Kuba mówiąc, że jesteśmy
już blisko celu naszej szalonej podróży, nie mylił się ani trochę. Chwilę
później pani w przed szpitalnej portierni podniosła przed nami barierkę, dzięki
czemu właśnie w tej chwili parkowaliśmy na terenie szpitala, a będąc bardziej dokładną
osobą, przed wejściem, przed którym zazwyczaj podjeżdżają karetki z rodzącymi
kobietami w środku. A my dzisiaj trochę taką „karetką” byliśmy. Pielęgniarz
z wózkiem inwalidzkim od razu podjechał z lewej strony naszego samochodu i już pomagał
Asi z niego wysiąść.
- Semir, ty też wysiadaj
i idź z Aśką – poinstruowałam chłopaka z tylnego siedzenia, bo ten wciąż nie
bardzo potrafił odnaleźć się w aktualnej sytuacji. – My zaparkujemy auto i
zaraz do was dołączymy.
- Ale… dlaczego? – spytała
Aśka, siadając już na wózku i próbując nie zapominać o regularnym oddychaniu.
- Asiu, pomyśl, przecież
zanim dokuśtykam się na górę, to i tak zostawicie mnie w tyle – wyjaśniłam jej
spokojnie, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. – A tak będziesz miała kogoś
bliskiego przy sobie.
- Obiecuję ci Asiu, że
przyprowadzę Lilkę najszybciej jak się tylko da – dodał jeszcze Wilk, oglądając
się za siebie, by spojrzeć jej w twarz i by dzięki temu dziewczyna mogła
zorientować się, że mówi jej prawdę.
Kawecka już tylko
pokiwała głową, nie sprzeciwiając się nam więcej. Chwilę później trzymając za
rękę Semira drepczącego obok wózka pchanego przez pielęgniarza w białym kitlu,
zniknęła w środku szpitala. Natomiast ja i Kuba zaparkowaliśmy samochód na
parkingu na terenie szpitala i ruszyliśmy powolnym krokiem do środka. W
recepcji dowiedzieliśmy się, że porodówka jest na drugim piętrze, więc to
właśnie tam skierowaliśmy swoje kroki. Kiedy kilka minut później winda otworzyła
się, ukazując nam szpitalny korytarz na drugim piętrze, od raz w oczy rzucił mi
się Semir, chodzący po korytarzu w tę i z powrotem, i nie mogący w żaden sposób
zapanować nad nerwami.
- Gdzie jest Asia? –
spytałam go najspokojniej, jak tylko w tej chwili potrafiłam to uczynić, bo wiedziałam,
że inaczej niczego nie wskóram.
Semir jednak nie zdążył
mi cokolwiek odpowiedzieć, ponieważ z jednych z pobliskich drzwi wyszedł doktor
Grabowski.
- Pani Liliano, co się pani
stało? – spytał na wstępie z niesamowitym luzem i spokojem.
I gdyby zadając to
pytanie, nie spojrzał na moją nogę, to nie miałabym pojęcia, o czym on do mnie
mówi. Tak bardzo byłam zdenerwowana porodem Asi, że nawet zapomniałam o bucie
stabilizującym na mojej nodze.
- Mały wypadek w
chodnikowej dziurze. Ale to nic – wyjaśniłam mu szybko, machając na to ręką. – Co
z Asią?
- Pani Joanna właśnie
przewożona jest na porodówkę – poinformował mnie doktor. – Bo nawet jakbyśmy
teraz podali jej leki wstrzymujące poród, to już nic to nie da. Jest na to
zdecydowanie za późno.
Mówił do mnie takim
spokojnym tonem głosu, jakby nic wielkiego się w tej chwili nie działo. Ale tak
właściwie, to dlaczego ja się temu dziwię? Przecież to nie jest pierwsza akcja
porodowa, w której pan doktor bierze udział, ma więc doświadczenie. Nie to co
my.
- Ale wszystko w
porządku z dzieckiem? Nic się mu nie stanie, dlatego że Asia rodzi
przedwcześnie? – upewniałam się.
- Tak, wszystko mamy pod
kontrolą. Proszę się nie denerwować, to że pani Joanna ma termin późniejszy niczego
nie zmienia. Takie sytuacje się zdarzają, jak widać maluchowi bardzo spieszy
się na ten świat – wyjaśnił mi z uśmiechem, po czym skierował swoje kroki do
jednej z sal na porodówce.
Jego zapewnienia cała
nasza niezwykle podenerwowana trójka przyjęła z niesamowitą ulgą.
- Czy zdecydowali się
państwo na poród rodzinny? – spytała pielęgniarka, spoglądając na mnie i
Semira, stojącego tuż obok mnie.
Zaprzeczyłam, zanim
Stilić zdążył się zastanowić nad sensem zadanego przez nią pytania. Wszystko
działo się tak szybko, że ledwo co nadążałam nad rejestracją wydarzeń, co w
przypadku Bośniaka wychodziło gorzej niż w moim. Ktoś więc musiał nad tym
wszystkim zapanować i tym kimś oczywiście byłam ja. Jak zwykle, można by rzec.
Kiedy tylko pielęgniarka usłyszała moją odpowiedź zniknęła za drzwiami, tak jak
chwilę temu zrobił to doktor Grabowski.
- Dlaczego zdecydowałaś
za mnie? – naskoczył na mnie Semir, kiedy tylko zamknęły się owe drzwi. – A
może ja chciałbym przy tym być?
- Popatrz na siebie –
odpowiedziałam spokojnie. – Przecież byś tam zemdlał i jeszcze musieliby się
tobą zająć. Niech się lepiej skupią na Aśce i na twoim dziecku – dodałam.
- Moim dziecku? –
zdziwił się Bośniak, jakby nie zrozumiał, co do niego mówię.
Mam tą świadomość, że on
nie jest Polakiem, ale przecież doskonale zna mowę polską, Ivan go jej nauczył.
Nie rozumiem więc, czego nie zrozumiał w mojej wypowiedzi? Niestety, po
bośniacku to mu tego nie powtórzę, bo po prostu nie władam tym językiem…
- Przecież właśnie
zostajesz ojcem – wyjaśniłam mu więc to raz jeszcze w moim ojczystym języku. –
To ty będziesz wychowywał dziecko Aśki, zwłaszcza, że Emil nie ma zamiaru
angażować się w jego wychowanie – dodałam, zaciskając pięści.
Wciąż miałam wielką
ochotę wygarnąć temu pacanowi, który zniszczył Aśce życie, co o nim myślę. Choć…
ostatecznie wyszło na to, że nie do końca je zniszczył. Przecież od tej chwili
Asia będzie miała kogoś, kto będzie ją bezgranicznie kochał i kogo ona będzie
kochała równie mocno, a pewnie nawet i mocniej. A do tego może Semir okaże się
tym właściwym, mimo moich obaw? Może tak właśnie miało być? Po co miałaby się
męczyć u boku tego sukinsyna, kiedy tu w Poznaniu, czekało na nią, mam
nadzieję, lepsze życie?
Bośniak tymczasem
przytulił się do mnie, wyrywając tym z chwilowego zamyślenia. Nie bardzo rozumiałam,
dlaczego dostąpiłam takiego zaszczytu z jego strony.
- Dziękuję ci za te
słowa – powiedział Stilić, wyjaśniając mi tym powód tych nagłych czułości.
- Nie ma sprawy, w końcu
taka jest rzeczywistość – powiedziałam, wzruszając ramionami i klepiąc go pokrzepiająco
po plecach.
Od tej chwili zapadła
między naszą trójką niczym niezmącona cisza. Semir znów krążył po szpitalnym
korytarzu, zachowując się dokładnie tak, jak prawdziwy ojciec, oczekujący na
narodziny swojego pierwszego dziecka. Widać, że się tym wszystkim przejął, co
chyba powinno mnie zadowolić, ponieważ pokazywało to, że się zaangażował. Ale
ja i tak będę się mu bacznie przyglądać, mimo tych wszystkich oznak, iż Bośniak
naprawdę poważnie traktuje związek z Kawecką. Muszę być czujna, by w razie
czego uchronić ją przed cierpieniem i nie móc sobie wyrzucać, że dopuściłam do
jakiegoś nieszczęścia.
- Lila, usiądź, bo zaraz
padniesz – to Kuba jako pierwszy odezwał się po dłuższym milczeniu, podnosząc
wzrok na mnie znad swoich palców, które jeszcze chwilę temu oglądał z każdej
możliwej strony.
- Nie, ja tu nie
wysiedzę. Nie dam rady – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Idę się przewietrzyć. Jak
już coś będzie wiadomo, to od razu do mnie dzwońcie, a zaraz do was wracam – poinformowałam
ich, od razu ruszając w stronę windy.
- Idę z tobą –
zadecydował Kuba.
- A nie będzie lepiej,
jak zostaniesz z Semirem? – spytałam go.
- On sobie świetnie tu
sam poradzi, a poza tym, mi też się przyda trochę świeżego powietrza – dodał
Wilczek, a ja już nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać.
W ogóle nie miałam nic
przeciwko jego towarzystwu, dlatego nic więcej już nie powiedziałam. Kilka
minut później siedzieliśmy obok siebie na ławce przed wejściem do szpitala. Na
dworze było strasznie zimno, jak przystało na zimową noc. Zaczęłam szperać w
torebce, w poszukiwaniu… hm, sama tak właściwie nie wiedziałam czego szukam,
ale nie potrafiłam zaprzestać tego procederu.
- Spokojnie, Lila –
szepnął Kuba, łapiąc mnie za rękę, by udaremnić mi dalsze przewracanie
zawartości w mojej torebce. – Z tego co wiem, to papierosów już tam nie masz, bo
nie palisz od kilku lat.
Uśmiechnęłam się pod
nosem. No tak, to tego szukałam. Skąd on wiedział?
- Niestety, nie od kilku
lat… – zaprzeczyłam z westchnieniem.
- Jak to? – zdziwił się
Kuba, przyglądając mi się uważniej.
- Nikotyna zawsze mnie
uspokajała, dobrze o tym wiesz. A po tej hecy z Lewym i Semirem trudno mi było
to wszystko wytrzymać, więc wróciłam do palenia, ale rzuciłam je znowu. I tak
jest w kółko… - tłumaczyłam mu. – Wiem, zawiodłam cię – dodałam po chwili,
spuszczając wzrok.
- Nie, nie zawiodłaś
mnie, Lila – zaprzeczył szybko Kuba, łapiąc delikatnie mój podbródek, by unieść
go w górę. – Doskonale rozumiem co przeżywałaś, w końcu sam zawiodłem się na
kobiecie, z którą chciałem spędzić resztę swojego życia. Wiem więc, że wtedy
szuka się różnych sposobów na zapomnienie, złagodzenie bólu…
- Ty akurat miałeś je całkiem
niezłe – wspomniałam z kwaśnym uśmiechem. – Ech, chętnie bym teraz zapaliła… -
westchnęłam.
- Przestań. Swój limit tej
trutki już wyczerpałaś – upomniał mnie.
- Dzięki za przypomnienie
– zaśmiałam się. – Po prostu bardzo denerwuję się i nie wiem, co ze sobą
zrobić.
- Wszyscy jesteśmy
zestresowani, ale spokojnie. Jestem pewien, że Asia da sobie radę – zapewnił
mnie Kuba, klepiąc po dłoni. - A poza tym, chciałem ci powiedzieć, że bardzo
ładnie się zachowałaś w stosunku do Semira. On na pewno docenia twoje słowa. I Asia
też je doceni, gdy tylko je usłyszy.
- Nie wiem, o co tyle
zachodu? – zdziwiłam się, wzruszając ramionami. – Przecież taka właśnie jest
prawda.
- Lila, ty naprawdę nic
nie rozumiesz, czy tylko tak udajesz? – zdziwił się Kuba. – Właśnie pokazałaś
Semirowi, że zaakceptowałaś go u boku Aśki – wyjaśnił mi więc.
- Może i tak, ale niech sobie
nie myśli, że nie będę mu patrzeć na ręce, bo…
- Wiem, wiem – przerwał
mi Kuba, uśmiechając się pod nosem. – I on na pewno też ma świadomość, że
będziesz patrzeć mu na ręce, jednak twoje zdanie zawsze było dla niego ważne i
dlatego tak bardzo mu zależało na tym, abyś nie miała nic przeciwko niemu –
wyjaśnił mi.
- Skąd ty to wszystko
wiesz? – zdziwiłam się, uważniej mu się przyglądając.
- To widać –
odpowiedział mi, a kiedy spojrzałam na niego podejrzliwie, dodał: - Rozmawiałem
z nim.
- Spiskujecie za moimi
plecami? Nieładnie, oj nieładnie – zaśmiałam się, grożąc mu palcem w powietrzu.
Kuba pokręcił tylko
głową z dezaprobatą, uśmiechając się pod nosem, ale nic więcej już nie
powiedział. Milczeliśmy przez chwilę, każdy myśląc o czymś innym. A może o tym samym?
Tym razem jednak to ja nie mogłam znieść tej ciszy i postanowiłam ją przerwać.
- Powinnam być tam z
Asią. Powinnam jakoś jej pomóc, dodać otuchy… – wyrzucałam sobie na głos,
wzdychając przy tym ciężko.
- I tak bardzo jej
pomogłaś – zapewnił mnie Wilczek. – Wielu na twoim miejscu dałoby się ponieść
emocjom. A ty zachowałaś zimną krew.
- Gdyby nie ty, to dawno
bym straciła głowę – wyznałam cicho, spuszczając wzrok.
- Przestań. Jesteś
najbardziej racjonalnie myślącą osobą jaką znam – powiedział z uśmiechem Kuba. –
W każdej sytuacji zachowasz chłodny rozum.
- Chyba mnie przeceniasz
– pokręciłam przecząco głową, nie mogąc jednak powstrzymać się od uśmiechu.
- Nie, Liluś – Kuba
zaprzeczył z znaną u niego upartością.
Powiedział to jednak
takim tonem głosu, który rzadko kiedy miałam okazję słyszeć. Spojrzałam więc ze
zdziwieniem na niego. Nie spodziewałam się, że gdy odwrócę głowę w jego stronę,
praktycznie się z nim zderzę.
- Zawsze cię podziwiałem
i to nie tylko pod tym względem – wyznał cicho, patrząc mi w oczy.
Nie potrafiłam przerwać
tego spojrzenia. Wpatrywałam się w niego, jakby zahipnotyzowały mnie jego oczy,
które przecież nie raz widziałam. A teraz wydały mi się takie… inne. Lekko
rozchyliłam usta, ale nie potrafiłam wykrztusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Nawet
nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Nie potrafiłam też odwrócić głowy,
kiedy twarz Kuby zbliżała się ku mojej twarzy. To wszystko trwało ułamki
sekund, ale mi się wydawało, jakby trwało wieczność. Chwilę później całowaliśmy
się, siedząc wciąż na tej samej ławce przed wejściem do szpitala. Byłam tak
zaskoczona obrotem sprawy, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji.
Do tego nie potrafiłam zidentyfikować stanu, w który wprowadził mnie ten
nieprzewidziany ruch ze strony Kuby. A zdecydowanie coś poczułam, tylko
kompletnie nie wiedziałam co. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zaczęłam
odwzajemniać jego pocałunek.
I nagle zadzwonił mój
telefon, który doprowadził mnie do porządku. Oderwałam się w popłochu od Kuby i
trzęsącymi rękoma odebrałam połączenie, jak się okazało, od Semira.
- Lila! Chodźcie tu!
Szybko! – Bośniak krzyczał już do słuchawki, zanim zdążyłam o cokolwiek go
zapytać.
- Urodziła? - spytałam
słabo, bo wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co się przed chwilą między
nami stało.
- Tak! Tak! Chodźcie!
Szybko! – Semir krzyczał dalej, a po chwili się rozłączył.
Wrzuciłam więc telefon
do torebki i wreszcie przestałam wpatrywać się w swoje buty. Spojrzałam na Kubę
i powiedziałam już normalnym tonem głosu:
- Asia urodziła. Chodźmy.
Po czym zabrałam kule,
które były oparte o pobliski mur i powoli ruszyłam w stronę szpitala. Z tego
wszystkiego ledwo co kontrolowałam swoje ruchy. Wydawało mi się, jakby moje
nogi były z waty, a ręce nie miały kompletnie siły do przytrzymywania się za
pomocą kul.
Kuba dołączył do mnie
dopiero w środku.
- Lila, ja… - zaczął.
- Porozmawiamy o tym
później – przerwałam mu, w ogóle na niego nie patrząc, tylko skupiając się na
korytarzu. – Teraz najważniejsza jest Asia – dodałam jeszcze.
Tak naprawdę nie
wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Niczego nie rozumiałam, a zwłaszcza tego, jak
to się stało i dlaczego do tego doszło między nami. Nie chciałam zniszczyć
naszej długoletniej przyjaźni, która przez tyle lat trzymała mnie w pionie i
była dla mnie naprawdę ważna. A ten pocałunek mimowolnie do czegoś takiego
prowadził. Nie rozumiałam też, dlaczego Kuba to sprokurował? I dlaczego ja tego
nie przerwałam, ba, wręcz zaangażowałam się w ten pocałunek? Gdyby nie telefon
od Semira… Nie wiem, co by nas doprowadziło do porządku. I nawet nie chcę o tym
myśleć.
Teraz jednak nie miałam
czasu się nad tym wszystkim zastanawiać, bo właśnie wjechaliśmy windą na drugie
piętro. W kompletnym i złowrogim milczeniu. Tam jednak dopadł do nas rozradowany
Semir. Wydawało się, że aż unosił się nad ziemią ze szczęścia.
- Dziewczynka! –
krzyknął, przyciskając mnie do siebie.
- Gratulacje, tatuśku –
uśmiechnęłam się, klepiąc go po plecach.
- Zdecydowaliście już z
Asią, jak dacie jej na imię? – zapytał Kuba niemrawo, przyglądając nam się z
boku.
Mnie też ciekawiło,
jakie imię dla swojego potomka wybrała Asia. Wciąż nam powtarzała, że ma kilka
pomysłów, ale nie chciała się zdradzić. Musieliśmy więc wszyscy cierpliwie
czekać do jej rozwiązania.
- Tak właściwie, to wiem
tyle co wy– odpowiedział Bośniak, puszczając mnie wreszcie. – Asia ma jakiś
pomysł, ale nie chciała go nikomu zdradzać, mi również. A ja też nie chciałem
się w to wtrącać, w końcu…
- Nawet nie kończ –
pogroziłam mu, przeczuwając, co ma zamiar za chwilę powiedzieć. – Jesteś jej
ojcem. Jeśli będziesz przy niej w najważniejszych momentach jej życia, to
będziesz jej ojcem. Bo w życiu dziecka nie liczy się to, kto cię spłodził, a to,
kto wychował i kochał. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze.
Semir pokiwał głową w
geście zrozumienia. Nic już więcej nie powiedział, bo nie mógł. A to dlatego,
że właśnie w korytarzu pojawiła się pielęgniarka, oznajmiając nam, że za chwilę
będziemy mogli wejść do sali, w której nie tak dawno przewieziono Asię. Zanim
jednak to uczyniliśmy, całą trójka poszliśmy obejrzeć małą Kawecką. I wszyscy
zgodnie stwierdziliśmy, że jest bardzo podobna do swojej mamy. Aśka nawet gdyby
chciała, to by się jej nie wyparła. Ten sam kolor oczu, taki sam nos i usta,
tylko była jedna różnica. Mała była blondynką, a nie szatynką, ale przecież włosy mogą jej jeszcze ściemnieć w
ciągu najbliższych kilku lat. Była naprawdę śliczna i taka malutka. Kruszynka,
którą bałabym się wziąć na ręce, by niechcący nie zrobić jej krzywdy. Zrobiliśmy
jej kilka zdjęć, żeby móc je pokazać szczęśliwej mamie. No i nie tylko jej, bo
znając Lechitów, to kiedy tylko dowiedzą się o porodzie dziewczyny, będą
ciekawi, jak nowonarodzone maleństwo wygląda.
Kilkadziesiąt minut
później nieśmiało wchodziliśmy do sali, w której Aśka leżała na szpitalnym
łóżku i widać po niej było niesamowite zmęczenie. Uśmiechnęła się niemrawo w
momencie, gdy tylko zauważyła naszą trojkę.
- Jest podobna do ciebie
– powiedziałam od razu po wejściu, a chłopcy potwierdzili moje stwierdzenie. –
Gratuluję, szczęśliwa mamuśko – dodałam, ściskając Kawecką.
- Jest śliczna – chwilę
później te słowa w jej kierunku wyszeptał Semir z ewidentną gulą w gardle,
siadając na łóżku obok Asi i obejmując ją z czułością.
- Naprawdę? – spytała.
- Tak, zobacz – dodałam,
podsuwając jej pod nos aparat.
Trochę czasu zajęło nam oglądanie zrobionych
wcześniej przez nas zdjęć i zachwycanie się malcem. Wymienialiśmy wszystkie
cechy, pośród których zauważyliśmy podobieństwo do Asi. Dobrze, że nie zdążyłam
wypakować z torebki aparatu, który miałam ze sobą w Gdańsku, bo inaczej zdjęcia
musielibyśmy robić komórką, a wtedy jakoś nie byłaby tak dobra i nie
zauważylibyśmy tylu szczegółów.
- Lekarz powiedział, że
jest zdrowa i że za długo w inkubatorze nie poleży, bo jak na wcześniaka jest
bardzo silna – poinformowała nas Asia z dumą.
- Po mamie – powiedział
Semir, całując ją w czoło.
- A ty, jak się czujesz?
– spytałam Aśkę.
- Bardzo zmęczona, ale
niezwykle szczęśliwa – szepnęła z uśmiechem.
Nie musiała nawet tego
mówić, to było po niej widać.
- To może my cię
zostawimy, żebyś mogła odpocząć? – zapytał Kuba.
- Nie, zostańcie. Tak
właściwie cieszę się, że jesteście tu ze mną wszyscy, bo muszę z wami
porozmawiać – zaczęła tajemniczo Asia.
Po tych słowach całą
trójką rozsiedliśmy się wygodnie na jej szpitalnym łóżku i spojrzeliśmy na nią
z uwagą.
- Ostatnio dużo myślałam
o tym wszystkim, co mnie spotkało i wiem, że bez was bym sobie nie poradziła.
Pomogliście mi w potrzebie, jak prawdziwi przyjaciele. Jestem wam za to
naprawdę bardzo wdzięczna…
- Przestań Asiu, to nic
takiego – zapewnił ją Kuba.
- Wręcz przeciwnie – ta
jednak uparcie zaprzeczyła. – Jesteście moimi przyjaciółmi i cieszę się, że was
mam. Chciałabym też jakoś podziękować wam za to, co dla mnie zrobiliście. Dlatego
mam do was prośbę… Czy zostalibyście rodzicami chrzestnymi mojej córki? –
spytała, spoglądając uważniej na mnie i Kubę.
Nie spodziewałam się
tego, naprawdę. Kuba chyba także. Byłam jednak bardzo dumna z tego, że mogłam dostąpić
takiego zaszczytu z jej strony.
- Jak mogłabym wam
odmówić? – spytałam retorycznie. – Jestem naprawdę zaszczycona, że wybrałaś
mnie na chrzestną swojej córki – powiedziałam Asi, ściskając ją i całując w oba
policzki.
- Cieszę się, że się
zgadzasz – odpowiedziała mi z uśmiechem Kawecka. – Mam nadzieję Kuba, że ty też
się zgodzisz – swój wzrok przeniosła na Wilczka.
- Naprawdę chcesz, abym
to ja został chrzestnym twojej córki? – zapytał Wilczek, wciąż nie dowierzając,
że jej propozycja jest prawdą.
- Naprawdę. Uważam, że jesteście
idealnymi kandydatami na rodziców dla mojej córeczki – zapewniła nas Asia. –
Mam nadzieję, że nam nie odmówisz? – spytała, wciąż uważnie spoglądając na
Kubę.
- Oczywiście, że nie.
Nie mógłbym – zapewnił ją Wilczek, całując po rękach.
- Dziękuję ci – szepnęła
Asia.
- Nie, to ja ci dziękuję
– odpowiedział jej Kuba, który wciąż nie wierzył w to, co się dzieje.
- To teraz nie pozostało
nic innego, jak wybrać dla małej imię. Może wreszcie zdradzisz je nam, jej rodzicom?
– zapytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Chyba już dłużej nie
mogę tego przed wami ukrywać – Asia uśmiechnęła się pod nosem. – Już dawno
wpadłam na pomysł imion dla mojego dziecka. Gdybym urodziła chłopca, to dałabym
mu na imię Jakub, na twoją cześć, Kuba. Ale skoro jest dziewczynka, to… poznaliście
dzisiaj Liliankę Kawecką.
Zrobiłam wielkie oczy,
kiedy to usłyszałam. Byłam tak zszokowana, że aż nie mogłam wydobyć z siebie
głosu. Już to, że zostałam chrzestną córeczki Asi, było dla mnie ogromnym zaszczytem,
ale to, że jej dziecko będzie nosiło moje imię… zatkało mnie. Po prostu.
Naprawdę, wszystkiego mogłam się spodziewać po dzisiejszym dniu, ale nie tego. W
ogóle na myśl mi taka sytuacja nie przyszła.
- Mam nadzieję, że nie
masz nic przeciwko temu, aby moja córka nosiła takie samo imię jak twoje –
powiedziała Asia, ponieważ wciąż niczego nie powiedziałam. Ale ja po prostu nie
mogłam wydobyć z siebie głosu. – Naprawdę chciałabym, aby mała była tak twarda
i wytrwała jak ty. Aby się nie poddawała, gdy życie kopnie ją w tyłek. Będziesz
dla niej dobrym przykładem, nie to co jej słaba i rozhisteryzowana matka...
- Teraz to przesadziłaś
– zaprzeczyłam, nagle odzyskując głos. – Świetnie sobie poradziłaś w tej
sytuacji, w której postawił cię Emil.
- Gdyby nie wy, to bym
sobie nie poradziła – mruknęła Asia, ale widząc nasz wzrok, skończyła ten
temat. – Kochani, a więc poznaliście dzisiaj Lilianę Kawecką, a może w
przyszłości Lilianę Kawecką Stilić?
- Naprawdę? – tym razem
to Semir się zdziwił na słowa Asi.
- Na razie musimy pozbawić
Emila praw rodzicielskich, a później możemy pomyśleć o adopcji – szepnęła
Kawecka.
Semir nie wierzył w to
co słyszy. Był niesamowicie szczęśliwy z tego, że możliwe, iż niedługo zostanie
ojcem Lilianki tak naprawdę. Ja i Kuba także byliśmy szczęśliwi, ponieważ
zostaniemy rodzicami chrzestnymi małej Kaweckiej. A ja do tego byłam dumna, że będzie
ona nosiła moje imię. Wiedzieliśmy, że wszyscy razem i każdy z osobna dokona
wszelkich starań, aby mała naprawdę miała piękne życie.
- Będzie najszczęśliwszą
osobą na ziemi – zapewnił Asię Semir.
- Będzie miała
piękniejsze dzieciństwo od naszego, już ja się o to postaram – dodałam,
spoglądając wymownie na Asię.
- I będzie kibicować
Lechowi, bo z takimi rodzicami nic innego jej już nie pozostało – dodał Kuba.
I trudno było się z tym
nie zgodzić.
______________________
Tadaaaaaaam! Dzieje się,
można powiedzieć, że wreszcie coś się dzieje. Pojawił się nowy członek wielkiej „rodziny” i… czyżby
zaczął się nowy romans? Tylko któż to może wiedzieć, co z tym fantem zrobi
Liliana i Kuba?
Aż sama nie wiem, co powiedzieć... Od dłuższego czasu coś mi w głowie mówiło, że szykuje się grubsza sprawa z uczuciami Liliany i Kuby, ale szybko od siebie odganiałam te myśli. Teraz z niecierpliwością czekam na rozwinięcie akcji, bo już widząc końcówkę rozdziału zaczęłam się wiercić w fotelu.
OdpowiedzUsuńprzepraszam,przepraszam, ze ostatnio nie komentowalam ale wgl czasu na nic nie mam :( genialny prezent na moje dzisiejsze urodziny, dziekuje bardzo :* haha. zebralam sie w sobie i pisze! :) kuurde! wiedzialam, ze predzej czy pozniej bedzie watek milosny pomiedzy Liliana, a Kuba! :) ale oni tak do siebie pasuja! ehh. Semir w roli ojca? nie umiem sobie tego wyobrazic! :) haha :> a rodzice chrzestni? CUDO! ale oni sa stworzeni dla siebie, haha.
OdpowiedzUsuńa kiedy cos u mnie? nie mam pojecia :( idzie mi jak krew z nosa :(( mam napisany kawalek i jak mam sie zabrac dalej za pisanie to nie wiem co nspisac. brakuje mi weny? ehhh. nie wiem :) moze zrobie prezent na 18 urodziny i dodam cos nowego! :)
Wzruszyłam się wyborem Kaweckiej, naprawdę. Jednak wizja Liliany trzymanej do chrztu przez inną Lilianę jest czymś, czego się nie domyślałam w ogóle i jakoś tak wpłynęło na mnie rozczulająco ;> Aczkolwiek nie mniej niż pocałunek Kotorowskiej i Wilka. Jedyne, co mogę napisać na ów spontaniczny (?), zdecydowanie romantyczny czyn, to: "A NIE MÓWIŁAM?!" :DD I na tym poprzestanę, cierpliwie czekając na ciąg dalszy tego romansu.
OdpowiedzUsuńCieszę się również bardzo, że Lila zaakceptowała:
a) Semira jako partnera Aśki,
b) Semira jako ojca Lili jr.,
c) Semira jako partnera Aśki i ojca Lili jr.
Najwyraźniej w stosunku do Bośniaka nasza przeurocza bohaterka postanowiła wreszcie schować pazurki.. Zobaczymy, na jak długo ;D
Napisałabym więcej, ale głowa tak mnie boli, że chyba zaraz wywali mi dekiel. Idę więc łyknąć jakiś mocny proszek z ibuprofenem, jednocześnie przepraszając, że dziś jest ze mnie tak kiepski pod względem komentatorskim pożytek.
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
Ta dum bass... Zbieram sie z komentarzem od samego rana. Mam teraz okropny mętlik w głowie. I ten wypadek kibiców Lechii -.- Porażka.
OdpowiedzUsuńAle wracając. Mała Lilka? Ajjć... Nie dziwię sie Kotorowskiej. Sama... I Semir. Pojął chyba całą genezę. Faceci zawsze są nieogatnięci jeśli chodzi o narodziny. Dwa trzy dni chodzą jak naćpani :D Ale w tym ich urok
Aaaaa!! I co Kuba jej powie? Bo obstawiam, że Lilka budzi sie z letargu w uczuciach do Wilczka.
Zapraszam serdecznie na corka-trenera.blogspot.com na rozdział 3.
A także na nie-damy-sie.blogspot.com i szukamy-sie.blogspot.com :D