wtorek, 21 lutego 2012

7. Dwa spotkania trzeciego stopnia.

Przypomnijmy sobie wszystko po kolei. Nie chciałam iść na imprezę do Wojtkowiaka, chcąc tym jednocześnie dotrzymać obietnicę daną Lechitom, jednak zostałam do tego zmuszona. W konsekwencji obraziłam się na pomysłodawców podstępu, czyli Wilka i Djukę, i bawiłam się dobrze w towarzystwie innych zebranych. Przy okazji poznałam nową lubą, która zaczyna bywać na naszych „salonach” – Laurę. Przeszkodził nam w tym jednak nie kto inny, jak sam powód mojego dzisiejszego przybycia tutaj – Kuba Wilk. A co zrobił? Otóż wymyślił sobie karaoke i zaczął śpiewać przepraszającą piosenkę, skierowaną do mnie. Nawiasem mówiąc, jedną z moich ulubionych. A teraz właśnie, nagradzany masą braw, schodzi wraz ze mną z prowizorycznej sceny w salonie i robi słodkie oczka w moim kierunku.
- Wybaczysz mi? - pyta.
A ja mam ciężki orzech do zgryzienia.
No dobrze, to przypomnieliśmy sobie, co się wydarzyło, więc możemy spokojnie wrócić do rzeczywistości.
- Myślisz, że po czymś takim mogłabym się na ciebie dłużej gniewać? – spytałam go.
Wilk wzruszył ramionami, czym rozczulił mnie do reszty. Ledwo powstrzymałam się od roześmiania się na głos, co by mnie zdradziło. Udało mi się jednak jakoś zapanować nad sobą. Patrzyłam więc przez dłuższą chwilę na niego, po czym rzekłam poważnie:
- Zastanowię się nad tym.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę kuchni. Chciałam być trochę wredna dla niego i w pewien sposób ukarać go za to, że zaciągnął mnie tutaj podstępem. To nie było ładne z jego strony. Tak naprawdę jednak, to już wcale się na niego nie gniewałam. Dzięki niemu poznałam Laurę, z którą chyba znalazłam wspólny język, rozerwałam się, miałam okazję pobyć z osobami, za którymi tęskniłam, będąc w Hiszpanii.
Wilk jednak nie dawał za wygraną. Szedł za mną krok w krok, jęcząc mi nad uchem:
- Ale ja cię tak bardzo przepraszam!
Pytając retorycznie:
- Co ja mam jeszcze zrobić?
Rozkazując:
- Ty nie możesz się na mnie gniewać!
Aż w końcu powiedział coś, co od razu przekonało mnie do odpuszczenia mu jego winy:
- Może zaśpiewam ci jeszcze jedną piosenkę?
Już chciał się obrócić, ale w ostatnim momencie zdążyłam złapać go za ramię i udaremnić mu to.
- Nie widzisz, że się tylko tak z tobą droczę? Już się nie gniewam, wręcz jestem wam wdzięczna, że mnie tu zaciągnęliście. Mimo że to było bardzo nieładne z waszej strony!
Pogroziłam mu palcem i szturchnęłam po przyjacielsku w ramię. Chwilę później, zapominając o wydarzeniach sprzed kilku godzin, poszliśmy do kuchni, w której zorganizowano barek pełen alkoholu, aby przypieczętować naszą zgodę jakimś trunkiem. Napiliśmy się, a Kuba przez cały ten czas upewniał się wciąż, czy aby na pewno już mu wybaczyłam. Normalnie, jak dziecko. Irytowało mnie to już trochę, jednak wciąż odpowiadałam mu coś w stylu: „Tak, Kubusiu, wszystko jest ok”. Był niezmiernie z tego zadowolony. Za każdym razem. Przytulił mnie do siebie po raz kolejny dzisiejszego wieczoru i znowu zapewnił, że oszukał mnie dla wyższych celów, bo inaczej by nigdy czegoś takiego nie zrobił. I tak było przez cały czas.
Kiedy jednak już na 100% przekonał się, że go nie okłamuję i naprawdę się na niego nie gniewam, uskrzydlony pobiegł do pokoju, mówiąc mi na odchodne:
- I tak wam coś zaśpiewam.
Moja dłoń tymczasem spotkała się z czołem. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, mrucząc sobie pod nosem coś w stylu: "On jest niereformowalny". Ktoś zaśmiał się za moimi plecami, obróciłam się więc i od razu miałam ochotę na coś mocniejszego. To był Semir. Nie chciałam się z nim bliżej spotkać, wręcz unikałam go jak ognia przez ostatni tydzień. Udawało mi się to do dnia dzisiejszego.
Nalałam sobie kieliszek czystej i szybko przechyliłam go, wlewając zawartość do gardła. Postanowiłam wyminąć Bośniaka bez słowa. Kiedy jednak przechodziłam obok niego, ten złapał mnie za rękę udaremniając mi wyjście z kuchni.
- Puść mnie – zażądałam stanowczo.
Moja stanowczość chyba go zaskoczyła, bo zwolnił trochę swój uścisk, jednak wciąż trzymał moją rękę, nie pozwalając mi się stąd ruszyć. A jak na złość, nie było nikogo, kto mógłby mi w tym momencie pomóc.
- Puszczę, ale pod warunkiem, że ze mną porozmawiasz – burknął, próbując pokazać mi tym, że to on będzie górą w naszym starciu.
- Nie pomyślałeś może, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać? - spytałam ironicznie, a nawet chyba sarkastycznie.
Zabolały go moje słowa. Ale taki właśnie miałam zamiar, wypowiadając je.
- Wysłuchaj mnie, proszę. Niczego więcej od ciebie nie żądam - powiedział spokojnie Semir, puszczając mnie wreszcie.
Rozmasowałam rękę, spoglądając na niego i zastanawiając się, czy powinnam dać mu szansę. Może chłopaki mają rację, mówiąc, że się zmienił? Może warto byłoby go wysłuchać? Wydawał się nie być już tak pewnym siebie chłopakiem, którego miałam zakodowanego w głowie.
Mogłam odejść bez słowa, jednak zostałam. Sama nie wiem, dlaczego.
- Nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń. To i tak nic już nie zmieni między nami - powiedziałam, obracając się w stronę salonu i przyglądając się uczestnikom imprezy.
A ci z każdą chwilą się rozkręcali. W karaoke wzięli już udział wszyscy Polacy poznańskiego zespołu, teraz uwagę skupiono na obcokrajowcach. Właśnie młodzi męczyli Jasmina, aby coś im zaśpiewał. Był jednak pewien problem, Bośniak może i mówił po polsku, ale nie bardzo umiał czytać w naszym języku. Na szczęście, miał obok siebie Laurę. Nie wiem, jak ona to robi, ale po jednym jej zdaniu, chłopaki odpuścili Jaśkowi i przenieśli swoją uwagę na Dimitrije. Ten chyba się zgodził, ale zanim wybierze odpowiednią piosenkę, minie sporo czasu. Z pewnością. Przecież Dima musi się zastanowić!
Semir stanął obok mnie i też patrzył przez siebie. Milczeliśmy.
- Wiesz, zazdroszczę mu - rzekł nagle zupełnie poważnie.
 - Nie rozśmieszaj mnie! Ty komuś czegoś zazdrościsz? - zaśmiałam się, nie bardzo wierząc w to, co przed chwilą powiedział.
 Semirowi jednak jakoś nie było do śmiechu, przez co wywnioskowałam, że mówi prawdę. A to mnie szokowało, bo kompletnie do niego nie pasowało.
- Komu? - spytałam.
Podążyłam za jego wzrokiem. Jeżeli się nie mylę, spoglądał na roześmianą Laurę, siedzącą teraz na kolanach równie zadowolonego Jasmina.
- Jasminowi? Czego? - zasypałam go pytaniami, ciekawa, o co może mu chodzić.
- Laury - ten odrzekł mi poważnie.
- Nie bardzo rozumiem - powiedziałam szczerze.
Semir chyba nie miał zamiaru mi tego wyjaśniać, więc sama musiałam coś wymyślić. I nagle mnie oświeciło. Szczerze mówiąc, nie było przyjemne oświecenie, bo jeżeli dobrze myślę, to Bośniak wcale się nie zmienił.
- Proszę cię, tylko mi nie mów, że podoba ci się dziewczyna twojego najlepszego kumpla! - przeraziłam się tak bardzo, że prawie krzyknęłam.
- Nie, nie o to mi chodziło - zaprzeczył szybko.
- A o co? - teraz to nie rozumiałam go w ogóle.
- Lilien, bardzo żałuję tego, co się wtedy stało – Bośniak znowu diametralnie zmienił temat, nie odpowiadając na moje wcześniej zadane pytanie.
Na dźwięk słowa „Lilien” w jego ustach, wszystko we mnie zadrżało, jak kilkadziesiąt miesięcy temu. Tylko on mówił do mnie w taki sposób. Zawsze twierdziłam, że w jego ustach brzmi to niczym romantyczna ballada. Niestety dla mnie, minęło półtora roku odkąd ostatni raz tak do mnie powiedział, a to wrażenie pozostało niezmienne. Tylko on potrafił wypowiedzieć to w taki sposób, aby zmiękły mi kolana i rozpłynął się cały mój świat, mimo że już nic poważnego do niego nie czuję. Oprócz żalu, poczucia krzywdy, mnóstwa pretensji i symptomów wygasłego uczucia…
- Przestań - przerwałam mu od razu, chcąc tym pokazać, że uodporniłam się na niego, choć prawdę mówiąc, nie do końca tak było. - Naprawdę nie chcę już do tego wracać. Nie mam ochoty znowu rozdrapywać swoich ran. Zbyt wiele czasu się nad sobą użalałam – wyjaśniłam mu i tak mówiąc o wiele za dużo, niż powinnam była.
- Dobrze - zgodził się, o dziwo, nie dążąc do zaspokojenia swojej ciekawości i sumienia, które, jak się okazuje, jednak posiadał. - Ale kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać, wiesz o tym?
- Wiem, ale chyba nie jestem jeszcze na to w stu procentach gotowa - odrzekłam mu spokojnie, patrząc przed siebie.
- Rozumiem – powiedział to takim tonem, jakby naprawdę mnie rozumiał. Nie umiałam przyzwyczaić się do zmiany, jaka w nim zaszła podczas mojej nieobecności. - Wiesz, po tym wszystkim, sporo myślałem o swoim życiu i chyba dorosłem do tego etapu, w którym chciałbym mieć kogoś bliskiego, na kim mi zależy i komu zależy na mnie – zwierzył mi się.
- Nie wierzę! - przeraziłam się nie na żarty. - Kuba chyba naprawdę miał rację, mówiąc, że wiele się tutaj zmieniło podczas mojej nieobecności - mruknęłam.
- Szkoda, że wcześniej tego nie zrozumiałem - Semir mówił dalej, nie zważając w ogóle na moje słowa. - Sama dobrze wiesz, jaki byłem okrutny, nabijając się z Jaśka, że zakochuje się od pierwszego wejrzenia w kobietach, których w ogóle nie zna. Do tej pory zawsze miałem rację. A tu proszę, w końcu mu się udało. Aż trudno w to uwierzyć.
- Tak, chyba tak - powiedziałam spokojnie, przypatrując się parze, o której właśnie była mowa. - Laura wydaje się być naprawdę fajna – pokiwałam głową.
- I wierz mi, taka jest naprawdę. Przekonasz się - zapewnił mnie, święcie o tym przekonany. - A ja wciąż nie mogę spotkać swojego ideału. Jak już znajdę jakąś dziewczynę godną mojej uwagi, to po jakimś czasie okazuje się, że bardziej leci na moją kasę, czy na sławę, niż na mnie - wyraźnie zmarkotniał.
- Sem, muszę cię niestety rozczarować, ideałów na tym świecie nie ma – oznajmiłam mu to dobitnie, nie chcąc, aby się łudził wyświechtanymi śpiewkami rodem z romansów.
- Nieprawda, Lilien – zaprzeczył szybko. - Ideały są, uwierz mi.
Pokręciłam przecząco głową. Nikt z nas nigdy nie był, nie jest i nie będzie idealny, bo tacy ludzie po prostu nie mają prawa istnieć.
- Ja już spotkałem na swojej drodze dwa ideały - wyjaśnił mi, widząc, że ciągle nie wierzę w jego słowa. – Dlatego musisz mi uwierzyć.
- No to dlaczego nic w kierunku żadnej z nich nie zrobiłeś? – spytałam, mimo że to w ogóle mnie nie przekonywało.
- Pierwsza to Laura. Jest zajęta, a do tego nie zakochałem się w niej - wyjaśnił spokojnie.
- A co z drugą? – zapytałam, ciekawa, co mi odpowie.
- Drugą bardzo zraniłem i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie w stanie mi wybaczyć to, co jej zrobiłem.
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie dowierzając jego słowom. Jeżeli dobrze myślałam, to chyba wiedziałam, o kim mówi. Znałam ową dziewczynę aż za dobrze...
- Tak, Lilien, to o tobie mowa - powiedział Bośniak, gdy zauważył mój zdezorientowany wzrok.
Nie spodziewałam się po tej rozmowie, że usłyszę z jego ust takie wyznanie.
- Dlaczego? - szepnęłam, wciąż nie potrafiąc wyjść z szoku.
- Dlaczego jesteś moim ideałem? - Przytaknęłam, bo o to mi właśnie chodziło. - Bo mimo iż wiedziałaś kim jestem, nie chciałaś mnie. Nie leciałaś na moją sławę - wyjaśnił mi pokrótce.
- Ale w końcu poleciałam - mruknęłam zdegustowana.
Jaka ja kiedyś byłam głupia! Naprawdę! Aż sama nie mogę uwierzyć w to, że kiedyś byłam taka naiwna, aby nabrać się na te wszystkie sztuczki.
- Tak, ale to tylko dlatego, że chciałaś być ze mną, Semirem człowiekiem, a nie z Semirem piłkarzem. Tak samo jest też z Laurą i Jasminem.
Pokiwałam głową, bo taka była prawda. Nie chodziło mi o piłkarza, a o człowieka, o faceta, który dałby mi bezpieczeństwo i miłość, której zawsze pragnęłam. Niestety, z Semirem nie bardzo mi to wyszło...
- Ja właśnie szukam takiej kobiety, jaką jesteś ty – dodał, spoglądając na mnie i rejestrując uważnie moje reakcje.
Musiałam więc zachowywać kamienną twarz, mimo że do moich uszu właśnie dochodziły takie rewelacje. Nie wiem, jak mi to wychodziło. Semir był bardzo dobrym analitykiem ludzkich zachowań i potrafił rozgryźć nawet najbardziej zagmatwaną osobę. Ale ja starałam się, ile sił tylko miałam w sobie, aby mnie nie przejrzał. Aby nie zorientował się, jak wielkie wrażenie wywarły na mnie jego słowa.
Musiałam więc szybko zmienić temat.
- Na pewno jeszcze kogoś znajdziesz. W końcu, sam mawiasz, że tego kwiatu jest pół światu – poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu, uśmiechając się.
Nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę w takiej sytuacji. W najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie, że będę rozmawiała z Semirem o miłości. Że to ja będę go pocieszała i mówiła mu, że kiedyś znajdzie tą jedyną! To zupełnie nie pasowało mi do niego - Semira kobieciarza. Boże, w ciągu półtora roku świat w Poznaniu stanął na głowie! Jasmin na dziewczynę, Semir stał się romantykiem... Jakie zaskakujące odkrycia jeszcze na mnie czekają?
Bośniak uśmiechnął się.
- A ty? – spytał ni stąd ni zowąd.
- Co ja? – nie rozumiałam go.
- Kogo ty szukasz? – podpowiedział mi.
- Nikogo - wzruszyłam ramionami, spoglądając znowu przed siebie, jakby było tam coś naprawdę absorbującego moją uwagę. - Zawiodłam się już kilkakrotnie i nie mam zamiaru kolejny raz cierpieć.
- Lilien, czy ty aby nie przesadzasz? – zapytał poważnie, patrząc na mnie spode łba.
- Nie – zapewniłam go szybko i stanowczo, kręcąc głową. - Krzysiek zdecydowanie miał rację, mówiąc mi kiedyś, abym nie zakochiwała się w piłkarzach. Powinnam go była wtedy słuchać, w końcu jest ode mnie mądrzejszy. Ale ja wiedziałam swoje! Wiemy, jak to się skończyło... Teraz wiem, że faceci wcale nie są mi potrzebni do szczęścia. Jest tyle spraw, którymi mogę i powinnam się zająć, że życie będzie równie udane. A może nawet i lepsze...
- Mówisz tak jak ja jeszcze nie tak dawno – uśmiechnął się ironicznie.
- Ale chyba w trochę innym sensie, niż ty - sprostowałam.
Zaśmialiśmy się.
- Mówisz, że żadnych piłkarzy. A my? – spytał nagle.
- Wy to co innego. Was kocham jak rodzinę. I lepiej będzie dla nas wszystkich, aby tak już pozostało.
Spojrzałam na salon i na rozweselonych Lechitów, rozwalonych po całym pomieszczeniu, jak to zazwyczaj bywało podczas takich nasiadówek. Uświadomiła sobie, że tęskniłam nawet za Lechitami w wersji po pijanemu. I za ich drugimi połówkami, które mimo że również były nieźle podchmielone, próbowały jakoś nad nimi zapanować.
Popatrzyłam jeszcze na Semira i ruszyłam w stronę salonu, aby dołączyć do tej wesołej ferajny. Po drodze jednak zahaczyłam o blat z trunkami. Musiałam się napić, bo po takiej rozmowie zdecydowanie zaschło mi w gardle. I to porządnie!
- I co, kolejny do kolekcji? - usłyszałam za sobą ironiczny głos.
Za mną stała Sylwia, moja bratowa i uśmiechała się do mnie podejrzanie. Miałam na dziś już dosyć spotkań trzeciego stopnia z osobami, z którymi nie bardzo miałam ochotę gadać.
- Wiesz, nie mam dzisiaj ochoty na twoje zaczepki. Wciąż nie mogę zrozumieć, po co ci to? – spytałam.
- Każdy musi mieć jakieś hobby - ta odrzekła z przekąsem, nalewając sobie wina do kieliszka.
- A kłótnie ze mną są twoim, ma się rozumieć? - spytałam zaskoczona tym nagłym wyznaniem.
- Można tak powiedzieć – zaśmiała się.
Spojrzałam na nią jeszcze bardziej zaskoczona i zajęłam się swoim sokiem, do którego wlałam kieliszek czystej.
- Skoro już sobie tak szczerze rozmawiamy, nie kłócąc się jeszcze, to możesz mi wyjaśnić jedną rzecz? – spytałam, próbując skorzystać z okazji dość przyjemnej atmosfery, jaka była w tej chwili pomiędzy nami.
- Dawaj, dziś mam dobry humor, więc korzystaj – zachęciła mnie.
- Może ja to wszystko źle rozumuję, więc proszę, oświeć mnie, jeżeli pojęłam to nie tak, jak powinnam była, ale sprawia tobie radość robienie przykrości Krzyśkowi? – wreszcie zapytałam ją o to, o co chciałam zapytać już dawno.
Sylwia popatrzyła na mnie tak samo, jak ja chwilę temu na nią i na Semira. Wyglądała, jakby kompletnie nie rozumiała, o co mi chodzi albo jakby zobaczyła przed chwilą Ufo, tańczące lambadę.
- O czym ty pieprzysz? - warknęła nieprzyjemnie.
- Nie zauważyłaś nigdy, że gdy my się pokłócimy, to najbardziej cierpi na tym Krzysiek? My sobie ulżymy, a jego to męczy, bo chciałby, abyśmy się wreszcie pogodziły - wytłumaczyłam jej.
Bratowa chyba nigdy nie pomyślała o tym w ten sposób, bo była wyraźnie zaskoczona tym, co powiedziałam. Zastanowiła się przez chwilę.
- Może masz rację – powiedziała z wyraźnymi oporami.
Nigdy nie lubiła się ze mną zgadzać w jakiejkolwiek kwestii, więc takie zdanie z jej ust mogłam uznać za spory sukces.
- I masz zamiar coś z tym zrobić? – spytałam, ciekawa wniosków, jakie jej się nasuną.
Ja próbowałam wielokrotnie zakopać topór wojenny między nami. Dla dobra brata, dla dobra jego rodziny, dla naszego wspólnego dobra. Niech wreszcie ona wyjdzie z jakąś inicjatywą, skoro w końcu dotarły do niej skutki naszej "małej wojenki".
- Jeszcze nie wiem – odpowiedziała po chwili, wyraźnie ważąc swoje słowa. - Najpierw musiałabym się nad tym porządnie zastanowić.
- Rozumiem – odpowiedziałam, kiwając głową.
W tej chwili naprawdę ją rozumiałam. Mi dojście do odpowiednich wniosków zajęło półtora roku, a ja oczekuję od niej czegoś konstruktywnego w kilkanaście minut. To nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje.
– Proponuję więc chwilowe zawieszenie broni - odrzekłam. - Na czas przemyśleń. Jak obydwie dojdziemy do jakiś wniosków, to porozmawiamy i albo się pogodzimy, albo wznowimy naszą wojnę, co ty na to? - spytałam.
- To chyba jest dobry układ – odpowiedziała mi po chwili.
I podałyśmy sobie dłonie. Nie sądziłam nawet, że kiedykolwiek uda mi się z nią spokojnie porozumieć. Zrobiłam to w najmniej spodziewanym przez siebie momencie i bez żadnych specjalnych przygotowań. Jakby te półtora roku braku kontaktu z nią, pomogło mi w spojrzeniu na nasza relację z innej perspektywy i nauczyło współpracy z nią. Krzysiek powinien być ze mnie dumny, w końcu moje wieloletnie trudy przyniosły pozytywny skutek. Potrafiłam spędzić w towarzystwie Sylwii kilkanaście minut bez podniesionego tonu głosu. I ona też na mnie nie krzyczała!
Przez ten czas wyraźnie czułam na sobie czyiś wzrok. Gdy spojrzałam w swoją prawą stronę, ujrzałam przypatrującego mi się z rozdziawioną buzią Dimę i siedzącego obok niego Ivana, który również nie mógł wyjść z podziwu. Chyba myśleli, że jest to ich pijacka fatamorgana. Pomachałam więc do nich, po czym uniosłam kciuk w górę, chcąc tym przekazać im, że wszystko jest w porządku. Dima szybko wstał z sofy, na której siedział z Ivanem i podbiegł do Krzyśka. Chyba chciał mu przekazać dobrą nowinę. Natomiast Ivan uśmiechnął się do mnie pięknie, jak tylko on to potrafił i też uniósł swojego kciuka w górę, dając mi do zrozumienia, że jest ze mnie dumny.
Uśmiechnięta ruszyłam w stronę Wilka, który okupował właśnie stół z przystawkami. Chciałam się go zapytać, która sałatka jest według niego najlepsza. I jaką potrawę mi poleca. Z pewnością spróbował już wszystkiego, więc będzie w stanie powiedzieć mi, co jest najlepsze na tym stole. A ja muszę coś zjeść, bo przez te wszystkie spotkania trzeciego stopnia na dzisiejszej imprezie, wyraźnie zgłodniałam.


______________

Troszkę się wyjaśniło?

wtorek, 14 lutego 2012

6. Oooh yeeea, chcę ci powiedzieć: I love you!

Miałam rację. Czułam podświadomie, że chłopaki nie zostawią mnie w spokoju i nie zaakceptują mojej decyzji. Zdecydowanie powinnam być bardziej czujna, ale ja - głupia - uwierzyłam, że mi odpuścili. Ale przecież to nie byłoby w ich stylu. Skoro jestem tak naiwna, to teraz mam za swoje!
Ach, no tak, pewnie zastanawiacie się, o co mi chodzi. Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż właśnie przeglądam się w łazienkowym lustrze w mieszkaniu naszego kapitana. Tak, jestem na imprezie, mimo że miało mnie tutaj nie być. I nie byłoby mnie, bo skoro obiecałam, to miałam zamiar dotrzymać danego sobie i im słowa. Nie udało mi się to jednak, ale to nie jest moja wina. Naprawdę! To oni mnie w to wpakowali!
A wyszło to mniej-więcej tak:
Tak jak to już wcześniej było powiedziane, po zjedzeniu z chłopakami śniadania, które tym razem oni zrobili (to chyba przez obecność Ivana w domu, bo jakoś nie wyobrażam sobie, aby to Kuba wyszedł z taką inicjatywą), pojechałam z Serbem do centrum handlowego. Tak dla świętego spokoju, żeby później Djuka nie męczył mnie tygodniami, że muszę koniecznie iść z nim na zakupy i że nie wybaczy mi jakiejkolwiek odmowy. Na szczęście, Ivan miał już coś z góry dla mnie upatrzonego, więc ominęło mnie długie chodzenie po sklepach i poszukiwanie czegoś odpowiedniego. Z Djurdjevicem, wierzcie mi, zakupy są straszną katorgą. Przynajmniej dla mnie. Gdy już nawet mi się coś jako-tako spodoba i skłoniłabym się nawet to kupienia danej rzeczy, to on od razu mi tego zabrania, mówiąc, że to do mnie nie pasuje i że na pewno znajdziemy coś odpowiedniejszego, tylko musimy jeszcze trochę poszukać. I wtedy chodzimy tak i chodzimy do czasu, aż czegoś odpowiedniego dla mnie, oczywiście według Ivana, nie znajdziemy. Tym razem jednak weszliśmy do jednego sklepu, w którym przymierzyłam sukienkę, upatrzoną już wcześniej przez Serba. Leżała na mnie tak, jakby była specjalnie szyta na moją osobę. Ivan jak zwykle miał niezłe oko. Ucieszył się niezmiernie, że nie wyszedł "z wprawy". Jeszcze bardziej był zadowolony w momencie, gdy wychodziliśmy ze sklepu, trzymając w ręku torbę z ową sukienką w środku. Poszukiwania tym razem zajęły nam bardzo mało czasu, więc poszliśmy do kawiarenki na kawę, aby porozmawiać. Jeszcze nie mieliśmy do tego okazji po moim powrocie. W końcu, nie minęło od tego zbyt wiele dni…
- Kochanie, a teraz powiedz mi szczerze, dlaczego tak nagle do nas wróciłaś? - spytał mnie Ivan ni stąd ni zowąd, zmieniając temat w momencie, gdy odeszła od nas kelnerka, która przyniosła nam nasze zamówione kawy.
- Bo stęskniłam się za wami - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, mieszając łyżeczką w kawie, aby rozpuścić w niej cukier.
- W to nie wątpię, bo my za tobą także. I to bardzo - zapewnił mnie. - Ale na pewno nie wydarzyło się coś nieprzyjemnego w Hiszpanii? – dopytywał, patrząc na mnie uważnie, aby móc zarejestrować moje reakcje.
- Nie, Ivan, nic złego się nie stało. Nie zawsze moje wyjazdy są spowodowane ucieczką przed problemami. Czasami wręcz wracam do paszczy lwa - szepnęłam.
- Mam nadzieję, że mówisz mi prawdę - Djuka patrzył na mnie spode łba, mówiąc to.
- Ivan, nie martw się już tak o mnie. Naprawdę, wszystko jest w porządku - zapewniłam go, poklepując po dłoni.
- Zawsze będę się o ciebie martwił, mała - zapewnił mnie, uśmiechając się przy tym. – Ale gdyby się coś złego działo, to powiedziałabyś mi o tym, prawda? – upewniał się, jakby o tym nie wiedział.
- Jasne – odpowiedziałam mu, bo taka była prawda.
Serb uśmiechnął się do mnie, chyba wreszcie wierząc moim słowom.
 - Cieszę się. No to teraz opowiadaj, jak ci się żyło w tej twojej ukochanej Hiszpanii? - spytał, zmieniając tym temat na luźniejszy.
- Z początku było potwornie - przyznałam. - Nikogo tam nie znałam. Sąsiedzi patrzyli na mnie podejrzanie, szczególnie, gdy dowiedzieli się, że jestem Polką, bo przecież Polacy tylko kradną. Taką piękną mamy renomę na świecie. W pracy też wszyscy patrzyli mi na ręce. Momentami miałam wszystkiego dość...
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? – przerwał mi, wciąż wpatrując się we mnie uparcie.
- Ivan, nie chciałam nikogo martwić. Znając was, to i tak pewnie zamartwialiście się o mnie na zapas, więc po co miałam wam jeszcze dokładać kolejnych kłopotów, związanych ze mną? To by mi w niczym nie pomogło, nic by mi to nie dało, a ja przynajmniej zaoszczędziłam wam powodów do zmartwień. Musiałam dać sobie radę sama.
- Liluś, po to jesteśmy, aby pomóc ci w trudnych chwilach. Po to nas masz. I zapamiętaj to sobie dobrze, tak samo, jak to, że my z tobą nigdy nie mieliśmy żadnych kłopotów - oznajmił mi dobitnie Serb.
Pokręciłam przecząco głową, co miało świadczyć, że kompletnie się z nim nie zgadzam. Wiedziałam swoje, ale wiedziałam też, że mu nie przegadam. Gdy w coś wierzył, uparcie trzymał się swojego zdania. Dlatego przemilczałam to i nie chcąc się z nim kłócić, wróciłam do poprzedniego tematu.
- Ale po jakimś czasie udało mi się zdobyć ich zaufanie, poznałam miasto, znalazłam sobie znajomych i poczułam się tam, jakbym była u siebie. Na szczęście, nie miałam bariery językowej. Po raz pierwszy ten nieprzydatny, jak to niektórzy mieli czelność mawiać, hiszpański, mi się przydał.
- Zawsze powtarzałem ci, że warto się uczyć języków.
- Tak, wiem to, mój poligloto - zaśmiałam się. - Zawsze cię słuchałam pod tym względem. Jesteś dla mnie wzorem, jeżeli o to chodzi.
Ivan uśmiechnął się, gdy tylko usłyszał moje słowa. Serb znał płynnie cztery języki: serbski, portugalski, angielski i polski. Polubiłam go od samego początku, kiedy pierwszego dnia w Poznaniu od razu poszedł do biblioteki uniwersyteckiej i zażyczył sobie słownika serbsko-polskiego. Chodził na lekcje, godzinami siedział i przyswajał sobie polskie słówka, wypytywał nas o nie, każde musieliśmy mu tłumaczyć i to po kilka razy, często przesiadywał ze mną i uczył się gramatyki z moich zeszytów ze szkoły. Krótko mówiąc, robił wszystko, aby się do nas przystosować. Nie chciał, żebyśmy to my musieli przystosowywać się do niego. Od tamtej pory nauczył się tak dobrze języka polskiego, że czasami wydaje mi się, że włada nim o wiele lepiej, niż większość Polaków. Naprawdę, mówi tak, jakby się tutaj urodził i jego pierwszymi słowami było „mama” albo „tata”. Czasami nawet poprawia Polaków, gdy coś źle odmienią! To jest niesamowite. Teraz wszystkich obcokrajowców męczy polskimi słówkami i nie daje im spokoju, dopóki nie zaczną porozumiewać się w naszym języku. Stawia im siebie za przykład, tłumacząc, że można się nauczyć naszych trudnych słów. Jest wymagający, kategoryczny, nie znosi sprzeciwu, a jeszcze bardziej lenistwa. Ale dzięki swoim metodom nauczył mówić po polsku Jasmina i Semira, i jeszcze wielu, wielu innych piłkarzy, którzy przewinęli się w tym czasie przez nasz zespół.
- Mam nadzieję, że kiedyś oprowadzisz mnie po barcelońskich uliczkach i pokażesz mi najpiękniejsze miejsca - spojrzał na mnie Djuka, uśmiechając się.
- Oczywiście, z miłą chęcią - zapewniłam go. - Może kiedyś całą paczką wybierzemy się na wakacje do Barcelony? - zaproponowałam.
- To świetny pomysł, maleńka! – ożywił się na samą myśl. Ivan lubił podróżować, więc taka propozycja miała prawo mu się spodobać. - Pomyślimy nad tym. A teraz chyba musimy już wracać - spojrzał na zegarek, dopijając swoją kawę - bo Kuba pewnie już plądruje całą waszą lodówkę w poszukiwaniu jedzenia i z braku laku zaraz zacznie jeść podeszwy od swoich butów.
Zaśmialiśmy się w tym samym momencie, bo to było naprawdę świetne porównanie, idealnie pasujące do mojego współlokatora. Choć wydawało się nieprawdopodobne, mogło okazać się prawdą. Kuba, gdy jest głodny, jest zdolny do wszystkiego. Nawet do przeżuwania własnych butów. Albo i cudzych (oby tylko nie zabrał się za moje szpilki, bo Ivan go zabije, gdyż walczył o nie zażarcie z jakąś babą w sklepie ponad godzinę!). Tylko jedno Kubie do głowy nie wpadnie – aby pójść do sklepu i coś sobie kupić albo ugotować. Takie pomysły miewa bardzo rzadko, w momentach kryzysowych - gdy jest naprawdę bardzo głodny.  
Ivan zapłacił za naszą kawę. Ja tymczasem zabrałam zakupy i wspólnie, śmiejąc się wciąż z możliwości Wilka podczas głodu, szliśmy w stronę parkingu. Djuka odstawił mnie do domu akurat w porze obiadu. Rzeczywiście, Kuba znowu był głodny, co nie było już dla mnie żadną nowością. Na szczęście, nie do takiego stopnia, aby zjadać podeszwy. Był w stanie nawet poczekać trochę aż coś ugotuję. Zjedliśmy więc obiad, który szybko zrobiłam, po czym obejrzeliśmy wspólnie film w spokoju, siedząc na kanapie i zaśmiewając się w najlepsze z naprawdę dobrej komedii. Przez cały dzień żaden z nich nawet nie zająknął się o dzisiejszym wieczorze. Uśpili tym moją czujność. Niestety, skutecznie.
Około 20 przyszedł do nas Ivan. Nie usłyszałam jak wszedł, bo właśnie byłam w łazience i brałam prysznic. Gdy wyszłam spod natrysku, Kuba zaczął dobijać się do naszych łazienkowych drzwi i krzyczeć do mnie, że mam wysuszyć włosy, bo zabiera mnie na wieczorny spacer. Chyba, że mi się nie chce tego robić i mam zamiar iść z nim w mokrych na to zimno. Zaprzeczyłam od razu i poprosiłam go o trochę czasu, bo jutro leżałabym chora. Nie mogę być chora, bo w poniedziałek muszę wrócić do pracy. Tydzień wolnego po powrocie dobiegł końca i trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Wracając jednak do podstępu chłopaków, nie domyślałam się w ogóle, że może być w tym jakiś inny, ukryty sens. Nie chciałam odwodzić Kuby od spaceru, bo nie poszedł na imprezę, więc tym wyjściem chciałam mu zrobić przyjemność. Co prawda, kazałam mu iść do Dyzia, spierałam się z nim oto prawie całe popołudnie, ale Kuba, jak to Kuba, uparł się, że zostaje ze mną, więc choć w taki sposób mogłam mu to zrekompensować, mimo że wcale nie musiałam tego robić. Ale chciałam i chyba to był mój błąd. Mam dla nich zbyt miękkie i zbyt dobre serduszko. Chyba muszę to zmienić... Pewnie gdybym wtedy zaczęła wymyślać, narzekać i robić wymówki, może by nie doszło do tego, że właśnie stoję przed luster u Wojtkowiaków. Choć kto wie, czy moje mokre włosy nie przeszkodziłyby im w realizacji ich planu? Wtedy to nie dość, że byłabym chora, to jeszcze w mokrych włosach wylądowała na imprezie. Nie, dobrze, że jednak się zgodziłam i wysuszyłam te włosy.
Wróćmy jednak do tematu. O obecności Ivana dowiedziałam się dopiero w momencie, gdy wyszłam z łazienki, już w wysuszonych włosach, a na moją głowę ktoś zarzucił koc. Chwilę później ten Ktoś przy pomocy innego Ktosia owinął mnie w niego. Momentalnie zgasło mi światło, a serce przyśpieszyło. Wystraszyłam się, ale nawet nie zdążyłam odpowiednio zareagować, czyli próbować się bronić, bo wylądowałam na czyiś barkach.  Domyśliłam się, że był to Kuba, bo tylko on był w tym czasie domu i podczas schodzenia po schodach, podśpiewywał sobie pod nosem, jak to zazwyczaj robi. Ivan natomiast zdradził się mruczeniem, że żałuje, iż przyszło mu współpracować z kimś takim, jak Wilk. Mam nadzieję, że sąsiedzi tego nie widzieli, bo jeszcze pomyślą, że chłopaki kogoś porywają. Choć to przecież było porwanie! Ale nie takie, aby zgłosić je na policję. Sorry, ale jeszcze znam się na żartach. A jakby pomyśleli, że w tym kocu chłopcy niosą zwłoki? I jeszcze wylądowaliby w więzieniu? Choć z drugiej strony sąsiedzi mogli pomyśleć, że te dwa osobniki są chore psychicznie… Jeszcze by mi ich w kaftanach zabrali do domu bez klamek! Nie, lepiej dla nich będzie, jak sąsiedzi tego nie widzieli. Swoją drogą, chłopaki mogli pomyśleć o konsekwencjach swojego czynu. Przecież to na pewno wyglądało dziwnie z perspektywy obserwującego i wzbudzało to u niego podejrzenia. A ci, jak gdyby nigdy nic, wynosili sobie mnie owiniętą w koc po głównych schodach jednego z osiedlowych bloków i wsadzili na tylne siedzenie samochodu. Powątpiewam też w to, że poinformowali wszystkich sąsiadów o ich niecnym planie. Swoją drogą, to z pewnością był pomysł Wilka. Tylko on ma takie idee wzięte prosto z czapy. Dziwne, że Ivan na to przystał. Może Kuba zastosował szantaż? Albo Ivan nie widział innego wyjścia? Tak, to jest bardziej prawdopodobne. No i powiedzcie mi, co ja z nimi mam i przez co muszę przechodzić?
Przepraszam, naszło mnie dziś na dygresje, ale już wracam do głównego wątku. Tak oto samochodem Djuki (charakterystyczne warczenie silnika) trafiliśmy tutaj. A w dyziowym domu Kuba stał na czatach, aby nikt mnie nie zauważył w takim stanie, a w tym czasie Ivan zaciągnął mnie do łazienki na piętrze i wepchnął do środka, wrzucając jeszcze za mną torbę z sukienką i kosmetykami w środku. Wydał na odchodne rozkaz, abym zrobiła się na bóstwo i zamknął za sobą drzwi, zanim zdążyłam się ogarnąć i cokolwiek zrobić. Do tego Serb stał jeszcze na straży, abym nie miała drogi ucieczki. Próbowałam przez okno, ale wyskakując z pierwszego piętra moje nogi mogłyby tego nie przetrwać w całości. Chłopaki naprawdę dobrze przemyśleli ten plan. Ciekawe, kiedy to zrobili? Pewnie w momencie, gdy rano poszłam się ubrać! Co prawda, w filmach bohaterowie spuszczają się po zasłonach, czy tym podobnych rzeczach, ale ja nie mam zamiaru ryzykować. Do tego Djuka pomyślał nawet o tym, tak że w łazience Wojtkowiaka brakowało rzeczy, po których mogłabym zjechać w dół, a nie miałam dostatecznie długich włosów, jak Roszpunka. Nie miałam więc wyjścia, musiałam zastosować się do poleceń Serba. Swoją drogą, sąsiedzi Dyzia mieliby niezły ubaw, gdybym tak zjeżdżała po zasłonie w dół. Byłoby to z pewnością ciekawe doświadczenie… Muszę to kiedyś wypróbować!
Niestety, nie dziś.
- Jesteś gotowa? - to Wilk właśnie dopytywał się przez łazienkowe drzwi. Chyba przed chwilą zmienił się na straży z Ivanem.
Gdyby zrobili to wcześniej, przekupiłabym go. Wilk ma słabe strony, które można i trzeba wykorzystywać. Ale nie Ivan i pewnie dlatego to Djurdjević jako pierwszy mnie pilnował. Cwaniak, czasem wydaje mi się, że o wiele lepiej wie, jakie pomysły mogą przyjść mi do głowy. Teraz jednak, jak już byłam prawie gotowa, nie było sensu pertraktować z Wilkiem, bo moje starania poszłyby na marne.
- Prawie – mruknęłam więc, malując jeszcze prawe oko.
Gdy skończyłam, westchnęłam przeciągle w geście zirytowania i rezygnacji, po czym ostentacyjnie wyszłam z łazienki. Wilk zagwizdał na mój widok i wysunął ramię, pod które się złapałam i zeszliśmy na dół.
- Tylko nie myśl sobie, że mi przeszło - powiedziałam do niego wrogo, gdy byliśmy już w połowie schodów.
- Oj, kochana nie denerwuj się tak na nas. Przecież bez ciebie ta impreza nie miałaby sensu. No, nie bocz się na mnie - próbował mnie udobruchać, szturchając po przyjacielsku w bok.
Ale ze mną nie jest tak łatwo. I on się o tym dzisiaj przekona, zaprawdę powiadam wam.
- Nie rozmawiam z wami - rzekłam wyniośle do niego i do Ivana, który nagle pojawił się obok nas i chyba też próbował mnie ubłagać, abym wybaczyła im ten zamach na moją osobę.
Nie dałam im jednak dojść do słowa, tylko obróciłam się na pięcie i odeszłam od nich z zamiarem wymknięcia się niepostrzeżenie z mieszkania Wojtkowiaka. Niechcący jednak trafiłam na jego żonę, no i było pozamiatane, bo ta złapała mnie pod ramię i zaczęła wypytywać o Hiszpanię, o to, jak mi się tam mieszkało, jak mi się teraz mieszka z Wilkiem, jak się dogadujemy, ile potrzebuje jedzenia i jak się czuję po powrocie do domu. Rozmawiając z nią, po drodze trafiłyśmy jeszcze na żonę Ivana, Dimy i narzeczoną Luisa. Nie miałam już najmniejszych szans, aby stąd wyjść niezauważoną.
Plan chłopaków się sprawdził. Mogą zapisać sobie to osiągnięcie w CV. Oszukali Lilianę. Yupi jej!
Stojąc tak z partnerkami życiowymi Lechitów, kątem oka zauważyłam dziewczynę, której jeszcze nigdy nie widziałam na jakiejkolwiek imprezie. Zastanawiałam się, który z nich może się z nią spotykać. Nie przypominam sobie, aby była w guście któregokolwiek z nich. Miała dość specyficzną urodę. Była szczupła, wysoka, zieleń jej oczu przyciągała z daleka. Ale najbardziej odznaczały się jej włosy - rude i nastroszone w każdą stronę. Miały w tym jednak swój urok. Dziewczyna ta wcale nie wyglądała na zagubioną w tym towarzystwie, jakby nie była tu już pierwszy raz. Wręcz przeciwnie, tak jakby znała tutaj każdego.
Tak intensywnie się jej przyglądałam, że nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie pojawił się Dima z kieliszkiem wina w ręce. Wręczył mi go, mówiąc, że to na poprawę humoru, bo chyba nie mam go zbyt dobrego, po czym automatycznie podążył za moim wzrokiem. Kiedy zorientował się na kogo patrzę, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę dziewczyny, mówiąc mi tylko krótkie: "po prostu musisz ją poznać".
Kiedy stanęłam na przeciwko niej, wydała mi się o wiele niższa, niż z daleka. Jej oczy wciąż hipnotyzowały swoją zielenią, a włosy miały jeszcze bardziej wściekły kolor. Ale takie połączenie pasowało do niej wręcz idealnie.
- Liluś, to jest Laura, dziewczyna Jasmina. Laura, to jest Liliana, siostra Kotora - przedstawił nas sobie Dima.
A ja wytrzeszczyłam oczy, bo mnie zatkało. Jeżeli słuch mnie nie mylił, to nasz Jasiek ma dziewczynę! To jest wręcz niemożliwe!
Nie przesłyszałam się jednak, bo chwilę później obok Laury pojawił się wspomniany przed chwilą bramkarz, który pocałował mnie w policzek na powitanie, by po chwili złapać w pasie rudowłosą, którą przed chwilą poznałam. Co to się porobiło? Jasmin ma dziewczynę! Ja nie mogę!
- Miło mi cię poznać – powiedziałam wreszcie, gdy już odzyskałam głos i wyszłam z pierwszego szoku.
Uśmiechnęłam się w jej stronę i podałyśmy sobie ręce.
- Ja też się bardzo cieszę, że wreszcie mam przyjemność spotkać tą legendarną Lilianę – odpowiedziała mi.
Zaśmiałam się.
- Cóż ci o mnie naopowiadali? – spytałam zaciekawiona, wciąż się śmiejąc. – Pewnie znowu jakieś niestworzone historie.
- Same dobre rzeczy, możesz być o to spokojna – zapewniła mnie ruda.
Jasiek i Dima przyglądali się nam przez ten cały czas, aż w końcu Serb zawyrokował:
- Chodź Młody, napijemy się, a w tym czasie panie sobie porozmawiają i zapewne lepiej się poznają.
I wraz z Bośniakiem ulotnił się szybko w stronę baru. Chwilę patrzyłam jeszcze za nimi, upiłam łyk wina i spoglądając na tłum ludzi w dyziowym mieszkaniu, spytałam się mojej towarzyszki:
- A co takiego, na przykład, nagadali ci na mój temat?
Dziewczyna zawahała się, jakby zastanawiając się, czy może mi cokolwiek powiedzieć, ale po chwili zaczęła, wyraźnie jednak ważąc swoje słowa:
- Że jesteś piękna, co się zgadza. Że sympatyczna i że znajdziemy ze sobą wspólny język – ograniczyła swoją wypowiedź do minimum.
- To teraz rozumiem, po co mnie tu Dima ciągnął. Oni zawsze twierdzili, że powinnam się zaprzyjaźnić z którąś z wybranek Lechitów, ale jakoś do tej pory nie bardzo potrafię to zrobić, więc teraz testują ciebie - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- To ciekawe - rudowłosa zastanowiła się przez chwilę. - Mi też jest trudno się tutaj odnaleźć w tym damskim towarzystwie, a oni wciąż próbują mnie z kimś zaprzyjaźnić.
- O, to już mamy ze sobą coś wspólnego.
Obie jednocześnie się zaśmiałyśmy i zaczęłyśmy rozmowę, wymieniając się tym, co lubimy, czy opowiadając sobie jakieś anegdoty z naszego życia, czy z życia Lechitów, przy okazji popijając sobie wino. Rozmowa jednak nie zdążyła się nawet dobrze rozwinąć, gdy usłyszałyśmy krzyk Wilka, który nie wróżył niczego dobrego. Wiedziałam to z doświadczenia.
- Robimy karaoke! - zakrzyknął radośnie klaszcząc w dłonie.
I jak na komendę wszyscy rzucili się do ustawiania sprzętu w salonie Grzesia, przez co powstał w nim istny rozgardiasz. Postanowiłam to wykorzystać i pociągnęłam Laurę za rękę w stronę kuchni. Rudowłosa popatrzyła na mnie podejrzliwie, więc rzuciłam jej szybko:
- Zaufaj mi, to nie jest dla nas bezpieczne.
Pokiwała twierdząco głową i choć chciała o coś mnie spytać, to poczekała z tym, aż będziemy w środku:
- Dlaczego? – spytała wtedy.
- Znasz trochę Wilka? - spytałam, a ona mi przytaknęła. - Więc powinnaś się domyślić - szepnęłam konspiracyjnie, śmiejąc się.
Rudowłosa też się zaśmiała.
- No tak, powinnam była – odrzekła.
- Widocznie na poprzednich imprezach nie robili karaoke? – spytałam, a Laura to potwierdziła. – Wierz mi, jest to istna poznańska masakra piłą mechaniczną, znam to z doświadczenia. A największą piłą jest właśnie Wilk – wyjaśniłam.
Laura pokiwała głową.
- A ja słyszałam, że ty z nim mieszkasz - była jakby w podziwie, jakby to, że z nim mieszkam, było czymś niesamowitym.
- Mieszkam, więc doskonale wiem, że jego pomysły bardzo rzadko są trafione.
Laura znów pokiwała głową, uśmiechając się pod nosem. Chciała mnie jeszcze o coś spytać, jednak przerwał jej w tym Kuba, mówiący, a raczej krzyczący do mikrofonu.
- Liluś, to dla ciebie. Przepraszam! - powiedział nawet z autentyczną skruchą.
I zaczął śpiewać, a wręcz wyć, jak przysłowiowy Wilk. Uśmiechnęłam się pod nosem. A mój uśmiech stawał się coraz szerszy, gdy rozpoznałam doskonale znajome mi takty piosenki.
- Olewam rząd, mandaty drogowe, dilerów, maklerów, warty honorowe. I jeszcze wąsacza olewam na zdrowie, prymasa w lampasach, komuchy nie lubię.
Nie sądziłam, że zna mnie aż tak dobrze, aby wiedzieć, że uwielbiam wprost tą piosenkę! Wzruszył mnie tym.
- Za co on cię przeprasza? - spytała mnie Laura.
- Wiesz, to długa historia. Opowiem ci ją później, zgoda? - spytałam, przekrzykując śpiew Wilka, aby rudowłosa mogła mnie usłyszeć w tym szumie, który powstał.
Dziewczyna przytaknęła, a Wilk wciąż śpiewał.
- Tylko na tobie naprawdę mi zależy, tylko ciebie naprawdę potrzebuję i kiedy znikasz, kiedy ciebie nie ma w powietrzu czuję, czegoś mi brakuje – śpiewając to, cały czas patrzył mi prosto w oczy. Jego oczy wyrażały autentyczną skruchę, a mi z każdą chwilą coraz bardziej miękło serce. – Ludzie mówią, że jestem pijakiem, chodnikowym równym chłopakiem. Ludzie mówią, że nie trzymam tonacji, nie ćwiczę gam nowej demokracji.
Nie umiałam powstrzymać się od śmiechu, bo te słowa idealnie do niego pasowały. W ogóle, cała piosenka była stworzona, jakby dla niego, jakby mówiła o Wilku.
- Ale ja mam w sobie mordercę. Wojownika, chcę zjeść twoje serce. Chcę mieć w tobie przyjaciela, poczuć coś, poczuć coś, coś ci dać! – Kuba w tym momencie prawie krzyczał, kierując te słowa do mnie.
A z refrenem polecieli wszyscy. Nigdy nie sądziłabym, że Lechici znają tą piosenkę!
- Oooh yeeea, chcę ci powiedzieć, I love you, I love you, I love you, I love you. Ooooh yeeea, nie jestem mądry, I love you, I love you, I love you, I love you. Ooooh yeea, nie jestem dobry, I love you, I love you, I love you, I love you, Oooh, yeeea, chcę ci powiedzieć I love you, I love you, I love you, I love you.
Salon wręcz oszalał, a Kuba nie ustawał w śpiewaniu, wciąż kierując swoje słowa do mnie.
- Pozytywnego coś, pozytywnego coś, tak bardzo chciałbym dać dziś tobie. Pozytywnego coś, pozytywnego, to nie jest łatwe, to nie jest modne. Ale ja nie lubię latać nisko. Uwierz mi, chcę być blisko. Telepatycznie, telefonicznie, wiem o czym myślisz, wiem czego chcesz!
To była prawda, wiedział, zawsze wiedział, co chodzi mi po głowie i czego tak właściwie potrzebuję – pomyślałam, już dawno zapominając mu jego winę.
 Złapał mnie za rękę. Nie zorientowałam się nawet, jak i kiedy znalazłam się tuż pod prowizoryczną sceną w salonie Wojtkowiaków. Kuba wciągnął mnie na nią, tak abym stała obok niego i przysunął mikrofon na moich ust, abym mogła z nim zaśpiewać. Nie musiał mnie długo zachęcać, słowa znałam na pamięć, więc chwilę później śpiewałam razem z nim:
- Olewam złączonych w organizacjach, szprycerów olewam na kolejowych stacjach. I tych co robią po uszy w biznesie, w skorpionach białych olewam kolesi. Tylko na tobie naprawdę mi zależy, tylko ciebie naprawdę potrzebuję. I kiedy znikasz, kiedy ciebie nie ma, w powietrzu czuję, czegoś mi brakuje – śpiewaliśmy już razem.
Do śpiewania refrenu znów nie trzeba było nikogo zachęcać. Nawet w salonie powstała prowizoryczna, malutka fala meksykańska!
- W moim śmietniku obgryzłem wszystkie kości, bo ja chciałbym żyć w mieście miłości. W moim śmietniku pogryzłem kilku gości, bo ja chciałbym żyć w mieście miłości – zawył już sam Wilk. Nie mogłam śpiewać tego tekstu, który mówił o nim.
Za to w refrenie znów mu pomogłam.
Kiedy skończył śpiewać, salon opanowała euforia. Można było usłyszeć tylko samej oklaski, jakbyśmy byli na koncercie jakieś mega-gwiazdy, a nie na karaoke w gronie piłkarzy poznańskiego klubu i ich drugich połówek. Kubę jednak nie obchodziło, jakie wrażenie wywarł na innych jego występ, tylko od razu spytał mnie:
- Wybaczysz mi? – z wyraźnym wahaniem.
Roześmiałam się na widok jego braku pewności. A w środku męczyło mnie pytanie, odpuścić mu już? Czy jeszcze trochę go podręczyć? Bo chyba każdy już doskonale zdawał sobie sprawę, że od dawna się na niego nie gniewałam.



_____________________

tak gwoli wyjaśnienia, Laurę możecie kojarzyć stąd: Kidnap my heart!