piątek, 11 stycznia 2013

30. Kierunek: Gdańsk.



Otworzyłam zaspane oczy. Dziś niedziela, a więc pierwszy tydzień ferii zimowych za mną. Czas naprawdę szybko leci. Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Bolał mnie kręgosłup i kark, spanie na kanapie w salonie od ponad półtora miesiąca wychodziło mi już powoli bokiem. Ale jeszcze trochę mogę się pomęczyć, w końcu w sobotę przenoszę się do pokoju Kuby. Cieszyłam się, że wreszcie będę miała własny kąt w tym mieszkaniu, ale z drugiej strony bez Wilczka to już nie będzie to samo... Piłkarz nie zdążył jeszcze wyjechać z Poznania, a ja już za nim cholernie tęskniłam. Wiedziałam, że będzie mi ciężko wytrzymać najbliższe miesiące bez jego obecności obok mnie, ale... poradzę sobie. Przetrwałam półtora roku na obczyźnie, to co to dla mnie niecałe 4 miesiące gry Wilka w innym mieście w Polsce? W końcu, to niecałe 7 godzin jazdy, zawsze mogę wsiąść w pociąg czy w jakiś pożyczony samochód i pojechać do Gdańska. A dla Kuby to jest wielka szansa na udowodnienie swojej przydatności na boisku i na dalsze rozwijanie swoich piłkarskich umiejętności. Sama namawiałam go do tego wyjazdu, więc teraz nie mam prawa narzekać. A propos wyjazdu, to już jutro Kuba podpisze kontrakt z gdańskim klubem, a ja będę mu w tym towarzyszyć. Testy medyczne przeszedł śpiewająco, trener Janas jest zadowolony, że Kuba dołączy do jego drużyny, nic tylko jechać i się z tego cieszyć. Spojrzałam więc na zegarek stojący na pobliskim stoliku, by sprawdzić, ile mam jeszcze czasu. Było wpół do ósmej. Rano. Reszta domowników widocznie spała, bo w mieszkaniu panowała niczym niezmącona cisza. Ja niestety już chyba się wyspałam, a przynajmniej czułam, że już nie zasnę dzisiejszego ranka, to też wstałam i doprowadziłam kanapę w salonie do jako-takiego porządku. Po półgodzinie byłam już rozbudzona do reszty, do tego ubrana i miałam właśnie zamiar zabrać się za jakieś śniadanie. W pokoju Aśki usłyszałam szmery, dzięki którym stwierdziłam, że dziewczyna też wstaje. Od wczorajszego wieczoru nie zamieniłyśmy ze sobą ani jednego słowa i powątpiewam, aby w dzisiejszym dniu to się miało jakoś drastycznie zmienić. Ja muszę trochę ochłonąć po naszej wczorajszej kłótni, bo jeśli teraz zaczniemy rozmawiać ze sobą na ten temat, to może dojść do tego, że któraś powie coś nie tak i pokłócimy się ze sobą jeszcze bardziej. A tego przecież obie nie chcemy. Kawecka chyba to rozumiała, bądź co bądź trochę mnie znała, dlatego gdy wczoraj wróciłam do domu, tylko spojrzała na mnie, by ocenić czy naprawdę jestem cała, po czym zaszyła się w swoim pokoju, nie rozpoczynając tematu. I bardzo dobrze się stało, przynajmniej wieczór był miły i spokojny, mimo dość napiętej i gęstej atmosfery panującej w mieszkaniu...
Postanowiłam ugotować parówki, które będą dodatkiem do zrobionych przeze mnie kanapek. Wstawiłam też wodę na herbatę, po czym postanowiłam sprawdzić czy Kuba jeszcze śpi. Zaraz po przekroczeniu progu jego pokoju, padłam na jego łóżko jak długa, nie przejmując się tym, że może go to obudzić. Miałam asa w rękawie – jak się na mnie rozgniewa, to przekupię go gorącymi parówkami i już mu przejdzie. Tego mogłam być pewna.
- Lila? – ziewnął Wilczek, nieznacznie podnosząc powieki.
- Tak, tu Lila mówi do Kuby. Wstajemy na śniadanie – zaśmiałam się, potrząsając nim lekko.
- Śniadanie? – spytał, kompletnie nie kontaktując ze światem.
- Tak, to taki posiłek, który jedzą ludzie na rozpoczęcie nowego dnia – wyjaśniłam mu powoli, zakładając ręce za głowę i jeszcze bardziej rozwalając się na połowie jego łóżka.
- Już jest pora na śniadanie? – spytał, ziewając.
- Znaczy, nie wiem. Ja wstałam, Asia chyba też, więc albo do nas dołączysz i coś zjesz, albo sam będziesz sobie musiał jedzonko zrobić, bo ja dzisiaj wybywam z domu – oznajmiłam mu beztrosko.
Kuba po tym zdaniu aż podniósł się do pionu. No proszę, łatwo go było dzisiaj obudzić...
- A gdzie idziesz? Nie pamiętasz, że wieczorem wyjeżdżamy? – zdziwił się.
- Pamiętam, Kubuś, doskonale pamiętam – zapewniłam go. – A idę do Ivana i Agi, a później pewnie pojedziemy razem do Krzyśka. Wiesz, nie chcę się dzisiaj pałętać tu pod nogami. Pewnie do Aśki przyjdzie Semir, a ja nie mam zamiaru się kłócić... – wyjaśniłam mu.
- A nie możecie się pogodzić? – spytał naiwnie Wilczek.
- Kuba, wiesz przecież, że ja muszę to sobie wszystko poukładać w głowie i trochę ochłonąć. Jak wrócimy z Gdańska, to pewnie już wszystko będzie w porządku… - mruknęłam, choć nie byłam do końca o tym przekonana. Ale przecież tego mu nie powiem. Nie chcę go martwić.
- No tak, rozumiem – mruknął Kuba, kiwając głową i przeciągając się leniwie.
- Nie smutaj, głupku – zaśmiałam się, mierzwiąc mu włosy. – Powiedz mi tylko, o której to musimy dzisiaj w nocy wyjechać?
- Pojedziemy pewnie z sześć, w najgorszym razie siedem godzin, a mam podpisać kontrakt o dziewiątej rano, więc tak około pierwszej powinno być dobrze, abyśmy ze spokojem zdążyli – odpowiedział skupiony, dokładnie wszystko analizując. – A powiedziałaś Aśce, że jedziesz ze mną?  - spytał.
- No właśnie, jeszcze nie i mam do ciebie prośbę z tym związaną… - zaczęłam niepewnie.
- Tak? – zainteresował się Wilczek.
- Mógłbyś poprosić Semira, aby się nią zajął, gdy nas nie będzie? W końcu jest jej facetem, niech wykaże się odpowiedzialnością. Ja go o to nie poproszę, nie po tym, co się wczoraj stało, ale też nie chcę jej zostawiać samej w Poznaniu, mimo wszystko… – mruknęłam.
Obiecałam sobie, że się zajmę Asią, choćby nie wiem co i miałam zamiar dotrzymać danego sobie słowa. Nie mogłam więc zostawić jej bez opieki na tak długo, zwłaszcza, że do planowanego rozwiązania jest coraz bliżej. Nawet po tym, co mi wczoraj powiedziała, nie mogłam jej tego zrobić...
- Jasne, że go o to poproszę – zapewnił mnie Kuba. – Wiesz, że jesteś cudowną przyjaciółką? – dodał po chwili.
- Jasne, że wiem – zaśmiałam się, zeskakując szybko z łóżka, aby nie oberwać od niego poduszką za swoją nieskromność.
A po chwili zniknęłam w kuchni, by sprawdzić, czy mi się woda na twardo nie przegotowała.


*


Następnego dnia około ósmej rano zaparkowałam wilcze auto na parkingu obok PGE Areny w Gdańsku. Szturchnęłam kilka razy słodko śpiącego i niczego nieświadomego Wilka w ramię, aby się obudził. Kuba rozejrzał się zdezorientowany dookoła siebie. Gdy zorientował się, że jest w samochodzie, który stoi na parkingu przed stadionem i to tym w Gdańsku, spojrzał na mnie rozzłoszczony.
- Miałaś mnie obudzić! – warknął, jednocześnie swoim spojrzeniem wwiercając się centralnie w moją osobę.
No tak, wyjeżdżając po pierwszej w nocy z Poznania kategorycznie zabroniłam piłkarzowi prowadzić, nakazując mu spać na siedzeniu pasażera, bo nie wyglądał zbyt dobrze. Zaspał, jak zwykle i gdyby nie ja, to nie wyjechalibyśmy o wcześniej umówionej godzinie. A gdy Kubę wyrwie się ze snu, ten niezbyt kontaktuje i jeszcze by nas w jakieś drzewo władował, dlatego kazałam mu dalej spać. Umówiliśmy się, że obudzę go jakoś w połowie drogi, aby mnie zmienił za kółkiem, ale tak słodko spał, że nie miałam serca tego zrobić. Tak więc spędziłam prawie siedem godzin kierując samochodem. Oczywiście, że zrobiłam sobie w międzyczasie jedną krótką przerwę na kawę w przydrożnej kafejce w jakieś małej miejscowości. A Kuba spał w najlepsze, nic go obudzić nie mogło.
- Nie miałam serca – przyznałam się przed nim. – A poza tym, tak mocno spałeś, że nic by cię nie obudziło. Ale to dobrze, bo musisz być wypoczęty, aby podpisać się w odpowiednim miejscu na swoim nowym kontrakcie – wyszczerzyłam się w jego kierunku.
- Do końca życia będziesz mi to wypominać? – mruknął rozzłoszczony Kuba.
- Ale ja ci niczego nie wypominam! – broniłam się, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. – Nie rozumiesz, że ja się o ciebie troszczę? Nie chcę, aby taka sytuacja się już więcej powtórzyła.
- Ta, jasne – syknął ironicznie wyprowadzony z równowagi Wilczek.
Byłam złośliwym człowiekiem, doskonale to wiedziałam, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać przed zdenerwowaniem go choćby odrobinkę, tak na miłe rozpoczęcie dnia. Miłe dla mnie, nie dla niego, oczywiście.
- Przestań mruczeć na mnie złowrogo, tylko zabieraj swój tyłek z fotela i idziemy do twojego nowego klubu – powiedziałam już normalnie w jego kierunku, nie chcąc go już więcej denerwować.
Wysiadłam z samochodu, a Kuba po chwili zrobił to samo. Zamknęłam auto i podążyłam za piłkarzem. Gdy tylko go dogoniłam, usłyszałam jego słowa rzucone w przestrzeń:
- Nigdy nie sądziłem, że będę podpisywał kontrakt z innym klubem niż Lech Poznań…
- A ja nigdy nie sądziłam, że będę cię wywozić do innego miasta, byś podpisał tam kontrakt z jakimś klubem – sparafrazowałam jego wypowiedź. – No ale co poradzić? Takie życie… - dodałam.
Szliśmy w milczeniu w stronę wejścia na gdański stadion. Kuba w międzyczasie poinformował kogoś, że już jesteśmy na miejscu. I to chyba ten ktoś czekał na nas przed wejściem do siedziby klubu... Panowie uścisnęli sobie dłonie, uśmiechając się do siebie niemrawo, a ja w tym czasie stałam sobie z boku i przyglądałam się im, nie wtrącając się do ich rozmowy. W końcu, poznali się oni przy dogadywaniu kontraktu i przyglądaniu się przygotowaniom Kuby do rundy wiosennej. Tylko ja nie zdążyłam jeszcze poznać tego człowieka. On jednak postanowił szybko to zmienić.
- Właściciel klubu, Andrzej Kuchar - przedstawił się mi, po chwili całując mnie w rękę. – A pani zapewne jest dziewczyną Kuby? Muszę się przyznać, że moi ludzie trochę poszperali w Internecie na plotkarskich portalach chcąc się czegoś dowiedzieć o życiu prywatnym mojego nowego gracza i słyszałem, że Kuba ma piękną narzeczoną, ale nie sądziłem, że aż tak.
- Och, dziękuję – uśmiechnęłam się zawstydzona w kierunku właściciela klubu. – Ale proszę nie wierzyć we wszystkie plotki, które pan o nas czyta – dorzuciłam.
- Oczywiście, że nie wierzę – pan Andrzej zapewnił mnie o tym solennie. – Na początku nawet nie sądziłem, że to prawda, iż jesteście razem. W końcu, Kuba nic nam nie mówił, że z kimś się tutaj przeprowadzi. Tak to bym mu zaoferował jakieś mieszkanie, a nie współlokatorstwo z jednym z naszych zawodników. Ale oczywiście, można to zawsze zmienić, żeby się państwo nie musieli w trójkę gnieździć – od razu pospieszył z wyjaśnieniami.
No proszę, jak tutaj dbają o swoich zawodników. Tak powinno być.
- Nie musi pan się tym martwić, naprawdę – przerwałam mu w snuciu tych dość dalekosiężnych planów. – Ja tylko przyjechałam z Kubą obejrzeć Gdańsk, nie przeprowadzam się tutaj, obowiązki zawodowe zatrzymały mnie w Poznaniu – wyjaśniłam mu pokrótce.
Nie wiem nawet, dlaczego od razu nie zaprzeczyliśmy, że nie jesteśmy parą. Kuba co prawda już otwierał usta, aby coś wtrącić, ale pan Kuchar tak szybko zaczął nadawać, że nie dało rady przerwać jego wypowiedzi. I jakoś tak nie bardzo nam to wyszło. A teraz to już nie jest takie wielce istotne. W końcu, ile to już razy byliśmy posądzani o to, że jesteśmy razem? Odpowiem – wielokrotnie, że aż nie da się tego zliczyć. A więc mamy wprawę, kolejny raz w niczym nam nie zaszkodzi.
- Och, to wielka szkoda. Ale to w końcu Gdańsk nie jest tak daleko od Poznania – rzucił z przekonaniem pan Andrzej.
- Też to sobie wciąż powtarzam – uśmiechnęłam się pod nosem. – Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie tutaj jest jakaś łazienka? – spytałam, rozglądając się na boki i szybko zmieniając temat.
Podczas tejże rozmowy, zdążyliśmy już przekroczyć progi gdańskiego stadionu. Gdzieś tu zapewne był gabinet prezesa, trenera, zabiegowy, szatnie i tak dalej, więc musiała też być i toaleta. A mi chyba przydałoby się odrobinkę doprowadzić do jako-takiego porządku po nocy spędzonej za kółkiem.
- Ostatnie drzwi po lewej – uśmiechnął się do mnie pan Kuchar.
- Dziękuję bardzo. Opuszczę panów na moment – powiedziałam, chcąc odejść.
- Zaczekamy na panią w moim gabinecie. To jest ten pokój po drugiej stronie holu – dorzucił jeszcze pan prezes w moim kierunku.
I tak oto oni poszli w jedną, a ja w drugą stronę. Łazienkę odnalazłam bez problemu. Uczesałam się, zatuszowałam zmęczenie, które pojawiło się pod moimi oczami po nieprzespanej nocy, tak że wyglądałam teraz w miarę jak człowiek. Kierując się w stronę gabinetu właściciela zespołu, rozglądałam się uważnie dookoła siebie. Musiałam przyznać, że na pierwszy rzut oka było widać, iż jest to nowy stadion. Nowocześnie urządzony, funkcjonalny i w dobrym guście. Po holu kręciło się sporo ludzi. Niektórzy mieli przepustki dziennikarskie, pewnie przyszli tutaj porobić zdjęcia nowemu zawodnikowi biało-zielonych. Niektórzy mieli przerzucone przez ramię torby treningowe, dzięki czemu orientowałam się, że są to nowi koledzy Kuby z drużyny. Trening mieli zaplanowany na dziewiątą, dokładnie w tym samym czasie Kuba będzie podpisywał kontrakt i odpowiadał na pytania dziennikarzy w sali konferencyjnej niedaleko murawy.
Weszłam do gabinetu, który również odnalazłam bez problemu. Jakoś dobrze się tutaj czułam, myślę, że Kubie powinno się tu spodobać. Mi by się spodobało, ba, już mi się podoba. W pomieszczeniu nie zastałam już tylko Kubę i wcześniej poznanego przeze mnie właściciela klubu, ale także trenera Gdańszczan, Pawła Janasa, który zapragnął mieć Wilka w swojej ekipie, oraz jakiegoś członka zarządu odpowiedzialnego za transfery. Zostałam przedstawiona wszystkim jako dziewczyna Wilka, po czym panowie wcisnęli mi do ręki jakąś plakietkę i razem skierowaliśmy się do sali konferencyjnej.
- Jeśli nie chcesz odpowiadać na jakieś pytanie, to spójrz na mnie i chrząknij znacząco – mruknęłam w stronę Kuby, widząc, że trochę denerwuje się tym, co go czeka za chwilę – a będę udawać, że mdleję, czy coś. Ludzie zajmą się mną i zapomną o kłopotliwym pytaniu.
- Jesteś naprawdę kochana, ale sobie poradzę – Wilczek uśmiechnął się w moim kierunku, ale jakoś jego mina mnie nie przekonała.
Nie mogłam się jednak z nim teraz pokłócić, bo musiałam opuścić panów. Nie wchodziłam przecież z nimi na podest, bo nie byłam w to miejsce powołana. Weszłam więc po cichu drugim wejściem, który mi pokazano i usiadłam na jednym z krzesełek na środku pomieszczenia. Przede mną siedziało kilkoro dziennikarzy z notesami i dyktafonami w dłoniach, obok nich siedzieli ludzie z aparatami i kilku gości z kamerami. Punktualnie o dziewiątej za stolikiem znajdującym się w centralnym miejscu sali, zasiedli przedstawiciele zarządu i nowy zawodnik Lechii. Kuba szybko odnalazł mnie wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się pokrzepiająco w jego kierunku i pokiwałam głową, chcąc mu tym gestem dodać odrobinkę otuchy. Chyba pomogło, bo nie wydawał się być już tak zdenerwowany, jakby moja reakcja utwierdziła go w tym, że dobrze robi.
Najpierw głos zabrał właściciel Lechii, który przedstawił warunki kontraktu i wszystkie szczegóły, które mnie w tej chwili nie obchodziły (w odróżnieniu od dziennikarzy, którzy notowali jak szaleni). Później pan Paweł Janas opowiedział, dlaczego chciał pozyskać Kubę do swojej drużyny, wymieniając wszystkie jego zalety. Następnie Kubie podsunięto pod nos kontrakt, który podpisał. Otrzymał też koszulkę z numerem 19 (choć dla mnie zawsze jego numerem będzie 7, ale w Gdańsku siódemka była już zajęta, więc nic mu nie pozostało, jak wziąć ten numer), dziennikarze porobili mu masę zdjęć, gdy trzyma tą koszulkę w rękach, a następnie zasypali go gradem pytań. Kuba odpowiadał spokojnie, taktownie, ale przede wszystkim szczerze. Z zainteresowaniem go słuchałam, myślę, że tą konferencją zaskarbił sobie przychylność gdańskich kibiców.
- Czy to prawda, że odszedł pan z Lecha Poznań przez trenera Bakero, który nie chciał już pana w swojej drużynie?
- Tak, to prawda. Według trenera Bakero nie pasuję do koncepcji gry Lecha, którą on ustalił. Trener mi o tym powiedział prosto w oczy, a ja uszanowałem jego decyzję. Zaproponowano mi wyjście z tej patowej sytuacji, ja je przemyślałem i po kilku tygodniach siedzę tutaj z państwem jako zawodnik Lechii Gdańsk.
- To jest chyba trudna sytuacja dla piłkarza związanego od zawsze z jednym klubem?
- Rzeczywiście. Nie będę ukrywał, że Lech był i wciąż jest dla mnie najważniejszy. Wychowałem się na nim, chodziłem na jego mecze od najmłodszych lat, odkąd skończyłem szkołę podstawową byłem związany z Lechem, jestem jego wychowankiem i tego nie da się już zmienić. Kocham ten klub całym sobą, jednak przede wszystkim jestem profesjonalnym piłkarzem, który chce grać.
- Czego oczekuje pan po grze w Lechii?
- Przede wszystkim chciałbym grać regularnie w pierwszym składzie zespołu. Zawsze chcę pokazywać się z jak najlepszej strony i mogę obiecać gdańskim kibicom, że dam z siebie wszystko. Mogą być o to spokojni.
- Nawet w meczu przeciwko Lechowi Poznań? Pana kontrakt w odróżnieniu od większości ostatnio podpisywanych umów o wypożyczenie, nie zawiera klauzuli, która zabraniałaby panu grać przeciwko Lechowi. Nie będzie panu ciężko wyjść przeciwko swoim dotychczasowym kolegom?
- Oczywiście, że będzie, ale to jest futbol, sentymenty trzeba odłożyć na bok i dawać z siebie wszystko na boisku. Nie położę się na murawie i nie będę patrzył jak moi byli koledzy z Poznania z nami wygrywają. Od teraz jestem zawodnikiem Lechii, będę więc robił wszystko, abyśmy wygrywali każdy mecz, nawet ten z Lechem. Na razie jednak nie myślę o tym spotkaniu, ponieważ z tego co się orientują, jest on pod koniec sezonu, a do tego czasu jeszcze wiele może się zmienić...
- A jak wiadomość o pana odejściu przyjęli pana fani?
- Liczę, że kibice Lecha zrozumieją moją decyzję. W Poznaniu naprawdę niczego mi nie brakowało, jest to przepiękne miasto, w którym się wychowałem i mam wszystko, rodzinę i przyjaciół, oprócz jednej rzeczy – nie mógłbym robić tego, co kocham, czyli grać. A ja nie mam zamiaru grzać ławy, chcę występować w każdym możliwym meczu i pokazywać co potrafię. Gdańsk mi to umożliwił. To nie była łatwa decyzja, ale podjąłem ją i myślę, że szybko zaaklimatyzuję się nad morzem i nie będę tego żałował.
- Ktoś panu pomagał w podjęciu tej decyzji? Konsultował się pan z kimś w tej sprawie?
- Tak, rozmawiałem o tym z wieloma osobami. Chciałem poznać zdanie innych ludzi i je przeanalizować. Na przykład, porozmawiałem sobie szczerze z Krzysztofem Kotorowskim, który niedawno był w podobnej sytuacji do mojej i został w Lechu mimo wszystko. Porównałem jego opinię z moimi aspiracjami i zdaniem najważniejszej osoby w moim życiu – zawahał się przez chwilę. Kiedy to mówił, jego wzrok spoczął na mojej osobie, a mi zrobiło się niesamowicie ciepło na sercu, ponieważ wiedziałam, że mówił o mnie. – Przemyślałem wszystkie za i przeciw, i… oto jestem tutaj z państwem - zakończył.
- Miał pan oferty z innych klubów z Polski czy z zagranicy?
- Tak, było ich kilka, ale to już nie jest ważne. Propozycja Lechii była najkonkretniejsza. Do tego zależało mi na wypożyczeniu, a nie na sprzedaży, przynajmniej na razie. A Gdańsk nie jest aż tak daleko usytuowany od Poznania, więc kiedy tylko będę mógł, to wsiadam w samochód i jadę do domu, by odwiedzić moich najbliższych.
- Dlatego zdecydował się pan na wypożyczenie, bo chce pan wrócić jeszcze do Lecha?
- Oczywiście, że bardzo bym tego chciał, ale nie wiem, czy będzie jeszcze to możliwe, dlatego Lechia ma zapisaną w kontrakcie opcję pierwokupu. Jeśli się sprawdzę i zaaklimatyzuję tutaj, a nie będę mógł wrócić do Poznania, to po upływie wypożyczenia na pewno przemyślę, czy by tutaj nie zostać na stałe. Ale na razie nie zawracam sobie tym głowy, skupiam się na rundzie wiosennej, to jest teraz dla mnie najważniejsze.
- A jak wygląda pana przygotowanie fizyczne do rundy wiosennej? Jest pan w stanie zagrać już w najbliższym meczu Lechii pełne dziewięćdziesiąt minut?
- Mimo że tak późno podpisuję kontrakt z Lechią, to przecież przez ten czas nie próżnowałem, tylko ciężko trenowałem z Lechem, więc pod względem fizycznym jestem dobrze przygotowany, co pokazały testy medyczne. Muszę się jedynie teraz zgrać z moimi nowymi kolegami, mam nadzieję, że szybko się dogadamy. A czy wyjdę w podstawowym składzie w najbliższym meczu? To wie tylko trener Janas.
Dziennikarzom chyba spodobała się szczerość Kuby i swoboda, z jaką odpowiadał na ich pytania, bo chcieli jeszcze trochę go pomęczyć, jednak właściciel Lechii nie pozwolił im już więcej zabrać głosu i zakończył konferencję. Wszyscy w pomieszczeniu zaczęli się zbierać, oprócz mnie. Jeszcze nie docierało do mnie, że od tej chwili Kuba będzie występował w biało-zielonej, a nie w niebiesko-białej koszulce, ale… takie jest życie, jak sama to powiedziałam dzisiejszego ranka. Kiedy panowie schodzili z podestu, Kuba spojrzał na mnie i nieznacznym gestem przywołał do siebie, co jednak nie uszło uwadze wścibskim dziennikarzom. Od razu zainteresowali się moją osobą, pewnie chcąc się dowiedzieć, kim jestem i co tu robię. Nie udało im się jednak mnie zatrzymać, choć widziałam, że chcieli mnie o coś zapytać, ale jakoś przeszłam obok nich i nie zostałam zaczepiona. Kiedy tylko dotarłam do Wilka, ten objął mnie ramieniem i powiedział:
- Dzięki, że byłaś tu ze mną, bez ciebie bym sobie nie poradził.
- Nie ma sprawy, myślę jednak, że mimo wszystko oczarowałbyś tłum, tak jak to zrobiłeś przed chwilą – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Naprawdę sądzisz, że przekonałem ich do siebie? – Kuba spojrzał na mnie z nadzieją.
- Gdybym była kibicem Lechii, to już bym była twoją fanką. Szczerością zawsze zjednuje się ludzi, pamiętaj o tym – powiedziałam, dźgając go palcem w pierś.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo twoje zdanie się dla mnie liczy… - szepnął Kuba.
W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się do niego, bo naprawdę nie wiedziałam, co powinnam mu teraz odpowiedzieć. Poza tym zorientowałam się, że Kuba prowadzi mnie w zupełnie innym kierunku, niż myślałam, że teraz pójdziemy. Sądziłam, że pojedziemy do jego nowego mieszkania i że wreszcie będę mogła się porządnie odświeżyć. My tymczasem szliśmy w zupełnie inną stronę niż zakładałam.
- Gdzie my idziemy? – spytałam go więc.
- Poznać moich nowych kolegów – odpowiedział Wilk, patrząc przed siebie z nieodgadnioną miną.
- To może ja zaczekam na ciebie gdzieś… - szepnęłam, a gdy Kuba spojrzał na mnie jak na idiotkę, wyjaśniłam mu: – Chyba nie jestem odpowiednią osobą, by tam iść z tobą. Nie powinnam się wtrącać w sprawy zespołu…
- Nie ma mowy, idziesz ze mną – Kuba kategorycznie mi tego zabronił, a zrobił przy tym taką minę, że wiedziałam, iż zdania swojego nie zmieni, choćbym nie wiem jak próbowała go przekonać.
Poszłam więc tam z nim, bo cóż innego mi pozostało? Trening trwał już w najlepsze, a był prowadzony przez asystentów pana Janasa. Ten ostatni przecież musiał być obecny na konferencji. Usiadłam na ławce rezerwowej obok sztabu szkoleniowego Lechii i przyglądałam się biegającym po boisku piłkarzom. Niektórych z nich kojarzyłam, ale większość sylwetek na murawie nic mi nie mówiła. W tym samym czasie Kuba, siedzący obok mnie, rozmawiał z trenerem o taktyce i jego roli na boisku. Nie wtrącałam się w to, nawet się zbytnio im nie przysłuchiwałam. Czekałam tylko na koniec treningu, bo wtedy to Kuba miał się zapoznać z drużyną, poznać swojego współlokatora, który zaprowadzi nas do nowego mieszkania Wilka. Tego ostatniego pragnęłam chyba w tej chwili najbardziej…
Długo nie musiałam czekać, trening skończył się dość szybko. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Możliwe, że mylne... Trener wyłonił się z ławki rezerwowej, Kuba szedł obok niego, a ja stanęłam z boku i się temu przyglądałam. Wydał im kilka poleceń, po czym oznajmił:
- Dobrze, panowie, oto jest nasz nowy zawodnik, o którym wspominałem, Jakub Wilk. Mam nadzieję, że przyjmiecie go jak najlepiej i pokażecie mu, co i  jak.
Piłkarze najpierw dokładnie przyjrzeli się Wilkowi, by później zacząć się mu przedstawiać. Nie zapamiętałam jednak jakiegoś nazwiska, może to dlatego, że nagle zachciało mi się spać. To pewnie przez tą noc spędzoną za kółkiem, a nie w łóżku... Nawet nie zorientowałam się, kiedy chłopcy skończyli się zapoznawać, a ich wzrok skierował się na mnie. To chyba nie umknęło uwadze trenera (naprawdę, jest dość spostrzegawczym człowiekiem), ponieważ dodał:
- A to jest dziewczyna Wilka, pani… - i się zaciął, spoglądając na mnie i próbując przypomnieć sobie, jak się nazywam.
- Liliana Kotorowska – przedstawiłam się, nie chcąc wpędzać nowego trenera Kuby w jeszcze większe zakłopotanie. W końcu, z tego co się orientuję, chyba nikt do tej pory nie spytał się mi, jak się nazywam. Ale może zapomniałam, że się przedstawiałam, przez to, że jestem trochę niewyspana… – Ale żadna ze mnie pani, po prostu Lila – uśmiechnęłam się w ich kierunku.
- No właśnie, Kuba i Lila, z tego co mi wiadomo, to jest wasz współlokator – trener Janas wskazał na dosyć niskiego i na pewno młodszego od nas chłopaka. Do tego wydawało mi się, że kogoś mi przypomina z twarzy, ale nie wiedziałam, kogo. Możliwe też, że przez to niewyspanie po prostu coś mi się pokręciło w głowie… - Kuba Kosecki, też wypożyczony, tylko że z Legii Warszawa.
Czyli miał na imię Kuba. Jak fajnie, dwaj Jakubowie się zebrali, jeden mały, drugi… troszkę większy. I już wiedziałam, kogo mi przypominał!
- Nieźle państwo to wymyślili, żeby Lechitę i Legionistę wpakować do jednego mieszkania, no, no – zaśmiałam się, nie mogąc się przed tym powstrzymać się.
- Kurczę, dziewczyna ma rację – trener Janas nagle się o tym zorientował, drapiąc się po głowie. – Oby tylko nic złego z tego nie wyszło, zrozumiano? – dodał to już ostrzejszym tonem głosu, spoglądając wymownie na obydwóch Jakubów.
- Ma się rozumieć – zaśmiał się Kosecki. – Gramy dla Lechii, więc niesnaski klubowe odłożymy w cień, co nie? – szturchnął w ramię Wilka.
- Jasne – a ten mu zawtórował.
- Trzymam was za słowo – odpowiedział jeszcze trener Janas, po czym nas opuścił, udając się w kierunku swojego gabinetu.
- Nie wiedziałem, że będę mieszkał z dwoma osobami, dlatego mam tylko jeden komplet kluczy, ale to się jakoś dorobi w najbliższym czasie… - mruczał młody Kosa, szukając czegoś po kieszeniach swojej treningowej bluzy.
- Nie będzie to konieczne – powiedziałam z uśmiechem. – I tak będziecie mieszkać we dwójkę, ja tylko przyjechałam na kilka dni - wyjaśniłam mu.
- Jak to, nie przeprowadzasz się z Kubą? – zdziwił się, spoglądając na mnie większymi oczami.
- Niestety nie, muszę zostać w Poznaniu. Praca – dodałam, widząc, że niezbyt rozumie.
- Zupełnie jak moja dziewczyna… - mruknął. – A gdzie pracujesz? – zainteresował się.
- Jestem iberystką, uczę w szkolę i tłumaczę w jednej z poznańskich firm.
- A już myślałem, że tak jak moja dziewczyna, jesteś modelką – powiedział i wydawało mi, że mówił całkiem serio.
- Weź przestań, nie mam na to warunków. Jestem zbyt niska i za mało chuda – zaprzeczyłam.
- A właśnie, że masz. Znam wiele modelek i ty pasujesz do nich w zupełności – nie zgodził się ze mną. Zorientował się chyba, że nie warto mi jednak tego tłumaczyć, bo i tak swojego zdania nie zmienię, więc szybko zmienił temat: - A właśnie, twoje nazwisko jest takie samo, jak bramkarza Lecha. Jesteście spokrewnieni?
- Jestem jego siostrą – wyjaśniłam mu.
- Pytam, bo kompletnie się od niego różnisz z wyglądu i byłem ciekaw, czy to nie jest jakaś zbieżność nazwisk – wytłumaczył się, jakbym miała mu za złe, że zadał mi to pytanie. A nie miałam.
- Nikt nie zauważa podobieństwa między nami – odpowiedziałam, nie mając zamiaru mu tłumaczyć, że tak właściwie, to jestem adoptowaną siostrą Krzyśka. Zresztą, po co mu to wiedzieć? – Ty za to jesteś wykapanym ojcem – dodałam.
- Możliwe – młody Kosa mruknął niezbyt zadowolony z tego stwierdzenia. – Dobra, pogadamy sobie w mieszkaniu. Tu macie adres i klucze, będę za jakieś pół godziny – szybko przeszedł do konkretów, chyba mając dość tej rozmowy i chcąc jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem po treningu. Wręczył nam pęk kluczy i karteczkę z nabazgranym adresem, po czym rzucił jeszcze: – Na razie.
- Do zobaczenia – ledwo zdążyliśmy się z nim pożegnać, zanim zniknął za drzwiami gdańskiej szatni.
Chwilę później wyszliśmy razem ze stadionu i wpakowaliśmy się do wilczego auta, który tym razem prowadził Kuba, bo ja byłam zbyt śpiąca. I choć podobno nowe mieszkanie Wilczka znajdowało się blisko stadionu, mogłam przez zmęczenie nie wjechać tam, gdzie powinnam. Ledwo powstrzymywałam się, żeby nie usnąć, co ostatecznie i tak mi nie wyszło, bo… nie pamiętam, jak i kiedy znalazłam się w środku. Ale o tym może innym razem...





______________________


Przechodzę właśnie załamanie przez tą wiadomość, która rozwiała wszystkie moje nadzieje, którymi do tej pory się żywiłam, a mimo to dodałam post. Proszę więc, doceńcie to i spójrzcie na mnie łaskawszym okiem, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to najwyższych lotów rozdział, który tu napisałam... 


Kubusiu mój drogi, nawet nie wiesz, jak jest mi cholernie źle, że nie ma żadnej nadziei, abyś został w Poznaniu. Lech to jest twoje miejsce i zawsze będzie. Życzę ci jednak powodzenia w nowym klubie, który sądzę, że szybko znajdziesz. Pokaż wszystkim, na co cię stać. Udowodnij im, że się pomylili co do ciebie. Niech żałują, że zrezygnowali z tak solidnego gracza, jakim niewątpliwie jesteś. I mimo że będziesz grał w innym klubie, dla mnie zawsze pozostaniesz Lechitą, za którego będę trzymała kciuki, obojętnie gdzie by cię w świat nie wywiało. Twoja wierna fanka, Szanowna_L.


Kiedy następny rozdział? Nie mam pojęcia, naprawdę. W najbliższym czasie mogą się zdarzyć dość spore odstępy pomiędzy nowymi odcinkami na Poznańskiej Sieście. Zaczęła się sesja, także... no. Ale postaram się, abyście nie musieli czekać na nowość zbyt długo. Pozdrawiam! 

6 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę z tego, że Kuba został w Lechii tak dobrze przyjęty. Nie, żebym spodziewała się jakiejś masakry czy innego nieszczęścia, choć może poza czujnym okiem trenera nie wszyscy zawodnicy okażą się przy bliższym poznaniu cukierkowi, przytulaśni i czyści jak łza.. Niemniej jednak raduje mnie fakt dość szybkiego oraz w miarę bezbolesnego podłapania przez Wilka kontaktu z nowymi kolegami. Nie sposób przy okazji omawiania niemalże błyskawicznej adaptacji (przynajmniej formalnej ;D) nie wspomnieć również o udziale Lili w tym wszystkim, pozwolę zatem sobie na stwierdzenie, że bez niej zapewne Kuba tak optymalnie dobrego pierwszego wrażenia by nie zrobił ;p Kolejny raz powtórzę, że Kotorowska i Wilku idealnie do siebie pasują, mimo iż mam świadomość kopiowania samej siebie po raz enty :D Ogólnie więc rzecz ujmując, całość zapowiada się bardzo, bardzo ciekawie, tym bardziej, że Kuba zdążył już wyczuć analogiczne do swoich wibracje w drugim Jakubie :D Co to będzie, co to będzie.. Aż strach pomyśleć! ;DD Dziwny teraz będzie Poznań bez Wilka. I w sensie blogowym, i w sensie dosłownym.. Bo o ile do Lecha w Twojej opowieści Jakub może jeszcze wrócić (kto wie?), o tyle w realu może nie być już tak różowo.. Echh, co to się porobiło..
    BTW - Legionista i Lechita w jednym pokoju, notabene należącym do gracza Lechii? http://4.bp.blogspot.com/_y8uiVAM4Y7Y/SQq9CD0bqhI/AAAAAAAAFEE/68NF-BB7iVg/s400/orly_owl.jpg ;D
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    Mam zamiar wkrótce przystąpić do edycji swojego nowego rozdziału, więc bądź czujna - pewnie gdzieś za tydzień pojawi się u mnie nóówkaaa! Jak tylko zdam kolokwium zaliczeniowe z języka reklamy... ;DD

    OdpowiedzUsuń
  2. I... I jesteśmy już coraz bliżej "rozstania" Liliany z Wilczkiem? Naprawdę? Dlaczego?! :'(
    Nie wytrzymam tego okresu w opowiadaniu. Chyba, że ma się stać coś naprawdę ciekawego. Ale będzie mi tęskno za wiecznie głodnym Wilkiem. :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałabym!
    Stwierdziłam, że nie będę Cię męczyła tym informowaniem o nowych rozdziałach i zamiast czekać na komentarz po prostu regularnie będę tu zaglądać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będziemy tęsknić za Wilkiem! I nie sądziłam, że zostanie on tak miło powitany w drużynie.
    Od jakiegoś czasu czytam to opowiadanie, ale nigdy nie komentowałam.
    Uznałam, że czas zacząć.;) I mogłabyś mnie informować o nowych odcinkach na jak-trenujesz-tak-bedziesz-walczyc.blogspot.com . Byłabym wdzięczna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. nowość u Edith! ;D <-- love--is--the--reason.blogspot.com

    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się porobiło. Wilczek wyjechał i ciekawe jak Lila to wytrzyma? Uuu Legionista z Poznaniakiem w jednym pokoju? Tylko żeby wszystko cale zostało :-P
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń