czwartek, 31 maja 2012

13. Wigilijny gość.

Miesiąc później.



Weszłam do pustego mieszkania. Odwiesiłam na wieszak klucze, kurtkę i szalik, rękawiczki włożyłam do szuflady i zabrałam się za ściąganie kozaków. Nigdy nie przepadałam za zimą. Nienawidziłam ubierać się w niezliczonej ilości grubych warstw ciuchów. Pogoda również mnie nie zachwycała. Byłam typem południowca. Gorączki to dla mnie nie problem, wysokie temperatury czasem wytrzymywałam lepiej niż rodowici Hiszpanie, jednak gdy nadchodziły zimne dni, wyjście z domu stawało się dla mnie istnym koszmarem. Nieprzewidywalna pogoda była dla mnie największym minusem życia w Polsce.
W wigilię jednak tolerowałam tą porę roku. Święta bez śniegu zdecydowanie traciły na swoim uroku. Od małego tak je sobie wyobrażałam i gdy go brakowało, dla mnie miały mniejszą magię i mniejsze znaczenie. W tym roku jednak Poznań nie został obleczony w białą pierzynkę. A tak bardzo chciałam po dwóch Bożych Narodzeniach spędzonych w Hiszpanii, wreszcie poczuć tą atmosferę z dzieciństwa. Było zimno, ale śniegu nie było widać. To był jeden z powodów, dla których te święta nie będą dla mnie zbyt przyjemne. Drugim jest to, że spędzę je samotnie w nieswoim domu, bez 12 potraw na stole, których po pierwsze, sama nigdy bym nie zjadła, a po drugie, nie chce mi się ich robić. Zdążyłam się jednak przyzwyczaić do samotności. Pierwsza samotna wigilia w Hiszpanii była koszmarna, ale gdy nadeszła druga ujrzałam jej plusy. Dzięki tamtym chwilom teraz było mi lżej to znieść...
Dlaczego w taki dzień jestem sama? Bo tak zdecydowałam. Wilk spędzał święta w swoim rodzinnym domu, z rodzicami i rodzeństwem. Dostałam tam również zaproszenie, jednak odmówiłam. Nie chciałam pchać się między sprawy nie mojej rodziny. I mimo że mama Kuby usilnie starała się mnie namówić do przybycia z jej synem na ich wigilię, nie zgodziłam się. Kuba też próbował mnie tam zaciągnąć nawet siłą, więc powiedziałam mu, że spędzę te święta z rodziną brata. Ale tak nie jest. Krzysiek, oczywiście, także zaprosił mnie do siebie. O dziwo, w tamtej chwili Sylwia nie zrobiła swojej standardowej miny, którą miała zawsze, gdy dostawałam od niego zaproszenie na jakieś uroczystości rodzinne. To znak, że nasza relacja naprawdę powoli się poprawia. Nie chciałam jednak spędzać z nimi wigilii, dlatego powiedziałam, że przyjęłam już zaproszenie od Wilków. I to po raz pierwszy nie z powodu Sylwii unikałam uroczystości u Kotorowskiego. Nie miałam ochoty spotkać się z rodzicami Krzyśka przy wigilijnym stole i udawać, że wszystko jest w porządku. Tak nie było, nie jest i pewnie jeszcze przez długi czas nie będzie, bo nie potrafię im zapomnieć tego, że mi nie pomogli, gdy tego potrzebowałam. A ja nie lubię przyjmować jakieś pozy, nawet z racji świąt. Prędzej by wywiązała się z tego jakaś awantura, a Boże Narodzenie zakończyłoby się skandalem. Właśnie tego chciałam uniknąć. Co prawda źle się czułam, okłamując najbliższe mi osoby, ale nie miałam innego wyjścia. Gdybym powiedziała im prawdę, tak długo suszyliby mi głowę, aż w końcu bym im uległa i poszła z którymś z nich dla świętego spokoju. Później jednak bym tego żałowała. Nie, nie mogłam tak zrobić. I choć wiedziałam, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw, że Kuba i Krzysiek dowiedzą się, jak spędziłam wigilię, to zdecydowanie bardziej wolałam awanturę z ich strony o tą sprawę, niż udawanie czegokolwiek i kłótnie z innego powodu.
Święta to w ogóle specjalny czas w życiu Lechitów. Większość z nich udaje się do swoich rodzin rozsianych po całej Polsce, natomiast rodziny obcokrajowców przybywają do naszego kraju. W ciągu roku prawie w ogóle nie mają okazji, aby się spotkać. Musi wystarczyć im tylko korespondencja, dlatego święta są dla nich bardzo ważne. Po raz kolejny pani Stilić oznajmiła wszem i wobec, że jestem jej ulubioną synową, mimo ewidentnego sprzeciwu ze strony Semira. Ta, oczywiście, machnęła na to lekceważąco ręką, powiedziała, że on się nie zna, skoro nie stara się o taki skarb, jakim jestem i jaki ma pod nosem, by po chwili zaproponować mi małżeństwo z Bośniakiem w jego imieniu. Śmiejąc się, kolejny raz jej odmówiłam, a ona znów skwitowała to tym, że mnie doskonale rozumie i urobi wreszcie Semira, aby sam mnie poprosił o rękę. Bośniak ma naprawdę niesamowitą rodzicielkę! Pani Burić natomiast wypytywała mnie o Laurę i denerwowała się przed spotkaniem z dziewczyną swojego syna. Prosiła o instrukcje, jak powinna się w jej towarzystwie zachowywać, mimo że to Jasiek znał ją lepiej ode mnie. Musiałam ją uspokajać, że wszystko będzie dobrze i że rudowłosa naprawdę pasuje do Jasmina. Rodziców Ubiparipa oprowadzałam wraz z resztą Serbów i ich rodzin po Poznaniu. Poznałam także żonę Arjoma i ich śliczną córeczkę. Łotysz miał w życiu prawdziwego farta! Okazało się również, że mama Aleksandara to przesympatyczna kobieta, a Bułgar jest do niej niesamowicie podobny. Także, jak widzicie, przedświąteczne dni upłynęły mi bardzo intensywnie.
A to tylko czubek góry lodowej. Wilk dawał mi czasem bardziej w kość, niż wszyscy obcokrajowcy i ich rodziny razem wzięci. Doskonale wie, że nienawidzę zakupów, jednak nic sobie z tego nie robił i ciągał mnie po wszystkich możliwych centrach handlowych w Poznaniu przez cały ostatni tydzień. Wpadł w istną gorączkę przedświąteczną, bo on też ma alergię na sklepy, jednak gdy przychodzi czas świąt, totalnie mu odbija. A w tym roku upatrzył sobie mnie na ofiarę, która pomoże mu skonsultować jego genialne pomysły na prezenty świąteczne z rzeczywistością. Całe szczęście, że nie wręczył mi kompletu garnków albo coś innego związanego z gotowaniem, bo bym go zamordowało. A za znęcanie się nad zwierzętami w polskim prawie są coraz to wyższe kary…
Na rozmyślaniu o przedświątecznym czasie szybko minęło mi przygotowanie sobie wigilijnego posiłku. Właśnie wykładałam usmażoną rybę i zalewałam barszcz czerwony z Winiar. Nakryłam do stołu na dwa miejsca, to drugie dla niespodziewanego gościa, jak nakazuje tradycja. Opłatkiem nie miałam się z kim dzielić, więc właśnie miałam zamiar zabrać się za jedzenie kolacji, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi, przerywając mi w rozpoczęciu samotnej wigilijnej wieczerzy. Przestraszyłam się tak bardzo, że aż podskoczyłam na krześle, łapiąc się za serce. Nie miałam pojęcia, kto to może być. Nikogo się nie spodziewałam o tej porze i w takim dniu. Wystraszyłam się, że może Kuba albo Krzysiek zorientowali się, że ich oszukałam i już miałam nie otwierać tych drzwi, jednak do głosu doszedł rozsądek. A co jeśli to ktoś inny niż oni? Dziś jest przecież taki dzień, że każdego samotnego wędrowca powinno się wpuścić do domu, dlatego poszłam zobaczyć, któż to do mnie zawitał, mimo moich przeróżnych obaw kołatających się po mej głowie.
Otworzyłam drzwi. Przede mną stała dziewczyna mniej-więcej w moim wieku, strasznie przemarznięta i jakby wystraszona. Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła w tamtej chwili, to taka, że to może być jakaś była dziewczyna Wilka, która zna jego nowy adres. Dziwnym trafem jednak kogoś mi przypominała i raczej nie z byłych wybranek serca mojego przyjaciela, których miałam okazję poznać. Nie mogłam jednak sobie przypomnieć, kto to może być...
- Słucham? - spytałam więc po chwili milczenia, w trakcie którego obydwie przyglądałyśmy się sobie intensywnie.
