- To już chyba ostatni –
powiedziałam, kładąc kolejny karton na podłodze w mieszkaniu Semira.
A od dzisiaj jest to nie tylko mieszkanie Bośniaka, ale również
Aśki i małej Lilki.
- Mówiłam, że dużo
rzeczy nie będzie – odpowiedziała, jakby z satysfakcją, Kawecka.
W ciągu ostatniego
tygodnia pakowałyśmy partiami rzeczy Asi do pudeł, a Semir z małą pomocą z
mojej strony urządzał pokój dla małej w jego mieszkaniu. Wszystko było robione
etapami, z chłodną głową, rozważnie, aby o niczym ważnym nie zapomnieć i dobrze
przygotować się na tą wielką zmianę w ich życiu. Aby cała trójka miała naprawdę
dobre warunki do rozpoczęcia nowego etapu. Kiedy więc ściągnięto mi but
stabilizujący z nogi (wreszcie! – i tak, mówię to z wielką ulgą), przeprowadzka
dziewczyn do Bośniaka stała się faktem, a nie odległą mrzonką. Nawet nie zdążyłam się porządnie
nacieszyć ich obecnością w moim codziennym życiu, a one już się
przeprowadzają. To było dla mnie naprawdę ciężkie. Bardzo szybko mi minęły te
ostatnie prawie dwa tygodnie. Dziewczyny nie wyjeżdżają jednak na drugi koniec
świata, tylko na drugi koniec miasta, gdzie zawsze będę mogła do nich pojechać,
kiedy tylko będę tego chciała czy potrzebowała. Tym się pocieszałam. Choć z pewnością nie będę
wykorzystywać ich gościnności, bo nie lubię się nikomu narzucać, a takie ciągłe
wizyty u kogoś można pod to zaliczyć. Mieszkanie samej na dłuższą metę jednak nie
bardzo mi się uśmiecha, a do tego muszę przecież odwiedzać moją malutką
kruszynkę. W końcu jestem jej najlepszą ciocią, czyż nie? A najlepsze ciocie
troszczą się bardzo mocno o swoje oczka w głowie.
- Dobrze, dzióbki moje
kochane, ja was zostawię teraz samych w waszym gniazdku – zaświergotałam,
starając się, aby nie zabrzmiało to jak ironia, kiedy już wszyscy upewniliśmy
się, że wypakowaliśmy cały ładunek z bagażnika samochodu Bośniaka.
Ja się jeszcze auta nie
dorobiłam, a Kuba swoje zabrał ze sobą do Gdańska, więc miejsce w podziemnym
garażu naszego bloku stało puste od kilku tygodni. Chyba jednak będę się
musiała zacząć rozglądać za czymś, co nie zrujnuje mojego budżetu i czym będę
mogła poruszać się po mieście. Bo mimo iż kocham podróżować tramwajami, czasem
własny samochód bardzo by mi się przydał.
- Lila na pewno nie
chcesz zostać na jakiejś kawie? – spytała Asia, przyglądając mi się uważnie.
Ostatnio jej badawczy
wzrok towarzyszył mi prawie na każdym kroku i czasami bardzo mnie irytował. Nie
mówiłam jej jednak tego, bo wiem, że ona się po prostu o mnie martwi. Poza tym wiem, że mój wybuch tylko by spotęgował jej troskę o moją osobę, co
mogłoby się dla mnie niezbyt ciekawie skończyć (czytaj: interwencją Asi u Ivana
czy u Kotora, a ich to zawsze jest trudniej uspokoić niż całą resztę
towarzystwa...).
- Przecież nikt cię stąd
nie wymagania – zawtórował jej Semir.
No proszę, jacy są
zgodni. Ciekawe, jak długo tak będzie?
- Nie, nie będę wam
przeszkadzać, kochani – zaprzeczyłam, naprawdę nie chcąc im zawadzać. Podeszłam
więc do wózka, z którego Lilka spoglądała na mnie wielkimi, zielonymi oczami.
– Ciocia przyjdzie do ciebie niedługo, skarbeńku, obiecuję – mówiłam do niej,
na przemian cmokając i uśmiechając się.
Mała pomyślała pewnie,
że ciotka ma coś z głową. A to tylko bezgraniczna miłość do niej przemawiała
teraz przeze mnie.
- Na pewno sobie
poradzisz? – zapytała Asia, kiedy już się wyprostowałam, pożegnawszy się z moją
przyszłą chrześnicą i gdy swoje kroki zaczęłam już kierować w stronę wyjścia z
ich mieszkania.
Gdybym miała przy sobie
"Kinderki", to bym jej nimi przed nosem zamachała na dowód, że sobie poradzę (no wiecie, jak w tej reklamie). Nie
byłam jednak przygotowana na taką sytuację, dlatego z uśmiechem cwaniaka na
ustach uniosłam w górę nogę, która nie tak dawno była w bucie stabilizującym i pomachałam nią przez chwilę w powietrzu.
- Ten obcas mnie
niepokoi. Nie powinnaś od razu po ściągnięciu stabilizatora zakładać takich
butów – skarciła mnie Kawecka, dając nacisk na "takich".
Będzie naprawdę dobrą
matką.
- Jeśli mam umierać, to
przynajmniej umrę w pięknych butach – powiedziałam poważnie i aby spotęgować
efekt, zaprezentowałam ręką moje śliczne botki, które miałam w tej chwili na
nogach.
No, bo co ja poradzę, że
kocham wysokie obcasy? Z miłością nie powinno się walczyć! A przez but stabilizujący
trochę ponad dwa tygodnie nie mogłam ich nosić, co dla mnie było straszną
katorgą (trochę taką jak wtedy, gdy gdzieś wychodziłam z Kubą, który zawsze
narzeka na moje wysokie obcasy, ponieważ czuje się przy mnie zbyt niski; ech, jak ja nie cierpię tego kompleksu u Wilka!). Teraz
więc muszę nadrobić stracony czas.
- Jesteś niereformowalna
– pokręciła głową Asia, śmiejąc się ze mnie.
- A ba! – śmiałam się już
razem z nią. – I pamiętajcie, dzióbki moje, że jakby co, to dzwonicie do cioci
i ona wpada, i pomaga wam jak tylko może w każdej sytuacji, tak? – upewniałam
się, zmieniając temat i będąc już całkowicie poważną.
- Pamiętamy –
odpowiedzieli zgodnie z uśmiechem.
- To dobrze – pokiwałam
głową. – Troszcz się o nie – przykazałam Semirowi, żegnając się z nim. – A ty
wiesz, że niezależnie od dnia i godziny, zawsze możesz do mnie dzwonić, wpaść, czy
cokolwiek tylko chcesz – mówiłam, ściskając Asię.
Niby to jest tylko drugi
koniec miasta, a jednak jakiś etap naszego życia się kończy, z którym właśnie
przyszło nam się żegnać i którego będzie nam choćby odrobinę żal. Mi przynajmniej
było. Nie tak dawno przecież odzyskałam moją jedyną przyjaciółkę i znów miałam
ją dla siebie. A teraz będę musiała zacząć się nią dzielić i to nie z jedną osobą, a
z dwiema, w tym jedna z nich to facet. A wiadomo, że facet potrzebuje dużych
pokładów uwagi, zwłaszcza taki, jakim jest Semir.
- Oczywiście. Ty również
– odpowiedziała mi Asia, cmokając mój polik.
- To super, a teraz spadam,
bo jeszcze chwila, a się rozkleję. A tego przecież byśmy nie chcieli –
rzuciłam im na do widzenia, uśmiechając się jeszcze, tak, aby się mną nie
przejmowali.
Po chwili stałam już
przed blokiem, w którym mieściło się mieszkanie Bośniaka i opatulałam się
szczelniej szalikiem, bo mimo początku marca, pogoda była jeszcze bardziej
zimowa niż wiosenna.
*
Spacerowałam sobie
spokojnie po Starym Mieście w Poznaniu. Nie chciałam od razu wracać do pustego
lokum, poza tym powinnam jeszcze zrobić jakieś zakupy. Nie spieszyło mi się
jednak ku temu, więc urządziłam sobie mały spacer poznańskimi chodnikami. Nikomu nie
wadziłam, nikogo nie zaczepiałam, bo tak zwyczajnie chciałam być sama, by móc pomyśleć
spokojnie, zastanowić się nad swoją codziennością, skupić się na zmianach,
jakie zaszły ostatnio w moim życiu. Nie mogłam jednak tego robić, bo ktoś za mną zaczął krzyczeć: „Lila, Lila, czekaj!” tak głośno, że nie dało się tego zignorować, mimo
iż bardzo bym tego chciała. Przystaję więc i oglądam się za siebie, bo głos ten
nie ustaje. A nawet z każdą chwilą staje się jeszcze mocniejszy. Najwidoczniej
innej Lilii tutaj nie ma, co niewątpliwie mnie nie cieszy, bo naprawdę wciąż żywiłam
nadzieję, że to nie o mnie chodzi. Myliłam się jednak, bo po chwili dopada do
mnie Kacper.
Jeszcze jego tu
brakowało.
- Cześć! Próbuję cię
złapać od dobrych kilku minut, a ty pędzisz przez ten rynek jak jakiś sprinter i na
nikogo nie zwracasz uwagi – poskarżył się, sapiąc ciężko.
- Raczej ktoś tu
nie ma kondycji – odgryzłam się mu.
No sorry, ale to ja
przez ostatnie kilkanaście dni ledwo co chodziłam przez ten but stabilizujący
na nodze, więc niech on mi tu kitu nie wciska, że tak szybko się teraz przemieszczam.
To raczej on nie potrafi się dostosować do normalnego tempa.
- To też może być prawda
– przytaknął, wciąż próbując unormować oddech i jednocześnie chcąc się
uśmiechnąć. Nie bardzo mu to jednak wychodziło, jeśli mam być szczera. – Ale dość o tym. Powiedz, co tam u ciebie słychać? Masz może
ochotę na kawę w moim towarzystwie? Ja stawiam – rzucił szybko, aby wyjaśnić tą
kwestię.
- Wiesz co, Kacper, to
bardzo miłe z twojej strony – zaczęłam – ale chciałabym dziś pobyć sama. Mam
kilka ważnych spraw do przemyślenia, a poza tym dzisiaj nie byłabym dobrym
kompanem do rozmowy – próbowałam się jakoś wymigać.
Bo jeśli mam być
szczera, to nie uśmiechało mi się spędzać z nim czasu na przyjacielskich
pogaduszkach, zwłaszcza że podczas naszego ostatniego spotkania sam zasugerował
mi, że myśli o mnie w innych kategoriach, na które z mojej strony nie miałby
szans. Szczerze mówiąc, to nawet nie wiedziałabym, o czym miałabym z nim
rozmawiać. Zapewne więc, chcąc nie chcąc, zeszlibyśmy na temat Julii, Kuby i
naszej roli w ich życiu. A po co rozdrapywać stare historie i zamknięte życiowe
rozdziały?
- Och, czyli już do
ciebie dotarło, że Julia próbuje odbić ci Kubę? – zasępił się Kacper. –
Myślałem, że cię przed tym ostrzegę, ale widzę, że się spóźniłem…
- No tak, już podczas
naszego ostatniego spotkania było widać, jakie ma wobec niego zamiary– odpowiedziałam, nie bardzo rozumiejąc,
po co do tego wraca.
Przecież to była już
stara sprawa, więc naprawdę nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić.
- Masz rację, ale od tego
czasu trochę się zmieniło. Julia przeniosła się do Gdańska, stara się być
blisko Kuby… - zaczął wymieniać, a moja mina chyba musiała zdradzać, jak bardzo
jestem tym zaskoczona, bo nagle przerwał swoją wypowiedź: - Kuba nic ci nie
mówił?
- Nie – odpowiedziałam
ostrożnie, nie wiedząc, jakie skutki może mieć moja odpowiedź.
- Pewnie nie chciał cię
tym martwić – uspokajał mnie Kacper. – Ale chyba lepiej, abyś wiedziała, że
Julia nie odpuściła sobie Kuby, mimo ostatnich jego słów.
Och, czyli zdążyła już
mu się na mnie poskarżyć. Jak pięknie.
- Jakoś nie chce mi się
wierzyć, aby Kuba mógł znów jej zaufać – powiedziałam pewna swego.
Przecież po naszym
ostatnim spotkaniu i scysji na klatce schodowej wydawało mi się, że Wilk
przejrzał do reszty na oczy i zobaczył, jaka Julia jest naprawdę. Przecież to intrygantka
jakich mało! Pokazała to już wtedy, gdy zdradzała Kubę z Kacprem i Kacpra z...
jeszcze kimś innym (nie wiem, jak ten facet miał na imię, a to byłoby niegrzeczne w tej chwili się o to Kacpra pytać). A do tego Wilk sam
powiedział, że jej już nigdy nie uwierzy i nie zaufa, więc chyba nie powinnam
się o niego martwić? W końcu mądry z niego facet, nie mógłby się wpakować w
takie bagno…
Choć z drugiej strony,
czy perspektywa czasu nie zmienia podejścia człowieka do pewnych spraw?
Przecież ja też po części dzięki upływowi czasu wybaczyłam Semirowi, mimo że
kiedyś zarzekałam się, że to nigdy nie będzie miało miejsca. A Kuba ma o bardziej miękkie serce ode mnie – on jest więc w stanie nie tylko jej wszystko wybaczyć,
ale również puścić to w niepamięć i zacząć od nowa. Jest nawet w stanie wychowywać
nie swoje dziecko.
- Julia jest cierpliwa,
nie odpuszcza tak łatwo – powiedział Kacper złowrogim tonem głosu, wyrywając
mnie tym z zamyślenia i jakby potwierdzając moje niezbyt dobre przeczucia.
Bo jeśli Julia go sobie nie
odpuści i wciąż będzie o niego walczyć, to może swoim uporem zmiękczyć jego
serce. Wytrwałość zawsze jest dobrą cechą do takich sytuacji, nawet ja nie
potrafię być na to obojętna.
- Ale tak właściwie, to dlaczego
ja miałabym tobie wierzyć, co? Skąd mogę mieć pewność, że to nie jest jakiś
spisek twój i Julii, mający na celu skłócenie mnie z Kubą? – spytałam,
podejrzliwie się mu przyglądając.
W końcu kto normalny
udaje związek z kobietą, która go oszukała w sprawie ojca dziecka? Kto normalny
po tym wszystkim jej pomaga, gdy ta przeprowadza się z powrotem do Polski? Kto
normalny chciałby z nią wciąż utrzymywać kontakt? No kto? No właśnie - nikt! A
Kacper robił wszystko na opak, więc dlaczego miałabym bezgranicznie wierzyć w
jego słowa?
- Julia co prawda
zaproponowała mi, żebym, gdy ona będzie próbowała odzyskać Kubę, zakręcił się
obok ciebie, ale… nie mógłbym rozbijać tak doskonałego związku jak wasz. Wiem,
że brzmi to dziwnie z ust faceta, który kiedyś odbił i to dokładnie temu samemu facetowi
narzeczoną i to praktycznie sprzed ołtarza, jednak… nie potrafiłbym zrobić Kubie
tego ponownie, nawet jeśli mi się podobasz – powiedział i czułam, że mówi
szczerze.
Postanowiłam wtedy, że
znajdę mu w przyszłości jakąś porządną dziewczynę, która go tak zajmie, że
przestanie się zajmować życiem innych (co pakuje go w kłopoty). W końcu całkiem fajny z niego facet,
może z niezbyt przyjemną przeszłością, ale kto z nas w młodości nie zrobił
czegoś głupiego, co ciągło by się za nim przez życie?
- Nie wiem dlaczego, ale
ci wierzę – powiedziałam powoli, wpatrując się w niego uważnie. – Czyli to prawda, że
Julia jest teraz w Gdańsku?
Kacper przytaknął
zamaszyście głową.
- Próbuje Kubę wrobić w
ojcostwo? – spytałam, próbując ją rozgryźć na odległość.
- Raczej nie, bo chcąc
nie chcąc, to i tak prawda wyjdzie na jaw. Są przecież badania DNA. Choć… nie jestem pewien, co jej chodzi po głowie. Powinnaś być przygotowana na wszystko, ona jest
nieprzewidywalna – dodał.
Pokiwałam głową,
przyswajając sobie te wiadomości. Wiedziałam, że po Julii można się wszystkiego
spodziewać, a Kacper tylko to potwierdził. Z pewnością powiedział mi to tylko
dlatego, że podczas ich wizyty u nas, udawaliśmy z Kubą parę. A on nie chciał,
aby nasz związek (którego tak naprawdę nie ma) się rozpadł – przynajmniej sam
tak twierdził, a ja nie miałam powodów, by mu nie wierzyć. Mogłam jednak dzięki temu otrzymane właśnie od niego informacje wykorzystać po to, by uchronić mojego przyjaciela przed
prawdopodobnie największym błędem w jego życiu. Mimo że ostatnio nie możemy się
z Kubą dogadać tak, jak to do tej pory było, Wilk przecież wciąż jest dla mnie naprawdę
ważny i nie darowałabym sobie, gdybym nie zapobiegła katastrofie, jaką z
pewnością będzie związek z Julią, kiedy miałam możliwość to zrobić. Musiałam tylko
działać rozważnie i spokojnie bez gwałtownych emocji.
- Dzięki Kacper –
powiedziałam, klepiąc go po przyjacielsku w ramię. – Zadzwoń do mnie kiedyś, to
się umówimy na tą kawę, ok? Ja teraz muszę uciekać, mam ważną sprawę do
załatwienia – rzuciłam jeszcze na pożegnanie.
- Jasne, na pewno
zadzwonię – usłyszałam za sobą głos chłopaka. Posłałam mu tylko uśmiech, po
czym w pospiechu odeszłam w stronę przystanku tramwajowego.
Od razu po wejściu do mieszkania,
włączyłam laptopa i zalogowałam się w Internecie. Tam kupiłam bilet na
najbliższy mecz Lechii, sprawdziłam połączenia z Poznania do Gdańska i
opracowałam plan mojej weekendowej podróży. Postanowiłam bowiem zrobić Kubie
niespodziankę. W końcu obiecałam mu, że jeszcze kiedyś go odwiedzę w jego nowym
miejscu zamieszkania, o czym piłkarz niejednokrotnie mi przypominał. A więc przy
okazji spełnienia obietnicy danej przyjacielowi, rozejrzę się dookoła czy
wszystko u niego w porządku. W końcu lepiej dmuchać na zimne. Bo jak już się
mleko rozleje, to nie będzie tak kolorowo...
*
Dzień później, w sobotę,
wysiadłam na dworcu głównym w Gdańsku po ponad sześciogodzinnej podróży
pociągiem. Cale szczęście, że nie było zbyt wielkich opóźnień, bo inaczej nie
zdążyłabym na mecz. Od razu z dworca udałam się na stadion – jedną z czterech
aren tegorocznego Euro 2012, aby zdążyć na pierwszy gwizdek spotkania przeciwko
Wiśle. Patrzcie, jak mi się trafiło – mecz przyjaźni (w końcu Lechia, Śląsk i Wisła), w którym bierze udział jeden
z zespołów, z którym Lech się bardzo, ale to bardzo nie lubi. A do tego mogłam
sobie na żywo obejrzeć jeden z najnowszych i piękniejszych stadionów w Polsce. Mimo
pójścia na mecz ubrałam się
w neutralne kolory, nie zabrałam ze sobą żadnego szalika, czy innych strojów
w klubowych barwach. Nie mogłabym założyć barw innego polskiego klubu, nigdy
nie zdradziłabym mojego Kolejorza i wiem, że Kuba w pełni to zrozumie i
zaakceptuje. Na pewno nie ma pretensji, że nie założyłam jego koszulki z Lechii,
bardziej ucieszy się, że potrafiłam postawić nogę na innym stadionie podczas
spotkania, w którym nie bierze udział mój klub. W końcu on sam, gdyby nie
musiał, nigdy nie włożyłby na siebie innej koszulki niż niebiesko-białej Lecha.
Los jednak spłatał mu figla.
A jeśli już o piłkarzu mowa,
to Wilczek wyszedł w pierwszym składzie, z czego byłam dumna. I przy
gorącym dopingu z mojej strony, zagrał naprawdę dobre spotkanie. Szkoda
tylko, że Lechia przegrała je 0:2. Wynik ustalony został już w pierwszej
połowie meczu, a szarże Jakubów-współlokatorów na skrzydłach nie przyniosły pożądanych
efektów. A szkoda, bo niektóre sytuacje były naprawdę piękne i aż prosiły się o
bramkę. Ale taki jest futbol – brutalny, niestety.
Nie spieszyło mi się
jakoś do wyjścia ze stadionu, byłam chyba jedną z ostatnich osób, która
opuściła trybuny PGE Areny. Doskonale wiedziałam, że Kuba z szatni tak szybko
nie wyjdzie, choć po zwycięskim meczu z pewnością proces wychodzenia byłby dłuższy. Kręciłam się więc wokół stadionu, czekając na niego i starając
się być cierpliwą. Miałam nadzieję, że swoją obecnością poprawię mu choćby
odrobinę humor po dzisiejszej przegranej, bo na pewno Wilk ją teraz przeżywa i
nie ma zbyt dobrego samopoczucia. W najśmielszych snach jednak nie sądziłam, że poprawi
mu nastrój ktoś zupełnie inny…
Powinnam ją była poznać
od razu, przecież niejednokrotnie ją widziałam, ale jakoś nie zawracałam sobie
głowy innymi osobami, kręcącymi się po placu wokół PGE Areny w Gdańsku. I to był mój błąd.
Myślałam, że są to może jacyś kibice, chcący zdobyć na zdjęcie z piłkarzem swojego
klubu albo ukochane zawodników którejś z ekip, które czekają, by móc pojechać z nimi do domów. Poza tym w tamtej chwili jakoś
do końca nie wierzyłam w słowa Kacpra, ale po tym, co zobaczyłam, nie mogłam
już wypierać tej informacji ze świadomości.
Zauważywszy Kubę wychodzącego
wreszcie ze stadionu i kierującego się z torbą treningową przewieszoną przez
ramię w stronę swojego mieszkania, ruszyłam w jego stronę. A tak właściwie chciałam go dogonić, bo Kuba ruszył w przeciwnym kierunku niźli ja stałam (wciąż nie bardzo orientowałam się w topografii Gdańska). Uśmiechnięta od ucha
do ucha, co pokazywało zadowolenie, że go wreszcie widzę, bo naprawdę bardzo za nim tęskniłam,
mimo iż nie widzieliśmy się jakieś kilkanaście dni. Chyba dopiero w tej chwili
uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje tak na co dzień. Mina jednak szybko mi
zrzedła, kiedy jakaś kobieta podbiegła do Wilka, wyprzedzając mnie w tym
zamiarze i ot tak rzuciła mu się na szyję. Stanęłam w miejscu i zdezorientowana
zaczęłam przyglądać się temu zajściu, chcąc się zorientować o co chodzi. Poza
tym miałam nadzieję, że dzięki dalszym wydarzeniom, zrozumiem całą sytuację. Z
początku nie rozpoznałam owej dziewczyny, trzymającej się kurczowo szyi Wilka,
ale kiedy Kuba również ją objął (choć z widoczną rezerwą), a jej głowa przez
ten uścisku spoczęła na jego ramieniu, zorientowałam się, że jest to Julia. Jak
na złość blondynka właśnie w tej chwili zauważyła, że ktoś im się przygląda.
Gdy rozpoznała, że tą osobą jestem ja – potencjalna dziewczyna Kuby – posłała
mi triumfujący uśmiech i jeszcze szczelniej objęła Kubę za szyję.
A co w tym całym
wydarzeniu było dla mnie najgorsze? To, że zamiast podejść tam do nich i zrobić im karczemną awanturę na cały stadion, nie przejmując się gapiami
(w końcu miałam do tego prawo, wszyscy bowiem myśleli, że jestem w związku z
Wilkiem), ja po prostu obróciłam się na pięcie i uciekłam stamtąd ze łzami w
oczach. Zachowałam się kompletnie nie w swoim stylu. Nie wiem czy ktoś
jeszcze, oprócz Julii, mnie zauważył, ponieważ nikogo nie widziałam i nie
słyszałam. Biegłam szybko przed siebie w stronę przystanku, na którym
wysiadłam, jadąc z dworca głównego na stadion, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo,
nawet na to, że jestem nie zapięta i przez to jest mi zwyczajnie zimno. Nic mnie jednak w tej chwili nie
obchodziło prócz bólu, który rozrywał mnie od środka. Nawet nie byłam w stanie dotrzeć do
przystanku, zwyczajnie nie miałam na to siły. Czując, że stadion Lechii Gdańsk mam już
dawno za sobą, stanęłam w miejscu i oparłam się o mur jakiegoś budynku, po czym
zjechałam po nim i rozpłakałam się jak małe dziecko. Tak po prostu. Nie
rozumiałam tylko, dlaczego moja reakcja była taka, a nie inna. Bolało mnie
wszystko i nie chodziło mi w tej chwili o ból fizyczny, a o psychiczny.
Naprawdę coś tu nie grało.
Nawet nie wiem, kiedy i
jak się trochę ogarnęłam i powzięłam decyzję, by wrócić do siebie, do
mieszkania. Nie pamiętam, jak doszłam na przystanek, jak wsiadłam w odpowiedni
autobus, a później w pociąg powrotny do Poznania. Nie potrafię sobie
przypomnieć, jak to się stało. Ocknęłam się dopiero, kiedy konduktor poprosił
mnie o bilet do kontroli. Wbita w fotel najgłębiej jak tylko potrafiłam, trzęsącą
się ręką podałam mu świstek papieru. Nie zwracałam uwagi na podpuchnięte oczy
i usmarkany nos. Nie obchodziło mnie to, jak widzą mnie inni, co sobie w tej chwili o mnie myślą.
Zaciekawionego konduktora zbyłam w pospiechu, mówiąc, że ma jeszcze innych
pasażerów i ma się mną nie przejmować. W końcu sobie odpuścił tą troskę o mnie i odszedł, dzięki czemu
mogłam sobie w spokoju popłakać.
I w pewnej chwili mnie
olśniło. Tak zwyczajnie nagle wpadłam na powód mojego niecodziennego
zachowania. I kompletnie mi się to nie podobało.
Pod stadionem zachowałam
się dokładnie tak, jak w momentach, kiedy byłam w kimś zakochana do szaleństwa.
Zawsze byłam osobą rozważną, analizującą wszystko z chłodną głową, ale gdy kogoś
kochałam, to wszystko odchodziło w niebyt. Wtedy górę brały nade mną uczucia,
nie rozum. W takim momentach podejmowałam najgłupsze życiowe decyzje,
zachowując się zupełnie inaczej niż na co dzień. Zupełnie tak jak dzisiaj. Z
tego więc wynika, że… się zakochałam. I bardzo mi się to nie spodobało, jednak
innego powodu nie potrafiłam znaleźć. Gdybym była „normalna”, zrobiłabym im
wszystkim awanturę, udała zdradzona kobietę i to tak skutecznie, by Julia nie
mogła triumfować i raz na zawsze dała Kubie spokój. A ja uciekłam jak jakiś
marny tchórz. Jak oszukana dziewczynka w telenowelach. Do tego bolało mnie
serce, jakbym była naprawdę zdradzona. Jakbym była zazdrosna, bo widziałam
mojego ukochanego w objęciach innej. A jakby tego było mało, to ta dziewczyna
była przecież jego byłą narzeczoną.
Rozpłakałam się jeszcze
głośniej, gdy dotarł do mnie sens tego, co się właśnie wydarzyło. Gdy
zrozumiałam ostatnie wydarzenia, moje zachowanie i niezrozumiałe reakcje.
Już przecież dzień
przeprowadzki Kuby do Gdańska powinien dać mi porządnie do myślenia, ale ja wolałam to odrzucać w najdalsze zakamarki mojej podświadomości. Kiedy na
dole, wyjeżdżając do Wrocławia, pocałował mnie Semir, nic szczególnego nie
poczułam, oprócz zaskoczenia i zdezorientowania. Zupełnie inaczej było, gdy dzień
wcześniej pod szpitalem pocałował mnie Wilk. Wtedy oprócz tych dwóch reakcji
towarzyszyło mi… nieopisane szczęście. Motylki latające w brzuchu. To wszystko
oznacza, że…
Zakochałam się w Kubie.
Kiedy wszyscy mówili
nam, że do siebie pasujemy, nigdy nie brałam tego na serio, raczej uważałam to
za głupie gadanie. Zawsze traktowałam Kubę jak przyjaciela, którego potrzebuję. W końcu
to on zna mnie jak mało kto, potrafi dopasować się do mojego nastroju – pocieszyć,
rozśmieszyć, co tylko mi w danej chwili trzeba. Nigdy nie myślałam o nim w
kategoriach mojego ukochanego. To, że wielokrotnie udawaliśmy parę, wydawało mi
się być świetną zabawą, w końcu wszyscy doskonale wiedzą, jak lubię wkręcać ludzi. Nigdy nie sądziłam, że życie się na mnie odegra i to w taki sposób…
Tu nie chodzi o to, że
nie chciałabym być z Kubą, bo jest dla mnie nieodpowiednią partią. Nie, jest
wręcz odwrotnie – to ja nie jestem odpowiednią partią dla niego. Jestem zbyt
spaczona uczuciowo, jeszcze niepotrzebnie zniszczyłabym życie Jakubowi. A tego
bym nie chciała, bo jako jego przyjaciółka doskonale wiem, ile wycierpiał przez
kobiety, z którymi do tej pory był związany. Nie chciałabym go zranić,
zniszczyć naszej długoletniej znajomości. Bo przecież gdyby nam nie wyszło, nie
udałoby się nam wrócić do poprzedniego stanu naszej relacji. Nie potrafilibyśmy
zapomnieć o powodzie, przez który się rozstaliśmy. I mimo że bardzo bym chciała,
aby Kuba mnie pokochał, to nie może mieć miejsca. To co, że przy nim czuję się
wyjątkowa, najpiękniejsza na świecie i co najważniejsze – bezpieczna?
Ale doskonale wiem, że bycie razem nam po prostu nie jest pisane. My mamy być
przyjaciółmi! TYLKO PRZYJACIÓŁMI! Taki los jest nam pisany, nie inny. I choćbym nie wiem, czego
chciała od życia, to się nie zmieni.
Płakałam jak głupia, nie
mając pojęcia, skąd biorę łzy. Całe szczęście, że siedziałam sama w przedziale, bo
moje ciągłe wybuchy płaczu tylko by straszyły towarzyszące mi osoby. Płakałam nad
moim marnym życiem, które od zawsze było skomplikowane, a któremu jakby było mało i wciąż się
komplikuje. Czułam się bezradna. Nie wiem jak to się stało, kiedy i co ważne, dlaczego
się zakochałam się w Kubie. W moim Kubie, którego zawsze traktowałam jak
przyjaciela. A przecież przyjaźń damsko-męska istnieje, najlepszym przykładem
na to jestem ja i Ivan. Nie każda taka znajomość kończy się miłością.
Dlaczego więc z Kubą tak to się skończyło? Dlaczego moje serce nie słucha
rozumu i robi co mu się żywnie podoba? Przecież ja nie miałam prawa go pokochać!
Przecież to wszystko między nami jeszcze bardziej skomplikuje! Jeśli więc
czegoś z tym w najbliższym czasie nie zrobię, zepsuję do reszty relację między nami, a to byłby dla
mnie największy życiowy cios, największa życiowa porażka… Nie mogę stracić
Kuby. Nie poradzę sobie bez niego.
Tylko co ja mam niby
teraz zrobić? Nie mogę mu przecież powiedzieć prawdy, bo to na pewno wszystko
by między nami zniszczyło, a wiem też, że nie będę już potrafiła go traktować
tak jak do tej pory. Nie wiem też, czy starczy mi sił na udawanie, że wszystko jest w porządku, skoro to nie jest prawdą.
Boże, dlaczego moje
skomplikowane życie musi się jeszcze bardziej komplikować?
_________________________________
Raczej teraz będziemy
galopować do przodu w czasie ;-) Już nie będzie takiego ciągłego opisywania
dnia po dniu, przynajmniej nie planuję czegoś takiego. Choć ze mną to nigdy nic
nie wiadomo... Ale przynajmniej trochę się wyjaśniło to dziwne zachowanie
bohaterów w ostatnim czasie. Niektórzy spodziewali się, że prędzej czy później
to nastąpi, żywię jednak nadzieję, że kilkoro z was jest zaskoczonych takim
obrotem sprawy.
Pozdrowienia!
Po pierwsze to Julii proponuję wydłubać oczy i obwiązać ją drutem kolczastym. akurat mam tu przy sobie dwa metry :D Zawsze może sie przydać./'
OdpowiedzUsuńA po drugie to Lilce palnąć w łeb tak mocno sie należy. Bo musiała doznać kopa w tyłek żeby zrozumieć co rodzi sie między nią a Wilkiem! Grr...
A po trzecie to Wilk jest idiotą, albo po prostu daje sobie spokój i wie, że Julka jest apodyktycznie natrętna
nie-damy-sie.blogspot.com zapraszamna rozdział numer 51 :)
jejku, to było straszne, przyznam że sama ryczałam.
OdpowiedzUsuńNie mogę zrozumieć zachowania Kuby.
I ta wstrętna Julia, ohhh, działa mi na nerwy.
Tak bardzo bym chciała, aby w niedalekiej przyszłości Kuba był z Lilianą.
Ona zawsze musiała cierpieć, niech choć raz zazna tego szczęścia ;)
Pozdrawiam i czekam na kolejny!
Ja się zaskoczylam o tyle, ze myslalam, ze to Wilk kocha Lile, a nie Lila Wilka. To znaczy, przy pocalunku przed szpitalem mialam podejrzenia, ze to nie byl tylko impuls, ale przyznam, ze i tak jestem zaskoczona. W sumie widze, ze "Siesta" sie zmienia, idzie do przodu, ale ciesze sie z tego, bo to jedno z moich ulubionych opowiadan ever i przywiazalam sie do niego, wiec jakkolwiek zycie bohaterow sie potoczy, bede tu trwala do samiutkiego konca. Obiecuje.
OdpowiedzUsuńWow, przyznam się szczerze, że akcja spod stadionu niemal wkręciła mnie w kuchennyb narożnik, na którym aktualnie siedzę! Nie spodziewałam się po Kubie takiego zachowania, naprawdę, naprawdę się nie spodziewałam... Koleś mnie zaskoczył, ale jak najbardziej negatywnie i nie wiem, czy będę w stanie wybaczyć mu tak dziwne i pozbawione zagranie jak słodkie przytulaski z Julią, nie dość, że jawne, to jeszcze na oczach zdumionej Liliany.. Swoją drogą na Kotorowską jestem trochę zła - a to temu, że dziewczyna dopiero teraz uświadomiła sobie, co czuje do Wilka. Choć może oceniam naszą bohaterkę dość surowo - może ona już wcześniej podświadomie czuła, w co się pakuje, lecz dopiero akcja pod PGE Areną wpłynęła na właściwe kojarzenie faktów na polu świadomości? Tak czy siak, miło nie było. Och, jak bardzo, okropnie, wprost niemożebnie zrobiło mi się żal hispanistki, kiedy plątała się po Gdańsku i środkach transportu, chlipiąc i łkając! Aż mi się serduszko ścisnęło z wszechogarniającego współczucia dla biednej Lilki. Jakkolwiek by nie było, Kotorowska dość już przeszła w ciągu swojego żywota i nie jestem do końca przekonana, czy Kuba jeszcze powinien jej dokładać (nie!). Zastanawiam się, jak wybrniesz z tej patowej sytuacji, która z jednej strony przypomina mi komedię pomyłek, ale z drugiej - ostry melodramat, wciągający i niejednoznaczny. Chciałabym, żeby Kubie i Lili się udało, ale, ciężka cholera, coś mi się widzi, że oni nadal będą ze sobą grać w kotka i myszkę.. Chyba, że Julia służy tylko jako wabik na Kotorowską, a całość okaże się ukartowanym przez Wilka i Kacpra planem i zwrócenia uwagi Kotorowskiej na Kubę, i wystawienia do wiatru paskudnej Julii...
OdpowiedzUsuń..Aczkolwiek takiej terapii wstrząsowej, jaką w takim ujęciu zaserwowaliby Lilianie, chyba też bym nie wybaczyła. Ile człowiek kopniaków może znieść zanim się załamie? Lila wydaje się być już na granicy wytrzymałości. Oj, Kuba, Kuba, nie jesteś Ty zbyt humanitarny.. :>
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Mam nadzieję, że mój komentarz nie jest zbyt chaotyczny, ale piszę go pod wpływem emocji, więc różnie bywa :>
corka-trenera.blogspot.com zapraszam na kolejny rozdział :))
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie! Bardzo, bardzo na reaktywację szukamy-sie.blogspot.com :D
OdpowiedzUsuń