wtorek, 2 lipca 2013

39. Niespodziewane komplikacje.



- To już chyba ostatni – powiedziałam, kładąc kolejny karton na podłodze w mieszkaniu Semira.
A od dzisiaj jest to nie tylko mieszkanie Bośniaka, ale również Aśki i małej Lilki.
- Mówiłam, że dużo rzeczy nie będzie – odpowiedziała, jakby z satysfakcją, Kawecka.
W ciągu ostatniego tygodnia pakowałyśmy partiami rzeczy Asi do pudeł, a Semir z małą pomocą z mojej strony urządzał pokój dla małej w jego mieszkaniu. Wszystko było robione etapami, z chłodną głową, rozważnie, aby o niczym ważnym nie zapomnieć i dobrze przygotować się na tą wielką zmianę w ich życiu. Aby cała trójka miała naprawdę dobre warunki do rozpoczęcia nowego etapu. Kiedy więc ściągnięto mi but stabilizujący z nogi (wreszcie! – i tak, mówię to z wielką ulgą), przeprowadzka dziewczyn do Bośniaka stała się faktem, a nie odległą mrzonką. Nawet nie zdążyłam się porządnie nacieszyć ich obecnością w moim codziennym życiu, a one już się przeprowadzają. To było dla mnie naprawdę ciężkie. Bardzo szybko mi minęły te ostatnie prawie dwa tygodnie. Dziewczyny nie wyjeżdżają jednak na drugi koniec świata, tylko na drugi koniec miasta, gdzie zawsze będę mogła do nich pojechać, kiedy tylko będę tego chciała czy potrzebowała. Tym się pocieszałam. Choć z pewnością nie będę wykorzystywać ich gościnności, bo nie lubię się nikomu narzucać, a takie ciągłe wizyty u kogoś można pod to zaliczyć. Mieszkanie samej na dłuższą metę jednak nie bardzo mi się uśmiecha, a do tego muszę przecież odwiedzać moją malutką kruszynkę. W końcu jestem jej najlepszą ciocią, czyż nie? A najlepsze ciocie troszczą się bardzo mocno o swoje oczka w głowie.
- Dobrze, dzióbki moje kochane, ja was zostawię teraz samych w waszym gniazdku – zaświergotałam, starając się, aby nie zabrzmiało to jak ironia, kiedy już wszyscy upewniliśmy się, że wypakowaliśmy cały ładunek z bagażnika samochodu Bośniaka.
Ja się jeszcze auta nie dorobiłam, a Kuba swoje zabrał ze sobą do Gdańska, więc miejsce w podziemnym garażu naszego bloku stało puste od kilku tygodni. Chyba jednak będę się musiała zacząć rozglądać za czymś, co nie zrujnuje mojego budżetu i czym będę mogła poruszać się po mieście. Bo mimo iż kocham podróżować tramwajami, czasem własny samochód bardzo by mi się przydał.
- Lila na pewno nie chcesz zostać na jakiejś kawie? – spytała Asia, przyglądając mi się uważnie.
Ostatnio jej badawczy wzrok towarzyszył mi prawie na każdym kroku i czasami bardzo mnie irytował. Nie mówiłam jej jednak tego, bo wiem, że ona się po prostu o mnie martwi. Poza tym wiem, że mój wybuch tylko by spotęgował jej troskę o moją osobę, co mogłoby się dla mnie niezbyt ciekawie skończyć (czytaj: interwencją Asi u Ivana czy u Kotora, a ich to zawsze jest trudniej uspokoić niż całą resztę towarzystwa...).
- Przecież nikt cię stąd nie wymagania – zawtórował jej Semir.
No proszę, jacy są zgodni. Ciekawe, jak długo tak będzie?
- Nie, nie będę wam przeszkadzać, kochani – zaprzeczyłam, naprawdę nie chcąc im zawadzać. Podeszłam więc do wózka, z którego Lilka spoglądała na mnie wielkimi, zielonymi oczami. – Ciocia przyjdzie do ciebie niedługo, skarbeńku, obiecuję – mówiłam do niej, na przemian cmokając i uśmiechając się.
Mała pomyślała pewnie, że ciotka ma coś z głową. A to tylko bezgraniczna miłość do niej przemawiała teraz przeze mnie.
- Na pewno sobie poradzisz? – zapytała Asia, kiedy już się wyprostowałam, pożegnawszy się z moją przyszłą chrześnicą i gdy swoje kroki zaczęłam już kierować w stronę wyjścia z ich mieszkania.
