Całą
noc przewracałam się z boku na bok, usilnie próbując zasnąć. Kiedy to już mi
się udało, budziłam się co kilkadziesiąt minut przez głupie sny, które tworzyły
się w mojej głowie. Już sama nie wiem, co było gorsze - brak snu, czy właśnie
te głupie wizje, gdy już udawało mi się zasypiać. Dlatego, aby dłużej się już nie męczyć, rozłożyłam dokumenty,
które ostatnio dostałam z firmy i zabrałam się za ich tłumaczenie. Po
kilkudziesięciu minutach skrzypnęły drzwi pokoju obok i usłyszałam kroki.
-
Czyś ty oszalała? Nie wiesz, która jest godzina? - do mojego pokoju żwawo wkroczył
Wilk, ziewając i przeciągając się co chwila.
Podniosłam
oczy znad druczków.
-
A pukać to już nie łaska? Rozumiem, że jesteś u siebie, ale chyba jeszcze mam
tutaj jakąś prywatną przestrzeń? A jakby była naga? – zasypałam go gradem
pretensji.
Kuba
charakterystycznie poruszył brwiami, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-
Ty zbereźniku! – krzyknęłam, mimowolnie się uśmiechając i rzuciłam w niego tym,
co miałam akurat pod ręką. Był to słownik hiszpańsko-polski.
Niestety,
Kuba zrobił unik i nie udało mi się w niego trafić.
-
Pudło! - krzyknął zadowolony i zaczął się śmiać.
-
Uważaj, doigrasz się jeszcze - pogroziłam mu palcem, po czym wróciłam do tłumaczenia.
Myślałam,
że Wilczek opuści mój pokój, jednak ten wciąż stał w jego drzwiach.
-
Czegoś ode mnie oczekujesz? - spytałam, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia
skierowanego wprost w moją posta, monitorującego moje ruchy.
-
Czy ty aby na pewno nie powinnaś teraz spać? - odpowiedział pytaniem na
pytanie.
-
Jakże miłe powitanie, Kubusiu. Tego mi brakowało, naprawdę, właśnie tego -
zironizowałam.
-
No, przepraszam, ale jest przed szóstą. Powinnaś spać! – ostatnie słowa
powtarzał niczym zaklęcie, które jak sprawi, że wreszcie się położę.
-
To raczej ty zawsze o tej porze śpisz - przypomniałam mu wspaniałomyślnie. -
Przeszkadzam ci? Obudziłam cię? Nie siedzę w salonie, nie szperam po szafkach,
nie słucham głośno muzyki, więc raczej nie powinnam.
-
Myślisz, że jak nie robisz hałasu, to nie wiem co się dzieje? - usiadł na
skraju mojego łóżka. - Doskonale wiem, że całą noc nie zmrużyłaś oka.
Chciałabym
w tym momencie zobaczyć swoją zaskoczoną minę. Szczerze, to nie spodziewałam
się, że on wyczuje moje kiepskie samopoczucie. Wydawało mi się, że nieźle to
ukrywam. Jak widać, przed nim mi się to nie udaje...
-
Zbieraj się! - krzyknął nagle Kuba i złapał mnie za rękę, chcąc wyciągnąć tym z
pościeli.
-
Gdzie ty chcesz iść o tej porze? - spytałam, wciąż pozostając w szoku.
-
Ubierasz się w dres i idziemy do parku pobiegać - zarządził.
-
Kuba, przecież jest ciemno! I zimno! Czyś ty oszalał?! - przeraziłam się, co
objawiło się piskiem, wydobywającym się z mojego gardła. Mój głos jakby
automatycznie stał się wyższy o kilka gam, gdy tylko pomyślałam o tym zimnym poranku, które
dzisiaj nastało.
-
Nie oszalałem - uśmiechnął się mój współlokator. - Tylko wiem, że poranne
bieganie zawsze ci pomagało, nie pamiętasz? - podniósł brew nad lewym okiem.
-
Może i tak, ale ja mam pracę! - szukałam wymówek. - Sama się nie zrobi.
-
Praca nie zając, nie ucieknie - zaśmiał się.
-
A co, jeśli tak? - podpuszczałam go.
-
To będziemy ją razem gonić. A teraz masz 15 minut na przebranie się i
uszykowanie. Czekam przy drzwiach.
