czwartek, 14 listopada 2013

46. Niepokój.



Coś jaskrawego od dobrych kilku chwil nie dawało mi spokoju. Jakby tego było mało, nie mogłam również się obrócić, aby owe coś przestało urażać mnie w oczy. Miałam skrępowane ruchy, widocznie dzisiejszej nocy nieźle zakopałam się w kołdrę i – niestety – po omacku nie uda mi się z niej wydostać. Leniwie więc otworzyłam oczy, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.
- Cichutko, Lesio, daj pani postać. Wiem, że chcesz wyjść i już idziemy, tylko pozwól mi się najpierw ubrać – usłyszałam głos tuż obok siebie.
Bez wątpienia należał on do Kuby, rozpoznałabym go wszędzie. Wilk w tym momencie siedział na skraju łóżka, obrócony do mnie plecami. Jedną ręką głaskał Lesia po głowie, a w drugiej trzymał spodnie, które zeszłego wieczoru odłożył na krzesło, kładąc się tuż obok mnie. Zapewne miał zamiar je teraz na siebie włożyć.
- Wybierasz się gdzieś? – spytałam z uśmiechem.
Miałam wyśmienity humor od samego rana, bowiem właśnie do mnie dotarło, że wczorajsze wydarzenia nie okazały się snem, a rzeczywistością. Naprawdę wyjaśniliśmy sobie z Kubą wszystko, co nas dręczyło i poróżniało przez ostatnie miesiące. Teraz na samo wspomnienie tamtych rozterek, którymi byliśmy pochłonięci, ogarnia mnie śmiech, jednak jeszcze wczoraj w ogóle nie było mi do śmiechu. Oboje się męczyliśmy – jak się później okazało – niepotrzebnie. Całe szczęście, że w porę zdobyliśmy się na szczerość w stosunku do siebie, dzięki czemu jesteśmy tu i teraz. I to razem.
- Skądże znowu! – Wilk uśmiechnął się cwaniacko, obracając się w moją stronę. – Dzień dobry, księżniczko – ucałował mnie w nos.
- Dzień dobry – odpowiedziałam rozpromieniona. – Którą mamy godzinę? – spytałam, przeciągając się leniwie.
- Za pięć siódma – odpowiedział, wciągając na tyłek spodnie.
- O, to Lesio dzisiaj wyjątkowo długo wytrzymał – zdziwiłam się, bo odkąd go mam, zawsze budził mnie o szóstej, bym z nim wyszła na spacer. Aż do dziś. – Ale już idziemy na spacerek, kochanieńki – powiedziałam do psa, który teraz siedział w drzwiach od sypialni i patrzył na nas prosząco wzrokiem, który wskazywał, że rozumie, co do niego mówimy i co się tutaj dzieje.
- Przecież ja z nim mogę wyjść – zaprotestował Kuba, gdy tylko usłyszał moje słowa – a ty sobie jeszcze pośpij.
- Masz tej nogi nie nadwyrężać, zapomniałeś? – powiedziałam dobitnie, zakładając na siebie dres z grubego polaru, który wisiał na drzwiach szafy, aby mieć go zawsze pod ręką, gdy przyjdzie mi wyjść na spacer z Lechosławem. – Poza tym i tak musiałabym zaraz wstać, bo muszę pędzić do szkoły – wyjaśniłam mu.
- A miałem nadzieję, że skoczysz dzisiaj ze mną na trening – zmarkotniał. – Wypadałoby się przywitać z chłopakami, zanim się sami dowiedzą, że jestem w mieście i się do nich słowem nie odezwałem.
Tak, taka sytuacja mogłaby ich nieźle zdenerwować.
- To dlaczego się do nich nie odezwałeś? – spytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Nie było kiedy – odpowiedział, uśmiechając się w sugestywny sposób. – Najpierw musiałem się nacieszyć moją dziewczyną, a reszta może poczekać.
- Romantyk się znalazł – pokręciłam głową, jednak w moim sercu pojawiło się przyjemne ciepło na jego słowa. – A wracając do treningu, to czy koniecznie musisz iść na ten rańszy? Możemy pójść tam popołudniu, jeśli już tak koniecznie potrzebujesz mojego towarzystwa – zaśmiałam się, związując włosy w wysoki kucyk.
- Nie mam zamiaru się teraz gdziekolwiek ruszać bez ciebie, kochanie – wciąż go nie opuszczał dobry humor.
Kuba złapał mnie w pasie i pocałował w ramię. Mimo że jego swoboda ruchów była ograniczona, nie usłyszałam nawet, kiedy przetransportował się z jednego końca pokoju na drugi.
- Nawet na rehabilitację? – spytałam z uśmiechem, obracając się w jego stronę i unosząc brew nad prawym okiem.
- Ech, zapomniałbym o tym zupełnie – Kuba uderzył się otwartą ręką w czoło.
- No widzisz, co ty byś beze mnie począł? – zaśmiałam się, dając mu całusa.
- Zginąłbym marnie – odpowiedział, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, bowiem jego poważny ton głosu nijak do niego nie pasował.
Pokręciłam jeszcze głową, wzdychając.
- Dobra, dobra, założę tylko buty i możemy iść – powiedziałam Lesiowi, który w odpowiedzi zamerdał ogonem. – Będziemy za jakieś piętnaście minut – poinformowałam jeszcze Kubę, po czym zamknęłam za sobą drzwi.


*


Kiedy wróciłam do mieszkania ze spaceru z Lesiem, zastałam Kubę w kuchni. Nic by w tym nie było dziwnego, w końcu głodomór z niego jakich mało, gdyby nie stał nad kuchenką gazową w przewiązanym w pasie fartuchu i jak gdyby nigdy nic smażył jajecznicę. Nie usłyszał nawet, jak weszłam, tak bardzo był na tym skupiony. Dopiero, gdy Lesio zaczął ocierać się o jego nogę i poszczekiwać na niego, prosząc o wlanie mu czegoś do miski, Kuba zorientował się, że nie jest już sam w pomieszczeniu. Mój pies dał mi więc tylko kilka chwil, podczas których mogłam się bez skrępowania przyglądać mojemu facetowi, który coś gotował. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Wilk naprawdę jest MOIM FACETEM, a do tego, że coś potrafi zrobić do jedzenia, oprócz kanapek. W końcu gotujący Kuba był naprawdę rzadkim widokiem.
- Co mi się tak dziwnie przyglądasz? – spytał, kiedy zorientował się, że stoję we framudze kuchennych drzwi i na niego patrzę.
- Nie, nic – uśmiechnęłam się spłoszona – po prostu jakoś nie przypominam sobie, abyś coś kiedykolwiek gotował.
Zamiast wdawać się z nim w dyskusję, powinnam iść się przebrać i jakoś ogarnąć, aby ze spokojem wyjść do pracy. Ale nie mogłam sobie darować, by mu się nie przyjrzeć, kiedy tak stał w kuchni i coś gotował.
- Bo rzadko mi się to zdarza, ale ostatni miesiąc w Gdańsku nauczył mnie kilku prostych potraw – odpowiedział Kuba z uśmiechem, widząc, że jego nowe umiejętności robią na mnie niemałe wrażenie.
Kiedyś by się na mnie obraził za to, że wątpię w jego umiejętności kulinarne, mimo że – co będę owijać w bawełnę – miał je naprawdę kiepskie. A teraz, jak gdyby nigdy nic wyjaśnia mi wszystko i robi to z tym cwaniackim uśmiechem, który zmiękcza mi nogi. Naprawdę się zmienił, odkąd wyjechał z Poznania, można to było zauważyć na pierwszy rzut oka.
- Czyli Kosa jest lepszym nauczycielem ode mnie? – uniosłam brew nad prawym okiem.
- No… –- Kuba zawahał się, jakby nie wiedział, czy powinien mi powiedzieć prawdę, czy jednak lepiej zachować ją dla siebie – …on przynajmniej nie robi czegoś za mnie, gdy mi nie idzie.
- Ej, to jest cios poniżej pasa! Ja po prostu nie lubię marnowania jedzenia – oburzyłam się.
- Wiem, skarbie, wiem, ale takim sposobem niczego się nie mogłem nauczyć – wyjaśnił mi spokojnie.
- Jak będziesz ze mną tak gadał, to też się niczego nie nauczysz, bo spalisz tą jajecznicę – upomniałam go, po czym obróciłam się na pięcie i poszłam się wyszykować, ostatkiem sił powstrzymując się przed zajrzeniem mu przez ramię.
Bo wiem, że gdybym do niego teraz podeszła i zobaczyła, że coś jest nie tak, zrobiłabym dokładnie to samo, o co Kuba miał do mnie żal – czyli odciągnęłabym go od patelni i dokończyła robienie śniadania za niego. A Wilk miał rację – takim sposobem niczego się nie nauczy, choćby nie wiem jak tego chciał. W końcu ja też spaliłam przynajmniej jedną patelnię, zanim nauczyłam się smażyć, bo po prostu zapomniałam, że cos zostawiłam na gazie. Ale przecież mu się do tego nie przyznam, jeszcze czego.


*


Kilkanaście minut później siedziałam przy stole w kuchni naprzeciwko Kuby i jadłam jedno z najlepszych śniadań w moim życiu. I mówię to bez grama przesady. Po pierwsze dlatego, że lubiłam jajecznicę. Po drugie – zrobił ją Kuba. Po trzecie – zrobił ją poniekąd z myślą o mnie, a nie tylko o swoim wygłodniałym żołądku. I to dlatego, że – po czwarte – jest moim chłopakiem. To wszystko sprawiało, że nawet gdyby była ona niejadalna, to z uśmiechem na ustach był ją zmiotła z talerza.
A nawiasem mówiąc, wcale taka nie była. Była pyszna. Może Kosa ma w sobie jakieś nieodkryte pokłady cierpliwości, które czynią go dobrym nauczycielem?
- Gniewasz się na mnie? – spytał Kuba nieśmiało.
Od kilku chwil bowiem Wilczek przyglądał mi się badawczo, jakby bał się zabrać głos. Nie rozumiałam, o co mu chodzi.
- A dlaczego miałabym być? – spytałam więc.
- No nie wiem, tak wyszłaś z kuchni… – zaczął, markotniejąc.
- Nie martw się, nie gniewam się na ciebie – uśmiechnęłam się do niego, klepiąc go po ręce. – A jajecznica jest pyszna.
- Naprawdę? – Kuba spojrzał na mnie z nadzieją.
- A czy ja kiedykolwiek cię oszukałam w tak ważnej kwestii? – spytałam poważnie, a Kuba w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. – No widzisz.
Wilk jakby się cały rozpromienił. Cudownie jest sprawić mu tak wielką radość i to takim małym gestem.
- O której dzisiaj kończysz? – spytał Kuba po kilku minutach ciszy pomiędzy nami.
- O piętnastej – odpowiedziałam. – Więc myślę, że spokojnie się wyrobimy na popołudniowy trening do chłopaków, a tak właściwie to na jego koniec, żebyś mógł sobie swobodnie z nimi pogadać – mówiłam, przeżuwając kromkę pszennego chleba.
- To dobrze – Kuba pokiwał głową, przyswajając sobie te informacje – w takim razie jesteśmy umówieni.
- Jasne. A o której masz tą rehabilitację? – spytałam, wsadzając talerz do zlewu. Umyję go jak wrócę.
- O dziesiątej.
Pokiwałam głową.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru tłuc się przez miasto tramwajem albo, co gorsza, autobusem, tylko weźmiesz taksówkę – spojrzałam na niego przenikliwie, oczekując odpowiedzi.
- A ty, jak miałaś chorą nogę, to czym jeździłaś? – spytał Kuba, zamiast odpowiedzieć mi na pytanie, i uniósł brwi, powątpiewając, abym nie jeździła wtedy transportem publicznym.
- Ja to ja, a ty to ty. I bez mojej opieki masz nie jeździć tramwajami i autobusami, jasne? – pogroziłam mu palcem ze srogą miną. – Poza tym do kliniki i tak jest spory kawałek od przystanku, a ty masz się nie nadwyrężać. Pamiętasz o tym?
- Kocham jak się o mnie tak martwisz – Kuba roześmiał się, przyciągając mnie do siebie.
- Zawsze się o ciebie martwiłam – przypomniałam mu, ale już nie potrafiłam utrzymać srogiej miny, tylko uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Wiem, skarbie, wiem – zaśmiał się, całując mnie. – Uschnę tu z tęsknoty za tobą – mruknął, kiedy wyswobodziłam się z jego uścisku, bo na zegarku ściennym zauważyłam, iż czas pędzi do przodu, nie mając zamiaru na mnie poczekać.
- Nie będzie tak źle, masz przecież Lesia – zaśmiałam się, a pies pomerdał ogonem, gdy tylko o nim wspomniałam. – A rehabilitanci pewnie również nie pozwolą ci się nudzić.
- A skąd wiesz, że to nie będzie na przykład jakaś piękna rehabilitantka? – spytał, spoglądając na mnie. – Ale z taką to masz rację, nie będę się nudził – rozmarzył się.
- Ewidentnie dawno nie dostałeś w łeb – syknęłam.
- Jesteś zazdrosna – zaśmiał się.
- Jakbyś nie wiedział – nie miałam zamiaru zaprzeczać.
Pokręciłam głową, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia z pomieszczenia. Ale nie było mi dane to zrobić, bo Kuba złapał mnie i usadził sobie na kolanach.
- Choćby nie wiem, jaką pięknością była, jak dobrze by mnie masowała, czy nawet jak bardzo by mnie nie podrywała, nie ma przy tobie żadnych szans. Żadna kobieta nie ma przy tobie szans. Kocham tylko ciebie i tylko z tobą chcę być, inne mnie nie interesują. Nawet ich nie zauważam – mówił, całując mnie po każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniu. – Wierzysz mi?
Po chwili przytaknęłam.
- Potrafisz być naprawdę przekonujący, kiedy chcesz – zaśmiałam się, oddając mu pocałunek. – Chętnie bym tu jeszcze z tobą posiedziała, ale naprawdę muszę już wyjść. Nie wszyscy mają tak dobrze, jak mój rekonwalescent – dałam mu kolejnego całusa, po czym wstałam i podreptałam do przedpokoju.
Założyłam na siebie wiosenny płaszczyk, buty na obcasie i owiązałam szyję szalikiem. Zanim włożyłam na ręce rękawiczki, pogłaskałam jeszcze Lesia po głowie, mówiąc mu, aby był grzeczny i nie zamęczył swojego pana, po czym ściągnęłam z wieszaka pęk moich kluczy i obróciłam się z zamiarem wyjścia z mieszkania.
- Ej, a buziak na do widzenia? – zaśmiał się Wilk.
- Jeszcze ci mało? – zaśmiałam się, całując go jednak.
- Ciebie nigdy mi nie dość – odpowiedział, nie mając zamiaru mnie puścić.
- Głupek – dałam mu jeszcze pstryczka w nos, zanim wyszłam z mieszkania.


*


Czas w pracy minął mi jak z bicza strzelił. Chyba nigdy siedem godzin lekcyjnych nie przeleciało mi tak szybko jak dziś. Nie wiem, czym to mogło być spowodowane. Czyżby to świadomość, że ktoś czeka na mój powrót do domu? Możliwe, bo już samo odwzajemnione uczucie sprawiało, że niemal unosiłam się nad ziemią, kiedy chodziłam dzisiaj od klasy do pokoju nauczycielskiego i z powrotem. Mój dobry humor został od razu zauważony nie tylko przez nauczycieli w naszym wspólnym pokoju, ale także i przez uczniów, do których podchodziłam dzisiaj z większą cierpliwością niż do tej pory. Choć jej akurat to chyba nigdy mi nie brakowało, ale dziś wyjątkowo miałam w sobie wiele pokładów do spożytkowania, co dzieciaki skrzętnie wykorzystywały.
Kiedy jednak zabrzmiał na dziś ostatni dla mnie dzwonek zwiastujący przerwę, niemal biegiem rzuciłam się do drzwi. W porę się jednak opamiętałam. Nie chciałam wyjść na osobę niepoważną, dlatego gdy zamknęłam drzwi od klasy za ostatnią osobą, powolnym krokiem weszłam do pokoju nauczycielskiego, posyłając wszystkim moim kolegom i koleżankom promienny uśmiech. Odłożyłam dziennik na miejsce, wpakowałam w torebkę kolejne kartkówki do sprawdzenia, ubrałam się i skierowałam do drzwi, zbywając przy tym Mariusza, który miał ponoć do mnie jakąś propozycję. Kiedy jednak na pytanie, czy może ona poczekać do jutra, pokiwał twierdząco głową, pożegnałam się z nim. Chciałam bowiem jak najszybciej wrócić do Kuby. W końcu za kilka dni Wilk wróci znów do Gdańska, a ja zostanę tutaj sama. No, niezupełnie, mam teraz przecież Lechosława, ale wolałam się Wilkiem nacieszyć, dopóki mogłam.
Nie spodziewałam się jednak, że na chodniku przed wejściem do szkoły ujrzę Kubę, opierającego się jedną ręką o kulę, a drugą o płot.
- Co ty tu robisz? – spytałam, kiedy tylko do niego podeszłam i pocałowałam go na powitanie.
- Czekam na ciebie – wyszczerzył się. – Zapomniałaś, że byliśmy umówieni?
- Nie, nie zapomniałam – pokręciłam głową – ale myślałam, że pojedziemy razem z mieszkania na stadion.
- Nie mogłem się już doczekać, kiedy cię zobaczę – powiedział z rozbrajającym uśmiechem, obejmując mnie ramieniem i ruszając powoli w stronę przystanku. – Poza tym stąd jest trochę bliżej do stadionu. Będziemy mieli więc więcej czasu na małe zakupy. Bo pomyślałem sobie, że skoro jestem w Poznaniu, to powinienem odwiedzić moją małą chrześnicę, a bez jakiegoś prezentu to ani rusz.
- To najpierw zahaczymy jeszcze o jakiś sklep z ubrankami? – zapytałam, upewniając się w jego zamiarach.
Nie miałam nic przeciwko temu. Nawet chętnie wybiorę się z nim do Kaweckiej i Stilicia, o ile Kuba będzie chciał mnie ze sobą zabrać. Dawno nie rozmawiałam z Aśką i nie do końca wiedziałam, co u nich. Ostatnio jednak jakoś nie byłam skora do spotkań towarzyskich, co za sprawą Kuby ewidentnie się zmieniało.
- Na początku też o tym pomyślałem, ale coś mnie tknęło i wszedłem na stronę internetowego sklepu Lecha – mówił Kuba. – A tam zobaczyłem w nowościach taką śliczną sukieneczkę, no, w sam raz dla Lilki.
- Skoro tak, to zakupy mamy już prawie załatwione – uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że to będzie odpowiedni prezent? – spytał Kuba z wahaniem.
- Jasne, przecież trzeba jej już od małego wpajać miłość do klubu – przytaknęłam ochoczo i naprawdę tak uważałam.
- Też tak pomyślałem. W końcu od kołyski aż po grób…
- …Lech Poznań to mój klub – dokończyłam za niego z szerokim uśmiechem.
A Kuba zaczął się śmiać. Po chwili dołączyłam do niego. To było niesamowite, jak my się ze sobą zgadzaliśmy.


*


Wyszliśmy z klubowego sklepu przy stadionie niezwykle zadowoleni, zostawiając w nim pokaźną sumę pieniędzy. Bo gdy już weszliśmy do środka, to na jednej sukieneczce się nie skończyło. Najpierw w ręce wpadł mi śliniak, potem smoczek i body. A były takie piękne, że aż nie mogłam przejść wobec nich obojętnie. Nawet nie wiem kiedy, ale dokupiliśmy jeszcze maskotkę koziołka i jaśka w poszewce z herbem Lecha. Bałam się trochę, że gdy nas Aśka z tym wszystkim zobaczy, to wygoni nas za drzwi, ale nie mogłam się oprzeć zakupowemu szaleństwu. Oboje z Kubą uchylilibyśmy nieba naszej małej chrześniaczce.
- O, Lila, co ty tutaj robisz? – spytał zaskoczony Wołąkiewicz, kiedy tylko weszłam na płytę treningową, gdzie chłopcy już powoli zbierali się do wyjścia.
Po wyjściu ze sklepu ustaliliśmy z Kubą, że ja wejdę na boisko pierwsza, a on doczłapie się swoim tempem chwilę po mnie, tak, aby jego obecność dla Lechitów okazała się być niespodzianką.
- A gdzie hej, miło mi cię widzieć? – spytałam urażona.
- No pewnie, że miło cię widzieć, siostrzyczko – Kotor, który szedł zaraz za Żabą, od razu zamknął mnie w uścisku i ucałował w czoło opiekuńczym gestem.
- O, tak jest zdecydowanie lepiej – zaśmiałam się, mierzwiąc Kotorowi włosy, czego nie lubił. Tym razem jednak zaśmiał się na głos, kręcąc głową. – A poza tym to przyprowadziłam wam niespodziankę – dodałam, gdy w wejściu na boisko treningowe zauważyłam kuśtykającego Kubę.
Lechici od razu skierowali się w jego stronę. Wraz z Kotorem poszliśmy w ich ślady. Bałam się, że chłopaki go tam staranują, ale na całe szczęście tylko go okrążyli i zaczęli się z nim witać.
- Siema, stary! – krzyknął Semir, klepiąc Kubę po plecach. – Co ty tu robisz? Dlaczego nie pisnąłeś słówkiem, że przyjeżdżasz w odwiedziny? – zasypał go pytaniami.
- Bo wtedy nie byłoby niespodzianki – odrzekł z uśmiechem Wilk, witając się ze swoimi kolegami z zespołu.
- Ale Lilii to powiedziałeś, że będziesz – Jasmin się prawie na niego za to obraził.
- A właśnie, że nie. Mnie też zaskoczył – wtrąciłam. – Otwieram drzwi, a tu Kuba jak gdyby nigdy nic sobie stoi na wycieraczce i mi się pyta, czy go przenocuję.
- I co, zgodziłaś się? – śmiał się Artjom, chyba z mojej poważnej miny.
- A miałam inne wyjście? – odpowiedziałam niezwykle poważnie, za co dostałam kuksańca od Kuby. – Ty lepiej uważaj na to co robisz, bo będziesz spał na wycieraczce – pogroziłam mu, nie mogąc się już powstrzymać od uśmiechu.
Wszyscy przysłuchujący się nam również zaczęli się śmiać.
- Nawet nie wiecie, jak mi brakowało tych waszych codziennych docinek – rzekł Ivan, jakby z roztkliwieniem, przyglądając nam się badawczo.
A w jego spojrzeniu było coś dla mnie niepokojącego. Jakby Serb domyślał się, że między naszą dwójką coś się zmieniło, o czym inni zawodnicy tutaj stojący nie mają pojęcia. Nawet Kotor nie patrzył na nas z taką podejrzliwością, jak Ivan. Nie, pewnie wyolbrzymiam sprawę. Może i Djuka znał nas całkiem nieźle, ale przecież skąd by mu nagle przyszło do głowy, że ja i Kuba jesteśmy parą? Przez ten cały czas zachowywaliśmy się całkiem naturalnie, tak jak zawsze, więc nie miał powodów, aby coś podejrzewać. A dlaczego tak mi na tym zależało, aby chłopaki na razie nie dowiedzieli się prawy? Nie chcieliśmy im z Kubą tak z marszu mówić, że jesteśmy razem. Woleliśmy poczekać na odpowiedni moment, aby ich o tym poinformować. Znając życie, długo to tajemnicą nie zostanie w tym towarzystwie, ale choćby odrobinka spokoju na początku naszej wspólnej drogi z pewnością nam się przyda.
- Tak właściwie to miałem dzisiaj do ciebie dzwonić, Lila – w rozmyślaniu przerwał mi Semir, odciągając mnie na bok.
- Tak? Coś się stało? – spojrzałam na niego z niepokojem.
Coś go męczyło, to było od razu widać.
- Nie… znaczy tak… znaczy… to nic poważnego, nie martw się – Bośniak w końcu się wysłowił. – Po prostu Asia chciała cię zaprosić dzisiaj do nas na kolację. A skoro wrócił Kuba, to oboje jesteście zaproszeni – dodał po chwili, widząc, że Kuba staje obok mnie.
Wilk miał w tej chwili nieprzeniknioną minę i bacznie przyglądał się naszej dwójce. Jego nastrój szybko się zmienił na rozluźniony, jednak wcześniejsze dziwne zachowanie Kuby nie umknęło mojej uwadze. Będę musiała się go zapytać, o co mu chodzi. Ale zrobię to dopiero w domu, bez świadków.
- Nawet jakbyś mnie nie zaprosił, to i tak bym się dzisiaj do was wprosił – zaśmiał się Wilk. – W końcu muszę odwiedzić moją chrześnicę.
- To super się składa – przytaknął Semir, klepiąc Kubę po plecach.
- Jasne, tylko powiedz nam o której mamy przyjść – powiedziałam, przypominając im o swoim istnieniu.
Nie wiem dlaczego, ale miałam dziwne wrażenie, że panowie zaraz skoczą sobie do oczu. Ech, chyba ponosi mnie wyobraźnia...
- Tak właściwie to mogę was zabrać zaraz po treningu, tylko musielibyście poczekać aż się przebiorę – powiedział Semir, uśmiechając się w naszym kierunku. – Zamiast kolacji zjedlibyście z nami późny obiad.
Spojrzałam na Wilka, chcąc się zorientować, co o tym sądzi. On zrobił dokładnie to samo w tym samym momencie. Popatrzyłam mu w oczy.
- W porządku – po chwili oboje przytaknęliśmy.
- Boże, oni się nawet spojrzeniami umieją porozumiewać – Trałka, który właśnie obok nas przechodził, złapał się za głowę.
- A jak, przed nami nic nie ukryjecie – zaśmiałam się, grożąc Lechitom palcem, a ci śmiali się w najlepsze.


*


Siedzieliśmy obok siebie na sofie w korytarzu stadionu przy Bułgarskiej i czekaliśmy na Semira. Tak naprawdę to tylko ja siedziałam, bo Kuba cały czas był w ruchu, mimo że nie powinien nadwyrężać nogi. No, ale nie przegadasz mu, nie potrafił odmówić chłopakom, gdy ci chcieli zamienić z nim kilka słów. Z początku mi to nie przeszkadzało, mimo że martwiłam się o jego kontuzję, ale gdy ktoś po raz piąty przerwał nam rozpoczęty już temat rozmowy, zaczynałam powoli dostawać fioła. Zwłaszcza, że gdyby nie oni, zostalibyśmy sami i mogłabym się go zapytać, o co mu chodziło kilkanaście minut temu na boisku, kiedy tak dziwnie przyglądał się mi i Semirowi. A jeśli już o Bośniaku mowa, to ten guzdrał się jak zwykle, kompletnie nie przejmując się tym, że tu na niego czekamy. Dlaczego mnie to nie dziwiło?
Kiedy już zaczęłam się zastanawiać nad wtargnięciem do szatni i wywołaniem z niej Bośniaka choćby siłą, Kuba wraz z Semirem wyłonili się zza zakrętu i rozmawiali ze sobą o czymś ściszonymi głosami, a gdy tylko pojawili się tuż obok mnie zamilkli w jednym i tym samym momencie, jakby mieli przede mną jakieś tajemnice. Byłam już kompletnie zdezorientowana. Nie podobało mi się to, ale wolałam nie rozdrapywać tego tematu, bo z góry byłam skazana na niepowodzenie, kiedy są we dwójkę. Wesprą się i nic z nich nie wyciągnę. Łatwiej mi będzie podejść Kubę, gdy zostaniemy sami.
- To co, gotowi? – zapytał Stilić z uśmiechem.
Przytaknęłam mu więc tylko, nawet nie mając siły wypomnieć mu, że się na niego strasznie naczekaliśmy i zabrałam ze sobą pakunki, o których Kuba ewidentnie zapomniał i poszłam za nimi.


*


Aśka bardzo się ucieszyła, gdy tylko zobaczyła, że Semir przyprowadził ze sobą z popołudniowego treningu nie tylko mnie, ale również Kubę. Od razu zabrała się za kończenie obiadu, wypytując przy okazji Wilka, co z jego zdrowiem i jak to się stało, że się znalazł z powrotem w Poznaniu. Mimo tego, że Kawecka wydawała się zachowywać całkiem normalnie, zauważyłam jednak, że ewidentnie coś ją dręczy. Znałam ją nie od dziś i tego akurat nie mogła przede mną ukryć. Miałam zamiar wyciągnąć to z niej choćby siłą, choć po cichu liczyłam, że wszystko i tak wypłynie podczas wspólnego posiłku.
Kiedy Wilk i Asia rozmawiali ze sobą między kuchnią a salonem, ja chodziłam z małą po mieszkaniu, trzymając ją na rękach i opowiadając jej o wszystkim i o niczym.
- Co jest? – spytałam Kubę, kiedy zauważyłam, że się nam przygląda z nieodgadnioną miną.
I coś mi mówiło, że patrzył na nas już od dobrych kilku chwil, jednak byłam tak bardzo zajęta Lilką juniorem, że aż tego nie zauważyłam.
- Nie wiem jak to możliwe, ale jesteście do siebie podobne – odparł Wilk, przyglądając się nam.
- Słyszysz maleńka, co ten wujek wygaduje. Zgłupiał ten nasz wujek, no nie? Jesteś śliczna jak mamusia, a po cioci to ty raczej niczego nie odziedziczysz. No chyba, że charakterek, ale o tym to się przekonamy później, jak będziesz ze mną spędzała więcej czasu – zaśmiałam się. – A ty lepiej byś pokazał małej, co jej kupiłeś, a nie wygadujesz takie niestworzone historie – odpowiedziałam Kubie.
- Coś jej kupiłeś, Kuba? – spytała Asia, wychylając głowę w kuchni. – Daj spokój, nie trzeba było – machnęła ręką.
- To żaden problem. Mam przynajmniej kogo rozpieszczać – Kuba wyszczerzył się, spoglądając na Lilkę. – Tylko… hm, Liluś, nie wiesz może, gdzie zostawiłem tą reklamówkę z rzeczami dla Lilki? – spytał po chwili wahania, drapiąc się po głowie i zastanawiając nad czymś usilnie.
- Gdyby nie ja, to zostawiłbyś ją na stadionie – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Mam nadzieję, że jakbyś gdzieś z małą wyszedł, to byś o niej nie zapomniał i bez niej do domu nie wrócił.
- No coś ty! Nie zapomniałbym o niej, na bank – oburzył się Kuba moimi insynuacjami. – No to wiesz gdzie jest ta reklamówka? – spytał urażony.
- Stoi tuż przy twojej nodze.
Kuba spojrzał w dół i aż pacnął się w czoło z otwartej ręki. Chwilę później już gniew na mnie mu przeszedł. Usadził sobie nas obie obok siebie na kanapie i zaczął pokazywać małej jej nowe rzeczy. Najdłużej przyglądała się koziołkowi, a gdy tylko Semir chciał go wraz z poduszką włożyć do jej łóżeczka, zaczęła płakać, więc teraz trzymałam na rękach nie tylko dziecko, ale także i klubową maskotkę. Sukienka i body okazały się być na Lilkę jeszcze za duże, ale to się przyda przecież na później, wiadomo, jak dzieci szybko rosną. Do tego niepotrzebnie bałam się reakcji Aśki na nasze prezenty, ale w ogóle nie była zła, że z jej małej córeczki robimy kibickę Lecha, jak się patrzy, tylko z uśmiechem dziękowała nam za wszystko.
- Och, Lila – zaczęła, śmiejąc się – twoje dzieci to będą miały przerąbane z taką matką fanatyczką.
Wiedziałam, że to z jej strony było żartem, ale uraziło mnie do głębi.
- O, wypraszam sobie – pokręciłam głową. – Trzeba wpajać podstawowe wartości dzieciom już od ich najmłodszych lat, żeby później wiedziały, czego się trzymać. Poza tym twoja Lilka nie będzie gorsza od moich potencjalnych dzieci, no chyba, że zabronisz jej widywać się ze zbzikowaną ciotką – zasiałam taką wątpliwość.
- Weź przestań, wcale nie jesteś zbzikowana – zaprzeczył Semir.
- A przynajmniej nie tak bardzo, aby to było zagrożeniem dla mojej małej – zaśmiała się Asia, stawiając talerze na stole i precyzując wypowiedź swojego faceta.
- Zawsze możesz jeszcze zmienić matkę chrzestną, ja się w ogóle nie obrażę. Zrób to tylko zanim będzie za późno – odpowiedziałam niezwykle poważnie, bo właśnie tak traktowałam tą sprawę. W odróżnieniu od reszty domowników.
A tak naprawdę, to byłoby mi odrobinę przykro, gdyby Kawecka teraz mi przytaknęła i zrezygnowała ze mnie, jako matki chrzestnej dla swojej córeczki. Skoro jednak nie chce, aby stała się ona małą kibolką Lecha, to lepiej będzie, gdy Lilka nie miała tyle wspólnego ze mną. Ja się już nie zmienię, nie te lata.
- Teraz to przesadziłaś – mruknęła Asia ponuro. – Akurat rodzice chrzestni to się małej udali.
- Nawet jeśli będą jej śpiewać przyśpiewki Lecha jako kołysanki i ubierać od stóp do głów w niebiesko-białe barwy? – podpuszczałam ją, chcąc się upewnić.
- Nawet jeśli – przytaknęła z uśmiechem. – Poza tym lepiej, aby mała interesowała się tym, co wszyscy kochacie, aniżeli na przykład czymś, co ciężko byłoby mi pojąć.
- Teraz to mnie przekonałaś – zaśmiałam się, puszczając w niepamięć ostatnie docinki z jej strony.
Asia również się rozpromieniła na moje słowa, oddychając z ulgą, że wszystko między nami jest wyjaśnione, po czym zaprosiła nas do stołu. Poza tym chciała położyć małą z powrotem do łóżeczka, żebyśmy się wszyscy mogli ze spokojem najeść, jednak ja i Kuba nie mogliśmy się Lilką nacieszyć, więc ostatecznie z nami została.
- Wiecie co, pasuje wam taki malec – powiedział Semir, siedzący naprzeciwko nas.
- Semir ma rację. Będziecie świetnymi rodzicami – dodała Asia z pewnością w głosie, bacznie się nam przypatrując.
Popatrzyłam na nich dziwnie, po czym przeniosłam swój wzrok na Kubę, próbując spojrzeniem zarejestrować, czy się im przypadkiem nie wygadał. Ale wyglądał na równie zaskoczonego tymi słowami co ja, więc uznałam to tylko za zbieg okoliczności.
- Dziękuję – podziękowałam im więc za komplement, nie mając zamiaru wdawać się w pyskówkę czy też próbując coś wyjaśniać. Jeszcze by się domyślili i co wtedy? – A teraz mów mi Aśka, co się dzieje? – spytałam ją, kiedy już byliśmy prawie przy końcu obiadu.
- Co? – spojrzała na mnie z przestrachem. – Skąd?
- Znam cię i widzę, że czymś się martwisz. Może i innych oszukasz, ale nie mnie – odpowiedziałam. – A więc o co chodzi?
Aśka spojrzała na mnie przenikliwym spojrzeniem, w którym widziałam niepokój. Nie uszło mojej uwadze, że Semir skarcił mnie spojrzeniem za bezpośredniość tego pytania, ale ja już nie mogłam inaczej. Stilić z czułością złapał Kawecką za rękę, dodając jej tym gestem otuchy i wsparcia.
- Jutro mam rozprawę w sądzie o odebranie Emilowi praw do małej. Boję się po prostu, że coś pójdzie nie tak – wyrzuciła z siebie Kawecka z zawrotną prędkością, po czym prawie się rozpłakała.
Ostrożnie oddałam Lilkę w ramiona Kubie, po czym wstałam od stołu, okrążyłam go i podeszłam do Asi.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, nie masz się czym przejmować – zapewniłam ją.
- A co, jeśli on zmienił zdanie? – pociągnęła nosem.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz – pokręciłam głową. – Znasz go, sama mi przecież mówiłaś, że Emil nie lubi brać odpowiedzialności za swoje czyny. Za ten więc też nie weźmie, bo taka maleńka istotka jak Lilka potrzebuje dużych pokładów odpowiedzialności, na którą go zwyczajnie nie stać. Zobaczysz, na pewno wszystko będzie dobrze.
- Jesteś pewna? – spytała z powątpiewaniem.
- Na sto procent – pokiwałam twierdząco głową. – Jutro już będziesz spokojna, gdy mała będzie w pełni twoja i gdy on nie będzie miał żadnych praw, aby ci ją zabrać. Jeszcze wspomnisz moje słowa – mówiłam, patrząc jej w oczy.
Aśka przytuliła się do mnie, płacząc mi w rękaw, a Semir, który teraz siedział za jej plecami, ułożył usta w bezgłośne dziękuję. Pokiwałam tylko nieznacznie głową. W końcu to nie było nic wielkiego, za co należałyby mi się jakieś podziękowania. Aśka po prostu musiała uwierzyć w siebie i być silna, jeśli nie dla siebie, to dla małej. A ja miałam obowiązek podtrzymywać ją w tym postanowieniu, choćby nie wiem co.
- Jak długo się już martwisz tą rozprawą? – spytałam, kiedy powoli zaczęła się uspokajać. – Dlaczego mówisz mi o niej dopiero teraz?
- Nie chciałam cię niepotrzebnie niepokoić – łkała. – Poza tym nie sądziłam, że wszystko będzie się działo tak szybko...
- Najwidoczniej i jemu zależy, aby załatwić to jak najszybciej i mieć z głowy problem – zironizowałam rozzłoszczona. – Musisz mu jutro pokazać, że jesteś silna, że cię nie złamał i nigdy nie złamie. Jeśli nie dla siebie, to dla małej, rozumiesz? – spytałam, a ona zamaszyście pokiwała głową. – Dobrze, a teraz mi powiedz, o której macie tą rozprawę?
- O dwunastej i tu się właśnie pojawia problem – Asia oderwała się ode mnie, kiedy tylko usłyszała moje pytanie, po czym spojrzała mi w oczy. – Mogłabyś zostać z małą? Semir uparł się, że mnie tam samej nie puści, a nie chciałabym Lilki ciągnąć po sądach. To nie jest odpowiednie miejsce do tak małego dziecka – pociągnęła nosem.
Na moje nieszczęście miałam jutro akurat do dwunastej. Mimo że to było dość krótko, w niczym nam nie pomagało. Nie mogłam też wziąć chorobowego, ponieważ ostatnimi czasy wykorzystałam go aż nazbyt wiele. Próbowałam na szybko ułożyć w głowie jakiś plan, dzięki któremu mogłabym im pomóc.
- No, ja kończę jutro o dwunastej – zaczęłam się zastanawiać na głos, widząc, że Asia powoli traci cierpliwość.
- Nie uda ci się wyrwać wcześniej? – spytał Semir wyczekująco.
- No właśnie nie bardzo – zmartwiłam się. – A musiałabym być w domu tak mniej więcej o jedenastej, no nie? – spytałam.
Stilić i Kawecka przytaknęli mi w tym samym momencie.
- No skoro ci się ni uda… – zaczęła Asia zrezygnowana.
- Ale ja mam rehabilitację o dziewiątej, więc do jedenastej powinienem być już z powrotem w domu – do rozmowy wtrącił się Kuba, przypominając nam o swoim istnieniu.
W mojej głowie od razu zapaliła się lampka.
- No, czyli wszystko załatwione – rozpromieniłam się. – Przyprowadzicie małą do nas, Kuba się nią zajmie, a później ja wrócę i mu pomogę.
- Ale na pewno? – upewniał się Semir, spoglądając niepewnie na Wilka.
No proszę, a jeszcze nie tak dawno to ja się martwiłam czy ten nieodpowiedzialny bawidamek będzie umiał zająć się niemowlęciem. A teraz on takim samym wzrokiem, jakim ja niedawno patrzyłam na niego, patrzy na Kubę. Również spojrzałam na Wilka. Może i wydawał się być dużym dzieckiem, ale dałabym sobie rękę uciąć, że jest odpowiedzialnym facetem, a mała będzie pod dobrą opieką.
- Przecież przez godzinę sobie poradzi nawet z tą chorą nogą – postanowiłam mu pomóc i przekonać resztę towarzystwa do tego pomysłu. – Poza tym Lilka jeszcze nie biega, więc nie powinna sprawiać zbyt wielkich kłopotów.
- Lila ma całkowitą rację. Poradzę sobie – odparł Kuba z przekonaniem, które także mnie uspokoiło. Spojrzał na mnie dziękując mi tym wzrokiem za wsparcie. Ale nie musiał tego robić, bowiem ja sama byłam przekonana, że mam rację, wierząc w niego. – Widzicie, nic jej nie jest, mimo że to ja ją o kilku minut trzymam. Nie marudzi, nie płacze, wszystko jest w porządku – wskazał na małą, którą wciąż trzymał na rękach.
Lilka wpatrywała się w niego niemal z uwielbieniem. Już kiedyś zauważyłam, że dziewczynki mają do niego niesamowitą słabość. A ta sytuacja była idealnym potwierdzeniem tego stwierdzenia.
- To załatwione. Głowa do góry, będzie dobrze – uśmiechnęłam się, chcąc jak najszybciej zakończyć temat, po czym poklepałam Aśkę po plecach.
Dziewczyna wyraźnie się uspokoiła, dzięki naszym odwiedzinom. Byłam święcie przekonana, że sobie jutro poradzi. Podziękowała nam za wsparcie, a później poprosiła, abyśmy zostali do kolacji. No to zostaliśmy. I pewnie siedzielibyśmy tam o wiele dłużej, niż to było konieczne, gdyby nie świadomość, że po powrocie do mieszkania trzeba jeszcze wyjść z Lesiem na spacer.




________________________

Właśnie sobie uświadomiłam, ilu w tym opowiadaniu jest chłopaków, których już dawno w Lechu nie ma. W końcu akcja toczy się półtora roku wcześniej, a przez ten czas tyle się zmieniło! I zawsze, gdy piszę nowy rozdział, muszę się zawsze zastanawiać, żebym przypadkiem nie wpisała kogoś, kogo w tamtym okresie czasu w Lechu jeszcze nie znano albo kogo już w Lechu nie było.
Sielanka, sielanka, sielanka. Rozdział taki trochę cukierkowy i bez jakieś spektakularnej akcji. Wybaczcie mi to.
Pozdrowienia!

2 komentarze:

  1. Ale nie ma co narzekać. Należy im sie takie cukierkowe życie póki Wilk jest jeszcze w Poznaniu :) I mi sie bardzo podobało. Lilki dwie musiały wyglądać świetnie. I myślałam z początku, że coś nie tak na linii Aśka- Semir ale tu chodziło o Lilkę i Kubę. Im wszystkim takie coś służy.

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Że jest cukierkowo, to akurat dobrze, bo ile człowiek może się szamotać z życiem bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym? ;D Trochę luzu przyda się każdemu, a już zwłaszcza Lilce i Kubie. Teraz nie dość, że mają okazję do spędzenia ze sobą każdej chwili, to jeszcze ich doskonałe porozumienie wybitnie wpływa na poprawę kontaktów Kotorowskiej i Wilka z otoczeniem. Kuba wreszcie przestał posądzać Semira o niecne sprawki, a Lilka przestała warczeć na wszystkich wokół. Najwyraźniej normalizacja relacji uczuciowych sprzyja uładzeniu ducha ;D Również zgadzam się z Bośniakiem, że Wilkom (haha ;D) pasuje dziecię. Nie wiem, w którym momencie zamierzasz zakończyć to opowiadanie (choć może mogłoby ono być nieskończone..? ładnie proszę!), ale mam nadzieję na doczekanie się znakomitego potomka naszych miłych bohaterów :) To by było coś! A nawet - ktoś ;)
    Współczuję szczerze Aśce przecher z Emilem, ale skoro facet jak najszybciej zamierza doprowadzić kwestię rodzicielstwa do końca, to w zasadzie jest to także dla mnie pozytywna wiadomość. Kawecka oszczędzi sobie rozstroju nerwowego i niepotrzebnego projektowania sytuacji alternatywnych dotyczących potencjalnych, dziwnych zgrań ze strony byłego (bo szczerze mam nadzieję, że Emil z żadną rewelacją nagle nie wyskoczy), a Stilić nareszcie poczuje się panem na włościach ;DD Okej, to trochę chamsko zabrzmiało ;DD Edit: a Stilić nareszcie odetchnie z ulgą, że Aśka należy tylko do niego.
    Niech się im wszystkim szczęści, zasługują na to.
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    Haha, Lechosław! <3

    OdpowiedzUsuń