piątek, 29 marca 2013

35. Wrocławskie przepychanki.



Ze szpitala do mieszkania wróciliśmy nad ranem. Każdy z nas automatycznie swoje kroki skierował do swojego łóżka, po czym bezwładnie na nie opadł i od razu zasnął. To był naprawdę męczący dzień. Najpierw podróż powrotna z Gdańska do Poznania, później zawiezienie Aśki na porodówkę, następnie nerwowe oczekiwanie na jej szczęśliwe rozwiązanie, a na koniec rozmowy na temat przyszłości małej Lilianki. Trudno się więc dziwić temu, że wszyscy, jak jeden mąż, padliśmy jak te przysłowiowe muchy. I aż do popołudnia w naszym mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał, co jest rzadkością. Pierwsza wstałam ja i postanowiłam zrobić sobie śniadanie, mimo obiadowej pory. Później miałam zamiar udać się do chirurga, bo w końcu takie zalecenie dostałam w Gdańsku, a wczoraj nie było czasu, aby to uczynić. Po cichu liczyłam, że tutejszy doktor oznajmi mi, iż szybciej pozbędę się tego buta stabilizującego, niż zapowiedziano mi to w szpitalu w Gdańsku. Naprawdę ciężko mi się żyło z ograniczonymi ruchami. Nie byłam tak samodzielna jak zawsze, co doprowadzało mnie do frustracji, ponieważ przez to musiałam się prosić o pomoc w czynnościach, które zazwyczaj przychodziły mi z łatwością. Po tej wizycie chciałam jeszcze zajrzeć do Asi i do mojej małej imienniczki. Zapowiadał się więc kolejny intensywny dzień.
Poza tymi wszystkimi planami ciążyło na mnie coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. A mianowicie rozmowa z Kubą. Wiedziałam, że powinniśmy sobie wyjaśnić to, co wczoraj zaszło między nami, jednak ja nie potrafiłam się przełamać i mimowolnie uciekałam przed tą rozmową, jak przed ogniem. Kuba próbował coś powiedzieć podczas naszego nocnego powrotu ze szpitala, ale wymigałam się zmęczeniem. Teraz też miałam zamiar niepostrzeżenie czmychnąć z mieszkania, zanim piłkarz się obudzi, jednak nie bardzo mi się to udało.
Kuba bowiem wyłonił się ze swojego pokoju, zapewne skuszony zapachem tostów przeze mnie przyrządzanych. I nie powinnam się temu dziwić, bo on już przecież tak ma, że jak poczuje jedzenie, to automatycznie znajduje miejsce, z którego dany zapach się unosi.
- Dzień dobry – powiedziałam, stawiając mu przed nosem świeżo upieczony tost. A co, niech zna moją dobroć.
Kuba przyjrzał mi się uważnie, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i odpowiadając pod nosem na moje powitanie. Nie wiem, co spodziewał się zobaczyć w mojej twarzy, ale widocznie niczego takiego tam nie dostrzegł, bo po chwili skupił się już na jedzeniu, a w pomieszczeniu zaległa cisza, której w normalnych warunkach tutaj nie uświadczysz. Atmosfera z minuty na minutę gęstniała. Kuba skubał tost, a ja mieszałam łyżeczką w herbacie, mimo że cukier dawno się już w niej rozpuścił. Mogłoby się wydawać, że nie mamy żadnych wspólnych tematów do rozmowy, a to przecież nie była prawda. Zawsze buzie nam się nie zamykały. A teraz było inaczej. Nigdy wcześniej jednak się nie pocałowaliśmy…
- Możemy teraz porozmawiać? – zapytał Kuba, gdy już zebrał się na odwagę.
Trochę mu to zajęło, nie powiem.
- A mamy o czym? – spytałam, starając się przyjąć najbardziej obojętną postawę, na jaką w tej chwili było mnie stać.
- Myślę, że tak. Chciałbym wyjaśnić ci… - zaczął Wilk.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam, przerywając mu zanim na dobre zaczął ten temat. – Najlepiej będzie jak o tym zapomnimy, bo chyba to miałeś zamiar mi właśnie powiedzieć, prawda? – zapytałam na koniec, przyglądając mu się z uwagą.
Kuba zmieszał się na moje stwierdzenie, jakby nie wiedział, co tak naprawdę chciał mi w tej chwili powiedzieć. Po chwili jednak przytaknął. Zrobił to jakby bez przekonania, jednak ja uznałam temat za zakończony.
- To fajnie, że mamy to za sobą – uśmiechnęłam się. – A o której jutro wyjeżdżasz do Gdańska? – spytałam, aby jak najszybciej zmienić kłopotliwy temat.
- Jeszcze nie wiem, ale chciałbym dojechać tam tak, aby zdążyć jeszcze rozpakować rzeczy, którą ze sobą stąd zabiorę. A co? Już chcesz mieć całe mieszkanie dla siebie? – podpuszczał mnie.
- Nie, nie o to chodzi – zaprzeczyłam z uśmiechem. – Po prostu… nie, jednak sama sobie poradzę – zrezygnowałam po chwili.
Nie chciałam go obarczać dodatkowymi obowiązkami. Już i tak miał ich sporo na głowie. Musiał się spakować przed jutrzejszą przeprowadzką, bo przez wczorajsze wydarzenia nie miał kiedy to zrobić. A ja jeszcze chciałam dołożyć mu kolejne zobowiązanie...
- Ej, mów o co chodzi. Chętnie ci pomogę – zapewnił mnie Wilk z uśmiechem.
- No… dobrze – skapitulowałam, widząc jego minę. – Bo chciałam jutro jechać do Wrocławia i wiesz, że sama bym sobie poradziła, ale z tą nogą potrzebuję kogoś, kto mnie tam zawiezie – wyjaśniłam mu.
Jak ja nienawidzę być od kogoś zależna! A właśnie w tej chwili tak się czułam, prosząc go o przysługę.
- Do Wrocławia? – zdziwił się Kuba. – A po co? - zainteresował się.
- Mam tam pewne sprawy do załatwienia…
Nie chciałam mu zdradzać powodu swojej podróży. Miał mnie tylko zawieź, nie oczekiwałam od niego, aby się włączył w moją misję. Tak naprawdę to wolałam nawet zrobić to sama, nie chciałam go w to mieszać. Potrzebowałam tylko kierowcy, który nie będzie mi zrzędził, że nie powinnam tego robić. A Kuba wydawał się być najodpowiedniejszym kandydatem do tego.
- Mam nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę… - przyjrzał mi się badawczo. – Lila, przecież obiecałaś Aśce, że się w jej życie wtrącać nie będziesz! – krzyknął oburzony, domyślając się jednak, co zaplanowałam.
A niech cię, Jakubie Wilku! Czy ty musisz mnie aż tak dobrze znać?
- Nie, ja jej obiecałam, że już więcej nieproszona nie będę się wtrącać w jej relację z Semirem – przypomniałam mu. – Poza tym, sama sobie obiecałam, że kiedyś powiem im co o nich myślę, a wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Lila, to niczego nie zmieni… - powiedział Kuba zupełnie innym tonem, orientując się, że krzykiem niczego nie zdziała.
- Właśnie, że zmieni, bo dzięki temu będę mieć czyste sumienie – przerwałam mu. – To co, piszesz się na to, czy nie? – spytałam zdenerwowana.
Nie miałam zamiaru wdawać się z nim w bezpodstawną rozmowę na temat, czy mam tam jechać, czy jednak nie. Ja już postanowiłam i zdania swego nie zmienię. Kuba tymczasem przybrał na twarz nieprzejednaną minę i zastanawiał się przez chwilę. Wiedziałam już, że to zachowanie niczego dobrego dla mnie nie wróży.
- Wybacz, ale tym razem ci nie pomogę – zadecydował po chwili.
- Jak tam sobie chcesz – mruknęłam rozzłoszczona, po czym wstałam od stołu i poszłam się ubrać w zimowe rzeczy.
- Lila, co ty robisz? Gdzie idziesz? – zapytał zdezorientowany moim zachowaniem Wilk.
- Mam wizytę u chirurga – poinformowałam go oschle, nie przerywając swoich poczynań i nawet na niego nie spoglądając.
- Poczekaj, zawiozę cię, tylko się ubiorę – zaoferował szybko swoją pomoc.
- Nie trzeba, zamówiłam taksówkę – poinformowałam go, po czym bez zbędnych wyjaśnień obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania, trzaskając jeszcze drzwiami na zakończenie.
Może nie zachowałam się dobrze, ale tą odmową Kuba mnie zdenerwował. Tak po prostu. Bo niby tak dobrze mnie zna, a mimo wszystko nie rozumie, jak ten wyjazd jest dla mnie ważny. A ja po prostu mam już taki charakter i nie zmienię go, mimo że wielokrotnie próbowałam to zrobić. Spędziłam pół dzieciństwa sama, w bidulu, więc Kubę nie powinno dziwić, że tak bardzo dbam i martwię się o moich bliskich, skoro ich teraz mam.
Ale jeśli nie on, to ktoś inny mi pomoże w dostaniu się jutro do Wrocławia. I ja już nawet wiem, kto to będzie.