Gdybym miała przy sobie "Kinderki", to bym jej nimi przed nosem zamachała na dowód, że sobie poradzę (no wiecie, jak w tej reklamie). Nie byłam jednak przygotowana na taką sytuację, dlatego z uśmiechem cwaniaka na ustach uniosłam w górę nogę, która nie tak dawno była w bucie stabilizującym i pomachałam nią przez chwilę w powietrzu.  
- Ten obcas mnie niepokoi. Nie powinnaś od razu po ściągnięciu stabilizatora zakładać takich butów – skarciła mnie Kawecka, dając nacisk na "takich".
Będzie naprawdę dobrą matką.
- Jeśli mam umierać, to przynajmniej umrę w pięknych butach – powiedziałam poważnie i aby spotęgować efekt, zaprezentowałam ręką moje śliczne botki, które miałam w tej chwili na nogach.
No, bo co ja poradzę, że kocham wysokie obcasy? Z miłością nie powinno się walczyć! A przez but stabilizujący trochę ponad dwa tygodnie nie mogłam ich nosić, co dla mnie było straszną katorgą (trochę taką jak wtedy, gdy gdzieś wychodziłam z Kubą, który zawsze narzeka na moje wysokie obcasy, ponieważ czuje się przy mnie zbyt niski; ech, jak ja nie cierpię tego kompleksu u Wilka!). Teraz więc muszę nadrobić stracony czas.
- Jesteś niereformowalna – pokręciła głową Asia, śmiejąc się ze mnie.
- A ba! – śmiałam się już razem z nią. – I pamiętajcie, dzióbki moje, że jakby co, to dzwonicie do cioci i ona wpada, i pomaga wam jak tylko może w każdej sytuacji, tak? – upewniałam się, zmieniając temat i będąc już całkowicie poważną.
- Pamiętamy – odpowiedzieli zgodnie z uśmiechem.
- To dobrze – pokiwałam głową. – Troszcz się o nie – przykazałam Semirowi, żegnając się z nim. – A ty wiesz, że niezależnie od dnia i godziny, zawsze możesz do mnie dzwonić, wpaść, czy cokolwiek tylko chcesz – mówiłam, ściskając Asię.
Niby to jest tylko drugi koniec miasta, a jednak jakiś etap naszego życia się kończy, z którym właśnie przyszło nam się żegnać i którego będzie nam choćby odrobinę żal. Mi przynajmniej było. Nie tak dawno przecież odzyskałam moją jedyną przyjaciółkę i znów miałam ją dla siebie. A teraz będę musiała zacząć się nią dzielić i to nie z jedną osobą, a z dwiema, w tym jedna z nich to facet. A wiadomo, że facet potrzebuje dużych pokładów uwagi, zwłaszcza taki, jakim jest Semir.
- Oczywiście. Ty również – odpowiedziała mi Asia, cmokając mój polik.
- To super, a teraz spadam, bo jeszcze chwila, a się rozkleję. A tego przecież byśmy nie chcieli – rzuciłam im na do widzenia, uśmiechając się jeszcze, tak, aby się mną nie przejmowali.
Po chwili stałam już przed blokiem, w którym mieściło się mieszkanie Bośniaka i opatulałam się szczelniej szalikiem, bo mimo początku marca, pogoda była jeszcze bardziej zimowa niż wiosenna.


*


Spacerowałam sobie spokojnie po Starym Mieście w Poznaniu. Nie chciałam od razu wracać do pustego lokum, poza tym powinnam jeszcze zrobić jakieś zakupy. Nie spieszyło mi się jednak ku temu, więc urządziłam sobie mały spacer poznańskimi chodnikami. Nikomu nie wadziłam, nikogo nie zaczepiałam, bo tak zwyczajnie chciałam być sama, by móc pomyśleć spokojnie, zastanowić się nad swoją codziennością, skupić się na zmianach, jakie zaszły ostatnio w moim życiu. Nie mogłam jednak tego robić, bo ktoś za mną zaczął krzyczeć: „Lila, Lila, czekaj!” tak głośno, że nie dało się tego zignorować, mimo iż bardzo bym tego chciała. Przystaję więc i oglądam się za siebie, bo głos ten nie ustaje. A nawet z każdą chwilą staje się jeszcze mocniejszy. Najwidoczniej innej Lilii tutaj nie ma, co niewątpliwie mnie nie cieszy, bo naprawdę wciąż żywiłam nadzieję, że to nie o mnie chodzi. Myliłam się jednak, bo po chwili dopada do mnie Kacper.
Jeszcze jego tu brakowało.
- Cześć! Próbuję cię złapać od dobrych kilku minut, a ty pędzisz przez ten rynek jak jakiś sprinter i na nikogo nie zwracasz uwagi – poskarżył się, sapiąc ciężko.
- Raczej ktoś tu nie ma kondycji – odgryzłam się mu.
No sorry, ale to ja przez ostatnie kilkanaście dni ledwo co chodziłam przez ten but stabilizujący na nodze, więc niech on mi tu kitu nie wciska, że tak szybko się teraz przemieszczam. To raczej on nie potrafi się dostosować do normalnego tempa.
- To też może być prawda – przytaknął, wciąż próbując unormować oddech i jednocześnie chcąc się uśmiechnąć. Nie bardzo mu to jednak wychodziło, jeśli mam być szczera. – Ale dość o tym. Powiedz, co tam u ciebie słychać? Masz może ochotę na kawę w moim towarzystwie? Ja stawiam – rzucił szybko, aby wyjaśnić tą kwestię.
- Wiesz co, Kacper, to bardzo miłe z twojej strony – zaczęłam – ale chciałabym dziś pobyć sama. Mam kilka ważnych spraw do przemyślenia, a poza tym dzisiaj nie byłabym dobrym kompanem do rozmowy – próbowałam się jakoś wymigać.
Bo jeśli mam być szczera, to nie uśmiechało mi się spędzać z nim czasu na przyjacielskich pogaduszkach, zwłaszcza że podczas naszego ostatniego spotkania sam zasugerował mi, że myśli o mnie w innych kategoriach, na które z mojej strony nie miałby szans. Szczerze mówiąc, to nawet nie wiedziałabym, o czym miałabym z nim rozmawiać. Zapewne więc, chcąc nie chcąc, zeszlibyśmy na temat Julii, Kuby i naszej roli w ich życiu. A po co rozdrapywać stare historie i zamknięte życiowe rozdziały?
- Och, czyli już do ciebie dotarło, że Julia próbuje odbić ci Kubę? – zasępił się Kacper. – Myślałem, że cię przed tym ostrzegę, ale widzę, że się spóźniłem…
- No tak, już podczas naszego ostatniego spotkania było widać, jakie ma wobec niego  zamiary– odpowiedziałam, nie bardzo rozumiejąc, po co do tego wraca.
Przecież to była już stara sprawa, więc naprawdę nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić.
- Masz rację, ale od tego czasu trochę się zmieniło. Julia przeniosła się do Gdańska, stara się być blisko Kuby… - zaczął wymieniać, a moja mina chyba musiała zdradzać, jak bardzo jestem tym zaskoczona, bo nagle przerwał swoją wypowiedź: - Kuba nic ci nie mówił?
- Nie – odpowiedziałam ostrożnie, nie wiedząc, jakie skutki może mieć moja odpowiedź.
- Pewnie nie chciał cię tym martwić – uspokajał mnie Kacper. – Ale chyba lepiej, abyś wiedziała, że Julia nie odpuściła sobie Kuby, mimo ostatnich jego słów.
Och, czyli zdążyła już mu się na mnie poskarżyć. Jak pięknie.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby Kuba mógł znów jej zaufać – powiedziałam pewna swego.
Przecież po naszym ostatnim spotkaniu i scysji na klatce schodowej wydawało mi się, że Wilk przejrzał do reszty na oczy i zobaczył, jaka Julia jest naprawdę. Przecież to intrygantka jakich mało! Pokazała to już wtedy, gdy zdradzała Kubę z Kacprem i Kacpra z... jeszcze kimś innym (nie wiem, jak ten facet miał na imię, a to byłoby niegrzeczne w tej chwili się o to Kacpra pytać).  A do tego Wilk sam powiedział, że jej już nigdy nie uwierzy i nie zaufa, więc chyba nie powinnam się o niego martwić? W końcu mądry z niego facet, nie mógłby się wpakować w takie bagno…
Choć z drugiej strony, czy perspektywa czasu nie zmienia podejścia człowieka do pewnych spraw? Przecież ja też po części dzięki upływowi czasu wybaczyłam Semirowi, mimo że kiedyś zarzekałam się, że to nigdy nie będzie miało miejsca. A Kuba ma o bardziej miękkie serce ode mnie – on jest więc w stanie nie tylko jej wszystko wybaczyć, ale również puścić to w niepamięć i zacząć od nowa. Jest nawet w stanie wychowywać nie swoje dziecko.
- Julia jest cierpliwa, nie odpuszcza tak łatwo – powiedział Kacper złowrogim tonem głosu, wyrywając mnie tym z zamyślenia i jakby potwierdzając moje niezbyt dobre przeczucia.
Bo jeśli Julia go sobie nie odpuści i wciąż będzie o niego walczyć, to może swoim uporem zmiękczyć jego serce. Wytrwałość zawsze jest dobrą cechą do takich sytuacji, nawet ja nie potrafię być na to obojętna.
- Ale tak właściwie, to dlaczego ja miałabym tobie wierzyć, co? Skąd mogę mieć pewność, że to nie jest jakiś spisek twój i Julii, mający na celu skłócenie mnie z Kubą? – spytałam, podejrzliwie się mu przyglądając.
W końcu kto normalny udaje związek z kobietą, która go oszukała w sprawie ojca dziecka? Kto normalny po tym wszystkim jej pomaga, gdy ta przeprowadza się z powrotem do Polski? Kto normalny chciałby z nią wciąż utrzymywać kontakt? No kto? No właśnie - nikt! A Kacper robił wszystko na opak, więc dlaczego miałabym bezgranicznie wierzyć w jego słowa?
- Julia co prawda zaproponowała mi, żebym, gdy ona będzie próbowała odzyskać Kubę, zakręcił się obok ciebie, ale… nie mógłbym rozbijać tak doskonałego związku jak wasz. Wiem, że brzmi to dziwnie z ust faceta, który kiedyś odbił i to dokładnie temu samemu facetowi narzeczoną i to praktycznie sprzed ołtarza, jednak… nie potrafiłbym zrobić Kubie tego ponownie, nawet jeśli mi się podobasz – powiedział i czułam, że mówi szczerze.
Postanowiłam wtedy, że znajdę mu w przyszłości jakąś porządną dziewczynę, która go tak zajmie, że przestanie się zajmować życiem innych (co pakuje go w kłopoty). W końcu całkiem fajny z niego facet, może z niezbyt przyjemną przeszłością, ale kto z nas w młodości nie zrobił czegoś głupiego, co ciągło by się za nim przez życie?
- Nie wiem dlaczego, ale ci wierzę – powiedziałam powoli, wpatrując się w niego uważnie. – Czyli to prawda, że Julia jest teraz w Gdańsku?
Kacper przytaknął zamaszyście głową.
- Próbuje Kubę wrobić w ojcostwo? – spytałam, próbując ją rozgryźć na odległość.
- Raczej nie, bo chcąc nie chcąc, to i tak prawda wyjdzie na jaw. Są przecież badania DNA. Choć… nie jestem pewien, co jej chodzi po głowie. Powinnaś być przygotowana na wszystko, ona jest nieprzewidywalna – dodał.
Pokiwałam głową, przyswajając sobie te wiadomości. Wiedziałam, że po Julii można się wszystkiego spodziewać, a Kacper tylko to potwierdził. Z pewnością powiedział mi to tylko dlatego, że podczas ich wizyty u nas, udawaliśmy z Kubą parę. A on nie chciał, aby nasz związek (którego tak naprawdę nie ma) się rozpadł – przynajmniej sam tak twierdził, a ja nie miałam powodów, by mu nie wierzyć. Mogłam jednak dzięki temu otrzymane właśnie od niego informacje wykorzystać po to, by uchronić mojego przyjaciela przed prawdopodobnie największym błędem w jego życiu. Mimo że ostatnio nie możemy się z Kubą dogadać tak, jak to do tej pory było, Wilk przecież wciąż jest dla mnie naprawdę ważny i nie darowałabym sobie, gdybym nie zapobiegła katastrofie, jaką z pewnością będzie związek z Julią, kiedy miałam możliwość to zrobić. Musiałam tylko działać rozważnie i spokojnie bez gwałtownych emocji.
- Dzięki Kacper – powiedziałam, klepiąc go po przyjacielsku w ramię. – Zadzwoń do mnie kiedyś, to się umówimy na tą kawę, ok? Ja teraz muszę uciekać, mam ważną sprawę do załatwienia – rzuciłam jeszcze na pożegnanie.
- Jasne, na pewno zadzwonię – usłyszałam za sobą głos chłopaka. Posłałam mu tylko uśmiech, po czym w pospiechu odeszłam w stronę przystanku tramwajowego.
Od razu po wejściu do mieszkania, włączyłam laptopa i zalogowałam się w Internecie. Tam kupiłam bilet na najbliższy mecz Lechii, sprawdziłam połączenia z Poznania do Gdańska i opracowałam plan mojej weekendowej podróży. Postanowiłam bowiem zrobić Kubie niespodziankę. W końcu obiecałam mu, że jeszcze kiedyś go odwiedzę w jego nowym miejscu zamieszkania, o czym piłkarz niejednokrotnie mi przypominał. A więc przy okazji spełnienia obietnicy danej przyjacielowi, rozejrzę się dookoła czy wszystko u niego w porządku. W końcu lepiej dmuchać na zimne. Bo jak już się mleko rozleje, to nie będzie tak kolorowo...


*


Dzień później, w sobotę, wysiadłam na dworcu głównym w Gdańsku po ponad sześciogodzinnej podróży pociągiem. Cale szczęście, że nie było zbyt wielkich opóźnień, bo inaczej nie zdążyłabym na mecz. Od razu z dworca udałam się na stadion – jedną z czterech aren tegorocznego Euro 2012, aby zdążyć na pierwszy gwizdek spotkania przeciwko Wiśle. Patrzcie, jak mi się trafiło – mecz przyjaźni (w końcu Lechia, Śląsk i Wisła), w którym bierze udział jeden z zespołów, z którym Lech się bardzo, ale to bardzo nie lubi. A do tego mogłam sobie na żywo obejrzeć jeden z najnowszych i piękniejszych stadionów w Polsce. Mimo pójścia na mecz ubrałam się w neutralne kolory, nie zabrałam ze sobą żadnego szalika, czy innych strojów w klubowych barwach. Nie mogłabym założyć barw innego polskiego klubu, nigdy nie zdradziłabym mojego Kolejorza i wiem, że Kuba w pełni to zrozumie i zaakceptuje. Na pewno nie ma pretensji, że nie założyłam jego koszulki z Lechii, bardziej ucieszy się, że potrafiłam postawić nogę na innym stadionie podczas spotkania, w którym nie bierze udział mój klub. W końcu on sam, gdyby nie musiał, nigdy nie włożyłby na siebie innej koszulki niż niebiesko-białej Lecha. Los jednak spłatał mu figla.
A jeśli już o piłkarzu mowa, to Wilczek wyszedł w pierwszym składzie, z czego byłam dumna. I przy gorącym dopingu z mojej strony, zagrał naprawdę dobre spotkanie. Szkoda tylko, że Lechia przegrała je 0:2. Wynik ustalony został już w pierwszej połowie meczu, a szarże Jakubów-współlokatorów na skrzydłach nie przyniosły pożądanych efektów. A szkoda, bo niektóre sytuacje były naprawdę piękne i aż prosiły się o bramkę. Ale taki jest futbol – brutalny, niestety.
Nie spieszyło mi się jakoś do wyjścia ze stadionu, byłam chyba jedną z ostatnich osób, która opuściła trybuny PGE Areny. Doskonale wiedziałam, że Kuba z szatni tak szybko nie wyjdzie, choć po zwycięskim meczu z pewnością proces wychodzenia byłby dłuższy. Kręciłam się więc wokół stadionu, czekając na niego i starając się być cierpliwą. Miałam nadzieję, że swoją obecnością poprawię mu choćby odrobinę humor po dzisiejszej przegranej, bo na pewno Wilk ją teraz przeżywa i nie ma zbyt dobrego samopoczucia. W najśmielszych snach jednak nie sądziłam, że poprawi mu nastrój ktoś zupełnie inny…
Powinnam ją była poznać od razu, przecież niejednokrotnie ją widziałam, ale jakoś nie zawracałam sobie głowy innymi osobami, kręcącymi się po placu wokół PGE Areny w Gdańsku. I to był mój błąd. Myślałam, że są to może jacyś kibice, chcący zdobyć na zdjęcie z piłkarzem swojego klubu albo ukochane zawodników którejś z ekip, które czekają, by móc pojechać z nimi do domów. Poza tym w tamtej chwili jakoś do końca nie wierzyłam w słowa Kacpra, ale po tym, co zobaczyłam, nie mogłam już wypierać tej informacji ze świadomości.
Zauważywszy Kubę wychodzącego wreszcie ze stadionu i kierującego się z torbą treningową przewieszoną przez ramię w stronę swojego mieszkania, ruszyłam w jego stronę. A tak właściwie chciałam go dogonić, bo Kuba ruszył w przeciwnym kierunku niźli ja stałam (wciąż nie bardzo orientowałam się w topografii Gdańska). Uśmiechnięta od ucha do ucha, co pokazywało zadowolenie, że go wreszcie widzę, bo naprawdę bardzo za nim tęskniłam, mimo iż nie widzieliśmy się jakieś kilkanaście dni. Chyba dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje tak na co dzień. Mina jednak szybko mi zrzedła, kiedy jakaś kobieta podbiegła do Wilka, wyprzedzając mnie w tym zamiarze i ot tak rzuciła mu się na szyję. Stanęłam w miejscu i zdezorientowana zaczęłam przyglądać się temu zajściu, chcąc się zorientować o co chodzi. Poza tym miałam nadzieję, że dzięki dalszym wydarzeniom, zrozumiem całą sytuację. Z początku nie rozpoznałam owej dziewczyny, trzymającej się kurczowo szyi Wilka, ale kiedy Kuba również ją objął (choć z widoczną rezerwą), a jej głowa przez ten uścisku spoczęła na jego ramieniu, zorientowałam się, że jest to Julia. Jak na złość blondynka właśnie w tej chwili zauważyła, że ktoś im się przygląda. Gdy rozpoznała, że tą osobą jestem ja – potencjalna dziewczyna Kuby – posłała mi triumfujący uśmiech i jeszcze szczelniej objęła Kubę za szyję.
A co w tym całym wydarzeniu było dla mnie najgorsze? To, że zamiast podejść tam do nich i zrobić im karczemną awanturę na cały stadion, nie przejmując się gapiami (w końcu miałam do tego prawo, wszyscy bowiem myśleli, że jestem w związku z Wilkiem), ja po prostu obróciłam się na pięcie i uciekłam stamtąd ze łzami w oczach. Zachowałam się kompletnie nie w swoim stylu. Nie wiem czy ktoś jeszcze, oprócz Julii, mnie zauważył, ponieważ nikogo nie widziałam i nie słyszałam. Biegłam szybko przed siebie w stronę przystanku, na którym wysiadłam, jadąc z dworca głównego na stadion, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo, nawet na to, że jestem nie zapięta i przez to jest mi zwyczajnie zimno. Nic mnie jednak w tej chwili nie obchodziło prócz bólu, który rozrywał mnie od środka. Nawet nie byłam w stanie dotrzeć do przystanku, zwyczajnie nie miałam na to siły. Czując, że stadion Lechii Gdańsk mam już dawno za sobą, stanęłam w miejscu i oparłam się o mur jakiegoś budynku, po czym zjechałam po nim i rozpłakałam się jak małe dziecko. Tak po prostu. Nie rozumiałam tylko, dlaczego moja reakcja była taka, a nie inna. Bolało mnie wszystko i nie chodziło mi w tej chwili o ból fizyczny, a o psychiczny. Naprawdę coś tu nie grało.
Nawet nie wiem, kiedy i jak się trochę ogarnęłam i powzięłam decyzję, by wrócić do siebie, do mieszkania. Nie pamiętam, jak doszłam na przystanek, jak wsiadłam w odpowiedni autobus, a później w pociąg powrotny do Poznania. Nie potrafię sobie przypomnieć, jak to się stało. Ocknęłam się dopiero, kiedy konduktor poprosił mnie o bilet do kontroli. Wbita w fotel najgłębiej jak tylko potrafiłam, trzęsącą się ręką podałam mu świstek papieru. Nie zwracałam uwagi na podpuchnięte oczy i usmarkany nos. Nie obchodziło mnie to, jak widzą mnie inni, co sobie w tej chwili o mnie myślą. Zaciekawionego konduktora zbyłam w pospiechu, mówiąc, że ma jeszcze innych pasażerów i ma się mną nie przejmować. W końcu sobie odpuścił tą troskę o mnie i odszedł, dzięki czemu mogłam sobie w spokoju popłakać.
I w pewnej chwili mnie olśniło. Tak zwyczajnie nagle wpadłam na powód mojego niecodziennego zachowania. I kompletnie mi się to nie podobało.
Pod stadionem zachowałam się dokładnie tak, jak w momentach, kiedy byłam w kimś zakochana do szaleństwa. Zawsze byłam osobą rozważną, analizującą wszystko z chłodną głową, ale gdy kogoś kochałam, to wszystko odchodziło w niebyt. Wtedy górę brały nade mną uczucia, nie rozum. W takim momentach podejmowałam najgłupsze życiowe decyzje, zachowując się zupełnie inaczej niż na co dzień. Zupełnie tak jak dzisiaj. Z tego więc wynika, że… się zakochałam. I bardzo mi się to nie spodobało, jednak innego powodu nie potrafiłam znaleźć. Gdybym była „normalna”, zrobiłabym im wszystkim awanturę, udała zdradzona kobietę i to tak skutecznie, by Julia nie mogła triumfować i raz na zawsze dała Kubie spokój. A ja uciekłam jak jakiś marny tchórz. Jak oszukana dziewczynka w telenowelach. Do tego bolało mnie serce, jakbym była naprawdę zdradzona. Jakbym była zazdrosna, bo widziałam mojego ukochanego w objęciach innej. A jakby tego było mało, to ta dziewczyna była przecież jego byłą narzeczoną.
Rozpłakałam się jeszcze głośniej, gdy dotarł do mnie sens tego, co się właśnie wydarzyło. Gdy zrozumiałam ostatnie wydarzenia, moje zachowanie i niezrozumiałe reakcje.
Już przecież dzień przeprowadzki Kuby do Gdańska powinien dać mi porządnie do myślenia, ale ja wolałam to odrzucać w najdalsze zakamarki mojej podświadomości. Kiedy na dole, wyjeżdżając do Wrocławia, pocałował mnie Semir, nic szczególnego nie poczułam, oprócz zaskoczenia i zdezorientowania. Zupełnie inaczej było, gdy dzień wcześniej pod szpitalem pocałował mnie Wilk. Wtedy oprócz tych dwóch reakcji towarzyszyło mi… nieopisane szczęście. Motylki latające w brzuchu. To wszystko oznacza, że…
Zakochałam się w Kubie.
Kiedy wszyscy mówili nam, że do siebie pasujemy, nigdy nie brałam tego na serio, raczej uważałam to za głupie gadanie. Zawsze traktowałam Kubę jak przyjaciela, którego potrzebuję. W końcu to on zna mnie jak mało kto, potrafi dopasować się do mojego nastroju – pocieszyć, rozśmieszyć, co tylko mi w danej chwili trzeba. Nigdy nie myślałam o nim w kategoriach mojego ukochanego. To, że wielokrotnie udawaliśmy parę, wydawało mi się być świetną zabawą, w końcu wszyscy doskonale wiedzą, jak lubię wkręcać ludzi. Nigdy nie sądziłam, że życie się na mnie odegra i to w taki sposób…
Tu nie chodzi o to, że nie chciałabym być z Kubą, bo jest dla mnie nieodpowiednią partią. Nie, jest wręcz odwrotnie – to ja nie jestem odpowiednią partią dla niego. Jestem zbyt spaczona uczuciowo, jeszcze niepotrzebnie zniszczyłabym życie Jakubowi. A tego bym nie chciała, bo jako jego przyjaciółka doskonale wiem, ile wycierpiał przez kobiety, z którymi do tej pory był związany. Nie chciałabym go zranić, zniszczyć naszej długoletniej znajomości. Bo przecież gdyby nam nie wyszło, nie udałoby się nam wrócić do poprzedniego stanu naszej relacji. Nie potrafilibyśmy zapomnieć o powodzie, przez który się rozstaliśmy. I mimo że bardzo bym chciała, aby Kuba mnie pokochał, to nie może mieć miejsca. To co, że przy nim czuję się wyjątkowa, najpiękniejsza na świecie i co najważniejsze – bezpieczna? Ale doskonale wiem, że bycie razem nam po prostu nie jest pisane. My mamy być przyjaciółmi! TYLKO PRZYJACIÓŁMI! Taki los jest nam pisany, nie inny. I choćbym nie wiem, czego chciała od życia, to się nie zmieni.
Płakałam jak głupia, nie mając pojęcia, skąd biorę łzy. Całe szczęście, że siedziałam sama w przedziale, bo moje ciągłe wybuchy płaczu tylko by straszyły towarzyszące mi osoby. Płakałam nad moim marnym życiem, które od zawsze było skomplikowane, a któremu jakby było mało i wciąż się komplikuje. Czułam się bezradna. Nie wiem jak to się stało, kiedy i co ważne, dlaczego się zakochałam się w Kubie. W moim Kubie, którego zawsze traktowałam jak przyjaciela. A przecież przyjaźń damsko-męska istnieje, najlepszym przykładem na to jestem ja i Ivan. Nie każda taka znajomość kończy się miłością. Dlaczego więc z Kubą tak to się skończyło? Dlaczego moje serce nie słucha rozumu i robi co mu się żywnie podoba? Przecież ja nie miałam prawa go pokochać! Przecież to wszystko między nami jeszcze bardziej skomplikuje! Jeśli więc czegoś z tym w najbliższym czasie nie zrobię, zepsuję do reszty relację między nami, a to byłby dla mnie największy życiowy cios, największa życiowa porażka… Nie mogę stracić Kuby. Nie poradzę sobie bez niego.
Tylko co ja mam niby teraz zrobić? Nie mogę mu przecież powiedzieć prawdy, bo to na pewno wszystko by między nami zniszczyło, a wiem też, że nie będę już potrafiła go traktować tak jak do tej pory. Nie wiem też, czy starczy mi sił na udawanie, że wszystko jest w porządku, skoro to nie jest prawdą.
Boże, dlaczego moje skomplikowane życie musi się jeszcze bardziej komplikować?






_________________________________
Raczej teraz będziemy galopować do przodu w czasie ;-) Już nie będzie takiego ciągłego opisywania dnia po dniu, przynajmniej nie planuję czegoś takiego. Choć ze mną to nigdy nic nie wiadomo... Ale przynajmniej trochę się wyjaśniło to dziwne zachowanie bohaterów w ostatnim czasie. Niektórzy spodziewali się, że prędzej czy później to nastąpi, żywię jednak nadzieję, że kilkoro z was jest zaskoczonych takim obrotem sprawy.
Pozdrowienia!

6 komentarzy:

  1. Po pierwsze to Julii proponuję wydłubać oczy i obwiązać ją drutem kolczastym. akurat mam tu przy sobie dwa metry :D Zawsze może sie przydać./'
    A po drugie to Lilce palnąć w łeb tak mocno sie należy. Bo musiała doznać kopa w tyłek żeby zrozumieć co rodzi sie między nią a Wilkiem! Grr...
    A po trzecie to Wilk jest idiotą, albo po prostu daje sobie spokój i wie, że Julka jest apodyktycznie natrętna

    nie-damy-sie.blogspot.com zapraszamna rozdział numer 51 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku, to było straszne, przyznam że sama ryczałam.
    Nie mogę zrozumieć zachowania Kuby.
    I ta wstrętna Julia, ohhh, działa mi na nerwy.
    Tak bardzo bym chciała, aby w niedalekiej przyszłości Kuba był z Lilianą.
    Ona zawsze musiała cierpieć, niech choć raz zazna tego szczęścia ;)

    Pozdrawiam i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się zaskoczylam o tyle, ze myslalam, ze to Wilk kocha Lile, a nie Lila Wilka. To znaczy, przy pocalunku przed szpitalem mialam podejrzenia, ze to nie byl tylko impuls, ale przyznam, ze i tak jestem zaskoczona. W sumie widze, ze "Siesta" sie zmienia, idzie do przodu, ale ciesze sie z tego, bo to jedno z moich ulubionych opowiadan ever i przywiazalam sie do niego, wiec jakkolwiek zycie bohaterow sie potoczy, bede tu trwala do samiutkiego konca. Obiecuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, przyznam się szczerze, że akcja spod stadionu niemal wkręciła mnie w kuchennyb narożnik, na którym aktualnie siedzę! Nie spodziewałam się po Kubie takiego zachowania, naprawdę, naprawdę się nie spodziewałam... Koleś mnie zaskoczył, ale jak najbardziej negatywnie i nie wiem, czy będę w stanie wybaczyć mu tak dziwne i pozbawione zagranie jak słodkie przytulaski z Julią, nie dość, że jawne, to jeszcze na oczach zdumionej Liliany.. Swoją drogą na Kotorowską jestem trochę zła - a to temu, że dziewczyna dopiero teraz uświadomiła sobie, co czuje do Wilka. Choć może oceniam naszą bohaterkę dość surowo - może ona już wcześniej podświadomie czuła, w co się pakuje, lecz dopiero akcja pod PGE Areną wpłynęła na właściwe kojarzenie faktów na polu świadomości? Tak czy siak, miło nie było. Och, jak bardzo, okropnie, wprost niemożebnie zrobiło mi się żal hispanistki, kiedy plątała się po Gdańsku i środkach transportu, chlipiąc i łkając! Aż mi się serduszko ścisnęło z wszechogarniającego współczucia dla biednej Lilki. Jakkolwiek by nie było, Kotorowska dość już przeszła w ciągu swojego żywota i nie jestem do końca przekonana, czy Kuba jeszcze powinien jej dokładać (nie!). Zastanawiam się, jak wybrniesz z tej patowej sytuacji, która z jednej strony przypomina mi komedię pomyłek, ale z drugiej - ostry melodramat, wciągający i niejednoznaczny. Chciałabym, żeby Kubie i Lili się udało, ale, ciężka cholera, coś mi się widzi, że oni nadal będą ze sobą grać w kotka i myszkę.. Chyba, że Julia służy tylko jako wabik na Kotorowską, a całość okaże się ukartowanym przez Wilka i Kacpra planem i zwrócenia uwagi Kotorowskiej na Kubę, i wystawienia do wiatru paskudnej Julii...
    ..Aczkolwiek takiej terapii wstrząsowej, jaką w takim ujęciu zaserwowaliby Lilianie, chyba też bym nie wybaczyła. Ile człowiek kopniaków może znieść zanim się załamie? Lila wydaje się być już na granicy wytrzymałości. Oj, Kuba, Kuba, nie jesteś Ty zbyt humanitarny.. :>
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!!
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Mam nadzieję, że mój komentarz nie jest zbyt chaotyczny, ale piszę go pod wpływem emocji, więc różnie bywa :>

    OdpowiedzUsuń
  5. corka-trenera.blogspot.com zapraszam na kolejny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam serdecznie! Bardzo, bardzo na reaktywację szukamy-sie.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń