczego już z tego nie rozumiałam.
- No, bo... wiesz, że ostatnio sobie trochę spaceruję, tak, jakbym zwiedzał Poznań, nie? – zaczął, a ja przytaknęłam lekko. - No i wychodzę sobie spokojnie z kawiarni na rynku i wpadłem na kogoś, bo pisałem esemesa do was, byście się nie martwiły, że mnie jeszcze nie ma w domu i nie rozejrzałem się za dobrze... No i zacząłem jej pomagać zbierać to, co rozwaliłem przez swoją nieuwagę...
- I jak na nią spojrzałeś, to się w niej od razu zakochałeś? I teraz chcesz, żebym przez twoją nieobecność ją przypilnowała, by nikt ci jej nie zabrał spod nosa? – zaśmiałam się.
- Nie, nie przerywaj mi, jak nie wiesz! – krzyknął Kuba dziwnie zdenerwowany. Takie zachowanie było zupełnie do niego niepodobne...
- No ok, ok – próbowałam go jakoś uspokoić. - Nie denerwuj się tak. Już ci nie przerywam.
- I gdy podniosłem wzrok okazało się, że... że... że to jest Julia... – wyjąkał wreszcie z ulgą, jakby spadł mu wielki kamień z serca.
Wiem, że miałam mu nie przerywać, ale nie potrafiłam się powstrzymać przed pytaniem, może trochę bezsensownym, ale zrozumcie, musiałam się upewnić.
- Ta Julia?
- Tak, ta – potwierdził Kuba doskonale wiedząc, o kogo mi chodzi.
Aśka przyglądała się nam z zainteresowaniem, bo nie bardzo wiedziała, o co nam chodzi. Nie chciała się chyba wtrącać, bo wciąż o nic nie pytała, tylko w dalszym ciągu przyglądała nam się bacznie.
- A gdzie miała swojego kochasia? – zironizowałam z krzywym uśmieszkiem na twarzy.
- Był obok – Kuba wypuszczał tylko pojedyncze informacje z ust, jakby nagle mówienie stało się dla niego trudnością.
- Jakoś specjalnie mnie to nie dziwi – nie przejmowałam się tym jednak, tylko dalej mówiłam do niego nieco już sarkastycznie. - Nauczony twoimi błędami pilnuje jej jak oka w głowie. Mam nadzieję, że przynajmniej nie było to dla nich miłe spotkanie.
- Przestań, to już dawno za mną – Kuba chyba miał zamiar, aby zabrzmiało to ostro, jednak… nie zabrzmiało.
- A kto to jest Julia? - wtrąciła się Aśka, zanim znów powiedziałabym coś, przed wypowiedzeniem czego powinnam ugryźć się w język. Kawecka chyba wreszcie postanowiła dowiedzieć się od nas czegoś więcej na temat osoby, o której właśnie rozmawiamy ze sobą, trochę bombardując się nawzajem.
- Była narzeczona Kuby - wyjaśniłam jej szybko, nie patrząc nawet na nią, ponieważ chciałam widzieć reakcję Wilka, gdy o tym wspomnę.
Niestety, nic mi ta reakcja nie powiedziała. Twarz Kuby pozostała jak nierozszyfrowana karta.
- Narzeczona? Ale jak to? – tymczasem to Aśka była w szoku.
No tak, raczej nic o tym nigdy nie wspominaliśmy...
- A tak to, miałem się żenić, ale się nie ożeniłem - mruknął Wilczek, wiedząc, że mu się przyglądam i panując nad swoimi emocjami.
- Bo ta suka zostawiła Kubę dla innego - powiedziałam, uprzedzając dalsze pytania Asi i mimowolnie wciąż chcąc jakoś wyprowadzić Wilka z równowagi.
- Lila, przestań – i chyba w pewnym stopniu mi się to udało.
- No, po co mam ukrywać, że jej nie lubię? – zaczęłam, wzruszając ramionami. - Chyba mam do tego powody. Wciąż pamiętam, jaki wtedy byłeś, gdy cię zostawiła.
- Ale ja już nie chcę tego pamiętać, tylko... – nagle przerwał, jakby wiedząc, że za bardzo się zapędził i że nie powinien mi nic więcej powiedzieć.
Niestety dla niego, teraz już tego tak nie zostawię.
- Tylko co? – zainteresowałam się od razu.
- No, rozmawiałem z nią chwilę, bo mi tak głupio było, w końcu trochę ze sobą byliśmy... - tłumaczył się - ...no i ona mi mówiła, jaka to jest szczęśliwa, że wraca do Poznania, że urządzają z Kacprem mieszkanie, a synek niedługo też do nich przyleci z Anglii i tak od słowa do słowa...
- Co? – ponaglałam go, gdy znów niepotrzebnie przerwał w pół zdania.
Przestałam panować nad emocjami, obawiając się najgorszego.
- Po prostu, spytała się, co u mnie – mówił Kuba, uciekając przede mną wzrokiem. - Zacząłem mówić o klubie, że się przenoszę do Gdańska i tak dalej, ale ona spytała się mnie wprost, czy kogoś mam, no i... no nie chciałem, żeby myślała sobie, że jeszcze cierpię po niej albo że jestem jakimś nieudacznikiem, więc powiedziałem, że mam…
- Nadal nie rozumiem, czemu miałabym być na ciebie zła? – spytałam po chwili, gdy Kuba milczał jak zaklęty, wpatrując się tempo w podłogę i nic więcej nie mówiąc.
- Bo... bo ostatecznie tak wyszło, że... – kolejny raz dzisiejszego popołudnia się zająknął - …że zaprosiłem ją jutro na obiad, na którym ma poznać moją dziewczynę.
- Coś ty zrobił?! – aż pisnęłam z zaskoczenia. - Po co ty chcesz się z nią jeszcze spotykać?
- Nie wiem, ale znasz mnie, czasem robię coś, zanim pomyślę – tłumaczył się.
- Trzeba było najpierw pomyśleć – prychnęłam zła, choć sama do końca nie wiedziałam, na co się złoszczę.
- Wybacz... ale wiesz, że... że ja nie mam dziewczyny... i... – jąkał się w dalszym ciągu, przerywając nagle i spoglądając na mnie błagalnie.
Wiedziałam o co mu chodzi. Doskonale. Pokręciłam przecząco głową w geście rezygnacji.
- I chcesz, żebym nią została, tak? – spytałam beznamiętnie.
- Yhm... prooszę - Kuba zaczął jęczeć mi nad uchem i składając ręce jak do modlitwy.
Spojrzałam na niego, potem na Aśkę, później z powrotem na niego i zaczęłam się zastanawiać, co powinnam z tym fantem zrobić. Czy powinnam się pakować z nową historię? Czy po tym wszystkim jest mi to potrzebne? Ale z drugiej strony, czy będę umiała się przed tym powstrzymać? W końcu powinnam pomóc przyjacielowi, a skoro i tak większość bierze nas za parę, to chyba nie będzie to aż takie trudne. Mieszkamy razem, znamy się dobrze, mamy mnóstwo wspólnych zdjęć i wspomnień. A poza tym może to być nawet niezła zabawa. Tak wkręcić Julię. Mogłabym się wreszcie na niej zemścić za krzywdę, jaką wyrządziła Kubie. Żeby dwa tygodnie przed ślubem oznajmić, że go nie kocha i ma kogoś innego? Bezczelne dziewuszysko. Już ja ją nauczę pokory…
No tak, podjęłam decyzję. Mimowolnie.
- Dobrze, zgadzam się, ale pod jednym warunkiem – mruknęłam, zastrzegając coś, zanim Kuba się na dobre ucieszy.
- Jakim? – spytał, pozostając czujnym.
- Że mogę być dla niej tak wredna, jak tylko będę chciała – oznajmiłam.
Niech wie, że jestem pamiętliwa, złośliwa i takich spraw nie puszczam nikomu płazem.
Kuba przyjrzał mi się uważnie, jakby próbując zorientować się, co chodzi mi po głowie.
- Ale jej nie otrujesz? – spytał niepewnie, wciąż mi się przyglądając.
- Hm… - zastanowiłam się chwilę. – Gdyby przyszła do nas jakieś dwa lata temu, to mogłabym to zrobić, ale nie teraz, nie bój się – uspokoiłam go.
Wilczek wyraźnie odetchnął, po czym przyjął moje zastrzeżenie bez żadnych oporów. Nie wiem, czy sam stwierdził, że jej się należy, czy w zaistniałej sytuacji nie chciał mi się sprzeciwiać, czy po prostu wiedział, że i tak nic nie wskóra. Ale gdyby nie chciał, mógłby nagle zostać chłopakiem Aśki a nie moim, prawda? Chwilę później zadzwonił do Julii, umawiając się na piętnastą i potwierdzając nasze spotkanie. Aśka miała się w tym czasie przenieść do Semira, a my musieliśmy przygotować mieszkanie, by wyglądało, że mieszka w nim zakochana po uszy w sobie para.
Och, zapowiada się jutro ciekawe popołudnie. Już się nie mogę doczekać...




_______________

Zauważyłam, że ostatnio mam dużo wyświetleń bloga w poszczególnych dniach i nie są to jednorazowe „wybryki”. Niestety, liczba odwiedzin nie równa się z liczbą komentarzy. Co prawda, nie zależy mi na nich aż tak bardzo, ale muszę przyznać, ze dawanie znaku życia przez czytelników pod rozdziałami dodaje autorowi sił. Więc jeśli istnieją takie osoby, które czytają to, a się nie odzywają pod odcinkami, to prosiłabym je, aby pod tym postem napisały choć jedną emotikonkę i dały mi znać, że istnieją i czytają. Byłoby to bardzo pomocne, ponieważ dodałoby mi siły, by dalej ciągnąć Siestę i by mogła ona dalej żyć swoim życiem. A muszę wam powiedzieć, że dopiero docieramy do półmetka historii, więc jeszcze wiele przed nami.
Z góry dziękuję, jeśli ktoś mojej prośby wysłucha. A jeśli nie, to trudno.



edit.
Ach, i jeszcze coś! Jeśli ktoś ma ochotę poczytać coś spod mojej klawiatury na temat sportu, a konkretnej poznańskiego zespołu, to zapraszam na relacje z meczy Lecha, które od niedawna zaczęłam pisać. Oto te, które napisałam do tej pory:

1) WIDZEW ŁÓDŹ - LECH POZNAŃ, 09.11.2012

2) LECH POZNAŃ - LEGIA WARSZAWA, 18.11.2012.

3)  PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA - LECH POZNAŃ, 26.11.2012.


Buziaczki!

wtorek, 13 listopada 2012

25. Coś się kończy, coś się zaczyna.



Kiedy po powrocie ze spaceru przekroczyliśmy próg mieszkania, Aśka i Semir wzięli nas w krzywy ogień pytań. Za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć o co chodzi, nie dając nam nawet chwili spokoju, abyśmy mogli się rozebrać z zimowych ubrań. Nie wiem jak udało nam się utrzymać ich w niewiedzy aż do obiadu, ale dzięki jakiemuś tajemniczemu sposobowi nam się to powiodło. Siedząc jednak wspólnie przy jednym stole, nie było to już takie proste, więc chcąc nie chcąc Kuba musiał zacząć opowiadać im to samo, co wyciągnęłam z niego, gdy wrócił z porannego treningu. Słuchając relacji Wilczka, Asia zachłysnęła się zupą, a Semirowi trzykrotnie wyleciała łyżka z ręki. Oboje przejęli się jego sytuacją, mimo to przyjęli tą wiadomość lepiej ode mnie. Chyba naprawdę chłopaki mają rację, jednak jestem zbyt nerwowa…
- A ja myślałem, że Bakero tylko mnie się czepia… - mruknął Semir, zajadając zupę jak gdyby nigdy nic.
Kolejny raz tego popołudnia łyżka odbiła się od podłogi w kuchni, robiąc echo. Tym razem to nie była jednak wina Bośniaka a moja – wypadła mi z ręki, gdy tylko usłyszałam jego słowa. Przełknęłam ślinę i spojrzałam z zaciekawieniem na niego.
- Czepia się ciebie? A o co? – spytałam najspokojniej jak tylko potrafiłam to zrobić w tym momencie, nie chcąc go wystraszyć jakimś niepotrzebnym wybuchem.
Miałam nadzieję, że Semir odpowie mi od razu na pytanie, jednak on jakby wyczuł co się święci i nagle stał się bardziej czujny (szybko, prawda?). Bośniak zaczął zastanawiać się nad odpowiednim doborem słownictwa, którego użyje podczas udzielania mi odpowiedzi. Za jego nagłym ważeniem słów z pewnością stał Kuba, który posłał mu gromiące spojrzenie, ostrzegając go, by przypadkiem czegoś nie chlapnął. Doskonale widziałam, że to zrobił.
- Yyy, a… takie tam, nieważne. Po prostu mamy… yyy… mamy inne zdanie na pewne sprawy, ale… ale jakoś dajemy radę dojść do porozumienia – wystękał Bośniak, pod moją baczną obserwacją. Gdy skończył na jego twarzy wymalowała się ulga, że jakoś udało mu się wybrnąć z tej sytuacji.
- Ta jasne, właśnie słyszę – mruknęłam ironicznie, kiwając zdegustowana głową, nie mając najmniejszej ochoty dawać za wygraną. – Dlaczego kłamiesz mi w żywe oczy?
- Po prostu nie chcę… uhm, to znaczy nie chcemy, abyś się w to mieszała – zamiast Semira, odpowiedzi udzielił mi Kuba. – Poradzimy sobie z nim sami, nie chcemy, abyś miała przez nas jakieś niepotrzebne kłopoty – dodał, patrząc na mnie z wymalowaną troską na twarzy.
- A nie wiesz, że kłopoty to moje drugie imię? – spytałam zaczepnie.
- Z tego co wiem, to na drugie masz Anna… – wypalił Wilczek bezczelnie.
Roześmiałam się mimowolnie i pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
- Dobra, daję wam spokój, ale jakby co, to masz mnie informować, a ja wyciągam moje działy ukryte w piwnicy i te zakopane w parku, i idę na wojnę z naszym trenejro – zastrzegłam to, mierząc palcem i patrząc ostrzegająco na Bośniaka, ale śmiejąc się przy tym.
Semir przytaknął mi. Wyraźnie mu ulżyło, że odpuściłam tą sprawę i przestałam go przesłuchiwać. Przez ich zachowanie zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy naprawdę jestem aż taka straszna… Będę musiała kiedyś ich o to spytać.
- A ty nie powinnaś szykować kolacji dla tego swojego adwokacika? – ironicznie spytał chwilę później Kuba, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Może i powinnam, ale posiedzę tutaj z wami aż do momentu, w którym pójdziecie na trening. I nie martw się, ze wszystkim zdążę – dodałam, widząc, że Wilczek znów chce się z czymś wtrącić.
- Jak chcesz – zrezygnował.
Wyglądało to trochę, jakby chciał się mnie pozbyć z mieszkania… Nie mogłam się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo usłyszałam pytanie z ust Semira, które skutecznie odciągnęło mnie od rozmyślania.
- A ty już postanowiłeś co zrobisz? 
- Jeszcze nie wiem… - Kuba wyraźnie zawahał się przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. Czuł na sobie zaciekawione spojrzenie trzech par oczu i chyba nie było mu z tym zbyt komfortowo... - Znaczy, chyba już wiem, ale muszę jeszcze z kimś porozmawiać… muszę się upewnić… Lila mi bardzo pomogła, ale muszę porozmawiać z jeszcze jedną osobą, która kiedyś była w podobnej sytuacji… - Wilczek trochę się plątał, wyjaśniając nam to.
- Z Krzyśkiem? – spytałam.
- Skąd wiesz? – zdziwił się Kuba.
Pokręciłam przecząco głową w niedowierzaniu, prychając przy tym.
- W końcu to mój brat, więc tamta sprawa też i mnie dotyczyła – przypomniałam mu. - Myślisz, że nie pamiętam dnia, w którym załamany Kotor powiedział mi, że to koniec jego kariery w Lechu? Że już nie może dłużej czekać na telefon i że widocznie naprawdę nie jest już tu potrzebny, bo nie chcą przedłużyć z nim kontraktu? Doskonale to pamiętam, doskonale pamiętam, w jakim stanie wtedy był... Przecież to ja wbijałam mu do głowy, by pakował się i wyjechał z dziewczynami do Grecji – wspominałam trochę nieskładnie, ale Wilczek doskonale wiedział, jak to wtedy było.
- Ale został… - mruknął Semir, jakby zamyślony.
- No tak, ostatecznie mnie nie posłuchał i został – mruknęłam. – Dzień przed wyjazdem zadzwonili z Lecha, że chcą z nim porozmawiać na temat nowego kontraktu. I mimo że zaproponowali mu, iż będzie tylko trzecim bramkarzem drużyny, został, bo nie wyobrażał sobie grania gdzieś indziej – mówiłam rozczulona. – I mimo iż był tylko tym trzecim bramkarzem, to nigdy nie żałował tej decyzji. A najlepsze jest to, że sezon skończył jako pierwszy goalkeeper.
- Ta historia stała się już swoistą legendą w naszej szatni – oznajmił Bośniak.
- Dlatego chcę z nim o tym porozmawiać i usłyszeć co on mi poradzi. A potem podejmę decyzję. I proszę, nie pytajcie mnie już co zrobię. Jak zdecyduję, to od razu wam o tym powiem – zastrzegł sobie Wilczek.
I na tym rozmowa o potencjalnym transferze Kuby do Gdańska się skończyła.


*


Nie miałam weny na jakąś wykwintną kolację, jednak obiecałam Hubertowi i słowa miałam zamiar dotrzymać. Tak więc wieczorem skorzystałam z kluczy, które mi zostawił i weszłam do jego mieszkania, po czym krzątając się po kuchni, „wyczarowałam” makaronową zapiekankę. Po pierwsze, nie wymagała zbyt wiele pracy, a po drugie, smakowałam prawnikowi. Chciałam zrobić mu tym przyjemność, bo czułam, że ostatnio trochę go zaniedbuję. Myśląc nad tym intensywnie doszłam do wniosku, że powinnam wykorzystać moje dwutygodniowe ferie zimowe, aby spędzić z nim jak najwięcej czasu. Poza tym powoli zaczynałam zastanawiać się, czy nie dokonać oficjalnego przedstawienia Huberta mojemu bratu i czy nie spróbować włączyć go w krąg moich znajomych. Miałam nadzieję, że odbędzie się to wszystko z pozytywnym skutkiem, ale nie mogłam być tego taka pewna. I tu nie chodziło tylko o nieinteresującego się piłką nożną prawnika, ale także o moich zakochanych w futbolu znajomych. Zastanawiałam się, czy zaakceptują się nawzajem, w końcu obie strony były od siebie kompletnie różne. Myśląc jednak poważniej o mnie i o Hubercie, musiałam zaryzykować. Musiałam spróbować…
Nagle usłyszałam trzask drzwiami i kroki w przedpokoju. Chwilę później zobaczyłam zmęczonego bruneta, który wiesza płaszcz na wieszaku w przedpokoju, rzuca swoją aktówkę na fotel w salonie i uśmiecha się niemrawo na mój widok.
- Jesteś… - szepnął, wchodząc do pokoju, pełniącego rolę salonu w jego mieszkaniu.
- Obiecałam, więc jestem – odpowiedziałam, całując go. – Jak poszła rozmowa?
- Weź przestań – mruknął zrezygnowany. – Nie podpiszemy z nimi kontraktu…
- Och, przykro mi. Ale przecież nie pierwsi, nie ostatni, jest tyle firm, które potrzebują pomocy prawników, zwłaszcza we współczesnym świecie – próbowałam podnieść go jakoś na duchu.
- Masz rację, ale jednak taka sprawa to nie tylko wielki dochód, ale również rozgłos… Ale może lepiej nie rozmawiajmy o tym, po co psuć sobie humor? – uciął temat, jednak nie słyszałam w jego głosie przekonania. – Może lepiej powiedz mi, czy pomogłaś temu swojemu przyjacielowi? – spytał.
- Myślę, że tak, ale Kuba jeszcze nie podjął decyzji – wyjaśniłam mu pokrótce, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. To była sprawa Wilka, nie miałam prawa opowiadać o tym, bądź co bądź, obcej mu osobie. – Nałóż sobie – zachęciłam Huberta, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
- Co prawda, jadłem już kolację przy rozmowie, ale nie mógłbym odmówić sobie twojej przepysznej zapiekanki – po raz pierwszy odkąd przekroczył próg mieszkania, prawnik uśmiechnął się niewymuszenie. – Więc już od teraz mam cię tylko dla siebie? – spytał, wciąż się uśmiechając.
- Nic nie wskazuje na to, abym się gdzieś dzisiaj wybierała – potwierdziłam to.
- Cieszę się. A mogę cię o coś spytać? – zagaił. - Ale to jest dla mnie ważna sprawa i chciałbym, abyś była ze mną szczera – ton jego głosu drastycznie się zmienił – z normalnego ewaluował na poważny, a on sam ewidentnie świdrował mnie w tej chwili wzrokiem.
- Nie wiem czy nie powinnam zacząć się bać, masz taki zagadkowy wyraz twarzy… - mówiłam, będąc jeszcze wyluzowaną i uśmiechając się w jego kierunku. - Ale dobrze, pytaj o co tylko chcesz – zaryzykowałam jednak.
Moja wypowiedź, która miała na celu trochę rozluźnić gęstniejącą z sekundy na sekundę atmosferę w pomieszczeniu, kompletnie go nie wzruszyła.
- Powiedz mi tak naprawdę co ja dla ciebie znaczę? – wypalił Hubert ni stąd ni zowąd.
Dobrze, że niczego nie miałam w tej chwili w ustach, bo idę o zakład, że bym się zachłysnęła.
- A dlaczego pytasz? – bąknęłam niewyraźnie.
Dobrze wiem, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie, bo to niegrzecznie, ale to było silniejsze ode mnie. Nie rozumiałam, skąd nagle wzięło mu się na takie poważne rozmowy. Wolałam się dowiedzieć, jakimi powodami się kieruje zadając mi to pytanie, żeby móc mu lepiej odpowiedzieć. A przy okazji chciałam przedłużyć czas swojej odpowiedzi do maksimum...
- Spotykamy się już od ponad miesiąca, a ja wciąż nie wiem kim dla ciebie jestem, na jakim etapie tkwimy w tej chwili… - wyjaśniał mi Hubert, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Ja sama nie wiedziałam, jak nazwać to co jest pomiędzy nami. Dopiero się przełamuję w relacjach damsko-męskich, dopiero zaczynam powoli wierzyć w to, że mogę jeszcze jakiemuś facetowi zaufać, by móc z nim być. Dopiero zaczynam go poznawać, wciąż nie znam go na tyle, aby móc powiedzieć, że to jest ten właściwy. A on mi tu wyskakuje z takim pytaniem! Nie należę do osób, które po miesiącu podejmują poważne decyzje w związku. Ja muszę najpierw być pewna, zanim coś postanowię. Nie mogłabym się po tygodniu do kogoś wprowadzić, po miesiącu przyjąć jego oświadczyny, a po trzech miesiącach zostać kogoś żoną, jak to niektórzy moi dalsi znajomi robią. Może i są szczęśliwi, ale ja wolę być wszystkiego pewna. Do tej pory sądziłam, że Hubert ma do tych spraw taki sam stosunek jak ja. Nigdy jednak nie pomyślałabym, że on będzie mi o takie sprawy wiercił dziurę w brzuchu po miesiącu znajomości!
- Jesteś dla mnie ważny, ale nie chcę niczego deklarować nie będąc pewna tego co mówię – wyjaśniłam mu powoli, patrząc w twarz, by nie mógł mi zarzucić, że go w tej chwili nie oszukuję.