*


Od tamtego momentu nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tu nie chodzi o to, że się na niego obraziłam, bo mi odmówił i dlatego się do niego nie odzywałam. Minęliśmy się po prostu. Rzadko nam się to zdarzało podczas naszego wspólnego mieszkania, ale jednak tym razem tak wyszło. Ja cały dzień spędziłam poza domem, najpierw jeden szpital, potem drugi, a zaraz po wejściu do mieszkanie zamknęłam się w pokoju Aśki, w którym tymczasowo spałam i od razu zasnęłam, bo tak mnie ten dzień wymęczył. A Kuba? Nawet nie wiem, co robił w tym czasie, bo go w ogóle nie widziałam.
- Lila, gniewasz się na mnie? – zapytał się mnie Kuba następnego ranka, kiedy już ubrana i najedzona siedziałam w kuchni i trochę zniecierpliwiona czekałam, aż Semir da mi znać, że czeka na mnie pod blokiem.
Tak, nie macie zwidów, poprosiłam Bośniaka, aby ze mną pojechał, a ten się zgodził. Wiedziałam, że sam ma wielką ochotę poznać Emila i mu nawtykać, a dzięki mojej eskapadzie miał ku temu możliwość.
- Nie, nie gniewam się. Skąd ci to przyszło do głowy? – udałam zdziwienie.
- Bo od wczoraj się do mnie nie odzywasz, a ja nie chcę, abyśmy rozstawali się w gniewie… – przyznał.
- Wszystko jest tak jak było, czyli w jak najlepszym porządku – zapewniłam go, zdobywając się na najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie w tej chwili stać.
Tak naprawdę było to jednak fałszywe zapewnienie, bo czułam, że w przeciągu jednego dnia cała relacja między nami, którą budowaliśmy przez lata tak po prostu się popsuła. Legła jak domek z kart. Może jego wyjazd jednak dobrze nam zrobi?
Kuba tymczasem chciał coś mi odpowiedzieć, jednak nie mógł, bo zadzwonił mój telefon. To Semir dał mi tym znać, że czeka na mnie na dole. Wstałam więc pospiesznie z krzesła i poszłam się ubrać, nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony Wilka.
- Dokąd się wybierasz? – spytał Kuba zaskoczony moim zachowaniem. – Myślałem, że posiedzimy razem przed moim wyjazdem – przyznał.
- Wybacz, Kubuś, ale jadę z Semirem do Wrocławia – poinformowałam go ze skruchą.
I tym razem była to prawdziwa skrucha, bo naprawdę chętnie posiedziałabym z nim, jednak musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej.
- A jednak! – krzyknął Wilk. – Mogłem się spodziewać, że nie odpuścisz.
- A dlaczego miałabym? – zdziwiłam się, unosząc brew nad prawym okiem i przystając w pół kroku.
- Lila, nie rozumiem twojego uporu. To naprawdę nie jest dobry pomysł. Aśka nie będzie z tego zachwycona – Kuba jeszcze raz spróbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy.
- Wręcz przeciwnie – zapewniłam go, święcie o tym przekonana. – Dzięki mnie nie będzie musiała się już z nim więcej widzieć, no chyba, że na rozprawie sądowej.
- Na rozprawie sądowej? – spytał zdziwiony Kuba.
- No tak. Przecież jadę mu zawieźć zaproszenie na rozprawę o pozbawienie go praw rodzicielskich do Lilianki – wyjaśniłam mu. – A przy okazji mam zamiar napluć mu w twarz – dodałam z uśmiechem.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał z wyrzutem.
- Dorobiłeś sobie własną teorię, proszę bardzo, mnie nic do tego. A teraz wybacz, ale Semir na mnie czeka. Będziesz jeszcze jak wrócę? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nie wiem, Lila... - mruknął Kuba.
Staliśmy chwilę w milczeniu, patrząc na siebie, jakbyśmy chcieli zapamiętać, jak wyglądają nasze twarze.
- Wiesz, że nie lubię pożegnań, prawda? – spytałam, przerywając milczenie.
Kuba przytaknął z niemrawym uśmiechem. Podeszłam więc do niego i tak po prostu się w niego wtuliłam.
 - Będę tęsknić – szepnęłam.
- Ja też będę. Nawet nie wiesz, jak bardzo… – usłyszałam szept Kuby. – Obiecujesz, że mnie odwiedzisz? – zapytał.
- No jasne! – odrzekłam z uśmiechem, wyswobadzając się z jego objęć i spoglądając mu w twarz. – A ty nie zapomnij dać mi znać, gdy już dojedziesz do Gdańska, żebym się nie denerwowała – powiedziałam jeszcze, całując go w policzek.
Kuba przytaknął, że tak zrobi. Chciał chyba coś powiedzieć, ale nie było na to czasu, ponieważ szybko obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Pożegnałam go uśmiechem, który chciałam, aby zapamiętał. Nie lubiłam pożegnań, naprawdę, zawsze wtedy niepotrzebnie płaczę. Wolałam więc tego uniknąć, dlatego w pospiechu (jak na mój aktualny stan nogi) zeszłam na dół. A tam od razu dopadł do mnie Semir.
- No nareszcie. Już myślałem, że się rozmyśliłaś – powiedział z lekkim wyrzutem.
- No coś ty! – oburzyłam się. – Musiałam się z Kubą pożegnać, bo nie wiem, czy będzie jeszcze w mieszkaniu, gdy wrócimy – wyjaśniłam mu.
- Ano tak, bo on dzisiaj wyjeżdża… - mruknął Semir, jakby zastanawiając się, czy ma iść na górę i się z nim pożegnać, czy jednak lepiej tego nie robić. Ja nie miałam zamiaru czekać, aż podejmie decyzję, dlatego od razu swoje kroki skierowałam w stronę jego samochodu. – Lila, poczekaj! – Semir krzyknął po chwili, gdy się ocknął i zauważył, że już wsiadam do środka.
- Coś nie tak? – zdziwiłam się, stojąc wciąż obok otwartych drzwi od strony pasażera samochodu. – To nie jest twój samochód?
- Nie, mój, mój – uspokoił mnie z uśmiechem. – Po prostu chciałbym z tobą chwilkę porozmawiać – powiedział, zamykając drzwi od strony pasażera.
- Teraz? – spytałam zniecierpliwiona. – To nie może zaczekać?
- Tak, teraz. Bo później będzie za późno, a teraz jest do tego najodpowiedniejsza pora – odpowiedział zawile, tak, że nie bardzo go zrozumiałam.
Do tego nie mogłam się głębiej zastanowić nad sensem jego słów, bo ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Bośniak po swoich słowach zaczął niebezpiecznie zbliżać swoją twarz do mojej.
- Semir… - próbowałam coś powiedzieć, jednak ten zamknął mi usta pocałunkiem.
Niech to poznański koziołek tryknie! Co się takiego zmieniło od mojego powrotu z Gdańska, że tak nagle wszyscy mnie całują, mimo że nie powinni tego robić?!
- Co to miało znaczyć? – spytałam zszokowana, kiedy tylko Bośniak oderwał swoje usta od moich ust, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem go w twarz.
Nie mieściło mi się w głowie jego zachowanie. Ma Asię, którą podobno kocha nad życie. A gdy tylko jej nie ma obok niego, ten przystawia się do mnie. To była chora sytuacja, w której nie powinnam się była znaleźć, a mimo wszystko się znalazłam. I bardzo mi się to nie podobało.
- Chciałem to zrobić, odkąd tylko wróciłaś z Hiszpanii. Proszę cię, nie przerywaj mi – powiedział, widząc, że mam zamiar wtrącić swoje trzy grosze. – Chciałem ci powiedzieć, że zawsze będziesz jedną z ważniejszych kobiet w moim życiu. To dzięki tobie nauczyłem się, co to jest miłość i wiem, że gdyby nie moja głupota, możliwe, że teraz bylibyśmy szczęśliwą parą. Tak się jednak nie stało i może dobrze, bo dzięki temu spotkałem równie cudowną kobietę co ty. Tym pocałunkiem po prostu chciałem się z tobą pożegnać, zamknąć pewien rozdział. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć, ale od tej chwili to Asia i Lilianka są dla mnie najważniejsze.
Patrzyłam mu w oczy, kiedy to mówił. Nie miałam innego wyjścia, jego twarz wciąż była zdecydowanie za blisko mojej. Ale dzięki temu uwierzyłam mu we wszystko, co właśnie powiedział.
- Dziwny sposób sobie wybrałeś na pożegnanie, ale okej, fajnie, że oboje mamy ten rozdział naszego życia za sobą. Cieszę się, że teraz ważna jest dla ciebie tylko Asia i Lilianka. I wiedz, że na mnie też zawsze możesz liczyć. A teraz może lepiej będzie, jak już ruszymy – zakończyłam, mówiąc szybko i niezbyt składnie, bo wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co się właśnie stało.
W mojej głowie toczyła się właśnie burza, nad którą nie potrafiłam zapanować i która bardzo, ale to bardzo mi się nie podobała.
- Masz rację – uśmiechnął się Semir pod nosem, po czym otworzył przede mną drzwi od samochodu.
Minutę później wyjeżdżaliśmy już z naszego osiedla w stronę Wrocławia. Choć tak naprawdę ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej…


*


Po kilku godzinach zaparkowaliśmy pod okazałą rezydencją na przedmieściach Wrocławia. Pamiętałam ten dom doskonale, byłam tu z Krzyśkiem kilka lat temu, aby odwiedzić Asię u jej nowych rodziców. Kiedy tak szłam powoli w stronę drzwi frontowych, stwierdziłam, że niewiele się tu zmieniło od tamtej pory, mimo że od mojej ostatniej wizyty minęło już kilka dobrych lat, a rodzice Asi zdążyli przez ten czas się nieźle wzbogacić. Stojąc przed dębowymi drzwiami, nie myślałam jednak o tym jak bogaci to są ludzie. Bo nieważne były finanse, tylko to jakimi są ludźmi, a po tym jak potraktowali Asię, nie miałam o nich dobrego zdania. I teraz na własnej skórze miałam się przekonać, jacy są naprawdę. Nacisnęłam więc na dzwonek i wraz z Semirem cierpliwie czekałam, aż ktoś nam otworzy. Bośniak miał zostać w samochodzie, ale uparł się, że pójdzie ze mną. Obiecał mi jednak, że nie będzie się wtrącał, chyba przeczuwając, że sama chcę to załatwić. Nie zdążyliśmy nawet zamienić ze sobą słowa, bo drzwi frontowe uchyliły się i ujrzałam w nich małego chłopca, zapewne brata Asi, o którym mi wspominała.
- Cześć – uśmiechnęłam się w jego kierunku i gdybym tylko mogła, to bym się schyliła. Ale przez tą nogę musiałam patrzeć na niego z góry. – Ty jesteś pewnie Mateusz? – zapytałam go.
- Tak, a kim pani jest? – spytał z rezerwą.
Widać, nauczyli go w domu, aby nie ufać obcym.
- Jestem Liliana, a ten pan za mną to Semir. Jesteśmy przyjaciółmi twojej siostry Asi – przedstawiłam się mu. – Są rodzice w domu? – zapytałam.
Mały przytaknął, jednak nie dane mu było cokolwiek powiedzieć, bo za jego plecami pojawiła się pani Regina. Zmierzyła naszą dwójkę od stóp do głów z ewidentną wyższością, bo przy niej wyglądaliśmy jak biedota. A ona - idealnie skrojona na nią garsonka, obcasy, korale, pierścionki, pomalowane paznokcie, ułożona fryzura, pełen makijaż… kobieta na poziomie.
- Kim państwo są? I czego chcą od mojego syna? – prychnęła.
Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak tylko potrafiłam w tej chwili, mimo że był to najbardziej zjadliwy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie pamięta mnie pani? – udałam zdziwienie.
No jasne, że mnie nie pamięta! Przecież podczas naszych odwiedzin prawie cały czas przesiedzieliśmy z nowym ojcem Asi, bo ona miała jakieś ważne papiery do przejrzenia.
- Nie przypominam sobie… - zaczęła.
- Kochanie, przecież to Liliana! – jednak nie dane jej było dokończyć, bo przerwał jej mąż, który wyłonił się ze środka pomieszczenia. – Wydoroślałaś – powiedział w moim kierunku, zapraszając mnie gestem do ich domu.
Weszłam do środka z rezerwą, a Semir podążył za mną jak cień, nie mówiąc nic, tak jak się umawialiśmy.
- Przecież kilka lat minęło od naszego ostatniego spotkania – uśmiechnęłam się w jego kierunku. – To jest Semir, mój przyjaciel, który pomógł mi się tutaj dostać, bo ciężko by było mi samej jechać z tą chorą nogą – wyjaśniłam, widząc, że są ciekawi, kim jest Bośniak. A poza tym, to byłoby niekulturalne nie przedstawić osoby, którą się wprowadza ze sobą na „salony”.
- A co się pani stało? – zainteresował się pan Antoni.
- Ferie zimowe, proszę pana – uśmiechnęłam się. – Ale nie po to tu przyjechałam. Chciałam z państwem porozmawiać. Nie zajmę zbyt wiele czasu – dorzuciłam, widząc, że pani Pawłowska już ma zamiar coś powiedzieć, aby jak najszybciej się mnie pozbyć.
Ale nie ze mną takie numery! O nie!
- Ale my nie wiemy, co u Asi. Nie mamy z nią kontaktu od kilku miesięcy – syknęła, w międzyczasie odsyłając syna do swojego pokoju, mimo jego ewidentnego sprzeciwu.
- Ale ja wiem – powiedziałam, ku jej zaskoczeniu. – Chciałam państwa poinformować, że wczoraj zostali państwo dziadkami.
Na obliczu pana Antoniego pojawił się uśmiech, aż zaczęłam myśleć, że może jednak ta wiadomość zmieni ich podejście do Kaweckiej. Niestety, bardzo się pomyliłam…
- I co, od razu przysłała cię po pieniądze? – zapytała kpiąco pani Pawłowska.
Zmierzyłam ją spojrzeniem, które gdyby mogło, zabiłoby ją na miejscu.
- Nie, skądże znowu – odpowiedziałam jej jednak z takim spokojem w głosie, którego sama po sobie się nie spodziewałam. – Ona nie chce od was niczego.
- To po co przyjechałaś? – naskoczyła na mnie.
- Sądziłam, że chcą państwo wiedzieć, iż macie zdrową wnuczkę, ale widzę, że się pomyliłam – wyjaśniłam z kwaśnym uśmiechem. – Nie sądziłam, że jesteście tacy. Liczyłam, że ta informacja zmieni wasze podejście do niej, ale jednak nie. I nie rozumiem, jak takim gburowatym snobom można przydzielić opiekę nad dzieckiem z bidula.
Pani Regina poczerwieniała na całej twarzy, gdy usłyszała moje słowa. Ale właśnie taki był ich cel.
- Wynoś się stąd, smarkulo! – krzyknęła w moim kierunku, niebezpiecznie machając rękoma.
Ewidentnie puściły jej nerwy. W odróżnieniu ode mnie. Nie mrugnęłam nawet okiem na jej słowa. Nie miałam zamiaru pokazać jej, jaką wielką mam ochotę, by wziąć ją za te jej uformowane kudły i wbić jej do głowy, jaką jest suką.
- Trochę szacunku, proszę. To, że ma pani pieniądze, nie upoważnia pani do pomiatania biedniejszymi osobami. Naprawdę nie musi mnie pani wypraszać w tak chamski sposób, sama z wielką chęcią stąd wyjdę i już nigdy więcej nie wrócę. I myślę, że Asi i Lilianki również państwo nigdy nie zobaczą. Nie dziwię się jej wcale, że nie chce mieć takich rodziców i dziadków dla swojej córeczki – zakończyłam z triumfalnym uśmiechem, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia.
Semir stał za mną z wybałuszonymi oczami, zapewne zaskoczony, że ktoś, kto wychowywał Aśkę, może się tak zachować. Złapałam go więc za rękę i pociągnęłam za sobą, bo wydawało mi się, że nie był w stanie się stamtąd ruszyć.
- Nie sądziłem, że ludzie mogą być tacy podli – powiedział po kilku minutach, kiedy trochę ochłonął.
- A ja się tego spodziewałam – powiedziałam, ku jego zaskoczeniu. – Bogaci, nie mogli mieć dzieci, więc adoptowali Asię. A tu nagle rodzi im się syn. Kto jest ważniejszy dla nich, adoptowana córka, czy rodowity spadkobierca ich spuścizny? – zapytałam retorycznie.
- Dla mnie to jest nie do pojęcia – powiedział Semir.
- A ja żyjąc w bidulu nie raz spotkałam się z taką sytuacją, więc dla mnie to żadna nowość, niestety – mruknęłam smutno, łapiąc za klamkę samochodowych drzwi.
Nie było nam jednak dane wsiąść do środka, ponieważ w tej chwili dogonił nas ojciec Asi, uniemożliwiając nam odjechanie.
- Bardzo was przepraszam za moją żonę, naprawdę, ona nigdy taka nie była. Nie wiem, co jej się stało, ale ostatnio zrobiła się nie do zniesienia. Mam już serdecznie dość jej podejścia do Asi – na wstępie zaczął się nam żalić. – Mi naprawdę na niej zależy i bardzo chciałbym się z nią zobaczyć. Nawet dzwoniłem do niej kilka razy, by dowiedzieć się jak się czuje i czy czegoś nie potrzebuje, ale nie odbiera ode mnie telefonów.
- Asia nie odbierała, bo nie chciała słuchać oskarżeń z waszej strony i tych wszystkich przykrych słów, których już nie raz doświadczyła – wyjaśniłam mu, wciąż będąc wkurzająco spokojną.
- Byłem głupi, że nie postawiłem się wtedy żonie, że wziąłem jej stronę… Powinienem pokazać Asi, że może na mnie liczyć… Teraz mam za swoje – powiedział zrezygnowany, wzdychając ciężko. – Bardzo za nią tęsknię. I nie tylko ja, Mateusz również.
- Ona naprawdę nie chce was widzieć, ale… porozmawiam z nią – obiecałam mu po chwili, ściągając ta nieprzejednaną maskę, bo widziałam, że mówi szczerze i że mu naprawdę zależy na Kaweckiej.
- Naprawdę? – spytał zaskoczony. – Mimo tego wszystkiego, co przed chwilą powiedziała moja żona, zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście. Widzę, że pan ją kocha, a Mateusz też bardzo się ucieszył, gdy wspomniałam o jego siostrze – wyjaśniłam mu z uśmiechem.
- Jesteś aniołem! – krzyknął, przyciskając mnie do siebie. – Naprawdę bardzo chciałbym je obie zobaczyć… - westchnął, puszczając mnie.
Usłyszawszy to poszperałam w torebce i wyciągnęłam z niej aparat.
- Proszę bardzo. Na razie musi to panu wystarczyć – powiedziałam, podając mu go.
A facet się rozkleił. Tak po prostu zaczął płakać.
- Jaka ona jest śliczna – szepnął, przyglądając się swojej wnuczce, jednocześnie pociągając nosem, aż mu chusteczkę musiałam podać.
A potem zaczął mówić, jak to ma dosyć swojej apodyktycznej żony, która swoim zachowaniem niszczy ich rodzinę, że Mateusz też na tym cierpi, bo ona oczekuje od niego zbyt wiele, że oboje z synem strasznie tęsknią za Asią i tak dalej. Poklepałam go tylko po ramieniu, bo co mi pozostało? Niczego więcej zrobić nie mogłam. Obiecałam mu jeszcze, że postaram się mu pomóc w kontakcie z córką, po czym szybko się pożegnałam, zanim jego żona zdąży wyskoczyć z domu z jakimś wałkiem w ręce, czy czymś o wiele gorszym, aby nas nim ubić.
- Myślisz, że on mówi szczerze? – spytał mnie Semir z powątpiewaniem, kiedy już wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Myślę, że nie potrafiłby się tak rozpłakać na zawołanie.
Naprawdę, nie wyglądał na tak dobrego aktora. Jego reakcja wydawała mi się być szczerą i miałam nadzieję, że się nie pomyliłam.
- Szkoda mi go – mruknął Semir. – Ja bym z taką żoną nie wytrzymał.
- Na szczęście Asia nie jest do niej podobna, w końcu to nie jest jej biologiczna matka – powiedziałam z uśmiechem, a Semir pokiwał głową.


*


Stara kamienica w środku miasta. Bez windy, co było teraz dla mnie sporą niedogodnością i utrapieniem. Semir jednak pomógł mi się jakoś doczołgać na drugie piętro, po czym zniknął za ścianą, tak aby wyglądało, że przyszłam sama. Po tym wszystkim zapukałam do drzwi mieszkania z numerem 5. Trochę już tam stałam, nerwowo przygryzając wargę i spodziewając się, że nikogo nie ma w domu, jednak po kilkunastu minutach wreszcie w drzwiach pojawił się wysoki i naprawdę przystojny mężczyzna, który na wstępie zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów. Posłałam mu filuterny uśmiech. Jeśli to był Emil, to nie dziwię się, że Asia się w nim zakochała. Był totalnie w jej typie.
- Emil Rakowski? – spytałam.
- Tak, to ja – przytaknął. – My się znamy? – zdziwił się.
- Nie, ale mamy wspólną znajomą – wyjaśniłam mu.
- Tak? A jaką? – zapytał, nonszalancko opierając się o framugę swoich drzwi.
- Kojarzysz może niejaką Joannę Kawecką?
Mina od razu mu zrzedła, kiedy tylko usłyszał nazwisko Asi.
- Nie przypominam sobie. To chyba jakaś pomyłka… - zaczął się wymigiwać.
Chciał się wycofać, jednak Semir, który do tej pory stał z boku i się mu nie pokazywał na oczy, udaremnił mu to, wkładając nogę między drzwi, a framugę i przytrzymując go za łokieć, aby nam nie zwiał.
- A ja myślę, że doskonale ją kojarzysz – podzieliłam się z nim swoimi przypuszczeniami.
- A nawet jeśli, to co? Coś w tym złego? – zironizował. – Nie widziałem się z nią od kilku miesięcy, więc nie rozumiem, po co do mnie przyszliście.
- Chciałam ci osobiście doręczyć pozew o pozbawienie praw rodzicielskich, żebyś się mógł nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia - syknęłam.
- To nie mogłaś wysłać tego pocztą? – zakpił, odbierając ode mnie kopertę.
- Nie, bo wtedy nie mogłabym ci powiedzieć, że jesteś skończonym łajdakiem, który nie zasługuje na tak wspaniałą osobę, jaką jest Asia. I chętnie bym ci sprzedała prawego sierpowego, ale w sądzie powinieneś przyzwoicie wyglądać – mruknęłam, klepiąc go tylko po policzku.
- Asia nie jest taka wspaniała, za jaką ją uważasz. Wrobiła mnie w tego bachora! – krzyknął.
- Coś ty powiedział?! – tym razem to nie ja zabrałam głos, a zrobił to Semir.
- Taka prawda – zaśmiał się. – A teraz pewnie to też jest jakaś przykrywka z tymi prawami rodzicielskimi. Pewnie chce wyciągnąć ode mnie kasę. Tak, na pewno jej o to chodzi, jak każdemu wychowanemu w domu dziecka.
Nie mogłam zapobiec temu, co się stało po tych słowach. Tak właściwie powinnam coś zrobić, ale nie zdążyłam. Z drugiej strony jednak sama miałam ochotę zrobić coś podobnego, bo mu się należało. Ale nie umiałam, bo ostatnie zdanie ugodziło także moje uczucia i przez to stałam tam zaskoczona i niczego nie zrobiłam. A o czym teraz mówię? A o tym, że Semir zamachnął się i uderzył go w twarz. Z nosa Emila momentalnie pociekła krew. Nie wyglądało to najlepiej, jeśli mam być szczera, to Bośniak chyba mu ten nos złamał.
- Nigdy więcej nie obrazisz Aśki! – krzyknął, łapiąc go za fraki i podnosząc w górę. Nie spodziewałam się nawet, że on ma w sobie aż tyle siły. – Zjawisz się na rozprawie, zrzekniesz się praw i będziesz miał swój problem z głowy, zrozumiano?
- Teraz to ty jesteś jej chłoptasiem, którego chce mieć tylko dla siebie? – zironizował Emil.
- Nie twój zasrany interes. Zrobisz jak powiedziałem i znikniesz z jej życia. Jasne?! - krzyknął tak głośno, że chyba wszyscy sąsiedzi go usłyszeli.
Emil tymczasem przełknął głośno ślinę, widząc w jaką furię wprowadził Semira swoimi słowami. Chyba zaczął się bać o swoją twarz, która już i tak nie wyglądała najlepiej, bo przestał się kpiąco uśmiechać. Obiecał nam, że zrobi tak, jak powiedział mu Semir. A gdy Bośniak go puścił, w mgnieniu oka zniknął w mieszkaniu, zabierając ze sobą dokumenty i zamykając drzwi na cztery spusty.
- Wiesz, że nie powinieneś go bić? – spytałam, kiedy kierowaliśmy się w stronę samochodu.
- Wiem. Ale nie wytrzymałem, kiedy obraził Aśkę. Ciebie również obraził – wyjaśnił mi. – Ty przecież też miałaś ochotę go uderzyć, sam widziałem.
- No tak, ale zamurowało mnie, gdy to powiedział – przyznałam. – Ale wiesz, że on może to wykorzystać przeciwko tobie?
- Wiem, ale myślę, że jednak chce się nas jak najszybciej pozbyć ze swojego życia i nie będzie robił problemów – powiedział pewnie Semir.
- Obyś miał rację – westchnęłam. – Bo lepiej, żebyśmy tą wizytą nie zaszkodzili Aśce…
- O nic się nie martw Lila, już ja się dziewczynami zajmę – obiecał mi Bośniak, po czym pomógł mi wsiąść do samochodu i zamknął za mną drzwi.
A chwilę później jechaliśmy już w stronę Poznania.



_________________

Strasznie długi mi wyszedł ten rozdział, mam nadzieję, że nie przeraziliście się ilością słów, które napisałam. Ale wreszcie coś się dzieje, nie? I wiem, wiem, Lila jest zła, bardzo zła, a Kuba też taki za mało stanowczy. Ale nie mogą wciąż być tacy krystaliczni, nie? A tak poza tym, to jak Wam się podoba nowy szablon? Hm? 

Do następnego. Ściskam Was serdecznie kochani i życzę Wam wesołych świąt wielkanocnych, mimo że za oknem śnieg.

piątek, 15 marca 2013

34. Nowy członek rodziny.



Kuba mówiąc, że jesteśmy już blisko celu naszej szalonej podróży, nie mylił się ani trochę. Chwilę później pani w przed szpitalnej portierni podniosła przed nami barierkę, dzięki czemu właśnie w tej chwili parkowaliśmy na terenie szpitala, a będąc bardziej dokładną osobą, przed wejściem, przed którym zazwyczaj podjeżdżają karetki z rodzącymi kobietami w środku. A my dzisiaj trochę taką „karetką” byliśmy. Pielęgniarz z wózkiem inwalidzkim od razu podjechał z lewej strony naszego samochodu i już pomagał Asi z niego wysiąść.
- Semir, ty też wysiadaj i idź z Aśką – poinstruowałam chłopaka z tylnego siedzenia, bo ten wciąż nie bardzo potrafił odnaleźć się w aktualnej sytuacji. – My zaparkujemy auto i zaraz do was dołączymy.
- Ale… dlaczego? – spytała Aśka, siadając już na wózku i próbując nie zapominać o regularnym oddychaniu.
- Asiu, pomyśl, przecież zanim dokuśtykam się na górę, to i tak zostawicie mnie w tyle – wyjaśniłam jej spokojnie, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. – A tak będziesz miała kogoś bliskiego przy sobie.
- Obiecuję ci Asiu, że przyprowadzę Lilkę najszybciej jak się tylko da – dodał jeszcze Wilk, oglądając się za siebie, by spojrzeć jej w twarz i by dzięki temu dziewczyna mogła zorientować się, że mówi jej prawdę.
Kawecka już tylko pokiwała głową, nie sprzeciwiając się nam więcej. Chwilę później trzymając za rękę Semira drepczącego obok wózka pchanego przez pielęgniarza w białym kitlu, zniknęła w środku szpitala. Natomiast ja i Kuba zaparkowaliśmy samochód na parkingu na terenie szpitala i ruszyliśmy powolnym krokiem do środka. W recepcji dowiedzieliśmy się, że porodówka jest na drugim piętrze, więc to właśnie tam skierowaliśmy swoje kroki. Kiedy kilka minut później winda otworzyła się, ukazując nam szpitalny korytarz na drugim piętrze, od raz w oczy rzucił mi się Semir, chodzący po korytarzu w tę i z powrotem, i nie mogący w żaden sposób zapanować nad nerwami.
- Gdzie jest Asia? – spytałam go najspokojniej, jak tylko w tej chwili potrafiłam to uczynić, bo wiedziałam, że inaczej niczego nie wskóram.
Semir jednak nie zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć, ponieważ z jednych z pobliskich drzwi wyszedł doktor Grabowski.
- Pani Liliano, co się pani stało? – spytał na wstępie z niesamowitym luzem i spokojem.
I gdyby zadając to pytanie, nie spojrzał na moją nogę, to nie miałabym pojęcia, o czym on do mnie mówi. Tak bardzo byłam zdenerwowana porodem Asi, że nawet zapomniałam o bucie stabilizującym na mojej nodze.
- Mały wypadek w chodnikowej dziurze. Ale to nic – wyjaśniłam mu szybko, machając na to ręką. – Co z Asią?
- Pani Joanna właśnie przewożona jest na porodówkę – poinformował mnie doktor. – Bo nawet jakbyśmy teraz podali jej leki wstrzymujące poród, to już nic to nie da. Jest na to zdecydowanie za późno.
Mówił do mnie takim spokojnym tonem głosu, jakby nic wielkiego się w tej chwili nie działo. Ale tak właściwie, to dlaczego ja się temu dziwię? Przecież to nie jest pierwsza akcja porodowa, w której pan doktor bierze udział, ma więc doświadczenie. Nie to co my.
- Ale wszystko w porządku z dzieckiem? Nic się mu nie stanie, dlatego że Asia rodzi przedwcześnie? – upewniałam się.
- Tak, wszystko mamy pod kontrolą. Proszę się nie denerwować, to że pani Joanna ma termin późniejszy niczego nie zmienia. Takie sytuacje się zdarzają, jak widać maluchowi bardzo spieszy się na ten świat – wyjaśnił mi z uśmiechem, po czym skierował swoje kroki do jednej z sal na porodówce.
Jego zapewnienia cała nasza niezwykle podenerwowana trójka przyjęła z niesamowitą ulgą.
- Czy zdecydowali się państwo na poród rodzinny? – spytała pielęgniarka, spoglądając na mnie i Semira, stojącego tuż obok mnie.
Zaprzeczyłam, zanim Stilić zdążył się zastanowić nad sensem zadanego przez nią pytania. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo co nadążałam nad rejestracją wydarzeń, co w przypadku Bośniaka wychodziło gorzej niż w moim. Ktoś więc musiał nad tym wszystkim zapanować i tym kimś oczywiście byłam ja. Jak zwykle, można by rzec. Kiedy tylko pielęgniarka usłyszała moją odpowiedź zniknęła za drzwiami, tak jak chwilę temu zrobił to doktor Grabowski.
- Dlaczego zdecydowałaś za mnie? – naskoczył na mnie Semir, kiedy tylko zamknęły się owe drzwi. – A może ja chciałbym przy tym być?
- Popatrz na siebie – odpowiedziałam spokojnie. – Przecież byś tam zemdlał i jeszcze musieliby się tobą zająć. Niech się lepiej skupią na Aśce i na twoim dziecku – dodałam.
- Moim dziecku? – zdziwił się Bośniak, jakby nie zrozumiał, co do niego mówię.
Mam tą świadomość, że on nie jest Polakiem, ale przecież doskonale zna mowę polską, Ivan go jej nauczył. Nie rozumiem więc, czego nie zrozumiał w mojej wypowiedzi? Niestety, po bośniacku to mu tego nie powtórzę, bo po prostu nie władam tym językiem…
- Przecież właśnie zostajesz ojcem – wyjaśniłam mu więc to raz jeszcze w moim ojczystym języku. – To ty będziesz wychowywał dziecko Aśki, zwłaszcza, że Emil nie ma zamiaru angażować się w jego wychowanie – dodałam, zaciskając pięści.
Wciąż miałam wielką ochotę wygarnąć temu pacanowi, który zniszczył Aśce życie, co o nim myślę. Choć… ostatecznie wyszło na to, że nie do końca je zniszczył. Przecież od tej chwili Asia będzie miała kogoś, kto będzie ją bezgranicznie kochał i kogo ona będzie kochała równie mocno, a pewnie nawet i mocniej. A do tego może Semir okaże się tym właściwym, mimo moich obaw? Może tak właśnie miało być? Po co miałaby się męczyć u boku tego sukinsyna, kiedy tu w Poznaniu, czekało na nią, mam nadzieję, lepsze życie?
Bośniak tymczasem przytulił się do mnie, wyrywając tym z chwilowego zamyślenia. Nie bardzo rozumiałam, dlaczego dostąpiłam takiego zaszczytu z jego strony.
- Dziękuję ci za te słowa – powiedział Stilić, wyjaśniając mi tym powód tych nagłych czułości.
- Nie ma sprawy, w końcu taka jest rzeczywistość – powiedziałam, wzruszając ramionami i klepiąc go pokrzepiająco po plecach.
Od tej chwili zapadła między naszą trójką niczym niezmącona cisza. Semir znów krążył po szpitalnym korytarzu, zachowując się dokładnie tak, jak prawdziwy ojciec, oczekujący na narodziny swojego pierwszego dziecka. Widać, że się tym wszystkim przejął, co chyba powinno mnie zadowolić, ponieważ pokazywało to, że się zaangażował. Ale ja i tak będę się mu bacznie przyglądać, mimo tych wszystkich oznak, iż Bośniak naprawdę poważnie traktuje związek z Kawecką. Muszę być czujna, by w razie czego uchronić ją przed cierpieniem i nie móc sobie wyrzucać, że dopuściłam do jakiegoś nieszczęścia.
- Lila, usiądź, bo zaraz padniesz – to Kuba jako pierwszy odezwał się po dłuższym milczeniu, podnosząc wzrok na mnie znad swoich palców, które jeszcze chwilę temu oglądał z każdej możliwej strony.
- Nie, ja tu nie wysiedzę. Nie dam rady – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Idę się przewietrzyć. Jak już coś będzie wiadomo, to od razu do mnie dzwońcie, a zaraz do was wracam – poinformowałam ich, od razu ruszając w stronę windy.
- Idę z tobą – zadecydował Kuba.
- A nie będzie lepiej, jak zostaniesz z Semirem? – spytałam go.
- On sobie świetnie tu sam poradzi, a poza tym, mi też się przyda trochę świeżego powietrza – dodał Wilczek, a ja już nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać.
W ogóle nie miałam nic przeciwko jego towarzystwu, dlatego nic więcej już nie powiedziałam. Kilka minut później siedzieliśmy obok siebie na ławce przed wejściem do szpitala. Na dworze było strasznie zimno, jak przystało na zimową noc. Zaczęłam szperać w torebce, w poszukiwaniu… hm, sama tak właściwie nie wiedziałam czego szukam, ale nie potrafiłam zaprzestać tego procederu.
- Spokojnie, Lila – szepnął Kuba, łapiąc mnie za rękę, by udaremnić mi dalsze przewracanie zawartości w mojej torebce. – Z tego co wiem, to papierosów już tam nie masz, bo nie palisz od kilku lat.
Uśmiechnęłam się pod nosem. No tak, to tego szukałam. Skąd on wiedział?
- Niestety, nie od kilku lat… – zaprzeczyłam z westchnieniem.
- Jak to? – zdziwił się Kuba, przyglądając mi się uważniej.
- Nikotyna zawsze mnie uspokajała, dobrze o tym wiesz. A po tej hecy z Lewym i Semirem trudno mi było to wszystko wytrzymać, więc wróciłam do palenia, ale rzuciłam je znowu. I tak jest w kółko… - tłumaczyłam mu. – Wiem, zawiodłam cię – dodałam po chwili, spuszczając wzrok.
- Nie, nie zawiodłaś mnie, Lila – zaprzeczył szybko Kuba, łapiąc delikatnie mój podbródek, by unieść go w górę. – Doskonale rozumiem co przeżywałaś, w końcu sam zawiodłem się na kobiecie, z którą chciałem spędzić resztę swojego życia. Wiem więc, że wtedy szuka się różnych sposobów na zapomnienie, złagodzenie bólu…
- Ty akurat miałeś je całkiem niezłe – wspomniałam z kwaśnym uśmiechem. – Ech, chętnie bym teraz zapaliła… - westchnęłam.
- Przestań. Swój limit tej trutki już wyczerpałaś – upomniał mnie.
- Dzięki za przypomnienie – zaśmiałam się. – Po prostu bardzo denerwuję się i nie wiem, co ze sobą zrobić.
- Wszyscy jesteśmy zestresowani, ale spokojnie. Jestem pewien, że Asia da sobie radę – zapewnił mnie Kuba, klepiąc po dłoni. - A poza tym, chciałem ci powiedzieć, że bardzo ładnie się zachowałaś w stosunku do Semira. On na pewno docenia twoje słowa. I Asia też je doceni, gdy tylko je usłyszy.
- Nie wiem, o co tyle zachodu? – zdziwiłam się, wzruszając ramionami. – Przecież taka właśnie jest prawda.
- Lila, ty naprawdę nic nie rozumiesz, czy tylko tak udajesz? – zdziwił się Kuba. – Właśnie pokazałaś Semirowi, że zaakceptowałaś go u boku Aśki – wyjaśnił mi więc.
- Może i tak, ale niech sobie nie myśli, że nie będę mu patrzeć na ręce, bo…
- Wiem, wiem – przerwał mi Kuba, uśmiechając się pod nosem. – I on na pewno też ma świadomość, że będziesz patrzeć mu na ręce, jednak twoje zdanie zawsze było dla niego ważne i dlatego tak bardzo mu zależało na tym, abyś nie miała nic przeciwko niemu – wyjaśnił mi.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zdziwiłam się, uważniej mu się przyglądając.
- To widać – odpowiedział mi, a kiedy spojrzałam na niego podejrzliwie, dodał: - Rozmawiałem z nim.
- Spiskujecie za moimi plecami? Nieładnie, oj nieładnie – zaśmiałam się, grożąc mu palcem w powietrzu.
Kuba pokręcił tylko głową z dezaprobatą, uśmiechając się pod nosem, ale nic więcej już nie powiedział. Milczeliśmy przez chwilę, każdy myśląc o czymś innym. A może o tym samym? Tym razem jednak to ja nie mogłam znieść tej ciszy i postanowiłam ją przerwać.
- Powinnam być tam z Asią. Powinnam jakoś jej pomóc, dodać otuchy… – wyrzucałam sobie na głos, wzdychając przy tym ciężko.
- I tak bardzo jej pomogłaś – zapewnił mnie Wilczek. – Wielu na twoim miejscu dałoby się ponieść emocjom. A ty zachowałaś zimną krew.
- Gdyby nie ty, to dawno bym straciła głowę – wyznałam cicho, spuszczając wzrok.
- Przestań. Jesteś najbardziej racjonalnie myślącą osobą jaką znam – powiedział z uśmiechem Kuba. – W każdej sytuacji zachowasz chłodny rozum.
- Chyba mnie przeceniasz – pokręciłam przecząco głową, nie mogąc jednak powstrzymać się od uśmiechu.
- Nie, Liluś – Kuba zaprzeczył z znaną u niego upartością.
Powiedział to jednak takim tonem głosu, który rzadko kiedy miałam okazję słyszeć. Spojrzałam więc ze zdziwieniem na niego. Nie spodziewałam się, że gdy odwrócę głowę w jego stronę, praktycznie się z nim zderzę.
- Zawsze cię podziwiałem i to nie tylko pod tym względem – wyznał cicho, patrząc mi w oczy.
Nie potrafiłam przerwać tego spojrzenia. Wpatrywałam się w niego, jakby zahipnotyzowały mnie jego oczy, które przecież nie raz widziałam. A teraz wydały mi się takie… inne. Lekko rozchyliłam usta, ale nie potrafiłam wykrztusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Nawet nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Nie potrafiłam też odwrócić głowy, kiedy twarz Kuby zbliżała się ku mojej twarzy. To wszystko trwało ułamki sekund, ale mi się wydawało, jakby trwało wieczność. Chwilę później całowaliśmy się, siedząc wciąż na tej samej ławce przed wejściem do szpitala. Byłam tak zaskoczona obrotem sprawy, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Do tego nie potrafiłam zidentyfikować stanu, w który wprowadził mnie ten nieprzewidziany ruch ze strony Kuby. A zdecydowanie coś poczułam, tylko kompletnie nie wiedziałam co. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek.
I nagle zadzwonił mój telefon, który doprowadził mnie do porządku. Oderwałam się w popłochu od Kuby i trzęsącymi rękoma odebrałam połączenie, jak się okazało, od Semira.
- Lila! Chodźcie tu! Szybko! – Bośniak krzyczał już do słuchawki, zanim zdążyłam o cokolwiek go zapytać.
- Urodziła? - spytałam słabo, bo wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co się przed chwilą między nami stało.
- Tak! Tak! Chodźcie! Szybko! – Semir krzyczał dalej, a po chwili się rozłączył.
Wrzuciłam więc telefon do torebki i wreszcie przestałam wpatrywać się w swoje buty. Spojrzałam na Kubę i powiedziałam już normalnym tonem głosu:
- Asia urodziła. Chodźmy.
Po czym zabrałam kule, które były oparte o pobliski mur i powoli ruszyłam w stronę szpitala. Z tego wszystkiego ledwo co kontrolowałam swoje ruchy. Wydawało mi się, jakby moje nogi były z waty, a ręce nie miały kompletnie siły do przytrzymywania się za pomocą kul.
Kuba dołączył do mnie dopiero w środku.
- Lila, ja… - zaczął.
- Porozmawiamy o tym później – przerwałam mu, w ogóle na niego nie patrząc, tylko skupiając się na korytarzu. – Teraz najważniejsza jest Asia – dodałam jeszcze.
Tak naprawdę nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Niczego nie rozumiałam, a zwłaszcza tego, jak to się stało i dlaczego do tego doszło między nami. Nie chciałam zniszczyć naszej długoletniej przyjaźni, która przez tyle lat trzymała mnie w pionie i była dla mnie naprawdę ważna. A ten pocałunek mimowolnie do czegoś takiego prowadził. Nie rozumiałam też, dlaczego Kuba to sprokurował? I dlaczego ja tego nie przerwałam, ba, wręcz zaangażowałam się w ten pocałunek? Gdyby nie telefon od Semira… Nie wiem, co by nas doprowadziło do porządku. I nawet nie chcę o tym myśleć.
Teraz jednak nie miałam czasu się nad tym wszystkim zastanawiać, bo właśnie wjechaliśmy windą na drugie piętro. W kompletnym i złowrogim milczeniu. Tam jednak dopadł do nas rozradowany Semir. Wydawało się, że aż unosił się nad ziemią ze szczęścia.
- Dziewczynka! – krzyknął, przyciskając mnie do siebie.
- Gratulacje, tatuśku – uśmiechnęłam się, klepiąc go po plecach.
- Zdecydowaliście już z Asią, jak dacie jej na imię? – zapytał Kuba niemrawo, przyglądając nam się z boku.
Mnie też ciekawiło, jakie imię dla swojego potomka wybrała Asia. Wciąż nam powtarzała, że ma kilka pomysłów, ale nie chciała się zdradzić. Musieliśmy więc wszyscy cierpliwie czekać do jej rozwiązania.
- Tak właściwie, to wiem tyle co wy– odpowiedział Bośniak, puszczając mnie wreszcie. – Asia ma jakiś pomysł, ale nie chciała go nikomu zdradzać, mi również. A ja też nie chciałem się w to wtrącać, w końcu…
- Nawet nie kończ – pogroziłam mu, przeczuwając, co ma zamiar za chwilę powiedzieć. – Jesteś jej ojcem. Jeśli będziesz przy niej w najważniejszych momentach jej życia, to będziesz jej ojcem. Bo w życiu dziecka nie liczy się to, kto cię spłodził, a to, kto wychował i kochał. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze.
Semir pokiwał głową w geście zrozumienia. Nic już więcej nie powiedział, bo nie mógł. A to dlatego, że właśnie w korytarzu pojawiła się pielęgniarka, oznajmiając nam, że za chwilę będziemy mogli wejść do sali, w której nie tak dawno przewieziono Asię. Zanim jednak to uczyniliśmy, całą trójka poszliśmy obejrzeć małą Kawecką. I wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jest bardzo podobna do swojej mamy. Aśka nawet gdyby chciała, to by się jej nie wyparła. Ten sam kolor oczu, taki sam nos i usta, tylko była jedna różnica. Mała była blondynką, a nie szatynką, ale przecież włosy mogą jej jeszcze ściemnieć w ciągu najbliższych kilku lat. Była naprawdę śliczna i taka malutka. Kruszynka, którą bałabym się wziąć na ręce, by niechcący nie zrobić jej krzywdy. Zrobiliśmy jej kilka zdjęć, żeby móc je pokazać szczęśliwej mamie. No i nie tylko jej, bo znając Lechitów, to kiedy tylko dowiedzą się o porodzie dziewczyny, będą ciekawi, jak nowonarodzone maleństwo wygląda.
Kilkadziesiąt minut później nieśmiało wchodziliśmy do sali, w której Aśka leżała na szpitalnym łóżku i widać po niej było niesamowite zmęczenie. Uśmiechnęła się niemrawo w momencie, gdy tylko zauważyła naszą trojkę.
- Jest podobna do ciebie – powiedziałam od razu po wejściu, a chłopcy potwierdzili moje stwierdzenie. – Gratuluję, szczęśliwa mamuśko – dodałam, ściskając Kawecką.
- Jest śliczna – chwilę później te słowa w jej kierunku wyszeptał Semir z ewidentną gulą w gardle, siadając na łóżku obok Asi i obejmując ją z czułością.
- Naprawdę? – spytała.
- Tak, zobacz – dodałam, podsuwając jej pod nos aparat.
 Trochę czasu zajęło nam oglądanie zrobionych wcześniej przez nas zdjęć i zachwycanie się malcem. Wymienialiśmy wszystkie cechy, pośród których zauważyliśmy podobieństwo do Asi. Dobrze, że nie zdążyłam wypakować z torebki aparatu, który miałam ze sobą w Gdańsku, bo inaczej zdjęcia musielibyśmy robić komórką, a wtedy jakoś nie byłaby tak dobra i nie zauważylibyśmy tylu szczegółów.
- Lekarz powiedział, że jest zdrowa i że za długo w inkubatorze nie poleży, bo jak na wcześniaka jest bardzo silna – poinformowała nas Asia z dumą.
- Po mamie – powiedział Semir, całując ją w czoło.
- A ty, jak się czujesz? – spytałam Aśkę.
- Bardzo zmęczona, ale niezwykle szczęśliwa – szepnęła z uśmiechem.
Nie musiała nawet tego mówić, to było po niej widać.
- To może my cię zostawimy, żebyś mogła odpocząć? – zapytał Kuba.
- Nie, zostańcie. Tak właściwie cieszę się, że jesteście tu ze mną wszyscy, bo muszę z wami porozmawiać – zaczęła tajemniczo Asia.
Po tych słowach całą trójką rozsiedliśmy się wygodnie na jej szpitalnym łóżku i spojrzeliśmy na nią z uwagą.
- Ostatnio dużo myślałam o tym wszystkim, co mnie spotkało i wiem, że bez was bym sobie nie poradziła. Pomogliście mi w potrzebie, jak prawdziwi przyjaciele. Jestem wam za to naprawdę bardzo wdzięczna…
- Przestań Asiu, to nic takiego – zapewnił ją Kuba.
- Wręcz przeciwnie – ta jednak uparcie zaprzeczyła. – Jesteście moimi przyjaciółmi i cieszę się, że was mam. Chciałabym też jakoś podziękować wam za to, co dla mnie zrobiliście. Dlatego mam do was prośbę… Czy zostalibyście rodzicami chrzestnymi mojej córki? – spytała, spoglądając uważniej na mnie i Kubę.
Nie spodziewałam się tego, naprawdę. Kuba chyba także. Byłam jednak bardzo dumna z tego, że mogłam dostąpić takiego zaszczytu z jej strony.
- Jak mogłabym wam odmówić? – spytałam retorycznie. – Jestem naprawdę zaszczycona, że wybrałaś mnie na chrzestną swojej córki – powiedziałam Asi, ściskając ją i całując w oba policzki.
- Cieszę się, że się zgadzasz – odpowiedziała mi z uśmiechem Kawecka. – Mam nadzieję Kuba, że ty też się zgodzisz – swój wzrok przeniosła na Wilczka.
- Naprawdę chcesz, abym to ja został chrzestnym twojej córki? – zapytał Wilczek, wciąż nie dowierzając, że jej propozycja jest prawdą.
- Naprawdę. Uważam, że jesteście idealnymi kandydatami na rodziców dla mojej córeczki – zapewniła nas Asia. – Mam nadzieję, że nam nie odmówisz? – spytała, wciąż uważnie spoglądając na Kubę.
- Oczywiście, że nie. Nie mógłbym – zapewnił ją Wilczek, całując po rękach.
- Dziękuję ci – szepnęła Asia.
- Nie, to ja ci dziękuję – odpowiedział jej Kuba, który wciąż nie wierzył w to, co się dzieje.
- To teraz nie pozostało nic innego, jak wybrać dla małej imię. Może wreszcie zdradzisz je nam, jej rodzicom? – zapytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Chyba już dłużej nie mogę tego przed wami ukrywać – Asia uśmiechnęła się pod nosem. – Już dawno wpadłam na pomysł imion dla mojego dziecka. Gdybym urodziła chłopca, to dałabym mu na imię Jakub, na twoją cześć, Kuba. Ale skoro jest dziewczynka, to… poznaliście dzisiaj Liliankę Kawecką.
Zrobiłam wielkie oczy, kiedy to usłyszałam. Byłam tak zszokowana, że aż nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Już to, że zostałam chrzestną córeczki Asi, było dla mnie ogromnym zaszczytem, ale to, że jej dziecko będzie nosiło moje imię… zatkało mnie. Po prostu. Naprawdę, wszystkiego mogłam się spodziewać po dzisiejszym dniu, ale nie tego. W ogóle na myśl mi taka sytuacja nie przyszła.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, aby moja córka nosiła takie samo imię jak twoje – powiedziała Asia, ponieważ wciąż niczego nie powiedziałam. Ale ja po prostu nie mogłam wydobyć z siebie głosu. – Naprawdę chciałabym, aby mała była tak twarda i wytrwała jak ty. Aby się nie poddawała, gdy życie kopnie ją w tyłek. Będziesz dla niej dobrym przykładem, nie to co jej słaba i rozhisteryzowana matka...
- Teraz to przesadziłaś – zaprzeczyłam, nagle odzyskując głos. – Świetnie sobie poradziłaś w tej sytuacji, w której postawił cię Emil.
- Gdyby nie wy, to bym sobie nie poradziła – mruknęła Asia, ale widząc nasz wzrok, skończyła ten temat. – Kochani, a więc poznaliście dzisiaj Lilianę Kawecką, a może w przyszłości Lilianę Kawecką Stilić?
- Naprawdę? – tym razem to Semir się zdziwił na słowa Asi.
- Na razie musimy pozbawić Emila praw rodzicielskich, a później możemy pomyśleć o adopcji – szepnęła Kawecka.
Semir nie wierzył w to co słyszy. Był niesamowicie szczęśliwy z tego, że możliwe, iż niedługo zostanie ojcem Lilianki tak naprawdę. Ja i Kuba także byliśmy szczęśliwi, ponieważ zostaniemy rodzicami chrzestnymi małej Kaweckiej. A ja do tego byłam dumna, że będzie ona nosiła moje imię. Wiedzieliśmy, że wszyscy razem i każdy z osobna dokona wszelkich starań, aby mała naprawdę miała piękne życie.
- Będzie najszczęśliwszą osobą na ziemi – zapewnił Asię Semir.
- Będzie miała piękniejsze dzieciństwo od naszego, już ja się o to postaram – dodałam, spoglądając wymownie na Asię.
- I będzie kibicować Lechowi, bo z takimi rodzicami nic innego jej już nie pozostało – dodał Kuba.
I trudno było się z tym nie zgodzić.






______________________

Tadaaaaaaam! Dzieje się, można powiedzieć, że wreszcie coś się dzieje. Pojawił się nowy członek wielkiej „rodziny” i… czyżby zaczął się nowy romans? Tylko któż to może wiedzieć, co z tym fantem zrobi Liliana i Kuba?