Coś
jaskrawego od dobrych kilku chwil nie dawało mi spokoju. Jakby tego było mało,
nie mogłam również się obrócić, aby owe coś przestało urażać mnie w oczy.
Miałam skrępowane ruchy, widocznie dzisiejszej nocy nieźle zakopałam się w
kołdrę i – niestety – po omacku nie uda mi się z niej wydostać. Leniwie więc
otworzyłam oczy, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.
-
Cichutko, Lesio, daj pani postać. Wiem, że chcesz wyjść i już idziemy, tylko
pozwól mi się najpierw ubrać – usłyszałam głos tuż obok siebie.
Bez
wątpienia należał on do Kuby, rozpoznałabym go wszędzie. Wilk w tym momencie
siedział na skraju łóżka, obrócony do mnie plecami. Jedną ręką głaskał Lesia po
głowie, a w drugiej trzymał spodnie, które zeszłego wieczoru odłożył na
krzesło, kładąc się tuż obok mnie. Zapewne miał zamiar je teraz na siebie
włożyć.
-
Wybierasz się gdzieś? – spytałam z uśmiechem.
Miałam
wyśmienity humor od samego rana, bowiem właśnie do mnie dotarło, że wczorajsze
wydarzenia nie okazały się snem, a rzeczywistością. Naprawdę wyjaśniliśmy sobie
z Kubą wszystko, co nas dręczyło i poróżniało przez ostatnie miesiące. Teraz na
samo wspomnienie tamtych rozterek, którymi byliśmy pochłonięci, ogarnia mnie
śmiech, jednak jeszcze wczoraj w ogóle nie było mi do śmiechu. Oboje się
męczyliśmy – jak się później okazało – niepotrzebnie. Całe szczęście, że w porę
zdobyliśmy się na szczerość w stosunku do siebie, dzięki czemu jesteśmy tu i
teraz. I to razem.
-
Skądże znowu! – Wilk uśmiechnął się cwaniacko, obracając się w moją stronę. –
Dzień dobry, księżniczko – ucałował mnie w nos.
- Dzień
dobry – odpowiedziałam rozpromieniona. – Którą mamy godzinę? – spytałam,
przeciągając się leniwie.
- Za
pięć siódma – odpowiedział, wciągając na tyłek spodnie.
- O, to
Lesio dzisiaj wyjątkowo długo wytrzymał – zdziwiłam się, bo odkąd go mam,
zawsze budził mnie o szóstej, bym z nim wyszła na spacer. Aż do dziś. – Ale już
idziemy na spacerek, kochanieńki – powiedziałam do psa, który teraz siedział w
drzwiach od sypialni i patrzył na nas prosząco wzrokiem, który wskazywał, że rozumie,
co do niego mówimy i co się tutaj dzieje.
-
Przecież ja z nim mogę wyjść – zaprotestował Kuba, gdy tylko usłyszał moje
słowa – a ty sobie jeszcze pośpij.
- Masz
tej nogi nie nadwyrężać, zapomniałeś? – powiedziałam dobitnie, zakładając na
siebie dres z grubego polaru, który wisiał na drzwiach szafy, aby mieć go
zawsze pod ręką, gdy przyjdzie mi wyjść na spacer z Lechosławem. – Poza tym i
tak musiałabym zaraz wstać, bo muszę pędzić do szkoły – wyjaśniłam mu.
- A
miałem nadzieję, że skoczysz dzisiaj ze mną na trening – zmarkotniał. – Wypadałoby
się przywitać z chłopakami, zanim się sami dowiedzą, że jestem w mieście i się
do nich słowem nie odezwałem.
Tak,
taka sytuacja mogłaby ich nieźle zdenerwować.
- To
dlaczego się do nich nie odezwałeś? – spytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Nie
było kiedy – odpowiedział, uśmiechając się w sugestywny sposób. – Najpierw
musiałem się nacieszyć moją dziewczyną, a reszta może poczekać.
-
Romantyk się znalazł – pokręciłam głową, jednak w moim sercu pojawiło się
przyjemne ciepło na jego słowa. – A wracając do treningu, to czy koniecznie
musisz iść na ten rańszy? Możemy pójść tam popołudniu, jeśli już tak koniecznie
potrzebujesz mojego towarzystwa – zaśmiałam się, związując włosy w wysoki kucyk.
- Nie mam
zamiaru się teraz gdziekolwiek ruszać bez ciebie, kochanie – wciąż go nie
opuszczał dobry humor.
Kuba złapał
mnie w pasie i pocałował w ramię. Mimo że jego swoboda ruchów była ograniczona,
nie usłyszałam nawet, kiedy przetransportował się z jednego końca pokoju na
drugi.
- Nawet
na rehabilitację? – spytałam z uśmiechem, obracając się w jego stronę i unosząc
brew nad prawym okiem.
- Ech,
zapomniałbym o tym zupełnie – Kuba uderzył się otwartą ręką w czoło.
- No
widzisz, co ty byś beze mnie począł? – zaśmiałam się, dając mu całusa.
-
Zginąłbym marnie – odpowiedział, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu,
bowiem jego poważny ton głosu nijak do niego nie pasował.
Pokręciłam
jeszcze głową, wzdychając.
-
Dobra, dobra, założę tylko buty i możemy iść – powiedziałam Lesiowi, który w
odpowiedzi zamerdał ogonem. – Będziemy za jakieś piętnaście minut –
poinformowałam jeszcze Kubę, po czym zamknęłam za sobą drzwi.
*
Kiedy
wróciłam do mieszkania ze spaceru z Lesiem, zastałam Kubę w kuchni. Nic by w
tym nie było dziwnego, w końcu głodomór z niego jakich mało, gdyby nie stał nad
kuchenką gazową w przewiązanym w pasie fartuchu i jak gdyby nigdy nic smażył
jajecznicę. Nie usłyszał nawet, jak weszłam, tak bardzo był na tym skupiony.
Dopiero, gdy Lesio zaczął ocierać się o jego nogę i poszczekiwać na niego,
prosząc o wlanie mu czegoś do miski, Kuba zorientował się, że nie jest już sam
w pomieszczeniu. Mój pies dał mi więc tylko kilka chwil, podczas których mogłam
się bez skrępowania przyglądać mojemu facetowi, który coś gotował. Wciąż nie
mogłam uwierzyć, że Wilk naprawdę jest MOIM FACETEM, a do tego, że coś potrafi
zrobić do jedzenia, oprócz kanapek. W końcu gotujący Kuba był naprawdę rzadkim
widokiem.
- Co mi
się tak dziwnie przyglądasz? – spytał, kiedy zorientował się, że stoję we
framudze kuchennych drzwi i na niego patrzę.
- Nie,
nic – uśmiechnęłam się spłoszona – po prostu jakoś nie przypominam sobie, abyś
coś kiedykolwiek gotował.
Zamiast
wdawać się z nim w dyskusję, powinnam iść się przebrać i jakoś ogarnąć, aby ze
spokojem wyjść do pracy. Ale nie mogłam sobie darować, by mu się nie przyjrzeć,
kiedy tak stał w kuchni i coś gotował.
- Bo
rzadko mi się to zdarza, ale ostatni miesiąc w Gdańsku nauczył mnie kilku
prostych potraw – odpowiedział Kuba z uśmiechem, widząc, że jego nowe
umiejętności robią na mnie niemałe wrażenie.
Kiedyś
by się na mnie obraził za to, że wątpię w jego umiejętności kulinarne, mimo że
– co będę owijać w bawełnę – miał je naprawdę kiepskie. A teraz, jak gdyby
nigdy nic wyjaśnia mi wszystko i robi to z tym cwaniackim uśmiechem, który
zmiękcza mi nogi. Naprawdę się zmienił, odkąd wyjechał z Poznania, można to
było zauważyć na pierwszy rzut oka.
- Czyli
Kosa jest lepszym nauczycielem ode mnie? – uniosłam brew nad prawym okiem.
- No… –-
Kuba zawahał się, jakby nie wiedział, czy powinien mi powiedzieć prawdę, czy
jednak lepiej zachować ją dla siebie – …on przynajmniej nie robi czegoś za
mnie, gdy mi nie idzie.
- Ej,
to jest cios poniżej pasa! Ja po prostu nie lubię marnowania jedzenia –
oburzyłam się.
- Wiem,
skarbie, wiem, ale takim sposobem niczego się nie mogłem nauczyć – wyjaśnił mi
spokojnie.
- Jak
będziesz ze mną tak gadał, to też się niczego nie nauczysz, bo spalisz tą
jajecznicę – upomniałam go, po czym obróciłam się na pięcie i poszłam się wyszykować,
ostatkiem sił powstrzymując się przed zajrzeniem mu przez ramię.
Bo
wiem, że gdybym do niego teraz podeszła i zobaczyła, że coś jest nie tak,
zrobiłabym dokładnie to samo, o co Kuba miał do mnie żal – czyli odciągnęłabym
go od patelni i dokończyła robienie śniadania za niego. A Wilk miał rację – takim
sposobem niczego się nie nauczy, choćby nie wiem jak tego chciał. W końcu ja
też spaliłam przynajmniej jedną patelnię, zanim nauczyłam się smażyć, bo po
prostu zapomniałam, że cos zostawiłam na gazie. Ale przecież mu się do tego nie
przyznam, jeszcze czego.
*
Kilkanaście
minut później siedziałam przy stole w kuchni naprzeciwko Kuby i jadłam jedno z
najlepszych śniadań w moim życiu. I mówię to bez grama przesady. Po pierwsze
dlatego, że lubiłam jajecznicę. Po drugie – zrobił ją Kuba. Po trzecie – zrobił
ją poniekąd z myślą o mnie, a nie tylko o swoim wygłodniałym żołądku. I to
dlatego, że – po czwarte – jest moim chłopakiem. To wszystko sprawiało, że
nawet gdyby była ona niejadalna, to z uśmiechem na ustach był ją zmiotła z
talerza.
A
nawiasem mówiąc, wcale taka nie była. Była pyszna. Może Kosa ma w sobie jakieś
nieodkryte pokłady cierpliwości, które czynią go dobrym nauczycielem?
-
Gniewasz się na mnie? – spytał Kuba nieśmiało.
Od
kilku chwil bowiem Wilczek przyglądał mi się badawczo, jakby bał się zabrać
głos. Nie rozumiałam, o co mu chodzi.
- A
dlaczego miałabym być? – spytałam więc.
- No
nie wiem, tak wyszłaś z kuchni… – zaczął, markotniejąc.
- Nie
martw się, nie gniewam się na ciebie – uśmiechnęłam się do niego, klepiąc go po
ręce. – A jajecznica jest pyszna.
-
Naprawdę? – Kuba spojrzał na mnie z nadzieją.
- A czy
ja kiedykolwiek cię oszukałam w tak ważnej kwestii? – spytałam poważnie, a Kuba
w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. – No widzisz.
Wilk
jakby się cały rozpromienił. Cudownie jest sprawić mu tak wielką radość i to
takim małym gestem.
- O
której dzisiaj kończysz? – spytał Kuba po kilku minutach ciszy pomiędzy nami.
- O
piętnastej – odpowiedziałam. – Więc myślę, że spokojnie się wyrobimy na
popołudniowy trening do chłopaków, a tak właściwie to na jego koniec, żebyś
mógł sobie swobodnie z nimi pogadać – mówiłam, przeżuwając kromkę pszennego
chleba.
- To
dobrze – Kuba pokiwał głową, przyswajając sobie te informacje – w takim razie
jesteśmy umówieni.
-
Jasne. A o której masz tą rehabilitację? – spytałam, wsadzając talerz do zlewu.
Umyję go jak wrócę.
- O
dziesiątej.
Pokiwałam
głową.
- Mam
nadzieję, że nie masz zamiaru tłuc się przez miasto tramwajem albo, co gorsza,
autobusem, tylko weźmiesz taksówkę – spojrzałam na niego przenikliwie,
oczekując odpowiedzi.
- A ty,
jak miałaś chorą nogę, to czym jeździłaś? – spytał Kuba, zamiast odpowiedzieć
mi na pytanie, i uniósł brwi, powątpiewając, abym nie jeździła wtedy
transportem publicznym.
- Ja to
ja, a ty to ty. I bez mojej opieki masz nie jeździć tramwajami i autobusami,
jasne? – pogroziłam mu palcem ze srogą miną. – Poza tym do kliniki i tak jest
spory kawałek od przystanku, a ty masz się nie nadwyrężać. Pamiętasz o tym?
-
Kocham jak się o mnie tak martwisz – Kuba roześmiał się, przyciągając mnie do
siebie.
-
Zawsze się o ciebie martwiłam – przypomniałam mu, ale już nie potrafiłam
utrzymać srogiej miny, tylko uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Wiem,
skarbie, wiem – zaśmiał się, całując mnie. – Uschnę tu z tęsknoty za tobą –
mruknął, kiedy wyswobodziłam się z jego uścisku, bo na zegarku ściennym zauważyłam, iż
czas pędzi do przodu, nie mając zamiaru na mnie poczekać.
- Nie
będzie tak źle, masz przecież Lesia – zaśmiałam się, a pies pomerdał ogonem, gdy tylko o nim wspomniałam. –
A rehabilitanci pewnie również nie pozwolą ci się nudzić.
- A
skąd wiesz, że to nie będzie na przykład jakaś piękna rehabilitantka? – spytał,
spoglądając na mnie. – Ale z taką to masz rację, nie będę się nudził –
rozmarzył się.
-
Ewidentnie dawno nie dostałeś w łeb – syknęłam.
-
Jesteś zazdrosna – zaśmiał się.
-
Jakbyś nie wiedział – nie miałam zamiaru zaprzeczać.
Pokręciłam
głową, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia z pomieszczenia. Ale nie było
mi dane to zrobić, bo Kuba złapał mnie i usadził sobie na kolanach.
- Choćby
nie wiem, jaką pięknością była, jak dobrze by mnie masowała, czy nawet jak bardzo by
mnie nie podrywała, nie ma przy tobie żadnych szans. Żadna kobieta nie ma przy tobie szans.
Kocham tylko ciebie i tylko z tobą chcę być, inne mnie nie interesują. Nawet
ich nie zauważam – mówił, całując mnie po każdym wypowiedzianym przez siebie
zdaniu. – Wierzysz mi?
Po
chwili przytaknęłam.
-
Potrafisz być naprawdę przekonujący, kiedy chcesz – zaśmiałam się, oddając mu pocałunek. –
Chętnie bym tu jeszcze z tobą posiedziała, ale naprawdę muszę już wyjść. Nie wszyscy mają tak
dobrze, jak mój rekonwalescent – dałam mu kolejnego całusa, po czym wstałam i
podreptałam do przedpokoju.
Założyłam
na siebie wiosenny płaszczyk, buty na obcasie i owiązałam szyję szalikiem. Zanim włożyłam
na ręce rękawiczki, pogłaskałam jeszcze Lesia po głowie, mówiąc mu, aby był
grzeczny i nie zamęczył swojego pana, po czym ściągnęłam z wieszaka pęk moich kluczy i obróciłam się z
zamiarem wyjścia z mieszkania.
- Ej, a
buziak na do widzenia? – zaśmiał się Wilk.
-
Jeszcze ci mało? – zaśmiałam się, całując go jednak.
- Ciebie
nigdy mi nie dość – odpowiedział, nie mając zamiaru mnie puścić.
-
Głupek – dałam mu jeszcze pstryczka w nos, zanim wyszłam z mieszkania.
*
Czas w
pracy minął mi jak z bicza strzelił. Chyba nigdy siedem godzin lekcyjnych nie
przeleciało mi tak szybko jak dziś. Nie wiem, czym to mogło być spowodowane.
Czyżby to świadomość, że ktoś czeka na mój powrót do domu? Możliwe, bo już samo
odwzajemnione uczucie sprawiało, że niemal unosiłam się nad ziemią, kiedy
chodziłam dzisiaj od klasy do pokoju nauczycielskiego i z powrotem. Mój dobry
humor został od razu zauważony nie tylko przez nauczycieli w naszym wspólnym
pokoju, ale także i przez uczniów, do których podchodziłam dzisiaj z większą
cierpliwością niż do tej pory. Choć jej akurat to chyba nigdy mi nie brakowało,
ale dziś wyjątkowo miałam w sobie wiele pokładów do spożytkowania, co dzieciaki
skrzętnie wykorzystywały.
Kiedy jednak
zabrzmiał na dziś ostatni dla mnie dzwonek zwiastujący przerwę, niemal biegiem
rzuciłam się do drzwi. W porę się jednak opamiętałam. Nie chciałam wyjść na
osobę niepoważną, dlatego gdy zamknęłam drzwi od klasy za ostatnią osobą,
powolnym krokiem weszłam do pokoju nauczycielskiego, posyłając wszystkim moim
kolegom i koleżankom promienny uśmiech. Odłożyłam dziennik na miejsce, wpakowałam
w torebkę kolejne kartkówki do sprawdzenia, ubrałam się i skierowałam do drzwi,
zbywając przy tym Mariusza, który miał ponoć do mnie jakąś propozycję. Kiedy
jednak na pytanie, czy może ona poczekać do jutra, pokiwał twierdząco głową,
pożegnałam się z nim. Chciałam bowiem jak najszybciej wrócić do Kuby. W końcu
za kilka dni Wilk wróci znów do Gdańska, a ja zostanę tutaj sama. No,
niezupełnie, mam teraz przecież Lechosława, ale wolałam się Wilkiem nacieszyć,
dopóki mogłam.
Nie
spodziewałam się jednak, że na chodniku przed wejściem do szkoły ujrzę Kubę,
opierającego się jedną ręką o kulę, a drugą o płot.
- Co ty
tu robisz? – spytałam, kiedy tylko do niego podeszłam i pocałowałam go na
powitanie.
- Czekam
na ciebie – wyszczerzył się. – Zapomniałaś, że byliśmy umówieni?
- Nie,
nie zapomniałam – pokręciłam głową – ale myślałam, że pojedziemy razem z
mieszkania na stadion.
- Nie mogłem
się już doczekać, kiedy cię zobaczę – powiedział z rozbrajającym uśmiechem,
obejmując mnie ramieniem i ruszając powoli w stronę przystanku. – Poza tym stąd
jest trochę bliżej do stadionu. Będziemy mieli więc więcej czasu na małe
zakupy. Bo pomyślałem sobie, że skoro jestem w Poznaniu, to powinienem
odwiedzić moją małą chrześnicę, a bez jakiegoś prezentu to ani rusz.
- To
najpierw zahaczymy jeszcze o jakiś sklep z ubrankami? – zapytałam, upewniając
się w jego zamiarach.
Nie
miałam nic przeciwko temu. Nawet chętnie wybiorę się z nim do Kaweckiej i
Stilicia, o ile Kuba będzie chciał mnie ze sobą zabrać. Dawno nie rozmawiałam z
Aśką i nie do końca wiedziałam, co u nich. Ostatnio jednak jakoś nie byłam
skora do spotkań towarzyskich, co za sprawą Kuby ewidentnie się zmieniało.
- Na
początku też o tym pomyślałem, ale coś mnie tknęło i wszedłem na stronę internetowego
sklepu Lecha – mówił Kuba. – A tam zobaczyłem w nowościach taką śliczną
sukieneczkę, no, w sam raz dla Lilki.
- Skoro
tak, to zakupy mamy już prawie załatwione – uśmiechnęłam się.
-
Myślisz, że to będzie odpowiedni prezent? – spytał Kuba z wahaniem.
-
Jasne, przecież trzeba jej już od małego wpajać miłość do klubu – przytaknęłam
ochoczo i naprawdę tak uważałam.
- Też
tak pomyślałem. W końcu od kołyski aż po grób…
- …Lech
Poznań to mój klub – dokończyłam za niego z szerokim uśmiechem.
A Kuba
zaczął się śmiać. Po chwili dołączyłam do niego. To było niesamowite, jak my
się ze sobą zgadzaliśmy.
*
Wyszliśmy
z klubowego sklepu przy stadionie niezwykle zadowoleni, zostawiając w nim
pokaźną sumę pieniędzy. Bo gdy już weszliśmy do środka, to na jednej sukieneczce
się nie skończyło. Najpierw w ręce wpadł mi śliniak, potem smoczek i body. A
były takie piękne, że aż nie mogłam przejść wobec nich obojętnie. Nawet nie
wiem kiedy, ale dokupiliśmy jeszcze maskotkę koziołka i jaśka w poszewce z
herbem Lecha. Bałam się trochę, że gdy nas Aśka z tym wszystkim zobaczy, to
wygoni nas za drzwi, ale nie mogłam się oprzeć zakupowemu szaleństwu. Oboje z
Kubą uchylilibyśmy nieba naszej małej chrześniaczce.
- O,
Lila, co ty tutaj robisz? – spytał zaskoczony Wołąkiewicz, kiedy tylko weszłam
na płytę treningową, gdzie chłopcy już powoli zbierali się do wyjścia.
Po
wyjściu ze sklepu ustaliliśmy z Kubą, że ja wejdę na boisko pierwsza, a on
doczłapie się swoim tempem chwilę po mnie, tak, aby jego obecność dla Lechitów
okazała się być niespodzianką.
- A gdzie
hej, miło mi cię widzieć? – spytałam urażona.
- No
pewnie, że miło cię widzieć, siostrzyczko – Kotor, który szedł zaraz za Żabą,
od razu zamknął mnie w uścisku i ucałował w czoło opiekuńczym gestem.
- O,
tak jest zdecydowanie lepiej – zaśmiałam się, mierzwiąc Kotorowi włosy, czego
nie lubił. Tym razem jednak zaśmiał się na głos, kręcąc głową. – A poza tym to
przyprowadziłam wam niespodziankę – dodałam, gdy w wejściu na boisko treningowe
zauważyłam kuśtykającego Kubę.
Lechici
od razu skierowali się w jego stronę. Wraz z Kotorem poszliśmy w ich ślady.
Bałam się, że chłopaki go tam staranują, ale na całe szczęście tylko
go okrążyli i zaczęli się z nim witać.
-
Siema, stary! – krzyknął Semir, klepiąc Kubę po plecach. – Co ty tu robisz?
Dlaczego nie pisnąłeś słówkiem, że przyjeżdżasz w odwiedziny? – zasypał go
pytaniami.
- Bo
wtedy nie byłoby niespodzianki – odrzekł z uśmiechem Wilk, witając się ze
swoimi kolegami z zespołu.
- Ale
Lilii to powiedziałeś, że będziesz – Jasmin się prawie na niego za to obraził.
- A
właśnie, że nie. Mnie też zaskoczył – wtrąciłam. – Otwieram drzwi, a tu Kuba jak
gdyby nigdy nic sobie stoi na wycieraczce i mi się pyta, czy go przenocuję.
- I co,
zgodziłaś się? – śmiał się Artjom, chyba z mojej poważnej miny.
- A
miałam inne wyjście? – odpowiedziałam niezwykle poważnie, za co dostałam
kuksańca od Kuby. – Ty lepiej uważaj na to co robisz, bo będziesz spał na
wycieraczce – pogroziłam mu, nie mogąc się już powstrzymać od uśmiechu.
Wszyscy
przysłuchujący się nam również zaczęli się śmiać.
- Nawet
nie wiecie, jak mi brakowało tych waszych codziennych docinek – rzekł Ivan,
jakby z roztkliwieniem, przyglądając nam się badawczo.
A w
jego spojrzeniu było coś dla mnie niepokojącego. Jakby Serb domyślał się, że
między naszą dwójką coś się zmieniło, o czym inni zawodnicy tutaj stojący nie
mają pojęcia. Nawet Kotor nie patrzył na nas z taką podejrzliwością, jak Ivan.
Nie, pewnie wyolbrzymiam sprawę. Może i Djuka znał nas całkiem nieźle, ale
przecież skąd by mu nagle przyszło do głowy, że ja i Kuba jesteśmy parą? Przez
ten cały czas zachowywaliśmy się całkiem naturalnie, tak jak zawsze, więc nie
miał powodów, aby coś podejrzewać. A dlaczego tak mi na tym zależało, aby
chłopaki na razie nie dowiedzieli się prawy? Nie chcieliśmy im z Kubą tak z
marszu mówić, że jesteśmy razem. Woleliśmy poczekać na odpowiedni moment, aby
ich o tym poinformować. Znając życie, długo to tajemnicą nie zostanie w tym
towarzystwie, ale choćby odrobinka spokoju na początku naszej wspólnej drogi z
pewnością nam się przyda.
- Tak
właściwie to miałem dzisiaj do ciebie dzwonić, Lila – w rozmyślaniu przerwał mi
Semir, odciągając mnie na bok.
- Tak?
Coś się stało? – spojrzałam na niego z niepokojem.
Coś go
męczyło, to było od razu widać.
- Nie…
znaczy tak… znaczy… to nic poważnego, nie martw się – Bośniak w końcu się
wysłowił. – Po prostu Asia chciała cię zaprosić dzisiaj do nas na kolację. A
skoro wrócił Kuba, to oboje jesteście zaproszeni – dodał po chwili, widząc, że
Kuba staje obok mnie.
Wilk
miał w tej chwili nieprzeniknioną minę i bacznie przyglądał się naszej dwójce.
Jego nastrój szybko się zmienił na rozluźniony, jednak wcześniejsze dziwne
zachowanie Kuby nie umknęło mojej uwadze. Będę musiała się go zapytać, o co mu
chodzi. Ale zrobię to dopiero w domu, bez świadków.
- Nawet
jakbyś mnie nie zaprosił, to i tak bym się dzisiaj do was wprosił – zaśmiał się
Wilk. – W końcu muszę odwiedzić moją chrześnicę.
- To super
się składa – przytaknął Semir, klepiąc Kubę po plecach.
-
Jasne, tylko powiedz nam o której mamy przyjść – powiedziałam, przypominając im
o swoim istnieniu.
Nie
wiem dlaczego, ale miałam dziwne wrażenie, że panowie zaraz skoczą sobie do
oczu. Ech, chyba ponosi mnie wyobraźnia...
- Tak
właściwie to mogę was zabrać zaraz po treningu, tylko musielibyście poczekać aż
się przebiorę – powiedział Semir, uśmiechając się w naszym kierunku. – Zamiast
kolacji zjedlibyście z nami późny obiad.
Spojrzałam
na Wilka, chcąc się zorientować, co o tym sądzi. On zrobił dokładnie to samo w
tym samym momencie. Popatrzyłam mu w oczy.
- W
porządku – po chwili oboje przytaknęliśmy.
- Boże,
oni się nawet spojrzeniami umieją porozumiewać – Trałka, który właśnie obok nas
przechodził, złapał się za głowę.
- A
jak, przed nami nic nie ukryjecie – zaśmiałam się, grożąc Lechitom palcem, a ci
śmiali się w najlepsze.
*
Siedzieliśmy
obok siebie na sofie w korytarzu stadionu przy Bułgarskiej i czekaliśmy na
Semira. Tak naprawdę to tylko ja siedziałam, bo Kuba cały czas był w ruchu,
mimo że nie powinien nadwyrężać nogi. No, ale nie przegadasz mu, nie potrafił
odmówić chłopakom, gdy ci chcieli zamienić z nim kilka słów. Z początku mi to
nie przeszkadzało, mimo że martwiłam się o jego kontuzję, ale gdy ktoś po raz
piąty przerwał nam rozpoczęty już temat rozmowy, zaczynałam powoli dostawać fioła.
Zwłaszcza, że gdyby nie oni, zostalibyśmy sami i mogłabym się go zapytać, o co
mu chodziło kilkanaście minut temu na boisku, kiedy tak dziwnie przyglądał się
mi i Semirowi. A jeśli już o Bośniaku mowa, to ten guzdrał się jak zwykle,
kompletnie nie przejmując się tym, że tu na niego czekamy. Dlaczego mnie to nie
dziwiło?
Kiedy
już zaczęłam się zastanawiać nad wtargnięciem do szatni i wywołaniem z niej
Bośniaka choćby siłą, Kuba wraz z Semirem wyłonili się zza zakrętu i rozmawiali
ze sobą o czymś ściszonymi głosami, a gdy tylko pojawili się tuż obok mnie
zamilkli w jednym i tym samym momencie, jakby mieli przede mną jakieś
tajemnice. Byłam już kompletnie zdezorientowana. Nie podobało mi się to, ale
wolałam nie rozdrapywać tego tematu, bo z góry byłam skazana na niepowodzenie,
kiedy są we dwójkę. Wesprą się i nic z nich nie wyciągnę. Łatwiej mi będzie
podejść Kubę, gdy zostaniemy sami.
- To
co, gotowi? – zapytał Stilić z uśmiechem.
Przytaknęłam
mu więc tylko, nawet nie mając siły wypomnieć mu, że się na niego strasznie
naczekaliśmy i zabrałam ze sobą pakunki, o których Kuba ewidentnie zapomniał i
poszłam za nimi.
*
Aśka bardzo
się ucieszyła, gdy tylko zobaczyła, że Semir przyprowadził ze sobą z
popołudniowego treningu nie tylko mnie, ale również Kubę. Od razu zabrała się
za kończenie obiadu, wypytując przy okazji Wilka, co z jego zdrowiem i jak to
się stało, że się znalazł z powrotem w Poznaniu. Mimo tego, że Kawecka wydawała
się zachowywać całkiem normalnie, zauważyłam jednak, że ewidentnie coś ją dręczy.
Znałam ją nie od dziś i tego akurat nie mogła przede mną ukryć. Miałam zamiar
wyciągnąć to z niej choćby siłą, choć po cichu liczyłam, że wszystko i tak
wypłynie podczas wspólnego posiłku.
Kiedy
Wilk i Asia rozmawiali ze sobą między kuchnią a salonem, ja chodziłam z małą po
mieszkaniu, trzymając ją na rękach i opowiadając jej o wszystkim i o niczym.
- Co
jest? – spytałam Kubę, kiedy zauważyłam, że się nam przygląda z nieodgadnioną
miną.
I coś
mi mówiło, że patrzył na nas już od dobrych kilku chwil, jednak byłam tak
bardzo zajęta Lilką juniorem, że aż tego nie zauważyłam.
- Nie
wiem jak to możliwe, ale jesteście do siebie podobne – odparł Wilk,
przyglądając się nam.
-
Słyszysz maleńka, co ten wujek wygaduje. Zgłupiał ten nasz wujek, no nie?
Jesteś śliczna jak mamusia, a po cioci to ty raczej niczego nie odziedziczysz.
No chyba, że charakterek, ale o tym to się przekonamy później, jak będziesz ze
mną spędzała więcej czasu – zaśmiałam się. – A ty lepiej byś pokazał małej, co
jej kupiłeś, a nie wygadujesz takie niestworzone historie – odpowiedziałam
Kubie.
- Coś
jej kupiłeś, Kuba? – spytała Asia, wychylając głowę w kuchni. – Daj spokój, nie
trzeba było – machnęła ręką.
- To
żaden problem. Mam przynajmniej kogo rozpieszczać – Kuba wyszczerzył się,
spoglądając na Lilkę. – Tylko… hm, Liluś, nie wiesz może, gdzie zostawiłem tą
reklamówkę z rzeczami dla Lilki? – spytał po chwili wahania, drapiąc się po
głowie i zastanawiając nad czymś usilnie.
- Gdyby
nie ja, to zostawiłbyś ją na stadionie – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Mam
nadzieję, że jakbyś gdzieś z małą wyszedł, to byś o niej nie zapomniał i bez
niej do domu nie wrócił.
- No
coś ty! Nie zapomniałbym o niej, na bank – oburzył się Kuba moimi insynuacjami.
– No to wiesz gdzie jest ta reklamówka? – spytał urażony.
- Stoi
tuż przy twojej nodze.
Kuba
spojrzał w dół i aż pacnął się w czoło z otwartej ręki. Chwilę później już gniew na mnie mu
przeszedł. Usadził sobie nas obie obok siebie na kanapie i zaczął pokazywać
małej jej nowe rzeczy. Najdłużej przyglądała się koziołkowi, a gdy tylko Semir
chciał go wraz z poduszką włożyć do jej łóżeczka, zaczęła płakać, więc teraz
trzymałam na rękach nie tylko dziecko, ale także i klubową maskotkę. Sukienka i
body okazały się być na Lilkę jeszcze za duże, ale to się przyda przecież na
później, wiadomo, jak dzieci szybko rosną. Do tego niepotrzebnie bałam się reakcji
Aśki na nasze prezenty, ale w ogóle nie była zła, że z jej małej córeczki robimy
kibickę Lecha, jak się patrzy, tylko z uśmiechem dziękowała nam za wszystko.
- Och,
Lila – zaczęła, śmiejąc się – twoje dzieci to będą miały przerąbane z taką
matką fanatyczką.
Wiedziałam,
że to z jej strony było żartem, ale uraziło mnie do głębi.
- O,
wypraszam sobie – pokręciłam głową. – Trzeba wpajać podstawowe wartości
dzieciom już od ich najmłodszych lat, żeby później wiedziały, czego się trzymać.
Poza tym twoja Lilka nie będzie gorsza od moich potencjalnych dzieci, no chyba,
że zabronisz jej widywać się ze zbzikowaną ciotką – zasiałam taką wątpliwość.
- Weź
przestań, wcale nie jesteś zbzikowana – zaprzeczył Semir.
- A
przynajmniej nie tak bardzo, aby to było zagrożeniem dla mojej małej – zaśmiała
się Asia, stawiając talerze na stole i precyzując wypowiedź swojego faceta.
-
Zawsze możesz jeszcze zmienić matkę chrzestną, ja się w ogóle nie obrażę. Zrób
to tylko zanim będzie za późno – odpowiedziałam niezwykle poważnie, bo właśnie
tak traktowałam tą sprawę. W odróżnieniu od reszty domowników.
A tak
naprawdę, to byłoby mi odrobinę przykro, gdyby Kawecka teraz mi przytaknęła i zrezygnowała ze mnie, jako matki chrzestnej dla swojej córeczki. Skoro
jednak nie chce, aby stała się ona małą kibolką Lecha, to lepiej będzie, gdy
Lilka nie miała tyle wspólnego ze mną. Ja się już nie zmienię, nie te lata.
- Teraz
to przesadziłaś – mruknęła Asia ponuro. – Akurat rodzice chrzestni to się małej
udali.
- Nawet
jeśli będą jej śpiewać przyśpiewki Lecha jako kołysanki i ubierać od stóp do
głów w niebiesko-białe barwy? – podpuszczałam ją, chcąc się upewnić.
- Nawet
jeśli – przytaknęła z uśmiechem. – Poza tym lepiej, aby mała interesowała się
tym, co wszyscy kochacie, aniżeli na przykład czymś, co ciężko byłoby mi pojąć.
- Teraz
to mnie przekonałaś – zaśmiałam się, puszczając w niepamięć ostatnie docinki z
jej strony.
Asia
również się rozpromieniła na moje słowa, oddychając z ulgą, że wszystko między nami jest wyjaśnione, po czym zaprosiła nas do stołu. Poza tym chciała
położyć małą z powrotem do łóżeczka, żebyśmy się wszyscy mogli ze spokojem
najeść, jednak ja i Kuba nie mogliśmy się Lilką nacieszyć, więc ostatecznie z
nami została.
-
Wiecie co, pasuje wam taki malec – powiedział Semir, siedzący naprzeciwko nas.
- Semir
ma rację. Będziecie świetnymi rodzicami – dodała Asia z pewnością w głosie, bacznie się nam przypatrując.
Popatrzyłam
na nich dziwnie, po czym przeniosłam swój wzrok na Kubę, próbując spojrzeniem
zarejestrować, czy się im przypadkiem nie wygadał. Ale wyglądał na równie
zaskoczonego tymi słowami co ja, więc uznałam to tylko za zbieg okoliczności.
-
Dziękuję – podziękowałam im więc za komplement, nie mając zamiaru wdawać się w
pyskówkę czy też próbując coś wyjaśniać. Jeszcze by się domyślili i co wtedy? –
A teraz mów mi Aśka, co się dzieje? – spytałam ją, kiedy już byliśmy prawie
przy końcu obiadu.
- Co? –
spojrzała na mnie z przestrachem. – Skąd?
- Znam
cię i widzę, że czymś się martwisz. Może i innych oszukasz, ale nie mnie –
odpowiedziałam. – A więc o co chodzi?
Aśka
spojrzała na mnie przenikliwym spojrzeniem, w którym widziałam niepokój. Nie
uszło mojej uwadze, że Semir skarcił mnie spojrzeniem za bezpośredniość tego
pytania, ale ja już nie mogłam inaczej. Stilić z czułością złapał Kawecką za rękę, dodając jej tym gestem
otuchy i wsparcia.
- Jutro
mam rozprawę w sądzie o odebranie Emilowi praw do małej. Boję się po prostu, że coś
pójdzie nie tak – wyrzuciła z siebie Kawecka z zawrotną prędkością, po czym prawie
się rozpłakała.
Ostrożnie
oddałam Lilkę w ramiona Kubie, po czym wstałam od stołu, okrążyłam go i
podeszłam do Asi.
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, nie masz się czym przejmować – zapewniłam ją.
- A co,
jeśli on zmienił zdanie? – pociągnęła nosem.
- Sama
nie wierzysz w to, co mówisz – pokręciłam głową. – Znasz go, sama mi przecież mówiłaś,
że Emil nie lubi brać odpowiedzialności za swoje czyny. Za ten więc też nie
weźmie, bo taka maleńka istotka jak Lilka potrzebuje dużych pokładów odpowiedzialności, na
którą go zwyczajnie nie stać. Zobaczysz, na pewno wszystko będzie dobrze.
-
Jesteś pewna? – spytała z powątpiewaniem.
- Na
sto procent – pokiwałam twierdząco głową. – Jutro już będziesz spokojna, gdy
mała będzie w pełni twoja i gdy on nie będzie miał żadnych praw, aby ci ją
zabrać. Jeszcze wspomnisz moje słowa – mówiłam, patrząc jej w oczy.
Aśka
przytuliła się do mnie, płacząc mi w rękaw, a Semir, który teraz siedział za
jej plecami, ułożył usta w bezgłośne dziękuję. Pokiwałam tylko nieznacznie głową.
W końcu to nie było nic wielkiego, za co należałyby mi się jakieś
podziękowania. Aśka po prostu musiała uwierzyć w siebie i być silna, jeśli nie
dla siebie, to dla małej. A ja miałam obowiązek podtrzymywać ją w tym
postanowieniu, choćby nie wiem co.
- Jak
długo się już martwisz tą rozprawą? – spytałam, kiedy powoli zaczęła się
uspokajać. – Dlaczego mówisz mi o niej dopiero teraz?
- Nie
chciałam cię niepotrzebnie niepokoić – łkała. – Poza tym nie sądziłam, że
wszystko będzie się działo tak szybko...
-
Najwidoczniej i jemu zależy, aby załatwić to jak najszybciej i mieć z głowy problem – zironizowałam rozzłoszczona. – Musisz mu jutro pokazać, że
jesteś silna, że cię nie złamał i nigdy nie złamie. Jeśli nie dla siebie, to
dla małej, rozumiesz? – spytałam, a ona zamaszyście pokiwała głową. – Dobrze, a
teraz mi powiedz, o której macie tą rozprawę?
- O
dwunastej i tu się właśnie pojawia problem – Asia oderwała się ode mnie, kiedy tylko
usłyszała moje pytanie, po czym spojrzała mi w oczy. – Mogłabyś zostać z małą?
Semir uparł się, że mnie tam samej nie puści, a nie chciałabym Lilki ciągnąć po
sądach. To nie jest odpowiednie miejsce do tak małego dziecka – pociągnęła
nosem.
Na moje
nieszczęście miałam jutro akurat do dwunastej. Mimo że to było dość krótko, w niczym
nam nie pomagało. Nie mogłam też wziąć chorobowego, ponieważ ostatnimi czasy
wykorzystałam go aż nazbyt wiele. Próbowałam na szybko ułożyć w głowie jakiś
plan, dzięki któremu mogłabym im pomóc.
- No,
ja kończę jutro o dwunastej – zaczęłam się zastanawiać na głos, widząc, że Asia
powoli traci cierpliwość.
- Nie
uda ci się wyrwać wcześniej? – spytał Semir wyczekująco.
- No
właśnie nie bardzo – zmartwiłam się. – A musiałabym być w domu tak mniej więcej
o jedenastej, no nie? – spytałam.
Stilić
i Kawecka przytaknęli mi w tym samym momencie.
- No
skoro ci się ni uda… – zaczęła Asia zrezygnowana.
- Ale
ja mam rehabilitację o dziewiątej, więc do jedenastej powinienem być już z
powrotem w domu – do rozmowy wtrącił się Kuba, przypominając nam o swoim
istnieniu.
W mojej
głowie od razu zapaliła się lampka.
- No,
czyli wszystko załatwione – rozpromieniłam się. – Przyprowadzicie małą do nas,
Kuba się nią zajmie, a później ja wrócę i mu pomogę.
- Ale
na pewno? – upewniał się Semir, spoglądając niepewnie na Wilka.
No proszę,
a jeszcze nie tak dawno to ja się martwiłam czy ten nieodpowiedzialny bawidamek
będzie umiał zająć się niemowlęciem. A teraz on takim samym wzrokiem, jakim ja
niedawno patrzyłam na niego, patrzy na Kubę. Również spojrzałam na Wilka. Może
i wydawał się być dużym dzieckiem, ale dałabym sobie rękę uciąć, że jest
odpowiedzialnym facetem, a mała będzie pod dobrą opieką.
-
Przecież przez godzinę sobie poradzi nawet z tą chorą nogą – postanowiłam mu
pomóc i przekonać resztę towarzystwa do tego pomysłu. – Poza tym Lilka jeszcze
nie biega, więc nie powinna sprawiać zbyt wielkich kłopotów.
- Lila
ma całkowitą rację. Poradzę sobie – odparł Kuba z przekonaniem, które także
mnie uspokoiło. Spojrzał na mnie dziękując mi tym wzrokiem za wsparcie. Ale nie musiał tego robić, bowiem ja sama byłam przekonana, że mam rację, wierząc w niego. –
Widzicie, nic jej nie jest, mimo że to ja ją o kilku minut trzymam. Nie marudzi, nie płacze,
wszystko jest w porządku – wskazał na małą, którą wciąż trzymał na rękach.
Lilka wpatrywała
się w niego niemal z uwielbieniem. Już kiedyś zauważyłam, że dziewczynki mają
do niego niesamowitą słabość. A ta sytuacja była idealnym potwierdzeniem tego
stwierdzenia.
- To
załatwione. Głowa do góry, będzie dobrze – uśmiechnęłam się, chcąc jak
najszybciej zakończyć temat, po czym poklepałam Aśkę po plecach.
Dziewczyna
wyraźnie się uspokoiła, dzięki naszym odwiedzinom. Byłam święcie przekonana, że
sobie jutro poradzi. Podziękowała nam za wsparcie, a później poprosiła, abyśmy zostali
do kolacji. No to zostaliśmy. I pewnie siedzielibyśmy tam o wiele dłużej, niż
to było konieczne, gdyby nie świadomość, że po powrocie do mieszkania trzeba
jeszcze wyjść z Lesiem na spacer.
________________________
Właśnie
sobie uświadomiłam, ilu w tym opowiadaniu jest chłopaków, których już dawno w
Lechu nie ma. W końcu akcja toczy się półtora roku wcześniej, a przez ten czas
tyle się zmieniło! I zawsze, gdy piszę nowy rozdział, muszę się zawsze
zastanawiać, żebym przypadkiem nie wpisała kogoś, kogo w tamtym okresie czasu w
Lechu jeszcze nie znano albo kogo już w Lechu nie było.
Sielanka,
sielanka, sielanka. Rozdział taki trochę cukierkowy i bez jakieś spektakularnej
akcji. Wybaczcie mi to.
Pozdrowienia!
Ale nie ma co narzekać. Należy im sie takie cukierkowe życie póki Wilk jest jeszcze w Poznaniu :) I mi sie bardzo podobało. Lilki dwie musiały wyglądać świetnie. I myślałam z początku, że coś nie tak na linii Aśka- Semir ale tu chodziło o Lilkę i Kubę. Im wszystkim takie coś służy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Że jest cukierkowo, to akurat dobrze, bo ile człowiek może się szamotać z życiem bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym? ;D Trochę luzu przyda się każdemu, a już zwłaszcza Lilce i Kubie. Teraz nie dość, że mają okazję do spędzenia ze sobą każdej chwili, to jeszcze ich doskonałe porozumienie wybitnie wpływa na poprawę kontaktów Kotorowskiej i Wilka z otoczeniem. Kuba wreszcie przestał posądzać Semira o niecne sprawki, a Lilka przestała warczeć na wszystkich wokół. Najwyraźniej normalizacja relacji uczuciowych sprzyja uładzeniu ducha ;D Również zgadzam się z Bośniakiem, że Wilkom (haha ;D) pasuje dziecię. Nie wiem, w którym momencie zamierzasz zakończyć to opowiadanie (choć może mogłoby ono być nieskończone..? ładnie proszę!), ale mam nadzieję na doczekanie się znakomitego potomka naszych miłych bohaterów :) To by było coś! A nawet - ktoś ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję szczerze Aśce przecher z Emilem, ale skoro facet jak najszybciej zamierza doprowadzić kwestię rodzicielstwa do końca, to w zasadzie jest to także dla mnie pozytywna wiadomość. Kawecka oszczędzi sobie rozstroju nerwowego i niepotrzebnego projektowania sytuacji alternatywnych dotyczących potencjalnych, dziwnych zgrań ze strony byłego (bo szczerze mam nadzieję, że Emil z żadną rewelacją nagle nie wyskoczy), a Stilić nareszcie poczuje się panem na włościach ;DD Okej, to trochę chamsko zabrzmiało ;DD Edit: a Stilić nareszcie odetchnie z ulgą, że Aśka należy tylko do niego.
Niech się im wszystkim szczęści, zasługują na to.
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
Haha, Lechosław! <3