- Lila, ale co tak właściwie znaczy słowo „ważny”? – Hubert jednak drążył temat, jakby nie wiedział, że dla naszego dobra jest to najlepszy moment na zakończenie tej rozmowy. – Może lepiej zapytam cię wprost… czy ty w ogóle coś do mnie czujesz? – wypalił.
Odłożyłam widelec na blat stołu, bo nagle kompletnie odechciało mi się jeść.
- Gdybym nie czuła, to bym się z tobą nie spotykała – odpowiedziałam cierpliwie.
Coraz bardziej jednak nie podobała mi się ta rozmowa. Z minuty na minutę przybierała ona dość dziwny obraz. Bałam się, że jeszcze jedno, dwa takie pytania, a zacznie się tutaj istne piekło na ziemi. Jedno nie zrozumie słów drugiego i ten wieczór skończy się jedną wielką awanturą tak naprawdę o byle co.
- To dlaczego nigdy niczego takiego od ciebie nie usłyszałem? – prawnik naskoczył na mnie. - Ja mógłbym ci co chwilę mówić, jak bardzo cię kocham, a ty nigdy czegoś takiego mi nie powiedziałaś.
Czy nie o tym przed chwilą myślałam? Po co on w ogóle oto pyta? Myśli, że te wyrzuty coś zmienią?
- Bo kiedyś ktoś bardzo mnie zranił. Nie chcę więc aby to się powtórzyło, dlatego jestem taka ostrożna. Musisz to zrozumieć… - tłumaczyłam mu powoli, starając się utrzymać nerwy na wodzy. - Jeśli mnie kochasz, to proszę, nie naciskaj na mnie w tych kwestiach.
Nigdy nie lubiłam mówić o swoich uczuciach, a po rozstaniu z Lewym jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Doskonale wiedziałam, że to nie prowadzi do niczego dobrego, jednak nie umiałam się przełamać. Mimo że minęło od tego tyle czasu, wciąż nie złapałam właściwej mi równowagi. W domu dziecka nie uczyli nas wybaczać innym, tam rozpamiętywało się każdą wyrządzoną kiedyś krzywdę, trudno więc zmienić to wszystko, będąc już dorosłym człowiekiem. A zwłaszcza, gdy ktoś kogoś tak bardzo zranił, jak mnie Robert...
- A jemu też tak mówisz? – Hubert wypalił drwiąco.
Tak szybko zmienił temat, że z początku kompletnie nie zaczaiłam o co mu chodzi. Nawet przez moment pomyślałam sobie, że on potrafi czytać w myślach, ale przecież ja nie mam kontaktu z Lewandowskim. Dopiero po upłynięciu dobrej minuty zorientowałam się, o czym on do mnie mówi i totalnie nie spodobały mi się jego insynuacje.
- Komu? O czym ty mówisz? – spytałam już wyższym tonem głosu, wyprowadzona z równowagi.
- Nie udawaj! Widziałem was razem! – krzyknął Hubert.
W tym momencie musiałam wyglądać przekomicznie, bo oczy z pewnością wyszły mi z orbit. Nie wiedziałam o kogo mu chodzi i co on sobie tak ni stąd ni zowąd w tej swojej głowie uroił. Szkoda tylko, że adwokat w ogóle nie zauważył, w jaki szok wprowadziło mnie jego pytanie…
- Z kim mnie widziałeś? Kiedy? – spytałam, próbując ustalić, o kim on mówi.
- A to jest ich więcej? – zironizował. – Dzisiaj. Miałaś pomóc temu swojemu przyjacielowi, a chwilę po naszej rozmowie wyszłaś z bloku za rękę z jakimś facetem!
- Szpiegowałeś mnie? – pisnęłam, przestając już próbować zachować jakikolwiek spokój.
- Nie, wyjrzałem tylko przez okno. Nie ukrywasz się z tym za bardzo – mruknął z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Wiesz co, może lepiej ochłoń trochę – syknęłam zła. - To był Kuba, mój współlokator, to jemu dzisiaj pomagałam! To jest mój przyjaciel i totalnie nie rozumiem o co ci chodzi w tym momencie.
- Z przyjacielem nie chodzi się za rękę po mieście! – krzyczał, jakby moje odpowiedzi wyprowadzały go z równowagi.
- Nie przypominam sobie, abym szła dzisiaj z Kubą za rękę, a nawet jeśli tak było, to nic to nie znaczyło. Przynajmniej nie to, o czym myślisz – próbowałam jeszcze wybrnąć jakoś z twarzą z tej kłopotliwej sytuacji.
- Jeśli jest tak jak mówisz, to zamieszkaj ze mną – wypalił ni stąd ni zowąd prawnik.
- CO?! – krzyknęłam totalnie zaskoczona i gdybym nie siedziała, to pewnie padłabym teraz jak długa na podłogę.
Takiego obrotu sprawy kompletnie się nie spodziewałam. W ogóle przez myśl mi nie przeszło, że jemu może coś takiego przyjść do głowy. Przecież znamy się miesiąc! Ani razu przez ten czas nie wspominaliśmy o takiej ewentualności. A do tego przed chwilą mówiliśmy o czymś innym! Nie rozumiałam jak można tak nagle spytać o tak poważną rzecz?
- To co słyszałaś. Skoro jesteś ze mną, a nie z nim, to przenieść się do mnie na górę. Daleko nie masz… - wyjaśnił, patrząc na mnie wyzywająco.
- No właśnie, nie mam daleko, więc nie rozumiem dlaczego tego ode mnie oczekujesz?!
Przestałam już myśleć o zachowaniu jakiegokolwiek spokoju. Miałam gdzieś, że za moment naszą kłótnię usłyszy połowa mieszkańców tego bloku. Byłam tak zła na niego i jego chore domysły, że powoli przestawałam panować nad moimi negatywnymi emocjami.
- Po prostu chcę dowodu! Chcę dowodu, że kochasz tylko mnie! Że nie jesteś z nim! Że traktujesz mnie poważnie! – krzyczał wzburzony prawnik, wymachując rękami.
- To ty nie traktujesz mnie poważnie! – odpłaciłam mu się tym samym. Po chwili jednak wzięłam głęboki wdech, w celu uspokojenia się i oznajmiłam mu dobitnie: - Wiesz co, mam dosyć tej rozmowy. Skończymy ją, jak ochłoniesz i zmądrzejesz trochę.
Wstałam od stołu z zamiarem wyjścia z jego mieszkania. Uniemożliwiła mi to jednak ręka Huberta, która złapała mój nadgarstek i nie chciała puścić.
- Czyli wolisz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? – zaśmiał się ironicznie, kontynuując te bezsensowne oskarżenia. - Ale nie ze mną takie numery, przejrzałem cię!
Im więcej czasu tu przebywałam, tym Hubert coraz bardziej mnie przerażał. Może nie znałam go zbyt długo i nie wiedziałam, jak by się zachował w sytuacjach kryzysowych, ale zawsze wydawał mi się spokojnym człowiekiem… Oczywiście, miał swoje wady, jak każdy z nas, bo przecież idealnych ludzi nie ma, ale nigdy nie posądziłam go o to, że potrafi zachowywać się jak… no, jak psychopata jakiś.
- Przestań! I puść mnie do cholery! - wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i spojrzałam na niego z gromami w oczach, stopniowo wycofując się z mieszkania. - Nie przeprowadzę się do ciebie, słyszysz?! I to nie z powodu Kuby, ale z twojego! Nie masz do mnie zaufania, wierzysz bardziej swoim chorym domysłom, a nie moim słowom, więc dlaczego miałabym być z tobą, co? Żebyś o każdego mojego znajomego robił mi taką awanturę, jak w tej chwili?!
- Ale ja cię kocham! – wyjęczał Hubert.
- A ja mam w dupie taką miłość, skoro nie pozwalasz mi rozmawiać z kim chcę! Nikomu nigdy nie pozwolę zrobić z siebie niewolnicy!
- Nie zwalaj winy na mnie, to co się teraz dzieje jest ci wyraźnie na rękę! – a ten dalej swoje. No, ręce opadają.
- Tak, masz rację. Przynajmniej wiem, jaki jesteś – powiedziałam wypranym z emocji tonem głosu. – To koniec! Rozumiesz? Koniec! I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście minut temu chciałam cię przedstawić Krzyśkowi…
- O czym ty mówisz Lila… - usłyszałam jeszcze za swoimi plecami, zanim wyszłam z mieszkania.
Nagle Hubert złagodniał. Drastycznie. Na to jednak było zdecydowanie za późno. Trzasnęłam drzwiami i zbiegłam w pospiechu na dół, chcąc jak najszybciej schować się w swoich czterech ścianach. Słyszałam, że prawnik podąża za mną, ale byłam od niego szybsza. Zamknęłam drzwi od naszego mieszkania centralnie przed jego nosem. Gdy się obróciłam, zobaczyłam Kubę i Asię stojących w przedpokoju i patrzących na mnie z wymalowanym zaskoczeniem w oczach. Zapewne wynikało to ze stanu, w jakim wróciłam do mieszkania. Dopiero teraz zorientowałam się, że z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a ja cała się trzęsę.
- Słychać was w całym bloku. O co poszło? – spytała Aśka łagodnym tonem, który był totalnym przeciwieństwem tego, jaki jeszcze chwilę temu słyszałam na górze.
- Skoro było słychać, to powinnaś wiedzieć – mruknęłam, niepotrzebnie wyładowując swoją złość na ciężarnej.
Teraz jednak kompletnie nie myślałam czy komuś robię przykrość. Chciałam tylko zostać sama. Obróciłam się więc z zamiarem zejścia im z oczu i schowania się przed ich spojrzeniami i pytaniami.
- Lila, czy on ci coś zrobił? – nie udało mi się jednak daleko zajść, bo zatrzymał mnie Kuba, który miał w tej chwili nieprzejednany wyraz twarzy.
- Fizycznie nie… – odpowiedziałam. Mimowolnie jednak rozmasowałam sobie lewy nadgarstek, który niedawno Hubert ściskał siłą, której bym się po nim nie spodziewała. – Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, jeśli zajmę łazienkę...
Nie czekając nawet na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony, zamknęłam się w niej. Gdy tylko to zrobiłam, zjechałam bezwładnie po kafelkach i się rozpłakałam jak małe dziecko.
- Kuba, idź do niej… spróbuj z nią porozmawiać – usłyszałam głos Asi, dochodzący zza drzwi. - A ja zrobię gorącą czekoladę z bitą śmietaną, może to choć trochę poprawi jej humor...
Po odgłosie kroków zorientowałam się, że Wilczek posłuchał Kaweckiej i powoli zbliża się do łazienkowych drzwi. Nie chciałam z nikim gadać, ale wiedziałam też, że on nie odpuści.
- Liluś, wpuść mnie, proszę – po chwili usłyszałam błagalne słowa piłkarza, stojącego po drugiej stronie drzwi.
- Chcę być sama – pisnęłam, mając nadzieję, że to wystarczy.
Och, głupia Liliano! Jeśli chce się zostać samą, trzeba było w ogóle nie pokazywać się im na oczy. Szkoda, że dopiero teraz na to wpadłaś!
- Nie musisz ze mną rozmawiać, tylko pozwól, że posiedzę obok ciebie, dobrze? – spytał Wilczek, nie dając za wygraną. – I tak wiesz, że będę tutaj siedzieć, że nie dam ci spokoju, dopóki mnie nie wpuścisz.
No tak, Kuba jest czasami bardziej uparty ode mnie. Doskonale pamiętam, kiedy siedział ze mną po rozstaniu z Robertem. Był praktycznie przez cały czas obok mnie, nie świętował z chłopakami mistrzostwa, praktycznie nie opuszczał mnie na krok, mimo że chciałam być sama. Wtedy nie odpuścił, więc teraz pewnie będzie podobnie…
Chcąc nie chcąc, doczołgałam się do drzwi i przekręciłam zamek, by mógł wejść. Kuba wkroczył do łazienki nieśmiało, zamykając za sobą drzwi, po czym usiadł obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i zaczęłam szlochać, dając upust swoim emocjom. Kuba nic nie mówił, o nic nie pytał, niczego ode mnie nie wymagał w tej chwili, tylko siedział, tuląc mnie do siebie i głaszcząc po głowie. Uwielbiałam w nim to, że był i czekał, aż sama zacznę mówić, niczego nie wymagał i na nic nie naciskał.
- Ironia losu, co? – pociągnęłam nosem po kilku minutach, uspokajając się trochę. – Znowu oglądasz mnie całą zaryczaną i zasmarkaną.
- Dla mnie zawsze jesteś piękna – powiedział z uśmiechem, głaszcząc mnie po policzku i podając mi chusteczkę.
- A ty uroczy – uśmiechnęłam się niemrawo w jego kierunku. – Ale doskonale wiem, że wyglądam teraz jak siedem nieszczęść. Kolejny raz przez faceta. Powiedz mi, co ja w sobie takiego mam, że przyciągam samych popaprańców? – spytałam retorycznie.
- A może pomyśl o tym inaczej - mimo że to było pytanie, na które nie spodziewałam się usłyszeć odpowiedzi, Wilczek zaczął swoje rozważania. - Podobno każdy musi się kilka razy sparzyć, zanim trafi na tego właściwego, z którym spędzi resztę życia. Jesteś więc o jednego bliżej.
Kuba zawsze lubił filozofować, więc nie zdziwiła mnie odpowiedź, która padła teraz z jego ust.
- Może… - mruknęłam, jednak niezbyt o tym przekonana. – Tylko szkoda, że zawsze przekonuję się o tym, kiedy już zaczynam się angażować… Właśnie zaczynało mi na nim zależeć, zaczęłam mu ufać, myślałam, że naprawdę dobrze zrobiłam, dając mu szansę. A tu proszę, kolejny niewypał panny Kotorowskiej do kolekcji. Wiesz, że nawet chciałam go przedstawić Krzyśkowi? – zaśmiałam się. – Jaka ja byłam ślepa i głupia…
- A co się tak właściwie stało? – spytał Kuba, wciąż głaszcząc mnie po głowie.
- Wyszła jego prawdziwa natura. Wyszło, że jeżeli z nim jestem, to jestem jego własnością. Najchętniej to zamknąłby mnie w klatce i z niej nie wypuszczał. Prędzej czy później skończyłabym jako jego prywatna niewolnica, która nie może się z nikim innym widywać, niż z nim i jego znajomymi – zaśmiałam się, sama nie wiem z czego.
- Nie wydawał się taki… - mruknął Kuba, patrząc tępo przed siebie. – Co prawda, od początku mi do ciebie nie pasował, ale myślałem, że jest normalny.
- Widzisz, a nie jest - skwitowałam, w końcu nie tak dawno sama uważałam podobnie.
- I co, zerwiesz z nim? – spytał Wilczek.
- Już to zrobiłam – oznajmiłam zaskoczonemu Kubie. – Kiedy oskarżył mnie, że go oszukuję, zażądał dowodu, iż mi na nim zależy. Kiedy oskarżył mnie o to, że mam romans z tobą…
- Ze mną? – Kuba aż pisnął ze zdziwienia.
- Tak, z tobą. Widział nas razem i stwierdził, że chcę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – wyjaśniłam mu. – Kiedy tak patrzył na mnie, jakby chciał mnie zamknąć pod kluczem, myślałam tylko o tym, jak się stamtąd wydostać... Powiedziałam co myślę o nim, zerwałam z nim i uciekłam. Nie chcę mieć z nim więcej nic wspólnego, zachowywał się jak jakiś psychopata. Nigdy w życiu nie pozwoliłby mi się widywać z wami, z nikim nie mogłabym rozmawiać, żeby później nie skończyło się to awanturą. On nie jest wart odcięcia się od znajomych, a ja nawet gdybym chciała, to nie potrafiłabym żyć bez kontaktu z innymi ludźmi.
- Powiedz mi tylko, czy podniósł na ciebie rękę? – spytał Kuba.
Milczałam. Miałam mu powiedzieć, że tak? Że chciał mnie uderzyć? Doskonale wiedziałam jak to się skończy, a nie chciałam, żeby Wilk miał przeze mnie problemy. Ale z drugiej strony nie mogłam go okłamać…
- Lila, powiedz mi – zażądał piłkarz, przytrzymując moją twarz tak, żebym nie mogła uciec przed nim wzrokiem.
- Ttttak – wyjąkałam więc, po czym szybko złapałam go za rękę, żeby tylko jakoś go zatrzymać przed wyjściem z łazienki. – Ale proszę, nic mu nie rób.
- Jeszcze go bronisz? – syknął wściekły Kuba.
- Nie, ale nie chcę, żeby tobie się coś stało! – krzyknęłam, wciąż kurczowo trzymając jego rękę.
Trzeba było skłamać! Mądra Kotorowska po szkodzie...
- Myślisz, że jestem tak słaby i sobie z nim nie poradzę? – zadrwił.
- Nie, przecież wiem, że mu nieźle obijesz mordę, ale nie chcę, abyś miał przeze mnie kłopoty. Zrozum, to jest prawnik, będzie cię ciągał po sądach, a ja nie chcę, aby stała ci się krzywda. Nie rób więc tego, proszę – wyjąkałam błagalnie.
Kuba spojrzał na moją proszącą minę i chyba coś go złapało za serce, bo chwilę później złagodniał i ponownie zajął miejsce obok mnie.
- Co się nie odwlecze, to nie uciecze. Nie myśl, że mu tego nie zapomnę, on i tak się doigra – powiedział już spokojniej, znowu tuląc mnie do siebie. – Lewemu mordę obiłem, jemu też to zrobię. Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził mi moją przyjaciółkę.
- Och Kubuś, mój ty rycerzu – zachichotałam, całując go w policzek. – Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że ciebie mam.
- I przepraszam cię za ten wybuch, ale nie mogę być spokojny ze świadomością, że ten palant mógł ci zrobić krzywdę… - przyznał.
- Ale nie zrobił – uśmiechnęłam się, jakby chcąc go przekonać, że naprawdę nic mi nie jest. – Jestem już dużą dziewczynką i wiem, kiedy trzeba uciec gdzie pieprz rośnie, czyli wprost w twoje ramiona, w których szlocham sobie, ile tylko chcę – zaśmiałam się.
- Przecież od tego one są – Wilczek mi zawtórował.
Jakoś automatycznie poprawił mi się humor. To chyba obecność piłkarza tak na mnie działa. On zawsze potrafi sprawić, że nawet po najgorszych burzach, na niebie pojawia się słońce. Naprawdę dobrze go mieć obok siebie. Jak ja więc sobie poradzę bez niego, gdy ten wyjedzie do Gdańska? Przecież nie będę mogła co chwila do niego jeździć, to niemożliwe...
- Lila, ja cię przepraszam – z zamyślenia wyrwał mnie głos. Spojrzałam w drzwi, skąd dochodził. Stała w nich Asia i patrzyła na mnie ze skruchą. – To ja cię namówiłam, żebyś dała mu szansę. To ja cię przekonałam, żebyś dalej się z nim spotykała. Gdybym wiedziała…
- Ale nie wiedziałaś – powiedziałam z uśmiechem, podchodząc do niej i przytulając ją. – A w ogóle, mogłam cię nie słuchać, prawda?
- No mogłaś, ale… - naprawdę, niepotrzebnie się obwiniała.
- Było, minęło, nieważne – powiedziałam, machając na to ręką. - Dobrze, że poznałam jego prawdziwą twarz teraz, zanim nie wyprał mi mózgu na tyle, że zaczęłabym mu pozwalać na izolację i wmawiać sobie, że to moja wina, iż taki jest.
- Naprawdę nie masz mi tego za złe? – dopytywała, nie dowierzając.
- Nie, nie mam – uśmiechnęłam się.
Cały czas robiłam dobrą minę do złej gry. Nie chciałam, żeby się o mnie niepotrzebnie martwili, dlatego grałam przed nimi, że nic mi nie jest, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Prawda była jednak inna. To co się dziś wydarzyło, bolało mnie cholernie. Z jednej strony cieszyłam się, że w miarę szybko zorientowałam się, jaki jest Hubert. Z drugiej jednak strony wciąż nie mogłam sobie darować, że nie posłuchałam mojego instynktu i mimo wątpliwości, zaufałam mu. Jak widać, mam kolejną nauczkę na przyszłość… Ciekawe, czy kiedykolwiek zmądrzeję na tyle, aby nie mieszać się w takie chore relacje?
- Ale dosyć już o mnie – powiedziałam po chwili, gdy tak staliśmy wszyscy i patrzyliśmy na siebie. – Kubuś, zadecydowałeś już co zrobisz? – spytałam, chcąc aby jak najszybciej przestano rozmawiać o mnie.
Piłkarz słysząc moje pytanie, od razu zainteresował się łazienkowymi kafelkami, jakby nagle pojawiło się na nich coś ciekawego. Gdy już myślałam, że będę musiała siłą wyciągać z niego odpowiedź, Wilczek rzekł wypranym z emocji głosem:
- Zgodziłem się, aby klub rozpoczął rozmowy z Lechią. Jeśli się dogadają i mi będą pasowały warunki jakie ustalą, to za tydzień, góra dwa przeprowadzam się do Gdańska.
Przytuliłam go do siebie. Wiedziałam, że jest mu w tej chwili ciężko. Nigdy nie chciał zostawiać Lecha, to był jego klub od urodzenia, z którym chciał zdobywać wszystkie możliwe trofea i w którym pragnął zakończyć sportową karierę. A teraz został zmuszony do jego opuszczenia… Żadne słowa by mu w tej chwili nie pomogły, doskonale to wiedziałam.
- To co, może wszyscy napijemy się tej czekolady? – spytała Kawecka, przerywając ciszę. – Zrobiłam jej tyle, że dla każdego z nas starczy. A chyba wszyscy potrzebujemy czegoś, co poprawi nam humor po tym ciężkim dniu – dodała z uśmiechem.
I chyba miała rację. Wieczór był naprawdę miły i naprawdę poprawił mi choć na chwilę humor. Wydawało mi się, że Kubie i Asi także. Oby problemy się wreszcie skończyły i zaczął się dla naszej trójki dobry czas.





____________________

No... to jestem. Rozdział dodany z ponad dwutygodniowym opóźnieniem, ale nikt się o niego nie upominał, dlatego trochę sobie pofolgowałam w tej sprawie ;) Co do Huberta, to powyżej wyszła jego druga twarz. Prawnik spełnia swoje zadanie w tym opowiadaniu bardzo dobrze i zdradzę wam, że chyba nie ma zamiaru tak łatwo zniknąć z życia Lilii… A co do Kuby, no cóż, opuszcza Poznań, ale obiecuję wam, że wróci i to z wielkim hukiem. A zanim stąd wyjedzie, to jeszcze troszeczkę nabroi w życiu panny Kotorowskiej, mówię wam :)
Co jeszcze mam wam do zakomunikowania? Ach tak, kompletnie bym zapomniała! Możliwe, że niektórych zaniepokoił link o nazwie „moje drugie opowiadanie” po prawej stronie bloga. Otóż wyjaśniam, że na razie nie ma się czym przejmować, bo nie mam pojęcia czy w ogóle coś tam kiedykolwiek ruszy. Na pewno nie w najbliższym czasie. Możliwe, że gdy napiszę kilka rozdziałów owej historii, to zacznę tam coś publikować, a możliwe, że nigdy  tego nie zrobię... Także nie martwcie się na zapas, na razie będę wam tylko tutaj truła :)
No to chyba wszystko ode mnie Spodziewajcie się mnie tutaj pod koniec listopada, choć sama do końca nie wiem, czy mi się uda zrealizować ten plan... Zobaczymy. Buziaczki! :*