czwartek, 28 lutego 2013

33. Pojednanie.



Moja kochana barcelońska plaża. Piękne słońce świecące od rana do nocy, cudownie grzejące moją skórę. Błękitne niebo nad lazurowym morzem. Świeże powietrze. A wśród tego ludzie, mówiący w przeróżnych językach świata. Opaleni na brązowo, na czerwono, a także jeszcze ci bladzi. Ach, tęskniłam za tym krajobrazem! Bardzo, bardzo, bardzo! I za tym ciepłem, którego w Polsce jest jak na lekarstwo odkąd tylko wróciłam do ojczystego kraju. Barcelona naprawdę jest moim miejscem na ziemi...
- Lila, obudź się! – ktoś szturchał mnie w ramię, przerywając mi w nacieszeniu się tym pięknem, które teraz cieszyło moje oczy.
 A najgorsze było to, że obraz hiszpańskiej plaży z każdym kolejnym szturchnięciem tego jegomościa powoli zanikał. Dlaczego ktoś mnie stąd zabiera? Ja nie chcę opuszczać Barcelony! Nie teraz, kiedy jest tu tak pięknie!
- Jesteśmy już na miejscu, Lila! – szturchanie jednak nie ustawało, a wręcz przeciwnie, z każdą chwilą się wzmagało.
I wtedy czar prysł - cudowny obraz zniknął. Z bólem serca i ciężkim westchnieniem otworzyłam więc jedno oko, aby się przekonać co spowodowało, że musiałam opuścić moje miejsce. A raczej kto to zrobił. Chwilę później otworzyłam drugie oko i dopiero wtedy zobaczyłam nachylonego nade mną Wilka i wpatrującego się we mnie uważnie.
- Co to znaczy, że jesteśmy na miejscu? – spytałam półprzytomnie.
- To znaczy, że jesteśmy już w Poznaniu, pod domem – wytłumaczył mi spokojnie Kuba.
Rozejrzałam się dookoła siebie. No tak, siedziałam na fotelu pasażera w wilczym samochodzie, który rzeczywiście był zaparkowany centralnie przed naszym osiedlem. Czyli że byliśmy w Polsce, w której była zima, a nie w słonecznej i ciepłej Hiszpanii? Ale jak to? Dlaczego? Ech, widocznie moja piękna Barcelona była tylko snem. Ale jakim realnym! I pięknym! Chyba jednak nie zdążyłabym się w mgnieniu oka stamtąd teleportować z powrotem do kraju. Doszłam więc do wniosku, że musiałam zasnąć podczas podróży z Gdańska do Poznania.
Westchnęłam po raz kolejny, przecierając zaspane oczy. Gdy ja doprowadzałam się do porządku i uświadamiałam sobie, co jest jawą, a co snem, Kuba w tym czasie zdążył już wyciągnąć moją walizkę z bagażnika i kule z tylnego siedzenia auta. Po chwili otworzył drzwi z mojej strony i podał mi do rąk potrzebne mi w tej chwili do chodzenia kule, po czym pomógł mi wysiąść. Powolnie, bo powolnie, ale z cierpliwie idącym Kubą u mojego boku, jakoś doczołgałam się do budynku, w którym na szczęście winda działała jak należy. Choć coś dobrego. Chwilę później oboje staliśmy już przed drzwiami od naszego mieszkania. Kuba włożył klucz do zamka, ale nie przekręcił go w nim od razu, tylko spojrzał na mnie i zapytał:
- Gotowa?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. Mimo że ewidentnie coś ściskało mnie w żołądku na myśl o spotkaniu z Aśką i Semirem, wiedziałam, że kiedyś musi to nastąpić. A im szybciej, tym lepiej. Chyba. Trzeba wrócić do rzeczywistości. Kuba widząc jednak, że wszystko jest ze mną w porządku i że nie mam zamiaru uciekać stąd gdzie pieprz rośnie, uśmiechnął się jeszcze pokrzepiająco w moim kierunku, po czym wreszcie otworzył drzwi. Taszcząc mój bagaż jako pierwszy wszedł do środka, bym ze spokojem mogła wejść za nim. Doskonale bowiem wiedział, jak bardzo mnie irytuje, gdy ktoś musi czekać za mną, bo ja coś wolniej robię od tej osoby.
- Jesteśmy! – krzyknął Kuba, odkładając walizkę pod ścianę i pomagając mi rozebrać się z zimowej odzieży.
Wciąż bowiem dość kiepsko radziłam sobie z tym, że od wczoraj miałam problemy z poruszaniem się przez moje ograniczone ruchy. Zawsze wszystko robiłam sama, byłam cholernie samodzielna, a teraz brakowało mi cierpliwości do samej siebie, a moje powolne chodzenie mnie wręcz frustrowało. Całe szczęście, że to tylko dwa tygodnie w tym bucie stabilizującym, bo gdybym miała spędzić w gipsie kilka miesięcy jak wtedy, po wypadku sprzed 6 lat, to chyba bym szału dostała. Jak ja mogłam to wtedy tak dobrze znosić?
- Świetnie sobie radzisz – usłyszałam głos Kuby, który chyba po mojej minie domyślił się, co mi chodzi po głowie.
Westchnęłam i pokiwałam przecząco głową, ale nie zdążyłam mu słownie zaprzeczyć, bo w korytarzu pojawił się Semir z szerokim uśmiechem na ustach i już szedł w naszym kierunku, by się przywitać.
- Myślałem, że znad morza to się wraca z opalenizną… – mruknął na sam początek, po czym uściskał się z Kubą. – Fajnie jednak, że nawet bladzi, ale że już wróciliście do domu – dodał z uśmiechem, witając się ze mną i w ogóle nie zwracając uwagi na moją kontuzję.
Zawsze wiedziałam, że Bośniak nie należy do wybitnie spostrzegawczych osób, ale żeby aż tak ewidentnej rzeczy nie zauważyć? No chyba, że on po prostu się boi, jaka będzie moja reakcja, gdy choć słowem wspomni na ten temat… Ale przecież ja wcale taka straszna nie jestem, żeby się mnie aż tak bać, no nie?
- O Boże, Lila, co ci się stało? – nie, źle myślicie, to nie Semir się opamiętał. To Asia właśnie weszła, a raczej wczołgała się do pomieszczenia (w końcu to ostatnie tygodnie jej błogosławionego stanu, nic więc dziwnego, że trudno jej się chodzi z takim brzuchem) i spojrzała z przestrachem na moją nogę.
- Chodniki w Gdańsku nie są tak równe jak w Poznaniu – odpowiedziałam enigmatycznie.
- Nasze jakoś też przykładem nie świecą… – wtrącił się Semir, bo któż by inny?
- Tylko, że w chodzeniu po dziurach w naszych chodnika jestem już przyzwyczajona - wyjaśniłam mu, patrząc na niego bykiem.
- Ale to nic poważnego? – zainteresowała się Asia, ignorując kompletnie naszą wymianę zdań na temat stanu używalności chodników w polskich miastach.
- To tylko skręcenie stawu skokowego, dwa tygodnie w tym bucie i po bólu – odpowiedziałam z uspokajającym uśmiechem na ustach, poklepując się po kontuzjowanej nodze.
- Właśnie, Lila, wieczorem idziemy do chirurga – przypomniał mi Kuba, zajęty odwieszaniem kurtki, która co chwila spadała z wieszaka.
- Ale bez herbaty was nie stąd wypuszczę – powiedział… Semir? Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie wierzę w to!
Po tych słowach Bośniak zniknął w kuchni, zanim zdążyłam się ponabijać z niego, że podczas naszej nieobecności został kurą domową. Ale żeby móc mu dogryźć, najpierw musiałabym wyjść z szoku po jego bądź co bądź dziwnym zachowaniu (choć chyba tylko dziwnym dla mnie, bo reszta przyjęła to bez jakiegokolwiek zaskoczenia, jakby Semir zawsze raczył nas takimi słowami). Kuba w międzyczasie również zdążył zniknąć z korytarza. Poszedł do swojego, a od soboty mojego, pokoju, aby zanieść tam moją walizkę. Zostałyśmy więc z Asią same. I dopiero teraz domyśliłam się, że był to przemyślany zabieg chłopaków, którzy chyba chcą doprowadzić, abyśmy się wreszcie pogodziły. Spiskowcy.
- Wiesz Lila… - zaczęła Asia.
- Posłuchaj… - zaczęłam.
A najlepsze, że zrobiłyśmy to dokładnie w tym samym momencie, jak w filmach, co sprawiło, że się do siebie uśmiechnęłyśmy szeroko i choć trochę rozluźniłyśmy.
- To może ja zacznę – zaproponowałam, a Kawecka pokiwała głową na znak, że się zgadza. – Chciałabym cię przeprosić. Nie powinnam była tak gwałtownie reagować na twoje słowa. Nie usprawiedliwia mnie to, że mnie zaskoczyłaś. Gdybym była dobrą przyjaciółką, to bym się zorientowała, że coś się święci – pokajałam się.
- Nie, to moja wina – zaprzeczyła szybko Aśka. – Powinnam była cię jakoś do tego przygotować… Przechodziłaś trudny czas, miałaś prawo się tego nie zauważyć. Poza tym, nie powinnam była mówić tego, co wtedy powiedziałam, zwłaszcza, że znam prawdę. Nie usprawiedliwia mnie to, że się na ciebie zdenerwowałam, przecież spodziewałam się jak zareagujesz na tą wiadomość. Wiem, że były to dla ciebie bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe słowa…
- Były, ale ja też powiedziałam o wiele za dużo. Poniosły mnie nerwy, wybacz – uśmiechnęłam się niemrawo. – Przecież to jest twoje życie, jesteś już dorosła i odpowiedzialna, więc na pewno wiesz co robisz. A ja powinnam cię wspierać, a nie podcinać ci skrzydła...
- Strasznie mi cię brakowało, wiesz? – zapytała retorycznie Kawecka, przytulając się do mnie. – To było tylko kilka dni, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. A zwłaszcza, że rozstałyśmy się w gniewie… - mruknęła smutno.
- Nie powinnaś się teraz tak stresować – upomniałam ją, obejmując szczelniej. – Wiedz więc, że jak zawsze, także i teraz możesz na mnie liczyć. Nie będę się wtrącać nieproszona w twoje życie, ale musisz mi też dać trochę czasu, abym w pełni zaakceptowała wasz związek – poprosiłam.
- Wiem, że Semir cię skrzywdził i wiem, że znasz go z tych najgorszych czasów, i naprawdę wszystko rozumiem – odpowiedziała mi ze spokojem Aśka.– Najważniejsze, że już wszystko sobie wyjaśniłyśmy.
Pokiwałam twierdząco głową na jej stwierdzenie. Najważniejsze było to, że się pogodziłyśmy. Udało się nam dogadać i wyjaśnić sobie ostatnie nieporozumienia. Kamień spadł mi z serca, naprawdę. Bałam się bowiem, że Asia nie będzie chciała ze mną gadać po tym jak na nią wtedy naskoczyłam. Miałam tą świadomość, że obie nigdy nie zapomnimy tych kilku gorzkich słów, które powiedziałyśmy sobie nawzajem, ale najważniejsze było to, że udało nam się je sobie wybaczyć.
- Ooooo – usłyszałyśmy z boku dwa głosy, które przerwały ciszę w mieszkaniu.
To rozczulenie wydobyło się z ust Kuby i Semira, którzy stali po przeciwległych stronach pomieszczenia, jeden w kuchennych drzwiach, a drugi w pokojowych, i przyglądali się nam z uwagą i z uśmiechem na ustach. Dam sobie rękę uciąć, że cały czas podsłuchiwali i stali tam tak w pełnej gotowości, aby zainterweniować, kiedy coś poszłoby nie tak. Po ich myśli, oczywiście.
- Możemy się dołączyć? – zapytał roześmiany Semir.
I nie czekając nawet na jakiekolwiek pozwolenie z naszej strony, obydwaj w podskokach podeszli do nas i przyłączyli się do masowego przytulania się na środku mieszkania.
- Tulimy! – krzyknął rozradowany Semir, ściskając nas tak mocno, że aż coś mi gruchnęło w kościach.
- Za dużo Teletubisiów – odgryzła się mu Aśka, ale przez to, że była w środku naszego "miśka", nie mogła zdzielić Bośniakowi przez głowę, mimo że ewidentnie bardzo chciała to zrobić.
Semir niezrażony niezbyt zachwyconą miną swojej ukochanej, dalej chciał ciągnąć ten temat, jednak Kuba zgromił go spojrzeniem, aby przestał się już wygłupiać. Założę się, że Bośniak właśnie chciał nam oznajmić, którym Teletubisiem jest. I jak ja mam uważać go za odpowiedzialnego faceta? No powiedzcie, jak? Za to Kuba ostatnio coraz częściej mnie zaskakuje swoim zachowaniem, które teraz było nad wyraz poważne (jak na niego). Jeszcze nie tak dawno, to razem z Semirem licytowałby się, który z nich jest którym Teletubisiem, a teraz sam doprowadza Bośniaka do porządku. Koniec świata bliski, mówię wam.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie się pogodziłyście – swoimi odczuciami podzielił się z nami Wilczek.
- A dlaczego miałyby się nie pogodzić? – zapytał retorycznie Semir. – Obydwie się teraz czołgają, niż normalnie chodzą, więc to wiadomo, że jedna drugą zrozumie – zachichotał.
Widocznie chęć do wygłupów i głupich docinek mu nie przeszła. Aśka jednak miała już tego serdecznie dosyć, bo gdy tylko to usłyszała, wyswobodziła się z naszych objęć, przez co całe przytulanie i cudowną atmosferę szlag trafił.
- Ty się tu już lepiej nie wymądrzaj – powiedziała do Semira ostro – tylko idź do kuchni i zrób tą herbatę, bo zaraz czajnik wyleci w powietrze i zrobi dziurę w suficie.
Jednocześnie w podłodze Huberta - dodałam w myślach. Doskonale też wiedziałam, że każdemu w pokoju ta myśl przeszła teraz przez głowę, tylko nikt nie wypowiedział jej na głos. Na szczęście, bo po co do tego wracać? Tymczasem Semir zrobił niepocieszoną minę na słowa Asi, ale posłusznie sobie poszedł, mrucząc coś pod nosem na temat ciążowych hormonów i tego, że nikt się nie zna na żartach. My natomiast postanowiliśmy przenieść się wgłąb mieszkania, a konkretniej to do salonu.
- Brawo – poklepałam Asię po ramieniu. – Trzymaj go krótko i nie daj sobie wejść na głowę – dodałam, siadając obok niej na kanapie i czekając na herbatę, którą Semir miał nam za chwilę podać.W końcu obiecał, niech robi.
Asia jednak niczego mi nie odpowiedziała. Ani się nie zaśmiała, ani nie obraziła się na mnie za moje słowa. Przyjrzałam jej się więc uważnie, aby zorientować się, co się dzieje i zauważyłam grymas na jej twarzy. Nie jakiś foch, ale grymas bólu.
- Asiu, coś nie tak? Źle się czujesz? – spytałam z troską.
Dziewczyna naprawdę nie wyglądała najlepiej. I że ja dopiero teraz to zauważyłam?
- Nie – zaprzeczyła mi, mimo że jej mina mówiła coś zupełnie innego. – Wszystko w porządku.
- Ty mnie przestań czarować, bo przecież widzę, że coś jest nie tak – nie dałam się jej zbyć. – Co się dzieje? Coś z dzieckiem? – zapytałam niespokojnie.
- No dobrze, masz rację – przyznała się z ciężkim westchnieniem. – Od rana nie najlepiej się czuję, ale teraz… nie to niemożliwe, ale boję się, że się zaczyna – powiedziała ze strachem.
- Rodzisz? – spytałam ją, robiąc wielkie oczy.
- Nie wiem – pokręciła głową. – Ale to jest przecież za wcześnie… Jeszcze mam trzy tygodnie.
Była wystraszona i zdezorientowana. Wiedziałam, że ktoś musi wziąć się w garść i że to ja powinnam być tą osobą. Ktoś musi zapanować nad sytuacją. Dlatego szybko złapałam ją za rękę, wzięłam kilka uspokajających wdechów i zadecydowałam:
- Tylko spokojnie, Asiu, nie denerwuj się. Zaraz zadzwonię do doktora Grabowskiego i powiem mu, że źle się czujesz i że zaraz cię przywieziemy do szpitala, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku – mówiłam, wstając już z kanapy i chcąc iść znaleźć komórkę, aby móc zadzwonić. Zapomniałam jednak o mojej chorej nodze, więc tak szybko jak wstałam, tak szybko też usiadłam z powrotem. – Kuba, przyniesiesz mi telefon?! – krzyknęłam więc, ponownie łapiąc Aśkę za rękę i przyglądając jej się z niepokojem.
- Jasne, Lila! Masz go w torebce? – Wilczek odkrzyknął mi z łazienki, w której aktualnie przebywał.
- Tak, tylko szybko! – dorzuciłam.
Kiedy tylko to powiedziałam, Aśki mina zmieniła się drastycznie. Była jeszcze bardziej przerażona niż przed chwilą.
- Co się dzieje? – spytałam ją, od razu zauważając zmianę jej nastroju.
- Właśnie odeszły mi wody – szepnęła ledwo słyszalnie. Była tak wystraszona, że zaczęłam się martwić, czy zaraz mi tu nie zemdleje.
- Spokojnie, Asiu, oddychaj – mówiłam najłagodniej jak umiałam, mimo że Kawecka ściskała mi rękę z taką siłą, której się po niej nie spodziewałam. – Semir! Kuba! Chodźcie tu szybko! – krzyknęłam, starając się zachować chłodną głowę, mimo że sama byłam nieźle wystraszona.
To działo się za szybko i nikt z nas nie był na to przygotowany. Bałam się, jak chłopaki zareagują, ale miałam nadzieję, że nie będę musiała się o nich martwić, tylko wszyscy skupimy się, by jak najszybciej pomóc Asi. Kuba zjawił się od razu po moim wezwaniu, podając mi telefon. Semir natomiast szedł spokojnie, niosąc szklanki z herbatą w ręce.
- Zostaw tą herbatę! – napadłam na niego, bo jego spokój mnie wręcz zirytował. – Aśka rodzi! – krzyknęłam.
I chyba powinnam mu to oznajmić delikatniej, ale nie było na to czasu, zwłaszcza, że Aśki mina coraz bardziej świadczyła, że odczuwa coraz większe bóle. Jaka więc była reakcja Bośniaka na moje słowa? Otóż taka, że komplet naczyń w tym domu zmniejszył się o dwie szklanki, które Semir miał teraz w ręce i które właśnie z hukiem upadły na podłogę. Nie dość, że teraz na środku salonu leżały kawałki szkła, to jeszcze owe szkło było skąpane we wrzątku. Bośniak jednak kompletnie się tym nie przejął, od razu przeskoczył przez bałagan, który sam narobił i dopadł do Kaweckiej.
- Spokojnie, kochanie, tylko spokojnie – mówił, mimo że on sam wyglądał, jakby za chwilę miał paść na zawał.
- Dobra, nie czas na pogaduchy, jedziemy do szpitala – zadecydowałam, bo jakoś nikt się do tego nie kwapił. – Semir idź po Aśki kurtkę i buty i pomóż jej się ubrać. Kuba, ty poprowadzisz samochód, ok? Bo on by nas jeszcze na jakieś drzewo wpakował i tyle by było. Weź tylko torbę podróżną z Asi pokoju i idź na dół, a my zaraz zejdziemy. Dobrze, że spakowałyśmy się już dawno… - mówiłam wciąż i mówiłam, i na szczęście, nikt mi nie przerywał, bo nie wiem jak by się to skończyło dla tej "odważnej" osoby.
Wydawało mi się, że dzięki temu Asia lepiej znosi tą sytuację. A poza tym, ja sama lepiej ją znosiłam, gdy dużo mówiłam. Zawsze w sytuacjach kryzysowych dostawałam tzw. słowotoku. Semir tymczasem wstał pośpiesznie ze swojego miejsca, kompletnie zapominając o szkodach, jakie przed chwilą narobił w salonie i przez to prawie wywalił się na odłamki szkła, wciąż leżące na podłodze.
- Ty ciapo, uważaj na siebie! – krzyknęłam na niego, odbierając od Kuby swoją kurtkę. Przynajmniej ten nie stwarzał na razie żadnych problemów. – Nie mamy czasu wieźć cię na izbę przyjęć, a poza tym Asia cię teraz potrzebuje zdrowego, ale nie całego we krwi – dodałam, uspokajając Asię, która nie dość, że była wystraszona tym co się dzieje, to jeszcze Semir nie ułatwiał jej sprawy swoim zachowaniem.
Bośniak pokiwał tylko głową, że się poprawi, po czym już zdecydowanie uważniej wrócił do Asi i pomagał jej się ubrać. Kuba tymczasem zabrał rzeczy, które spakowaliśmy jakiś czas temu na wypadek takiej sytuacji i poszedł odpalić samochód. Ja kuśtykałam po mieszkaniu, sprawdzając, czy wszystko jest wyłączone i zbierając nasze komórki i tym podobne rzeczy ze stołów.
- Asia, dasz radę zejść? – spytałam dziewczynę, widząc jaką ma minę, kiedy Semir pomógł jej wstać z kanapy.
Ta pokiwała tylko głową i z eskortą Bośniaka powoli ruszyła do wyjścia.
- Semir, a nie zapomniałeś o czymś? – spytałam, trzymając jego kurtkę w rękach.
Kręcąc głową z dezaprobatą, zarzuciłam mu ją tylko na ramiona i ruszyłam za nimi. Gdyby nie ja, to jeszcze by nabawił się zapalenia płuc i byśmy dwie osoby odwiedzali w szpitalu. Wróć, trzy osoby, w końcu Asię, dziecko, no i Semira.
- A ty Lila, dasz sobie radę sama? – spytał Bośniak, obejmując Asię szczelniej w pasie i spoglądając z uwagą na moje poczynania.
- Jasne – powiedziałam, zamykając drzwi od mieszkania.
Kilka minut zajęło nam zejście na dół. Asia szła powoli z wiadomych powodów, a ja z tą nogą też zbyt szybka nie byłam. Całe szczęście, że w tym bloku mamy windę, bo po schodach z nami obiema to chłopaki mieliby naprawdę dwa światy. Że też akurat teraz musiałam nabawić się tej przeklętej kontuzji! Przez nią czułam się, jakbym sprawiała wszystkim więcej kłopotu niż pożytku. Jakoś jednak bez wielkich problemów udało nam się zapakować do auta Kuby. Siedziałam na tylnym siedzeniu i trzymałam Asię za rękę, jednocześnie rozmawiając z doktorem Grabowskim przez telefon i informując go o tym, że za kilkanaście minut będziemy w szpitalu na Polnej, bo Asia rodzi. Czułam się w tej chwili trochę jak w filmie akcji, Kuba tak szybko jechał przez poznańskie ulice. Dobrze, że nie było żadnych korków, nieprzewidzianych sytuacji na drodze, patroli policji, ani niczego takiego (oby tylko jakiś fotoradar tu nie stał, bo zapłacimy mandat i to dość spory), bo nie wiem, jak byśmy to znieśli. I tu nie chodziło nawet o Asię, raczej bardziej o Semira, który był strasznie blady i wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
- Semir, nie zapominaj o oddychaniu – powiedziałam mu. – Oddychaj razem z Asią, ok?- poprosiłam go.
Bośniak, siedzący na przednim siedzeniu auta, pokiwał tylko głową na znak, że rozumie i cały czas obrócony w naszą stronę patrzył z troską na Asię i razem z nią zaczął miarowo oddychać. Mam nadzieję, że mu to pomoże...
- Za chwilę będziemy – poinformował nas Kuba, który chyba jako jedyny zachowywał w tej sytuacji zimną krew. I całe szczęście.
Boże, jak dobrze, że dzisiaj wróciliśmy do Poznania, a nie na przykład jutro, bo aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Aśka zaczęła rodzić, a nas w tym momencie przy niej nie było. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak sytuacja mogłaby się potoczyć. Semir był mocny w gadce, ale jak przyszło co do czego, to bardziej się bał niż przyszła matka. A tak to przynajmniej ktoś panował nad sytuacją. Albo próbował jakoś nad nią zapanować... Na szczęście miałam obok siebie Kubę, który chyba najbardziej to wszystko znosił, a dzięki temu i ja byłam silna.




________________________

Obiecałam nowy w lutym, oto jest. Jestem ciekawa czy ja kiedyś przestanę się tak rozpisywać, żeby jeden wątek zmieścić w jednym rozdziale? Na razie się na to nie zanosi i dlatego na dalszy ciąg akcji „poród” musicie trochę poczekać. A co się dalej wydarzy? Hmmm... Niektórzy z was się trochę domyślają, co mi chodzi po głowie. Mam jednak nadzieję, że całą resztę zaskoczę dalszym ciągiem akcji.
Jakubas Wilkas od dziś, czyli Kuba wreszcie znalazł dla siebie nowy klub. Na Litwie, a konkretniej w Wilnie. Powodzenia Wilczek! Trzymam za ciebie kciuki!
A poza tym niedzielne zwycięstwo 0:4 z Ruchem Chorzów na początek rundy wiosennej wprawiło mnie w tak dobry nastrój, że aż zaczęłam pisać następne rozdziały, żeby mieć na zapas, w razie czego. Nie dość, że tym zwycięstwem zbliżyliśmy się do Legii już tylko na jeden punkt, to jeszcze zaprezentowaliśmy się całkiem nieźle. Oby tak dalej, chłopaki! Szkoda tylko, że nikt jutro nie chce ze mną iść na mecz, bo chętnie bym was zobaczyła w akcji...

3 komentarze:

  1. Oooo młodziutki Lechita będzie! :D Bardzo dobrze, że dziewczyny sie pogodziły. I co najważniejsze, że Semir i Lilka sie nie podryźli. Bo mimo, że Kotorowska sobie coś obieca to jednak nie zawsze to wychodzi ;)

    Jestem totalnie niecierpliwą osóbką. Miało być po zakończeniu.. Ekhm. Rozdział numer 1 pojawił sie na blogu corka-trenera.blogspot.com ponieważ nie jestem dosyć mocna w wytrwaniu ;) Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno mi wyobrazić sobie samą siebie pomagającą w przyjściu na świat jego nowemu obywatelowi, jestem więc pełna szczerego zachwytu nad tym nieprawdopodobnym ogarnięciem może nie tyle Lili (o nią jakoś byłam spokojna, hahaha ;D), ile chłopaków, a Wilczka przede wszystkim :D Choć w sumie Kuba już od dawna (okej: od zawsze ;D) zaskakuje mnie na plus, to na przestrzeni kilku ostatnich rozdziałów szokuje wręcz regularnie i do tego w sposób wybitny. Nie wiem, co przyczyniło się w największej mierze do tak gwałtownego dorośnięcia..yy.. tak gwałtownej dojrzałości behawioralnej byłego Lechity, ale - cokolwiek to było - niech wróci i się przedstawi ;D Bo ja nie mam pojęcia, czy mam za całokształt obwiniać podejrzewaną od zarania miłość do Kotorowskiej czy może raczej konieczność przeniesienia się do Gdańska, w konsekwencji zostawienia za sobą całego dotychczasowego życia etc. Tak z innej beczki jeszcze: suuuper, że Aśka i Lila się pogodziły! Szczerze, to nawet nie wiem, czy one byłyby w stanie bez siebie dłużej wytrzymać :D Są takimi pozytywnymi postaciami, choć czasem mam wrażenie, że jest ich relacja jest bardziej macierzyńska niż, powiedzmy, "partnerska" (bez skojarzeń politycznych proszę! + do poprzedniego wątku: Lila jak "matka" dla Kaweckiej, doradzająca jej w trudnych wyborach, rozterkach itd. Oczywiście, nie minimalizuję roli Aśki w życiu Kotorowskiej, broń Boże!).
    I nawet Semir się jakby nawrócił. Hm. Może związek z Kawą (oraz ojcowanie jej dzieciątku) przyczyni się jeszcze mocniej do jego zmiany na lepsze. Zaczynam wierzyć, że Bośniaka da się jeszcze, że tak to przewrotnie ujmę, ucywilizować, tzn. wyplenić z niego pokłady niepotrzebnej infantylności i zamienić go w odpowiedzialnego faceta z krwi i kości. Przydałoby mu się, dość już się powygłupiał :D
    Skomplikowany ten komentarz nawet jak dla mnie, lubiącej dłuuugie zdania wielokrotnie złożone. Ale mam nadzieję, że jakoś się w nim odnalazłaś :)
    Dzięki za opinię na "City..". I nie bój się - umiesz komentować opowiadania. Ja coś mogę powiedzieć na ten temat, więc proszę mnie słuchać (haha :D) i się nie sprzeciwiać :D

    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Tak w ramach zakończenia: Wiesz, co sobie uświadomiłam? Oczywiście, skąd możesz wiedzieć :D Uświadomiłam sobie, że.. mam niezrównany sentyment do "Poznańskiej Siesty". No bo: czytam te Twoje pozostałe opowiadania, czytałam "Sercem w Częstochowie", czytam "Jesteś moim tatuażem", od czasu do czasu rzucam okiem na "Piwnym okiem" (choć nie komentuję, bo uświadamiam sobie wówczas, między nami mówiąc, stan własnej niewiedzy sportowej (brzydko!).. no i zazwyczaj nie wiem, CO napisać... taka prawda ;)), ale.. Zawsze najchętniej wracam właśnie tutaj. Może wynika ów fakt z tego, iż właśnie "Poznańską.." zaczęłam czytać najpierw, po moim powrocie do zawieszonego blogowania? A może podstawą jest długość tego opowiadania? Bohaterowie, akcja, atmosfera, środowisko Lecha..? A może wszystko na raz? Podsumowując jednak przydługie post scriptum: cokolwiek to jest, dobrze, że jest. Ja się bardzo cieszę, "Siestę" uwielbiam <3333 :D

    No. To pozdrowię Cię, moja droga, jeszcze raz, i idę zanim mnie wyklniesz za zabieranie czasu ;D

    pozdrowienia! cmok! cmok! :D (2)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do siebie gdzie pojawiły sie kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń