Cały następny
dzień w szkole siedziałam jak na szpilkach, niczym uczniowie wyczekujący
nastanie weekendu. Ja jednak stresowałam się rozprawą Kaweckiej i to chyba
bardziej od niej samej. Ją uspokoiła wczorajsza rozmowa z nami. Skąd to wiem?
Bo rozmawiałam z nią dziś rano przed moim wyjściem do pracy. Była nadzwyczaj
pogodna i pewna siebie. A jakby to było mało na potwierdzenie mojej tezy, to wczoraj
wieczorem Semir napisał mi SMS-a, że jestem cudotwórczynią, bowiem nikt nie
uspokoił Aśki tak jak ja to zrobiłam. I wszystko było by pięknie, gdyby nie to,
że jej niepokój w dziwny sposób przeszedł właśnie na mnie, przez co trudno mi
się było na czymkolwiek skupić. Patrząc jednak racjonalnie na tą sytuację, może
to lepiej, żebym to ja się stresowała aniżeli miałaby to robić ona. Kawecka
powinna być dzisiaj spokojna, pewna siebie i swoich racji, aby w razie jakichś nieprzewidzianych
wypadków, móc sobie z nimi poradzić. Tak naprawdę to jednak miałam nadzieję, że
Emil nie zmienił swojego zdania, które tak sugestywnie zaprezentował nam
podczas naszej pamiętnej wizyty we Wrocławiu. W końcu zapewniłam Kawecką, że na
sto procent dzisiaj uda się wszystko załatwić i wreszcie naprawdę zacząć nowe
życie, a ja przecież swojego słowa zawsze dotrzymuję.
Z ulgą
przyjęłam więc dzwonek kończący moje lekcje na dziś. Niby były to tylko trzy
hiszpańskie – jeden z maturalną klasą i dwa z dwoma pierwszymi, ale każde z
tychże czterdziestu pięciu minut ciągnęły mi się w nieskończoność. Niestety,
nie od razu wydostałam się na zewnątrz, ponieważ Mariusz nie chciał jeszcze raz
przełożyć naszej przełożonej wczoraj rozmowy. Nie bardzo go słuchałam, więc nie
jestem do końca pewna, czego tak właściwie ode mnie chciał, ale jeśli się nie
mylę, to chodziło o przyszłotygodniowy wyjazd do Częstochowy z trzecimi klasami
w ramach intencji za pomyślność matur dla naszych tegorocznych maturzystów. Na
szczęście informatyk nie zawracał zbyt długo mojej uwagi i jakieś trochę ponad pół
godziny później otwierałam już drzwi od naszego mieszkania. Od razu w korytarzu
merdaniem ogona przywitał mnie Lesio. Choćby nie wiem jak bardzo zły miałabym
dzień, to ten mały potwór (który swoją drogą rośnie w oczach – je za dwóch
przez co z każdym dniem robi się większy i większy; niedługo mi całą kanapę
zajmie, gdy się na niej położy), zawsze poprawi mi humor. Muszę Kotorowi przy
najbliższej okazji powiedzieć, że prezent od nich spełnia swoje zadanie bardzo
dobrze. Pogłaskałam go więc po głowie, żeby już zadowolony dał mi spokój,
dzięki czemu będę mogła wejść w spokoju do środka i zrzucić z siebie wierzchnią
odzież.
Idąc w
stronę salonu, prawie przewróciłam się na podłogę przez grzechotkę, leżącą na
środku korytarza. Ciekawe, co ona tu robiła? Pewnie wyleciała z wózka i nikt
jej nie zauważył. Całe szczęście, że Lesio się do niej jeszcze nie dobrał, bo
nic by z niej już nie było, a Lilka mogłaby nam tego nie wybaczyć. Podniosłam więc
jej zabawkę i włożyłam do jednej z szuflad komody stojącej przy ścianie, aby
nie trafiła przypadkiem w niepowołane ręce (a raczej zęby), po czym ruszyłam w
głąb mieszkania. Sądziłam, że Kuba będzie z małą w salonie, jednak znalazłam
ich w sypialni. Lilka spała na naszym łóżku, a Kuba leżał obok niej i wpatrywał
się w nią z uwielbieniem jak w jakiś obrazek. Nie powiem, że taki widok nie
chwycił mnie za serce, bo bym skłamała. Było to coś naprawdę ujmującego. Zawsze
facet z dzieckiem jakoś rozczula kobiety – mnie również, ale chyba nigdy jeszcze
nikt tego nie zrobił w taki sposób, jak w tej chwili Kuba. Aż poczułam w sobie
nagły przypływ macierzyńskich uczuć. Semir i Aśka mają rację, Wilk będzie
naprawdę świetnym ojcem, mimo jego roztrzepania i usposobienia wiecznego
żartownisia.
- O,
jesteś – szepnął Kuba, zauważając moją obecność w pokoju. A może bardziej ją
wyczuwając?
Pokiwałam
głową, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku, aby przypadkiem nie obudzić
Lilki. Nie wiedziałam bowiem, kiedy zasnęła i jak długo zajęło Kubie jej
usypianie. Wilk tymczasem ostrożnie wstał z łóżka, po czym przykuśtykał do mnie.
Zostawiliśmy uchylone drzwi, aby słyszeć, kiedy mała się obudzi, po czym usiedliśmy
na kanapie w salonie. Lesio, widząc, że nigdzie się nie wybieramy, położył się
na fotelu naprzeciwko nas i zamknął oczy. Wyglądał, jakby spał, ale ja
wiedziałam, że czuwa. Jeden nasz mały ruch i już będzie na nogach.
- I jak?
– spytałam Wilka, wtulając się w jego ramię, którym mnie objął.
- Była
strasznie markotna, jakby coś ją niepokoiło – odpowiedział, doskonale wiedząc,
o co mi chodzi. – Ale w końcu udało mi się ją uśpić. Dzięki tobie.
-
Dzięki mnie? – zdziwiłam się, bo nie przypominałam sobie, abym miała w tym
jakiś udział. Przecież mnie tu nawet nie było w tym czasie.
- No –
przytaknął Kuba, tłumiąc ziewanie. – Wczoraj powiedziałaś, że twoim dzieciom
będziesz śpiewać przyśpiewki Kolejorza do snu. Co prawda one raczej mają być
pobudzeniem do walki, ale w odpowiedniej tonacji… – zastanowił się. – Kiedy więc już nie miałem żadnego
pomysłu, jak poradzić sobie z Lilką, zaśpiewałem jej „W grodzie Przemysława” i od razu zasnęła. Normalnie, jesteś
cudotwórczynią.
Już
drugi raz coś takiego słyszę o sobie w ostatnim czasie. Jeszcze się do tego
przyzwyczaję i co wtedy? Odbije mi z nadmiaru pochwał pod moim adresem.
- Bez
przesady – zaśmiałam się.
Niestety,
zamiast lekkiego chichotu, wyszedł mi nerwowy śmiech.
- Co jest,
kochanie? Martwisz się – stwierdził Kuba, doskonale się orientując, że coś jest
nie tak.
- Przed
tobą nic nie da się ukryć – zaśmiałam się. – Po prostu boję się, że coś dzisiaj
pójdzie nie tak, że wszystko wymknie się spod naszej kontroli – przyznałam się.
On mnie tak dobrze znał, że głupotą by było zaprzeczać czemuś, co jest dla
niego w tej chwili tak oczywiste.
Kuba,
słysząc moje słowa, przygarnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
-
Kotek, nie masz się o co martwić – odpowiedział z przekonaniem. – Z tego co mi
opowiadaliście o tym dupku, to on nie ma za grosz poczucia honoru. Jak
najszybciej by się małej pozbył, a że ma ku temu dobrą okazję, to na pewno jej
nie przepuści.
- A
jeśli przyjdzie mu do głowy, hm, nie wiem… o, na przykład wymyśli sobie, by
wyłudzić pieniądze od Semira? – spytałam. – Przecież ślepy nie jest, widzi, jak
bardzo zależy mu na dziewczynach. A jeśli skojarzył, że Semir jest piłkarzem,
którzy przecież trochę zarabiają i pomyśli sobie, że będzie mógł mieć z tego
zrzeknięcia się praw do małej jakieś zyski dla siebie? – wyrzuciłam z siebie.
- Za
dużo filmów się naoglądałaś i teraz wymyślasz – Kuba cmoknął mnie w policzek,
bagatelizując to, co przed chwilą powiedziałam. – Na pewno wszystko będzie
dobrze. Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Obyś
miał rację, Kubuś, obyś ją miał – szepnęłam, wtulając się w niego.
Nic
innego nam nie pozostało, jak czekać na rozwój wypadków.
*
Chodziłam
po mieszkaniu z małą na rękach i opowiadałam jej, co wydarzyło się w tych
ścianach w ciągu ostatnich kilku miesięcy. A wydarzyło się tu naprawdę wiele, dzięki
czemu diametralnie zmieniło się życie całej naszej czwórki. Lilka słuchała mnie
z uwagą, wpatrując się we mnie swoimi oczami – takimi samymi jak Asi, a Lesio
obserwował naszą dwójkę uważnie z kanapy, której nie miał zamiaru opuszczać.
Byliśmy sami, bo Kuba chwilę temu wyszedł do sklepu po szampana. W końcu
mieliśmy co świętować, wszystko odbyło się zgodnie z góry ustalonym planem. Od
tej pory prawo do małej miała tylko Kawecka i nikt już nie mógł tego zmienić. Zapadł
wyrok prawomocny, ku naszej wielkiej uciesze. Rozmawiałam z Aśką tylko przez
chwilę, ale od razu wyczułam w jej głosie nieopisaną ulgę, że wszystko się
udało. Wreszcie mogła zapomnieć o Emilu i o wszystkim, co wiązało się z
Wrocławiem. Co prawda nie wszystkie jej wspomnienia stamtąd były złe, jednak
dobrze wiem, że Kawecka wolała już zamknąć tamten rozdział za sobą i skupić się
na tym, co dzieje się tu i teraz, skupić się na swojej przyszłości.
Kilkadziesiąt
minut później siedzieliśmy już w piątkę przy stole w naszym salonie. Semir
trzymał Lilkę na rękach i robił głupie miny, Aśka pod stołem dokarmiała Lesia
kawałkiem placka z galaretką, który wraz z Stiliciem kupiła w cukierni, zanim
przyszli do nas, by odebrać małą. Kawecka sądziła, że nie widzę tego, iż
rozpieszcza mojego psa, ale ja miałam naprawdę dobry punkt obserwacyjny, żeby móc
tego nie zauważyć. A co robił Kuba? Właśnie męczył się z korkiem od szampana.
Nie chciał wystraszyć małej, dlatego próbował otworzyć go tak, aby ten nie
wystrzelił.
- Ale
ja prowadzę – powiedział Stilić, kiedy tylko Kuba postawił mu przed nosem
kieliszek.
- A ja
biorę jakieś tam leki na tą nogę i co z tego? – Wilk wzruszył ramionami.
-
Dobrze, że ja nie karmię – zaśmiała się Aśka, słysząc ich wymianę zdań i bawiąc
się swoim kieliszkiem.
- Lilki
może i nie, ale mojego psa za to jak najbardziej – wytknęłam jej od razu.
Szatynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. – Myślałaś, że tego nie widzę? –
zaśmiałam się. – Ale w porządku, niech i on ma trochę radości – wzruszyłam
ramionami, uśmiechając się w podzięce do Kuby, gdy podał mi mój kieliszek.
- Stary,
trochę szampana ci nie zaszkodzi, przecież nie będziecie od razu wychodzić do
domu, no nie? – tymczasem Kuba wciąż tłumaczył Semirowi, że nie powinien się aż
tak tym wszystkim przejmować. – A poza tym nie bądź sztywniak, przecież musimy
to jakoś uczcić – zakończył Kuba, unosząc swój kieliszek w górę w ramach toastu.
– Za nowy początek!
- Za
nowy początek! – powtórzyliśmy chórem.
I chyba
każdy, wznosząc ten toast, pomyślał o czymś innym. W końcu dla każdego z nas w
tym momencie coś się zaczynało, a coś innego się kończyło…
*
Nie
rozumiałam zbytnio powodu, przez który Semir odciągnął mnie w najdalszy kąt
naszego salonu kilkadziesiąt minut później. Tak właściwie to wiedziałam, że
chodziło mu o to, aby nikt oprócz mnie nie usłyszał tego, co miał mi do
powiedzenia, jednak nie było powodu, aby się tym faktem martwił. Zostaliśmy
sami w salonie. Aśka przewijała właśnie małą w naszej łazience, a Kuba… hm, nie
wiem dokładnie, co Wilku robił w tym momencie, ale nie było go w tej chwili w
salonie, więc nie bardzo rozumiałam, po co Semirowi ta cała konspiracja. Ale
skoro nalegał…
- Mam
do ciebie prośbę – szepnął Bośniak, kiedy już nachylił się w moją stronę zaraz
po tym, jak uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, by przekonać się, że nikt
się nam nie przygląda.
-
Dlaczego szepczesz? – spytałam normalnie, marszcząc brwi, bo wciąż nie bardzo
rozumiałam tego, co się tu dzieje.
- Bo
nie chciałbym, by się Aśka o tym dowiedziała – rzucił Semir, co już mi się
kompletnie nie spodobało.
- O
czym? – spytałam jednak.
Stilić,
kiedy po raz kolejny rozejrzał się po pomieszczeniu, pokazał na serdeczny palec
prawej ręki, po czym zatoczył dookoła niego okrąg. Przez chwilę patrzyłam
dziwnie na jego rękę, bo nie bardzo skumałam, o co mu chodzi, ale gdy tylko
dotarł do mnie sens tego gestu… oczy prawie wyszły mi z orbit.
- Co?
Ty? Eee... – zająknęłam się, kompletnie wytrącona z równowagi. – Jesteś tego
pewien?
Może to
sen? Może się przewidziałam? Naprawdę wydawało mi się to niemożliwe, aby ten
wieczny playboy, któremu tylko zabawa była w głowie, tak nagle chciał się
ustatkować. Przecież ledwo co przyjęłam do wiadomości jego związek z Aśką i
chęć bycia ojcem dla, bądź co bądź, nieswojego dziecka, a on mi tu i teraz
wyskakuje z czymś takim! Nie, potrafiłam wyobrazić sobie naprawdę wiele
dziwnych rzeczy, ale akurat to mi się nie mieściło w głowie.
- Nigdy niczego nie byłem tak bardzo pewien –
powiedział mi, będąc niezwykle poważnym. – I w związku z tym potrzebuję twojej
pomocy.
-
Mojej? – pisnęłam. Teraz to już w ogóle go nie rozumiałam. Do czego mu ja
jestem potrzebna w takim momencie?
- Tak,
twojej. Jesteś idealną kandydatką, a ja potrzebuję kobiecej ręki, konsultacji. W
końcu ty wiesz więcej o Aśce niż ja i wolałbym skonsultować swój wybór z tobą –
wyjaśnił. – To kiedy masz czas? – spytał prosto z mostu, zakładając z góry, że
się zgodzę.
I miał
rację. Nie mogłabym przepuścić takiej okazji, by zobaczyć jak Semir się miota,
wybierając pierścionek zaręczynowy. A poza tym musiałam się upewnić, że Bośniak
naprawdę wie, co chce zrobić, a w tej chwili nie było ku temu sprzyjających
warunków.
- Hm,
może w poniedziałek? – zamyśliłam się, analizując w głowie mój plan.
- W
porządku – przytaknął Semir. – To o której kończysz lekcje?
Aż mi
się przypomniało, gdy Kotor zdawał mi dokładnie takie samo pytanie, umawiając
się ze mną na wybieranie pierścionka dla Sylwii.
- O
piętnastej.
-
Cudownie – uśmiechnął się. – To w takim razie jesteśmy umówieni? – dopytywał, a
ja pokiwałam głową.
Właśnie
miałam wrócić na swoje miejsce, uznając rozmowę za zakończoną, ale Semir złapał
mnie za rękę, udaremniając mi to.
- Tylko
proszę, nikomu ani słowa. To zostaje między nami? – upewniał się.
Kątem
oka zauważyłam, że do salony z kuchni właśnie wszedł Wilk, który gdy tylko
zobaczył nas dwoje stojących tak blisko siebie przy oknie i spiskujących o
czymś ściszonymi głosami, zaczął nam się dziwnie przyglądać.
- Masz
to jak w banku – uśmiechnęłam się, klepiąc go po ramieniu.
Nie
miałam zamiaru przejmować się dziwnym zachowaniem Kuby, kiedy tylko zauważał
mnie w towarzystwie Stilicia, ale nie bardzo mi to wychodziło, dlatego przez
ten cały czas kątem oka mu się przyglądałam.
- To w
takim razie będę czekał w poniedziałek na ciebie przed szkołą – dodał Bośniak i
ucałował mój policzek, po czym skierował swoje kroki do łazienki, by sprawdzić,
co tam u dziewczyn, bo coś długo stamtąd nie wychodzą.
I takim
oto sposobem zostałam sama z Kubą, który wyglądał, jakby był zły. Przynajmniej
takie odniosłam wrażenie. Nie wiedziałam tylko, o co może mu chodzić. Co prawda
miałam swoje podejrzenia, jednak dla mnie były one tak śmieszne, że aż nieprawdopodobne.
- Co
jest? – spytałam, kiedy już usiadłam obok niego na kanapie.
- Nic –
odpowiedział. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Hm, nie
zabrzmiało to jednak zbytnio przekonująco, jeśli mam być szczera. A już fakt,
że Kuba patrzył w tej chwili na swoje buty, a nie na mnie i skubał rękaw swojej
koszuli, totalnie go pogrążał.
-
Przecież widzę, że jesteś na coś zły – westchnęłam. – O co ci chodzi? –
ponowiłam pytanie.
- O nic
Lila, naprawdę – mruknął, uparcie trwając przy swoim.
- Kuba,
nie denerwuj mnie nawet! – syknęłam, po czym rozejrzałam się po bokach, by
upewnić się, że wciąż jesteśmy sami w pomieszczeniu. – Spójrz na mnie i powtórz
to raz jeszcze, a może ci uwierzę.
Kuba
wykonał połowę mojego polecenia. Co prawda obrócił głowę w moja stronę, ale z
jego ust nie wydobyło się żadne słowa, ba, ani jeden dźwięk. Pokręciłam
przecząco głową, uśmiechając się pod nosem z satysfakcją.
- Głupi
jesteś, wiesz? – zaśmiałam się. – Dlaczego jesteś zazdrosny o Semira?
- Co?
Zgłupiałaś? – pisnął, ale z jego wyrazu twarzy odczytałam, że idealnie trafiłam
w powód jego dziwnego zachowania.
- Nie
pogrążaj się – zaśmiałam się, kręcąc głową. – Posłuchaj mnie uważnie. Myślałam,
że wiesz, że kocham tylko ciebie, że nie masz żadnego powodu, aby w to wątpić.
Nikt inny mnie nie interesuje, a już zwłaszcza nie Stilić. Poza tym on jest z
Aśką, więc dlaczego nagle miałby przystawiać się do mnie, co? Masz nas za
takich, którzy by grali na dwa fronty jednocześnie? – spytałam.
Pewnie
gdybym mu powiedziała, że umówiłam się z Bośniakiem tylko po to, aby mu pomóc w
wybraniu pierścionka zaręczynowego dla Asi, to by go to bardziej uspokoiło.
Choć w sumie czy aby na pewno? Nie byłam jakoś specjalnie przekonana, czy Kuba
by mi w to uwierzył, zwłaszcza, że Semir chcący się ustatkować i ja mu w tym
pomagająca, nie brzmi jakoś specjalnie realnie.
Ale nie
przekonam się, jaka by była jego reakcja, bo mu tego nie powiedziałam. Obiecałam
przecież Semirowi, że ta sprawa zostanie między nami i nie miałam zamiaru
złamać danego mu słowa, choćby nie wiem co.
- Nie,
ale… – zawahał się. – Ech, przecież tyle was łączy, spędzacie ostatnio ze sobą coraz
więcej czasu, macie wspólne wspomnienia…
- Z
tobą łączy mnie o wiele więcej przerwałam mu. – To z tobą mam więcej wspomnień
i to o wiele lepszych. Poza tym tylko z tobą chcę spędzać swój czas, więc naprawdę
nie wygłupiaj się i mi uwierz, że nie masz powodów do zazdrośni – odpowiedziałam
poważnie.
Kuba
przytaknął i uśmiechnął się w moim kierunku, wyglądając na przekonanego i
udobruchanego. Właśnie zbliżał swoją twarz w moim kierunku, aby mnie pocałować,
ale jak na złość właśnie w tej chwili Aśka z Semirem i Lilką wrócili do salonu,
by nam zakomunikować, że się zasiedzieli i będą wracać do domu. Odsunęliśmy się
więc z Kubą powoli od siebie, nie chcąc wzbudzić w nich jakichkolwiek podejrzeń,
po czym poszliśmy się z nimi pożegnać. Mieliśmy zamiar im powiedzieć o nas,
jednak jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę chcieliśmy utrzymać to w tajemnicy.
*
Ledwo
co zmusiłam Lesia, aby wsiadł ze mną do windy, tak bardzo chciał, abym weszła z
nim na górę po schodach. Miał w sobie niespożyte ilości energii w odróżnieniu
ode mnie, nie mającej już na nic siły. Ledwo co zmusiłam się, by wyjść z nim dzisiaj
na dwór na wieczorny spacer. Gdyby nie fakt, że Stiliciowie wracali do siebie
do domu, nie miałabym pretekstu, by się ruszyć z kanapy, tak mi było dobrze w
cieplutkim mieszkanku. Dzisiejszy dzień naprawdę mnie wykończył – fizycznie,
jak i psychicznie. Całe szczęście, że ten stres, który odczuwałam od rana,
okazał się być zupełnie niepotrzebny i że wszystko skończyło się dobrze, tak
jak miało być. Poza tym cudowne było to, że właśnie zaczął się weekend, podczas
którego będę mogła odpocząć i nacieszyć się obecnością Kuby, który w niedzielę
wieczorem ma pociąg do Gdańska. Ech, ciężko mi tu będzie bez niego, no ale tak
aktualnie wygląda nasza rzeczywistość. I może też trochę i przez to jedyne na
co miałam teraz ochotę, to położyć się do łóżka i wtulić w bok Kuby, a potem
spać jak niemowlę do jutrzejszego południa, mając go przy sobie. W końcu
niedługo znów będę przytulać się do poduszki i cholernie za nim tęsknić.
Kiedy
tylko weszłam do mieszkania, do moich nozdrzy doszedł zapach jedzenia, przez
który mój brzuch przypomniał mi o swoim istnieniu głośnym burczeniem. Czyli
zanim pójdę spać, muszę coś jeszcze
zjeść, żeby nie musieć w nocy wstawać przez przysychający mi do kręgosłupa
żołądek.
Ale
zaraz, zaraz… przecież ja niczego nie gotowałam dzisiaj, więc skąd te zapachy?
- O,
już jesteście z powrotem – w drzwiach od kuchni pojawił się Kuba przewiązany w
pasie fartuchem kuchennym i uśmiechnął się w moim kierunku. Po chwili był już
obok mnie i pomagał mi ściągnąć z siebie kurtkę, by móc odwiesić ją na wieszak.
– Zapraszam do stołu, królowo – powiedział, gdy już ściągnęłam buty, po czym
złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
Już
wtedy byłam zaskoczona do takiego stopnia jego zachowaniem, że nie mogłam
wydobyć z siebie głosu, ale gdy weszłam z nim do salonu i zobaczyłam nakryty
dla dwóch osób stół, stojący na środku pokoju oraz rozświetlone świeczkami pomieszczenie, kompletnie mnie zatkało.
- Łał –
wyszeptałam tylko, nie mogąc złapać tchu. – A z jakiej to okazji? – zapytałam,
gdy Kuba odsunął mi krzesło, na którym miałam usiąść.
- Tak
właściwie to bez jakiejś konkretnej – Kuba wzruszył ramionami w odpowiedzi. –
Pomyślałem, że będziesz głodna, przecież dzisiaj z tego wszystkiego
zapomnieliśmy o obiedzie. Jesteś? – zapytał z cwaniackim uśmiechem.
- Jak
wilk – odpowiedziałam ze śmiechem. Chwilę później Kuba mi zawtórował.
- W
takim razie już podaję do stołu – powiedział, gdy tylko się uspokoił, po czym
zawrócił w stronę kuchni, z której po chwili wrócił z kurczakiem w sosie
śmietanowo ziołowym z ryżem.
- I ty
to tak sam? – spytałam, kiedy położył to wszystko na stole.
-
Mówiłem ci, że trochę się podszkoliłem w Gdańsku w gotowaniu – uśmiechnął się
pod nosem, mówiąc to.
-
Naprawdę jestem pod wrażeniem – odpowiedziałam szczerze, kiwając głową.
-
Szczerze? Liczyłem na takie słowa – zaśmiał się Kuba, którego dawno nie
widziałam w tak dobrym humorze. – Och, jest jeszcze sałatka! – przypomniał
sobie i znów zniknął w kuchni.
Naprawdę
go nie poznawałam. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że po tylu latach naszej
znajomości, Kuba będzie w stanie wciąż mnie tak zaskakiwać. Wydawało mi się, że
znam go niemal na wylot, a tu proszę – jednak się myliłam. I wcale nie byłam z
tego powodu zła, czy rozgoryczona. Naprawdę podobało mi się to uczucie, które
mi w tej chwili towarzyszyło.
- Tak
właściwie to chyba nie bardzo pasuję do tej kolacji – powiedziałam, kiedy
omiotłam spojrzeniem swój wygląd, a Kuba zdążył już wrócić do salonu z sałatką
w ręce i z winem w pod pachą. – No, dresy i te sprawy. Wyglądam kompletnie
niewyjściowo – wyjaśniłam Wilkowi, widząc, że nie bardzo wie, o co mi chodzi.
-
Mylisz się, wyglądasz jak zawsze prześlicznie – odpowiedział mi, całując mnie w
rękę, a mi zapłonęły policzki. – A już zwłaszcza z tymi rumieńcami.
- Weź
przestań, zawstydzasz mnie – machnęłam ręką, spuszczając wzrok.
Kuba
złapał mnie za brodę i podniósł moją twarz, po czym delikatnie musnął moje
usta.
- Dla
mnie jesteś idealna w każdym wydaniu – powiedział patrząc mi w oczy.
Patrzyliśmy
sobie w oczy aż do momentu, w którym zaburczało mi w brzuchu.
-
Smacznego, skarbie – powiedział Kuba, po czym puścił moją twarz i zaczął przestawiać
swoje nakrycie z drugiej strony stołu na miejsce tuż obok mnie. Po chwili
wreszcie usiadł, w ostatniej chwili przypominając sobie o ściągnięciu fartucha.
- Nie
wiem, dlaczego na filmach wszyscy siedzą naprzeciwko siebie – skomentował swoje
poczynania.
-
Możliwe, że chcą patrzeć sobie w oczy – odpowiedziałam, kiedy już przeżułam
pierwszy kawałek mięsa.
- Może
masz rację – wzruszył ramionami – ale ja wolę siedzieć bliżej ciebie, złapać
cię za rękę, objąć ramieniem… a tak byłbym zbyt daleko, by móc to zrobić, więc
mam nadzieję, że mi wybaczysz iż nie będzie tak jak na filmach.
- Jest
o wiele lepiej – odpowiedziałam z uśmiechem, spoglądając mu w oczy.
Kuba
uśmiechnął się, po czym sam zabrał się za jedzenie, więc ja również wróciłam do
tego, co leżało przede mną na talerzu. Naprawdę nigdy mi przez myśl nie
przeszło, że w Kubie tkwi taki potencjał kulinarny. Żeby w niecałe pół godziny
zrobić coś tak dobrego?
- Chyba
przestanę gotować. Przy tobie wymiękam – komplementowałam go.
- Bez
przesady – Kuba machnął ręką, zawstydzając się – do takiej mistrzyni jak ty, to
mi jeszcze sporo brakuje, ale cieszę się, że ci smakuje. Nie chciałbym cię
otruć.
- Mam
nadzieję – roześmiałam się. – A tak na serio, to niebo w gębie!
- Miło
mi to słyszeć – odrzekł rozpromieniony Kuba.
Wiedziałam,
że Wilk bardzo ceni sobie moje zdanie i że właśnie takimi pochwałami sprawię mu
przyjemność.
- A
poza tym to chciałbym cię przeprosić – szepnął Kuba po chwili, wyrywając mnie z
zamyślenia.
- Przeprosić?
– zdziwiłam się. – Za co?
- Za moje
niezrozumiałe zachowanie. Masz rację, nie powinienem być zazdrosny o Semira.
Naprawdę nie wiem, skąd mi się to bierze? – westchnął.
A, to o
to mu chodziło. Tak właściwie to już nawet o tym zapomniałam.
- Och,
w sumie to mi nawet jest w pewnym stopniu przyjemnie, że jesteś o mnie
zazdrosny – uśmiechnęłam się pod nosem – ale naprawdę musisz mi uwierzyć, że ja
i Semir jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przecież minęły już dwa lata odkąd z nim
zerwałam, do tego teraz jestem z tobą, a on jest z Asią, więc naprawdę nie masz
ku temu powodów – złapałam go za rękę.
- Wiem,
wiem – Kuba ścisnął moją dłoń – po prostu pamiętam, że jeszcze niedawno Semir chciał
cię odzyskać i… no, szlag mnie trafia, kiedy widzę go tak blisko ciebie,
wiedząc, że może widywać cię na co dzień, a ja nie mam takiej możliwości będąc
w Gdańsku… – zasmucił się.
Mi
również od razu zrobiło się smutno na myśl, że od poniedziałku ponownie będzie
nas dzielić tyle kilometrów.
-
Przecież będę przyjeżdżać do ciebie na weekendy, będziemy dzwonić do siebie,
gadać przez Skype – wyliczałam, próbując podnieść na duchu jego, ale również i
siebie. – Zobaczysz, że już niedługo będziemy spędzać ze sobą czas na co dzień,
aż będziesz miał mnie dość – zaśmiałam się.
-
Ciebie nigdy nie będę miał dość – ucałował mnie w kącik ust.
-
Jeszcze się o tym przekonamy, gdy minie kwiecień, maj i sezon się skończy, a
wtedy albo wrócisz do Poznania, albo ja przeniosę się tam, gdzie będziesz.
Wtedy ci przypomnę twoje słowa – zaśmiałam się. – A do tego czasu jakoś sobie
poradzimy.
- Gdy
to mówisz, to jakoś łatwiej mi w to wszystko uwierzyć – rzekł Kuba poważnie.
- Widocznie
będę ci musiała to częściej powtarzać – uśmiechnęłam się zawadiacko.
Kuba
przytaknął, po czym zabrał się za otwieranie butelki win, nucąc sobie pod
nosem: Otwieram wino ze swoją dziewczyną…
turururururu… chciałbym, żeby ten czas nie przeminął… Pokręciłam przecząco
głową, słysząc, co właśnie robi.
- Tak
właściwie – zaczął Kuba po chwili, nagle czymś oświecony, gdy wręczał mi
kieliszek z trunkiem do ręki – to jest nasza pierwsza prawdziwa randka.
Jakby
nie myśleć, to w sumie miał rację.
- A ja
się tak nie postarałem… – westchnął.
- Jak to
nie? – zdziwiłam się. – Jest idealnie, naprawdę. Nigdy nie miałam lepszej
pierwszej ranki od tej – wyznałam z powagą.
-
Naprawdę? – Kuba upewniał się, uśmiechając się zawadiacko. Przytaknęłam,
odwzajemniając ten gest. – Chyba musisz mnie bardziej przekonać – dodał po
chwili, udając zamyślonego i wskazując palcem na swój policzek.
Pokręciłam
przecząco głową, nie mogąc przestać się uśmiechać, ale postanowiłam spełnić
jego prośbę. Kuba jednak w ostatniej chwili odwrócił głowę i takim sposobem trafiłam
prosto w jego usta. Już chciałam go opieprzyć, że nieładnie wykorzystywać moje
dobre serce do jego niecnych uczynków, ale Kub mi to udaremnił. Przywarł do moich
ust z całą mocą, jednocześnie przyciągając mnie do siebie, tak abym usiadła mu
na kolanach.
*
Obudził
mnie jakiś szmer. Po chwili nasłuchiwania stwierdziłam, że ktoś chodzi po
mieszkaniu. A najlepsze było to, że nie byłam to ani ja, ani Kuba, który wciąż
smacznie spał, obejmując mnie w pasie. Owe odgłosy również nie mogły należeć do
Lesia. Nie przypominały tych, które są wydawane przez psie łapy. Bardziej bym
powiedziała, że to odgłos butów odbijających się od parkietu. Uniosłam głowę i
spojrzałam na zegarek. Siódma rano. Kto w sobotę o siódmej rano łazi po naszym
mieszkaniu? Choć chyba nie to powinno mnie zastanawiać, a bardziej to, w jaki
sposób się tu dostał? Czyżbym wczoraj z tego wszystkiego nie zamknęła drzwi?
Jakoś wyswobodziłam
się z objęcia smacznie śpiącego Wilka, nie chcąc go nie obudzić moimi ruchami,
po czym narzuciłam na siebie jego koszulkę, która wczoraj wieczorem tak bardzo
mi przeszkadzała, że aż wylądowała na podłodze. Powoli wyszłam z naszej
sypialni, jednocześnie starając się nie narobić hałasu, czym zdradziłabym moją
obecność w mieszkaniu i szukając wzrokiem jakiegoś ostrego przedmiotu w razie,
gdybym musiała się bronić przed napastnikiem. Zastanawiało mnie również to,
dlaczego Lesio w ogóle się nie odzywa? Powinien dać nam znać, że coś jest nie
tak, ale możliwe, że ta mała gnida nie obudziła jeszcze w sobie genu obrońcy…
- Lila!
Ależ mnie wystraszyłaś! – usłyszałam krzyk, a po chwili zobaczyłam Aśkę, łapiącą
się za serce.
Ja
również się złapałam się za swoje, bo nie spodziewałam się jej tutaj. Nie
zauważyłam jej, gdy wychodziłam z pomieszczenia. Stała w tym momencie za
drzwiami, które otwierałam i dlatego nie mogłam jej zauważyć.
- Nawet
nie wiesz, jak ty mnie wystraszyłaś – odrzekłam, kiedy już uspokoiłam pracę
swojego serca. – Budzą mnie jakieś szmery w sobotę o siódmej rano. Myślałam, że
jesteś złodziejem.
-
Przepraszam, Lila, naprawdę nie chciałam cię straszyć, ale wczoraj zostawiliśmy
tu gdzieś smoczek Lilki, przez co ta całą noc marudziła – wyjaśniła mi.
- Przecież
mogłaś zadzwonić, bym wam go podrzuciła – odpowiedziałam od razu.
- Wiem,
ale mieliśmy nadzieję, że w końcu się zmęczy i zaśnie – mówiła dalej. – No i
zasnęła, ale niestety nie na długo. Nie chciałam was budzić tak z rana, ale zorientowałam
się, że wciąż mam klucze od mieszkania, dlatego postanowiłam wpaść po to z
samego rana.
- No
już dobrze, dobrze, nie musisz się tłumaczyć – uśmiechnęłam się. – Mów mi
tylko, czy znalazłaś zgubę, czy może pomóc ci szukać? – spytałam już totalnie
rozluźniona.
-
Znalazłam i właśnie szłam do wyjścia, nie mając zamiaru was niepokoić. Semir pewnie
już ma dość chodzenia z Lilką po mieszkaniu i trzymania jej na rękach –
westchnęła.
Widać
było, że ma za sobą naprawdę ciężką noc. Usypiała prawie na stojąco. Aż
zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam wypuścić ją z mieszkania w tym stanie.
-
Widzę, że z niej mała złośnica – zaśmiałam się.
- Żebyś
wiedziała – jęknęła.
Dopiero
wtedy Aśka omiotła mnie spojrzeniem i gdy zobaczyła, w co jestem ubrana, miała
zamiar to skomentować. Ktoś jej to jednak udaremnił.
- Lila,
gdzie jesteś? I co to za hałasy z rana? – zapytał Kuba zaspanym głosem.
Po
chwili Wilk wyłonił się z sypialni w samych bokserkach, przeciągając się. Gdy
tylko zobaczył Aśkę, stanął jak wryty w drzwiach, wciąż nie do końca wiedząc,
co się tutaj dzieje. Aśka tymczasem otworzyła szeroko usta, co miało pokazywać
jej zaskoczenie zaistniałą sytuację i przenosiła swój wzrok to ze mnie na Kubę,
to z Kuby na mnie, łapiąc powietrze.
- Ty…
On… Wy… Razem… Jezu, ale się cieszę! – krzyknęła po chwili, po czym w
podskokach doskoczyła do naszej dwójki i zaczęła nas ściskać jak głupia. – W końcu,
już myśleliśmy z Semirem, że się nie doczekamy tego momentu! Tylko dlaczego nic
nam nie powiedzieliście, co? – spojrzała na nas oskarżycielsko.
-
Chcieliśmy to zrobić trochę później – westchnęłam, wiedząc, że teraz wiadomość o
tym, że jesteśmy razem, już długo w tajemnicy się nie utrzyma.
- Ale
na z czym tu zwlekać? Przecież to jest wspaniała wiadomość! – prawie zaklaskała
w dłonie. – Tak bardzo się cieszę! Jak powiem Semirowi, to mi w to nie uwierzy
– zaśmiała się, już się prawie obracając i kierując w stronę wyjścia.
-
Czekaj, a możesz mu jeszcze nie mówić? – zapytałam, widząc co się dzieje i
próbując jakoś zapanować nad sytuacją.
- Ale
dlaczego? – stanęła jak wryta i spojrzała na mnie wielkimi oczami.
Kuba
również spojrzał na mnie dziwnie. Miałam nadzieję, że już mu przeszły te dziwne
reakcje na moje wspomnienia na temat Semira, ale jak widać, wciąż był czujny.
Zignorowałam to jednak, nie chcąc wszczynać niepotrzebnej afery.
-
Wiesz, jaka z niego czasem jest papla. A chyba wypadałoby, aby Kotor i Ivan
dowiedzieli się o tym, że jesteśmy razem, od nas, a nie od Semira – wyjaśniłam
jej.
- No
tak, no tak, no tak – Aśka pokiwała głową, rozumiejąc to. – Ale wiesz, że ja
długo nie utrzymam tej wiadomości dla siebie… Po prostu nie dam rady, tak mnie
roznosi – przyznała się.
- A do
wieczora dasz radę wytrzymać? – zapytałam z uśmiechem. Nie sądziłam, że ta
widomość tak bardzo może kogokolwiek ucieszyć.
Kawecka
tymczasem pokiwała głową. Już chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zadzwonił jej
telefon.
- To
pewnie Semir – westchnęła, nawet nie spoglądając na wyświetlacz swojej komórki.
– Widocznie mała już mu daje nieźle popalić. Chętnie bym jeszcze z wami
posiedziała, no ale…
- Leć,
leć – przerwałam jej.
- W
takim razie zostawiam was samych, gołąbeczki – zaśmiała się Kawecką, cmokając
mnie i Kubę w policzek. – Wykorzystajcie ten czas należycie – zachichotała,
poruszając charakterystycznie brwiami, za co oberwała ode mnie przez głowę.
Jeszcze
chwilę było słychać jej śmiech, zanim zamknęły się za nią drzwi.
- Kochanie,
co się tak właściwie tutaj przed chwilą stało? – spytał Kuba, obejmując mnie
ramieniem, kiedy już minęło kilka chwil po wyjściu Aśki i wciąż nie bardzo
ogarniając sytuację.
-
Zostawili tu wczoraj smoczka Lilki, bez którego ona się obyć nie może, a że
Aśka ma klucze, to po niego przyjechała, bo mała im daje niezły wycisk za to,
że się zapomnieli. A hałas był dlatego, że się trochę nawzajem przestraszyłyśmy
– wyjaśniłam. – Ale przez to, niestety, wyszło szydło z worka. Jedna osoba już
o nas wie, a znając ich, to zaraz i reszta się dowie. Wiesz, jacy oni są.
- W
sumie to nawet dobrze – powiedział Kuba. Uniosłam brew w górę. – W końcu będę
mógł się wszystkim pochwalić, jaką wspaniałą mam dziewczynę – pocałował mnie.
- Ale
wiesz, że zanim to nastąpi, będziemy musieli poinformować Ivana i Krzyśka o
tym, że jesteśmy razem – spytałam.
- Wiem
i mam nadzieję, że chłopaki mnie nie zjedzą – szepnął Kuba.
- Jakby
co, to cię obronię – zapewniłam go, dając mu pstryczka w nos. – Mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko, jeśli zaproszę ich dzisiaj na obiad? – spytałam.
- Tak będzie
dobrze – przytaknął, przyciągając mnie do siebie. – Ale za to jutro idziemy na
obiad do mojej mamy.
Och,
czekał nas intensywny weekend. Nie będzie miejsca na obijanie się. A miałam
nadzieję, że spędzimy ze sobą trochę czasu, a tu niestety, szykowały się dla
nas ciągłe rozjazdy.
- Tak, pamiętam
– przytaknęłam. – Mam nadzieję, że mnie polubi…
- Przecież
ona cię uwielbia, głuptasie – zaśmiał się Wilk.
- Ale
jako twoją przyjaciółkę – wyjaśniłam mu moje wątpliwości. – Ale czy będzie
chciała, abym została tą, która zabierze jej ukochanego Kubusia?
- Mama
zawsze mi powtarzała, że najważniejsze, abym był szczęśliwy, a z tobą jestem.
To jest dla niej najważniejsze, więc nie może mieć nic przeciwko – mówił z
przekonaniem.
- Mam
nadzieję, że masz rację – szepnęłam i wtuliłam się w niego.