wtorek, 26 listopada 2013

47. Odkryta tajemnica.



Cały następny dzień w szkole siedziałam jak na szpilkach, niczym uczniowie wyczekujący nastanie weekendu. Ja jednak stresowałam się rozprawą Kaweckiej i to chyba bardziej od niej samej. Ją uspokoiła wczorajsza rozmowa z nami. Skąd to wiem? Bo rozmawiałam z nią dziś rano przed moim wyjściem do pracy. Była nadzwyczaj pogodna i pewna siebie. A jakby to było mało na potwierdzenie mojej tezy, to wczoraj wieczorem Semir napisał mi SMS-a, że jestem cudotwórczynią, bowiem nikt nie uspokoił Aśki tak jak ja to zrobiłam. I wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że jej niepokój w dziwny sposób przeszedł właśnie na mnie, przez co trudno mi się było na czymkolwiek skupić. Patrząc jednak racjonalnie na tą sytuację, może to lepiej, żebym to ja się stresowała aniżeli miałaby to robić ona. Kawecka powinna być dzisiaj spokojna, pewna siebie i swoich racji, aby w razie jakichś nieprzewidzianych wypadków, móc sobie z nimi poradzić. Tak naprawdę to jednak miałam nadzieję, że Emil nie zmienił swojego zdania, które tak sugestywnie zaprezentował nam podczas naszej pamiętnej wizyty we Wrocławiu. W końcu zapewniłam Kawecką, że na sto procent dzisiaj uda się wszystko załatwić i wreszcie naprawdę zacząć nowe życie, a ja przecież swojego słowa zawsze dotrzymuję.
Z ulgą przyjęłam więc dzwonek kończący moje lekcje na dziś. Niby były to tylko trzy hiszpańskie – jeden z maturalną klasą i dwa z dwoma pierwszymi, ale każde z tychże czterdziestu pięciu minut ciągnęły mi się w nieskończoność. Niestety, nie od razu wydostałam się na zewnątrz, ponieważ Mariusz nie chciał jeszcze raz przełożyć naszej przełożonej wczoraj rozmowy. Nie bardzo go słuchałam, więc nie jestem do końca pewna, czego tak właściwie ode mnie chciał, ale jeśli się nie mylę, to chodziło o przyszłotygodniowy wyjazd do Częstochowy z trzecimi klasami w ramach intencji za pomyślność matur dla naszych tegorocznych maturzystów. Na szczęście informatyk nie zawracał zbyt długo mojej uwagi i jakieś trochę ponad pół godziny później otwierałam już drzwi od naszego mieszkania. Od razu w korytarzu merdaniem ogona przywitał mnie Lesio. Choćby nie wiem jak bardzo zły miałabym dzień, to ten mały potwór (który swoją drogą rośnie w oczach – je za dwóch przez co z każdym dniem robi się większy i większy; niedługo mi całą kanapę zajmie, gdy się na niej położy), zawsze poprawi mi humor. Muszę Kotorowi przy najbliższej okazji powiedzieć, że prezent od nich spełnia swoje zadanie bardzo dobrze. Pogłaskałam go więc po głowie, żeby już zadowolony dał mi spokój, dzięki czemu będę mogła wejść w spokoju do środka i zrzucić z siebie wierzchnią odzież.
Idąc w stronę salonu, prawie przewróciłam się na podłogę przez grzechotkę, leżącą na środku korytarza. Ciekawe, co ona tu robiła? Pewnie wyleciała z wózka i nikt jej nie zauważył. Całe szczęście, że Lesio się do niej jeszcze nie dobrał, bo nic by z niej już nie było, a Lilka mogłaby nam tego nie wybaczyć. Podniosłam więc jej zabawkę i włożyłam do jednej z szuflad komody stojącej przy ścianie, aby nie trafiła przypadkiem w niepowołane ręce (a raczej zęby), po czym ruszyłam w głąb mieszkania. Sądziłam, że Kuba będzie z małą w salonie, jednak znalazłam ich w sypialni. Lilka spała na naszym łóżku, a Kuba leżał obok niej i wpatrywał się w nią z uwielbieniem jak w jakiś obrazek. Nie powiem, że taki widok nie chwycił mnie za serce, bo bym skłamała. Było to coś naprawdę ujmującego. Zawsze facet z dzieckiem jakoś rozczula kobiety – mnie również, ale chyba nigdy jeszcze nikt tego nie zrobił w taki sposób, jak w tej chwili Kuba. Aż poczułam w sobie nagły przypływ macierzyńskich uczuć. Semir i Aśka mają rację, Wilk będzie naprawdę świetnym ojcem, mimo jego roztrzepania i usposobienia wiecznego żartownisia.
- O, jesteś – szepnął Kuba, zauważając moją obecność w pokoju. A może bardziej ją wyczuwając?
Pokiwałam głową, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku, aby przypadkiem nie obudzić Lilki. Nie wiedziałam bowiem, kiedy zasnęła i jak długo zajęło Kubie jej usypianie. Wilk tymczasem ostrożnie wstał z łóżka, po czym przykuśtykał do mnie. Zostawiliśmy uchylone drzwi, aby słyszeć, kiedy mała się obudzi, po czym usiedliśmy na kanapie w salonie. Lesio, widząc, że nigdzie się nie wybieramy, położył się na fotelu naprzeciwko nas i zamknął oczy. Wyglądał, jakby spał, ale ja wiedziałam, że czuwa. Jeden nasz mały ruch i już będzie na nogach.
