piątek, 29 marca 2013

35. Wrocławskie przepychanki.



Ze szpitala do mieszkania wróciliśmy nad ranem. Każdy z nas automatycznie swoje kroki skierował do swojego łóżka, po czym bezwładnie na nie opadł i od razu zasnął. To był naprawdę męczący dzień. Najpierw podróż powrotna z Gdańska do Poznania, później zawiezienie Aśki na porodówkę, następnie nerwowe oczekiwanie na jej szczęśliwe rozwiązanie, a na koniec rozmowy na temat przyszłości małej Lilianki. Trudno się więc dziwić temu, że wszyscy, jak jeden mąż, padliśmy jak te przysłowiowe muchy. I aż do popołudnia w naszym mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał, co jest rzadkością. Pierwsza wstałam ja i postanowiłam zrobić sobie śniadanie, mimo obiadowej pory. Później miałam zamiar udać się do chirurga, bo w końcu takie zalecenie dostałam w Gdańsku, a wczoraj nie było czasu, aby to uczynić. Po cichu liczyłam, że tutejszy doktor oznajmi mi, iż szybciej pozbędę się tego buta stabilizującego, niż zapowiedziano mi to w szpitalu w Gdańsku. Naprawdę ciężko mi się żyło z ograniczonymi ruchami. Nie byłam tak samodzielna jak zawsze, co doprowadzało mnie do frustracji, ponieważ przez to musiałam się prosić o pomoc w czynnościach, które zazwyczaj przychodziły mi z łatwością. Po tej wizycie chciałam jeszcze zajrzeć do Asi i do mojej małej imienniczki. Zapowiadał się więc kolejny intensywny dzień.
Poza tymi wszystkimi planami ciążyło na mnie coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. A mianowicie rozmowa z Kubą. Wiedziałam, że powinniśmy sobie wyjaśnić to, co wczoraj zaszło między nami, jednak ja nie potrafiłam się przełamać i mimowolnie uciekałam przed tą rozmową, jak przed ogniem. Kuba próbował coś powiedzieć podczas naszego nocnego powrotu ze szpitala, ale wymigałam się zmęczeniem. Teraz też miałam zamiar niepostrzeżenie czmychnąć z mieszkania, zanim piłkarz się obudzi, jednak nie bardzo mi się to udało.
Kuba bowiem wyłonił się ze swojego pokoju, zapewne skuszony zapachem tostów przeze mnie przyrządzanych. I nie powinnam się temu dziwić, bo on już przecież tak ma, że jak poczuje jedzenie, to automatycznie znajduje miejsce, z którego dany zapach się unosi.
- Dzień dobry – powiedziałam, stawiając mu przed nosem świeżo upieczony tost. A co, niech zna moją dobroć.
Kuba przyjrzał mi się uważnie, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i odpowiadając pod nosem na moje powitanie. Nie wiem, co spodziewał się zobaczyć w mojej twarzy, ale widocznie niczego takiego tam nie dostrzegł, bo po chwili skupił się już na jedzeniu, a w pomieszczeniu zaległa cisza, której w normalnych warunkach tutaj nie uświadczysz. Atmosfera z minuty na minutę gęstniała. Kuba skubał tost, a ja mieszałam łyżeczką w herbacie, mimo że cukier dawno się już w niej rozpuścił. Mogłoby się wydawać, że nie mamy żadnych wspólnych tematów do rozmowy, a to przecież nie była prawda. Zawsze buzie nam się nie zamykały. A teraz było inaczej. Nigdy wcześniej jednak się nie pocałowaliśmy…
- Możemy teraz porozmawiać? – zapytał Kuba, gdy już zebrał się na odwagę.
Trochę mu to zajęło, nie powiem.
- A mamy o czym? – spytałam, starając się przyjąć najbardziej obojętną postawę, na jaką w tej chwili było mnie stać.
- Myślę, że tak. Chciałbym wyjaśnić ci… - zaczął Wilk.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam, przerywając mu zanim na dobre zaczął ten temat. – Najlepiej będzie jak o tym zapomnimy, bo chyba to miałeś zamiar mi właśnie powiedzieć, prawda? – zapytałam na koniec, przyglądając mu się z uwagą.
Kuba zmieszał się na moje stwierdzenie, jakby nie wiedział, co tak naprawdę chciał mi w tej chwili powiedzieć. Po chwili jednak przytaknął. Zrobił to jakby bez przekonania, jednak ja uznałam temat za zakończony.
- To fajnie, że mamy to za sobą – uśmiechnęłam się. – A o której jutro wyjeżdżasz do Gdańska? – spytałam, aby jak najszybciej zmienić kłopotliwy temat.
- Jeszcze nie wiem, ale chciałbym dojechać tam tak, aby zdążyć jeszcze rozpakować rzeczy, którą ze sobą stąd zabiorę. A co? Już chcesz mieć całe mieszkanie dla siebie? – podpuszczał mnie.
- Nie, nie o to chodzi – zaprzeczyłam z uśmiechem. – Po prostu… nie, jednak sama sobie poradzę – zrezygnowałam po chwili.
Nie chciałam go obarczać dodatkowymi obowiązkami. Już i tak miał ich sporo na głowie. Musiał się spakować przed jutrzejszą przeprowadzką, bo przez wczorajsze wydarzenia nie miał kiedy to zrobić. A ja jeszcze chciałam dołożyć mu kolejne zobowiązanie...
- Ej, mów o co chodzi. Chętnie ci pomogę – zapewnił mnie Wilk z uśmiechem.
- No… dobrze – skapitulowałam, widząc jego minę. – Bo chciałam jutro jechać do Wrocławia i wiesz, że sama bym sobie poradziła, ale z tą nogą potrzebuję kogoś, kto mnie tam zawiezie – wyjaśniłam mu.
Jak ja nienawidzę być od kogoś zależna! A właśnie w tej chwili tak się czułam, prosząc go o przysługę.
- Do Wrocławia? – zdziwił się Kuba. – A po co? - zainteresował się.
- Mam tam pewne sprawy do załatwienia…
Nie chciałam mu zdradzać powodu swojej podróży. Miał mnie tylko zawieź, nie oczekiwałam od niego, aby się włączył w moją misję. Tak naprawdę to wolałam nawet zrobić to sama, nie chciałam go w to mieszać. Potrzebowałam tylko kierowcy, który nie będzie mi zrzędził, że nie powinnam tego robić. A Kuba wydawał się być najodpowiedniejszym kandydatem do tego.
- Mam nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę… - przyjrzał mi się badawczo. – Lila, przecież obiecałaś Aśce, że się w jej życie wtrącać nie będziesz! – krzyknął oburzony, domyślając się jednak, co zaplanowałam.
A niech cię, Jakubie Wilku! Czy ty musisz mnie aż tak dobrze znać?
- Nie, ja jej obiecałam, że już więcej nieproszona nie będę się wtrącać w jej relację z Semirem – przypomniałam mu. – Poza tym, sama sobie obiecałam, że kiedyś powiem im co o nich myślę, a wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Lila, to niczego nie zmieni… - powiedział Kuba zupełnie innym tonem, orientując się, że krzykiem niczego nie zdziała.
- Właśnie, że zmieni, bo dzięki temu będę mieć czyste sumienie – przerwałam mu. – To co, piszesz się na to, czy nie? – spytałam zdenerwowana.
Nie miałam zamiaru wdawać się z nim w bezpodstawną rozmowę na temat, czy mam tam jechać, czy jednak nie. Ja już postanowiłam i zdania swego nie zmienię. Kuba tymczasem przybrał na twarz nieprzejednaną minę i zastanawiał się przez chwilę. Wiedziałam już, że to zachowanie niczego dobrego dla mnie nie wróży.
- Wybacz, ale tym razem ci nie pomogę – zadecydował po chwili.
- Jak tam sobie chcesz – mruknęłam rozzłoszczona, po czym wstałam od stołu i poszłam się ubrać w zimowe rzeczy.
- Lila, co ty robisz? Gdzie idziesz? – zapytał zdezorientowany moim zachowaniem Wilk.
- Mam wizytę u chirurga – poinformowałam go oschle, nie przerywając swoich poczynań i nawet na niego nie spoglądając.
- Poczekaj, zawiozę cię, tylko się ubiorę – zaoferował szybko swoją pomoc.
- Nie trzeba, zamówiłam taksówkę – poinformowałam go, po czym bez zbędnych wyjaśnień obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania, trzaskając jeszcze drzwiami na zakończenie.
Może nie zachowałam się dobrze, ale tą odmową Kuba mnie zdenerwował. Tak po prostu. Bo niby tak dobrze mnie zna, a mimo wszystko nie rozumie, jak ten wyjazd jest dla mnie ważny. A ja po prostu mam już taki charakter i nie zmienię go, mimo że wielokrotnie próbowałam to zrobić. Spędziłam pół dzieciństwa sama, w bidulu, więc Kubę nie powinno dziwić, że tak bardzo dbam i martwię się o moich bliskich, skoro ich teraz mam.
Ale jeśli nie on, to ktoś inny mi pomoże w dostaniu się jutro do Wrocławia. I ja już nawet wiem, kto to będzie.


*


Od tamtego momentu nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tu nie chodzi o to, że się na niego obraziłam, bo mi odmówił i dlatego się do niego nie odzywałam. Minęliśmy się po prostu. Rzadko nam się to zdarzało podczas naszego wspólnego mieszkania, ale jednak tym razem tak wyszło. Ja cały dzień spędziłam poza domem, najpierw jeden szpital, potem drugi, a zaraz po wejściu do mieszkanie zamknęłam się w pokoju Aśki, w którym tymczasowo spałam i od razu zasnęłam, bo tak mnie ten dzień wymęczył. A Kuba? Nawet nie wiem, co robił w tym czasie, bo go w ogóle nie widziałam.
- Lila, gniewasz się na mnie? – zapytał się mnie Kuba następnego ranka, kiedy już ubrana i najedzona siedziałam w kuchni i trochę zniecierpliwiona czekałam, aż Semir da mi znać, że czeka na mnie pod blokiem.
Tak, nie macie zwidów, poprosiłam Bośniaka, aby ze mną pojechał, a ten się zgodził. Wiedziałam, że sam ma wielką ochotę poznać Emila i mu nawtykać, a dzięki mojej eskapadzie miał ku temu możliwość.
- Nie, nie gniewam się. Skąd ci to przyszło do głowy? – udałam zdziwienie.
- Bo od wczoraj się do mnie nie odzywasz, a ja nie chcę, abyśmy rozstawali się w gniewie… – przyznał.
- Wszystko jest tak jak było, czyli w jak najlepszym porządku – zapewniłam go, zdobywając się na najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie w tej chwili stać.
Tak naprawdę było to jednak fałszywe zapewnienie, bo czułam, że w przeciągu jednego dnia cała relacja między nami, którą budowaliśmy przez lata tak po prostu się popsuła. Legła jak domek z kart. Może jego wyjazd jednak dobrze nam zrobi?
Kuba tymczasem chciał coś mi odpowiedzieć, jednak nie mógł, bo zadzwonił mój telefon. To Semir dał mi tym znać, że czeka na mnie na dole. Wstałam więc pospiesznie z krzesła i poszłam się ubrać, nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony Wilka.
- Dokąd się wybierasz? – spytał Kuba zaskoczony moim zachowaniem. – Myślałem, że posiedzimy razem przed moim wyjazdem – przyznał.
- Wybacz, Kubuś, ale jadę z Semirem do Wrocławia – poinformowałam go ze skruchą.
I tym razem była to prawdziwa skrucha, bo naprawdę chętnie posiedziałabym z nim, jednak musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej.
- A jednak! – krzyknął Wilk. – Mogłem się spodziewać, że nie odpuścisz.
- A dlaczego miałabym? – zdziwiłam się, unosząc brew nad prawym okiem i przystając w pół kroku.
- Lila, nie rozumiem twojego uporu. To naprawdę nie jest dobry pomysł. Aśka nie będzie z tego zachwycona – Kuba jeszcze raz spróbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy.
- Wręcz przeciwnie – zapewniłam go, święcie o tym przekonana. – Dzięki mnie nie będzie musiała się już z nim więcej widzieć, no chyba, że na rozprawie sądowej.
- Na rozprawie sądowej? – spytał zdziwiony Kuba.
- No tak. Przecież jadę mu zawieźć zaproszenie na rozprawę o pozbawienie go praw rodzicielskich do Lilianki – wyjaśniłam mu. – A przy okazji mam zamiar napluć mu w twarz – dodałam z uśmiechem.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał z wyrzutem.
- Dorobiłeś sobie własną teorię, proszę bardzo, mnie nic do tego. A teraz wybacz, ale Semir na mnie czeka. Będziesz jeszcze jak wrócę? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nie wiem, Lila... - mruknął Kuba.
Staliśmy chwilę w milczeniu, patrząc na siebie, jakbyśmy chcieli zapamiętać, jak wyglądają nasze twarze.
- Wiesz, że nie lubię pożegnań, prawda? – spytałam, przerywając milczenie.
Kuba przytaknął z niemrawym uśmiechem. Podeszłam więc do niego i tak po prostu się w niego wtuliłam.
 - Będę tęsknić – szepnęłam.
- Ja też będę. Nawet nie wiesz, jak bardzo… – usłyszałam szept Kuby. – Obiecujesz, że mnie odwiedzisz? – zapytał.
- No jasne! – odrzekłam z uśmiechem, wyswobadzając się z jego objęć i spoglądając mu w twarz. – A ty nie zapomnij dać mi znać, gdy już dojedziesz do Gdańska, żebym się nie denerwowała – powiedziałam jeszcze, całując go w policzek.
Kuba przytaknął, że tak zrobi. Chciał chyba coś powiedzieć, ale nie było na to czasu, ponieważ szybko obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Pożegnałam go uśmiechem, który chciałam, aby zapamiętał. Nie lubiłam pożegnań, naprawdę, zawsze wtedy niepotrzebnie płaczę. Wolałam więc tego uniknąć, dlatego w pospiechu (jak na mój aktualny stan nogi) zeszłam na dół. A tam od razu dopadł do mnie Semir.
- No nareszcie. Już myślałem, że się rozmyśliłaś – powiedział z lekkim wyrzutem.
- No coś ty! – oburzyłam się. – Musiałam się z Kubą pożegnać, bo nie wiem, czy będzie jeszcze w mieszkaniu, gdy wrócimy – wyjaśniłam mu.
- Ano tak, bo on dzisiaj wyjeżdża… - mruknął Semir, jakby zastanawiając się, czy ma iść na górę i się z nim pożegnać, czy jednak lepiej tego nie robić. Ja nie miałam zamiaru czekać, aż podejmie decyzję, dlatego od razu swoje kroki skierowałam w stronę jego samochodu. – Lila, poczekaj! – Semir krzyknął po chwili, gdy się ocknął i zauważył, że już wsiadam do środka.
- Coś nie tak? – zdziwiłam się, stojąc wciąż obok otwartych drzwi od strony pasażera samochodu. – To nie jest twój samochód?
- Nie, mój, mój – uspokoił mnie z uśmiechem. – Po prostu chciałbym z tobą chwilkę porozmawiać – powiedział, zamykając drzwi od strony pasażera.
- Teraz? – spytałam zniecierpliwiona. – To nie może zaczekać?
- Tak, teraz. Bo później będzie za późno, a teraz jest do tego najodpowiedniejsza pora – odpowiedział zawile, tak, że nie bardzo go zrozumiałam.
Do tego nie mogłam się głębiej zastanowić nad sensem jego słów, bo ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Bośniak po swoich słowach zaczął niebezpiecznie zbliżać swoją twarz do mojej.
- Semir… - próbowałam coś powiedzieć, jednak ten zamknął mi usta pocałunkiem.
Niech to poznański koziołek tryknie! Co się takiego zmieniło od mojego powrotu z Gdańska, że tak nagle wszyscy mnie całują, mimo że nie powinni tego robić?!
- Co to miało znaczyć? – spytałam zszokowana, kiedy tylko Bośniak oderwał swoje usta od moich ust, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem go w twarz.
Nie mieściło mi się w głowie jego zachowanie. Ma Asię, którą podobno kocha nad życie. A gdy tylko jej nie ma obok niego, ten przystawia się do mnie. To była chora sytuacja, w której nie powinnam się była znaleźć, a mimo wszystko się znalazłam. I bardzo mi się to nie podobało.
- Chciałem to zrobić, odkąd tylko wróciłaś z Hiszpanii. Proszę cię, nie przerywaj mi – powiedział, widząc, że mam zamiar wtrącić swoje trzy grosze. – Chciałem ci powiedzieć, że zawsze będziesz jedną z ważniejszych kobiet w moim życiu. To dzięki tobie nauczyłem się, co to jest miłość i wiem, że gdyby nie moja głupota, możliwe, że teraz bylibyśmy szczęśliwą parą. Tak się jednak nie stało i może dobrze, bo dzięki temu spotkałem równie cudowną kobietę co ty. Tym pocałunkiem po prostu chciałem się z tobą pożegnać, zamknąć pewien rozdział. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć, ale od tej chwili to Asia i Lilianka są dla mnie najważniejsze.
Patrzyłam mu w oczy, kiedy to mówił. Nie miałam innego wyjścia, jego twarz wciąż była zdecydowanie za blisko mojej. Ale dzięki temu uwierzyłam mu we wszystko, co właśnie powiedział.
- Dziwny sposób sobie wybrałeś na pożegnanie, ale okej, fajnie, że oboje mamy ten rozdział naszego życia za sobą. Cieszę się, że teraz ważna jest dla ciebie tylko Asia i Lilianka. I wiedz, że na mnie też zawsze możesz liczyć. A teraz może lepiej będzie, jak już ruszymy – zakończyłam, mówiąc szybko i niezbyt składnie, bo wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co się właśnie stało.
W mojej głowie toczyła się właśnie burza, nad którą nie potrafiłam zapanować i która bardzo, ale to bardzo mi się nie podobała.
- Masz rację – uśmiechnął się Semir pod nosem, po czym otworzył przede mną drzwi od samochodu.
Minutę później wyjeżdżaliśmy już z naszego osiedla w stronę Wrocławia. Choć tak naprawdę ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej…


*


Po kilku godzinach zaparkowaliśmy pod okazałą rezydencją na przedmieściach Wrocławia. Pamiętałam ten dom doskonale, byłam tu z Krzyśkiem kilka lat temu, aby odwiedzić Asię u jej nowych rodziców. Kiedy tak szłam powoli w stronę drzwi frontowych, stwierdziłam, że niewiele się tu zmieniło od tamtej pory, mimo że od mojej ostatniej wizyty minęło już kilka dobrych lat, a rodzice Asi zdążyli przez ten czas się nieźle wzbogacić. Stojąc przed dębowymi drzwiami, nie myślałam jednak o tym jak bogaci to są ludzie. Bo nieważne były finanse, tylko to jakimi są ludźmi, a po tym jak potraktowali Asię, nie miałam o nich dobrego zdania. I teraz na własnej skórze miałam się przekonać, jacy są naprawdę. Nacisnęłam więc na dzwonek i wraz z Semirem cierpliwie czekałam, aż ktoś nam otworzy. Bośniak miał zostać w samochodzie, ale uparł się, że pójdzie ze mną. Obiecał mi jednak, że nie będzie się wtrącał, chyba przeczuwając, że sama chcę to załatwić. Nie zdążyliśmy nawet zamienić ze sobą słowa, bo drzwi frontowe uchyliły się i ujrzałam w nich małego chłopca, zapewne brata Asi, o którym mi wspominała.
- Cześć – uśmiechnęłam się w jego kierunku i gdybym tylko mogła, to bym się schyliła. Ale przez tą nogę musiałam patrzeć na niego z góry. – Ty jesteś pewnie Mateusz? – zapytałam go.
- Tak, a kim pani jest? – spytał z rezerwą.
Widać, nauczyli go w domu, aby nie ufać obcym.
- Jestem Liliana, a ten pan za mną to Semir. Jesteśmy przyjaciółmi twojej siostry Asi – przedstawiłam się mu. – Są rodzice w domu? – zapytałam.
Mały przytaknął, jednak nie dane mu było cokolwiek powiedzieć, bo za jego plecami pojawiła się pani Regina. Zmierzyła naszą dwójkę od stóp do głów z ewidentną wyższością, bo przy niej wyglądaliśmy jak biedota. A ona - idealnie skrojona na nią garsonka, obcasy, korale, pierścionki, pomalowane paznokcie, ułożona fryzura, pełen makijaż… kobieta na poziomie.
- Kim państwo są? I czego chcą od mojego syna? – prychnęła.
Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak tylko potrafiłam w tej chwili, mimo że był to najbardziej zjadliwy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie pamięta mnie pani? – udałam zdziwienie.
No jasne, że mnie nie pamięta! Przecież podczas naszych odwiedzin prawie cały czas przesiedzieliśmy z nowym ojcem Asi, bo ona miała jakieś ważne papiery do przejrzenia.
- Nie przypominam sobie… - zaczęła.
- Kochanie, przecież to Liliana! – jednak nie dane jej było dokończyć, bo przerwał jej mąż, który wyłonił się ze środka pomieszczenia. – Wydoroślałaś – powiedział w moim kierunku, zapraszając mnie gestem do ich domu.
Weszłam do środka z rezerwą, a Semir podążył za mną jak cień, nie mówiąc nic, tak jak się umawialiśmy.
- Przecież kilka lat minęło od naszego ostatniego spotkania – uśmiechnęłam się w jego kierunku. – To jest Semir, mój przyjaciel, który pomógł mi się tutaj dostać, bo ciężko by było mi samej jechać z tą chorą nogą – wyjaśniłam, widząc, że są ciekawi, kim jest Bośniak. A poza tym, to byłoby niekulturalne nie przedstawić osoby, którą się wprowadza ze sobą na „salony”.
- A co się pani stało? – zainteresował się pan Antoni.
- Ferie zimowe, proszę pana – uśmiechnęłam się. – Ale nie po to tu przyjechałam. Chciałam z państwem porozmawiać. Nie zajmę zbyt wiele czasu – dorzuciłam, widząc, że pani Pawłowska już ma zamiar coś powiedzieć, aby jak najszybciej się mnie pozbyć.
Ale nie ze mną takie numery! O nie!
- Ale my nie wiemy, co u Asi. Nie mamy z nią kontaktu od kilku miesięcy – syknęła, w międzyczasie odsyłając syna do swojego pokoju, mimo jego ewidentnego sprzeciwu.
- Ale ja wiem – powiedziałam, ku jej zaskoczeniu. – Chciałam państwa poinformować, że wczoraj zostali państwo dziadkami.
Na obliczu pana Antoniego pojawił się uśmiech, aż zaczęłam myśleć, że może jednak ta wiadomość zmieni ich podejście do Kaweckiej. Niestety, bardzo się pomyliłam…
- I co, od razu przysłała cię po pieniądze? – zapytała kpiąco pani Pawłowska.
Zmierzyłam ją spojrzeniem, które gdyby mogło, zabiłoby ją na miejscu.
- Nie, skądże znowu – odpowiedziałam jej jednak z takim spokojem w głosie, którego sama po sobie się nie spodziewałam. – Ona nie chce od was niczego.
- To po co przyjechałaś? – naskoczyła na mnie.
- Sądziłam, że chcą państwo wiedzieć, iż macie zdrową wnuczkę, ale widzę, że się pomyliłam – wyjaśniłam z kwaśnym uśmiechem. – Nie sądziłam, że jesteście tacy. Liczyłam, że ta informacja zmieni wasze podejście do niej, ale jednak nie. I nie rozumiem, jak takim gburowatym snobom można przydzielić opiekę nad dzieckiem z bidula.
Pani Regina poczerwieniała na całej twarzy, gdy usłyszała moje słowa. Ale właśnie taki był ich cel.
- Wynoś się stąd, smarkulo! – krzyknęła w moim kierunku, niebezpiecznie machając rękoma.
Ewidentnie puściły jej nerwy. W odróżnieniu ode mnie. Nie mrugnęłam nawet okiem na jej słowa. Nie miałam zamiaru pokazać jej, jaką wielką mam ochotę, by wziąć ją za te jej uformowane kudły i wbić jej do głowy, jaką jest suką.
- Trochę szacunku, proszę. To, że ma pani pieniądze, nie upoważnia pani do pomiatania biedniejszymi osobami. Naprawdę nie musi mnie pani wypraszać w tak chamski sposób, sama z wielką chęcią stąd wyjdę i już nigdy więcej nie wrócę. I myślę, że Asi i Lilianki również państwo nigdy nie zobaczą. Nie dziwię się jej wcale, że nie chce mieć takich rodziców i dziadków dla swojej córeczki – zakończyłam z triumfalnym uśmiechem, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia.
Semir stał za mną z wybałuszonymi oczami, zapewne zaskoczony, że ktoś, kto wychowywał Aśkę, może się tak zachować. Złapałam go więc za rękę i pociągnęłam za sobą, bo wydawało mi się, że nie był w stanie się stamtąd ruszyć.
- Nie sądziłem, że ludzie mogą być tacy podli – powiedział po kilku minutach, kiedy trochę ochłonął.
- A ja się tego spodziewałam – powiedziałam, ku jego zaskoczeniu. – Bogaci, nie mogli mieć dzieci, więc adoptowali Asię. A tu nagle rodzi im się syn. Kto jest ważniejszy dla nich, adoptowana córka, czy rodowity spadkobierca ich spuścizny? – zapytałam retorycznie.
- Dla mnie to jest nie do pojęcia – powiedział Semir.
- A ja żyjąc w bidulu nie raz spotkałam się z taką sytuacją, więc dla mnie to żadna nowość, niestety – mruknęłam smutno, łapiąc za klamkę samochodowych drzwi.
Nie było nam jednak dane wsiąść do środka, ponieważ w tej chwili dogonił nas ojciec Asi, uniemożliwiając nam odjechanie.
- Bardzo was przepraszam za moją żonę, naprawdę, ona nigdy taka nie była. Nie wiem, co jej się stało, ale ostatnio zrobiła się nie do zniesienia. Mam już serdecznie dość jej podejścia do Asi – na wstępie zaczął się nam żalić. – Mi naprawdę na niej zależy i bardzo chciałbym się z nią zobaczyć. Nawet dzwoniłem do niej kilka razy, by dowiedzieć się jak się czuje i czy czegoś nie potrzebuje, ale nie odbiera ode mnie telefonów.
- Asia nie odbierała, bo nie chciała słuchać oskarżeń z waszej strony i tych wszystkich przykrych słów, których już nie raz doświadczyła – wyjaśniłam mu, wciąż będąc wkurzająco spokojną.
- Byłem głupi, że nie postawiłem się wtedy żonie, że wziąłem jej stronę… Powinienem pokazać Asi, że może na mnie liczyć… Teraz mam za swoje – powiedział zrezygnowany, wzdychając ciężko. – Bardzo za nią tęsknię. I nie tylko ja, Mateusz również.
- Ona naprawdę nie chce was widzieć, ale… porozmawiam z nią – obiecałam mu po chwili, ściągając ta nieprzejednaną maskę, bo widziałam, że mówi szczerze i że mu naprawdę zależy na Kaweckiej.
- Naprawdę? – spytał zaskoczony. – Mimo tego wszystkiego, co przed chwilą powiedziała moja żona, zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście. Widzę, że pan ją kocha, a Mateusz też bardzo się ucieszył, gdy wspomniałam o jego siostrze – wyjaśniłam mu z uśmiechem.
- Jesteś aniołem! – krzyknął, przyciskając mnie do siebie. – Naprawdę bardzo chciałbym je obie zobaczyć… - westchnął, puszczając mnie.
Usłyszawszy to poszperałam w torebce i wyciągnęłam z niej aparat.
- Proszę bardzo. Na razie musi to panu wystarczyć – powiedziałam, podając mu go.
A facet się rozkleił. Tak po prostu zaczął płakać.
- Jaka ona jest śliczna – szepnął, przyglądając się swojej wnuczce, jednocześnie pociągając nosem, aż mu chusteczkę musiałam podać.
A potem zaczął mówić, jak to ma dosyć swojej apodyktycznej żony, która swoim zachowaniem niszczy ich rodzinę, że Mateusz też na tym cierpi, bo ona oczekuje od niego zbyt wiele, że oboje z synem strasznie tęsknią za Asią i tak dalej. Poklepałam go tylko po ramieniu, bo co mi pozostało? Niczego więcej zrobić nie mogłam. Obiecałam mu jeszcze, że postaram się mu pomóc w kontakcie z córką, po czym szybko się pożegnałam, zanim jego żona zdąży wyskoczyć z domu z jakimś wałkiem w ręce, czy czymś o wiele gorszym, aby nas nim ubić.
- Myślisz, że on mówi szczerze? – spytał mnie Semir z powątpiewaniem, kiedy już wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Myślę, że nie potrafiłby się tak rozpłakać na zawołanie.
Naprawdę, nie wyglądał na tak dobrego aktora. Jego reakcja wydawała mi się być szczerą i miałam nadzieję, że się nie pomyliłam.
- Szkoda mi go – mruknął Semir. – Ja bym z taką żoną nie wytrzymał.
- Na szczęście Asia nie jest do niej podobna, w końcu to nie jest jej biologiczna matka – powiedziałam z uśmiechem, a Semir pokiwał głową.


*


Stara kamienica w środku miasta. Bez windy, co było teraz dla mnie sporą niedogodnością i utrapieniem. Semir jednak pomógł mi się jakoś doczołgać na drugie piętro, po czym zniknął za ścianą, tak aby wyglądało, że przyszłam sama. Po tym wszystkim zapukałam do drzwi mieszkania z numerem 5. Trochę już tam stałam, nerwowo przygryzając wargę i spodziewając się, że nikogo nie ma w domu, jednak po kilkunastu minutach wreszcie w drzwiach pojawił się wysoki i naprawdę przystojny mężczyzna, który na wstępie zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów. Posłałam mu filuterny uśmiech. Jeśli to był Emil, to nie dziwię się, że Asia się w nim zakochała. Był totalnie w jej typie.
- Emil Rakowski? – spytałam.
- Tak, to ja – przytaknął. – My się znamy? – zdziwił się.
- Nie, ale mamy wspólną znajomą – wyjaśniłam mu.
- Tak? A jaką? – zapytał, nonszalancko opierając się o framugę swoich drzwi.
- Kojarzysz może niejaką Joannę Kawecką?
Mina od razu mu zrzedła, kiedy tylko usłyszał nazwisko Asi.
- Nie przypominam sobie. To chyba jakaś pomyłka… - zaczął się wymigiwać.
Chciał się wycofać, jednak Semir, który do tej pory stał z boku i się mu nie pokazywał na oczy, udaremnił mu to, wkładając nogę między drzwi, a framugę i przytrzymując go za łokieć, aby nam nie zwiał.
- A ja myślę, że doskonale ją kojarzysz – podzieliłam się z nim swoimi przypuszczeniami.
- A nawet jeśli, to co? Coś w tym złego? – zironizował. – Nie widziałem się z nią od kilku miesięcy, więc nie rozumiem, po co do mnie przyszliście.
- Chciałam ci osobiście doręczyć pozew o pozbawienie praw rodzicielskich, żebyś się mógł nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia - syknęłam.
- To nie mogłaś wysłać tego pocztą? – zakpił, odbierając ode mnie kopertę.
- Nie, bo wtedy nie mogłabym ci powiedzieć, że jesteś skończonym łajdakiem, który nie zasługuje na tak wspaniałą osobę, jaką jest Asia. I chętnie bym ci sprzedała prawego sierpowego, ale w sądzie powinieneś przyzwoicie wyglądać – mruknęłam, klepiąc go tylko po policzku.
- Asia nie jest taka wspaniała, za jaką ją uważasz. Wrobiła mnie w tego bachora! – krzyknął.
- Coś ty powiedział?! – tym razem to nie ja zabrałam głos, a zrobił to Semir.
- Taka prawda – zaśmiał się. – A teraz pewnie to też jest jakaś przykrywka z tymi prawami rodzicielskimi. Pewnie chce wyciągnąć ode mnie kasę. Tak, na pewno jej o to chodzi, jak każdemu wychowanemu w domu dziecka.
Nie mogłam zapobiec temu, co się stało po tych słowach. Tak właściwie powinnam coś zrobić, ale nie zdążyłam. Z drugiej strony jednak sama miałam ochotę zrobić coś podobnego, bo mu się należało. Ale nie umiałam, bo ostatnie zdanie ugodziło także moje uczucia i przez to stałam tam zaskoczona i niczego nie zrobiłam. A o czym teraz mówię? A o tym, że Semir zamachnął się i uderzył go w twarz. Z nosa Emila momentalnie pociekła krew. Nie wyglądało to najlepiej, jeśli mam być szczera, to Bośniak chyba mu ten nos złamał.
- Nigdy więcej nie obrazisz Aśki! – krzyknął, łapiąc go za fraki i podnosząc w górę. Nie spodziewałam się nawet, że on ma w sobie aż tyle siły. – Zjawisz się na rozprawie, zrzekniesz się praw i będziesz miał swój problem z głowy, zrozumiano?
- Teraz to ty jesteś jej chłoptasiem, którego chce mieć tylko dla siebie? – zironizował Emil.
- Nie twój zasrany interes. Zrobisz jak powiedziałem i znikniesz z jej życia. Jasne?! - krzyknął tak głośno, że chyba wszyscy sąsiedzi go usłyszeli.
Emil tymczasem przełknął głośno ślinę, widząc w jaką furię wprowadził Semira swoimi słowami. Chyba zaczął się bać o swoją twarz, która już i tak nie wyglądała najlepiej, bo przestał się kpiąco uśmiechać. Obiecał nam, że zrobi tak, jak powiedział mu Semir. A gdy Bośniak go puścił, w mgnieniu oka zniknął w mieszkaniu, zabierając ze sobą dokumenty i zamykając drzwi na cztery spusty.
- Wiesz, że nie powinieneś go bić? – spytałam, kiedy kierowaliśmy się w stronę samochodu.
- Wiem. Ale nie wytrzymałem, kiedy obraził Aśkę. Ciebie również obraził – wyjaśnił mi. – Ty przecież też miałaś ochotę go uderzyć, sam widziałem.
- No tak, ale zamurowało mnie, gdy to powiedział – przyznałam. – Ale wiesz, że on może to wykorzystać przeciwko tobie?
- Wiem, ale myślę, że jednak chce się nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia i nie będzie robił problemów – powiedział pewnie Semir.
- Obyś miał rację – westchnęłam. – Bo lepiej, żebyśmy tą wizytą nie zaszkodzili Aśce…
- O nic się nie martw Lila, już ja się dziewczynami zajmę – obiecał mi Bośniak, po czym pomógł mi wsiąść do samochodu i zamknął za mną drzwi.
A chwilę później jechaliśmy już w stronę Poznania.



_________________

Strasznie długi mi wyszedł ten rozdział, mam nadzieję, że nie przeraziliście się ilością słów, które napisałam. Ale wreszcie coś się dzieje, nie? I wiem, wiem, Lila jest zła, bardzo zła, a Kuba też taki za mało stanowczy. Ale nie mogą wciąż być tacy krystaliczni, nie? A tak poza tym, to jak Wam się podoba nowy szablon? Hm? 

Do następnego. Ściskam Was serdecznie kochani i życzę Wam wesołych świąt wielkanocnych, mimo że za oknem śnieg.

2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem, przyznaję. Bo nie dość, że Lila jest kulawa i zszokowana zachowaniem Wilka (o którym to zachowaniu, tak na dobrą sprawę, nadal niewiele wiemy, żywiąc się tylko własnymi domysłami, zapewne jakże przejaskrawionymi ;>), to w dodatku zaskakujący sam w sobie był całuśny wyskok Semira oraz scysja z przybranymi rodzicami Aśki i kmiotem-Emilem. Ale po kolei:
    1. Zachowanie Kuby - Nie wiem, czy zamiatanie Sprawy Intensywnego Buziaka pod dywan jest rozsądne. Na krótką metę może by owy wybieg coś dał, ale ja podejrzewam, że, jak już zostało nadmienione w blogu, Lila i Wilku będą dalej ze sobą utrzymywać przyjacielskie stosunki po wyjeździe piłkarza do Gdańska (co zresztą sobie obiecali), dlatego sądzę, iż sprawa skradzionego całusa prędzej czy później i tak wypłynie na powierzchnię zdarzeń. Uff, co za zdanie! :D Sumując wywód i dodając wniosek: Nie lepiej załatwić wszystko od razu? Później rozdrapywanie rany będzie bolało podwójnie. Chyba, że naprawdę nie ma nad czym się dłużej rozwodzić.. w co osobiście nie wierzę ;D
    2. Semir - Wziął z zaskoczenia nie tylko Kotorowską, ale i mnie :D Ładnie o nim świadczy chęć zakończenia pewnego etapu życia przed zdecydowanym startem w nową fazę egzystencji, z nową kobietą (oraz jej dziecięciem), pytanie tylko brzmi, czy Bośniak jest do końca szczery i nie chce upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu.. Skądinąd wiem, że Lila na to by Lechicie i tak nie pozwoliła, ale obawy mam. Choć sposób, w jakim Semir dowalił Emilowi na powrót stawia go w dobrym świetle. Nie ma to jak piąchopiryna dla opornych :D
    3. Rodzice Kaweckiej - tutaj będzie krótko: honor familii uratowali pan Antoni oraz mały Mateusz. O Pani Matce nie chce mi się nawet wspominać. Już nawet nie mam nadziei na jej odmianę w pozytywną babcię, przygotowującą kleiki dla wnuczki i znoszącą córce w darze pampersy oraz oliwki dla niemowląt ;>
    4. Emil - zaatakowany dubeltowo raczej nie miał szans na ucieczkę i skrycie się w tajnym azylu. i dobrze ;> należało mu się solidne bęc w czaszkę (tudzież w nos) za insynuacje względem Aśki, dzieci z sierocińca i ogólne bycie sukinkotem ;> Dobrze chociaż, że nie stawał okoniem względem pozwu.. Przynajmniej na razie.

    nowy szablon <3 aczkolwiek z łezką wspominam chwile, kiedy na zdjęciu nagłówkowym witała mnie cyklicznie grupa obejmujących się w tryumfie graczy Lecha Poznań.. Ach!

    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeezu kiedy będzie rozdział??Już sie nie mogę doczekać :p nigdy wcześniej nie komentował twojego bloga ale jakiś czas temu szukałam czegoś do przeczytania i trafiłam na ciebie..W ciągu jednego weekendu nadrabiam zaległości wręcz nie moglam się oderwać od czytania! Jestem twoja wielką fanką i co chwile zaglądam żeby się upewnić czy czegoś nie dodałas. Czekam i życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń