Ze szpitala do
mieszkania wróciliśmy nad ranem. Każdy z nas automatycznie swoje kroki
skierował do swojego łóżka, po czym bezwładnie na nie opadł i od razu zasnął.
To był naprawdę męczący dzień. Najpierw podróż powrotna z Gdańska do Poznania,
później zawiezienie Aśki na porodówkę, następnie nerwowe oczekiwanie na jej szczęśliwe
rozwiązanie, a na koniec rozmowy na temat przyszłości małej Lilianki. Trudno
się więc dziwić temu, że wszyscy, jak jeden mąż, padliśmy jak te przysłowiowe muchy.
I aż do popołudnia w naszym mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał, co
jest rzadkością. Pierwsza wstałam ja i postanowiłam zrobić sobie śniadanie,
mimo obiadowej pory. Później miałam zamiar udać się do chirurga, bo w końcu takie
zalecenie dostałam w Gdańsku, a wczoraj nie było czasu, aby to uczynić. Po
cichu liczyłam, że tutejszy doktor oznajmi mi, iż szybciej pozbędę się tego
buta stabilizującego, niż zapowiedziano mi to w szpitalu w Gdańsku. Naprawdę
ciężko mi się żyło z ograniczonymi ruchami. Nie byłam tak samodzielna jak
zawsze, co doprowadzało mnie do frustracji, ponieważ przez to musiałam się
prosić o pomoc w czynnościach, które zazwyczaj przychodziły mi z łatwością. Po
tej wizycie chciałam jeszcze zajrzeć do Asi i do mojej małej imienniczki. Zapowiadał
się więc kolejny intensywny dzień.
Poza tymi wszystkimi
planami ciążyło na mnie coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. A mianowicie
rozmowa z Kubą. Wiedziałam, że powinniśmy sobie wyjaśnić to, co wczoraj zaszło
między nami, jednak ja nie potrafiłam się przełamać i mimowolnie uciekałam
przed tą rozmową, jak przed ogniem. Kuba próbował coś powiedzieć podczas
naszego nocnego powrotu ze szpitala, ale wymigałam się zmęczeniem. Teraz też
miałam zamiar niepostrzeżenie czmychnąć z mieszkania, zanim piłkarz się obudzi,
jednak nie bardzo mi się to udało.
Kuba bowiem wyłonił się
ze swojego pokoju, zapewne skuszony zapachem tostów przeze mnie przyrządzanych.
I nie powinnam się temu dziwić, bo on już przecież tak ma, że jak poczuje jedzenie, to
automatycznie znajduje miejsce, z którego dany zapach się unosi.
- Dzień dobry –
powiedziałam, stawiając mu przed nosem świeżo upieczony tost. A co, niech zna
moją dobroć.
Kuba przyjrzał mi się uważnie,
mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i odpowiadając pod nosem na moje
powitanie. Nie wiem, co spodziewał się zobaczyć w mojej twarzy, ale widocznie
niczego takiego tam nie dostrzegł, bo po chwili skupił się już na jedzeniu, a w
pomieszczeniu zaległa cisza, której w normalnych warunkach tutaj nie
uświadczysz. Atmosfera z minuty na minutę gęstniała. Kuba skubał tost, a ja
mieszałam łyżeczką w herbacie, mimo że cukier dawno się już w niej rozpuścił.
Mogłoby się wydawać, że nie mamy żadnych wspólnych tematów do rozmowy, a to
przecież nie była prawda. Zawsze buzie nam się nie zamykały. A teraz było
inaczej. Nigdy wcześniej jednak się nie pocałowaliśmy…
- Możemy teraz porozmawiać?
– zapytał Kuba, gdy już zebrał się na odwagę.
Trochę mu to zajęło, nie
powiem.
- A mamy o czym? –
spytałam, starając się przyjąć najbardziej obojętną postawę, na jaką w tej
chwili było mnie stać.
- Myślę, że tak. Chciałbym
wyjaśnić ci… - zaczął Wilk.
- Nic się nie stało –
odpowiedziałam, przerywając mu zanim na dobre zaczął ten temat. – Najlepiej
będzie jak o tym zapomnimy, bo chyba to miałeś zamiar mi właśnie powiedzieć, prawda? –
zapytałam na koniec, przyglądając mu się z uwagą.
Kuba zmieszał się na
moje stwierdzenie, jakby nie wiedział, co tak naprawdę chciał mi w tej chwili powiedzieć.
Po chwili jednak przytaknął. Zrobił to jakby bez przekonania, jednak ja uznałam
temat za zakończony.
- To fajnie, że mamy to
za sobą – uśmiechnęłam się. – A o której jutro wyjeżdżasz do Gdańska? –
spytałam, aby jak najszybciej zmienić kłopotliwy temat.
- Jeszcze nie wiem, ale
chciałbym dojechać tam tak, aby zdążyć jeszcze rozpakować rzeczy, którą ze sobą
stąd zabiorę. A co? Już chcesz mieć całe mieszkanie dla siebie? – podpuszczał
mnie.
- Nie, nie o to chodzi –
zaprzeczyłam z uśmiechem. – Po prostu… nie, jednak sama sobie poradzę –
zrezygnowałam po chwili.
Nie chciałam go obarczać
dodatkowymi obowiązkami. Już i tak miał ich sporo na głowie. Musiał się
spakować przed jutrzejszą przeprowadzką, bo przez wczorajsze wydarzenia nie
miał kiedy to zrobić. A ja jeszcze chciałam dołożyć mu kolejne zobowiązanie...
- Ej, mów o co chodzi.
Chętnie ci pomogę – zapewnił mnie Wilk z uśmiechem.
- No… dobrze –
skapitulowałam, widząc jego minę. – Bo chciałam jutro jechać do Wrocławia i
wiesz, że sama bym sobie poradziła, ale z tą nogą potrzebuję kogoś, kto mnie
tam zawiezie – wyjaśniłam mu.
Jak ja nienawidzę być od
kogoś zależna! A właśnie w tej chwili tak się czułam, prosząc go o przysługę.
- Do Wrocławia? –
zdziwił się Kuba. – A po co? - zainteresował się.
- Mam tam pewne sprawy
do załatwienia…
Nie chciałam mu zdradzać
powodu swojej podróży. Miał mnie tylko zawieź, nie oczekiwałam od niego, aby
się włączył w moją misję. Tak naprawdę to wolałam nawet zrobić to sama, nie chciałam go w to mieszać. Potrzebowałam tylko kierowcy, który nie będzie mi zrzędził, że nie powinnam tego robić. A Kuba wydawał się być najodpowiedniejszym kandydatem do tego.
- Mam nadzieję, że to
nie jest to, o czym myślę… - przyjrzał mi się badawczo. – Lila, przecież
obiecałaś Aśce, że się w jej życie wtrącać nie będziesz! – krzyknął oburzony,
domyślając się jednak, co zaplanowałam.
A niech cię, Jakubie
Wilku! Czy ty musisz mnie aż tak dobrze znać?
- Nie, ja jej obiecałam,
że już więcej nieproszona nie będę się wtrącać w jej relację z Semirem – przypomniałam mu.
– Poza tym, sama sobie obiecałam, że kiedyś powiem im co o nich myślę, a
wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Lila, to niczego nie
zmieni… - powiedział Kuba zupełnie innym tonem, orientując się, że krzykiem
niczego nie zdziała.
- Właśnie, że zmieni, bo
dzięki temu będę mieć czyste sumienie – przerwałam mu. – To co, piszesz się na to, czy nie?
– spytałam zdenerwowana.
Nie miałam zamiaru
wdawać się z nim w bezpodstawną rozmowę na temat, czy mam tam jechać, czy jednak nie.
Ja już postanowiłam i zdania swego nie zmienię. Kuba tymczasem przybrał na
twarz nieprzejednaną minę i zastanawiał się przez chwilę. Wiedziałam już, że to
zachowanie niczego dobrego dla mnie nie wróży.
- Wybacz, ale tym razem
ci nie pomogę – zadecydował po chwili.
- Jak tam sobie chcesz – mruknęłam rozzłoszczona, po czym wstałam od stołu i poszłam się ubrać w
zimowe rzeczy.
- Lila, co ty robisz?
Gdzie idziesz? – zapytał zdezorientowany moim zachowaniem Wilk.
- Mam wizytę u chirurga
– poinformowałam go oschle, nie przerywając swoich poczynań i nawet na niego
nie spoglądając.
- Poczekaj, zawiozę cię,
tylko się ubiorę – zaoferował szybko swoją pomoc.
- Nie trzeba, zamówiłam
taksówkę – poinformowałam go, po czym bez zbędnych wyjaśnień obróciłam się na
pięcie i wyszłam z mieszkania, trzaskając jeszcze drzwiami na zakończenie.
Może nie zachowałam się
dobrze, ale tą odmową Kuba mnie zdenerwował. Tak po prostu. Bo niby tak dobrze
mnie zna, a mimo wszystko nie rozumie, jak ten wyjazd jest dla mnie ważny. A ja
po prostu mam już taki charakter i nie zmienię go, mimo że wielokrotnie
próbowałam to zrobić. Spędziłam pół dzieciństwa sama, w bidulu, więc Kubę nie
powinno dziwić, że tak bardzo dbam i martwię się o moich bliskich, skoro ich
teraz mam.
Ale jeśli nie on, to
ktoś inny mi pomoże w dostaniu się jutro do Wrocławia. I ja już nawet wiem, kto
to będzie.
*
Od tamtego momentu nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tu nie chodzi o to, że się na niego obraziłam, bo mi odmówił i dlatego się do niego nie odzywałam. Minęliśmy się
po prostu. Rzadko nam się to zdarzało podczas naszego wspólnego mieszkania, ale
jednak tym razem tak wyszło. Ja cały dzień spędziłam poza domem, najpierw jeden
szpital, potem drugi, a zaraz po wejściu do mieszkanie zamknęłam się
w pokoju Aśki, w którym tymczasowo spałam i od razu zasnęłam, bo tak mnie ten
dzień wymęczył. A Kuba? Nawet nie wiem, co robił w tym czasie, bo go w ogóle nie widziałam.
- Lila, gniewasz się na
mnie? – zapytał się mnie Kuba następnego ranka, kiedy już ubrana i najedzona siedziałam
w kuchni i trochę zniecierpliwiona czekałam, aż Semir da mi znać, że czeka na
mnie pod blokiem.
Tak, nie macie zwidów, poprosiłam
Bośniaka, aby ze mną pojechał, a ten się zgodził. Wiedziałam, że sam ma wielką
ochotę poznać Emila i mu nawtykać, a dzięki mojej eskapadzie miał ku temu
możliwość.
- Nie, nie gniewam się.
Skąd ci to przyszło do głowy? – udałam zdziwienie.
- Bo od wczoraj się do
mnie nie odzywasz, a ja nie chcę, abyśmy rozstawali się w gniewie… – przyznał.
- Wszystko jest tak jak
było, czyli w jak najlepszym porządku – zapewniłam go, zdobywając się na
najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie w tej chwili stać.
Tak naprawdę było to
jednak fałszywe zapewnienie, bo czułam, że w przeciągu jednego dnia cała
relacja między nami, którą budowaliśmy przez lata tak po prostu się popsuła. Legła jak domek z
kart. Może jego wyjazd jednak dobrze nam zrobi?
Kuba tymczasem chciał
coś mi odpowiedzieć, jednak nie mógł, bo zadzwonił mój telefon. To Semir dał mi tym
znać, że czeka na mnie na dole. Wstałam więc pospiesznie z krzesła i poszłam
się ubrać, nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony Wilka.
- Dokąd się wybierasz? –
spytał Kuba zaskoczony moim zachowaniem. – Myślałem, że posiedzimy razem przed
moim wyjazdem – przyznał.
- Wybacz, Kubuś, ale jadę
z Semirem do Wrocławia – poinformowałam go ze skruchą.
I tym razem była to
prawdziwa skrucha, bo naprawdę chętnie posiedziałabym z nim, jednak musiałam załatwić tą
sprawę jak najszybciej.
- A jednak! – krzyknął
Wilk. – Mogłem się spodziewać, że nie odpuścisz.
- A dlaczego miałabym? –
zdziwiłam się, unosząc brew nad prawym okiem i przystając w pół kroku.
- Lila, nie
rozumiem twojego uporu. To naprawdę nie jest dobry pomysł. Aśka nie będzie z
tego zachwycona – Kuba jeszcze raz spróbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy.
- Wręcz przeciwnie –
zapewniłam go, święcie o tym przekonana. – Dzięki mnie nie będzie musiała się
już z nim więcej widzieć, no chyba, że na rozprawie sądowej.
- Na rozprawie sądowej?
– spytał zdziwiony Kuba.
- No tak. Przecież jadę
mu zawieźć zaproszenie na rozprawę o pozbawienie go praw rodzicielskich do
Lilianki – wyjaśniłam mu. – A przy okazji mam zamiar napluć mu w twarz –
dodałam z uśmiechem.
- Dlaczego mi o tym nie
powiedziałaś? - zapytał z wyrzutem.
- Dorobiłeś sobie własną
teorię, proszę bardzo, mnie nic do tego. A teraz wybacz, ale Semir na mnie
czeka. Będziesz jeszcze jak wrócę? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nie wiem, Lila... - mruknął Kuba.
Staliśmy chwilę w
milczeniu, patrząc na siebie, jakbyśmy chcieli zapamiętać, jak wyglądają nasze
twarze.
- Wiesz, że nie lubię
pożegnań, prawda? – spytałam, przerywając milczenie.
Kuba przytaknął z
niemrawym uśmiechem. Podeszłam więc do niego i tak po prostu się w niego
wtuliłam.
- Będę tęsknić – szepnęłam.
- Ja też będę. Nawet nie
wiesz, jak bardzo… – usłyszałam szept Kuby. – Obiecujesz, że mnie odwiedzisz? –
zapytał.
- No jasne! – odrzekłam
z uśmiechem, wyswobadzając się z jego objęć i spoglądając mu w twarz. – A ty nie
zapomnij dać mi znać, gdy już dojedziesz do Gdańska, żebym się nie denerwowała –
powiedziałam jeszcze, całując go w policzek.
Kuba przytaknął, że tak
zrobi. Chciał chyba coś powiedzieć, ale nie było na to czasu, ponieważ szybko
obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Pożegnałam go uśmiechem, który chciałam, aby
zapamiętał. Nie lubiłam pożegnań, naprawdę, zawsze wtedy niepotrzebnie płaczę.
Wolałam więc tego uniknąć, dlatego w pospiechu (jak na mój aktualny stan nogi)
zeszłam na dół. A tam od razu dopadł do mnie Semir.
- No nareszcie. Już
myślałem, że się rozmyśliłaś – powiedział z lekkim wyrzutem.
- No coś ty! – oburzyłam
się. – Musiałam się z Kubą pożegnać, bo nie wiem, czy będzie jeszcze w
mieszkaniu, gdy wrócimy – wyjaśniłam mu.
- Ano tak, bo on dzisiaj
wyjeżdża… - mruknął Semir, jakby zastanawiając się, czy ma iść na górę i się z
nim pożegnać, czy jednak lepiej tego nie robić. Ja nie miałam zamiaru czekać,
aż podejmie decyzję, dlatego od razu swoje kroki skierowałam w stronę jego
samochodu. – Lila, poczekaj! – Semir krzyknął po chwili, gdy się ocknął i zauważył,
że już wsiadam do środka.
- Coś nie tak? –
zdziwiłam się, stojąc wciąż obok otwartych drzwi od strony pasażera samochodu.
– To nie jest twój samochód?
- Nie, mój, mój –
uspokoił mnie z uśmiechem. – Po prostu chciałbym z tobą chwilkę porozmawiać –
powiedział, zamykając drzwi od strony pasażera.
- Teraz? – spytałam
zniecierpliwiona. – To nie może zaczekać?
- Tak, teraz. Bo później
będzie za późno, a teraz jest do tego najodpowiedniejsza pora – odpowiedział
zawile, tak, że nie bardzo go zrozumiałam.
Do tego nie
mogłam się głębiej zastanowić nad sensem jego słów, bo ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Bośniak po
swoich słowach zaczął niebezpiecznie zbliżać swoją twarz do mojej.
- Semir… - próbowałam
coś powiedzieć, jednak ten zamknął mi usta pocałunkiem.
Niech to poznański
koziołek tryknie! Co się takiego zmieniło od mojego powrotu z Gdańska, że tak
nagle wszyscy mnie całują, mimo że nie powinni tego robić?!
- Co to miało znaczyć? –
spytałam zszokowana, kiedy tylko Bośniak oderwał swoje usta od moich ust, ledwo
powstrzymując się przed uderzeniem go w twarz.
Nie mieściło mi się w głowie
jego zachowanie. Ma Asię, którą podobno kocha nad życie. A gdy tylko jej nie ma
obok niego, ten przystawia się do mnie. To była chora sytuacja, w której nie
powinnam się była znaleźć, a mimo wszystko się znalazłam. I bardzo mi się to
nie podobało.
- Chciałem to zrobić,
odkąd tylko wróciłaś z Hiszpanii. Proszę cię, nie przerywaj mi – powiedział,
widząc, że mam zamiar wtrącić swoje trzy grosze. – Chciałem ci powiedzieć, że
zawsze będziesz jedną z ważniejszych kobiet w moim życiu. To dzięki tobie
nauczyłem się, co to jest miłość i wiem, że gdyby nie moja głupota, możliwe, że
teraz bylibyśmy szczęśliwą parą. Tak się jednak nie stało i może dobrze, bo dzięki
temu spotkałem równie cudowną kobietę co ty. Tym pocałunkiem po prostu chciałem
się z tobą pożegnać, zamknąć pewien rozdział. Wiedz, że zawsze możesz na mnie
liczyć, ale od tej chwili to Asia i Lilianka są dla mnie najważniejsze.
Patrzyłam mu w oczy, kiedy
to mówił. Nie miałam innego wyjścia, jego twarz wciąż była zdecydowanie za
blisko mojej. Ale dzięki temu uwierzyłam mu we wszystko, co właśnie
powiedział.
- Dziwny sposób sobie
wybrałeś na pożegnanie, ale okej, fajnie, że oboje mamy ten rozdział naszego życia za
sobą. Cieszę się, że teraz ważna jest dla ciebie tylko Asia i Lilianka. I
wiedz, że na mnie też zawsze możesz liczyć. A teraz może lepiej będzie, jak już
ruszymy – zakończyłam, mówiąc szybko i niezbyt składnie, bo wciąż nie mogłam
dojść do siebie po tym, co się właśnie stało.
W mojej głowie toczyła
się właśnie burza, nad którą nie potrafiłam zapanować i która bardzo, ale to
bardzo mi się nie podobała.
- Masz rację –
uśmiechnął się Semir pod nosem, po czym otworzył przede mną drzwi od samochodu.
Minutę później
wyjeżdżaliśmy już z naszego osiedla w stronę Wrocławia. Choć tak naprawdę ja
myślami byłam zupełnie gdzie indziej…
*
Po kilku godzinach
zaparkowaliśmy pod okazałą rezydencją na przedmieściach Wrocławia. Pamiętałam
ten dom doskonale, byłam tu z Krzyśkiem kilka lat temu, aby odwiedzić Asię u
jej nowych rodziców. Kiedy tak szłam powoli w stronę drzwi frontowych,
stwierdziłam, że niewiele się tu zmieniło od tamtej pory, mimo że od mojej
ostatniej wizyty minęło już kilka dobrych lat, a rodzice Asi zdążyli przez ten
czas się nieźle wzbogacić. Stojąc przed dębowymi drzwiami, nie myślałam
jednak o tym jak bogaci to są ludzie. Bo nieważne były finanse, tylko to jakimi
są ludźmi, a po tym jak potraktowali Asię, nie miałam o nich dobrego zdania. I teraz na własnej skórze miałam się przekonać, jacy są naprawdę. Nacisnęłam więc
na dzwonek i wraz z Semirem cierpliwie czekałam, aż ktoś nam otworzy. Bośniak
miał zostać w samochodzie, ale uparł się, że pójdzie ze mną. Obiecał mi jednak,
że nie będzie się wtrącał, chyba przeczuwając, że sama chcę to załatwić. Nie zdążyliśmy
nawet zamienić ze sobą słowa, bo drzwi frontowe uchyliły się i ujrzałam w nich
małego chłopca, zapewne brata Asi, o którym mi wspominała.
- Cześć – uśmiechnęłam
się w jego kierunku i gdybym tylko mogła, to bym się schyliła. Ale przez tą
nogę musiałam patrzeć na niego z góry. – Ty jesteś pewnie Mateusz? – zapytałam
go.
- Tak, a kim pani jest?
– spytał z rezerwą.
Widać, nauczyli go w
domu, aby nie ufać obcym.
- Jestem Liliana, a ten
pan za mną to Semir. Jesteśmy przyjaciółmi twojej siostry Asi – przedstawiłam
się mu. – Są rodzice w domu? – zapytałam.
Mały przytaknął, jednak
nie dane mu było cokolwiek powiedzieć, bo za jego plecami pojawiła się pani
Regina. Zmierzyła naszą dwójkę od stóp do głów z ewidentną wyższością, bo przy
niej wyglądaliśmy jak biedota. A ona - idealnie skrojona na nią garsonka,
obcasy, korale, pierścionki, pomalowane paznokcie, ułożona fryzura, pełen
makijaż… kobieta na poziomie.
- Kim państwo są? I
czego chcą od mojego syna? – prychnęła.
Uśmiechnęłam się
najpiękniej, jak tylko potrafiłam w tej chwili, mimo że był to najbardziej
zjadliwy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie pamięta mnie pani?
– udałam zdziwienie.
No jasne, że mnie nie
pamięta! Przecież podczas naszych odwiedzin prawie cały czas przesiedzieliśmy z
nowym ojcem Asi, bo ona miała jakieś ważne papiery do przejrzenia.
- Nie przypominam sobie…
- zaczęła.
- Kochanie, przecież to
Liliana! – jednak nie dane jej było dokończyć, bo przerwał jej mąż, który
wyłonił się ze środka pomieszczenia. – Wydoroślałaś – powiedział w moim kierunku,
zapraszając mnie gestem do ich domu.
Weszłam do środka z
rezerwą, a Semir podążył za mną jak cień, nie mówiąc nic, tak jak się
umawialiśmy.
- Przecież kilka
lat minęło od naszego ostatniego spotkania – uśmiechnęłam się w jego kierunku.
– To jest Semir, mój przyjaciel, który pomógł mi się tutaj dostać, bo ciężko by
było mi samej jechać z tą chorą nogą – wyjaśniłam, widząc, że są ciekawi, kim
jest Bośniak. A poza tym, to byłoby niekulturalne nie przedstawić osoby, którą
się wprowadza ze sobą na „salony”.
- A co się pani stało? –
zainteresował się pan Antoni.
- Ferie zimowe, proszę
pana – uśmiechnęłam się. – Ale nie po to tu przyjechałam. Chciałam z państwem
porozmawiać. Nie zajmę zbyt wiele czasu – dorzuciłam, widząc, że pani Pawłowska
już ma zamiar coś powiedzieć, aby jak najszybciej się mnie
pozbyć.
Ale nie ze mną takie
numery! O nie!
- Ale my nie wiemy, co u
Asi. Nie mamy z nią kontaktu od kilku miesięcy – syknęła, w międzyczasie odsyłając syna do swojego pokoju, mimo jego ewidentnego sprzeciwu.
- Ale ja wiem –
powiedziałam, ku jej zaskoczeniu. – Chciałam państwa poinformować, że wczoraj
zostali państwo dziadkami.
Na obliczu pana
Antoniego pojawił się uśmiech, aż zaczęłam myśleć, że może jednak ta wiadomość
zmieni ich podejście do Kaweckiej. Niestety, bardzo się pomyliłam…
- I co, od razu
przysłała cię po pieniądze? – zapytała kpiąco pani Pawłowska.
Zmierzyłam ją
spojrzeniem, które gdyby mogło, zabiłoby ją na miejscu.
- Nie, skądże znowu –
odpowiedziałam jej jednak z takim spokojem w głosie, którego sama po sobie się nie
spodziewałam. – Ona nie chce od was niczego.
- To po co przyjechałaś?
– naskoczyła na mnie.
- Sądziłam, że chcą państwo wiedzieć, iż macie zdrową wnuczkę, ale widzę, że się pomyliłam – wyjaśniłam
z kwaśnym uśmiechem. – Nie sądziłam, że jesteście tacy. Liczyłam, że ta
informacja zmieni wasze podejście do niej, ale jednak nie. I nie rozumiem, jak takim
gburowatym snobom można przydzielić opiekę nad dzieckiem z bidula.
Pani Regina poczerwieniała na całej twarzy, gdy usłyszała moje słowa. Ale właśnie taki był ich cel.
- Wynoś się stąd,
smarkulo! – krzyknęła w moim kierunku, niebezpiecznie machając rękoma.
Ewidentnie puściły jej
nerwy. W odróżnieniu ode mnie. Nie mrugnęłam nawet okiem na jej słowa. Nie miałam zamiaru pokazać jej, jaką wielką mam ochotę, by wziąć ją za te jej uformowane
kudły i wbić jej do głowy, jaką jest suką.
- Trochę szacunku,
proszę. To, że ma pani pieniądze, nie upoważnia pani do pomiatania biedniejszymi osobami. Naprawdę nie musi mnie pani wypraszać w tak chamski sposób, sama z wielką chęcią
stąd wyjdę i już nigdy więcej nie wrócę. I myślę, że Asi i Lilianki również
państwo nigdy nie zobaczą. Nie dziwię się jej wcale, że nie chce mieć
takich rodziców i dziadków dla swojej córeczki – zakończyłam z triumfalnym
uśmiechem, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia.
Semir stał za mną z
wybałuszonymi oczami, zapewne zaskoczony, że ktoś, kto wychowywał Aśkę, może się tak zachować.
Złapałam go więc za rękę i pociągnęłam za sobą, bo wydawało mi się, że nie był w
stanie się stamtąd ruszyć.
- Nie sądziłem, że
ludzie mogą być tacy podli – powiedział po kilku minutach, kiedy trochę ochłonął.
- A ja się tego
spodziewałam – powiedziałam, ku jego zaskoczeniu. – Bogaci, nie mogli mieć
dzieci, więc adoptowali Asię. A tu nagle rodzi im się syn. Kto jest ważniejszy
dla nich, adoptowana córka, czy rodowity spadkobierca ich spuścizny? –
zapytałam retorycznie.
- Dla mnie to jest nie
do pojęcia – powiedział Semir.
- A ja żyjąc w bidulu
nie raz spotkałam się z taką sytuacją, więc dla mnie to żadna nowość, niestety
– mruknęłam smutno, łapiąc za klamkę samochodowych drzwi.
Nie było nam jednak dane wsiąść do środka, ponieważ w tej chwili dogonił nas ojciec Asi, uniemożliwiając nam
odjechanie.
- Bardzo was przepraszam
za moją żonę, naprawdę, ona nigdy taka nie była. Nie wiem, co jej się stało,
ale ostatnio zrobiła się nie do zniesienia. Mam już serdecznie dość jej
podejścia do Asi – na wstępie zaczął się nam żalić. – Mi naprawdę na niej zależy i bardzo chciałbym się z nią zobaczyć. Nawet dzwoniłem do niej kilka razy, by
dowiedzieć się jak się czuje i czy czegoś nie potrzebuje, ale nie odbiera ode
mnie telefonów.
- Asia nie odbierała, bo
nie chciała słuchać oskarżeń z waszej strony i tych wszystkich przykrych słów,
których już nie raz doświadczyła – wyjaśniłam mu, wciąż będąc wkurzająco spokojną.
- Byłem głupi, że nie
postawiłem się wtedy żonie, że wziąłem jej stronę… Powinienem pokazać Asi, że
może na mnie liczyć… Teraz mam za swoje – powiedział zrezygnowany, wzdychając
ciężko. – Bardzo za nią tęsknię. I nie tylko ja, Mateusz również.
- Ona naprawdę nie chce
was widzieć, ale… porozmawiam z nią – obiecałam mu po chwili, ściągając ta nieprzejednaną maskę, bo widziałam, że mówi
szczerze i że mu naprawdę zależy na Kaweckiej.
- Naprawdę? – spytał
zaskoczony. – Mimo tego wszystkiego, co przed chwilą powiedziała moja żona, zrobisz to dla
mnie?
- Oczywiście. Widzę, że
pan ją kocha, a Mateusz też bardzo się ucieszył, gdy wspomniałam o jego siostrze
– wyjaśniłam mu z uśmiechem.
- Jesteś aniołem! –
krzyknął, przyciskając mnie do siebie. – Naprawdę bardzo chciałbym je obie
zobaczyć… - westchnął, puszczając mnie.
Usłyszawszy to
poszperałam w torebce i wyciągnęłam z niej aparat.
- Proszę bardzo. Na
razie musi to panu wystarczyć – powiedziałam, podając mu go.
A facet się rozkleił.
Tak po prostu zaczął płakać.
- Jaka ona jest śliczna
– szepnął, przyglądając się swojej wnuczce, jednocześnie pociągając nosem, aż mu chusteczkę musiałam podać.
A potem zaczął mówić,
jak to ma dosyć swojej apodyktycznej żony, która swoim zachowaniem niszczy ich
rodzinę, że Mateusz też na tym cierpi, bo ona oczekuje od niego zbyt wiele, że
oboje z synem strasznie tęsknią za Asią i tak dalej. Poklepałam go tylko po
ramieniu, bo co mi pozostało? Niczego więcej zrobić nie mogłam. Obiecałam mu jeszcze, że postaram się mu pomóc w kontakcie z córką, po czym szybko się
pożegnałam, zanim jego żona zdąży wyskoczyć z domu z jakimś wałkiem w ręce, czy czymś o wiele gorszym, aby
nas nim ubić.
- Myślisz, że on mówi
szczerze? – spytał mnie Semir z powątpiewaniem, kiedy już wsiedliśmy do
samochodu i ruszyliśmy.
- Myślę, że nie
potrafiłby się tak rozpłakać na zawołanie.
Naprawdę, nie wyglądał na
tak dobrego aktora. Jego reakcja wydawała mi się być szczerą i miałam
nadzieję, że się nie pomyliłam.
- Szkoda mi go – mruknął
Semir. – Ja bym z taką żoną nie wytrzymał.
- Na szczęście Asia nie
jest do niej podobna, w końcu to nie jest jej biologiczna matka – powiedziałam z
uśmiechem, a Semir pokiwał głową.
*
Stara kamienica w środku
miasta. Bez windy, co było teraz dla mnie sporą niedogodnością i utrapieniem.
Semir jednak pomógł mi się jakoś doczołgać na drugie piętro, po czym zniknął za
ścianą, tak aby wyglądało, że przyszłam sama. Po tym wszystkim zapukałam do drzwi
mieszkania z numerem 5. Trochę już tam stałam, nerwowo przygryzając wargę i
spodziewając się, że nikogo nie ma w domu, jednak po kilkunastu minutach
wreszcie w drzwiach pojawił się wysoki i naprawdę przystojny mężczyzna, który na
wstępie zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów. Posłałam mu filuterny
uśmiech. Jeśli to był Emil, to nie dziwię się, że Asia się w nim zakochała. Był
totalnie w jej typie.
- Emil Rakowski? –
spytałam.
- Tak, to ja –
przytaknął. – My się znamy? – zdziwił się.
- Nie, ale mamy wspólną
znajomą – wyjaśniłam mu.
- Tak? A jaką? – zapytał, nonszalancko opierając się o framugę swoich drzwi.
- Kojarzysz może niejaką
Joannę Kawecką?
Mina od razu mu zrzedła,
kiedy tylko usłyszał nazwisko Asi.
- Nie przypominam sobie.
To chyba jakaś pomyłka… - zaczął się wymigiwać.
Chciał się wycofać,
jednak Semir, który do tej pory stał z boku i się mu nie pokazywał na oczy,
udaremnił mu to, wkładając nogę między drzwi, a framugę i przytrzymując go za łokieć,
aby nam nie zwiał.
- A ja myślę, że
doskonale ją kojarzysz – podzieliłam się z nim swoimi przypuszczeniami.
- A nawet jeśli, to co? Coś w tym złego? –
zironizował. – Nie widziałem się z nią od kilku miesięcy, więc nie rozumiem, po
co do mnie przyszliście.
- Chciałam ci osobiście
doręczyć pozew o pozbawienie praw rodzicielskich, żebyś się
mógł nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia - syknęłam.
- To nie mogłaś wysłać tego pocztą? –
zakpił, odbierając ode mnie kopertę.
- Nie, bo wtedy nie
mogłabym ci powiedzieć, że jesteś skończonym łajdakiem, który nie zasługuje na
tak wspaniałą osobę, jaką jest Asia. I chętnie bym ci sprzedała prawego
sierpowego, ale w sądzie powinieneś przyzwoicie wyglądać – mruknęłam, klepiąc
go tylko po policzku.
- Asia nie jest taka wspaniała,
za jaką ją uważasz. Wrobiła mnie w tego bachora! – krzyknął.
- Coś ty powiedział?! –
tym razem to nie ja zabrałam głos, a zrobił to Semir.
- Taka prawda – zaśmiał się.
– A teraz pewnie to też jest jakaś przykrywka z tymi prawami rodzicielskimi. Pewnie chce
wyciągnąć ode mnie kasę. Tak, na pewno jej o to chodzi, jak każdemu wychowanemu w
domu dziecka.
Nie mogłam zapobiec
temu, co się stało po tych słowach. Tak właściwie powinnam coś zrobić, ale nie
zdążyłam. Z drugiej strony jednak sama miałam ochotę zrobić coś podobnego, bo
mu się należało. Ale nie umiałam, bo ostatnie zdanie ugodziło także moje
uczucia i przez to stałam tam zaskoczona i niczego nie zrobiłam. A o czym teraz mówię? A o
tym, że Semir zamachnął się i uderzył go w twarz. Z nosa Emila momentalnie pociekła krew.
Nie wyglądało to najlepiej, jeśli mam być szczera, to Bośniak chyba mu ten nos
złamał.
- Nigdy więcej nie
obrazisz Aśki! – krzyknął, łapiąc go za fraki i podnosząc w górę. Nie spodziewałam się nawet, że on ma w sobie aż tyle siły. – Zjawisz się
na rozprawie, zrzekniesz się praw i będziesz miał swój problem z głowy,
zrozumiano?
- Teraz to ty jesteś jej
chłoptasiem, którego chce mieć tylko dla siebie? – zironizował Emil.
- Nie twój zasrany
interes. Zrobisz jak powiedziałem i znikniesz z jej życia. Jasne?! - krzyknął tak głośno, że chyba wszyscy sąsiedzi go usłyszeli.
Emil tymczasem przełknął głośno
ślinę, widząc w jaką furię wprowadził Semira swoimi słowami. Chyba zaczął się
bać o swoją twarz, która już i tak nie wyglądała najlepiej, bo przestał się kpiąco uśmiechać. Obiecał nam, że zrobi tak,
jak powiedział mu Semir. A gdy Bośniak go puścił, w mgnieniu oka zniknął w
mieszkaniu, zabierając ze sobą dokumenty i zamykając drzwi na cztery spusty.
- Wiesz, że nie
powinieneś go bić? – spytałam, kiedy kierowaliśmy się w stronę samochodu.
- Wiem. Ale nie
wytrzymałem, kiedy obraził Aśkę. Ciebie również obraził – wyjaśnił mi. – Ty przecież też
miałaś ochotę go uderzyć, sam widziałem.
- No tak, ale zamurowało
mnie, gdy to powiedział – przyznałam. – Ale wiesz, że on może to
wykorzystać przeciwko tobie?
- Wiem, ale myślę, że
jednak chce się nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia i nie będzie robił
problemów – powiedział pewnie Semir.
- Obyś miał rację –
westchnęłam. – Bo lepiej, żebyśmy tą wizytą nie zaszkodzili Aśce…
- O nic się nie martw
Lila, już ja się dziewczynami zajmę – obiecał mi Bośniak, po czym pomógł mi
wsiąść do samochodu i zamknął za mną drzwi.
A chwilę później
jechaliśmy już w stronę Poznania.
_________________
Strasznie
długi mi wyszedł ten rozdział, mam nadzieję, że nie przeraziliście się ilością
słów, które napisałam. Ale wreszcie coś się dzieje, nie? I wiem, wiem, Lila
jest zła, bardzo zła, a Kuba też taki za mało stanowczy. Ale nie mogą wciąż być
tacy krystaliczni, nie? A tak poza tym, to jak Wam się podoba nowy szablon? Hm?
Do następnego. Ściskam Was serdecznie kochani i życzę Wam wesołych świąt wielkanocnych, mimo że za oknem śnieg.
Do następnego. Ściskam Was serdecznie kochani i życzę Wam wesołych świąt wielkanocnych, mimo że za oknem śnieg.