- I jak? – spytałam Wilka, wtulając się w jego ramię, którym mnie objął.
- Była strasznie markotna, jakby coś ją niepokoiło – odpowiedział, doskonale wiedząc, o co mi chodzi. – Ale w końcu udało mi się ją uśpić. Dzięki tobie.
- Dzięki mnie? – zdziwiłam się, bo nie przypominałam sobie, abym miała w tym jakiś udział. Przecież mnie tu nawet nie było w tym czasie.
- No – przytaknął Kuba, tłumiąc ziewanie. – Wczoraj powiedziałaś, że twoim dzieciom będziesz śpiewać przyśpiewki Kolejorza do snu. Co prawda one raczej mają być pobudzeniem do walki, ale w odpowiedniej tonacji…  – zastanowił się. – Kiedy więc już nie miałem żadnego pomysłu, jak poradzić sobie z Lilką, zaśpiewałem jej „W grodzie Przemysława” i od razu zasnęła. Normalnie, jesteś cudotwórczynią.
Już drugi raz coś takiego słyszę o sobie w ostatnim czasie. Jeszcze się do tego przyzwyczaję i co wtedy? Odbije mi z nadmiaru pochwał pod moim adresem.
- Bez przesady – zaśmiałam się.
Niestety, zamiast lekkiego chichotu, wyszedł mi nerwowy śmiech.
- Co jest, kochanie? Martwisz się – stwierdził Kuba, doskonale się orientując, że coś jest nie tak.
- Przed tobą nic nie da się ukryć – zaśmiałam się. – Po prostu boję się, że coś dzisiaj pójdzie nie tak, że wszystko wymknie się spod naszej kontroli – przyznałam się. On mnie tak dobrze znał, że głupotą by było zaprzeczać czemuś, co jest dla niego w tej chwili tak oczywiste.
Kuba, słysząc moje słowa, przygarnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Kotek, nie masz się o co martwić – odpowiedział z przekonaniem. – Z tego co mi opowiadaliście o tym dupku, to on nie ma za grosz poczucia honoru. Jak najszybciej by się małej pozbył, a że ma ku temu dobrą okazję, to na pewno jej nie przepuści.
- A jeśli przyjdzie mu do głowy, hm, nie wiem… o, na przykład wymyśli sobie, by wyłudzić pieniądze od Semira? – spytałam. – Przecież ślepy nie jest, widzi, jak bardzo zależy mu na dziewczynach. A jeśli skojarzył, że Semir jest piłkarzem, którzy przecież trochę zarabiają i pomyśli sobie, że będzie mógł mieć z tego zrzeknięcia się praw do małej jakieś zyski dla siebie? – wyrzuciłam z siebie.
- Za dużo filmów się naoglądałaś i teraz wymyślasz – Kuba cmoknął mnie w policzek, bagatelizując to, co przed chwilą powiedziałam. – Na pewno wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Obyś miał rację, Kubuś, obyś ją miał – szepnęłam, wtulając się w niego.
Nic innego nam nie pozostało, jak czekać na rozwój wypadków.


*


Chodziłam po mieszkaniu z małą na rękach i opowiadałam jej, co wydarzyło się w tych ścianach w ciągu ostatnich kilku miesięcy. A wydarzyło się tu naprawdę wiele, dzięki czemu diametralnie zmieniło się życie całej naszej czwórki. Lilka słuchała mnie z uwagą, wpatrując się we mnie swoimi oczami – takimi samymi jak Asi, a Lesio obserwował naszą dwójkę uważnie z kanapy, której nie miał zamiaru opuszczać. Byliśmy sami, bo Kuba chwilę temu wyszedł do sklepu po szampana. W końcu mieliśmy co świętować, wszystko odbyło się zgodnie z góry ustalonym planem. Od tej pory prawo do małej miała tylko Kawecka i nikt już nie mógł tego zmienić. Zapadł wyrok prawomocny, ku naszej wielkiej uciesze. Rozmawiałam z Aśką tylko przez chwilę, ale od razu wyczułam w jej głosie nieopisaną ulgę, że wszystko się udało. Wreszcie mogła zapomnieć o Emilu i o wszystkim, co wiązało się z Wrocławiem. Co prawda nie wszystkie jej wspomnienia stamtąd były złe, jednak dobrze wiem, że Kawecka wolała już zamknąć tamten rozdział za sobą i skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz, skupić się na swojej przyszłości.
Kilkadziesiąt minut później siedzieliśmy już w piątkę przy stole w naszym salonie. Semir trzymał Lilkę na rękach i robił głupie miny, Aśka pod stołem dokarmiała Lesia kawałkiem placka z galaretką, który wraz z Stiliciem kupiła w cukierni, zanim przyszli do nas, by odebrać małą. Kawecka sądziła, że nie widzę tego, iż rozpieszcza mojego psa, ale ja miałam naprawdę dobry punkt obserwacyjny, żeby móc tego nie zauważyć. A co robił Kuba? Właśnie męczył się z korkiem od szampana. Nie chciał wystraszyć małej, dlatego próbował otworzyć go tak, aby ten nie wystrzelił.
- Ale ja prowadzę – powiedział Stilić, kiedy tylko Kuba postawił mu przed nosem kieliszek.
- A ja biorę jakieś tam leki na tą nogę i co z tego? – Wilk wzruszył ramionami.
- Dobrze, że ja nie karmię – zaśmiała się Aśka, słysząc ich wymianę zdań i bawiąc się swoim kieliszkiem.
- Lilki może i nie, ale mojego psa za to jak najbardziej – wytknęłam jej od razu. Szatynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. – Myślałaś, że tego nie widzę? – zaśmiałam się. – Ale w porządku, niech i on ma trochę radości – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się w podzięce do Kuby, gdy podał mi mój kieliszek.
- Stary, trochę szampana ci nie zaszkodzi, przecież nie będziecie od razu wychodzić do domu, no nie? – tymczasem Kuba wciąż tłumaczył Semirowi, że nie powinien się aż tak tym wszystkim przejmować. – A poza tym nie bądź sztywniak, przecież musimy to jakoś uczcić – zakończył Kuba, unosząc swój kieliszek w górę w ramach toastu. – Za nowy początek!
- Za nowy początek! – powtórzyliśmy chórem.
I chyba każdy, wznosząc ten toast, pomyślał o czymś innym. W końcu dla każdego z nas w tym momencie coś się zaczynało, a coś innego się kończyło…


*


Nie rozumiałam zbytnio powodu, przez który Semir odciągnął mnie w najdalszy kąt naszego salonu kilkadziesiąt minut później. Tak właściwie to wiedziałam, że chodziło mu o to, aby nikt oprócz mnie nie usłyszał tego, co miał mi do powiedzenia, jednak nie było powodu, aby się tym faktem martwił. Zostaliśmy sami w salonie. Aśka przewijała właśnie małą w naszej łazience, a Kuba… hm, nie wiem dokładnie, co Wilku robił w tym momencie, ale nie było go w tej chwili w salonie, więc nie bardzo rozumiałam, po co Semirowi ta cała konspiracja. Ale skoro nalegał…
- Mam do ciebie prośbę – szepnął Bośniak, kiedy już nachylił się w moją stronę zaraz po tym, jak uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, by przekonać się, że nikt się nam nie przygląda.
- Dlaczego szepczesz? – spytałam normalnie, marszcząc brwi, bo wciąż nie bardzo rozumiałam tego, co się tu dzieje.
- Bo nie chciałbym, by się Aśka o tym dowiedziała – rzucił Semir, co już mi się kompletnie nie spodobało.
- O czym? – spytałam jednak.
Stilić, kiedy po raz kolejny rozejrzał się po pomieszczeniu, pokazał na serdeczny palec prawej ręki, po czym zatoczył dookoła niego okrąg. Przez chwilę patrzyłam dziwnie na jego rękę, bo nie bardzo skumałam, o co mu chodzi, ale gdy tylko dotarł do mnie sens tego gestu… oczy prawie wyszły mi z orbit.
- Co? Ty? Eee... – zająknęłam się, kompletnie wytrącona z równowagi. – Jesteś tego pewien?
Może to sen? Może się przewidziałam? Naprawdę wydawało mi się to niemożliwe, aby ten wieczny playboy, któremu tylko zabawa była w głowie, tak nagle chciał się ustatkować. Przecież ledwo co przyjęłam do wiadomości jego związek z Aśką i chęć bycia ojcem dla, bądź co bądź, nieswojego dziecka, a on mi tu i teraz wyskakuje z czymś takim! Nie, potrafiłam wyobrazić sobie naprawdę wiele dziwnych rzeczy, ale akurat to mi się nie mieściło w głowie.
 - Nigdy niczego nie byłem tak bardzo pewien – powiedział mi, będąc niezwykle poważnym. – I w związku z tym potrzebuję twojej pomocy.
- Mojej? – pisnęłam. Teraz to już w ogóle go nie rozumiałam. Do czego mu ja jestem potrzebna w takim momencie?
- Tak, twojej. Jesteś idealną kandydatką, a ja potrzebuję kobiecej ręki, konsultacji. W końcu ty wiesz więcej o Aśce niż ja i wolałbym skonsultować swój wybór z tobą – wyjaśnił. – To kiedy masz czas? – spytał prosto z mostu, zakładając z góry, że się zgodzę.
I miał rację. Nie mogłabym przepuścić takiej okazji, by zobaczyć jak Semir się miota, wybierając pierścionek zaręczynowy. A poza tym musiałam się upewnić, że Bośniak naprawdę wie, co chce zrobić, a w tej chwili nie było ku temu sprzyjających warunków.
- Hm, może w poniedziałek? – zamyśliłam się, analizując w głowie mój plan.
- W porządku – przytaknął Semir. – To o której kończysz lekcje?
Aż mi się przypomniało, gdy Kotor zdawał mi dokładnie takie samo pytanie, umawiając się ze mną na wybieranie pierścionka dla Sylwii.
- O piętnastej.
- Cudownie – uśmiechnął się. – To w takim razie jesteśmy umówieni? – dopytywał, a ja pokiwałam głową.
Właśnie miałam wrócić na swoje miejsce, uznając rozmowę za zakończoną, ale Semir złapał mnie za rękę, udaremniając mi to.
- Tylko proszę, nikomu ani słowa. To zostaje między nami? – upewniał się.
Kątem oka zauważyłam, że do salony z kuchni właśnie wszedł Wilk, który gdy tylko zobaczył nas dwoje stojących tak blisko siebie przy oknie i spiskujących o czymś ściszonymi głosami, zaczął nam się dziwnie przyglądać.
- Masz to jak w banku – uśmiechnęłam się, klepiąc go po ramieniu.
Nie miałam zamiaru przejmować się dziwnym zachowaniem Kuby, kiedy tylko zauważał mnie w towarzystwie Stilicia, ale nie bardzo mi to wychodziło, dlatego przez ten cały czas kątem oka mu się przyglądałam.
- To w takim razie będę czekał w poniedziałek na ciebie przed szkołą – dodał Bośniak i ucałował mój policzek, po czym skierował swoje kroki do łazienki, by sprawdzić, co tam u dziewczyn, bo coś długo stamtąd nie wychodzą.
I takim oto sposobem zostałam sama z Kubą, który wyglądał, jakby był zły. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie wiedziałam tylko, o co może mu chodzić. Co prawda miałam swoje podejrzenia, jednak dla mnie były one tak śmieszne, że aż nieprawdopodobne.
- Co jest? – spytałam, kiedy już usiadłam obok niego na kanapie.
- Nic – odpowiedział. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Hm, nie zabrzmiało to jednak zbytnio przekonująco, jeśli mam być szczera. A już fakt, że Kuba patrzył w tej chwili na swoje buty, a nie na mnie i skubał rękaw swojej koszuli, totalnie go pogrążał.
- Przecież widzę, że jesteś na coś zły – westchnęłam. – O co ci chodzi? – ponowiłam pytanie.
- O nic Lila, naprawdę – mruknął, uparcie trwając przy swoim.
- Kuba, nie denerwuj mnie nawet! – syknęłam, po czym rozejrzałam się po bokach, by upewnić się, że wciąż jesteśmy sami w pomieszczeniu. – Spójrz na mnie i powtórz to raz jeszcze, a może ci uwierzę.
Kuba wykonał połowę mojego polecenia. Co prawda obrócił głowę w moja stronę, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowa, ba, ani jeden dźwięk. Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się pod nosem z satysfakcją.
- Głupi jesteś, wiesz? – zaśmiałam się. – Dlaczego jesteś zazdrosny o Semira?
- Co? Zgłupiałaś? – pisnął, ale z jego wyrazu twarzy odczytałam, że idealnie trafiłam w powód jego dziwnego zachowania.
- Nie pogrążaj się – zaśmiałam się, kręcąc głową. – Posłuchaj mnie uważnie. Myślałam, że wiesz, że kocham tylko ciebie, że nie masz żadnego powodu, aby w to wątpić. Nikt inny mnie nie interesuje, a już zwłaszcza nie Stilić. Poza tym on jest z Aśką, więc dlaczego nagle miałby przystawiać się do mnie, co? Masz nas za takich, którzy by grali na dwa fronty jednocześnie? – spytałam.
Pewnie gdybym mu powiedziała, że umówiłam się z Bośniakiem tylko po to, aby mu pomóc w wybraniu pierścionka zaręczynowego dla Asi, to by go to bardziej uspokoiło. Choć w sumie czy aby na pewno? Nie byłam jakoś specjalnie przekonana, czy Kuba by mi w to uwierzył, zwłaszcza, że Semir chcący się ustatkować i ja mu w tym pomagająca, nie brzmi jakoś specjalnie realnie.
Ale nie przekonam się, jaka by była jego reakcja, bo mu tego nie powiedziałam. Obiecałam przecież Semirowi, że ta sprawa zostanie między nami i nie miałam zamiaru złamać danego mu słowa, choćby nie wiem co.
- Nie, ale… – zawahał się. – Ech, przecież tyle was łączy, spędzacie ostatnio ze sobą coraz więcej czasu, macie wspólne wspomnienia…
- Z tobą łączy mnie o wiele więcej przerwałam mu. – To z tobą mam więcej wspomnień i to o wiele lepszych. Poza tym tylko z tobą chcę spędzać swój czas, więc naprawdę nie wygłupiaj się i mi uwierz, że nie masz powodów do zazdrośni – odpowiedziałam poważnie.
Kuba przytaknął i uśmiechnął się w moim kierunku, wyglądając na przekonanego i udobruchanego. Właśnie zbliżał swoją twarz w moim kierunku, aby mnie pocałować, ale jak na złość właśnie w tej chwili Aśka z Semirem i Lilką wrócili do salonu, by nam zakomunikować, że się zasiedzieli i będą wracać do domu. Odsunęliśmy się więc z Kubą powoli od siebie, nie chcąc wzbudzić w nich jakichkolwiek podejrzeń, po czym poszliśmy się z nimi pożegnać. Mieliśmy zamiar im powiedzieć o nas, jednak jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę chcieliśmy utrzymać to w tajemnicy.


*


Ledwo co zmusiłam Lesia, aby wsiadł ze mną do windy, tak bardzo chciał, abym weszła z nim na górę po schodach. Miał w sobie niespożyte ilości energii w odróżnieniu ode mnie, nie mającej już na nic siły. Ledwo co zmusiłam się, by wyjść z nim dzisiaj na dwór na wieczorny spacer. Gdyby nie fakt, że Stiliciowie wracali do siebie do domu, nie miałabym pretekstu, by się ruszyć z kanapy, tak mi było dobrze w cieplutkim mieszkanku. Dzisiejszy dzień naprawdę mnie wykończył – fizycznie, jak i psychicznie. Całe szczęście, że ten stres, który odczuwałam od rana, okazał się być zupełnie niepotrzebny i że wszystko skończyło się dobrze, tak jak miało być. Poza tym cudowne było to, że właśnie zaczął się weekend, podczas którego będę mogła odpocząć i nacieszyć się obecnością Kuby, który w niedzielę wieczorem ma pociąg do Gdańska. Ech, ciężko mi tu będzie bez niego, no ale tak aktualnie wygląda nasza rzeczywistość. I może też trochę i przez to jedyne na co miałam teraz ochotę, to położyć się do łóżka i wtulić w bok Kuby, a potem spać jak niemowlę do jutrzejszego południa, mając go przy sobie. W końcu niedługo znów będę przytulać się do poduszki i cholernie za nim tęsknić.
Kiedy tylko weszłam do mieszkania, do moich nozdrzy doszedł zapach jedzenia, przez który mój brzuch przypomniał mi o swoim istnieniu głośnym burczeniem. Czyli zanim pójdę spać,  muszę coś jeszcze zjeść, żeby nie musieć w nocy wstawać przez przysychający mi do kręgosłupa żołądek.
Ale zaraz, zaraz… przecież ja niczego nie gotowałam dzisiaj, więc skąd te zapachy?
- O, już jesteście z powrotem – w drzwiach od kuchni pojawił się Kuba przewiązany w pasie fartuchem kuchennym i uśmiechnął się w moim kierunku. Po chwili był już obok mnie i pomagał mi ściągnąć z siebie kurtkę, by móc odwiesić ją na wieszak. – Zapraszam do stołu, królowo – powiedział, gdy już ściągnęłam buty, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
Już wtedy byłam zaskoczona do takiego stopnia jego zachowaniem, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu, ale gdy weszłam z nim do salonu i zobaczyłam nakryty dla dwóch osób stół, stojący na środku pokoju oraz rozświetlone świeczkami  pomieszczenie, kompletnie mnie zatkało.
- Łał – wyszeptałam tylko, nie mogąc złapać tchu. – A z jakiej to okazji? – zapytałam, gdy Kuba odsunął mi krzesło, na którym miałam usiąść.
- Tak właściwie to bez jakiejś konkretnej – Kuba wzruszył ramionami w odpowiedzi. – Pomyślałem, że będziesz głodna, przecież dzisiaj z tego wszystkiego zapomnieliśmy o obiedzie. Jesteś? – zapytał z cwaniackim uśmiechem.
- Jak wilk – odpowiedziałam ze śmiechem. Chwilę później Kuba mi zawtórował.
- W takim razie już podaję do stołu – powiedział, gdy tylko się uspokoił, po czym zawrócił w stronę kuchni, z której po chwili wrócił z kurczakiem w sosie śmietanowo ziołowym z ryżem.
- I ty to tak sam? – spytałam, kiedy położył to wszystko na stole.
- Mówiłem ci, że trochę się podszkoliłem w Gdańsku w gotowaniu – uśmiechnął się pod nosem, mówiąc to.
- Naprawdę jestem pod wrażeniem – odpowiedziałam szczerze, kiwając głową.
- Szczerze? Liczyłem na takie słowa – zaśmiał się Kuba, którego dawno nie widziałam w tak dobrym humorze. – Och, jest jeszcze sałatka! – przypomniał sobie i znów zniknął w kuchni.
Naprawdę go nie poznawałam. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że po tylu latach naszej znajomości, Kuba będzie w stanie wciąż mnie tak zaskakiwać. Wydawało mi się, że znam go niemal na wylot, a tu proszę – jednak się myliłam. I wcale nie byłam z tego powodu zła, czy rozgoryczona. Naprawdę podobało mi się to uczucie, które mi w tej chwili towarzyszyło.
- Tak właściwie to chyba nie bardzo pasuję do tej kolacji – powiedziałam, kiedy omiotłam spojrzeniem swój wygląd, a Kuba zdążył już wrócić do salonu z sałatką w ręce i z winem w pod pachą. – No, dresy i te sprawy. Wyglądam kompletnie niewyjściowo – wyjaśniłam Wilkowi, widząc, że nie bardzo wie, o co mi chodzi.
- Mylisz się, wyglądasz jak zawsze prześlicznie – odpowiedział mi, całując mnie w rękę, a mi zapłonęły policzki. – A już zwłaszcza z tymi rumieńcami.
- Weź przestań, zawstydzasz mnie – machnęłam ręką, spuszczając wzrok.
Kuba złapał mnie za brodę i podniósł moją twarz, po czym delikatnie musnął moje usta.
- Dla mnie jesteś idealna w każdym wydaniu – powiedział patrząc mi w oczy.
Patrzyliśmy sobie w oczy aż do momentu, w którym zaburczało mi w brzuchu.
- Smacznego, skarbie – powiedział Kuba, po czym puścił moją twarz i zaczął przestawiać swoje nakrycie z drugiej strony stołu na miejsce tuż obok mnie. Po chwili wreszcie usiadł, w ostatniej chwili przypominając sobie o ściągnięciu fartucha.
- Nie wiem, dlaczego na filmach wszyscy siedzą naprzeciwko siebie – skomentował swoje poczynania.
- Możliwe, że chcą patrzeć sobie w oczy – odpowiedziałam, kiedy już przeżułam pierwszy kawałek mięsa.
- Może masz rację – wzruszył ramionami – ale ja wolę siedzieć bliżej ciebie, złapać cię za rękę, objąć ramieniem… a tak byłbym zbyt daleko, by móc to zrobić, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz iż nie będzie tak jak na filmach.
- Jest o wiele lepiej – odpowiedziałam z uśmiechem, spoglądając mu w oczy.
Kuba uśmiechnął się, po czym sam zabrał się za jedzenie, więc ja również wróciłam do tego, co leżało przede mną na talerzu. Naprawdę nigdy mi przez myśl nie przeszło, że w Kubie tkwi taki potencjał kulinarny. Żeby w niecałe pół godziny zrobić coś tak dobrego?
- Chyba przestanę gotować. Przy tobie wymiękam – komplementowałam go.
- Bez przesady – Kuba machnął ręką, zawstydzając się – do takiej mistrzyni jak ty, to mi jeszcze sporo brakuje, ale cieszę się, że ci smakuje. Nie chciałbym cię otruć.
- Mam nadzieję – roześmiałam się. – A tak na serio, to niebo w gębie!
- Miło mi to słyszeć – odrzekł rozpromieniony Kuba.
Wiedziałam, że Wilk bardzo ceni sobie moje zdanie i że właśnie takimi pochwałami sprawię mu przyjemność.
- A poza tym to chciałbym cię przeprosić – szepnął Kuba po chwili, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Przeprosić? – zdziwiłam się. – Za co?
- Za moje niezrozumiałe zachowanie. Masz rację, nie powinienem być zazdrosny o Semira. Naprawdę nie wiem, skąd mi się to bierze? – westchnął.
A, to o to mu chodziło. Tak właściwie to już nawet o tym zapomniałam.
- Och, w sumie to mi nawet jest w pewnym stopniu przyjemnie, że jesteś o mnie zazdrosny – uśmiechnęłam się pod nosem – ale naprawdę musisz mi uwierzyć, że ja i Semir jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przecież minęły już dwa lata odkąd z nim zerwałam, do tego teraz jestem z tobą, a on jest z Asią, więc naprawdę nie masz ku temu powodów – złapałam go za rękę.
- Wiem, wiem – Kuba ścisnął moją dłoń – po prostu pamiętam, że jeszcze niedawno Semir chciał cię odzyskać i… no, szlag mnie trafia, kiedy widzę go tak blisko ciebie, wiedząc, że może widywać cię na co dzień, a ja nie mam takiej możliwości będąc w Gdańsku… – zasmucił się.
Mi również od razu zrobiło się smutno na myśl, że od poniedziałku ponownie będzie nas dzielić tyle kilometrów.
- Przecież będę przyjeżdżać do ciebie na weekendy, będziemy dzwonić do siebie, gadać przez Skype – wyliczałam, próbując podnieść na duchu jego, ale również i siebie. – Zobaczysz, że już niedługo będziemy spędzać ze sobą czas na co dzień, aż będziesz miał mnie dość – zaśmiałam się.
- Ciebie nigdy nie będę miał dość – ucałował mnie w kącik ust.
- Jeszcze się o tym przekonamy, gdy minie kwiecień, maj i sezon się skończy, a wtedy albo wrócisz do Poznania, albo ja przeniosę się tam, gdzie będziesz. Wtedy ci przypomnę twoje słowa – zaśmiałam się. – A do tego czasu jakoś sobie poradzimy.
- Gdy to mówisz, to jakoś łatwiej mi w to wszystko uwierzyć – rzekł Kuba poważnie.
- Widocznie będę ci musiała to częściej powtarzać – uśmiechnęłam się zawadiacko.
Kuba przytaknął, po czym zabrał się za otwieranie butelki win, nucąc sobie pod nosem: Otwieram wino ze swoją dziewczyną… turururururu… chciałbym, żeby ten czas nie przeminął… Pokręciłam przecząco głową, słysząc, co właśnie robi.
- Tak właściwie – zaczął Kuba po chwili, nagle czymś oświecony, gdy wręczał mi kieliszek z trunkiem do ręki – to jest nasza pierwsza prawdziwa randka.
Jakby nie myśleć, to w sumie miał rację.
- A ja się tak nie postarałem… – westchnął.
- Jak to nie? – zdziwiłam się. – Jest idealnie, naprawdę. Nigdy nie miałam lepszej pierwszej ranki od tej – wyznałam z powagą.
- Naprawdę? – Kuba upewniał się, uśmiechając się zawadiacko. Przytaknęłam, odwzajemniając ten gest. – Chyba musisz mnie bardziej przekonać – dodał po chwili, udając zamyślonego i wskazując palcem na swój policzek.
Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc przestać się uśmiechać, ale postanowiłam spełnić jego prośbę. Kuba jednak w ostatniej chwili odwrócił głowę i takim sposobem trafiłam prosto w jego usta. Już chciałam go opieprzyć, że nieładnie wykorzystywać moje dobre serce do jego niecnych uczynków, ale Kub mi to udaremnił. Przywarł do moich ust z całą mocą, jednocześnie przyciągając mnie do siebie, tak abym usiadła mu na kolanach.


*


Obudził mnie jakiś szmer. Po chwili nasłuchiwania stwierdziłam, że ktoś chodzi po mieszkaniu. A najlepsze było to, że nie byłam to ani ja, ani Kuba, który wciąż smacznie spał, obejmując mnie w pasie. Owe odgłosy również nie mogły należeć do Lesia. Nie przypominały tych, które są wydawane przez psie łapy. Bardziej bym powiedziała, że to odgłos butów odbijających się od parkietu. Uniosłam głowę i spojrzałam na zegarek. Siódma rano. Kto w sobotę o siódmej rano łazi po naszym mieszkaniu? Choć chyba nie to powinno mnie zastanawiać, a bardziej to, w jaki sposób się tu dostał? Czyżbym wczoraj z tego wszystkiego nie zamknęła drzwi?
Jakoś wyswobodziłam się z objęcia smacznie śpiącego Wilka, nie chcąc go nie obudzić moimi ruchami, po czym narzuciłam na siebie jego koszulkę, która wczoraj wieczorem tak bardzo mi przeszkadzała, że aż wylądowała na podłodze. Powoli wyszłam z naszej sypialni, jednocześnie starając się nie narobić hałasu, czym zdradziłabym moją obecność w mieszkaniu i szukając wzrokiem jakiegoś ostrego przedmiotu w razie, gdybym musiała się bronić przed napastnikiem. Zastanawiało mnie również to, dlaczego Lesio w ogóle się nie odzywa? Powinien dać nam znać, że coś jest nie tak, ale możliwe, że ta mała gnida nie obudziła jeszcze w sobie genu obrońcy…
- Lila! Ależ mnie wystraszyłaś! – usłyszałam krzyk, a po chwili zobaczyłam Aśkę, łapiącą się za serce.
Ja również się złapałam się za swoje, bo nie spodziewałam się jej tutaj. Nie zauważyłam jej, gdy wychodziłam z pomieszczenia. Stała w tym momencie za drzwiami, które otwierałam i dlatego nie mogłam jej zauważyć.
- Nawet nie wiesz, jak ty mnie wystraszyłaś – odrzekłam, kiedy już uspokoiłam pracę swojego serca. – Budzą mnie jakieś szmery w sobotę o siódmej rano. Myślałam, że jesteś złodziejem.
- Przepraszam, Lila, naprawdę nie chciałam cię straszyć, ale wczoraj zostawiliśmy tu gdzieś smoczek Lilki, przez co ta całą noc marudziła – wyjaśniła mi.
- Przecież mogłaś zadzwonić, bym wam go podrzuciła – odpowiedziałam od razu.
- Wiem, ale mieliśmy nadzieję, że w końcu się zmęczy i zaśnie – mówiła dalej. – No i zasnęła, ale niestety nie na długo. Nie chciałam was budzić tak z rana, ale zorientowałam się, że wciąż mam klucze od mieszkania, dlatego postanowiłam wpaść po to z samego rana.
- No już dobrze, dobrze, nie musisz się tłumaczyć – uśmiechnęłam się. – Mów mi tylko, czy znalazłaś zgubę, czy może pomóc ci szukać? – spytałam już totalnie rozluźniona.
- Znalazłam i właśnie szłam do wyjścia, nie mając zamiaru was niepokoić. Semir pewnie już ma dość chodzenia z Lilką po mieszkaniu i trzymania jej na rękach – westchnęła.
Widać było, że ma za sobą naprawdę ciężką noc. Usypiała prawie na stojąco. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam wypuścić ją z mieszkania w tym stanie.
- Widzę, że z niej mała złośnica – zaśmiałam się.
- Żebyś wiedziała – jęknęła.
Dopiero wtedy Aśka omiotła mnie spojrzeniem i gdy zobaczyła, w co jestem ubrana, miała zamiar to skomentować. Ktoś jej to jednak udaremnił.
- Lila, gdzie jesteś? I co to za hałasy z rana? – zapytał Kuba zaspanym głosem.
Po chwili Wilk wyłonił się z sypialni w samych bokserkach, przeciągając się. Gdy tylko zobaczył Aśkę, stanął jak wryty w drzwiach, wciąż nie do końca wiedząc, co się tutaj dzieje. Aśka tymczasem otworzyła szeroko usta, co miało pokazywać jej zaskoczenie zaistniałą sytuację i przenosiła swój wzrok to ze mnie na Kubę, to z Kuby na mnie, łapiąc powietrze.
- Ty… On… Wy… Razem… Jezu, ale się cieszę! – krzyknęła po chwili, po czym w podskokach doskoczyła do naszej dwójki i zaczęła nas ściskać jak głupia. – W końcu, już myśleliśmy z Semirem, że się nie doczekamy tego momentu! Tylko dlaczego nic nam nie powiedzieliście, co? – spojrzała na nas oskarżycielsko.
- Chcieliśmy to zrobić trochę później – westchnęłam, wiedząc, że teraz wiadomość o tym, że jesteśmy razem, już długo w tajemnicy się nie utrzyma.
- Ale na z czym tu zwlekać? Przecież to jest wspaniała wiadomość! – prawie zaklaskała w dłonie. – Tak bardzo się cieszę! Jak powiem Semirowi, to mi w to nie uwierzy – zaśmiała się, już się prawie obracając i kierując w stronę wyjścia.
- Czekaj, a możesz mu jeszcze nie mówić? – zapytałam, widząc co się dzieje i próbując jakoś zapanować nad sytuacją.
- Ale dlaczego? – stanęła jak wryta i spojrzała na mnie wielkimi oczami.
Kuba również spojrzał na mnie dziwnie. Miałam nadzieję, że już mu przeszły te dziwne reakcje na moje wspomnienia na temat Semira, ale jak widać, wciąż był czujny. Zignorowałam to jednak, nie chcąc wszczynać niepotrzebnej afery.
- Wiesz, jaka z niego czasem jest papla. A chyba wypadałoby, aby Kotor i Ivan dowiedzieli się o tym, że jesteśmy razem, od nas, a nie od Semira – wyjaśniłam jej.
- No tak, no tak, no tak – Aśka pokiwała głową, rozumiejąc to. – Ale wiesz, że ja długo nie utrzymam tej wiadomości dla siebie… Po prostu nie dam rady, tak mnie roznosi – przyznała się.
- A do wieczora dasz radę wytrzymać? – zapytałam z uśmiechem. Nie sądziłam, że ta widomość tak bardzo może kogokolwiek ucieszyć.
Kawecka tymczasem pokiwała głową. Już chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zadzwonił jej telefon.
- To pewnie Semir – westchnęła, nawet nie spoglądając na wyświetlacz swojej komórki. – Widocznie mała już mu daje nieźle popalić. Chętnie bym jeszcze z wami posiedziała, no ale…
- Leć, leć – przerwałam jej.
- W takim razie zostawiam was samych, gołąbeczki – zaśmiała się Kawecką, cmokając mnie i Kubę w policzek. – Wykorzystajcie ten czas należycie – zachichotała, poruszając charakterystycznie brwiami, za co oberwała ode mnie przez głowę.
Jeszcze chwilę było słychać jej śmiech, zanim zamknęły się za nią drzwi.
- Kochanie, co się tak właściwie tutaj przed chwilą stało? – spytał Kuba, obejmując mnie ramieniem, kiedy już minęło kilka chwil po wyjściu Aśki i wciąż nie bardzo ogarniając sytuację.
- Zostawili tu wczoraj smoczka Lilki, bez którego ona się obyć nie może, a że Aśka ma klucze, to po niego przyjechała, bo mała im daje niezły wycisk za to, że się zapomnieli. A hałas był dlatego, że się trochę nawzajem przestraszyłyśmy – wyjaśniłam. – Ale przez to, niestety, wyszło szydło z worka. Jedna osoba już o nas wie, a znając ich, to zaraz i reszta się dowie. Wiesz, jacy oni są.
- W sumie to nawet dobrze – powiedział Kuba. Uniosłam brew w górę. – W końcu będę mógł się wszystkim pochwalić, jaką wspaniałą mam dziewczynę – pocałował mnie.
- Ale wiesz, że zanim to nastąpi, będziemy musieli poinformować Ivana i Krzyśka o tym, że jesteśmy razem – spytałam.
- Wiem i mam nadzieję, że chłopaki mnie nie zjedzą – szepnął Kuba.
- Jakby co, to cię obronię – zapewniłam go, dając mu pstryczka w nos. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli zaproszę ich dzisiaj na obiad? – spytałam.
- Tak będzie dobrze – przytaknął, przyciągając mnie do siebie. – Ale za to jutro idziemy na obiad do mojej mamy.
Och, czekał nas intensywny weekend. Nie będzie miejsca na obijanie się. A miałam nadzieję, że spędzimy ze sobą trochę czasu, a tu niestety, szykowały się dla nas ciągłe rozjazdy.
- Tak, pamiętam – przytaknęłam. – Mam nadzieję, że mnie polubi…
- Przecież ona cię uwielbia, głuptasie – zaśmiał się Wilk.
- Ale jako twoją przyjaciółkę – wyjaśniłam mu moje wątpliwości. – Ale czy będzie chciała, abym została tą, która zabierze jej ukochanego Kubusia?
- Mama zawsze mi powtarzała, że najważniejsze, abym był szczęśliwy, a z tobą jestem. To jest dla niej najważniejsze, więc nie może mieć nic przeciwko – mówił z przekonaniem.
- Mam nadzieję, że masz rację – szepnęłam i wtuliłam się w niego.