niedziela, 30 grudnia 2012

29. Pan Jarek Dobra Rada.



Gdzie normalna kobieta udaje się po kłótni? Do przyjaciółki. A jeśli właśnie pokłóciła się ze swoją najlepszą przyjaciółką? To pewnie do chłopaka. A jeśli nie ma chłopaka, narzeczonego, czy też idąc dalej tym tokiem rozumowania, męża? Do bliższych znajomych, z którymi mogłaby o tym porozmawiać, wyżalić się i poprosić o radę. A co, jeśli nie chce w tej chwili nikogo takiego oglądać na oczy? To pewnie znajdziemy ją w pobliskim barze, w którym postanowiła się napić, aby odreagować całe zajście.
I może zrobiłabym tak, jak myślicie, ale… Nie, nie umiem wyjaśnić, dlaczego znalazłam się na drugim końcu miasta. Bo sama tego nie wiem. Gdy tylko trzasnęłam drzwiami od naszego mieszkania, nie miałam pojęcia, gdzie powinnam się udać. Nie myślałam o tym nawet wtedy, gdy zbiegałam po schodach naszego bloku. Kiedy znalazłam się na powietrzu, moje kroki od razu, bez jakiegokolwiek postoju przeznaczonego na zastanowienie się, skierowały mnie na pobliski przystanek. Jak burza wskoczyłam do pierwszego tramwaju, który podjechał i tak oto wylądowałam tutaj – na osiedlu, na którym mieszkał Semir. Dziwny zbieg okoliczności, nie powiem, że nie. Dalej moje kroki automatycznie skierowały mnie pod jego blok, a chwilę później wchodziłam już po schodach na trzecie piętro, na którym znajdowało się jego mieszkanie. Pewnie gdyby drzwi od jego klatki były zamknięte, tak jak to powinno być, dwa razy zastanowiłabym się, zanim nacisnęłabym odpowiedni guzik na domofonie na dole budynku. Ale że były otwarte, kilka minut później stałam już przed drzwiami mieszkania z numerem trzydzieści pięć. Zapukałam w nie zdecydowanie i czekając aż Bośniak mi otworzy, próbowałam wziąć kilka uspokajających wdechów, aby od razu nie zrobić awantury na korytarzu, którą z pewnością usłyszałby cały blok.
Drzwi otworzyły się kilka chwil później. Stał w nich Semir zupełnie zaskoczony moimi dość niespodziewanymi odwiedzinami. W końcu, jakąś godzinę temu wychodził z naszego mieszkania, a od tego czasu wiele nie powinno się wydarzyć. A jednak, wydarzyło się.
- Lila, cóż za niespodzianka – uśmiechnął się, próbując ukryć zaskoczenie. Z dość marnym skutkiem. – Co się do mnie sprowadza?
- Musimy porozmawiać – powiedziałam poważnie, po czym nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie z jego strony, weszłam do środka.
Semirowi nie pozostało nic innego, jak zamknąć za mną drzwi wejściowe i zaprowadzić mnie do salonu. Bośniak zorientował się, że coś jest nie tak, gdy nie usiadłam na kanapie, mimo jego wyraźnej zachęty. Ja jednak nie miałam na to najmniejszej ochoty. Piłkarz wciąż był trochę zaskoczony moim zachowaniem, z czego wywnioskowałam, że Aśka jeszcze do niego nie zadzwoniła, by się mu na mnie poskarżyć, pożalić, czy Bóg wie co jeszcze. Może to i lepiej? Był nieprzygotowany na atak z mojej strony, dzięki czemu powinnam lepiej wybadać jego reakcje.
- Może się czegoś napijesz? – spytał, prawdopodobnie chcąc być dobrym gospodarzem.
- Nie, dzięki, nie przyszłam tutaj w koleżeńskie odwiedziny – odpowiedziałam spokojnie.
- To w takim razie, co cię do mnie sprowadza? – zapytał zaintrygowany.
- Semir, przestańmy udawać. Wszystko wiem – powiedziałam, spoglądając mu w oczy.
- Ale co wiesz? – spytał jeszcze bardziej zdziwiony.
Nie wiem, czy naprawdę mnie nie zrozumiał, czy tylko udawał. Jeśli to drugie, to niezły jest z niego aktor, muszę to przyznać. Nie przejmowałam się tym jednak. Skoro nie miał pojęcia, o czym mówię, wypadałoby go oświecić.
- Aśka wszystko mi powiedziała.
A raczej wykrzyczała – dodałam w myślach, zostawiając jednak tą informację dla siebie. Przecież nie przyszłam tutaj wyżalać się mu na jego ukochaną (w ogóle, jak to brzmi?), bo nie należę do osób, które z byle czym biegają do innych na skargę, płaczą im w rękach i proszą o radę. Raczej większość dręczących mnie spraw duszę w sobie, do momentu w którym spektakularnie i z hukiem pęknę (bądź wybuchnę) – dopiero wtedy potrzebuję kogoś, kto wysłucha moich żalów, przytuli, pocieszy, doradzi, czy nawet ochrzani. Co tylko jest w danej chwili mi potrzebne. Ale ja nie o tym. Znowu wchodzę w niepotrzebne dygresje i zbaczam z tematu. Zamiast skupić się na reakcjach Semira, myślę o czymś innym. Nie powinnam się tak rozpraszać. Wróciłam więc szybko do lustrowania wzrokiem Bośniaka, aby go rozszyfrować. Piłkarz, gdy tylko usłyszał co powiedziałam, przełknął ślinę na tyle głośno, że to usłyszałam. Zapewne domyślał się, że nie skakałam z tego powodu z radości i nie przyszłam tutaj do niego z gratulacjami. Widziałam, że ewidentnie spodziewa się, iż moja wizyta nie będzie należała do przyjemnych. To chyba nawet było widać po moim nastroju, w jakim wparowałam przed chwilą do jego mieszkania.
- Lila, posłuchaj, ja ci wszystko wyjaśnię… - zaczął Semir, ale przerwałam mu gwałtownym gestem ręki w powietrzu.
- Nie, Semir, to ty mnie posłuchaj! – warknęłam. – Nie cofnę tego co się stało, choć nie powiem, że bardzo bym tego chciała, ale to nie oznacza, że to z marszu zaakceptuję. Może żyję przeszłością, może jestem niesprawiedliwa, ale nie wierzę w tak drastyczne przemiany, jaką ty podobno przeszedłeś w ciągu ostatnich miesięcy. Nie jestem aż tak naiwna jak Asia. Ona może mówić cokolwiek tylko zechce, może wierzyć w co chce, ale ja i tak wiem swoje. Może się na mnie obrażać, krzyczeć, mówić, że jestem uprzedzoną do ciebie zazdrośnicą, czy Bóg wie co jeszcze, ale ja nie ustąpię. Nie pozwolę, aby ktoś pod moim nosem zrobił jej krzywdę, czy ty to rozumiesz? – patrzyłam na niego wyzywająco.
- Lila, ale ja naprawdę ją kocham. Nie chce jej skrzywdzić, nawet przez myśl mi to nie przeszło... – jąkał się Semir, patrząc na mnie błagalnie, abym mu uwierzyła.
Ale nie ze mną takie numery.
- I co? Chcesz być teraz odpowiedzialną głową rodziny? Mieć dziewczynę i jeszcze dziecko? Nie rozśmieszaj mnie. To nie jest w twoim stylu – skomentowałam to ironicznym tonem głosu, podchodzącym wręcz pod sarkazm.
- Ale to prawda! – krzyknął Bośniak, bezradnie podrzucając ręce w górę. – Zajmę się nią i jej dzieckiem. Będę traktował je jak własne. Będą mieli wszystko, czego tylko zapragną. Lila, ja naprawdę kocham Asię – zarzekał się. – Pamiętasz, gdy ci mówiłem, że szukam ideału? Znalazłem go, znów los postawił mi kogoś takiego na drodze. Tym razem niczego nie spieprzę. Obiecuję.
- Do trzech razy sztuka, co? – zironizowałam, ponownie nie mogąc powstrzymać się przed tą manierą.
Coś w środku mnie nie pozwalało mi na inną reakcję niż ta, którą właśnie prezentowałam. Ironia zawsze była moją linią obrony, to się chyba nigdy nie zmieni.
- Możesz myśleć co chcesz, ale nie zmienisz tego co jest między nami – odpowiedział zrezygnowany piłkarz, widząc, że żadne jego zapewnienia mnie nie przekonają. Przynajmniej, nie w tej chwili.
- Tak, wiem to – odpowiedziałam ze spokojem, mierząc go wzrokiem. – Ale nie myśl sobie, że przez to nie będę patrzeć ci na ręce. Będę czujna, obiecuję ci to. A jeśli ją skrzywdzisz, to choćbyś uciekł nie wiadomo gdzie, nawet na drugi koniec świata i tak cię znajdę. A potem powyrywam ci nogi z dupy, przyszyję je na nowo i znów wyrwę, zrozumiałeś? – syknęłam.
Energicznie do niego doskoczyłam, tak że dzieliło nas kilkanaście centymetrów. Złapałam go za koszulkę i spojrzałam mu głęboko w oczy. Może dziwnie to z boku wyglądało, że taka drobna blondyneczka próbuje przestraszyć postawnego sportowca, ale ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że nie warto ze mną zadzierać. Ja naprawdę potrafię być straszna, gdy tylko tego chcę. A poza tym Lechici doskonale wiedzieli, że umiem się bić. Przecież życie w bidulu mnie nie rozpieszczało, trzeba było umieć sobie poradzić nie tylko z przykrą rzeczywistością, ale także z przeróżnymi agresywnymi osobami i ich zaczepkami. A ja nie byłam niewiniątkiem, raczej należałam do grupy, która potrafiła sobie poradzić z innymi ludźmi. I wszyscy, z którymi łączyła mnie bliższa znajomość, doskonale o tym wiedzieli. Może dlatego tak często mi się wydaje, że moi znajomi boją się mnie rozgniewać? Hm, może w tym tkwi cały sęk? A ja szukałam odpowiedzi gdzieś daleko, a ona była tak blisko…
Semir tymczasem przełknął głośno ślinę po raz drugi tego wieczoru i pokiwał twierdząco głową. Skoro zrozumiał, to go puściłam, a on odetchnął z ulgą. Widać, nie wyszłam z wprawy, mimo iż upłynęło już trochę czasu, odkąd zostałam zaadoptowana przez Krzyśka i nie musiałam więcej oglądać murów domu dziecka ani stosować swoich „trików”.
- Cieszę się, że się rozumiemy – powiedziałam jeszcze z najlepszym uśmiechem, na jaki w tej chwili było mnie stać. – Miłego wieczoru – rzuciłam na odchodne w jego kierunku, po czym wyszłam z mieszkania.
Czy byłam z siebie zadowolona? Może troszeczkę. W końcu przestraszyć Semira też trzeba umieć. Ale ja naprawdę to wszystko robiłam w dobrej wierze. Nie chciałam, aby Aśka kiedykolwiek cierpiała, zwłaszcza kiedy mogę temu zapobiec. Doskonale znam ten ból, a ona teraz przede wszystkim powinna myśleć o swoim dziecku, w końcu jest za nie odpowiedzialna. Nie chciałam, aby przeżywała po raz drugi zawód miłosny, a wiedziałam, że Semir jest zdolny jej to zafundować. Może się zmienił, może nie mam racji, może jestem uprzedzona, może żyję przeszłością, ale wolę dmuchać na zimne. Niech piłkarz wie, że mnie nie da się tak łatwo oszukać, że będę czujna i wychwycę każdy jego, nawet najmniejszy, błąd. Niech mi udowodni, że na nią zasłużył, że będzie taki wspaniały jak mówił. Niech wypełni daną mi obietnicę. Niech pokaże mi, że się myliłam. Wtedy przeproszę go, przecież potrafię przyznać się do błędu. Choć nie powiem, żebym robiła to chętnie (i często). Jeśli będzie taki jak obiecuje, że będzie, to nic mu z mojej strony nie grozi. Ale niech wie, że jak coś schrzani, to nie ujdzie mu to płazem.
Zadowolona więc z siebie, powolnym krokiem spacerowałam ulicami Poznania. Lubiłam moje miasto nocą, czułam się tutaj naprawdę dobrze. Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, gdzie dokładnie się znajdowałam. Nie znałam tej okolicy. Ale mało mnie to interesowało w tej chwili, najważniejsze, że było tu cicho, spokojnie i nikt nie przeszkadzał mi w rozmyślaniu. Mimo że mróz szczypał mnie w policzki, nie miałam zamiaru wracać do domu. Nie chciałam rozmawiać z Aśką, nie po tym co mi powiedziała. Wiedziałam, że była wzburzona tym, jak podchodzę do jej związku z Semirem (czy łączącą ich relację można już tak nazwać?). Wiem, że próbowała mi pokazać, jak bardzo się mylę co do niego, że ona nie zrezygnuje, a ja nie mogę jej niczego zabronić, ale nie miała prawa mówić czegoś takiego, doskonale wiedząc, jak to jest ze mną naprawdę. Myślałam, że mnie zna, ale ostatnimi czasy coraz bardziej wydaje mi się, że jednak trudno jest nam nadrobić stracone lata – kiedy to ona mieszkała we Wrocławiu, a ja tutaj. To już Kuba wie lepiej co myślę i czego mi trzeba w danym momencie. I nawet jeśli Asia teraz żałowała swoich słów, trudno mi będzie o nich zapomnieć. Wybaczę jej, to pewne. Przecież znam siebie i wiem, że po kilku dniach złość na nią mi przejdzie. Są jednak takie słowa, które głęboko zapadają nam w pamięci. Nie wiem dlaczego, ale w mojej pamięci są to same złe stwierdzenia. Mało mam przyjemnych wspomnień, które mogłabym pielęgnować...
Znalazłam się w jakimś parku, sama nie wiedziałam gdzie i z której strony tu przyszłam oraz jak się to miejsce nazywa. Postanowiłam jednak usiąść na chwilę na ławce, żeby odpocząć, w ogóle nie przejmując się brakiem orientacji w terenie. Nawet nie zauważyłam, gdy ktoś się do mnie dosiadł. Dopiero się w tym zorientowałam, gdy usłyszałam głos tej osoby.
- Co tak młoda kobieta robi nocą w najciemniejszej uliczce tego parku i to jeszcze sama? – usłyszałam.
Podskoczyłam na ławce, bo naprawdę nie spodziewałam się, że ktoś obok mnie siedzi. Spojrzałam na osobę, która skierowała to pytanie w moją stronę. Był to jakiś bezdomny, wielu się takich kręci po Poznaniu, zwłaszcza w zimie. Nie cuchnęło jednak od niego tak bardzo jak od większości, których można spotkać na co dzień na ulicy. Jak na pana bez domu, był całkiem zadbany. Poza tym gość nie wyglądał na takiego, który miałby mi coś zrobić. Nie miałam więc zamiaru uciekać z krzykiem, choć pozostawałam w gotowości – tak na wszelki wypadek.
- Rozmyślam – odpowiedziałam ze spokojem.
Spojrzałam w górę. Dzisiejszego wieczoru było wyjątkowo mroźno, stąd pewnie niebo nad Poznaniem było tak rozgwieżdżone.
- To miejsce jest naprawdę dobre do rozmyślań, nikt tutaj nie przeszkadza. Ja też często tu siedzę i zastanawiam się co się dzieje u moich bliskich… – zamilkł na chwilę, jednak nie trwało to zbyt długo. – A co martwi tak młodą damę? Może nieznajomy bezdomny mógłby coś na to poradzić?
Nie wiem dlaczego, ale jego ton skojarzył mi się z dobrodusznym głosem dziadków, mimo że ja swoich nigdy nie poznałam. Zawsze jednak wyobrażałam sobie, że gdyby żyli, to zwracaliby się do mnie właśnie w taki sposób.
- Ach, wiele rzeczy, proszę pana – westchnęłam. – Problemy moich przyjaciół, moje, te z przeszłości, z teraźniejszości i nawet z przyszłości.
Owijałam w bawełnę najlepiej jak potrafiłam, bo nie chciałam zagłębiać się w szczegóły w rozmowie z nieznajomą mi osobą. To nie jego interes, co się dzieje w moim życiu. Na szczęście zawsze umiałam lać wodę, zwłaszcza w szkole – na opisowych sprawdzianach z historii. Znałam może z dwa fakty z danego tematu, a tak je umiałam opisać, że zdobywałam maksymalne ilości punktów, mimo że w swojej odpowiedzi trzeba było wymienić co najmniej pięć.
- Z przyszłości? – zdziwił się mój towarzysz.
- Tak – uśmiechnęłam się pod nosem. – Pewnie myśli pan, że usiadł obok jakieś nawiedzonej wariatki, ale zastanawiam się nad tym co mnie czeka i nie widzę tego w pozytywnych kolorach…
Taka była prawda, niestety. Zawsze, kiedy coś mi w życiu wychodziło, po chwili przytrafiało się coś, co niszczyło moje szczęście. Kiedy mama zmarła przy moim urodzeniu, tata musiał stać się dla mnie obojgiem rodziców. Kiedy było dobrze, kiedy się do tego oboje przyzwyczailiśmy, ojciec zginął, a ja trafiłam do domu dziecka. Kiedy Krzysiek mnie stamtąd zabrał i naprowadził ponownie na właściwą drogę, pojawiła się Sylwia, a z nią nasze ciągłe kłótnie. Kiedy się od nich wyprowadziłam, a w pływaniu zaczęłam odnosić coraz większe sukcesy, zostałam potrącona przez samochód, a po powrocie do pełnej sprawności, nie mogłam wrócić już do wyczynowego pływania. Kiedy uwierzyłam w prawdziwą miłość, Lewy mnie zostawił dla swojej byłej dziewczyny. W kółko coś w moim życiu szło nie tak. Nigdy nie mogłam w pełni nacieszyć się moim szczęściem, zawsze, gdy wychodziłam na prostą, pojawiały się nowe zakręty. Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Mam cudownych ludzi wokół siebie, odnowiłam kontakty z Asią, mieszkam w najpiękniejszym mieście na ziemi, pogodziłam się z Sylwią i nawet z Semirem (bo mimo tego co się ostatnio dzieje, nie mam już mu za złe przeszłości), mam fajną pracę, którą lubię, wszystko więc jest w jak najlepszym porządku. Coś więc teraz musi pójść nie tak. Ciekawe, co?
- To prędzej ja mógłbym powiedzieć takie zdanie – z zamyślenia wyrwał mnie głos bezdomnego. – Nie mam domu i pracy, mimo usilnych starań, wciąż nie mogę poradzić sobie z uzależnieniem, a do tego rodzina nie chce mnie widzieć na oczy. Jestem kompletnym przeciwieństwem pani, młodej i zapewne energicznej osoby z perspektywami na przyszłości.
- Może to nie moja sprawa, ale co się stało, że wylądował pan tutaj? – spytałam z ciekawości.
Tak właściwie, to nie ciekawość pchnęła mnie do zadania tego pytania. Po prostu nie miałam ochoty rozmawiać o sobie i o tym co mnie dręczy. Dlatego postanowiłam szybko zmienić temat na bardziej neutralny, oczywiście dla mnie.
- Jak to się mówi, człowiek dostaje od losu palec, a mimo to chce całą rękę – uśmiechnął się kwaśno. – Miałem wszystko, dobrą pracę, szanse na awans, żonę i dwójkę dzieci, ale nie doceniałem tego i wciąż chciałem się rozwijać.
- To chyba nic złego? – dopytywałam, przyglądając się mu uważniej.
Pod tą brodą i brudem, był nawet przystojnym facetem, może trochę starszym od Krzyśka. Ciekawiło mnie więc, jak mając trzydzieści lat z kawałkiem można trafić na bruk? Zniszczyć sobie życie w taki sposób?
- Nie, to nie jest nic złego, o ile pozostaje się normalnym człowiekiem. A ja się zmieniłem, zacząłem dążyć po trupach do celu, nie przejmując się innymi i spotkała mnie za to kara – wyjaśnił mi. – Wyrzucili mnie z roboty, a innej znaleźć nie mogłem, zacząłem więc pić z bezradności, użalając się nad sobą, aż w końcu żona powiedziała dość i wyrzuciła mnie z domu. Już dwa lata ich nie widziałem…
- Przykro mi – odpowiedziałam szczerze. – Ale moim zdaniem powinien pan walczyć o odzyskanie ich zaufania. Próbować znaleźć pracę, pokazać żonie, że się pan stara, stara dla niej i waszych dzieci. Może da się to odbudować, jeśli wykaże się pan dobrą wolę i chęciami?
- Może tak, ale nie mam odpowiedniej motywacji, by wziąć się za siebie… - mruczał bez przekonania, grzebiąc butami w śniegu.
- A pańskie dzieci? Nie chciałby pan czynnie brać udział w ich życiu? – spytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Bardzo bym chciał – odpowiedział i wiedziałam, że mówi to szczere.
- No to chyba znalazł już pan odpowiednią motywację – oznajmiłam z uśmiechem.
- Jesteś psychologiem? – wypalił w mgnieniu oka.
Roześmiałam się. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia, zrobiłam to niewymuszenie i serdecznie.
- Nie, iberystką – zaprzeczyłam.
- Ale masz zadatki na dobrego psychologa – oznajmił całkiem poważnie. – Zapamiętam sobie te rady i postaram wcielić je w życie.
- Miło mi. Lubię pomagać innym. Szkoda tylko, że sama sobie z własnym życiem nie umiem poradzić… - mruknęłam pod nosem.
- Na pewno umiesz – zapewnił mnie nieznajomy. – Musisz tylko znaleźć odpowiednią motywację, cel i objąć właściwy kurs. Myślę, że potrzebujesz spojrzeć na to wszystko, co cię męczy, z boku. Tak jak spojrzałaś na moją historię z bezstronnej perspektywy – wyjaśnił.
- Ma pan rację – powiedziałam, trochę zaskoczona, że nieznajomy bezdomny może mi poradzić co powinnam teraz zrobić.
Może właśnie w tym tkwił sęk? Może siedzenie wciąż w jednym miejscu i myślenie o tym samym mi nie pomaga? Może to prowadzi mnie w ślepy zaułek, z którego nie potrafię dostrzec jakiegokolwiek wyjścia? Może naprawdę potrzebuję odrobiny spokoju? Chwili odpoczynku bez presji z jakiejkolwiek strony. Może to jest kluczem, dzięki któremu spojrzę na otaczający mnie świat z właściwej perspektywy i dojdę do odpowiednich wniosków?
- A pan tutaj spędza noce? – spytałam po chwili milczenia.
Trochę mnie to ciekawiło. Nie wyobrażałam sobie spać na dworze podczas takich mrozów. Zwłaszcza, że należę do osób ciepłolubnych. To aż dziw, że wytrzymałam tyle czasu siedząc tutaj i do tej pory nie odczułam aż tak bardzo minusowej temperatury. Nawet jeszcze ani razu nie zaszczękałam zębami! To sukces.
- Bywa i tak - odpowiedział.
- I nie jest panu zimno? Przecież są straszne mrozy! – z decka przeraziłam się jego odpowiedzią.
- Będą jeszcze gorsze – uśmiechnął się, jakby kompletnie się tym faktem nie przejmował. Dziwny człowiek. – A może mi pani powiedzieć, która jest godzina? Może jeszcze uda mi się znaleźć jakąś czynną noclegownię, która mnie przyjmie…
- Jasne, już sprawdzam – odpowiedziałam.
Zaczęłam grzebać naprędce w torebce, którą wychodząc z mieszkania w pośpiechu ściągnęłam z wieszaka, znajdującego się przy drzwiach frontowych. Dobrze, że ją zabrałam, szkoda tylko, że w tej chwili niczego w niej znaleźć nie mogłam. Kiedy już myślałam, że bez wysypania zawartości na ziemię nie uda mi się wyciągnąć mojej komórki, moja dłoń zidentyfikowała średniej wielkości prostokąt. Wyciągnęłam go szybko, a gdy spojrzałam na wyświetlacz, przeraziłam się. Miałam 20 nieodebranych połączeń i 5 sms-ów. Wszystkie były od Kuby.
Oznajmiłam na głos, że jest przed 23 i postanowiłam odczytać wiadomości od Wilczka. Pierwszy esemes zawierał dość spokojne zapytanie: „Lila, gdzie jesteś?” Drugi był trochę bardziej nerwowy od poprzedniego: „Daj jakikolwiek znak, że żyjesz.” Trzecia wiadomość zwiastowała już początek paniki u piłkarza: „Lila, odbierz! Odezwij się! Cokolwiek!” Czwarta świadczyła o lekkim załamaniu. Widocznie do głowy zaczęły mu przychodzić tylko i wyłącznie czarne scenariusze: „Martwię się o ciebie, Lila”. I piąta wiadomość, będąca szantażem emocjonalnym, który powinien być karalny: „Lila, do jasnej cholery, odbierz ten pojebany telefon, bo zadzwonię do wszystkich, aby cię szukali. A chyba nie chcesz, abym zdenerwował Krzyśka czy Ivana w środku nocy tym, że zniknęłaś i nikt nie wie, gdzie jesteś?!”
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ten szantaż mu się powiódł. Spojrzałam szybko na godzinę. Wywnioskowałam z tego, że ostatni sms doszedł dosłownie przed chwilą, więc chyba jeszcze Kuba nie zdążył zadzwonić po wsparcie do chłopaków. Tylko niepotrzebnie by ich martwił, zwłaszcza, że nic mi nie jest. Boże, już widzę ich miny. Już słyszę ich czarne wizje, które zaczynają rozsiewać między sobą. Już widzę zestresowanego Krzyśka, który daje mi burę, że zachowuję się jak nieodpowiedzialna gówniara, gdy tylko mnie „odnajdą”.
Nie, to nie jest najlepszy pomysł, na jaki Kuba wpadł w ostatnim czasie.
- Coś się stało? – usłyszałam pytanie z boku. Widocznie musiałam mieć nieźle przestraszoną minę, bo mój towarzysz przyglądał się mi uważnie.
- Miałam wyciszony telefon, a w tym czasie mój przyjaciel próbował się do mnie dodzwonić, bo się o mnie martwi, a ja nie powiedziałam mu gdzie idę – szybko wyjaśniłam mu zaistniałą sytuację, wciąż mając przed oczami mimikę twarzy Krzyśka, kiedy się na mnie złości.
- To odbierz następne połączenie – bezdomny odpowiedział mi takim tonem, jakbym przejmowała się byle czym. Ale jego bratem nie jest Kotor, nie wie więc jak to jest, gdy się go zawiedzie…
I nagle, jakby bezdomny był jakimś medium, na ekranie mojego smartphone’a pojawił się komunikat - „Kuba dzwoni”. Szybko wcisnęłam więc przycisk „odbierz”, żeby tylko mu jakieś głupie pomysły nie przyszły do głowy. Albo nie, chodziło o to, aby zapobiec realizowanie tych głupich pomysłów, które przychodzą Kubie do głowy.
- No nareszcie, kobieto! Dlaczego nie dajesz żadnego znaku życia?! Ja tu od zmysłów przez ciebie odchodzę! Dlaczego nie odbierasz telefonu, gdy do ciebie dzwonię?! Przecież zaraz bym wyzionął tu ducha! I to przez ciebie!!! – Wilk nadawał jak katarynka, a raczej krzyczał do słuchawki, tak że musiałam ją odsunąć od ucha na bezpieczną odległość, by nie ogłuchnąć. A jakby tego było mało, piłkarz nie pozwalał mi dojść do głosu.
- Spokojnie, Kuba, nic mi nie jest. Potrzebowałam spokoju, a telefonu nie odbierałam, bo nie słyszałam, był wyciszony – wyjaśniłam mu po krótce.
- Tyle razy ci mówiłem, żebyś używała wibracji, a nie wyciszała komórkę… - westchnął, jakby zrezygnowany. – Ale dobrze, że nic mi nie jest, że jesteś cała. Powiedz mi tylko, gdzie jesteś?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak to nie wiesz?! – Kuba ponownie zaczął krzyczeć.
Chyba nie powinnam być tak bezpośrednia i tak bezmyślnie odpowiadać na jego pytania, bo jeszcze mi Wilczek na zawał padnie przed trzydziestką. I to będzie moja wina!
- Nie znam tego miejsca, nie mam pojęcia jak się ono nazywa… - mówiłam, rozglądając się po bokach. Może znajdę jakąś tabliczkę z nazwą? – Poczekaj chwilę – powiedziałam po chwili do Kuby, kiedy tylko mój wzrok spoczął na moim towarzyszu, zagłębionym jakby trochę w swoim świecie. Zakryłam ręką słuchawkę, po czym spytałam go: – Jak się nazywa to miejsce?
- Park ks. Józefa Jasińskiego przy ulicy Promienistej – odpowiedział, jakby machinalnie. Może dużo osób się go o to pyta?
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego w podzięce, po czym powtórzyłam tą nazwę Wilkowi do telefonu.
- Nie ruszaj się stamtąd, już po ciebie jadę! – krzyknął Kuba.
- Kuba, ale… - zaczęłam.
- Nie dyskutuj nawet! – krzyknął jeszcze, po czym się rozłączył, tak że nie miałam już jakiejkolwiek możliwości się mu przeciwstawić.
Boże, ile on w ciągu tych kilku minut na mnie nakrzyczał! Już dawno tego nie robił… Może należał mi się taki ochrzan z jego strony? Mam tylko nadzieję, że jak już mnie tu znajdzie, to nastrój na krzyki mu minie, bo nie czuję się dobrze, wiedząc, że doprowadziłam go do takiego stanu. A swoja drogą, nie mówiłam mu tego, gdzie jestem, po to, aby po mnie przyjeżdżał, tylko po to, żeby się nie martwił. Choć to bardzo miłe, że tak o mnie dba.
- Też chciałbym mieć takich przyjaciół, którzy się o mnie tak martwią jak o panią… - mruknął mój nieznajomy towarzysz, jakby chcąc potwierdzić to, co chwilę temu pomyślałam.
Nie rozmawialiśmy już ze sobą za wiele, raczej milczeliśmy, bo było nam to potrzebne. Dowiedziałam się tylko, że nieznajomy bezdomny tak naprawdę ma na imię Jarek i w tym roku będzie obchodził czterdziestkę. Obiecał mi, że się postara naprawić swoje życie, a jak się mu to uda, to wyśle mi kartkę z podziękowaniami. Miłe, czyż nie?
Kuba zjawił się w wyżej wspomnianym parku w mgnieniu oka, mimo że musiał przejechać prawie przez całe miasto. Ale było późno, ruch na drodze jest wtedy znikomy, więc pewnie to sprawiło, że tak szybko znalazł się tutaj i wszczął lament, strasząc resztę ptaków, które siedziały na gałęziach i przyglądały się ludziom.
- Boże, Lila, nic ci nie jest. Naprawdę nic ci nie jest. Nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiłem!– ściskał mnie tak mocno, że prawie łamał mi kości. – Nigdy więcej mi tak nie znikaj, bo ja potem od zmysłów odchodzę. Dobrze?
- Dobrze, Kubuś. Nie chciałam cię zdenerwować – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiem, wiem – mruknął, głaszcząc mnie po plecach. – Dobrze, już dobrze… A teraz możesz mi wyjaśnić, co ty tu tak właściwie robisz? – spytał, odsuwając mnie od siebie, by móc spojrzeć mi w oczy.
Chciałam powiedzieć zgodnie z prawdą, że rozmawiam o życiu z Jarkiem, ale gdy tylko spojrzałam na ławkę, aby przedstawić sobie obydwóch panów, bezdomnego już tam nie było. Zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zapewne wtedy, gdy Kuba wpadł tutaj jak szalony i porwał mnie w swoje ramiona. Przez to wszystko nie zauważyłam nawet, kiedy Jarek wstał z ławki i sobie poszedł. Kurczę, nawet się z nim nie pożegnałam! Nie podziękowałam mu, że pomógł mi dojść do tego co powinnam zrobić. 
- Rozmyślam – odpowiedziałam więc, co też było zgodne z prawdą, choć… nie do końca.
- A nie możesz tego robić bliżej domu? – spytał Wilczek z wyczuwalną złością w głosie.
- Kuba, ty też taki święty nie jesteś. Nie pamiętasz już, jak po powrocie ze zgrupowania w Hiszpanii zniknąłeś na całą noc i nie dawałeś znaku życia? Też odchodziłam wtedy od zmysłów – przypomniałam mu, mając już serdecznie dość jego wyrzutów.
- Masz rację – mruknął trochę skruszony. – Ale to nie zmienia faktu, że nie powinnaś mi tak znikać.
- Ty przynajmniej wiesz, gdzie jestem, a ja do tej pory nie mam pojęcia, gdzie się wtedy włóczyłeś.
Jak już zaczęłam mu to wypominać, trudno mi było przestać, zwłaszcza że Kuba wciąż wiercił mi dziurę w brzuchu..
- Może zmieńmy temat, co? – spytał Wilczek łagodniejszym tonem. - Bo się jeszcze pokłócimy, a tego oboje nie chcemy, prawda?
- Masz rację. Na dzisiaj mam dość kłótni. Najpierw Julia, potem Asia, a na końcu jeszcze Semir… - zaczęłam wyliczać. – Można się tym zmęczyć…
- Wracamy do domu? – spytał więc Wilczek, obejmując mnie ramieniem.
Nawet nie zdziwił go fakt, że byłam u Semira z pretensjami. Albo się tego po mnie spodziewał, znając mój porywczy charakter, albo Bośniak już zdążył do nich zadzwonić, by się na mnie poskarżyć.
- Tak, wracamy – odpowiedziałam.
Chwilę później wsiadaliśmy już do jego samochodu zaparkowanego w pobliżu wejścia do parku, dzięki któremu prawdopodobnie i ja znalazłam się w środku. Naprawdę nie pamiętam, z której strony weszłam i jakim cudem usiadłam akurat na tej ławce. Dziwne to trochę. Ale teraz już nie warto się tym przejmować. Nic mi się nie stało. Siedziałam teraz w ciepłym samochodzie obok Kuby, równie milczącego co ja. Nie przeszkadzała nam ta cisza, która powstała w aucie między nami. Każdy z nas rozmyślał o czymś zupełnie innym. Chyba potrzebowaliśmy takiego spokoju po dzisiejszym dniu pełnym niespodziewanych sytuacji. To były naprawdę intensywne dwadzieścia cztery godziny w naszym życiu.
- Kuba, wiesz co? – spytałam, kiedy Wilczek już zaparkował samochód w podziemnym garażu naszego bloku.
- Co? – spytał, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- Jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, to jadę z tobą. Przyda mi się taka kilkudniowa odskocznia od tego wszystkiego co dzieje się ostatnio w Poznaniu – powiedziałam.
Jarek miał rację, powinnam na to wszystko spojrzeć z boku. Musiałam więc wyjechać, choćby na te kilka dni. Zmienić klimat, otoczenie. Może wtedy łatwiej będzie mi się uporać z ostatnim tygodniem, który obfitował w przeróżne sytuacje konfliktowe w moim życiu? A Kuba nie tak dawno proponował mi, abym pojechała z nim na kilka dni do Gdańska i pomogła mu się tam zaaklimatyzować, więc czemu miałabym z tego nie skorzystać? Skoro Asia ma odpowiedzialnego Semira, niech się facet nią zajmie. Ja odpocznę od tego wszystkiego i może z chłodnym dystansem spojrzę na wszystkie zmiany, które ostatnio mi się przytrafiły. I może uda mi się je zaakceptować?
- Jasne, że jest aktualna – odpowiedział Kuba, uśmiechając się szeroko w moim kierunku. – Miałem nadzieję, że w końcu się zgodzisz.




__________________________

Mam nadzieję, że powyższy rozdział czytało wam się lepiej, niż mi się go pisało...

Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Spełnienia wszystkiego, o czym marzycie! A dla Lecha Poznań upragnionego majstra, co wiąże się ze zwycięstwami, awansu do Ligi Mistrzów i namieszania w europejskich pucharach, pełnego zaangażowania piłkarzy, jak i całego sztabu, samych udanych transferów, mnóstwa bogatych sponsorów i wiernych kibiców, chodzących na mecze.

Do napisania więc w tym Nowym Roku, oby lepszym od mijającego! Pozdrawiam :*

środa, 19 grudnia 2012

28. Konfliktów ciąg dalszy.




Siedzieliśmy z Kubą na kanapie w salonie i piliśmy gorące kakao. Czekaliśmy aż Asia wróci do domu. Semir miał ją odwieźć, gdy już ta cała maskarada z Julią się skończy. A od naszego ponownego spotkania minęło już dobrych kilka godzin i nastał wieczór, po tym nadzwyczaj intensywnym dniu. W końcu nie co dzień spotyka się swoich byłych, którzy próbują cię odzyskać, przy okazji obrażając wszystkich naokoło, prawda? Nie, naprawdę nic mi nie jest. Dobrze się czuję i już się uspokoiłam. Ponadto myślę, że gdybym jeszcze raz miała przeżyć ten dzień, inaczej rozegrałabym sytuację, z którą przyszło mi się zmierzyć, jednak nie zmienię tego, choćbym nie wiem jak bardzo chciała. Na pewno teraz jestem mądrzejsza i nie dałabym się wyprowadzić jej z równowagi, co dzisiaj mi się niestety nie udało i było moją osobistą porażką. Chyba jednak ten tydzień i kumulacja tych wszystkich spraw, które mnie w ostatnich dniach dotknęły, dała mi się we znaki i odbiła się na mnie do tego stopnia, że nie potrafię już tak dobrze rozgrywać konfliktowych sytuacji, jak to kiedyś było. Ale to się zmieni. Dojdę „do siebie”, znów będę starą, dobrą Lilianą, której nikt nie podskoczy i której nic i nikt nie wyprowadzi z równowagi. Tylko musi minąć trochę czasu, a na pewno wszystko wróci do normy. Mam nadzieję, że już więcej konfliktowych sytuacji najbliższe tygodnie mi nie szykują, bo nie wiem, jak sobie z nimi poradzę. Wolałabym najpierw w spokoju wrócić do normalności, a dopiero później iść się mierzyć z czymś nowym...
- Nie sądzisz, że powinni już być? – spytałam Wilka, przerywając tym ciszę, która trwała w pomieszczeniu od dobrych kilku minut.
Obydwoje rozmyślaliśmy na tylko sobie znane tematy. Musieliśmy przecież przetrawić jakoś to dzisiejsze spotkanie i wszystko sobie poukładać w głowach.
- Może jakiś korek jest, wiesz, jak to w Poznaniu – odpowiedział mi, niezbyt przejęty tym wszystkim Kuba.
- Pewnie masz rację – zgodziłam się z nim. – A właśnie, Kuba, miałam się ciebie o coś zapytać, ale przez to wszystko zapomniałam – rzuciłam po chwili, przypominając sobie nagle o czymś, co mnie gryzło od pewnego czasu.
Miałam nadzieję, że Wilczek pomoże mi to wszystko poukładać sobie w głowie w jakąś logiczną całość. Może zauważył coś więcej niż ja i jest w stanie mi wyjaśnić sprawę tak, abym nie musiała się już tym martwić?
- Tak? – zainteresowanie piłkarza wzrosło.
- Nie zauważyłeś może, że Asia ostatnio trochę dziwnie się zachowuje? – spytałam.
- Co masz na myśli, mówiąc dziwnie? – dopytywał.
- Jest taka rozkojarzona… - mruknęłam, ważąc słowa, bo nie wiedziałam jak dokładnie opisać to co ostatnio zaobserwowałam. – Wczoraj na przykład zamiast komórki, chciała odebrać żelazko, całe szczęście, że jeszcze nie podłączyła go do gniazdka – próbowałam mu lepiej wyjaśnić o co mi chodzi.
- Hm, coś w tym jest... – mruknął Wilk, zastanawiając się. – Niedawno znalazłem gazetę w zamrażalce. Często też pilot jest w przedziwnych miejscach w mieszkaniu i to raczej tym razem nie za moją sprawą.
- No właśnie – przytaknęłam z ożywieniem, bo Kuba zaczął łapać o co mi chodzi – też to zauważyłam. Z początku myślałam, że to kwestia ciąży, wiesz, taki małpi rozum, jednak to raczej nie to. Kobiety mają go w pierwszych miesiącach, a nie przy końcu.
- A może to pogoda tak na nią działa? – podsuwał mi pomysły Wilczek.
- Hm... raczej nie. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, aby mrozy tak na nią działały - mruknęłam, próbując przywołać sobie w pamięci coś, co pomogłoby mi poznać powód dziwnego rozkojarzenia Kaweckiej.
- No to nie wiem – Kuba machnął rękami w geście rezygnacji. – Aśka wygląda i zachowuje się tak, jakby ciągle o czymś myślała. Albo o kimś… – rzucił po chwili.
- Ej! To nie jest głupie – ożywiłam się nagle. – Ona zachowuje się tak, jakby się w kimś zakochała. Mówię ci, coś w tym musi być!
- No nie wiem… - Kuba jakby nie mógł uwierzyć, że udało mu się rozwikłać zagadkę. – Co, jeśli nie mamy racji? – spytał wciąż niezbyt przekonany do słuszności swojego odkrycia.
- Trzeba się więc o tym przekonać – postanowiłam głośno.
- Nie, Lila, nie… ja zbyt dobrze znam ten wzrok – Kuba nagle ożywił się, kręcąc głową we wszystkie możliwe strony, na jakie pozwalała mu jego szyja. – Ja wiem co on oznacza, ale lepiej się w to nie wtrącaj. Jak Asia będzie chciała, to sama ci powie.
- Tak, jak już będzie pozamiatane – mruknęłam zirytowana. – Nie, Kuba, nie mogę pozwolić na to, aby coś jej się stało, aby ktoś ją zranił. Już i tak zbyt wiele przeszła. Czuję się za nią odpowiedzialna i muszę trzymać rękę na pulsie.
- Lila, żeby nie było, że cię nie ostrzegałem – mruknął piłkarz niezbyt zachwycony moimi planami.
- Kuba, zrozum mnie, martwię się o nią i robię to wszystko w dobrej wierze.
- Rozumiem – pokiwał głową. – Tylko nie wiem czy Aśka to zrozumie… - mruknął jeszcze.
Mógł mówić co chciał, ale ja już postanowiłam i zdania swojego nie zmienię.


*


Nie napadłam na Aśkę zaraz po tym, jak weszła do domu, nie jestem taka. Spokojnie wraz z Kubą opowiedzieliśmy jej i Semirowi, który jak zawsze wykazał niezwykłe zainteresowanie problemami innych, co wydarzyło się podczas popołudniowego spotkania z Julią i Kacprem, oszczędzając im jednak niektóre szczegóły. Mimo to oboje mogli z naszej relacji wyłapać sens tego, co się dzisiaj stało. Odczekałam też w spokoju do momentu, w którym Stilić wyszedł z naszego mieszkania. Nawet pozwoliłam się Asi wykąpać, choć niesamowicie korciło mnie w środku, aby wreszcie z nią porozmawiać i wyciągnąć z niej prawdę. Nie mogłam się doczekać, aż wszystko sobie wyjaśnimy, jednak postanowiłam zrobić to na spokojnie, więc Kawecka też musiała być rozluźniona i niczego nie spodziewać się z mojej strony.
- Lila, może jednak dasz sobie spokój? – spytał Kuba, widząc, że czekam na moment, w którym Aśka wyjdzie z łazienki, by z nią poważnie porozmawiać.
- Wilczek, już postanowiłam i zdania swojego nie zmienię – odpowiedziałam trochę zirytowana jego ciągłymi próbami zniechęcenia mnie do tego pomysłu.
- Musiałem spróbować, mimo że dobrze wiedziałem, iż na nic to się zda… - piłkarz mruknął pod nosem, jakby do siebie. – Proszę cię tylko, abyś mnie w to nie mieszała – zastrzegł jeszcze.
- Okej, okej, możesz być o to spokojny – odpowiedziałam na odczepnego.
Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo odwodzi mnie od tego pomysłu. Przecież nie robiłam nic złego. Troszczyłam się o Aśkę, chciałam więc wiedzieć czy wszystko jest w porządku w jej życiu. Nie mogłam pozwolić na to, aby ktoś zrobił jej krzywdę. Nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało. Mieszka ze mną, to do mnie zwróciła się o pomoc, gdy jej potrzebowała i dopóki nie stanie o własnych siłach na nogi, czuję się za nią odpowiedzialna. A poza tym dobrze mi zrobi, jak pomartwię się teraz o innych, przynajmniej przestanę rozmyślać o głupotach, które zrobiłam w ostatnim czasie w swoim życiu…
Kuba zmył się w momencie, w którym Asia wyszła z łazienki. Dziewczyna jednak nie zwęszyła w tym niczego podejrzanego. Pewnie pomyślała, że poszedł się pakować, w końcu w poniedziałek o dziesiątej ma podpisać w Gdańsku półroczny kontrakt z opcją przedłużenia z tamtejszą Lechią i ma zostać w Trójmieście przez kilka dni, aby zapoznać się z miastem oraz z zespołem. Później wraca do nas, pakuje resztę swoich rzeczy i w następną sobotę oficjalnie przeprowadza się nad morze.
Odrzuciłam jednak myśli o wyjeździe Kuby w kąt, teraz musiałam skupić się na Asi.
- Zrobiłam ci kakao – poinformowałam dziewczynę, kiedy pojawiła się w korytarzu, chcąc przemknąć do swojego pokoju. Tym stwierdzeniem nieświadomie zmusiłam ją do tego, aby usiadła obok mnie na kanapie w salonie.
- Dziękuję, kochana jesteś – uśmiechnęła się do mnie Kawecka, siadając po mojej lewej stronie. – A ty nie pijesz? – zapytała.
- Nie, piliśmy już kakao z Kubą przed twoim powrotem, a co za dużo, to niezdrowo – zaśmiałam się.
- No tak – przytaknęła, doskonale znając moje nawyki. – Jak się trzymasz po dzisiejszym zamieszaniu? – spytała po chwili, uważnie wpatrując się w moją twarz, aby dostrzec każdą zmarszczkę jaka się na niej pojawi, gdy będę jej odpowiadać.
- Dobrze – mruknęłam, niezbyt przekonana o słuszności swoich słów.
- Jakoś ci nie wierzę – zaśmiała się Asia.
- No dobra, źle, ale to już minęło i nie wróci – mruknęłam.
Naprawdę musi wrócić stara, dobra Liliana. Wtedy znów nikt nie będzie umiał wyczytać ze mnie tego, co aktualnie czuję i o czym myślę.
- Jesteś pewna? Myślisz, że Julia dała sobie spokój? – spytała Asia z zainteresowaniem.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że oboje daliśmy jej dzisiaj jasno do zrozumienia, że jej plan się nie powiedzie. Choć nigdy nie wiadomo do jakich czynów może posunąć się zdesperowana kobieta…
Właśnie Asia uświadomiła mi, że tak naprawdę dzisiejszą kłótnią niczego nie rozwiązałam, a raczej jeszcze bardziej pogmatwałam. Julia była i z pewnością wciąż jest zdeterminowana, by odzyskać Wilka, wręcz można powiedzieć, że zdesperowana, przez co może być niezwykle niebezpieczna. Będę musiała mieć oko na wszystko co będzie się działo dookoła mnie w najbliższym czasie, żeby nie dać się jej w żaden sposób zaskoczyć. Na pewno po dzisiejszym spotkaniu była narzeczona Kuby będzie się chciała odegrać i raczej nie na Wilku, a na mnie. Bo to mnie będzie obwiniać o to, że nie może wrócić do piłkarza. I to ja stanę się celem jej ataku.
Chyba powinnam zacząć się bać, ale jakoś nie odczuwałam strachu. Byłam zdeterminowana, by zakończyć to co zaczęłam, by już nigdy więcej Julia nie zbliżyła się do Kuby.
- Więc pewnie będziesz czujna? – dopytywała Kawecka, jakby doskonale wiedziała o czym właśnie myślę.
- Jak zawsze – uśmiechnęłam się. – Nie mogę pozwolić, aby Kuba po raz kolejny przeżywał to, co po rozstaniu z nią. A musisz mi uwierzyć na słowo, że nie był to przyjemny widok… - aż się skrzywiłam na samo wspomnienie.
- Jeśli mam być szczera, to jakoś nie umiem sobie wyobrazić Kuby, który się nie uśmiecha – mruknęła Asia, zamyślając się. Pewnie próbowała to sobie wyobrazić.
- A wtedy nie tylko się nie uśmiechał, prawie w ogóle nic nie mówił, z nikim nie rozmawiał i co gorsza, nie chciał nic jeść. Rozumiesz? Kuba nie chciał jeść! – podniosłam głos o kilka oktaw, by lepiej zobrazować to co działo się z Wilkiem kilka lat temu.
- Musiał ją naprawdę kochać… - mruknęła Asia.
- Jak głupi, przez co nie zauważył, że coś jest nie tak. Najgorsze jest to, że i ja niczego podejrzanego nie zauważyłam...
Może gdybym nie przejmowała się tym, czym nie powinnam była się wtedy przejmować, uchroniłabym Wilka przed tą dziwną agonią, w jakiej był po rozstaniu z nią?
- Lila, nie możesz czuć się odpowiedzialna za wszystko i wszystkich – powiedziała stanowczo Kawecka, próbując mi to uzmysłowić. – Nie możesz się obwiniać o coś, na co nie miałaś wpływu.
- Pewnie masz rację, ale nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz – ucięłam temat, nie chcąc się w tej chwili w to zagłębiać. To i tak nie miało wielkiego sensu, trudno będzie mnie zmienić. Już jestem na to za stara... – Za to chciałabym się ciebie o coś spytać, tylko boję się jak zareagujesz… - zaczęłam powoli.
- Ton twojego głosu podpowiada mi, że chodzi o coś poważnego – powiedziała Aśka, odkładając kubek na stolik i spoglądając na mnie uważnie. – No, śmiało, wal – zachęciła mnie.
- Dobrze, ale najpierw chcę ci powiedzieć, że pytam cię o to z czystej troski. Czuję się za ciebie odpowiedzialna, nie chcę, aby spotkało cię coś złego, dlatego postanowiłam wtrącić nos w nie swoje sprawy. I mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe – dodałam.
- Dobrze, skończmy z tym wstępem. Przejdź do meritum – poganiała mnie zaintrygowana moim tonem głosu Asia.
- Może ostatnio wydawało się wam wszystkim, że raczej nie zwracam na nikogo uwagi, jednak to nieprawda. I zauważyłam, że trochę dziwnie się zachowujesz…
- Co masz na myśli? – dopytywała Asia, dokładnie tak samo jak Kuba kilkadziesiąt minut temu.
- Jesteś rozkojarzona. Wczoraj o mało co sobie twarzy nie spaliłaś, całe szczęście, że zapomniałaś włączyć żelazko. I tak się zastanawiam, czy coś zmieniło się w twoim życiu? Bo zachowujesz się tak, jakbyś… no… jakbyś się w kimś zakochała – w końcu jakimś cudem wyrzuciłam z siebie to co mnie dusiło.
Asia wydała się być zaskoczona, że cokolwiek zauważyłam. Zastanawiała się chwilę co ma albo co powinna mi odpowiedzieć. Gdy już myślałam, że w ogóle się nie odezwie i że będę musiała siłą wyciągać z niej informacje, dziewczyna wzięła głęboki wdech, jakby podjęła decyzję...
- Masz rację, zakochałam się – poinformowała mnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - spytałam z żalem.
Jesteśmy przyjaciółkami. Ona oczekuje ode mnie, abym jej o wszystkim mówiła, a sama mi nic nie powiedziała. Czułam się źle z tym faktem, bo wyglądało to tak, jakby mi nie ufała.
- Bałam się twojej reakcji – powiedziała spokojnie.
- Nie rozumiem, dlaczego wszyscy robicie ze mnie takiego potwora – zirytowałam się, bo już kolejny raz słyszę, że ktoś się boi mojej reakcji na coś tam. – Przecież to nic złego, że się zakochałaś. Ja się bardzo z tego cieszę. Ale musisz mi koniecznie przedstawić tego faceta! Ja go muszę poznać! No chyba, że już go znam? – dopytywałam.
- Tak, znasz go.
Asia z trudem wyrzucała z siebie pojedyncze sylaby, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Za bardzo byłam przejęta tym, że odkrycie moje i Kuby właśnie okazało się być prawdziwe, by przejmować się taki niuansami. A szkoda, bo może gdybym to wyłapała, dalsza część rozmowy nie skończyłaby się tak jak się skończyła...
- Tak? No to kto to jest? No pochwal się – zachęcałam ją, będąc niezwykle podekscytowana całą sprawą. – Nie odpuszczę ci, dopóki mi nie powiesz, o kim teraz rozmawiamy.
- Nie będziesz zachwycona – mruknęła Asia, w ogóle nie podzielając mojego entuzjazmu.
- Nie bardzo rozumiem.
Nagle i mi odechciało się cieszyć. Ba, wręcz zaczęłam się martwić. Dziwne zachowanie i ton głosu Asi mnie zaniepokoił. Zaczęłam się obawiać czego dowiem się od niej za chwilę, jednak nie mogłam teraz stchórzyć, musiałam dowiedzieć się całej prawdy.
- Jak ci powiem o kim mowa, to zrozumiesz – mruknęła Asia stanowczo, jakby podejmując decyzję, że jednak zaryzykuje i wszystko mi powie, nie przejmując się ty co wydarzy się później. – Zakochałam się w Semirze.
BUM! Jak grom z jasnego nieba.
- W Semirze? – pisnęłam, mrugając nerwowo oczami, jakby to miało sprawić, że okaże się, iż Aśka tak naprawdę tego przed chwilą nie powiedziała.
- Tak i to z wzajemnością – dorzuciła Kawecka, jakby jeszcze było mi mało rewelacji. Ale sama chciałam, prawda? Prawda, więc teraz mam za swoje.
Nie mogłam w to uwierzyć. To się nie działo naprawdę. Może to sen? – pomyślałam, jednak gdy uszczypnęłam się w rękę, zabolało mnie. Czyli oznaczało to, że to jednak prawda. Nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, toteż wstałam gwałtownie z kanapy i nerwowo zaczęłam przechadzać się po salonie. Byłam zszokowana i niestety, nie było to przyjemne zaskoczenie. Naprawdę, tego to się totalnie nie spodziewałam. Choć właściwie... czego ja się spodziewałam? Co ja głupia sobie myślałam? Sama nie wiem. Chyba wszystko mogłabym sobie wyobrazić, ale nie to! Wszyscy tylko nie Semir! Dlaczego akurat na niego musiało paść? Czy nie ma w Poznaniu innych, fajnych facetów? Przecież nawet w Lechu jest ich mnóstwo, dlaczego więc akurat Semir?
I nagle wszystko ułożyło mi się w głowie. Że też ja tego nie zauważyłam?! Że też byłam taka ślepa i głupia? Przecież Bośniak tutaj ostatnio tyle czasu przesiadywał! Prawie całe dnie! Tak to jest, Liliano, jak się zajmuje swoimi sprawami, zapominając o wszystkim i wszystkich naokoło - skarciłam się w myślach. Później dowiadujesz się takich rzeczy i nie masz już nad nimi kontroli. Tak było z Kuba i Julią, zanosi się, że podobnie będzie z Asią. I nagle uświadomiłam sobie jeszcze coś. Coś, co mi się nie spodobało. Przecież to wszystko jest z mojej winy. Przecież to ja wciąż prosiłam Stilica o pomoc, zostawiałam go sam na sam z Asią… W co ja ją wkopałam? Świetna ze mnie przyjaciółka, nie ma co.
- Lila, proszę cię, powiedz coś… - mruknęła nieśmiało Asia, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co ja mam ci powiedzieć? Że się cieszę i że gratuluję? – syknęłam.
- Bardzo bym chciała to usłyszeć od ciebie – potwierdziła Asia, spodziewając się jednak, że odpowiedź będzie zupełnie inna.
- Niestety, nie usłyszysz tego ode mnie – potwierdziłam jej przypuszczenia. – Ty nawet nie wiesz, w co się wpakowałaś. Ty go w ogóle nie znasz, nic o nim nie wiesz. A poza tym, jesteś w ciąży! Potrzebujesz odpowiedzialnego faceta, który zaopiekuje się tobą i dzieckiem.
- Semir się nami zajmie, on nie ma nic przeciwko temu, że jestem z kimś innym w ciąży. On pokocha moje dziecko jak swoje – tłumaczyła mi.
Nigdy nie posądziłabym ją o to, że jest taka naiwna…
- A to ci dobre – zaśmiałam się. – Chyba nie rozmawiamy w tej chwili o tym samym człowieku.
- Lila, ja wiem co robię, naprawdę! Jestem ostrożna. Nie pozwolę zrobić sobie krzywdy, już nigdy więcej – zapewniała mnie ze spokojem Asia.
- Jakbyś była ostrożna, to byś nie zakochała się w Semirze – powiedziałam pewna swego. – Myślisz, że nie wiem jak kobieta jest zaślepiona, gdy jest w kimś zakochana? Jeśli tak myślisz, to się mylisz! Sama przez to wielokrotnie cierpiałam, również przez Semira.
- Jesteś po prostu do niego uprzedzona – skwitowała moją wypowiedź Aśka.
- Uprzedzona? No trzymajcie mnie! – prychnęłam nieźle rozwścieczona. – Ja go znam, wiem na co go stać! I na pewno nie jest to odpowiedzialny facet.
- On się zmienił! – krzyknęła Aśka, chyba nie mogąc już dłużej znieść moich ciągłych zarzutów wobec Bośniaka.
- Jeśli on się zmienił, to ja jestem królowa Bona – zaśmiałam się.
- Lila, przestań! Proszę cię, przestań – Aśka aż zrobiła się czerwona na twarzy ze złości. – To, że kiedyś Semir był jaki był, nie znaczy, że taki jest teraz. On jest innym człowiekiem, żałuje tego co robił w przeszłości – tłumaczyła mi dziewczyna.
- I ty mu uwierzyłaś w te bajki? - prychnęłam.
- Tak – potwierdziła. – Przecież ty też mu wszystko wybaczyłaś – przypomniała mi, jakbym nagle doznała utraty pamięci.
- Ale nie wierzę naiwnie w jego przemianę!
No ludzie, trzymajcie mnie. Naprawdę nie sądziłam, że można być aż tak zaślepionym. Nikt nie zmienia się tak łatwo. Może Semir jest lepszym człowiekiem, ale na pewno nagle nie stał się aniołem w ludzkiej skórze!
- Wiesz co, ja już wiem o co ci chodzi – w moich rozmyślaniach przerwały mi te spokojne słowa Asi, która również postanowiła wstać z kanapy i stanąć naprzeciwko mnie. – Wiem, dlaczego tak bardzo próbujesz mnie do niego zniechęcić.
- Tak? – zainteresowałam się.
- Ty po prostu jesteś o niego zazdrosna! – wypaliła mi prosto w twarz. – Od początku, kiedy tylko wróciłaś do Polski, Semir chciał cię odzyskać. Próbował zrobić coś, dzięki czemu wybaczyłabyś mu i dała drugą szansę. Ty jednak ciągle byłaś nieugięta, więc po pewnym czasie sobie odpuścił i zainteresował się mną, a ty teraz nie możesz tego znieść.
Tego już było za wiele jak na jeden wieczór. Gdyby Asia nie była moją przyjaciółką… nie to nie to mnie wtedy powstrzymało. Gdy Asia nie była w ciąży… tak, to o to chodziło… to bym ją uderzyła. Naprawdę, miałam wielką chęć dać jej w twarz. Ale kobiet przy nadziei się nie bije, nawet jeśli jest się na nie bardzo zdenerwowanym. Tak bardzo jak ja w tej chwili...
- Wiesz co? Wszystkiego bym się spodziewała po tej rozmowie, naprawdę wszystkiego. Nawet mogłam się domyślić, że się posprzeczamy, bo będziemy miały inne zdanie. Ja go będę oskarżać, a ty bronić. Ale nigdy nie sądziłam, że powiesz mi coś takiego prosto w oczy, znając prawdę – syczałam wręcz jak wąż, wypowiadając te słowa, po czym obróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę drzwi.
Musiałam wyjść z tego mieszkania i to jak najszybciej. Miałam zdecydowanie dość wrażeń jak na jeden dzień, który, niestety, jeszcze się nie skończył…



_________________________

Weszłam dzisiaj na bloga i spojrzałam w statystyki. A prezentują się one następująco: 
- liczba postów: 28.
- liczba komentarzy: 28.
- liczba wyświetleń stron dzisiaj: 28. 
A ja właśnie powinnam dodać 28 odcinek, więc stwierdziłam, że jest to jakiś znak, dlatego więc dodaję go już dziś :) 
A teraz standardowo, trochę ponarzekam w ogłoszeniach parafialnych. Otóż miał być koniec opisywanego przeze mnie dnia w tym odcinku, jednak będzie w następnym, bo jak zawsze użyłam zbyt dużej ilości słów, pisząc to. Nie martwcie się jednak, wszystko idzie tutaj zgodnie z wcześniej założonym planem. 
Irmina, będzie w końcu  t r o c h ę  więcej Semira, cieszysz się?  
Ach i jeszcze coś! W oczekiwaniu na start jestesmoimtatuazem, mam dla Was niespodziankę. Zajrzyjcie <TUTAJ>. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i że zostaniecie, ponieważ liczę na Wasze opinie.
 I na koniec, życzę Wam wesołych świąt, kochani! Myślę, że przed Nowym Rokiem się jeszcze tutaj spotkamy… Pozdrowienia!