czwartek, 27 lutego 2014

49. Kłopoty mają imię Katherine.



Semir czekał na mnie w poniedziałek pod szkołą, tak jak się wcześniej umówiliśmy. W sumie to z tego wszystkiego, co się ostatnio działo (a działo się naprawdę sporo!), zdążyłam zapomnieć, że obiecałam mu pomóc wybierać pierścionek zaręczynowy dla Aśki. Dobrze, że sam zainteresowany wysłał mi dzisiejszego ranka SMS-a z przypomnieniem, bo gdyby nie to, to bym się zmyła ze szkoły w ogóle na niego nie czekając. A ten, o dziwo, pojawił się punktualnie i… nie był sam. Stał oparty o samochód Buricia z właścicielem pojazdu siedzącym za kierownicą i, jak się okazało, gdy tylko do nich podeszłam, z Lilianką śpiącą w foteliku na tylnym siedzeniu.
- Widzę, że jeden konsultant już ci nie wystarcza – nie byłabym sobą, gdybym w jakiś sposób nie dogryzła Semirowi.
- Ale ja nie jestem konsultantem – zaprzeczył Jasmin od razu, nie dając swojemu kumplowi dojść do słowa i wychodząc z samochodu, by się ze mną przywitać. – Ja też potrzebuję konsultacji.
- Co was tak nagle wzięło? – spytałam zaskoczona, robiąc wielkie oczy, bo tego to się totalnie nie spodziewałam. – Kurde, chłopaki, nas nie stać na tyle prezentów weselnych! – jęknęłam niemal płaczliwie.
- Zarobisz na własnym weselu, to… – zaczął Semir z cwanym uśmieszkiem.
- Czy ty się dopiero teraz urodziłeś? – spytałam, przerywając mu i spoglądając na niego, jakby się urwał z księżyca. – Na weselu nie da się zarobić, zawsze się traci.
- Patrz, Jasiek, nie zaprzeczyła! – Semir wykrzyknął to niemal z triumfem, uderzając Buricia w ramię. Ten spojrzał na niego z wyrzutem, ale Stilicia kompletnie to nie ruszyło. – A Kuba nic się nie chwalił… – dodał ze zgryźliwym uśmieszkiem pod nosem.
Pokręciłam tylko głową z dezaprobatą, wzdychając przy tym ciężko, bo już nie miałam na niego siły, a tym bardziej ochoty, aby na ten temat z nim dyskutować, bo i tak już z góry było wiadomo, że stoję na straconej pozycji. Jak sobie Bośniak coś w tej swojej łepetynie ubzdura, to nie ma zmiłuj, choćbym nie wiem, co takiego zrobiła, to i tak będzie pewny swego.
- Bo tobie się nie opłaca czymkolwiek chwalić, bo zaraz byś ino wszystkim wszystko wypaplał – westchnęłam, nie mogąc sobie tego darować. – Ale może wreszcie ruszymy, a nie będziemy tak rozprawiać o nie wiadomo czym na środku parkingu? – zamknęłam temat. A przynajmniej taki miałam zamiar.
Chłopaki pokiwali głową w odpowiedzi i o dziwo bez żadnego sprzeciwu wpakowali się do auta Buricia. Semir usiadł z tyłu, aby cały czas mieć na oku śpiącą w foteliku małą, Jasmin był dzisiejszego dnia naszym kierowcą, mi więc nic innego nie pozostało, jak usiąść obok blondyna z przodu. Zastanawiałam się właśnie, w jakim celu Bośniak o ciemniejszym kolorze włosów zabrał Liliankę dzisiaj ze sobą, kiedy sam zainteresowany przerwał ciszę panującą w samochodzie.
- Wiesz, Lila, powinienem cię ochrzanić – stwierdził Semir.
- Mnie? A za co? – zdziwiłam się, obracając się w jego stronę, by móc spojrzeć na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Nasłałaś na Aśkę swojego koleżkę, przez co zachciało jej się pracować – mruknął, jakby był tym zdegustowany.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi – wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie widziałam w tym nic złego. – To dobrze, że Asia jest zaradna, samodzielna, choć nie sądziłam, że Marek się do niej odezwie, bo już dawno mu jej numer dawałam… - zastanawiałam się nad tym na głos, wracając do poprzedniej pozycji i wpatrując się w krajobraz za przednią szybą.
- Dlaczego nastawiasz ją przeciwko mnie? – westchnął umęczony, jakby cały świat obrócił się przeciwko niemu. Spojrzałam na niego, niczym rażona piorunem, nie bardzo rozumiejąc, skąd wzięły mu się takie wnioski. – Przecież ona teraz powinna być z małą w domu, a nie jeszcze sobie jakieś obowiązki dokładać… – dodał lekko speszony, widząc moją minę, jednak takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Semir, ja wiem, że według ciebie kobieta powinna zajmować się domem, a facet pracować, zarabiać, być odpowiedzialny za swoją rodzinę, ale z Aśką to ci się nie uda – odpowiedziałam pewna swego. – Kawusia ma mocny charakter, może nie było tego na początku widać, bo była trochę zagubiona w naszym środowisku i przestraszona nową rzeczywistością, ale ona naprawdę wie, czego chce i ty jej niczego nie zabronisz. Powinieneś ją wspierać w tej sytuacji, być z niej dumny, bo ona jak każda kobieta poszukuje w swoim facecie oparcia, a nie kogoś, kto chce nią w życiu sterować – mówiłam z miną znawcy.
- Ale czy nie uważasz, że to za wcześnie? – spytał, łapiąc się ostatniej nadziei. – Ja rozumiem, że Asia chce się rozwijać i w ogóle, ale…
- Semir – westchnęłam przeciągle, przerywając mu – przecież praca tłumacza nie wiąże się wcale z wychodzeniem z domu. Poza tym Marek poszukiwał osoby, która tylko czasami będzie miała jakiś ważny dokument do przetłumaczenia, a nie kogoś na pełen etat, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego ci się to aż tak nie podoba – pokręciłam głową. – Uważam, że jeśli Asia czuje się na siłach, to nie powinna się w ogóle wahać, zwłaszcza, że z Markiem można się dogadać, co do warunków, terminów… Idealne rozwiązanie dla niej na ten moment w życiu.
- Może i masz rację – mruknął Bośniak zamyślony – ale mimo wszystko, to mi się wciąż nie podoba…
- Wy piłkarze jesteście tacy śmieszni – pokręciłam głową z dezaprobatą, gdy tylko usłyszałam ostatnie zdanie Stilicia. Semir spojrzał na mnie dziwnie, zapewne nie rozumiejąc zbytnio, o co mi teraz chodzi. Jasmin również posłał mi zaskoczone spojrzenie, przestając nawet na chwilę śledzić wzrokiem to, co się dzieje na drodze. – Nosi was po tym świecie, zmieniacie miejsce zamieszkania jak rękawiczki, więc powinniście docenić to, jak te wasze kobiety się dla was poświęcają, jeżdżąc za wami, znosząc wasze humory, wyjazdy, zgrupowania, przez które zostają same, przez co często muszą liczyć tylko na siebie – tłumaczyłam im coś, co dla mnie było oczywiste. – A wy byście tylko chcieli, aby siedziały w domu i czekały na was z ciepłym obiadkiem, aby tylko usychały z tęsknoty, a nie rozwijały swoje zainteresowania, czy wyszły na miasto ze znajomymi – pokręciłam głową.
Zdążyłam już trochę poznać ten piłkarski świat, żyjąc w nim niemal od dziecka, dzięki czemu widziałam niejedno, a do tego sama niejedno przeżyłam, wiedziałam więc doskonale, że moje słowa są w niektórych przypadkach nad wyraz prawdziwe. Niestety. Wiadomo, nie wszyscy wpisywali się w ten stereotyp, jednak z przykrością musiałam stwierdzić, że takich piłkarzy było wciąż zdecydowanie za dużo. A najsmutniejsze jest to, że wiele kobiet godziło się na taki los…
- Ale… ale… Ale mi zupełnie nie o to chodziło! – oburzył się Semir.
- Wiem, a nawet jeśliby, to nie z Aśką takie numery – uśmiechnęłam się z kierunku Bośniaka siedzącego za mną. – Po prostu mówię, jak jest, na szczęście wy nie jesteście tak ograniczeni. Prawda? – podpuszczałam ich.
Chłopcy od razu pokiwali twierdząco głową, zgadzając się ze mną. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo było wiadome, że wygrałam – właśnie wyszło na moje. W sumie to jak zwykle. Semir również się zorientował, że właśnie przegrał ze mną tą batalię na argumenty. I mimo że był już na straconej pozycji, to szukał jeszcze pomocy u Jasmina, który po pytaniu (którego nie usłyszałam) swojego najlepszego przyjaciela, dostał jakiegoś słowotoku i rozwodził się właśnie na temat naszej rozmowy na przykładzie swoim i Laury.
- …jakoś sobie nie wyobrażam, abym mógł zabronić Laurze jeździć w rajdach. Nie umiałbym kazać jej zrezygnować z czegoś, co sprawia jej taką przyjemność, mimo że przy każdym jej starcie omal nie umieram na zawał – mówił. – Dlatego zgadzam się z Lilą, powinieneś być szczęśliwy, Semir, że masz obok siebie nie tylko piękną, inteligentną i ambitną kobietę, ale jeszcze taką, która z tobą wytrzymuje. Bo jakbym ja coś takiego zasugerował Laurze albo Kuba Lilce, to byłaby wojna domowa… - skwitował z kwaśnym uśmiechem, zapewne wyobrażając sobie taką sytuację.
Szczerze to Jasmin mnie trochę zaskoczył swoim wywodem, bowiem rzadko kiedy Bośniak wyrzuca z siebie tyle zdań w ciągu kilku minut. Poza tym spodziewałabym się raczej, że będzie trzymał stronę kumpla, a nie moją, bo jakoś nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek blondyn w gronie innych osób postawił się Semirowi. Jeśli już to robił, to wtedy, gdy załatwiali daną sprawę między sobą. Zawsze mówiłam, że Burić to naprawdę mądry facet, którego ze świecą szukać i widać, że miałam rację. Ja się jednak znam na ludziach.
- A może on już ma wojnę domową, tylko się do niej nie chce przyznać? – zaśmiałam się, jednocześnie przybijając piątkę z Jasminem.
- Zmówiliście się przeciwko mnie! – jęknął Semir, kręcąc głową i zakładając ręce na piersi, jakby się na nas właśnie obraził.
- Wiesz co? Dam ci dobrą radę – powiedziałam poważnie, obracając się w jego stronę, bo miałam już serdecznie dość tego kręcenia nosem na wszystko w jego wykonaniu. – Ciesz się tym, że masz wspaniałą córkę, jak i dziewczynę, która wciąż się chce rozwijać, a nie wisieć na tobie, jednocześnie będąc gotową się dla ciebie poświęcić, a nie wymyślasz – pokręciłam głową z dezaprobatą i rozprostowałam się na przednim fotelu, będąc trochę zirytowana jego zachowaniem.
Tą rozmowę można było więc już uznać za zakończoną. Zakończoną zwycięstwem. Spektakularnym.


*


Na nic się zdały moje prośby i groźby, żeby po tym jakże męczącym popołudniu (Semir bowiem okazał się być gorszym kompanem podczas zakupów niż Ivan czy Kuba… mówię to całkiem serio!) chłopaki odstawili mnie prosto do domu. Ale nie, obaj uparli się, że mam jechać do Stiliciów na kolację i tyle było z mojego gadania – nie miałam siły przebicia. A ja marzyłam tylko i wyłącznie o tym, aby położyć się w wannie pełnej gorącej wody i nie myśleć o niczym innym niż relaks, uprzednio oczywiście zaliczając długi spacer z Lesiem, który pewnie usycha teraz w mieszkaniu z tęsknoty za moją osobą. Po dzisiejszym dniu naprawdę nie miałam już na nic siły, ale gdy jest dwóch na jedną, to nie ma się siły przebicia, trzeba to przyznać. Nie wiedziałam, dlaczego w tym wypadku Jasmin trzymał stronę Stilicia, zwłaszcza, że czułam nosem, iż Semir ma do mnie jakiś interes, o którym nie chce gadać przy Jaśku. Ale męskiej solidarności nigdy nie zrozumiesz, choćby nie wiem co, dlatego nawet nie próbowałam rozszyfrować tego, o co im może chodzić. Nie kłóciłam się też z nimi ani tym bardziej nie próbowałam siłą z nich wyciągnąć tego, o co im chodzi. Wiedziałam, że wszystkiego się dowiem w swoim czasie i to bez moich pertraktacji.
I miałam w tym przypadku całkowitą rację.
- Lila, mam do ciebie prośbę – zagaił Semir, kiedy tylko Jasmin podwiózł nas pod blok, w którym pierwszy z Bośniaków mieszka wraz z Aśką i małą.
Bramkarz wymówił się ze wspólnej kolacji z nami tym, że Laura niedługo wyjeżdża na kolejny rajd i zanim to nastąpi, ten chce z nią spędzić trochę czasu. Totalnie go rozumiałam, ja już nie mogłam się doczekać, kiedy przyjdzie Wielkanoc, podczas której cały tydzień spędzę z moim Kubą, dlatego nikt z nas go nie zatrzymywał.  A więc powolnym krokiem wspinaliśmy się na górę tylko my dwoje – ja i Semir. Była więc to dla Bośniaka idealna okazja, aby ze mną porozmawiać.
- Przecież nic nikomu nie powiem o tym, co planujesz dla Asi – odpowiedziałam od razu, udając, że nie zorientowałam się, iż oprócz tego coś jeszcze leży mu na wątrobie.
- Ja nie o tym, bo doskonale wiem, że o takich sprawach to ci nawet nie muszę przypominać – Semir uśmiechnął się. – Ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę… - dodał, po czym zawiesił glos, czego cholernie nie lubiłam.
- No gadaj, o co ci tym razem chodzi – powiedziałam więc zniecierpliwiona, stając na środku schodów i przyglądając się mu z uwagą.
Stilić również przystanął, po czym westchnął, jakby zastanawiając się raz jeszcze, czy dobrze robi, chcąc mi o tym powiedzieć. Po chwili jednak wziął głęboki wdech, by wyrzucić to z siebie.
- Moja mama postanowiła przylecieć do Polski i spędzić z nami Wielkanoc, bo chce poznać dziewczyny przed chrzcinami Lilianki.
- To chyba dobrze, nie? – uśmiechnęłam się, a Semir niemrawo pokiwał głową. – W takim razie dlaczego mi o tym mówisz? Co ja mam do tego? – zapytałam, nie rozumiejąc za bardzo, o co Bośniakowi tym razem chodzi.
- Bo ona przylatuje w przyszłą środę, a ja mam wtedy trening i czy ty byś nie mogła jej odebrać z lotniska? – zapytał, wyrzucając z siebie kolejne słowa w naprawdę szybkim tempie. – Ona tak bardzo cię lubi, więc gdy jej powiesz kilka ciepłych słów na temat Asi, to może… może nie będzie aż tak źle – westchnął, chowając na chwilę twarz w dłoniach.
Widząc jego zmartwioną minę aż zrobiło mi się go żal. Kochał Asię – z każdym dniem widziałam to coraz lepiej, chciał z nią być, chciał wychowywać nieswoje dziecko, ale kochał także swoją mamę, zawsze liczył się z jej zdaniem, a znając Katherine (właśnie tak sama rodzicielka Stilicia kazała mi się nazywać), to informacja o tym, że jej syn wiąże swoją przyszłość z kobietą z nie jego dzieckiem, na pewno nie przypadła jej do gustu.
- Boisz się, że twoja mama nie zaakceptuje Asi – powiedziałam, choć tak naprawdę chciałam go o to zapytać, by się przekonać, czy mam słuszność w swoich podejrzeniach, ale… no, niezbyt dobrze mi to wyszło, muszę przyznać.
Semir tymczasem niemrawo pokiwał twierdząco głową, jakby wstydził się swoich myśli.
- Jeśli mam być szczery, to mama nie jest zbytnio zachwycona moimi planami na przyszłość – mruknął pod nosem. – Rozmawiam z nią często i długo, sama wiesz, że zawsze tak robiłem. No i tłumaczyłem jej wszystko, ale ona nie chce przyjąć do wiadomość, że ja i ty nie jesteśmy sobie pisani – westchnął ze zrezygnowaniem.
- Twoja mama jest niereformowalna – pokręciłam głową, nie mogąc się nie uśmiechnąć pod nosem, gdy tylko to usłyszałam. – I ja naprawdę rozumiem twoje obawy, ale Semir, co ja mam do tego?
- Moja mama cię uwielbia, bardzo liczy się z twoim zdaniem, Lila. Więc gdybyś z nią porozmawiała, powiedziała jej, że masz kogoś, z kim naprawdę wiążesz swoją przyszłość i że Asia jest odpowiednią osobą dla mnie… – zastanawiał się na głos – sam nie wiem, co byś jej mogła powiedzieć, ale ty ją już zdążyłaś trochę poznać i zawsze umiałaś do niej trafić, więc może i tym razem by ci się udało? – spojrzał na mnie proszącym wzrokiem. – W tobie jedyna moja nadzieja! Nikt jej nie jest w stanie przekonać do Asi tak bardzo jak ty.
- Wszystko ładnie, pięknie – powiedziałam, klepiąc go po ramieniu – ale ja już mam plany na środę – poinformowałam Semira, a jego mina automatycznie zrzedła. – Mam być wtedy w Gdańsku, u Kuby… Tyle czasu się nie będziemy widzieć, więc chcemy ten świąteczny tydzień spędzić ze sobą, skoro możemy – mówiąc to, uśmiechałam się pod nosem. – Rozumiesz?
- Rozumiem, ale przecież nie musisz być z nami przez ten cały czas, tylko w środę popołudniu. Dwie godzinki, góra trzy i po sprawie – przekonywał mnie. – Proszę cię, Lila, no!
- Nie wiem, Semir, czy powinnam się wtrącać w wasze sprawy… – westchnęłam, nie będąc do końca przekonana o słuszności tego pomysłu. – Poza tym nie sądzisz, że Aśka się wkurzy, gdy to ja będę rozmawiać z twoją mamą, zważywszy na naszą wspólną przeszłość? – spytałam, pamiętając doskonale, że Asia nie jest zbytnio zachwycona, gdy tylko ktokolwiek wspomina o tym, że kiedyś byłam z Bośniakiem.
Ale choćby nie wiem co i nie wiem jak, przeszłości nie da się zmienić…
- Myślę, że nie powinna mieć z tym problemu, w końcu będziesz interweniować w naszej sprawie – Semir zastanawiał się nad tym na głos. – Obiecuję, że porozmawiam z nią o tym, ale najpierw musisz się zgodzić – spojrzał na mnie wyczekująco.
Nie mogłam znieść tego spojrzenia, którym świdrował moją osobę i mimo iż chciałam się jakoś od tego wykręcić, bo niezbyt podobał mi się ten pomysł i to nie tylko dlatego, że musiałabym przesunąć o trochę mój wyjazd do Gdańska… ale widząc minę Semira, zmiękłam.
- No dobra, zastanowię się nad tym, ale niczego nie obiecuję, zrozumiano? – spojrzałam na niego groźnie, aby dotarł do niego sens moich słów.
Ten tak się ucieszył, że aż mnie wyściskał, jakbym już się zgodziła. A ja przecież niczego takiego nie zrobiłam. Jeszcze.


*


- Przepraszam, że się tak trochę do was wprosiłam – powiedziałam do Asi, siedząc już przy stole w ich salonie i czekając aż ta poda kolację, na którą tak naprawdę zaprosił mnie tylko Bośniak – ale spotkałam chłopaków na mieście i Semir tak mnie zapewniał, że nie będę wam przeszkadzać, że aż nie umiałam mu odmówić – dodałam z uśmiechem, trochę koloryzując rzeczywistość, ale, niestety, nie miałam innego wyjścia, w końcu obowiązywała mnie tajemnica.
Miałam nadzieję, że Aśka nie wyczytała z mojej miny, że nie mówię jej w tej chwili całej prawdy, bo nie wiedziałam, jak długo będę umiała utrzymać w tajemnicy plany Semira co do niej, gdy ta zacznie przeprowadzać własne śledztwo w tej sprawie.
- Weź przestań, nie przepraszaj, przecież tyle razy ci mówiłam, że jesteś tu zawsze mile widziana – szatynka wyściubiła głowę z kuchni, w której właśnie przebywała i uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Poza tym teraz pewnie jest strasznie pusto w mieszkaniu bez Kuby... – westchnęła, siadając na chwilę obok mnie.
- Nie jest tak źle, mam jeszcze Lesia – odpowiedziałam.
- No tak, kompletnie o nim zapomniałam – zreflektowała się Kawecka, śmiejąc się. – Ale w sumie cieszę się, że przyszłaś, bo i tak miałam do ciebie dzwonić, by prosić o spotkanie – powiedziała, ściszając głos i rozglądając się na boki, jakby nie chcąc, aby ktoś niepowołany nas usłyszał.
- Tak? – zdziwiłam się jej zagadkowym tonem głosem. – A o co chodzi?
Szczerze mówiąc, to miałam już trochę po dziurki w nosie tych wszystkich ich tajemnic, sekretów i spraw, których miałam komuś tam nie mówić. Nie wiedziałam, naprawdę nie wiedziałam, co miałam w sobie takiego, że wszyscy do mnie tak garnęli, by móc się wygadać ze swoich problemów, szukać u mnie porady, czy pocieszenia. I ja naprawdę lubiłam pomagać ludziom, czuć się potrzebna, ale momentami robiło się to cholernie męczące…
- Mam sprawę – szepnęła Asia konspiracyjnie. – Bo w przyszłą środę przyjeżdża mama Semira, żeby poznać mnie i Liliankę, i chciałabym zrobić na niej dobre wrażenie, ale wiem, że jako matka z dzieckiem… No, sama rozumiesz – zrobiła skwaszoną minę – że nie jestem dla niej idealną synową. A zawsze wszyscy powtarzali, że ona bardzo cię lubi, więc może gdybyś z nią porozmawiała, to spojrzałaby na mnie łaskawiej? – spytała z nadzieją.
Patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc za bardzo czy to, co właśnie słyszę, jest prawdą. Kilka chwil trwało, zanim dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę, a ja się ani nie przesłyszałam, ani sobie tego nie wymyśliłam. Asia zdążyła się już przez ten czas trochę zniecierpliwić i spojrzeć na mnie dziwnie, co się nasiliło, gdy tylko roześmiałam się w głos i nie mogłam uspokoić. Byłam tak głośna, że aż Semir wyściubił nos z pokoiku, w którym usypiał małą, by sprawdzić, co się dzieje.
- Wy jesteście siebie warci – powiedziałam, gdy się już trochę uspokoiłam, kręcąc głową z dezaprobatą i łapiąc powietrze. – Naprawdę, idealnie się dobraliście.
- O co jej chodzi, kochanie? – zainteresował się Bośniak, spoglądając wielkimi oczyma to na Aśkę, to na mnie i niewiele rozumiejąc z tego, co się dzieje w pomieszczeniu.
- Nie mam pojęcia – Aśka wzruszyła ramionami, po czym posłała mi spojrzenie pełne wyrzutu.
Ale przecież ja nic złego nie zrobiłam! Nie wydałam żadnej tajemnicy, skoro była ona taka sama z obydwóch stron. Prawda?
- Nie rozumiem, dlaczego zamiast ze sobą porozmawiać, wy ze swoimi obawami najpierw idziecie ze wszystkim do mnie? – westchnęłam bezsilnie, ale oni chyba wciąż nie rozumieli, o co mi chodzi, bo patrzyli na mnie zszokowani tym wszystkim. – Właśnie oboje poprosiliście mnie o tą samą przysługę za swoimi plecami, dziubaski moje kochane. Wy naprawdę sądzicie, że to ja przekonam Katherinę o słuszności waszego związku? – spytałam całkiem poważnie. – Ja?! Była dziewczyna, z którą ona najchętniej widziałaby Semira w jego dalszym życiu? – nie dowierzałam.
Oboje chyba powoli zaczęli kojarzyć, co się właśnie wydarzyło i o co mi chodziło. Asia spojrzała na Semira, a Semir na Asię dokładnie w tym samym momencie. Już kiedyś zauważyłam, że oni potrafią porozumiewać się ze sobą spojrzeniami. Byli zaskoczeni tym, co przed chwilą powiedziałam, ale kiedy dotarło do nich, że prosili mnie o to samo, spojrzeli na mnie i… pokiwali twierdząco głową, co chyba miało być odpowiedzią na moje ostatnie pytanie.
- Skoro tak, to… no dobra, spróbuję – skapitulowałam ze śmiechem, kręcąc głową z dezaprobatą dla tej dwójki i ich metod.
- O Boże, dziękuję – Semir odetchnął z ulgą.
- Jesteś wielka! – dorzuciła Aśka, ściskając mnie.
- Kuba nie będzie tak zachwycony, jak wy, gdy mu powiem o tym, co wymyśliliśmy – mruknęłam.
- Spokojna twoja rozczochrana! – zaśmiał się Semir. – Jego biorę na siebie.
I tego właśnie obawiałam się najbardziej, zwłaszcza gdy przypomniałam sobie, jak Wilczek jeszcze nie tak dawno był o Bośniaka zazdrosny… Nie odezwałam się już jednak ani słowem na ten temat, licząc, że wszystko się jakoś ułoży.


*


Od tygodnia chodziłam zła jak osa. Przez tą dwójkę spiskowców pokłóciłam się z Kubą. Wiedziałam, że tak będzie. Czułam, że nie spodoba mu się mój zamiar przyjazdu do Gdańska trochę później niż oboje planowaliśmy, gdy ponownie wyjeżdżał z Poznania, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo. Z jednej strony to było naprawdę urocze, że jest o mnie zazdrosny i chce spędzić ze mną jak najwięcej swojego czasu, bo to znaczyło, że mu na mnie zależy, ale z drugiej – po moich ostatnich doświadczeniach z Hubertem – byłam wyczulona na próby narzucania mi swojego zdania. Wiedziałam, że Kuba nie ma zamiaru sterować moim życiem, jednak czasem jego słowa właśnie tak brzmiały. I gdy podczas naszej rozmowy o moim późniejszym przyjeździe do Gdańska na święta Kuba wyrzucił mi, że przejmuję się wszystkimi, tylko nie nim i że on mi nie pozwala na takie traktowanie naszego związku, zareagowałam machinalnie. A że najlepszą obroną jest atak… No cóż. I właśnie przez to każde z nas powiedziało o kilka słów za dużo, a teraz uparcie milczało. Ja byłam zbyt honorowa, aby pierwsza wyciągnąć rękę do zgody, a Kuba zapewne czuł się pokrzywdzony i uważał, że nie ma mnie za co przepraszać. Może i miał rację… w sumie sama nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć.
Ale właśnie to wszystko zepsuło mi ostatni tydzień. Nie potrafiłam się cieszyć z niczego – ani z wygranego meczu Lecha z Cracovią, na który poszłam, żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć za dużo o ostatniej sytuacji między nami (Lechia na szczęście też wygrała i też 3:1, tyle że z GKS-em Bełchatów i na wyjeździe), ani z pielgrzymki do Częstochowy, którą odbyłam z moją wychowawczą klasą w ramach modlitw przedmaturalnych. Nocne czuwanie w klasztorze sprzyjało myśleniu, dzięki czemu doszłam do wniosku, że nic mi się nie stanie, jeśli to raz ja okażę się być mądrzejszą w naszym duecie. Choć raz… Postanowiłam więc zrobić Kubie niespodziankę, która, mam nadzieję, go ucieszy, ale najpierw musiałam wywiązać się z danego Semirowi i Aśce słowa.
I mimo że wróciłam do domu z Częstochowy po dziesiątej w środę i byłam nieźle zmęczona, w końcu całą noc prawie nie spałam, a w autobusie w drodze powrotnej także trudno było się wyspać, zwłaszcza z rozśpiewaną grupą szalonych wychowanków, to i tak o piętnastej stałam już na płycie terminalu poznańskiego lotniska Ławica i czekałam na Katherine, licząc, że nie popsuję tego, co miałam podobno naprawić. A przynajmniej, że nie zawiodę oczekiwać Aśki i Semira…
- Lilka! Kochanie! – krzyknęła Katherine, rozpoznając mnie prędzej niż ja ją.
- Dzień dobry, Katherino! – uśmiechnęłam się w jej kierunku, po czym utonęłam w jej uścisku. – Milo mi cię znów powitać na polskiej ziemi. Może pomogę? – zaoferowałam, wskazując na torbę, którą taszczyła.
Mimo że pani Stilić pokręciła przecząco głową, ja i tak postawiłam na swoim. Nie mogłam pozwolić, aby w mojej obecności niosła swój bagaż.
- A gdzie jest mój synek? – zapytała, rozglądając się na boki, zapewne w jego poszukiwaniu. – Czyżby już  zapomniał o przyjeździe swojej matki?
- Nie zapomniał – zaprzeczyłam od razu. – Ma właśnie trening, a Aśka została z małą w mieszkaniu, bo Lilka ostatnio trochę pokasłuje i boi się, żeby jej się nie zaziębiła. Dlatego to właśnie mnie wysłano jako delegację powitalną – wyjaśniłam z szerokim uśmiechem.
Od razu dało się zauważyć, że Katherine już na starcie nie jest do Kaweckiej przychylnie nastawiona, tak jak spodziewał się Semir. Jej mina, gdy tylko wspomniałam o mojej przyjaciółce, nie wróżyła niczego dobrego dla tej dwójki i najbliższych kilku dni, które mają ze sobą spędzić…
- Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, jak pojedziemy taksówką, ale nie dorobiłam się jeszcze własnego samochodu, a auto mojego chłopaka jest z nim w Gdańsku – westchnęłam, od razu wprowadzając swój plan w życie.
Nie musiałam się jej z niczego tłumaczyć, jednak nie miałam także zamiaru napadać na nią tak od razu, tylko lekko naprowadzić ją na właściwy tok rozmowy.
I chyba mi się to udało.
- Och, widzę, że dużo się tu zmieniło od mojego ostatniego przyjazdu. I nie mówię tutaj o wystroju lotniska – spojrzała na mnie znacząco.
- No tak – przytaknąłem z uśmiechem. – Przecież gdyby nie te zmiany w życiu Semira, pewnie odwiedziłabyś nas trochę później, czyż nie? – spojrzałam na nią znacząco, prowadząc w stronę oczekującej na postoju taksówki.
- Ktoś musi zainterweniować, żeby mój syn nie popełnił jakiegoś głupstwa – odpowiedziała mi, wsiadając do auta.
- A nie pamiętasz, co ci obiecałam? – spojrzałam na nią przeszywająco, kiedy do niej dołączyłam, uprzednio podając kierowcy adres. – Myślisz, że nie dotrzymałabym danego ci słowa?
A obiecałam jej kiedyś, że będę miała oko na Semira i jego wybory życiowe. Było to krótko przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy Katherine bez zapowiedzi do mnie wpadła, by wyciągnąć mnie na przedświąteczne zakupy i przy okazji jeszcze raz próbować wyswatać mnie ze swoim synem.
- Wybacz, ale wydaje mi się, że nie – odpowiedziała z zaciętą miną.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie – powiedziałam poważnie, obracając się w jej kierunku, by móc na nią spojrzeć. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego skreślasz Aśkę tuż na wstępie. Bo ma dziecko, które nie jest dzieckiem Semira? Musisz wiedzieć, że on je traktuje jak swoje, a Aśka jest najlepszą kandydatką na synową ze wszystkich, jakie do tej pory poznałaś. Nawet lepszą ode mnie samej i mówię to z czystym sumieniem. Na przykład ostatnio Aśka postanowiła wrócić do pracy, a twój syn jej tego zabronił. Ja na jej miejscu już dawno bym wzięła manatki i się wyniosła, uprzednio kłócąc się z nim tak, że by nas cały blok usłyszał, bo sama dobrze wiesz, jak reaguję na próby sterowania moim życiem – Katherine przytaknęła – a ona ze spokojem poczekała, aż Semir pójdzie po rozum głowy. A jeśli się martwisz tym, że Aśka chce go wykorzystać, to naprawdę nie masz czym. Jest pracowita, zaradna i potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, nie potrzebuje do szczęścia bogatego faceta, tylko miłości. Znam ją naprawdę długo i wiem, co mówię.
- Tyle, że ja nie tak to sobie wszystko wyobrażałam… - mruknęła.
- Przecież doskonale wiesz, że w życiu nigdy nie jest tak, jak byśmy tego chcieli – uśmiechnęłam się. – I przyznam ci się, że na początku mi też to się nie podobało. Bałam się, że Semir nie poradzi sobie z rolą ojca i to jeszcze dziecka, które nie jest jego, że po jakimś czasie cała trójka będzie cierpieć. Ale myliłam się i sama zobaczysz, że świetnie sobie radzą – mówiłam to z przekonaniem. Gdyby ktoś mi jakiś miesiąc temu powiedział, że będę innych przekonywać o słuszności związku Aśki z Semirem, to popukałabym się w czoło, a teraz… teraz sama to robię. – Może nie z początku, bo oboje są bardzo stremowani twoją wizytą, ale jeśli zobaczą, że masz do nich pozytywne nastawienie, to od razu się rozluźnią.
- A wy? Ty i Semir? – spojrzała na mnie z nadzieją.
- Wiesz, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki? Byliśmy ze sobą, krótko, bo krótko, ale dość intensywnie. Spróbowaliśmy i nie wyszło. Trudno, widocznie nie pasujemy do siebie – wzruszyłam ramionami. – Ja życzę mu szczęście, on mam nadzieję, że mnie również. Wiesz, że niedawno mi powiedział, że spotkał na swojej drodze trzy ideały. W jednej się nie zakochał, z drugą mu nie wyszło, a trzecią ma właśnie obok siebie. I życzę im oboje z całego serca, aby im się udało, bo są w stanie stworzyć naprawdę fajną rodzinę.
- Mi też to powiedział – przytaknęła Katherine, wysiadając z auta przed blokiem Bośniaka. – Jak również to, że Asia jest bardzo podobna do ciebie – dodała, kiedy już do niej dołączyłam, uprzednio płacąc kierowcy.
- Tego akurat nie wiem, ale łączy nas naprawdę wiele, sama się o tym przekonasz – uśmiechnęłam się do niej. – Po prostu proszę cię o jedno – postaraj się dać jej szansę, nie skreślaj jej już z góry. Fajnie by było, gdybyście się dogadały, dla dobra was wszystkich, dla dobra przede wszystkim Semira. Nie każcie mu wybierać między sobą, bo to będzie dla niego najgorszą rzeczą, jaką możesz mu zrobić. I nie chcę cię straszyć, bo to naprawdę nie jest moim celem, ale postawieniem sprawy na ostrzu noża możesz nic nie ugrać, a stracić wszystko, co kochasz… stracić Semira, bo on dla związku z Asią jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Wiem coś o tym… – powiedziałam jeszcze z powagą, zanim wracający z treningu Semir nie podszedł do nas i jej nie wyściskał.
Oboje wręcz nalegali, abym zjadła z nimi obiad, ale odmówiłam, mając zamiaru jeszcze bardziej wtrącać się w ich rodzinne sprawy. W końcu powinni to załatwić między sobą. Poza tym musiałam się jeszcze spakować przed wieczornym wyjazdem do Gdańska… Życzyłam więc im powodzenia oraz rodzinnych świąt wielkanocnych, każąc Semirowi na odchodne przekazać mojej małej chrześniaczce pluszowego królika i ruszyłam w kierunku przystanku tramwajowego, by wrócić do siebie, mając nadzieję, ze mój monolog przemówił Katherine do rozumu. Nic więcej nie mogłam już zrobić, wszystko zależało teraz od nich i ich woli.
Miałam nadzieję, że się dogadają, bo nie miałam zamiaru brać udziału w utarczkach między nimi. A wiedziałam, że wciągną mnie w swoje sprawki, jeśli się ze sobą pokłócą.


*


Postawiłam walizkę na wycieraczce przed drzwiami do mieszkania obydwóch Jakubów, wzdychając ciężko. Było wpół do pierwszej w nocy, czyli był już Wielki Czwartek i zapewne chłopaki dawno już spali, skoro jutro mieli ostatni trening przed świętami. Przerwy zbyt długiej nie mieli, w końcu mimo świąt liga trwała w najlepsze, jednak wszyscy dostali kilka dni wolnego, by móc wyjechać do rodziny. Oczywiście z jednym zakazem – nie obżerania się. Musiałam jednak zadzwonić do drzwi i ich obudzić, nie miałam jednak innego wyjścia. Na dole jeszcze znałam kod do wejścia do bloku, pamiętałam go z czasów, gdy Kuba podpisywał kontrakt, tutaj jednak już bez kluczy się nie obędzie, a tych zwyczajnie nie miałam. I właśnie dlatego trzykrotnie nacisnęłam na dzwonek, aby ktoś mi łaskawie otworzył, bym mogła się odświeżyć i położyć wreszcie spać, bo po ostatnich intensywnych dniach ledwo trzymałam się na nogach, ale jakoś nikomu się specjalnie nie spieszyło. Zniecierpliwiona po kolejnej próbie dostania się do środka usiadłam na walizce, niechcący opierając się o klamkę, która… o dziwo, ustąpiła! No tak, w sumie tego mogłam się po nich spodziewać… Tylko oni są w stanie spać z otwartymi drzwiami do mieszkania. Wynieśliby ich w środku nocy i żaden by nie zauważył! Szkoda tylko, że zdążyłam już zapomnieć o ich możliwościach, bo przez to wylądowałam na podłodze w przedpokoju, robiąc moim niespodziewanym upadkiem mnóstwo hałasu. I to pewnie on zbudził jednego z Jakubów, który wyskoczył ze swojego pokoju jak oparzony, krzycząc:
- Kto tu jest?!
Nie zdążyłam jakkolwiek na to zareagować, zwłaszcza, że rozmasowywałam sobie w tej chwili bolący łokieć, bo Kosa już włączał światło, by samemu móc się przekonać, co się dzieje i kto wtargnął do ich mieszkania.
- Lila! – krzyknął, kiedy mnie ujrzał. – Ale mnie nastraszyłaś – dodał już ciszej, odstawiając wazon, który miał w ręce na pobliski stół. Dobrze, że najpierw zaświecił światło, a nie zaczął nim bić na oślep, bo oprócz obitych kości miałabym jeszcze szkło w głowie… – Co ty tu robisz? – spytał zaskoczony.
- Nie widzisz, leżę sobie! – odpowiedziałam zniecierpliwiona, zmęczona i zła. – Nikt was nie uczył, że na noc drzwi się zamyka na klucz? – westchnęłam poirytowana, łapiąc rękę Kosy, którą wyciągnął w moim kierunku, by pomóc mi wstać. – Chyba sobie przez was zbiłam kość ogonową … - westchnęłam, stając już na nogi obok niego.
- Przepraszam – jęknął – ale nie otwierałem, bo myślałem, że to znowu jakiemuś imprezowiczowi pomyliły się drzwi. A z tego, co pamiętam, to miałaś przyjechać jutro… – spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Tak właściwie to jest już jutro – westchnęłam, bo było za piętnaście pierwsza w nocy. – A poza tym to chciałam temu mojemu niespodziankę zrobić. Strasznie się gniewa? – spytałam Kosę już spokojnie, bo złość na nich powoli mi przechodziła.
- Chyba już nie, ale momentami był nie do wytrzymania – poskarżył mi się Kosa na swojego współlokatora. – Łaził z kąta w kąt i biadolił, i narzekał, i marudził… gorzej niż Paulina, gdy ma te dni – dodał, robiąc duże oczy i kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Roześmiałam się, kiedy to usłyszałam. A może bardziej ze sposobu, w jaki Kosecki to powiedział? Albo po prostu była to reakcja na zmęczenie? Nie wiem, ale Kosie również po chwili ewidentnie poprawił się humor i zaczął się szczerzyć jak głupi do sera. Po chwili zaproponował, że zrobi mi herbatę. Przytaknęłam na to z ochotą, po czym weszłam do pokoju Wilka z zamiarem obudzenia go, by oznajmić mu, że mam dla niego niespodziankę (którą oczywiście byłam ja). Jednak gdy tylko zobaczyłam, jak ten słodko śpi, odpuściłam mu, stwierdzając, że poczekam z tą niespodzianką do rana. Wzięłam więc tylko krótki prysznic, posiedziałam trochę w kuchni z Kosą, który towarzyszył mi w piciu herbaty i streszczał to, co się ostatnio działo w Gdańsku, a potem starając się zachowywać bezszelestnie, wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam obok Kuby. Mojego Kuby.


___________________
PRZEPRASZAM.
A zainteresowanych zapraszam na OSTATNIA WIADOMOŚĆ.