Z imprezy zapoznawczej
wróciliśmy krótko przed szóstą nad ranem, ale spać poszliśmy dopiero około
ósmej. Musieliśmy najpierw podzielić się ze sobą swoimi wrażeniami, a poza tym
roznosiła nas energia, tak że na pewno byśmy w tamtym momencie nie zasnęli.
Myśleliśmy, aby pójść jeszcze na jakąś inną imprezę, ale o tej porze raczej
wszystkie już się pokończyły lub dobiegały końca, dlatego prawie dwie godziny
spędziliśmy przy winku znalezionym w odmętach kuchennych szafek, rozmawiając na
przeróżne tematy – począwszy od skończonej przed chwilą imprezy, poprzez Lechię,
Lecha i Legię, a skończywszy na opowiadaniu sobie przeróżnych śmiesznych
anegdot z życia naszego i naszych znajomych o upojeniu alkoholowym. Dlatego też
do osiemnastej w mieszkaniu niedaleko gdańskiego stadionu było cicho, pusto i
spokojnie.
Pierwsza obudziła się
Paulina, która już dzisiejszego wieczoru miała powrotny, nocny pociąg do
Warszawy. Musiała wracać do swojej pracy, szykowała się właśnie do jakieś ważnej
sesji dla poważnego magazynu, więc to i tak był cud, że udało jej się
przyjechać do Gdańska na te dwa dni. I to tylko po to, aby Kosa nie poszedł sam
na imprezę zapoznawczą. Dlatego też to ona wstała jako pierwsza z nas
wszystkich, by dopakowywać jeszcze ostatnie rzeczy do swojej walizki. Mnie
zbudziły jej kroki, kiedy to w tę i z powrotem chodziła po korytarzu, wciąż
sobie o czymś nowym do spakowania przypominając, ale pewnie gdyby nie to, to i
tak bym się obudziła, ponieważ czułam się wyspana. Jak nie ja. Zawsze był ze
mnie śpioch ponad miarę, a teraz… Chyba to morskie powietrze tak dobrze na mnie
wpływa. Ubrałam się szybko, po czym zbudziłam Kubę, chrapiącego w najlepsze na
swojej połowie łóżka i nie przejmującego się otaczającym go światem. Szczerze
mówiąc, to już współczuję jego kobiecie. Wilk w łóżku strasznie się rozpycha i
kopie. Nie wiem, czy na dłuższą metę wytrzymałabym to wspólne spanie z nim. Ale
mniejsza o to. Ku wielkiemu niezadowoleniu Kuby, kazałam mu się jak najszybciej
ubrać i doprowadzić do pionu, a później zabrać mnie na spacer nad polskie
morze. Uznałam, że oboje powinniśmy czym prędzej ulotnić się z mieszkania, aby
dać Kosie i Paulinie trochę prywatności przed jej wyjazdem. W końcu nie
wiadomo, kiedy znowu będą mogli się zobaczyć... A poza tym Wilczek obiecał mi
spacer, więc niech swojego słowa dotrzyma.
Ale żeby go dotrzymał,
to sama musiałam o to zadbać. Ech, przyszła pani Wilk będzie miała z nim dwa
światy…
- Nawet zimą jest tu
pięknie – rzekłam, rozglądając się naokoło.
Właśnie powolnym, iście spacerowym krokiem
szliśmy sobie pod rękę po lekko zmrożonym piasku, wsłuchując się w szum
Bałtyku.
- Dziękuję, że mnie tu
zabrałeś – powiedziałam, spoglądając na mojego towarzysza. – Właśnie tego było
mi trzeba po tych wszystkich, ostatnich, niezbyt miłych historiach.
Potrzebowałam takiej
odmiany. Inne miejsce, inne towarzystwo, inne środowisko naprawdę pomaga w
przemyśleniu spraw i spojrzeniu na nie z innej perspektywy. A w moim życiu
ostatnio trochę się tego nagromadziło. Hubert, Asia, Semir… długo by wymieniać.
Tutaj jednak nikt mnie nie znał, nikt nie wiedział co się nie tak dawno działo
w moim życiu, nikt nie prawił mi morałów, nie patrzył mi na ręce. Miałam spokój,
którego tak potrzebowałam, aby móc zastanowić się nad swoim życiem i dojść do
odpowiednich wniosków, dzięki którym powinnam stanąć na prostej, zwłaszcza w
sferze emocjonalnej, która znowu w moim wypadku kulała i to dość porządnie.
- Nie ma sprawy, tak
właściwie to ja powinienem ci podziękować. Gdyby nie ty, pewnie tak szybko,
łatwo i przyjemnie by mi nie poszło w nowym otoczeniu – odpowiedział Kuba.
- Przestań, nie bądź
taki samokrytyczny wobec siebie – powiedziałam z uśmiechem, szturchając go łokciem
w bok. – Na pewno sam byś sobie świetnie poradził beze mnie – dodałam pewna
swego.
- No nie wiem, nie wiem…
- mruczał Kuba niezbyt przekonany. – Może i masz rację, jednak z tobą było mi
łatwiej. Dziękuję – ucałował mój policzek.
- Nie ma sprawy, wiesz,
że zawsze ci pomogę, o ile tylko będę mogła – odpowiedziałam.
- Wiem to. I vice versa
– rzucił Wilczek z uśmiechem.
To było właśnie w naszej
znajomości najpiękniejsze – zawsze mogliśmy na siebie liczyć, niezależnie jak
daleko od siebie w danej chwili byliśmy. Wiedziałam, że Kuba rzuciłby wszystko
i przyleciał do mnie choćby na drugi koniec świata, gdybym go tylko o to
poprosiła. A ja zrobiłabym dokładnie to
samo. Nigdy żadne z nas nie odmówiło drugiemu pomocy, nawet kiedy się ze sobą w
czymś nie zgadzaliśmy, kiedy wpadaliśmy w tarapaty, w które byśmy nie wpadli,
gdybyśmy posłuchali tego drugiego. Niesnaski między nami w takich momentach
odchodziły na bok, najważniejsze było, aby otoczyć się potrzebnym wsparciem.
- Lila, a mogę cię o coś
zapytać? – po chwili dodał nieśmiało Kuba.
- Jasne – pokiwałam
głową.
- Tylko się na mnie nie
złość, dobrze? Po prostu jestem ciekaw, co masz zamiar zrobić w związku z Asią?
– zapytał, przystając nagle i spoglądając na mnie uważnie.
- A czy ja mam w tej
sprawie cokolwiek do powiedzenia? – spytałam retorycznie, wzruszając ramionami.
– To jest jej życie, jej wybór i mimo że wciąż uważam to za wielką głupotę z
jej strony, to nie mam nic do gadania. Pozostaje mi tylko być dobrą przyjaciółką,
która zaakceptuje jej decyzję i będzie ją w niej wspierać, a w razie czego
wkroczy do akcji.
Przemyślałam to wszystko
dokładnie i właśnie do takich wniosków doszłam. Zachowałam się fatalnie, nie
powinnam była tak ostro zareagować na tą wiadomość. Nie usprawiedliwia mnie
nawet to, że byłam zaskoczona. Co się stało, to się nie odstanie, a ja nie mam
jakiegokolwiek wpływu na nią i Semira, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała.
Poza tym, nie powinnam się wtrącać w ich życie. Nie na tym polega moja rola –
rola przyjaciółki.
- Czyli że się
pogodzicie? – dopytywał z nadzieją Wilczek.
- Jeśli Asia wyrazi taką
chęć, to tak – powiedziałam. – Bo wiesz, że do tego potrzeba dwojga – dodałam z
nikłym uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo
się z tego cieszę! – odpowiedział niezwykle radośnie Kuba. - W domu już się
wytrzymać nie dało od tej napiętej atmosfery między wami…
- I tak z nami zbyt długo
nie pomieszkasz, tylko niecałe dwa dni – przypomniałam mu.
- Ale przynajmniej w
dobrej atmosferze – Kubie jednak to w ogóle nie przeszkadzało. – Czyli że
zaakceptowałaś fakt, iż Semir i Asia są razem? I nie masz nic przeciwko?
- To, że zaakceptowałam ich
związek wcale nie oznacza, że nie mam nic przeciwko, Kubuś. Ja nadal nie
rozumiem tego, jak to się w ogóle mogło stać, jak ona mogła sobie pozwolić na
zakochanie się w Stilicu, doskonale wiedząc, jaki on jest… - mówiłam, kręcąc
głową.
Naprawdę, nie mieściło
się to w mojej głowie. I może dlatego nie umiałam tego zrozumieć?
- Lila, miłości nie da
się racjonalnie wytłumaczyć – pouczył mnie Kuba.
- Ty mi tu z takimi
tekstami lepiej nie wyskakuj! – pogroziłam mu palcem ze śmiechem. – Doskonale
wiesz, jak ja do tego wszystkiego podchodzę – dodałam już poważniej.
- Gdy się naprawdę zakochasz,
to zrozumiesz jak to jest. Tego po prostu nie da się racjonalnie wytłumaczyć,
to się pojawia i nie masz na to żadnego wpływu.
- Ekspert się znalazł –
prychnęłam zirytowana jego moralizatorskim tonem głosu.
- Boże, co ten
Lewandowski z tobą zrobił? – spytał retorycznie Kuba, wnosząc błagalny wzrok ku
niebu. – Kiedyś wierzyłaś w miłość, w to wszystko, o czym teraz mówię, a co
Asia właśnie przeżywa. Gdyby Lewy mi się tu i teraz gdzieś napatoczył, to
dałbym mu w zęby raz jeszcze za to, że cię tak zniszczył.
- Kuba, przestań. Dzięki
niemu wreszcie otworzyłam oczy na wiele spraw i zaczęłam podchodzić do
wszystkiego racjonalnie – wyjaśniłam mu spokojnie. – Dostałam nauczkę i mam
zamiar z niej skorzystać.
- Mam nadzieję, że
kiedyś poczujesz do kogoś coś takiego, co sparaliżuje twój rozum. I żebyś mi
wtedy posłuchała serca, bo naprawdę nie ręczę za siebie! – pogroził mi palcem
przed nosem.
- Nie wiedziałam Kubuś,
że z ciebie taki romantyk – zachichotałam, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
– Powiedz ty mi, czy ty przypadkiem nie poznałeś jakieś ślicznotki, że tak
dziwnie mówisz o miłości? – spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- Po co mi ślicznotka,
skoro mam ciebie? – spytał retorycznie Wilczek.
Też chciał zmienić jak
najszybciej aktualny temat naszej rozmowy. Widać, jak bardzo nie lubimy
rozmawiać o sobie… Roześmiałam się więc w głos na jego stwierdzenie, nie chcąc
go dłużej męczyć. Widocznie ten temat jest dla niego niewygodny…
- Ale wiesz, Liluś, że
teraz będziesz musiała tolerować Semira? – spytał Kuba, wracając jednak do
poprzedniego wątku.
- Przecież ja już go
tolerowałam – odpowiedziałam oburzona wyczuwalną sugestią z jego strony. – I
wiem, że on będzie teraz często bywał w naszym mieszkaniu. Zawsze, jak będę
mieć dość jego, czy ćwierkania tych zakochańców, to nie wiem… - zastanawiałam
się przez chwilę. – O, pójdę sobie pobiegać, dobrze mi to zrobi, bo przytyłam
ostatnio.
- Ciekawe z której
strony?! – krzyknął oburzony Wilk, strasząc tym mewę, która od kilku chwil się
koło nas kręciła.
- Ze wszystkich –
odpowiedziałam, pokazując mu język. – Codzienne obiadki idą mi w boczki. Nie
mów, że nie zauważyłeś – powiedziałam zdziwiona, spoglądając na niego wielkimi
oczami.
- Dla mnie jesteś
idealna – odrzekł z przekonaniem Kuba.
Aż się zarumieniłam, tak
był pewny swego, mówiąc to.
- Weź przestań,
zawstydzasz mnie – zaśmiałam się, robiąc dziwne ruchy rękoma. Takie, jakbym
chciała odgonić natrętną muchę.
Kuba roześmiał się na
widok mojej miny i moich gestów, po czym zaczął opowiadać mi kawały, żebym się
tylko rozluźniła i żeby przestało mi być głupio z powodu jego komplementu.
Czasami naprawdę zaskakiwał mnie tym, jak dobrze mnie zna. Dzięki temu
doskonale wie, jak powinien się zachować w każdej możliwej sytuacji, abym
dobrze się czuła.
I w takiej dobrej
atmosferze znaleźliśmy się w centrum miasta, opuszczając już nadmorską plażę.
Dosyć mieliśmy wdychania jodu na dziś, dosyć słuchania szumu fal i odczuwania piasku
pod butami. Nie wracaliśmy jednak jeszcze do mieszkania. Postanowiliśmy
kontynuować nasz spacer po gdańskich chodnikach. Chcieliśmy dać Kosie i
Paulinie trochę więcej czasu dla siebie, a poza tym taka wycieczka krajoznawcza
dobrze nam zrobi. Poznamy okolicę, a skoro Kuba przez najbliższe miesiące
będzie tutaj spędzał każdy swój dzień, powinien ją jako-tako znać. A poza tym
oboje lubiliśmy odkrywać fajne miejsca. Zawsze więc z naszego wspólnego wyjazdu
mieliśmy jakąś upatrzoną miejscówkę, do której wracaliśmy, gdy po raz kolejny
wybieraliśmy się do danego miasta.
Niestety, długo nasz
spacer nie potrwał. Zaśmiewając się z kolejnego żartu Kuby, nagle poczułam ból
w prawej kostce i gdybym nie złapała się ramienia Wilka, wylądowałabym jak
długa na śliskim gdańskim chodniku. Kuba, kiedy tylko zorientował się, że moja
noga wykręciła się w dziurze, przytrzymał mnie za ramiona, po czym objął mnie w
pasie i przeniósł na pobliską ławkę, na której usiadłam z grymasem bólu na
twarzy.
- Cholerne chodniki –
zaklął pod nosem Wilczek, trzymając mnie za rękę. – Mocno cię boli? – spytał z
troską.
- Trochę – powiedziałam,
ale kiedy Kuba ściągał mi buta z prawej nogi, nie mogłam powstrzymać się od
syku, a w moich oczach mimowolnie pojawiły się łzy.
- Na złamanie mi to nie
wygląda – powiedział Wilczek z miną znawcy, delikatnie oglądając moją stopę z
każdej możliwej strony. – Ale i tak pojedziemy na izbę przyjęć, żeby się
upewnić.
- Weź przestań, przecież
to nic takiego – machnęłam na to ręką, chcąc się jakimś sposobem wybić mu ten
pomysł z głowy.
- Nie wykręcisz się –
powiedział Kuba takim tonem głosu, którego rzadko kiedy miałam okazję słyszeć z
jego ust. Wiedziałam już, że w żaden znany mi sposób nie uda mi się go
przekonać, aby odpuścił mi wizytę w szpitalu.
- Ale skoro sam mówisz, że
to nie jest złamanie… - zaczęłam, mimowolnie próbując się jakoś z tego wykręcić.
- Ale nie jestem pewien
czy mam rację. Poza tym, Liluś, wiem, że boisz się lekarzy, ale naprawdę musimy
się upewnić, że wszystko jest w porządku z twoją nogą – Kuba mówił do mnie spokojnie,
jak do małego dziecka.
- Ja się boję lekarzy? –
prychnęłam.
Kuba z uśmiechem
pokręcił głową w geście dezaprobaty (a to zawsze był mój gest na jego
irracjonalne zachowania…), po czym wezwał taksówkę. Nie czekaliśmy na nią zbyt
długo, podobno pan stał dość blisko nas i stosunkowo szybko zjawił się w
wyznaczonym miejscu. Kuba pomógł mi się zapakować do środka, po czym ruszyliśmy
do gdańskiego szpitala, którego odwiedzin w swoich planach nie mieliśmy.
Wyszło, jak wyszło, no cóż.
*
Kuba na szczęście miał
rację, mimo strasznego bólu jaki odczuwałam, to nie było złamanie, tylko
skręcenie stawu skokowego. Lekarze wsadzili mi nogę w but stabilizujący, który
miałam mieć ściągnięty po jakiś dwóch tygodniach, może trochę dłużej. Do tego
dostałam kule, które miały mi pomagać w poruszaniu się. Od razu po powrocie miałam
się stawić u chirurga w którymś z poznańskich szpitali, by mógł on zdecydować,
kiedy zdejmą mi tego buta. Jestem ciekawa, jak ja w nim będę chodzić do pracy?
Nie miałam zamiaru brać zwolnienia lekarskiego, a że jestem osobą dosyć upartą,
moi uczniowie nie mogli się cieszyć, że po feriach nie będą mieli
hiszpańskiego. Co to, to nie. Poza tym lekarz nie zabronił mi się poruszać,
muszę tylko robić to ostrożnie, by się nie nadwyrężyć. A skoro nie miałam
zalecenia leżenia w domu z nogą uniesioną w górę, nie miałam zamiaru sobie
odpuścić powrotu do szkoły po feriach.
Kuba pomógł mi wysiąść z
taksówki i doczłapać się jakoś do drzwi. Już zapomniałam, jak to jest chodzić o
kulach, ale myślę, że z czasem sobie przypomnę. A poza tym, to tylko dwa
tygodnie, a nie kilka miesięcy... Najgorsze w tej chwili było jednak to, że
winda się zepsuła. Akurat dzisiaj.
- Wiedziała, kiedy się
zepsuć – westchnęłam zrezygnowana. – Weź mi torbę i idź na górę, ja się jakoś
doczłapię – powiedziałam więc do Kuby.
- Przestań, łap się
mojej szyi. Zaniosę cię – zdecydował za mnie Wilczek.
- Zgłupiałeś? Przecież
jestem ciężka – przypomniała mu, gdyby o tym zapomniał.
Kubie jednak nie dało
się przemówić do rozsądku. Nic sobie nie robił z tego, że trochę ważę i że on
nie może przeciążać sobie nóg, bo są mu potrzebne do nowego sezonu, a ja nie
chcę, aby przeze mnie nabawił się jeszcze jakieś poważnej kontuzji. Ale moje
słowa trafiały jak grochem o ścianę. Jak Kuba zarządził, tak też zrobił. Złapałam
się więc jego szyi, by ten mógł mnie wziąć swobodnie na ręce i zanieść do
mieszkania.
A w środku panowała
cisza, jak makiem zasiał. Kuba usadził mnie na kanapie w salonie, pomógł mi
ściągnąć płaszcz i jednego buta (bo drugi aktualnie potrzebny mi nie był), po
czym postanowił zrobić nam kolację. Jakoś tego nie widziałam, ale się nie
wtrącałam. Trochę samodzielności mu się przyda.
- Jak się czujesz? –
zapytał Wilczek, kładąc na stole przede mną herbatę i kanapki.
- Wszystko w porządku,
przestań się mnie co chwila o to pytać – jęknęłam.
Szału można z nim
dostać. Naprawdę. Lekarz opatrujący mnie kazał Kubie się mną zaopiekować. Chyba
nie wiedział, co mówi. Wilczek bowiem wziął sobie jego słowa głęboko do serca.
Zbyt głęboko. A ja już powoli dostawałam szału od jego ciągłych pytań, czy nic
mnie nie boli, czy mi czegoś ni potrzeba, mimo że od doznania przeze mnie kontuzji
nie minęło zbyt wiele czasu.
- No już dobrze, dobrze
– mruknął Wilczek. – Kanapki nam zrobiłem, bo w lodówce pustki – poinformował
mnie, podsuwając mi pod nos talerz.
- Dobre i to – zaśmiałam
się. – Najgorsze, że nie zdążyliśmy pożegnać się z Pauliną… – mruknęłam ze
smutkiem.
- Nie powinna być na nas
zła. A jak się dowie, co się stało, to już w ogóle – powiedział Kuba, a ja
podzielałam jego nadzieję. – To co robimy podczas ostatniego wspólnego wieczoru
w Gdańsku? – spytał, charakterystycznie poruszając brwiami.
- Nie wiem, o czym ty
tam sobie myślisz w tej wilczej główce, ale ja to bym chętnie obejrzała jakiś
dobry film – odpowiedziałam.
- Coś na to poradzimy –
powiedział Kuba, uśmiechając się cwaniacko. - Tadam! – krzyknął chwilę później,
gdy tylko otworzył jedną z szafek meblościanki ustawionej w salonie.
A w środku znajdowało
się mnóstwo filmów. Aż mi się oczy zaświeciły, gdy zobaczyłam półki uginające się
pod ciężarem przeróżnych płyt.
- Jak ty to odkryłeś? –
spytałam, nie mogąc wyjść z szoku.
- Przez przypadek –
wyszczerzył się Wilczek. Już ja doskonale wiedziałam, jak ten jego przypadek
wyglądał… – To co chcesz oglądać? – zapytał, abym nie drążyła tematu.
- A myślisz, że możemy?
– spytałam go, bo wolałam się upewnić.
- Przecież Młody mówił,
że mamy się tu czuć jak u siebie w domu – powiedział z przekonaniem Kuba. – A
poza tym, sama go o to spytaj – dodał, bo właśnie w mieszkaniu rozległ się
dźwięk zamykanych drzwi.
- Hej! Już jestem! –
usłyszeliśmy chwilę później głos Kosy dochodzący z korytarza.
Chwilę później Młody,
jak zaczął go przed chwilą nazywać Kuba, rozsiadł się obok mnie na kanapie.
- Paula była i już jej
nie ma – mruknął ze smutkiem, wzdychając przeciągle.
Już za nią tęsknił,
biedaczek.
- Wybacz, że się z nią
nie pożegnaliśmy – zaczęłam. – Mam nadzieję, że Paulina się na nas nie gniewa…
- No coś ty! – krzyknął
Kosa, przerywając mi. – Chcieliście pobyć trochę sami, rozumiemy to. No i dzięki
temu i nam daliście czas dla siebie. Wielkie dzięki wam za… Co ci się stało? –
zapytał zdziwiony, przerywając nagle swoją poprzednią myśl i spoglądając na
moją wyprostowaną nogę w bucie stabilizującym.
Nie ma co, szybko się
zorientował, że coś jest nie tak z moją nogą.
- Gdańskie chodniki –
mruknęłam.
- Miałem was uprzedzić,
że u nas dziur jest pod dostatkiem! – krzyknął, trochę zły na siebie. – Ale nie
złamałaś jej? – zapytał z przestrachem.
- Nie, na szczęście –
uśmiechnęłam się. – Tylko skręciłam staw skokowy.
- To dobrze – odetchnął z
ulgą. – To co robimy? – zapytał.
- Chcieliśmy jakiś film
obejrzeć – poinformował go Kuba.
- Jasne, mogę się
dołączyć? – spytał, pożerając jedną z kanapek leżących na talerzu na stole.
- Pewnie – powiedziałam z
uśmiechem. – Poza tym, to nie wiedziałam, że z ciebie jest taki maniak filmowy –
dodałam, wskazując na otwartą szafę, w której Wilk szukał czegoś odpowiedniego
na wieczór.
- Bo ty jeszcze dużo o
mnie nie wiesz – powiedział z tajemniczym uśmiechem.
I tak oto mój ostatni
wieczór w Gdańsku spędziłam z wyprostowaną nogą, kanapkami Kuby, jego ciągłymi
pytaniami, czy wszystko w porządku, z dwoma chłopakami u boku i wszystkimi
częściami Batmana w telewizji. Żyć, nie umierać (choć nie pogardziłabym, gdyby
noga była zdrowa, ale poza tym, było cudownie).
*
Następnego dnia mieliśmy
wracać do Poznania. Nie sądziłam, że ten czas w Gdańsku minie mi tak szybko.
Kiedy Kuba mówił mi, że spędzimy tutaj cztery dni, wydawało mi się, że potrwa
to długo. A tu zanim się obejrzałam, był już czwartek - dzień naszego powrotu. Kuba wracał ze mną
nie tylko dlatego, że z moją kontuzją nie mogłam prowadzić samochodu. Wilczek
miał dokończyć swoją przeprowadzkę do Gdańska. W sobotę popołudniem powinien
się tu rozpakować i urządzić. Ale zanim to nastąpiło obydwaj Jakubowie poszli na
przedpołudniowy, czwartkowy trening, a ja tymczasem spakowałam się do reszty i
mimo ograniczonych ruchów, zrobiłam dla naszej trójki obiad. Posiedzieliśmy
jeszcze trochę, zjedliśmy co przygotowałam i około czternastej postanowiliśmy
wyruszyć w drogę powrotną. Pożegnałam się więc z Kosą, który wymógł na mnie
obietnicę, że się jeszcze kiedyś w Gdańsku pojawię. Naprawdę, nie sądziłam, że
jest to tak sympatyczny chłopak, którego tak szybko polubię. Nie wyglądał mi na
takiego, ale jak widać, pozory mylę. Tym razem to Kuba zasiadł za kierownicą, a
ja po stronie pasażera wilczego samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do
stolicy Wielkopolski. Miałam nadzieję, że te kilka dni innym otoczeniu pomogło
mi na tyle, aby znów móc wrócić do mojej nie zawsze takiej szarej codzienności.
_______________________
Pierwsza
sesja w moim życiu już za mną. Co prawda, wciąż czekam na wyniki ostatniego
egzaminu, ale mam nadzieję, że obędzie się bez poprawki. Miałam więc teraz wreszcie
trochę wolnego czasu, aby dokończyć ten rozdział i go tu dodać. I mam dla was
bonus, który mam nadzieję zrekompensuje wam trudy oczekiwania - postaram się opublikować
następny rozdział jeszcze w tym miesiącu. Nie obiecuję, ale liczę, że mi się to
uda. Trzymajcie się i do napisania!
Nie jestem do końca przekonana, czy te lapnięcia Wilczka o doskonałości Lili (we fragmentach i w całości) można zrzucić jedynie na karb mocnej jak lina okrętowa przyjaźni z serii Po Wsze Czasy. Szczerze, chyba już naprawdę i na poważnie podejrzewam, że Wilk się w Kotorowskiej zakochał, tylko jeszcze brakuje mu pary, aby uświadomić to najpierw sobie, a później naszej kochanej hispanistce. Zobaczymy, jak się ułoży ów romansik czy też "romansik" ;)
OdpowiedzUsuńSkóra mi cierpnie na myśl, że Kuba zostawia Poznań dla Gdańska. Jakoś trudno mi sobie wyimaginować nie tylko Lecha bez wiecznie głodnego piłkarza, ale również i samą stolicę Wielkopolski. Ot, taki problem mam x)
Czekam z niecierpliwością na kolejny, przesyłając i Tobie, i Lili pozdrowienia oraz życzenia mocnych kości! x))
cmok! cmok! ;D
Ja po prostu tu uwielbiam Wilka <3 I muszę sie zgodzić z poprzedniczką odnośnie tej sytuacji, która jest między Lilką a Kubą.
OdpowiedzUsuńZnam to całkowite uparte podejście do pracy :D I tylko ja potrafię z obitym kręgosłupem siedzieć w pracy. I tu Kotorowską rozumiem :D !
Ja już szczerze to zapomniałam o sesji :D teraz tylko czeka mnie przeprowadzka więc to mnie zajmuje. Ale oczywiście Ci gratuluję i mam nadzieję, że obejdzie sie bez poprawek. Choć ja wyznaję zasadę 'Bez spiny - są drugie terminy' :D
Bagatela, uważam że musimy sie kiedyś w Poznaniu spotkać! ;)