- Liliana? Nie poznajesz mnie? - dziewczyna spytała szeptem.
I właśnie wtedy mnie oświeciło! To była Asia, moja kochana Kawusia, z którą przez 4 lata mieszkałam w jednym pokoju w bidulu. Szczerze mówiąc, spodziewałam się ujrzeć tutaj wszystkich, tylko nie jej.
- Asia? To naprawdę ty? - upewniałam się dla świętego spokoju.
- Tak, to ja...
Ewidentnie chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak nie pozwoliłam jej, ponieważ rzuciłam się jej w ramiona. Wyściskawszy ją za wszystkie czasy, wpuściłam szybko do środka, nie mogąc pozwolić, aby jeszcze chwilę dłużej stała taka zmarnowana na korytarzu.
- Pewnie jesteś głodna – zawyrokowałam, co dla mnie nie byłoby żadną nowością. W końcu mieszkam z Wilkiem! - Boże, jaka ty jesteś mokra! – zauważyłam po chwili. - Może najpierw weźmiesz ciepłą kąpiel, co? Zaraz ci uszykuję ręczniki... - gadałam jak najęta, w ogóle nie chcąc dopuścić ją do głosu i już błąkając się po mieszkaniu w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy.
Dziewczyna nie była w stanie ogarnąć moich poczynań. Chwilę później została wepchnięta przeze mnie do łazienki, trzymając w ręce ręczniki i kilka swoich ciuchów, które szybko wymarałam dla niej z jej walizki. A ja w tym czasie ruszyłam na podbój kuchni, aby upichcić dla niej coś dobrego. W końcu, przygotowywałam kolację dla jednej osoby, a tu nagle trzeba będzie nakarmić dwie. Ta sytuacja w tym mieszkaniu jest na porządku dziennym, więc nie byłam na to nieprzygotowana.
Nie miałam pojęcia, jakim sposobem Asia mnie odnalazła i jak to się stało, że tak długo się do siebie nie odzywałyśmy. Nawet nie pamiętam, kiedy przestałyśmy się ze sobą kontaktować. Stało się to tak jakoś samoistnie i nie wywarło na mnie zbyt wielkiego wpływu, żebym zapamiętała ten moment. Zastanawiałam się też, co ją skłoniło do tego, aby mnie odnaleźć po tak długim czasie. Co ją do mnie sprowadza? Po stanie, w jakim się znajdowała, zgadywałam tylko, że nie było to nic dobrego.
Po jakieś pół godzinie razem zasiadłyśmy przy stole. Z początku między nami panowała trochę niezręczna cisza, jednak po podzieleniu się opłatkiem, rozmowa wyraźnie się rozkręciła. Ściskając ją już suchą, ogrzaną i bez zimowego odzienia, zauważyłam, że trochę przytyła od ostatniego razu i zmieniła się. Twarz może była podobna do tej nastolatki, która znałam z bidula, ale widać było postęp czasu. W końcu, nie widziałyśmy się ładnych parę lat. Ostatni raz, gdy odwiedzałam ją we Wrocławiu w jej nowym domu z Krzyśkiem.To było jakieś sześć lat temu, wtedy jeszcze byłyśmy takimi smarkulami, którym się udało wyjść cało z domu dziecka. Teraz wyglądamy na bardziej rozsądne, choć jak życie pokazuje, nie do końca się tak zachowujemy…
- Pewnie dziwisz się, co mnie do ciebie sprowadza? – spytała, gdy zauważyła mój baczny wzrok utkwiony w jej twarzy i minę myśliciela.
- Tak, ale bardziej to, jak mnie znalazłaś i dlaczego w ogóle przestałyśmy się ze sobą kontaktować? – spytałam, gdy już usiadłyśmy wygodnie na sofie w salonie, spoglądając na spokój miasta za oknem i błyszczącą choinkę w pokoju, delektując się ciepłą herbatą.
- Sama nie wiem, dlaczego i kiedy to się stało – odpowiedziała, zastanawiając się. – A znaleźć cię nie było tak trudno. Na facebooku miałaś napisaną nazwę firmy, a w niej powiedziano mi gdzie mieszkasz, gdy kolejny dzień z rzędu nie zastałam cię w pracy.
- Bo ja się tam pojawiam bardzo rzadko, zwłaszcza ostatnimi czasy – uśmiechnęłam się. - Tłumaczenia tego nie wymagają.
- Jesteś tłumaczem? A jakiego języka? – spytała wyraźnie ożywiona.
- Hiszpańskiego. A od połowy listopada uczę też w szkole – pochwaliłam się.
- Przybij piątkę! – krzyknęła, co też uczyniłam. – Ja skończyłam italianistykę i też uczyłam w szkole jakiś czas temu – zaśmiała się. – A ty tu nie mieszkasz sama, prawda? – spytała po chwili, zauważając zdjęcie Wilka z siostrą w jednej z ramek, stojących na komodzie.
- Nie, nie sama. Tak naprawdę to jego mieszkanie – uśmiechnęłam się, wskazując na Kubę na zdjęciu.
- To twój chłopak? – spytała zaciekawiona.
- Skądże znowu! – zaśmiałam się, zaprzeczając szybko. – To przyjaciel. Ja wiem, że ty w przyjaźń damsko-męską nie bardzo wierzysz w odróżnieniu ode mnie. Ale tak jest między nami, a Kuba przyjął mnie do siebie, gdy wróciłam niedawno z Hiszpanii.
- Ty to zawsze obracałaś się w męskim towarzystwie – przypomniała mi, śmiejąc się. – Byłaś w Hiszpanii? O, zazdroszczę. Długo?
- Półtora roku, niedawno wróciłam – wyjaśniłam.
- To dobrze, że wcześniej nie przyjechałam… - mruknęła cicho. – Ale skoro nie mieszkasz sama, to chyba nie będę mogła liczyć na twoją pomoc...
- Na nią zawsze możesz liczyć! – krzyknęłam, mimo że nie widziałyśmy się szmat czasu, to taka była prawda. – Co się stało? Widzę wyraźnie, że cię coś trapi – powiedziałam.
Aśka popatrzyła po ścianach, przełknęła głośno ślinę i wypaliła:
- Jestem w ciąży.
Stąd ten zaokrąglony brzuszek, który wyczułam, ściskając się z nią.
- To chyba dobra wiadomość, nie? – nie widziałam problemu. Była dorosła, a dziecko to nie tylko spora odpowiedzialność, ale i wielkie szczęście. Zwłaszcza, że Asia zawsze miała instynkt macierzyński. – Który miesiąc?
- Początek siódmego – odpowiedziała, głaszcząc się po brzuchu. – Ja się bardzo cieszę, tylko… teraz już trochę mniej. Bo widzisz… bo… bo ja miałam narzeczonego – wyjąkała.
- Ale jak to… miałaś? – przerwałam jej.
Aśka skarciła mnie wzrokiem, więc w powietrzu zakluczyłam sobie usta dłonią i wyrzuciłam kluczyk hen za siebie, aby więcej nie móc jej przerwać.
- Wszystko zaczęło się od przeprowadzki do Wrocławia. Rodzina, która mnie zaadoptowała, była miła i sympatyczna do momentu, aż ciocia nie zaszła w ciążę i nie urodziła własnego dziecka. Aż dziw, że mogłam z nimi zostać, skoro tak bardzo im przeszkadzałam.
- Nigdy się w listach do mnie na nich nie skarżyłaś – przerwałam jej, mimo zakazu.
- Bo nie chciałam cię martwić. A do tego cieszyłam się, że tobie też udało się stamtąd wyrwać dzięki Krzyśkowi.
Pokiwałam głową w geście zrozumienia. A Aśka kontynuowała historię:
- Oni byli dość zamożni i po maturze dostałam od nich kawalerkę blisko uczelni. Opłacali mi wszystko w zamian za dobrą naukę, więc nie musiałam się o nic martwić, bo bez większych problemów szło mi całkiem nieźle. Na studiach poznałam Emila, a po jakimś czasie zakochaliśmy się w sobie. Moi adoptowani rodzice go akceptowali, a ja byłam szczęśliwa. Półtora roku później mi się oświadczył. Właśnie teraz powinniśmy brać ślub, ale ślubu nie będzie... - westchnęła. - Idealizowałam go, byłam pewna, że jest w stosunku do mnie szczery i oddany. To chyba to odrzucenie i brak miłości w dzieciństwie spowodowało, że nie widziałam ewidentnych rzeczy. A on miał inne na boku, prawie pod moim nosem, rozumiesz?! – krzyknęła. - Ja jednak byłam na tyle głupia, że gdy zaszłam w ciążę, to powiedziałam mu to… a on mi na to, że oprócz mnie są jeszcze inne, które muszę zaakceptować. Zamurowało mnie, ale byłam w stanie mu to wybaczyć, byleby tylko dziecko miało pełną rodzinę… Wiesz, nie chciałam, aby przeżywało coś podobnego do mnie w dzieciństwie, chciałam, aby miało pełną rodzinę, o której ja zawsze marzyłam. Warunek, jaki mu postawiłam, było to, że ma skończyć z tamtymi narzeczonymi. A on mi się zaśmiał w twarz i mnie zostawił! A dziecka się wyparł! – krzyczała, nie panując już nad sobą. – Przez ten stres ciąża przez lekarzy została określona jako zagrożona, dlatego musiałam pójść na zwolnienie i przestać zarabiać. A moi adoptowani rodzice oznajmili mi, że panny z dzieckiem utrzymywać nie będą i do końca roku kazali mi się wynieść z mieszkania. Nie wiedziałam, co począć… Chcę wychować to dziecko, ale bez czyjejkolwiek pomocy nie dałabym sobie rady we Wrocławiu. Nie miałam pomysłu, aż w końcu pomyślałam o tobie… Nikogo oprócz ciebie nie mam, przez Emila nie miałam innych znajomych, bo on mi wystarczał… Pewnie myślisz, że jestem głupia… nie?
Objęłam ją ramieniem i przytuliłam do siebie.
- Popełniłam w życiu gorsze rzeczy od ciebie – skwitowałam tylko.
Aśka popatrzyła na mnie bacznie i pociągnęła nosem. Podałam jej chusteczki.
- Dobrze, że sobie o mnie przypomniałaś i mnie odnalazłaś. Ja cię nie zostawię, na mnie zawsze możesz liczyć. Zajmę się wami, ok? Będziesz spała w moim pokoju przez jakiś czas, Kuba na pewno się na to zgodzi, jak go ładnie poproszę. Ja się przeniosę na kanapę w salonie, wygodna jest, więc dam radę. Później poszukamy czegoś dla siebie i wyprowadzimy się stąd. Tak to musiałam kiedyś zrobić, a ty tylko przyśpieszysz ten proces. Będę musiała tylko przygotować na to Wilka... - myślałam na głos. - Będzie dobrze, zobaczysz. Najważniejsze, abyś ty i dziecko byli zdrowi, a sobie jakoś poradzimy. W końcu, w bidulu nas nauczyli, jak trzeba sobie radzić samemu w życiu, więc głowa do góry – uśmiechnęłam się pokrzepiająco do niej.
Czułam się w tej chwili, jak głowa rodziny. Ale wiedziałam, że nie mogę jej zostawić samej, że muszę jej pomóc, jak tylko będę mogła. Nie mogłam pojąć, jak ten padalec mógł jej wywinąć takie świństwo i tak po prostu ją zostawić, wypinając tyłek nie tylko na nią, ale i na jego dziecko? W ogóle, jak można było pozwolić adoptować ją tak nieodpowiedzialnym ludziom, jakimi z pewnością są jej przyszywani rodzice? Oni mają szczęście, że nie mieszkają blisko mnie, bo tą wigilię zapamiętaliby do końca życia. Ale i tak im wygarnę. Ale o tym później... Najpierw muszę obmyślić plan, jak wyjść rozsądnie z tej sytuacji. Dobrze, jutro będę musiała pogadać z Kubą. Oby tylko nie miał nic przeciwko zatrzymaniu się tutaj Asi. Trzeba będzie też poprosić Agę o kontakt do jakiegoś dobrego ginekologa, bo ktoś odpowiedni musi się zająć jej ciążą, skoro jest podwyższonego ryzyka. A ja nie znam tutaj żadnego dobrego lekarza od takich spraw. Dobrze, że choć Ivan się ucieszy, jak oddam w jego ręce nową kobietę, której trzeba będzie skompletować szafę. Będzie w swoim żywiole. Po nowym roku trzeba będzie coś poszukać, bo nie będziemy mogły w nieskończoność mieszkać z Kubą, zwłaszcza jak już Asia zostanie mamą. On musi się porządnie wysypiać, a z takim maluchem nie bardzo będzie to możliwe. Ale tym pomartwimy się później…
Teraz tylko muszę jakoś podnieść ją na duchu i zapewnić, że będzie dobrze, że sobie we dwie poradzimy. Bo tak będzie!



               _______________
Show must go on. Wreszcie obecne są obydwa wątki tego opowiadania. Ale to nic, że 13 mi się nie podoba. Trudno się mówi, żyje się dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz