Semir czekał na mnie w
poniedziałek pod szkołą, tak jak się wcześniej umówiliśmy. W sumie to z tego
wszystkiego, co się ostatnio działo (a działo się naprawdę sporo!), zdążyłam
zapomnieć, że obiecałam mu pomóc wybierać pierścionek zaręczynowy dla Aśki. Dobrze,
że sam zainteresowany wysłał mi dzisiejszego ranka SMS-a z przypomnieniem, bo gdyby
nie to, to bym się zmyła ze szkoły w ogóle na niego nie czekając. A ten, o
dziwo, pojawił się punktualnie i… nie był sam. Stał oparty o samochód Buricia z
właścicielem pojazdu siedzącym za kierownicą i, jak się okazało, gdy tylko do
nich podeszłam, z Lilianką śpiącą w foteliku na tylnym siedzeniu.
- Widzę, że jeden
konsultant już ci nie wystarcza – nie byłabym sobą, gdybym w jakiś sposób nie
dogryzła Semirowi.
- Ale ja nie jestem
konsultantem – zaprzeczył Jasmin od razu, nie dając swojemu kumplowi dojść do
słowa i wychodząc z samochodu, by się ze mną przywitać. – Ja też potrzebuję
konsultacji.
- Co was tak nagle
wzięło? – spytałam zaskoczona, robiąc wielkie oczy, bo tego to się totalnie nie
spodziewałam. – Kurde, chłopaki, nas nie stać na tyle prezentów weselnych! – jęknęłam
niemal płaczliwie.
- Zarobisz na własnym
weselu, to… – zaczął Semir z cwanym uśmieszkiem.
- Czy ty się dopiero
teraz urodziłeś? – spytałam, przerywając mu i spoglądając na niego, jakby się
urwał z księżyca. – Na weselu nie da się zarobić, zawsze się traci.
- Patrz, Jasiek, nie
zaprzeczyła! – Semir wykrzyknął to niemal z triumfem, uderzając Buricia w
ramię. Ten spojrzał na niego z wyrzutem, ale Stilicia kompletnie to nie ruszyło.
– A Kuba nic się nie chwalił… – dodał ze zgryźliwym uśmieszkiem pod nosem.
Pokręciłam tylko głową z
dezaprobatą, wzdychając przy tym ciężko, bo już nie miałam na niego siły, a tym
bardziej ochoty, aby na ten temat z nim dyskutować, bo i tak już z góry było
wiadomo, że stoję na straconej pozycji. Jak sobie Bośniak coś w tej swojej
łepetynie ubzdura, to nie ma zmiłuj, choćbym nie wiem, co takiego zrobiła, to i
tak będzie pewny swego.
- Bo tobie się nie
opłaca czymkolwiek chwalić, bo zaraz byś ino wszystkim wszystko wypaplał –
westchnęłam, nie mogąc sobie tego darować. – Ale może wreszcie ruszymy, a nie
będziemy tak rozprawiać o nie wiadomo czym na środku parkingu? – zamknęłam
temat. A przynajmniej taki miałam zamiar.
Chłopaki pokiwali głową
w odpowiedzi i o dziwo bez żadnego sprzeciwu wpakowali się do auta Buricia. Semir
usiadł z tyłu, aby cały czas mieć na oku śpiącą w foteliku małą, Jasmin był
dzisiejszego dnia naszym kierowcą, mi więc nic innego nie pozostało, jak usiąść
obok blondyna z przodu. Zastanawiałam się właśnie, w jakim celu Bośniak o
ciemniejszym kolorze włosów zabrał Liliankę dzisiaj ze sobą, kiedy sam
zainteresowany przerwał ciszę panującą w samochodzie.
- Wiesz, Lila,
powinienem cię ochrzanić – stwierdził Semir.
- Mnie? A za co? –
zdziwiłam się, obracając się w jego stronę, by móc spojrzeć na niego szeroko
otwartymi oczyma.
- Nasłałaś na Aśkę
swojego koleżkę, przez co zachciało jej się pracować – mruknął, jakby był tym
zdegustowany.
- Nie rozumiem, o co ci
chodzi – wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie widziałam w tym nic złego. – To
dobrze, że Asia jest zaradna, samodzielna, choć nie sądziłam, że Marek się do
niej odezwie, bo już dawno mu jej numer dawałam… - zastanawiałam się nad tym na
głos, wracając do poprzedniej pozycji i wpatrując się w krajobraz za przednią
szybą.
- Dlaczego nastawiasz ją
przeciwko mnie? – westchnął umęczony, jakby cały świat obrócił się przeciwko
niemu. Spojrzałam na niego, niczym rażona piorunem, nie bardzo rozumiejąc, skąd
wzięły mu się takie wnioski. – Przecież ona teraz powinna być z małą w domu, a
nie jeszcze sobie jakieś obowiązki dokładać… – dodał lekko speszony, widząc
moją minę, jednak takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Semir, ja wiem, że według
ciebie kobieta powinna zajmować się domem, a facet pracować, zarabiać, być
odpowiedzialny za swoją rodzinę, ale z Aśką to ci się nie uda – odpowiedziałam
pewna swego. – Kawusia ma mocny charakter, może nie było tego na początku widać,
bo była trochę zagubiona w naszym środowisku i przestraszona nową
rzeczywistością, ale ona naprawdę wie, czego chce i ty jej niczego nie
zabronisz. Powinieneś ją wspierać w tej sytuacji, być z niej dumny, bo ona jak
każda kobieta poszukuje w swoim facecie oparcia, a nie kogoś, kto chce nią w
życiu sterować – mówiłam z miną znawcy.
- Ale czy nie uważasz,
że to za wcześnie? – spytał, łapiąc się ostatniej nadziei. – Ja rozumiem, że
Asia chce się rozwijać i w ogóle, ale…
- Semir – westchnęłam
przeciągle, przerywając mu – przecież praca tłumacza nie wiąże się wcale z wychodzeniem
z domu. Poza tym Marek poszukiwał osoby, która tylko czasami będzie miała jakiś
ważny dokument do przetłumaczenia, a nie kogoś na pełen etat, więc naprawdę nie
rozumiem, dlaczego ci się to aż tak nie podoba – pokręciłam głową. – Uważam, że
jeśli Asia czuje się na siłach, to nie powinna się w ogóle wahać, zwłaszcza, że
z Markiem można się dogadać, co do warunków, terminów… Idealne rozwiązanie dla
niej na ten moment w życiu.
- Może i masz rację –
mruknął Bośniak zamyślony – ale mimo wszystko, to mi się wciąż nie podoba…
- Wy piłkarze jesteście
tacy śmieszni – pokręciłam głową z dezaprobatą, gdy tylko usłyszałam ostatnie
zdanie Stilicia. Semir spojrzał na mnie dziwnie, zapewne nie rozumiejąc
zbytnio, o co mi teraz chodzi. Jasmin również posłał mi zaskoczone spojrzenie,
przestając nawet na chwilę śledzić wzrokiem to, co się dzieje na drodze. – Nosi
was po tym świecie, zmieniacie miejsce zamieszkania jak rękawiczki, więc
powinniście docenić to, jak te wasze kobiety się dla was poświęcają, jeżdżąc za
wami, znosząc wasze humory, wyjazdy, zgrupowania, przez które zostają same, przez
co często muszą liczyć tylko na siebie – tłumaczyłam im coś, co dla mnie było
oczywiste. – A wy byście tylko chcieli, aby siedziały w domu i czekały na was z
ciepłym obiadkiem, aby tylko usychały z tęsknoty, a nie rozwijały swoje zainteresowania,
czy wyszły na miasto ze znajomymi – pokręciłam głową.
Zdążyłam już trochę
poznać ten piłkarski świat, żyjąc w nim niemal od dziecka, dzięki czemu
widziałam niejedno, a do tego sama niejedno przeżyłam, wiedziałam więc
doskonale, że moje słowa są w niektórych przypadkach nad wyraz prawdziwe.
Niestety. Wiadomo, nie wszyscy wpisywali się w ten stereotyp, jednak z
przykrością musiałam stwierdzić, że takich piłkarzy było wciąż zdecydowanie za
dużo. A najsmutniejsze jest to, że wiele kobiet godziło się na taki los…
- Ale… ale… Ale mi
zupełnie nie o to chodziło! – oburzył się Semir.
- Wiem, a nawet jeśliby,
to nie z Aśką takie numery – uśmiechnęłam się z kierunku Bośniaka siedzącego za
mną. – Po prostu mówię, jak jest, na szczęście wy nie jesteście tak
ograniczeni. Prawda? – podpuszczałam ich.
Chłopcy od razu pokiwali
twierdząco głową, zgadzając się ze mną. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo było
wiadome, że wygrałam – właśnie wyszło na moje. W sumie to jak zwykle. Semir
również się zorientował, że właśnie przegrał ze mną tą batalię na argumenty. I
mimo że był już na straconej pozycji, to szukał jeszcze pomocy u Jasmina, który
po pytaniu (którego nie usłyszałam) swojego najlepszego przyjaciela, dostał
jakiegoś słowotoku i rozwodził się właśnie na temat naszej rozmowy na
przykładzie swoim i Laury.
- …jakoś sobie nie wyobrażam,
abym mógł zabronić Laurze jeździć w rajdach. Nie umiałbym kazać jej zrezygnować
z czegoś, co sprawia jej taką przyjemność, mimo że przy każdym jej starcie omal
nie umieram na zawał – mówił. – Dlatego zgadzam się z Lilą, powinieneś być
szczęśliwy, Semir, że masz obok siebie nie tylko piękną, inteligentną i ambitną
kobietę, ale jeszcze taką, która z tobą wytrzymuje. Bo jakbym ja coś takiego
zasugerował Laurze albo Kuba Lilce, to byłaby wojna domowa… - skwitował z
kwaśnym uśmiechem, zapewne wyobrażając sobie taką sytuację.
Szczerze to Jasmin mnie
trochę zaskoczył swoim wywodem, bowiem rzadko kiedy Bośniak wyrzuca z siebie
tyle zdań w ciągu kilku minut. Poza tym spodziewałabym się raczej, że będzie
trzymał stronę kumpla, a nie moją, bo jakoś nie przypominam sobie, aby
kiedykolwiek blondyn w gronie innych osób postawił się Semirowi. Jeśli już to
robił, to wtedy, gdy załatwiali daną sprawę między sobą. Zawsze mówiłam, że
Burić to naprawdę mądry facet, którego ze świecą szukać i widać, że miałam
rację. Ja się jednak znam na ludziach.
- A może on już ma wojnę
domową, tylko się do niej nie chce przyznać? – zaśmiałam się, jednocześnie przybijając
piątkę z Jasminem.
- Zmówiliście się
przeciwko mnie! – jęknął Semir, kręcąc głową i zakładając ręce na piersi, jakby
się na nas właśnie obraził.
- Wiesz co? Dam ci dobrą
radę – powiedziałam poważnie, obracając się w jego stronę, bo miałam już
serdecznie dość tego kręcenia nosem na wszystko w jego wykonaniu. – Ciesz się
tym, że masz wspaniałą córkę, jak i dziewczynę, która wciąż się chce rozwijać, a
nie wisieć na tobie, jednocześnie będąc gotową się dla ciebie poświęcić, a nie
wymyślasz – pokręciłam głową z dezaprobatą i rozprostowałam się na przednim
fotelu, będąc trochę zirytowana jego zachowaniem.
Tą rozmowę można było
więc już uznać za zakończoną. Zakończoną zwycięstwem. Spektakularnym.
*
Na nic się zdały moje
prośby i groźby, żeby po tym jakże męczącym popołudniu (Semir bowiem okazał się
być gorszym kompanem podczas zakupów niż Ivan czy Kuba… mówię to całkiem serio!)
chłopaki odstawili mnie prosto do domu. Ale nie, obaj uparli się, że mam jechać
do Stiliciów na kolację i tyle było z mojego gadania – nie miałam siły
przebicia. A ja marzyłam tylko i wyłącznie o tym, aby położyć się w wannie
pełnej gorącej wody i nie myśleć o niczym innym niż relaks, uprzednio
oczywiście zaliczając długi spacer z Lesiem, który pewnie usycha teraz w
mieszkaniu z tęsknoty za moją osobą. Po dzisiejszym dniu naprawdę nie miałam
już na nic siły, ale gdy jest dwóch na jedną, to nie ma się siły przebicia,
trzeba to przyznać. Nie wiedziałam, dlaczego w tym wypadku Jasmin trzymał
stronę Stilicia, zwłaszcza, że czułam nosem, iż Semir ma do mnie jakiś interes,
o którym nie chce gadać przy Jaśku. Ale męskiej solidarności nigdy nie
zrozumiesz, choćby nie wiem co, dlatego nawet nie próbowałam rozszyfrować tego,
o co im może chodzić. Nie kłóciłam się też z nimi ani tym bardziej nie próbowałam
siłą z nich wyciągnąć tego, o co im chodzi. Wiedziałam, że wszystkiego się
dowiem w swoim czasie i to bez moich pertraktacji.
I miałam w tym przypadku
całkowitą rację.
- Lila, mam do ciebie
prośbę – zagaił Semir, kiedy tylko Jasmin podwiózł nas pod blok, w którym
pierwszy z Bośniaków mieszka wraz z Aśką i małą.
Bramkarz wymówił się ze
wspólnej kolacji z nami tym, że Laura niedługo wyjeżdża na kolejny rajd i zanim
to nastąpi, ten chce z nią spędzić trochę czasu. Totalnie go rozumiałam, ja już
nie mogłam się doczekać, kiedy przyjdzie Wielkanoc, podczas której cały tydzień
spędzę z moim Kubą, dlatego nikt z nas go nie zatrzymywał. A więc powolnym krokiem wspinaliśmy się na
górę tylko my dwoje – ja i Semir. Była więc to dla Bośniaka idealna okazja, aby
ze mną porozmawiać.
- Przecież nic nikomu
nie powiem o tym, co planujesz dla Asi – odpowiedziałam od razu, udając, że nie
zorientowałam się, iż oprócz tego coś jeszcze leży mu na wątrobie.
- Ja nie o tym, bo doskonale
wiem, że o takich sprawach to ci nawet nie muszę przypominać – Semir uśmiechnął
się. – Ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę… - dodał, po czym zawiesił glos,
czego cholernie nie lubiłam.
- No gadaj, o co ci tym
razem chodzi – powiedziałam więc zniecierpliwiona, stając na środku schodów i
przyglądając się mu z uwagą.
Stilić również
przystanął, po czym westchnął, jakby zastanawiając się raz jeszcze, czy dobrze
robi, chcąc mi o tym powiedzieć. Po chwili jednak wziął głęboki wdech, by
wyrzucić to z siebie.
- Moja mama postanowiła
przylecieć do Polski i spędzić z nami Wielkanoc, bo chce poznać dziewczyny
przed chrzcinami Lilianki.
- To chyba dobrze, nie?
– uśmiechnęłam się, a Semir niemrawo pokiwał głową. – W takim razie dlaczego mi
o tym mówisz? Co ja mam do tego? – zapytałam, nie rozumiejąc za bardzo, o co
Bośniakowi tym razem chodzi.
- Bo ona przylatuje w
przyszłą środę, a ja mam wtedy trening i czy ty byś nie mogła jej odebrać z
lotniska? – zapytał, wyrzucając z siebie kolejne słowa w naprawdę szybkim
tempie. – Ona tak bardzo cię lubi, więc gdy jej powiesz kilka ciepłych słów na
temat Asi, to może… może nie będzie aż tak źle – westchnął, chowając na chwilę
twarz w dłoniach.
Widząc jego zmartwioną
minę aż zrobiło mi się go żal. Kochał Asię – z każdym dniem widziałam to coraz
lepiej, chciał z nią być, chciał wychowywać nieswoje dziecko, ale kochał także
swoją mamę, zawsze liczył się z jej zdaniem, a znając Katherine (właśnie tak
sama rodzicielka Stilicia kazała mi się nazywać), to informacja o tym, że jej
syn wiąże swoją przyszłość z kobietą z nie jego dzieckiem, na pewno nie
przypadła jej do gustu.
- Boisz się, że twoja
mama nie zaakceptuje Asi – powiedziałam, choć tak naprawdę chciałam go o to
zapytać, by się przekonać, czy mam słuszność w swoich podejrzeniach, ale… no,
niezbyt dobrze mi to wyszło, muszę przyznać.
Semir tymczasem niemrawo
pokiwał twierdząco głową, jakby wstydził się swoich myśli.
- Jeśli mam być szczery,
to mama nie jest zbytnio zachwycona moimi planami na przyszłość – mruknął pod
nosem. – Rozmawiam z nią często i długo, sama wiesz, że zawsze tak robiłem. No
i tłumaczyłem jej wszystko, ale ona nie chce przyjąć do wiadomość, że ja i ty
nie jesteśmy sobie pisani – westchnął ze zrezygnowaniem.
- Twoja mama jest
niereformowalna – pokręciłam głową, nie mogąc się nie uśmiechnąć pod nosem, gdy
tylko to usłyszałam. – I ja naprawdę rozumiem twoje obawy, ale Semir, co ja mam
do tego?
- Moja mama cię
uwielbia, bardzo liczy się z twoim zdaniem, Lila. Więc gdybyś z nią
porozmawiała, powiedziała jej, że masz kogoś, z kim naprawdę wiążesz swoją przyszłość
i że Asia jest odpowiednią osobą dla mnie… – zastanawiał się na głos – sam nie
wiem, co byś jej mogła powiedzieć, ale ty ją już zdążyłaś trochę poznać i
zawsze umiałaś do niej trafić, więc może i tym razem by ci się udało? –
spojrzał na mnie proszącym wzrokiem. – W tobie jedyna moja nadzieja! Nikt jej
nie jest w stanie przekonać do Asi tak bardzo jak ty.
- Wszystko ładnie,
pięknie – powiedziałam, klepiąc go po ramieniu – ale ja już mam plany na środę
– poinformowałam Semira, a jego mina automatycznie zrzedła. – Mam być wtedy w
Gdańsku, u Kuby… Tyle czasu się nie będziemy widzieć, więc chcemy ten
świąteczny tydzień spędzić ze sobą, skoro możemy – mówiąc to, uśmiechałam się
pod nosem. – Rozumiesz?
- Rozumiem, ale przecież
nie musisz być z nami przez ten cały czas, tylko w środę popołudniu. Dwie
godzinki, góra trzy i po sprawie – przekonywał mnie. – Proszę cię, Lila, no!
- Nie wiem, Semir, czy
powinnam się wtrącać w wasze sprawy… – westchnęłam, nie będąc do końca
przekonana o słuszności tego pomysłu. – Poza tym nie sądzisz, że Aśka się
wkurzy, gdy to ja będę rozmawiać z twoją mamą, zważywszy na naszą wspólną
przeszłość? – spytałam, pamiętając doskonale, że Asia nie jest zbytnio
zachwycona, gdy tylko ktokolwiek wspomina o tym, że kiedyś byłam z Bośniakiem.
Ale choćby nie wiem co i
nie wiem jak, przeszłości nie da się zmienić…
- Myślę, że nie powinna
mieć z tym problemu, w końcu będziesz interweniować w naszej sprawie – Semir zastanawiał
się nad tym na głos. – Obiecuję, że porozmawiam z nią o tym, ale najpierw
musisz się zgodzić – spojrzał na mnie wyczekująco.
Nie mogłam znieść tego
spojrzenia, którym świdrował moją osobę i mimo iż chciałam się jakoś od tego
wykręcić, bo niezbyt podobał mi się ten pomysł i to nie tylko dlatego, że
musiałabym przesunąć o trochę mój wyjazd do Gdańska… ale widząc minę Semira,
zmiękłam.
- No dobra, zastanowię
się nad tym, ale niczego nie obiecuję, zrozumiano? – spojrzałam na niego
groźnie, aby dotarł do niego sens moich słów.
Ten tak się ucieszył, że
aż mnie wyściskał, jakbym już się zgodziła. A ja przecież niczego takiego nie
zrobiłam. Jeszcze.
*
- Przepraszam, że się
tak trochę do was wprosiłam – powiedziałam do Asi, siedząc już przy stole w ich
salonie i czekając aż ta poda kolację, na którą tak naprawdę zaprosił mnie tylko
Bośniak – ale spotkałam chłopaków na mieście i Semir tak mnie zapewniał, że nie
będę wam przeszkadzać, że aż nie umiałam mu odmówić – dodałam z uśmiechem,
trochę koloryzując rzeczywistość, ale, niestety, nie miałam innego wyjścia, w
końcu obowiązywała mnie tajemnica.
Miałam nadzieję, że Aśka
nie wyczytała z mojej miny, że nie mówię jej w tej chwili całej prawdy, bo nie
wiedziałam, jak długo będę umiała utrzymać w tajemnicy plany Semira co do niej,
gdy ta zacznie przeprowadzać własne śledztwo w tej sprawie.
- Weź przestań, nie
przepraszaj, przecież tyle razy ci mówiłam, że jesteś tu zawsze mile widziana –
szatynka wyściubiła głowę z kuchni, w której właśnie przebywała i uśmiechnęła
się do mnie ciepło. – Poza tym teraz pewnie jest strasznie pusto w mieszkaniu
bez Kuby... – westchnęła, siadając na chwilę obok mnie.
- Nie jest tak źle, mam
jeszcze Lesia – odpowiedziałam.
- No tak, kompletnie o
nim zapomniałam – zreflektowała się Kawecka, śmiejąc się. – Ale w sumie cieszę
się, że przyszłaś, bo i tak miałam do ciebie dzwonić, by prosić o spotkanie –
powiedziała, ściszając głos i rozglądając się na boki, jakby nie chcąc, aby
ktoś niepowołany nas usłyszał.
- Tak? – zdziwiłam się
jej zagadkowym tonem głosem. – A o co chodzi?
Szczerze mówiąc, to
miałam już trochę po dziurki w nosie tych wszystkich ich tajemnic, sekretów i
spraw, których miałam komuś tam nie mówić. Nie wiedziałam, naprawdę nie
wiedziałam, co miałam w sobie takiego, że wszyscy do mnie tak garnęli, by móc
się wygadać ze swoich problemów, szukać u mnie porady, czy pocieszenia. I ja
naprawdę lubiłam pomagać ludziom, czuć się potrzebna, ale momentami robiło się to
cholernie męczące…
- Mam sprawę – szepnęła
Asia konspiracyjnie. – Bo w przyszłą środę przyjeżdża mama Semira, żeby poznać
mnie i Liliankę, i chciałabym zrobić na niej dobre wrażenie, ale wiem, że jako
matka z dzieckiem… No, sama rozumiesz – zrobiła skwaszoną minę – że nie jestem
dla niej idealną synową. A zawsze wszyscy powtarzali, że ona bardzo cię lubi,
więc może gdybyś z nią porozmawiała, to spojrzałaby na mnie łaskawiej? –
spytała z nadzieją.
Patrzyłam na nią przez
dłuższą chwilę szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc za bardzo czy to, co właśnie
słyszę, jest prawdą. Kilka chwil trwało, zanim dotarło do mnie, że to się
dzieje naprawdę, a ja się ani nie przesłyszałam, ani sobie tego nie wymyśliłam.
Asia zdążyła się już przez ten czas trochę zniecierpliwić i spojrzeć na mnie
dziwnie, co się nasiliło, gdy tylko roześmiałam się w głos i nie mogłam uspokoić.
Byłam tak głośna, że aż Semir wyściubił nos z pokoiku, w którym usypiał małą,
by sprawdzić, co się dzieje.
- Wy jesteście siebie
warci – powiedziałam, gdy się już trochę uspokoiłam, kręcąc głową z dezaprobatą
i łapiąc powietrze. – Naprawdę, idealnie się dobraliście.
- O co jej chodzi,
kochanie? – zainteresował się Bośniak, spoglądając wielkimi oczyma to na Aśkę,
to na mnie i niewiele rozumiejąc z tego, co się dzieje w pomieszczeniu.
- Nie mam pojęcia – Aśka
wzruszyła ramionami, po czym posłała mi spojrzenie pełne wyrzutu.
Ale przecież ja nic
złego nie zrobiłam! Nie wydałam żadnej tajemnicy, skoro była ona taka sama z
obydwóch stron. Prawda?
- Nie rozumiem, dlaczego
zamiast ze sobą porozmawiać, wy ze swoimi obawami najpierw idziecie ze
wszystkim do mnie? – westchnęłam bezsilnie, ale oni chyba wciąż nie rozumieli,
o co mi chodzi, bo patrzyli na mnie zszokowani tym wszystkim. – Właśnie oboje
poprosiliście mnie o tą samą przysługę za swoimi plecami, dziubaski moje
kochane. Wy naprawdę sądzicie, że to ja przekonam Katherinę o słuszności
waszego związku? – spytałam całkiem poważnie. – Ja?! Była dziewczyna, z którą
ona najchętniej widziałaby Semira w jego dalszym życiu? – nie dowierzałam.
Oboje chyba powoli
zaczęli kojarzyć, co się właśnie wydarzyło i o co mi chodziło. Asia spojrzała
na Semira, a Semir na Asię dokładnie w tym samym momencie. Już kiedyś
zauważyłam, że oni potrafią porozumiewać się ze sobą spojrzeniami. Byli
zaskoczeni tym, co przed chwilą powiedziałam, ale kiedy dotarło do nich, że
prosili mnie o to samo, spojrzeli na mnie i… pokiwali twierdząco głową, co
chyba miało być odpowiedzią na moje ostatnie pytanie.
- Skoro tak, to… no
dobra, spróbuję – skapitulowałam ze śmiechem, kręcąc głową z dezaprobatą dla
tej dwójki i ich metod.
- O Boże, dziękuję –
Semir odetchnął z ulgą.
- Jesteś wielka! –
dorzuciła Aśka, ściskając mnie.
- Kuba nie będzie tak
zachwycony, jak wy, gdy mu powiem o tym, co wymyśliliśmy – mruknęłam.
- Spokojna twoja
rozczochrana! – zaśmiał się Semir. – Jego biorę na siebie.
I tego właśnie obawiałam
się najbardziej, zwłaszcza gdy przypomniałam sobie, jak Wilczek jeszcze nie tak
dawno był o Bośniaka zazdrosny… Nie odezwałam się już jednak ani słowem na ten
temat, licząc, że wszystko się jakoś ułoży.
*
Od tygodnia chodziłam
zła jak osa. Przez tą dwójkę spiskowców pokłóciłam się z Kubą. Wiedziałam, że
tak będzie. Czułam, że nie spodoba mu się mój zamiar przyjazdu do Gdańska
trochę później niż oboje planowaliśmy, gdy ponownie wyjeżdżał z Poznania, ale
nie sądziłam, że aż tak bardzo. Z jednej strony to było naprawdę urocze, że
jest o mnie zazdrosny i chce spędzić ze mną jak najwięcej swojego czasu, bo to
znaczyło, że mu na mnie zależy, ale z drugiej – po moich ostatnich doświadczeniach
z Hubertem – byłam wyczulona na próby narzucania mi swojego zdania. Wiedziałam,
że Kuba nie ma zamiaru sterować moim życiem, jednak czasem jego słowa właśnie
tak brzmiały. I gdy podczas naszej rozmowy o moim późniejszym przyjeździe do
Gdańska na święta Kuba wyrzucił mi, że przejmuję się wszystkimi, tylko nie nim
i że on mi nie pozwala na takie traktowanie naszego związku, zareagowałam
machinalnie. A że najlepszą obroną jest atak… No cóż. I właśnie przez to każde
z nas powiedziało o kilka słów za dużo, a teraz uparcie milczało. Ja byłam zbyt
honorowa, aby pierwsza wyciągnąć rękę do zgody, a Kuba zapewne czuł się
pokrzywdzony i uważał, że nie ma mnie za co przepraszać. Może i miał rację… w
sumie sama nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć.
Ale właśnie to wszystko zepsuło
mi ostatni tydzień. Nie potrafiłam się cieszyć z niczego – ani z wygranego
meczu Lecha z Cracovią, na który poszłam, żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć
za dużo o ostatniej sytuacji między nami (Lechia na szczęście też wygrała i też
3:1, tyle że z GKS-em Bełchatów i na wyjeździe), ani z pielgrzymki do
Częstochowy, którą odbyłam z moją wychowawczą klasą w ramach modlitw
przedmaturalnych. Nocne czuwanie w klasztorze sprzyjało myśleniu, dzięki czemu
doszłam do wniosku, że nic mi się nie stanie, jeśli to raz ja okażę się być
mądrzejszą w naszym duecie. Choć raz… Postanowiłam więc zrobić Kubie
niespodziankę, która, mam nadzieję, go ucieszy, ale najpierw musiałam wywiązać
się z danego Semirowi i Aśce słowa.
I mimo że wróciłam do
domu z Częstochowy po dziesiątej w środę i byłam nieźle zmęczona, w końcu całą
noc prawie nie spałam, a w autobusie w drodze powrotnej także trudno było się
wyspać, zwłaszcza z rozśpiewaną grupą szalonych wychowanków, to i tak o
piętnastej stałam już na płycie terminalu poznańskiego lotniska Ławica i
czekałam na Katherine, licząc, że nie popsuję tego, co miałam podobno naprawić.
A przynajmniej, że nie zawiodę oczekiwać Aśki i Semira…
- Lilka! Kochanie! – krzyknęła
Katherine, rozpoznając mnie prędzej niż ja ją.
- Dzień dobry, Katherino!
– uśmiechnęłam się w jej kierunku, po czym utonęłam w jej uścisku. – Milo mi cię
znów powitać na polskiej ziemi. Może pomogę? – zaoferowałam, wskazując na
torbę, którą taszczyła.
Mimo że pani Stilić
pokręciła przecząco głową, ja i tak postawiłam na swoim. Nie mogłam pozwolić,
aby w mojej obecności niosła swój bagaż.
- A gdzie jest mój
synek? – zapytała, rozglądając się na boki, zapewne w jego poszukiwaniu. – Czyżby
już zapomniał o przyjeździe swojej matki?
- Nie zapomniał –
zaprzeczyłam od razu. – Ma właśnie trening, a Aśka została z małą w mieszkaniu,
bo Lilka ostatnio trochę pokasłuje i boi się, żeby jej się nie zaziębiła.
Dlatego to właśnie mnie wysłano jako delegację powitalną – wyjaśniłam z
szerokim uśmiechem.
Od razu dało się
zauważyć, że Katherine już na starcie nie jest do Kaweckiej przychylnie
nastawiona, tak jak spodziewał się Semir. Jej mina, gdy tylko wspomniałam o
mojej przyjaciółce, nie wróżyła niczego dobrego dla tej dwójki i najbliższych
kilku dni, które mają ze sobą spędzić…
- Mam nadzieję, że nie
pogniewasz się, jak pojedziemy taksówką, ale nie dorobiłam się jeszcze własnego
samochodu, a auto mojego chłopaka jest z nim w Gdańsku – westchnęłam, od razu
wprowadzając swój plan w życie.
Nie musiałam się jej z
niczego tłumaczyć, jednak nie miałam także zamiaru napadać na nią tak od razu,
tylko lekko naprowadzić ją na właściwy tok rozmowy.
I chyba mi się to udało.
- Och, widzę, że dużo
się tu zmieniło od mojego ostatniego przyjazdu. I nie mówię tutaj o wystroju
lotniska – spojrzała na mnie znacząco.
- No tak – przytaknąłem
z uśmiechem. – Przecież gdyby nie te zmiany w życiu Semira, pewnie odwiedziłabyś
nas trochę później, czyż nie? – spojrzałam na nią znacząco, prowadząc w stronę
oczekującej na postoju taksówki.
- Ktoś musi
zainterweniować, żeby mój syn nie popełnił jakiegoś głupstwa – odpowiedziała
mi, wsiadając do auta.
- A nie pamiętasz, co ci
obiecałam? – spojrzałam na nią przeszywająco, kiedy do niej dołączyłam,
uprzednio podając kierowcy adres. – Myślisz, że nie dotrzymałabym danego ci
słowa?
A obiecałam jej kiedyś,
że będę miała oko na Semira i jego wybory życiowe. Było to krótko przed
świętami Bożego Narodzenia, kiedy Katherine bez zapowiedzi do mnie wpadła, by
wyciągnąć mnie na przedświąteczne zakupy i przy okazji jeszcze raz próbować
wyswatać mnie ze swoim synem.
- Wybacz, ale wydaje mi
się, że nie – odpowiedziała z zaciętą miną.
- Posłuchaj mnie teraz
uważnie – powiedziałam poważnie, obracając się w jej kierunku, by móc na nią
spojrzeć. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego skreślasz Aśkę tuż na wstępie. Bo
ma dziecko, które nie jest dzieckiem Semira? Musisz wiedzieć, że on je traktuje
jak swoje, a Aśka jest najlepszą kandydatką na synową ze wszystkich, jakie do
tej pory poznałaś. Nawet lepszą ode mnie samej i mówię to z czystym sumieniem.
Na przykład ostatnio Aśka postanowiła wrócić do pracy, a twój syn jej tego
zabronił. Ja na jej miejscu już dawno bym wzięła manatki i się wyniosła,
uprzednio kłócąc się z nim tak, że by nas cały blok usłyszał, bo sama dobrze
wiesz, jak reaguję na próby sterowania moim życiem – Katherine przytaknęła – a
ona ze spokojem poczekała, aż Semir pójdzie po rozum głowy. A jeśli się
martwisz tym, że Aśka chce go wykorzystać, to naprawdę nie masz czym. Jest
pracowita, zaradna i potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, nie potrzebuje
do szczęścia bogatego faceta, tylko miłości. Znam ją naprawdę długo i wiem, co
mówię.
- Tyle, że ja nie tak to
sobie wszystko wyobrażałam… - mruknęła.
- Przecież doskonale wiesz,
że w życiu nigdy nie jest tak, jak byśmy tego chcieli – uśmiechnęłam się. – I
przyznam ci się, że na początku mi też to się nie podobało. Bałam się, że Semir
nie poradzi sobie z rolą ojca i to jeszcze dziecka, które nie jest jego, że po
jakimś czasie cała trójka będzie cierpieć. Ale myliłam się i sama zobaczysz, że
świetnie sobie radzą – mówiłam to z przekonaniem. Gdyby ktoś mi jakiś miesiąc
temu powiedział, że będę innych przekonywać o słuszności związku Aśki z
Semirem, to popukałabym się w czoło, a teraz… teraz sama to robię. – Może nie z
początku, bo oboje są bardzo stremowani twoją wizytą, ale jeśli zobaczą, że
masz do nich pozytywne nastawienie, to od razu się rozluźnią.
- A wy? Ty i Semir? –
spojrzała na mnie z nadzieją.
- Wiesz, że dwa razy nie
wchodzi się do tej samej rzeki? Byliśmy ze sobą, krótko, bo krótko, ale dość
intensywnie. Spróbowaliśmy i nie wyszło. Trudno, widocznie nie pasujemy do
siebie – wzruszyłam ramionami. – Ja życzę mu szczęście, on mam nadzieję, że
mnie również. Wiesz, że niedawno mi powiedział, że spotkał na swojej drodze
trzy ideały. W jednej się nie zakochał, z drugą mu nie wyszło, a trzecią ma
właśnie obok siebie. I życzę im oboje z całego serca, aby im się udało, bo są w
stanie stworzyć naprawdę fajną rodzinę.
- Mi też to powiedział –
przytaknęła Katherine, wysiadając z auta przed blokiem Bośniaka. – Jak również
to, że Asia jest bardzo podobna do ciebie – dodała, kiedy już do niej
dołączyłam, uprzednio płacąc kierowcy.
- Tego akurat nie wiem,
ale łączy nas naprawdę wiele, sama się o tym przekonasz – uśmiechnęłam się do
niej. – Po prostu proszę cię o jedno – postaraj się dać jej szansę, nie
skreślaj jej już z góry. Fajnie by było, gdybyście się dogadały, dla dobra was
wszystkich, dla dobra przede wszystkim Semira. Nie każcie mu wybierać między
sobą, bo to będzie dla niego najgorszą rzeczą, jaką możesz mu zrobić. I nie
chcę cię straszyć, bo to naprawdę nie jest moim celem, ale postawieniem sprawy
na ostrzu noża możesz nic nie ugrać, a stracić wszystko, co kochasz… stracić
Semira, bo on dla związku z Asią jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Wiem coś
o tym… – powiedziałam jeszcze z powagą, zanim wracający z treningu Semir nie
podszedł do nas i jej nie wyściskał.
Oboje wręcz nalegali,
abym zjadła z nimi obiad, ale odmówiłam, mając zamiaru jeszcze bardziej wtrącać
się w ich rodzinne sprawy. W końcu powinni to załatwić między sobą. Poza tym
musiałam się jeszcze spakować przed wieczornym wyjazdem do Gdańska… Życzyłam
więc im powodzenia oraz rodzinnych świąt wielkanocnych, każąc Semirowi na
odchodne przekazać mojej małej chrześniaczce pluszowego królika i ruszyłam w
kierunku przystanku tramwajowego, by wrócić do siebie, mając nadzieję, ze mój
monolog przemówił Katherine do rozumu. Nic więcej nie mogłam już zrobić,
wszystko zależało teraz od nich i ich woli.
Miałam nadzieję, że się
dogadają, bo nie miałam zamiaru brać udziału w utarczkach między nimi. A
wiedziałam, że wciągną mnie w swoje sprawki, jeśli się ze sobą pokłócą.
*
Postawiłam walizkę na
wycieraczce przed drzwiami do mieszkania obydwóch Jakubów, wzdychając ciężko.
Było wpół do pierwszej w nocy, czyli był już Wielki Czwartek i zapewne chłopaki
dawno już spali, skoro jutro mieli ostatni trening przed świętami. Przerwy zbyt
długiej nie mieli, w końcu mimo świąt liga trwała w najlepsze, jednak wszyscy
dostali kilka dni wolnego, by móc wyjechać do rodziny. Oczywiście z jednym
zakazem – nie obżerania się. Musiałam jednak zadzwonić do drzwi i ich obudzić,
nie miałam jednak innego wyjścia. Na dole jeszcze znałam kod do wejścia do
bloku, pamiętałam go z czasów, gdy Kuba podpisywał kontrakt, tutaj jednak już
bez kluczy się nie obędzie, a tych zwyczajnie nie miałam. I właśnie dlatego
trzykrotnie nacisnęłam na dzwonek, aby ktoś mi łaskawie otworzył, bym mogła się
odświeżyć i położyć wreszcie spać, bo po ostatnich intensywnych dniach ledwo
trzymałam się na nogach, ale jakoś nikomu się specjalnie nie spieszyło.
Zniecierpliwiona po kolejnej próbie dostania się do środka usiadłam na walizce,
niechcący opierając się o klamkę, która… o dziwo, ustąpiła! No tak, w sumie
tego mogłam się po nich spodziewać… Tylko oni są w stanie spać z otwartymi
drzwiami do mieszkania. Wynieśliby ich w środku nocy i żaden by nie zauważył!
Szkoda tylko, że zdążyłam już zapomnieć o ich możliwościach, bo przez to
wylądowałam na podłodze w przedpokoju, robiąc moim niespodziewanym upadkiem mnóstwo
hałasu. I to pewnie on zbudził jednego z Jakubów, który wyskoczył ze swojego
pokoju jak oparzony, krzycząc:
- Kto tu jest?!
Nie zdążyłam jakkolwiek na
to zareagować, zwłaszcza, że rozmasowywałam sobie w tej chwili bolący łokieć,
bo Kosa już włączał światło, by samemu móc się przekonać, co się dzieje i kto
wtargnął do ich mieszkania.
- Lila! – krzyknął,
kiedy mnie ujrzał. – Ale mnie nastraszyłaś – dodał już ciszej, odstawiając
wazon, który miał w ręce na pobliski stół. Dobrze, że najpierw zaświecił
światło, a nie zaczął nim bić na oślep, bo oprócz obitych kości miałabym
jeszcze szkło w głowie… – Co ty tu robisz? – spytał zaskoczony.
- Nie widzisz, leżę
sobie! – odpowiedziałam zniecierpliwiona, zmęczona i zła. – Nikt was nie uczył,
że na noc drzwi się zamyka na klucz? – westchnęłam poirytowana, łapiąc rękę
Kosy, którą wyciągnął w moim kierunku, by pomóc mi wstać. – Chyba sobie przez
was zbiłam kość ogonową … - westchnęłam, stając już na nogi obok niego.
- Przepraszam – jęknął –
ale nie otwierałem, bo myślałem, że to znowu jakiemuś imprezowiczowi pomyliły
się drzwi. A z tego, co pamiętam, to miałaś przyjechać jutro… – spojrzał na
mnie podejrzliwie.
- Tak właściwie to jest
już jutro – westchnęłam, bo było za piętnaście pierwsza w nocy. – A poza tym to
chciałam temu mojemu niespodziankę zrobić. Strasznie się gniewa? – spytałam
Kosę już spokojnie, bo złość na nich powoli mi przechodziła.
- Chyba już nie, ale
momentami był nie do wytrzymania – poskarżył mi się Kosa na swojego
współlokatora. – Łaził z kąta w kąt i biadolił, i narzekał, i marudził… gorzej
niż Paulina, gdy ma te dni – dodał, robiąc duże oczy i kładąc nacisk na dwa
ostatnie słowa.
Roześmiałam się, kiedy
to usłyszałam. A może bardziej ze sposobu, w jaki Kosecki to powiedział? Albo
po prostu była to reakcja na zmęczenie? Nie wiem, ale Kosie również po chwili ewidentnie
poprawił się humor i zaczął się szczerzyć jak głupi do sera. Po chwili zaproponował,
że zrobi mi herbatę. Przytaknęłam na to z ochotą, po czym weszłam do pokoju
Wilka z zamiarem obudzenia go, by oznajmić mu, że mam dla niego niespodziankę
(którą oczywiście byłam ja). Jednak gdy tylko zobaczyłam, jak ten słodko śpi,
odpuściłam mu, stwierdzając, że poczekam z tą niespodzianką do rana. Wzięłam
więc tylko krótki prysznic, posiedziałam trochę w kuchni z Kosą, który
towarzyszył mi w piciu herbaty i streszczał to, co się ostatnio działo w
Gdańsku, a potem starając się zachowywać bezszelestnie, wsunęłam się pod kołdrę
i zasnęłam obok Kuby. Mojego Kuby.
___________________
PRZEPRASZAM.
A zainteresowanych
zapraszam na OSTATNIA WIADOMOŚĆ.
Gdzie człowiek nie może, tam Lilkę poślę ;D Ja naprawdę nie wiem, co ona w sobie takiego ma, że wszyscy się do niej garną niczym do miodu wielokwiatowego... ;D Ale jedno jest pewne - gdy danym problemem zajmie się panna Kotorowska, wzmiankowana zagwozdka bankowo zostanie rozwiązana! Jestem zaskoczona jej umiejętnościami radzenia sobie i dochodzenia do porozumienia absolutnie z KAŻDYM, jak również nieco rozbawiona wizją Lilianny jako mimowolnej zbawicielki całego poznańskiego (i zahranicznego) światka. Aczkolwiek faktem również jest, że jakoś nasza dzielna kibicka nie pasuje mi do żadnej innej roli ;) Hispanistka ze swoim dzielnym, twardym charakterem, ustawionymi priorytetami i zdolnością do zachowania zimnej krwi nawet w najbardziej podbramkowych sytuacjach po prostu JEST osobą stworzoną do wykonywania misji specjalnych ;D A tezę ową potwierdzają nie tylko ludzie, z którymi Kotorowska się styka i którzy chcą jej zaoferować kolejny orzech do zgryzienia (Semir, Aśka, Katherine), ale również osoby, które rzucają kłody pod nogi jej daleko posuniętemu altruizmowi (Wilk, Krzysiek (choć tego ostatniego akurat w roztrząsanym rozdziale nie ma)). Lilianna jako niezawisła i sprawdzona na wielu frontach instytucjach ma niniejszym przechlapane ;p Trochę mnie martwi taka konkluzja, bo oznacza ona, iż Lilka nigdy tak naprawdę nie zajmie się tylko swoim własnym życiem na poważnie, tzn. w całej dostępnej perspektywie czasowej i przestrzennej, zawsze mając na karku jakąś pilną sprawę do załatwienia, spory do rozstrzygnięcia, gościa do odebrania z lotniska, paczkę do dostarczenia, ulotkę do rozdania itd. OK, może nieco zbyt bujnie rozwinęłam spektrum przykładów, ale myślę, że to bardzo dobrze obrazuje, do czego zmierzałam i jak poważna jest owa kwestia ;D Krótko mówiąc: boję się, aby Lilka nie zatraciła samej siebie w szaleństwie i hektyczności świata. Byłoby mi niewypowiedzianie przykro, gdyby na tych machinacjach miał ucierpieć zwłaszcza związek Kotorowskiej z Kubą.. Aż nie chcę dopuścić do siebie myśli, że po tylu utarczkach, podchodach i grach na zwłokę ich z mozołem tworzona relacja mogłaby tak po prostu się rozpaść.. Tym bardziej, że Wilk już zaczął jawnie protestować, szafując obrażaniem się niczym cukierkami. Facet trochę racji ma, no, ale powinien również zrozumieć, iż Lilka nie da się tak zwyczajnie zagarnąć, zdominować.. Natura jej na to nie pozwoli ;) Niestety (albo stety) - widziały gały, co brały xD I tego się trzymajmy.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowość!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Przepraszam, że na końcu o tym wspominam, ale... NIESAMOWICIE SIĘ CIESZĘ, IŻ WRESZCIE DODAŁAŚ TUTAJ KOLEJNĄ CZĘŚĆ PERYPETII MOICH SŁODZIAKÓW. Setnie się za nimi stęskniłam! <3
Trzymaj się ciepło ;** ;***
I proszę wybaczyć mi wszystkie błędy, które zawarłam powyżej, lecz pisałam ów komentarz na fali emocji i czasem bywało, że paluszek omsknął mi się z klawisza na nie ten, co trzeba... ;( Nie poprawiałam, bo istniało duże prawdopodobieństwo, iż wówczas już kompletnie bym się zamotała w swoim toku rozumowania ;D
OdpowiedzUsuń;*** ;***
Zapraszam na nowość na [hiah-hiah.blogspot.com] ;D
OdpowiedzUsuńpozdrowienia! cmok! cmok! ;D