czwartek, 31 stycznia 2013

31. Początek gdańskiego życia.



Obudziłam się w kompletnie nieznanym mi miejscu. Nigdy wcześniej tu nie byłam, to pewne. I jeśli mam być szczera, to z początku nieźle przeraziłam się swoim odkryciem. Kompletnie nie wiedziałam jak, kiedy i dlaczego się tu znalazłam oraz ile czasu tutaj spędziłam. Minęło mi to jednak jak ręką odjął, gdy tylko przypomniałam sobie co się stało, zanim straciłam kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością. Ostatnią rzeczą, którą pamiętałam, był stadion w Gdańsku. Zapewne wyjeżdżając z parkingu zasnęłam w samochodzie, a Kuba nie chciał mnie budzić i jakimś sposobem przetransportował tutaj. Kochany. A to gdzie teraz jestem, jest pewnie jego nowym lokum. Rozejrzałam się więc po pomieszczeniu, aby to wszystko ocenić. Łóżko stało przy ścianie w rogu naprzeciwko drzwi, obok legowiska była duża szafa, w której Kuba powinien wszystko pomieścić. Naprzeciwko niej znajdowało się duże okno z widokiem na drugi blok na tym osiedlu, a pod oknem stał stolik z dwoma pufami. Ładnie, przyjemnie i przestronnie. Ściany pomalowane na kolor jasnożółty, nierzucający się w oczy. Powinno się mu tu dobrze mieszkać.
Kiedy już rozejrzałam się po pomieszczeniu, zeskoczyłam z łóżka, aby odnaleźć obydwóch Jakubów. Spojrzałam na siebie. Wilk ściągnął ze mnie płaszcz, buty, sweter i spódnicę, żeby wygodnie mi się spało. Obok łóżka piłkarz postawił nasze walizki, otworzyłam więc szybko swoją i pierwsze, co wpadło mi w ręce, to koszulka meczowa Kuby, w której grał w sezonie mistrzowskim w meczu z Ruchem (pamiętny mecz, który odmienił losy mistrzostwa w 2010 roku), a w której tak uwielbiałam chodzić po domu. Narzuciłam więc ją na siebie w pośpiechu, żebym mogła wyjść z pokoju, nie musząc paradować w samych rajstopach i podkoszulku, po czym nacisnęłam na klamkę.
Podążyłam za głosami roznoszącymi się po mieszkaniu i tak oto znalazłam się w kuchni, w której jeden Kuba (Kosecki) wyciągał coś z piekarnika, a drugi Kuba (Wilk) ustawiał talerze na stole.
- Widzę, że mieliście zamiar jeść beze mnie. Nieładnie – stwierdziłam, widząc co się kroi.
Wilk omal nie wypuścił talerza z ręki, a Kosa oparzył się o blachę, którą wyciągał z piekarnika. I to wszystko tylko dlatego, że z zaskoczenia ujawniłam, iż przejrzałam ich niecne zamiary.
- Wystraszyłaś nas – rzucił w moim kierunku oskarżycielskim tonem Kosa, w ogóle nie przejmując się tym co powiedziałam, a po chwili wrócił do przyrządzanej przez nich potajemnie pizzy.
Widać, że Kosecki mnie jeszcze za dobrze nie zna, skoro mój wyrzut obchodzi go niczym zeszłoroczny śnieg. Gdybyśmy się znali lepiej, doskonale rozpoznałby mój aktualny ton głosu, który nie wróżył im niczego dobrego...
- Nie, no coś ty! – Wilczek jednak z doświadczenia wie co się kroi, dlatego szybko mi zaprzeczył. – Po prostu nie chciałem cię budzić. Odgrzalibyśmy ci przecież – zapewnił mnie od razu.
- No, mam nadzieję, że tak byście zrobili, choć się o tym niestety nie przekonamy… – uśmiechnęłam się, siadając przy stole.
- A dlaczego w to wątpisz? - zainteresował się nagle Kosecki, wykładając pizzę z blachy na wielki talerz, leżący na środku stołu.
- Bo znam Kubę dosyć długo i nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek coś mi z własnej i nieprzymuszonej woli ugotował, a tym bardziej, żeby coś zostało z obiadu, gdy on zasiada do stołu – zaśmiałam się, wyjaśniając mu to.
Wilczek prychnął, mruknął coś niewyraźnie pod nosem w moim kierunku i obraził się na mnie. Dzień, w którym Kuba choć raz nie strzeliłby na mnie focha, byłby dniem straconym, mówię wam! Wstałam jednak szybko od stołu, by znaleźć się obok niego, po czym szturchnęłam go w ramię, nie chcąc, aby się na mnie gniewał.
- No nie obrażaj się na mnie – poprosiłam słodko. - O prawdę się gniewać nie wolno.
I mimo kolejnego przytyku z mojej strony, Kuba chyba mi przebaczył. On nigdy nie umiał się na nikogo długo gniewać, a tym bardziej na mnie. A żeby zapomniał o tym wszystkim, co przed chwilą powiedziałam, od razu zmieniłam temat:
- Jak długo spałam? – spytałam.
- Trochę ponad dwie godziny – wyjaśnił mi Wilczek, zasiadając przy stole już całkowicie udobruchany. - Dlatego myślałem, że będziesz spała dłużej. A należy ci się to za całonocne prowadzenie samochodu.
- Nie martw się, kiedyś się wyśpię. Może na emeryturze? Choć wtedy pewnie spać nie będzie mi się chciało... Poza tym czuję się niezwykle wypoczęta, jak na dwie godziny snu w ciągu ostatniej doby – oznajmiłam, pałaszując pizzę. - Sami ją robiliście? – spytałam.
- Coś tam czasem sam zrobić potrafię… - mruknął nieśmiało Kosa.
- To dobrze, cieszy mnie to. Przynajmniej Kuba mi tu z głodu nie umrze. Już się bałam, że będziecie żyć na zupkach w proszku, jak to na dwóch słomianych wdowców przystało – zachichotałam - a przecież w waszej profesji to nie jest zbyt zdrowe…
- Damy sobie radę – zapewnił mnie Kosa, przyglądając mi się uważnie.
Zainteresowało mnie to, bo takie przypatrywanie się mojej osobie zawsze strasznie mnie irytowało i zapewne będzie irytować.
- Coś nie tak? – spytałam więc Koseckiego. - Mam coś na twarzy, czy jak?
- Nie – zaprzeczył szybko. – Po prostu, właśnie pomyślałem, że gdyby któryś kumpel z akademii Legii mnie teraz odwiedził i zobaczył, z kim jem obiad, to miałbym nieźle przerąbane.
Pewnie mówił o koszulce, w której właśnie siedziałam z nimi przy stole.
- Nie martw się, nie będę się chwalić na prawo i lewo, że jadłam obiad z Legionistą, bo by mnie na taczce wywieźli z Poznania. I to nie tylko kibice, piłkarze, czy moi uczniowie, ale chyba przede wszystkim mój własny brat – rzuciłam, co wywołało szeroki uśmiech na twarzach obydwóch Jakubów. – A teraz mówcie mi, jakie mamy plany na najbliższe dnie, bo widzę, że coś kombinujecie.
- No tak. Dzisiaj pokażę wam gdański rynek oraz kilka ważnych i fajnych miejsc w pobliżu. Pomyślałem, że możemy iść na taki krajoznawczy spacer po obiedzie… - zaczął Kosa, uchylając mi rąbka tajemnicy.
- Super, tylko najpierw muszę wziąć prysznic. Nie wyjdę przecież tak zmasakrowana całonocną jazdą na ulicę, bo jeszcze swoim wyglądem wystraszę przechodniów i Gdańsk przeze mnie straci turystów – oznajmiłam im z uśmiechem.
Chłopaki równocześnie (proszę, jacy już są zgodni, po kilku godzinach od zaznajomienia się ze sobą) pokręcili głowami z politowaniem, jakby nie zgadzając się z moim stwierdzeniem, ale nie zauważyłam oznak, by mieli ochotę się ze mną o to sprzeczać. Pewnie doskonale wiedzą, że to i tak nic im nie da...
- To fajnie, dzisiaj więc mamy zaplanowane. Jutro natomiast przedpołudniem mamy trening, a wieczorem wszyscy ruszamy na imprezę – ciągnął dalej Kosecki, przedstawiając mi plan na najbliższe kilkadziesiąt godzin mojego pobytu nad morzem.
- Jak to... idziemy? A z jakiej okazji? – zainteresowałam się.
- To impreza w jednym z pobliskich klubów, tak przed początkiem rundy wiosennej. Podobno robią coś takiego co pół roku. Byłem tylko na jednej, tej przed początkiem tego sezonu, więc nie wiem, czy to na serio jest jakąś tradycją... Każdy z nas ma zabierać ze sobą swoją drugą połówkę i bawimy się wspólnie do rana – wyjaśnił mi Kosa. - A w środę możemy iść pospacerować nad morze, oczywiście, jeżeli będziecie chcieli mieć mnie za przyzwoitkę – zaśmiał się.
- A to nie poznamy twojej dziewczyny? – spytałam, zdziwiona, że jej nie będzie. Skoro mają być tu jutro wszystkie wybranki Lechistów, dziewczyna Koseckiego też być powinna. A Kosa mi tu mówi o byciu przyzwoitką... coś tu jest nie tak i to wyraźnie.
- Raczej nie - zmarkotniał sam zainteresowany. - Paulina co prawda wie o jutrzejszej imprezie, ale raczej na nią nie przyjedzie, nie wyrwie się, niestety… Kuba będzie więc musiał się tobą troszeczkę ze mną podzielić - zaśmiał się Kosa na koniec.
-  No jeśli się zgodzi… - mruknęłam, udając niezbyt przekonaną do tego pomysłu.
- A co, pewnie jest strasznie zazdrosny? – podpuszczał Wilka Kosecki.
- Możliwe... – a ja mu w tym wtórowałam.
- Ale zgodzisz się, stary, że jutro na trochę ci twoją dziewczynę porwę, no nie? Bo samemu to mi tak smutno będzie… - mruknął Kosa już w stronę Wilka, robiąc przy okazji słodkie oczka.
- Jeżeli będzie chciała, to czemu nie – odpowiedział Kuba, przyglądając nam się uważnie, jakby węsząc tu jakiś podstęp.
- No to mamy wszystko załatwione – skwitowałam całą rozmowę. – A teraz pozwólcie panowie, że pójdę się odświeżyć. A później możemy iść w miasto!


*


Gdańsk jest pięknym miejscem. Co prawda, Poznań dla mnie zawsze będzie numerem jeden, jednak nie mogłabym się nie zachwycić, gdy wieczorem przechadzałam się wraz z chłopakami po tych pięknych, nadmorskich uliczkach. Kosa pokazał nam naprawdę wiele cudownych miejsc, począwszy od rynku, a skończywszy na knajpie serwującej najlepsze hot-dogi w mieście. Spacer nam się udał, zdecydowanie. Poznaliśmy się lepiej i wydaje mi się, że złapaliśmy ze sobą niezły kontakt, mimo że jesteśmy w różnym wieku i to z obozów wroga. Teraz jednak nie to jest najważniejsze, chłopcy przecież grają dla Lechii i muszą żyć ze sobą w zgodzie. A do tego jeszcze w ciągu najbliższych miesięcy będą razem mieszkać, więc w tym wypadku… aż nie wierzę, że to mówię, ale... w tym wypadku przynależności klubowe nie są najważniejsze.
Było przed 23. Wykąpana i wypachniona siedziałam w łóżku i przeglądałam zdjęcia, które zrobiliśmy podczas dzisiejszego spaceru i które właśnie przegrałam na laptopa. Powinnam teraz wybierać najładniejsze fotografie z mojego pobytu w Barcelonie, by móc wykorzystać je w prezentacji na temat tego pięknego miasta, ale jak zwykle rbię coś zupełnie innego. Bo jako, że moim maturzystom zostały tylko trzy miesiące szkoły, postanowiłam, że umilimy sobie jakoś ostatnie lekcje hiszpańskiego. Zatem każdy z nas ma przez ferie przygotować prezentację na temat wylosowanego wcześniej hiszpańskiego miasta i przedstawić ją reszcie klasy na jednej z lekcji w ciągu najbliższych miesięcy. Dzięki temu chłopcy poznają lepiej Hiszpanię, jej kulturę, piękno i zwyczaje oraz zakończą ten rok, a jednocześnie i liceum, z pozytywną oceną z hiszpańskiego na świadectwie (no, bo przecież jak zrobią prezentację i ją przedstawią, to złej oceny nie mogłabym im postawić, no nie?). Postanowiłam także, że potraktuję się z nimi na równi, dlatego sama obiecałam im, że i ja zrobię prezentację i nią zainauguruję nasz cykl. A będą to wspomnienia z mojego półtorarocznego pobytu w Barcelonie. Dlatego też zabrałam ze sobą do Gdańska mojego laptopa, na którym miałam mnóstwo zdjęć z tego okresu w moim życiu...
- Co robisz? – spytał Kuba, który właśnie wszedł do pokoju spod prysznica, by po chwili podejść do łóżka i zajrzeć mi przez ramię na ekran komputera.
- Miałam zamiar zacząć robić prezentację na temat Barcelony, ale zgrałam zdjęcia z dzisiaj i właśnie je przeglądam – wyjaśniłam mu.
I po chwili Kuba przyłączył się do mnie, i tak oto poniedziałkowy wieczór spędziliśmy wspólnie na oglądaniu zdjęć z różnych okresów naszego życia.

  
*


Rankiem następnego dnia wstałam przed chłopakami, by zrobić śniadanie i odprawić ich na trening, po czym ponownie położyłam się spać. Kiedy wstałam raz jeszcze, było coś koło pierwszej popołudniu (widocznie musiałam odespać noc z niedzieli na poniedziałek i zrobiłam to dzisiejszego ranka). Postanowiłam więc wziąć prysznic. O dwudziestej mieliśmy we trójkę stawić się na tej imprezie w jakimś tam klubie, który znajduje się podobno pod naszym nosem (nie znam jeszcze Gdańska na tyle, by powiedzieć, że jest to prawda). Zapewne więc piłkarze, kiedy tylko wrócą z treningu, opanują naszą łazienkę, przez co nie będę się mogła do niej dostać. Dlatego lepiej korzystać z tego, że teraz mam wszystko tylko i wyłącznie dla siebie. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Właśnie śpiewałam sobie pod prysznicem kolejną piosenkę z repertuaru Shakiry, gdy usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi naszego mieszkania. To pewnie chłopcy zapomnieli rano zabrać ze sobą klucze i teraz nie mogą wejść do środka - pomyślałam. Wytarłam się więc szybko, zrobiłam sobie turban na głowie i porwałam z wieszaka szlafrok, który należał do dziewczyny Koseckiego, a który według Kosy mogę używać do woli, bo Paulina się nie będzie na mnie za to złościć. Nie miałam zamiaru tego sprawdzać, jednak ten ktoś wciąż uparcie dobijał się do frontowych drzwi, nie dając mi możliwości ubrania czegoś innego. A przecież nie założę koszulki Legii, należącej do Kosy, która leży na pralce i którą tylko mam w tej chwili do wyboru. To że świetnie dogaduję się z młodym Legionistą, nie oznacza, że nagle przywdzieję na siebie koszulkę wroga, niedoczekanie wasze.
Po chwili otwierałam już frontowe drzwi mieszkania, nie sprawdzając nawet, kto za nimi stoi. Byłam przekonana, że to obaj Jakubowie wracający z treningu, jednak… to nie byli oni. Na wycieraczce stała długonoga, śliczna brunetka, w jasnym płaszczyku i brązowych botkach na koturnach. Była tak samo zaskoczona moją obecnością tutaj, jak ja jej.
- Kim jesteś? I co tu robisz? – spytała pierwsza, choć to chyba ja powinnam była zareagować w taki sposób.
- Mogłabym cię zapytać o to samo – odrzekłam spokojnie, mierząc ją wzrokiem. – Jestem dziewczyną Kuby i mieszkam tutaj, a ty?
- Jak to? To ja jestem dziewczyną Kuby! – fuknęła na mnie ze złością.
Wyglądała w tej chwili, jakby się chciała na mnie rzucić. Wyciągnęłam więc ręce przed siebie w obronnym geście, tak na wszelki wypadek... wiecie, przezorny zawsze ubezpieczony (ta zasada w dzisiejszym dniu mnie wprost prześladuje!).
- Zaraz, zaraz… Paulina? – spytałam, próbując nie panikować i jakoś poukładać sobie to wszystko sensownie w głowie.
- No proszę, to widzę, że Kuba pochwalił ci się, że ma jeszcze jedną dziewczynę – zironizowała, wyraźnie zdenerwowana. - Szkoda tylko, że mnie o tym nie poinformował...
- Hola, hola! Poczekaj z tymi dalekosiężnymi wnioskami. Nie tego Kuby jestem dziewczyną, tylko drugiego Kuby, Kuby Wilka – próbowałam jej to jakoś wyjaśnić, pomagając sobie przy tym żywą gestykulacją.
Chyba jednak niezbyt dobrze mi to wyszło, bo Paulina zrobiła wielkie oczy.
- Kogo? – spytała.
- To Kosa nie mówił ci, że ma współlokatora? – spytałam łagodniej, widząc, że dziewczyna już nie ma zamiaru wydrapać mi oczy. Chyba.
- Mówił mi tylko, że będzie miał. Nie wiedziałam, że już tu jest – wyjaśniła, przyglądając mi się badawczo. - I on też ma na imię Kuba?
- Tak, a ja jestem jego dziewczyną – uściśliłam szybko, tak dla lepszej jasności.
Paulina, kiedy tylko to usłyszała i posklejała fakty, doznała napadu niepohamowanego śmiechu.
- Przepraszam – powiedziała, kiedy już się trochę uspokoiła i wreszcie złapała oddech. – Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać. Po prostu zapomniałam swojego kompletu kluczy i sądziłam, że otworzy mi Kuba… znaczy Kosa - poprawiła się szybko, nie chcąc doprowadzić do kolejnego niepotrzebnego nieporozumienia pomiędzy nami. - A tu nagle zobaczyłam śliczną dziewczynę w moim szlafroku i to jeszcze mówiącą, że jest dziewczyną Kuby… No i się we mnie zagotowało, bo wiesz, nie wiedziałam, że mieszka tu inny Jakub niż mój. Wybacz.
- Nie ma sprawy. Powinnam wcześniej skojarzyć fakty, ale Młody nic mi nie mówił, że przyjedziesz. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że sobie pożyczyłam szlafrok, ale jak najszybciej chciałam ci otworzyć drzwi, a niczego innego pod ręką nie miałam – wyjaśniłam jej to od razu, żeby nie tworzyć niepotrzebnie jakiś kolejnych nieporozumień między nami.
- Nie ma problemu. A tak poza tym, to Paulina jestem – wyciągnęła rękę przed siebie, abym mogła ją uścisnąć.
- Poczekaj, tylko nie przez próg. Lepiej nie zapeszać – zaśmiałam się, wpuszczając ją szybko do środka. Kiedy tylko weszła, zamknęłam za nią drzwi i tym razem to ja wyciągnęłam rękę w jej kierunku, chcąc dokończyć przedstawianie: - Miło mi cię poznać. Lila.
Kilka minut później, jak gdyby nigdy nic, siedziałyśmy sobie razem w kuchni, popijałyśmy kawę i zajadałyśmy ciasteczka, które znalazłam w jednej z szafek, zaśmiewając się w najlepsze z tego, co się przed chwilą stało. I w takiej sytuacji zastali nas jakąś godzinę później obaj Jakubowie. Kosa, gdy tylko przekroczył próg kuchni i zobaczył Paulinę siedzącą przy stole, porwał ją w swoje ramiona, nie mogąc się nadziwić, że jednak udało jej się wyrwać z jakieś ważnej sesji dla popularnego modowego magazynu (nie powiem wam, dla jakiego, bo się na tym nie znam i nie chcę niczego pokręcić) i to tylko po to, aby pójść z nim dzisiaj na imprezę. A gdy sytuacja w mieszkaniu już się na dobre uspokoiła, opowiedziałyśmy im, jak o mało co nie zastali by nas w tej chwili z powydrapywanymi oczami, co wywołało sporo śmiechu w naszym mieszkaniu. Jednak współlokatorowie o tym samym imieniu mogą nieźle namieszać w codziennym życiu...


*


Stałam obok Wilka i przysłuchiwałam się jego rozmowie telefonicznej z Semirem. Całe popołudnie suszyłam mu głowę, żeby zadzwonił do Bośniaka i dowiedział się, czy wszystko u nich w porządku, aż w końcu Wilczek nie wytrzymał i ugiął się pod moim naporem. Ja nie mogłam zadzwonić, nie pozwalało mi na to moje poczucie godności. Nie po to pożarłam się z Aśką o Stilica, żeby jak gdyby nigdy nic następnego dnia dzwonić do niego w jej sprawie, mimo że bardzo się o nią martwiłam. Udało mi się jednak namówić Kubę do wykonania tego telefonu, dlatego teraz podsłuchiwałam, jak Semir ze spokojem tłumaczy mu, że Asia naprawdę czuje się dobrze i że mamy się o nich nie martwić, bo świetnie sobie radzą, tylko mamy bawić się na całego. Cały Semir, nic a nic się nie zmienił, ciągle tylko zabawa mu w głowie. A podobno tak wydoroślał, że może być już poważną głową rodziny... Dobra, przestaję o tym myśleć, bo znowu niepotrzebnie się zdenerwuję i jeszcze zepsuję sobie tym wieczór. A przecież właśnie mieliśmy zamiar iść się pobawić, czekaliśmy tylko, aż Paulina się wyszykuje do reszty. Ja byłam już gotowa i wraz z chłopakami cierpliwie na nią czekałam. Ubrana w czarną, obszytą czarną koronką i niezwykle przyległą do ciała sukienkę do połowy ud z długimi rękawami i bez dekoltu, za to z wyciętymi plecami, którą miałam na weselu Ivana z Agnieszką. Teraz postanowiłam ją odkopać, choć była bardziej obcisła, niż gdy miałam ją na sobie rok temu. Widać przytyłam, codzienne obiadki odbijają się na mojej figurze, chyba najwyższy czas z tym skończyć. Na nogi założyłam rajstopy i buty na 10-centymetrowym obcasie, co Kuba skwitował oczywiście krzywym uśmiechem. Ale co ja poradzę na to, że jak już idę na jakąś imprezę, to w niższych butach mi jakoś tak głupio? Paulina natomiast miała niższe obcasy, bo nie chciała Kosy wprawiać w kompleksy, w końcu on też do zbyt wysokich osób nie należy. Jest nawet niższy od Wilka, przez co w tej chwili wyglądał przy mnie jak taki dzieciak. Nie dość, że młodszy i chudy, to jeszcze niższy. Ale z Pauliną prezentował się pięknie. W odróżnieniu ode mnie, dziewczyna miała na sobie beżową i zwiewną sukienkę do kolan, na krótki rękaw. Wyglądałyśmy trochę jak ogień i woda – ona brunetka w jasnej, zwiewnej sukience i koku, ja blondynka w obcisłej czarnej sukience i rozpuszczonych włosach. Ale najważniejsze, że pasowałyśmy do naszych partnerów, reszta się nie liczyła.
Po raz pierwszy nie spóźniłam się jakoś drastycznie na umówioną wcześniej godzinę rozpoczęcia imprezy, bowiem w klubie byliśmy 5 minut po dwudziestej. Żeby dostać się do loży, musieliśmy przejść praktycznie przez całą salę. A tam siedziało już sporo zawodników Lechii ze swoimi partnerkami, którzy od razu zaczęli się nam, to znaczy mnie i Wilkowi, przedstawiać, ale niezbyt wiele imion udało mi się zapamiętać. Poza tym, chwilę później zostałam już porwana przez Wilka na parkiet i praktycznie przez całą noc z niego nie schodziłam. Rzadko kiedy więc miałam okazję, by usiąść z resztą ludzi. Tańczyłam nie tylko z Wilczkiem, ale również z innymi zawodnikami Lechii, jak i z jakimiś przypadkowymi facetami, którzy ośmielili się do mnie podejść i poprosić mnie do tańca. Z początku zgadzałam się na każdy kawałek, ale pod koniec imprezy tkwiłam praktycznie tylko w ramionach Jakubów, bo nie miałam zamiaru zadawać się z jakimiś podchmielonymi osobami, które zamiast prowadzić, uwieszą się na mnie jak na wieszaku i będą z siebie zadowoleni.
- Wiesz, będę musiał ostrzec Kubę, żeby na ciebie uważał – oznajmił mi nagle Kosa, który chwilę temu odbił mnie Wilkowi, a Paulinę oddał w jego ręce.
Było jakoś przed drugą w nocy.
- Dlaczego? – spytałam, bo nie bardzo wiedziałam, o co mu może chodzić.
- Bo zrobiłaś na chłopakach, zwłaszcza na tych wolnych, piorunujące wrażenie – oznajmił poważnie.
- Nie zauważyłam – powiedziałam zgodnie z prawdą, bo naprawdę niczego takiego nie zauważyłam.
- Ale ja zauważyłem i wcale się Kubie nie dziwię, że jest o ciebie tak cholernie zazdrosny. Na jego miejscu też byłbym zazdrosny – oznajmił, patrząc na mnie niezwykle trzeźwo, mimo że gadał, jakby było odwrotnie.
- Ty lepiej bądź zazdrosny o Paulinę – przypomniałam mu z uśmiechem.
- No pewnie, że jestem! – oznajmił mi Kosa, jakby oburzony, że śmiem mu w ogóle o tym przypominać. – Ale dziwię się Kubie, że pozwala ci zostać samej w Poznaniu, gdy on będzie tu, w Gdańsku...

- Wiesz, on zbyt wiele to do gadania w tej sprawie nie ma - zaśmiałam się. - A poza tym, poradzimy sobie. To tylko kilka miesięcy. Ty i Paulina też sobie jakoś z rozłąką radę dajecie, to my byśmy nie dali? - spytałam retorycznie wciąż grając dziewczynę Wilka.

- Mogę ci obiecać, że go dopilnuję, aby niczego głupiego nie zrobił - oznajmił mi poważnie Kosa.

- Ufam mu - oznajmiłam poważnie.

Kosa pokiwał twierdząco głową i zamilkł. Ale nie na długo.

- Wiesz, doszedłem właśnie do wniosku, że gdybyś była troszkę młodsza, ja nie miałbym dziewczyny, którą kocham jak wariat, a ty chłopaka, to z miejsca bym się w tobie zakochał – podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami.
- Wiesz, że gdybyś był troszeczkę starszy, ja nie miałabym chłopaka, a ty dziewczyny, która kochasz jak wariat, to może bym się w tobie zakochała – sparafrazowałam szybko jego wypowiedź.
A po chwili już nie tańczyliśmy, tylko staliśmy na środku parkietu, nie mogąc przestać zaśmiewać się w najlepsze z wniosków, jakie wysnuliśmy podczas tej rozmowy. I muszę was zapewnić, że obydwoje byliśmy bardzo trzeźwi w tym momencie.






_______________________


Bezsensu, bezsensu, bezsensu, bezsensu, bezsensu… BEZNADZIEJA... ale chciałam jeszcze jeden rozdział na Sieście dodać w styczniu. Udało mi się to, ale mi się on nie podoba. Może uznajmy to powyżej za taki przerywnik w akcji, hm? Później powinno być ciekawiej (ale już niczego nie obiecuję, bo jak zwykle mi nie wyjdzie i co wtedy?). Poza tym postaram się dodać 32 jak najszybciej to tylko będzie możliwe, ale nie wiem, kiedy mi się to uda. Bo nie dość, że ostatnio ciężko mi się pisze (weno, nie opuszczaj mnie, proszę!), to jeszcze przede mną egzaminy. Zaliczenia mam już za sobą, została mi teraz ta najgorsza część sesji. Trzymajcie za mnie kciuki, proszę.

Pozdrowienia!

A na jestesmoimtatuazem dodałam we wtorek bohaterów. Po sesji dodam pierwszy rozdział. 


Do obejrzenia i posłuchania: Wspomnienia Jakuba Wilka.