I
takim oto komunikatem pozostawił mnie oszołomioną w pokoju. Nie miałam innego
wyjścia, ruszyłam więc w kierunku szafy w poszukiwaniu mojego ukochanego
niebieskiego dresu, którego tak dawno nie ubierałam. Chyba Kuba ma rację,
wypadałoby go odkurzyć, chociażby dla zwykłej przyzwoitości...
*
Dzięki
porannemu bieganiu z Wilczkiem nad Wartą zrobiło mi się jakoś lżej na sercu.
Udało mi się później odespać całą noc w kilka godzin. Gdy wstałam, byłam
bardziej wypoczęta, niż po niejednej w całości przespanej nocy. Dzięki temu
udało mi się zrobić tłumaczenia i wysłać je na czas. Później poszłam na zakupy,
aby móc ugotować jakąś zupę na obiad. Wilk z pewnością będzie głodny, jak
zawsze po intensywnym treningu, więc jak wróci, to będzie miał czym wypełnić
sobie żołądek. Żeby nie myśleć o przeszłości, miałam właśnie zamiar przejrzeć
wszystkie rzeczy, które udało mi się do tej pory zgromadzić u Wilka i
zastanowić się, co jeszcze powinnam zabrać z piwnicy Ivana i garażu Krzyśka. To
oni podczas mojego pobytu w Hiszpanii przechowywali moje pamiątki i inne duperele, które zgromadziłam przez kilkadziesiąt lat swego życia. W tym zamiarze
przeszkodził mi jednak dzwoniący telefon.
-
Halo? – odebrałam.
-
Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Lilianą Kotorowską? - usłyszałam w słuchawce.
-
Tak, to ja. Słucham.
Numer
nieznany, nie miałam pojęcia, kto to może być.
-
Dzwonię z sekretariatu XXXIX Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Pani
składała podanie o pracę jako nauczycielka hiszpańskiego?
-
Tak, składałam – przyznałam po chwili zastanowienia, bo już zdążyłam o tym zapomnieć.
-
Czy może przyjść pani do szkoły na rozmowę za godzinę? Przepraszam, że tak
późno o tym informuję, ale zależy nam na czasie, a pani dyrektor tylko o tej
porze ma chwilę wolnego. Mam nadzieję, że to nie będzie dla pani problem –
poinformowała mnie.
-
Oczywiście, że nie. Postaram się być na czas, jednak muszę ominąć korki – rzekłam, w
międzyczasie już analizując w głowie trasę, którą jak najszybciej uda mi się
dostać w wyznaczone miejsce.
-
Przekażę pani dyrektor, że może się pani chwilkę spóźnić. Do widzenia –
pożegnała się jeszcze ze mną sekretarka.
-
Do widzenia!
Odłożyłam
słuchawkę. Kilka chwil zajęło mi wyjście z szoku. Kiedy już się w pewnym
stopniu udało mi się ogarnąć, zaczęłam w pośpiechu biegać po całym mieszkaniu w
poszukiwaniu odpowiednich ciuchów i teczki z potrzebnymi dokumentami. Ubrana i
przygotowana na spotkanie, przypomniałam sobie jeszcze o Wilku, więc szybko
nabazgrałam mu na kartce: "Obiad masz w czerwonym garnku na gazówce.
Odgrzej sobie. Nie wiem, kiedy wrócę, mam ważną sprawę do załatwienia na mieście. Smacznego!
Lila", którą zostawiłam na blacie w kuchni w dobrze widocznym miejscu. Wzięłam
klucze, ubrałam płaszcz i w pośpiechu wyszłam z mieszkania, modląc się w duchu,
abym zdążyła.
*
Wpadłam
do budynku szkolnego niczym burza. Udało mi się ominąć najbardziej zakorkowane
rejony miasta, jednak to nie sprawiło, iż miałam więcej czasu. Właśnie wybijała
moja godzina, a ja nie wiedziałam, w którą stronę powinnam się udać. Bez pomocy
ochroniarza szkoły nigdy w życiu bym nie trafiła do gabinetu dyrektora, tyle tu
było korytarzy i drzwi. Na szczęście, pan ochroniarz okazał się bardzo pomocnym
człowiekiem i dzięki niemu wpadłam do gabinetu w momencie, w którym wybijała na
zegarze umówiona godzina.
-
Dzień dobry pani Liliano. Cieszę się, że znalazła pani czas – przywitała mnie
pani dyrektor.
Trochę
przysadzista osoba mojego wzrostu z krótko obciętymi włosami, misternie
ułożonymi, aby jakikolwiek kosmyk nie sterczał w inną stronę, aniżeli powinien
był. Mogła mieć około 50 lat, choć jej wygląd nie zdradzał aż tak bardzo jej
wieku. Okulary na nosie i ostry makijaż nie postarzały jej, a wręcz dodawały
jej szyku. Ubrana w elegancką garsonkę i buty na obcasie, jakby zmuszała
człowieka do traktowania jej poważnie. W moim pierwszym odczuciu idealnie
pasowała na stanowisko przez nią zajmowane.
-
Akurat nie miałam niczego zaplanowanego na tą chwile – odpowiedziałam,
uśmiechając się.
-
Cieszę się. Przejdźmy zatem do konkretów, ponieważ nie mam dla pani zbyt wiele
czasu. Jestem umówiona w kuratorium – wyjaśniła pokrótce, a ja skinęłam głową.
- Przepraszam, że poprosiłam panią o spotkanie tak późno, ale do ostatniej
chwili się wahałam, jednak upływający czas nie pozwala mi już dłużej czekać.
Wiem, że ma pani dość małe doświadczenie w szkolnictwie, zwłaszcza w liceum,
ale kiedyś przecież trzeba zacząć je zbierać. Pani CV i list motywacyjny
zrobiły na mnie pozytywne wrażenie, pani doświadczenie w firmie jako tłumaczki
również. Ze wszystkich kandydatur wypadła pani w moim odczuciu najkorzystniej,
dlatego spytam wprost, co by pani powiedziała na podpisanie umowy?
-
Naprawdę? - spytałam, nie dowierzając.
To
wszystko działo się w tak szybkim tempie, że nie nadążałam i ledwo co
ogarniałam sytuację, która miała miejsce obok mnie.
-
Naprawdę - dyrektorka upewniła mnie, przychylnie się uśmiechając. - Oczywiście,
tylko na pół etatu i tylko do czasu powrotu poprzedniej nauczycielki z
macierzyńskiego. Chyba że w międzyczasie znajdziemy dla pani jakiś etat... –
dodała.
-
Nie ma sprawy, mi takie warunki jak najbardziej odpowiadają - zgodziłam się od
razu.
Nie
miałam w tej chwili zbyt wygórowanych żądań. Przez te pół roku nabiorę trochę doświadczenia,
co z pewnością pomorze mi w dalszym poszukiwaniu pracy w szkole. A wiadomo, że
przez wakacje o wiele łatwiej jest znaleźć wolny etat w placówce, niż w środku
roku szkolnego, tak jak to teraz robię.
-
Doskonale – pani dyrektor wyraźnie była zadowolona z podjętej przeze mnie
decyzji. - Dostanie pani dwie klasy trzecie, dwie drugie i trzy pierwsze. To jest
21 godzin tygodniowo. Proszę tu podpisać – podsunęła mi pod nos dokument.
Przeczytałam
go uważnie, który po omówieniu spraw organizacyjnym, podpisałam. Do ręki
dostałam mój plan godzin, rozkład sal w budynku i plan dydaktyczny, z którym
miałam się zapoznać do poniedziałku, bo to właśnie od początku następnego
tygodnia miałam zacząć batalię z młodzieżą. Już nie mogę się doczekać tej
chwili!
*
-
Jestem! – krzyknęłam, wchodząc do domu i ściągając płaszcz oraz zimowe buty.
Z
salonu dochodziły do mnie dźwięki włączonego telewizora (na 99% był to mecz)
oraz masowe mlaskanie (z zapachu wnioskuję, że było to konsumowanie mojej zupy,
a ze słuchu, że Wilk nie jest w salonie sam). Wkroczyłam do pomieszczenia, a
tam, tak jak przypuszczałam, na kanapie siedział Kuba w towarzystwie Stilicia,
Drygasa, Możdżenia, Kamińskiego, Rudneva, Toneva, Ubiparipa i Burica, którzy
jedli zupę rozwaleni po całym pomieszczeniu.
-
Dobra zupa - powiedział Aleks do mnie, kiedy tylko mnie zauważył.
Uśmiechnęłam
się, bo jego akcent i te dwa słowa totalnie ze sobą nie współgrały. W jego
ustach taki prosty komunikat brzmiał niezwykle zabawnie. Chłopaki wybuchnęli
śmiechem, a ja ledwo co się powstrzynałam. Reszta prawdopodobnie robiła sobie z
niego żarty, próbując tym sparodiować słynny filmik z sieci. Aleks był do tego
najlepszy, szkoda tylko, że nie wiedział dokładnie, o co im chodzi.
-
Widzę, że robisz postępy - powiedziałam do niego po angielsku, aby przestał się
przejmować tym, z czego śmieją się chłopaki.
Tonev
uśmiechnął się do mnie i pokiwał twierdząco głową.
-
Gdzie byłaś? Martwiłem się? - naskoczył na mnie Wilk, kiedy tylko zauważył moją
obecność w pokoju.
-
Miałam coś ważnego do załatwienia - mruknęłam zaskoczona tak nagłym
zainteresowaniem Kuby moją osobą.
-
To wiem, ale rano nic mi nie mówiłaś, że wychodzisz - przypomniał mi.
-
Bo rano jeszcze o tym nie wiedziałam - odpowiedziałam automatycznie, choć nie
widziałam sensu w tej dziwnej rozmowie.
Reszta
zgromadzonych w pokoju przysłuchiwała się tej scenie, rozgrywającej się między
nami, z niemałym zaciekawieniem. Ci, którzy nie bardzo rozumieli po polsku, co chwilę
szturchali kogoś, aby im przetłumaczył, co się dzieje.
-
Na pewno wszystko w porządku? - upewniał się Wilk, spoglądając prosto w moje
oczy.
-
Jasne, w najlepszym - zapewniłam go. - Mam nadzieję, że wszystkiego nie
zjedliście - dorzuciłam szybko, aby zmienić temat i wyswobodzić się z tej
dziwnej sytuacji.
Chłopaki
byli zaskoczeni, że tak nagle rozmowa przeszła na nich. Ich miny wskazywały, że
moja nadzieja jednak była błędna.
-
Ok, rozumiem, że muszę sobie zrobić coś innego do zjedzenia - westchnęłam
ciężko i ruszyłam do kuchni.
Wilk
jak cień podążył za mną, gdy reszta powróciła do wpatrywania się w telewizor i
do wykrzykiwania co chwila czegoś w rodzaju "ty sieroto, jak
podajesz?", "na prawo! na prawo!", "Boże, jak on mógł tego
nie strzelić?" i tym podobnych rzeczy. Normalnie, dom wariatów. A jak się
na nich tak krzyczy, to się obrażają, że się ich - zawodowych piłkarzy - poucza, a teraz sami nie są lepsi…
-
A tak naprawdę, to co się stało? - naskoczył na mnie Wilk, gdy tylko
zorientował się, że nikt za nami nie podążył i nie przysłuchuje się naszej
rozmowie.
Wyciągnęłam
chleb z szafki, obłożyłam go serem i włożyłam do tostera.
-
Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? - powiedziałam, nie spoglądając na niego,
tylko skupiając się na tosterze i moim obiedzie, którego chyba tak nie mogłam
nazwać.
-
Martwię się po prostu - powiedział Wilk, podchodząc do mnie i zniżając ton
głosu do szeptu.
Obróciłam
się w jego kierunku i widząc prawdziwą troskę, wymalowaną na jego twarzy,
postanowiłam, że dłużej nie będę go trzymać w niepewności i powiem mu prawdę. I
tak się dowie, w końcu ze mną mieszka.
-
No dobrze, powiem ci - westchnęłam i zrobiłam krótką pauzę. - Dostałam pracę -
wyrzuciłam z siebie, uśmiechając się.
-
Pracę? - spytał zaskoczony Kuba. Widocznie nie takich rewelacji spodziewał się usłyszeć. - Ale ty masz ju pracę – dodał, jakbym tego nie wiedziała.
-
Ale tylko pół etatu, które nie zajmuje mi zbyt wiele czasu. Teraz znalazłam
sobie drugie pół, dzięki czemu mam całość – wyjaśniłam, wzdychając.
-
Ale po co ci to? – zapytał.
-
A za co będę płacić rachunki? Znajdę mieszkanie? Fundusze z Hiszpanii nie
wystarczą mi na wieczność - mruknęłam.
-
Przecież możesz mieszkać ze mną - powiedział, jakby to była oczywista oczywistość.
Czułam,
że wkraczamy na grząski temat, którego poruszanie zazwyczaj nie kończyło się
dla nas zbyt dobrze, dlatego powiedziałam tylko:
-
Wiem o tym.
-
To jaki masz problem? - Wilk jednak nie wyczuł tego i robił wszystko, abyśmy za
kilka chwil zaczęli się po raz kolejny sprzeczać o to samo. Rozmowy na temat
mojej wyprowadzki zazwyczaj kończyły się niezłą kłótnią. Niedługo zaczniemy
rzucać w siebie talerzami...
-
Doskonale wiesz, jaki - burknęłam zła. - A nie interesuje cię, co to za praca?
- starałam się jak najszybciej zmienić temat, aby uniknąć niepotrzebnych utarczek słownych między nami.
-
Interesuje - odpowiedział od razu.
Uniosłam
lewą brew w górę, oczekując, aż sam mnie o to zapyta.
-
No to... jaka to praca? – spytał więc, wyczuwając o co mi chodzi.
-
Zostałam nauczycielką w liceum – odpowiedziałam z lekkością.
-
To super! – uśmiechnął się. - Na pewno sobie poradzisz z tymi małolatami.
-
Mam nadzieję, że to nie była ironia - szepnęłam, uśmiechając się.
-
Nie, naprawdę w ciebie wierzę. Skoro radzisz sobie z nami, to i z dzieciakami
sobie poradzisz - dodał, już z uśmiechem i bez jakiegokolwiek wyrzutu w głosie.
– W końcu, my to trochę takie duże dzieci, jakby na to nie spojrzeć.
Uśmiechnęłam
się, a w tym czasie toster oznajmił, że chleb się upiekł, więc po chwili
wróciłam z Kubą na kanapę do salonu, gdzie w najlepsze toczyło się życie
towarzyskie w naszym mieszkaniu.
-
Wiecie, że Lila od poniedziałku będzie uczyć w liceum? - Kuba oczywiście nie
miał zamiaru trzymać języka za zębami.
-
Wow!
-
To super!
-
Gratulacje!
Usłyszałam
od chłopaków, którzy autentycznie ucieszyli się z tego, mimo że wszyscy nie
oderwali choćby na chwilę swojego wzroku od telewizora.
-
Dzięki - uśmiechnęłam się do nich, ale i tak tego nie zauważyli.
Wszyscy
skupili się na meczu, łącznie ze mną. Właśnie Polska prowadziła grę pozycyjną.
W tym momencie, w którym mój wzrok spoczął na ekranie telewizora, pokazali na
nim twarz Lewandowskiego, który źle przyjął podanie od Obraniaka. Mimowolnie
skrzywiłam się. Kuba to zauważył i tylko uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
Semir również zorientował się, o co chodzi, bo prawie niezauważalnie pokiwał
głową, spoglądając na mnie. Aby udowodnić im, że nic się nie dzieje, spytałam
Bośniaka:
-
Rozmawiałeś z nim?
Semir
popatrzył na mnie, jakby zastanawiając się, czy powinien mi powiedzieć prawdę i
dlaczego mnie to tak interesuje.
-
Umówiłem się z nim na piwo po meczu. Ale zawsze mogę odwołać, jedno twoje
słowo… - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, abym tylko ja je mogła usłyszeć.
Prawdopodobnie
do wilczych uszu również dotarły...
-
Nie, nie o to chodzi – odpowiedziałam. – Wyjaśnijcie sobie wszystko –
poklepałam go po ramieniu, chcąc upewnić go w tym zamiarze.
Semir
spojrzał na mnie przeciągle, jakby upewniając się w słuszności tego, co mówię.
Chyba nic mu się podejrzanego nie wydało w wyrazie mojej twarzy, bo po chwili
powrócił do oglądania meczu. Reszta totalnie nas zignorowała. Spojrzałam na
Wilka, który siedział po mojej lewej stronie. Ten wciąż wpatrywał się w moją
twarz, jakby szukając oznak tego, że kłamię. Ale chyba także i on niczego się
nie doszukał w jej wyrazie.
Nie
wydobywając głosu z gardła spytałam się więc go, czy i on nie chce iść spotkać się z
Lewandowskim. Kuba roześmiał się, czym zwrócił uwagę reszty towarzystwa i
szepnął tak, aby nikt oprócz naszej dwójki tego nie usłyszał.
-
Chyba tylko po to, aby obić mu mordę, bo jeszcze tego nie zrobiłem. A
powinienem był – odrzekł.
-
Weź przestań – machnęłam na to ręką. – Na pewno nie widzisz żadnej szansy?
Nikt
nas nie rozumiał, jedynie Semir wiedział o co chodzi. I Jasmin, ale ten akurat
z wielkim zainteresowaniem wpatrywał się w ekran telewizora. Przynajmniej, takie
stwarzał pozory...
Kuba
pokręcił przecząco głową, więc odpuściłam mu, wzruszając tylko ramionami i
powracając do jedzenia. Ciszę oprócz okrzyków chłopaków, skierowanych do telewizora,
przerywało kapanie wody z kranu.
-
Jeszcze nie naprawiłeś tego kranu? - zwróciłam się więc z wyrzutem do
siedzącego obok mnie Kuby.
Wilk
się zmieszał, bo nie spodziewał się, że tak nagle zmienię temat.
-
No... nie? – spytał, trochę zlękniony moich pretensji.
-
Jak sama go nie zrobię, to nikt się nie ruszy... - mruknęłam rozzłoszczona, bo
od kilku tygodni suszyłam mu o to głowę, a ten nawet palcem nie kiwnął.
Kuba
zrobił skruszoną minę, którą chciał mnie prawdopodobnie udobruchać choćby
troszeczkę. Starałam się nie poddać jego wpływowi.
-
Wiecie co? - spytał nagle Możdżeń, czym zainteresował wszystkich zgromadzonych
w salonie.
-
Co? - spytaliśmy i spojrzeliśmy na niego z zaciekawieniem.
-
Zachowujecie się czasem jak stare małżeństwo – rzekł z uśmiechem, pokazując na
mnie i Wilka.
-
Młody, nie pozwalaj sobie! – od razu ryknął na niego Stilić.
Popatrzyliśmy
z Kuba po sobie, uśmiechając się.
-
Nie, no przestańcie - machnęłam na to ręką, bo Mateusz miał chyba trochę racji.
Coś w relacji mojej i Kuby było takiego, że można było tak odebrać naszą
znajomość. - To co kochanie? - spytałam Wilka i przybliżyłam się do niego.
Kuba
zaczaił od razu o co mi chodzi i objął mnie ramieniem.
-
Masz rację, kotek - szepnął Wilk. - Zrobię ten kran, skoro ci przeszkadza to
kapanie.
Uśmiechnęłam
się do niego przymilnie i cmoknęłam go przelotnie w policzek. Chłopaki
popatrzyli na nas zszokowani.
-
Czy my o czymś nie wiemy? - spytał Stilić, poruszając charakterystycznie
brwiami, co było dokładnie w jego stylu.
-
Hm, zastanówmy się? - zrobiłam minę myślącego człowieka. - Kubusiu, czy
powinniśmy im o czymś powiedzieć? - spytałam słodko. Chyba aż za.
Wilk
popatrzył na mnie, potem na chłopaków. Zastanowił się przez chwilę.
-
Hm... Sądzę, że nie - dodał poważnie.
Długo
jednak tej powagi nie udało nam się utrzymać, bo po kilku minutach
wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem, a reszta po krótkiej chwili, dołączyła
do nas. A później wszyscy wróciliśmy do oglądania meczu.
__________
Długo
nic nie dodawałam. PRZEPRASZAM. Po maturze wszystko powinno wrócić do
normalności. Rozdział bez większych rewelacji. Również za to
PRZEPRASZAM. Od 13 powinna zacząć się prawdziwa akcja.
edit. 06.05.2012.
Kochani, mamy upragnione puchary. Dziękuję chłopakom za końcówkę
sezonu. 9 meczy bez porażki robią wrażenie. Przy odrobinie szczęścia
bylibyśmy wyżej, ale sami zapracowaliśmy sobie na awans do Europy po roku przerwy. Oby
przyszły sezon był dla nas o wiele lepszy. Już czekam na lipiec i kwalifikacje do fazy grupowej, a tymczasem
cieszę się z awansu, na który za Bakero nikt nie liczył. NA RUMAKU DO
EUROPY!
+ gratulacje dla Artjoma za koronę króla strzelców!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz