poniedziałek, 23 stycznia 2012

4. Thriller na dobranoc.

- Nie musiałeś jej streszczać całej fabuły „Sekretnego okna”! – krzyknęłam na Kubę i przekręciłam klucz w zamku, jednocześnie kontynuując naszą kłótnię z samochodu.
Właśnie wracaliśmy od Bosackich. Na dworze było już całkiem ciemno, ale trudno się dziwić. O tej porze roku ciemności nastawały zdecydowanie zbyt szybko. Ściągnęłam kurtkę, którą wraz z kluczami od mieszkania, odwiesiłam na haczyk wieszaka, znajdującego się w przedpokoju.
- Przecież miałem opowiedzieć jej jakąś bajkę – Wilczek bronił się, ściągając buty i wzruszając ramionami.
- Bajkę, Kuba, BAJKĘ! – zaakcentowałam ostatnie słowo. - A nie thriller, który oglądają dorośli ludzie. Natalka to jest jeszcze dziecko, Kubuś. Nawet dorośli czasem boją się takich filmów, a co dopiero sześcioletnia dziewczynka, której wujek opowiada taką historię tuż przed snem – tłumaczyłam to Kubie już od kilkudziesięciu minut, ale nic do niego nie docierało.
- Nie rozumiem cię. Ani trochę – mruknął, kręcąc głową i kierując się w stronę kuchni.
Podreptałam za nim.
- A czego tutaj nie rozumiesz? – spytałam, próbując się uspokoić.
Z Kubą trzeba po dobroci. Trochę tak, jakby rozmawiało się z dzieckiem. Nie można na niego za bardzo krzyczeć, bo wtedy zamknie się w sobie, obrazi i nic już nie powie. A jak mu się coś spokojnie wytłumaczy, to można się z nim dogadać. Tylko potrzeba do tego sporej ilości cierpliwości, której mi zdecydowanie zaczęło brakować. Odzwyczaiłam się od tego, że rozmawiając z drugą osobą, jest mi ona potrzebna, bo w Hiszpanii nie miałam kontaktów z dziećmi, czy... z osobami o mentalności dziecka.
- A wiesz, takiej jednej małej rzeczy - Kuba pokazał mi na palcach, jak mała jest ta rzecz. - Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że ja jej streszczałem „Sekretne okno” do snu? – spytał, patrząc na mnie spode łba.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- No, bo… eee… - zająknęłam się, nie bardzo wiedząc, co powinnam mu teraz odpowiedzieć. – Sam mi przecież tak powiedziałeś! – teraz to ja się broniłam. A najlepsza obrona to atak poprzez zrzucenie winy na kogoś innego, tak zostałam nauczona przez życie. Choć nie mogę powiedzieć, że Lechici nie maczali w tym swoich palców...
- Lilka, to był żart. ŻART! – teraz to on zaakcentował. – Nie jestem aż tak głupi, wierz mi. Przecież nie mógłbym sześciolatce opowiedzieć takiego thrilleru, po którym przez kilka dni nie mogliśmy dojść do siebie! My, DOROŚLI.
Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę przez moment uwierzyłam w to, że opowiedział jej wszystko ze szczegółami. On był do tego zdolny, a jeszcze mówił mi o tym z taką autentycznością w głosie, że w ogóle się nie domyśliłam, że blefuje.
 - To co jej opowiedziałeś? – spytałam, będąc już o wiele spokojniejszą.
- Ostatnio z chrześniakiem oglądałem jakąś bajkę i trochę z niej skopiowałem, trochę nazmyślałem, takie tam – machnął na to ręką, rozluźniony, jakby to była dla niego codzienność. Choć przy jego bujnej wyobraźni, to była codzienność.
Wstawiłam czajnik z wodą na herbatę z wyraźną ulgą, że Kuba jednak ma trochę tego oleju w głowie i nie robi aż takich głupot. Idąc do salonu jednak mój nastrój nagle uległ zmianie. Gwałtownie zahamowałam w połowie drogi do kanapy, bo coś sobie uświadomiłam i nie bardzo mi się to spodobało.
- Jak mogłeś mnie tak perfidnie okłamać?! – krzyknęłam na Kubę i uderzyłam go kilkakrotnie poduszką, którą złapałam w pośpiechu z kanapy, z zamiarem ataku.
 Kuba zaskamlał. Był bezbronny, bo nie spodziewał się tego. Swoim poprzednim zachowaniem, uśpiłam jego czujność.
- Przepraszam, Liluś, ale nie mogłem się powstrzymać – śmiał się.
Jeszcze tego brakowało! Nie dość, że sobie ze mnie brzydko zażartował, zdenerwował mnie tym, to jeszcze ma czelność śmiać się ze mnie! Oj, nagrabił sobie!
- O, doigrałeś się! Chyba będę musiała pomyśleć o jakieś straszliwej karze dla ciebie, abyś miał nauczkę na przyszłość – usiadłam spokojnie na kanapie, zakładając nogę na nogę i przyjęłam pozę myśliciela. – Może zaprzestanę gotować? Albo zakluczę twoją szafkę ze słodyczami? – zastanawiałam się na głos.
Wiedziałam, gdzie jest czuły punkt Wilka.
- Lila, tylko nie odbieraj mi jedzenia! Błagam! Wszystko, tylko nie to! – uklęknął przede mną i zaczął składać mi pokłony, jak do jakiegoś bóstwa. – Ja cię tak bardzo przepraszam! Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy, tylko proszę, ułaskaw mnie, o pani!
Czajnik zaczął gwizdać, co oznaczało, że woda się zagotowała. Wstałam więc, zostawiając Kubę na klęczkach w salonie i ruszyłam do kuchni, aby zrobić nam herbatę. Gdy wracałam, Wilk wciąż trwał w tej samej pozycji. Usiadłam na swoim miejscu, upiłam łyk herbaty i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie rozumiem, jak mogłeś pomyśleć, że nie znam się na żartach? – spytałam go z totalnym luzem w głosie. – Co prawda, nie było to miłe z twojej strony, ale doskonale wiesz, że nie umiem się na ciebie zbyt długo gniewać, szczególnie, gdy chodzi o takie błahostki – wyjaśniłam mu wspaniałomyślnie, machając na to ręką.
Kuba odetchnął z wyraźną ulgą, by po chwili rzucić się w moje ramiona i po raz kolejny od mojego powrotu, zaczął ściskać moje kości, ile sił miał w sobie. Prawie wylałby moją herbatę, którą trzymałam w rękach.
- Dziękuję ci kochana! - krzyczał, wciąż z całej siły przyduszając mnie do siebie.
- Nie ma sprawy, tylko na Boga, puść mnie, bo mi żebra połamiesz – zaśmiałam się.
Puścił mnie od razu i rozsiedliśmy się na kanapie, wsłuchując się w ciszę nas otaczającą. Tak naprawdę dawno powinniśmy iść już spać, aby jutro być wypoczętymi, ale jakoś nie bardzo było nam po drodze do naszych łóżek.
- Myślę, że Bartek ma rację – tymi słowami Kuba przerwał tą miłą atmosferę.
- Ale z czym? - zapytałam go, bo nie bardzo miałam pojęcie, o czym do mnie w tej chwili mówi.
Wilk czasem po prostu tak ma. Potrafi nagle wypalić coś, co kompletnie nie jest związane z aktualnym tematem. Tak po prostu, powie coś „od czapy”. A w połączeniu z jego myślącym obliczem, które niezbyt często pojawia się na jego twarzy, wygląda to nadzwyczaj dziwnie, czasami nawet wręcz komicznie. Dlatego nie dziwcie mi się, że przeraziłam się tym jego nagłym olśnieniem, bo nigdy nie wiadomo, co Wilkowi chodzi po głowie i czy jest to bezpieczne dla otoczenia.
- Z tym, że powinnaś szczerze porozmawiać z Semirem - wytłumaczył mi, jakbym pytała go o coś ewidentnego.
Nie byłam zadowolona, że po raz kolejny dzisiejszego dnia wkraczamy na temat Bośniaka. Nie chciałam z nikim o nim rozmawiać. Nie teraz. Nie chciałam rozdrapywać starych ran. Wiedziałam jednak, że kiedyś i tak będę zmuszona podjąć ten niezbyt przyjemny dla mnie temat, bo Wilk mi tego nie odpuści. Miałam jednak nadzieję, że stanie się to trochę później...
- Lila, proszę, nie zrozum mnie źle - zaczął, patrząc na mnie z lękiem w oczach, wyraźnie bojąc się mojej reakcji na jego słowa - ja nie chcę cię do niczego zmuszać, ale widzę, że to wszystko wciąż cię męczy. Może jesteś tutaj z powrotem od wczoraj i może to jest zbyt krótko, aby wyciągać takie wnioski, ale znam cię dość długo, a teraz jeszcze mieszkam z tobą i naprawdę zauważyłem, że nie jest aż tak dobrze, jak próbujesz nam wszystkim wmówić.
- Bo to wraca, Kuba... wraca jak bumerang - mruknęłam cicho, spuszczając wzrok.
Skoro zauważył, nie było sensu wypierać się tego. Mimo iż Kuba był roztrzepany, niemiłosiernie gadatliwy i wszędzie było go pełno, był osobą, przed którą mogłam się otworzyć, wiedząc, że nikomu nie powtórzy tego, co mu powiem. Nigdy mnie pod tym względem nie zawiódł.
- Ale wyleczyłaś się z niego prawda? - dopytywał.
Przytaknęłam, bo tego akurat byłam pewna na 100%.
- To dobrze! To bardzo dobrze! - uśmiechnął się, jakby na potwierdzenie tych słów. - Ale musisz z nim porozmawiać, żeby stawić temu czoła. Wtedy będzie ci lepiej. Znam cię i wiem, że właśnie to ci pomoże.
Miał rację. Zdecydowanie. Tylko, że tak trudno jest się przełamać...
- Wiem, ale to nie jest takie proste - pokręciłam przecząco głową.
- Rozumiem, ale taka rozmowa wam obojgu zrobi dobrze. Ty się z tym męczysz i Semir też, wiem to. Może po nim tego tak nie widać, ale on się przez te ostatnie półtora roku wciąż zadręczał tym, co się wtedy stało. I mimo że nie zmienił za bardzo swojego zachowania, jestem pewien, że robi tylko dobrą minę do złej gry, że to, co się stało, tak naprawdę zmieniło go od środka. I pewnie pomyślisz sobie teraz, że bronię go, bo jest moim dobrym kumplem. Ale to nie tak. Jestem po twojej stronie. Nawet nie wiesz, jak mi wtedy było ciężko. W końcu jeden z moich najlepszych kolegów, można nawet powiedzieć, że przyjaciel, zrobił wraz z drugim moim przyjacielem takie cholerne świństwo mojej przyjaciółce. To jest takie pogmatwane i takie trudne do pojęcia. Nadal nie potrafię odnaleźć się w tej sytuacji...
Kuba po prostu dostał słowotoku, a w takim wypadku wyjątkowo trudno było dojść do słowa i mu w jakiś sposób przerwać. Na moje szczęście, tym razem jakoś mi się udało w momencie, gdy nabierał powietrza do płuc. Inaczej zagadałby mnie na śmierć, mówię wam.
- Nie mam ci niczego za złe - zapewniłam go i poklepałam po ramieniu. - Jesteś cudownym przyjacielem i nigdy w to nie zwątpiłam. I masz rację, powinnam z nim porozmawiać. Zrobię to we właściwym czasie, zgoda? Jak już będę w pełni na to gotowa.
Kuba uśmiechnął się i mi przytaknął, jakby zadowolony z tego, że udało mu się przemówić mi do rozsądku.
- To co, wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc teraz idziemy spać? - spytałam go, uśmiechając się.
- A może masz ochotę na jakiś dobry film? - zaśmiał się Kuba.
- A wiesz, że bardzo chętnie. To co polecasz?
- Może powtórkę z rozrywki? Co powiesz na „Sekretne okno”?
Zaśmialiśmy się oboje. Chwilę później jednak oboje siedzieliśmy pod kocem, a ja wtulona w Wilka, oglądałam po raz kolejny thriller, mimo że nigdy nie przepadałam za tym gatunkiem filmu. Ale perswazja Kuby i świetna kreacja Johnny’ego Deppa potrafią mnie przekonać nawet do czegoś, za czym nie przepadam.


*


Rano obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Kuba nawet nie raczył zwlec się z łóżka. Pewnie jeszcze się nie obudził. Musiałam więc sama się pofatygować. Narzuciłam na siebie bluzę i powoli dreptałam w stronę drzwi, próbując się jako-tako doprowadzić do oglądalności, aby swoim wyglądem nie wystraszyć gościa, stojącego za drzwiami, który swoją drogą przyszedł o wiele za wcześnie, jak na towarzyskie wizyty. Ale trudno, jak już tu był, trzeba go było przynajmniej wysłuchać. Tak więc chwilę później do naszego mieszkania, jak po ogień, wpadł Kamil Drygas, aby oznajmić nam o weekendowej imprezie, organizowanej w niedzielę w domu Dyzia. Drygi powiedział mi w sekrecie, że chłopaki organizują ją, aby uczcić tym mój przyjazd. To naprawdę miłe z ich strony, nie musieli przecież. Choć szczerze powiedziawszy, oni chwycą się każdej nadarzającej się okazji, dzięki której będą mogli się legalnie napić, więc mój powrót i radość z niego mało ma do tego przedsięwzięcia.
Drygas miał nas tylko poinformować o przedsięwzięciu podjętym przez Wojtkowiaka i iść dalej siać wśród Lechitów tą jakże radosną dla nich nowinę, ale zatrzymałam go, gdy tylko dowiedziałam się, że chłopczyna nie miał dziś niczego w ustach. Przez Dyzia nie miał za grosz czasu, aby zjeść cokolwiek na śniadanie. Nie byłabym sobą, gdybym go głodnego wypuściła z mieszkania, więc nakazałam mu usiąść przy stole i zabrałam się za robienie omletów. Chwilę później dołączył do nas Wilk, który jak zwykle zjawia się w momencie, w którym chodzi o jedzenie.
- Jakie wieści przynosisz tym razem? - spytał młodego, nawet nie witając się z nami, jakby to nie było konieczne.
- To teraz ciebie zrobili posłańcem? - zdziwiłam się, nie dając Kamilowi dojść do głosu, co spotkało się z oburzeniem Wilka, że znów nikt się z nim nie liczy. Nawet w jego domu!
- A ty się z nami nie przywitałeś, więc nie mów mi tu o kulturalnym współlokatorstwu! - wyrzuciłam mu od razu, gdy tylko mi to zarzucił.
- Dobra, dobra - Kuba uniósł ręce w obronnym geście i wyszedł z kuchni, by po chwili wejść do niej z powrotem i na samym wstępie przywitać się z nami. - Tak lepiej? - spytał zaraz po tym.
- O wiele - oznajmiłam poważnie i powróciłam do patelni.
- To teraz dostanę odpowiedź na moje pytanie? - spytał Kuba, spoglądając na mnie, a raczej na moje plecy, kierując jednak swoją wypowiedź w stronę Kamila.
- Zadzwonił rano Dyzio - ten od razu zaczął mu tłumaczyć, o co chodzi - że mam rozpowiedzieć wszystkim, iż w sobotni wieczór u niego jest impreza, więc ruszyłem w teren, aż trafiłem do was.
- Impreza - Wilk aż zaczął zacierać ręce na samą myśl o tym. - A ty znowu dokarmiasz posłańców? - spytał mnie, po raz kolejny zmieniając temat i spoglądając na mnie.
- No co? Ktoś musi! Przecież nie może tak chodzić głodny po mieście! - oburzyłam się. - Pamiętajcie, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia! – dodałam, niczym rasowa matka.
- Brakowało mi tej śpiewki - zaśmiał się Wilk, rozsiadając się na krześle przy kuchennym stole.
- A kto cię dokarmiał, jak mnie nie było? - spytałam Kamila, nie zwracając jakiejkolwiek uwagi na sentymentalny nastrój Kuby.
- Nikt. Coś tam jadłem w pośpiechu pomiędzy roznoszeniem wieści, a treningami - odpowiedział mi.
- Biedactwo - mruknęłam i postawiłam mu przed nosem talerz z jego omletem. - Dobrze, że wróciłam, bo wykończylibyście chłopaka i nie byłoby z niego żadnego pożytku dla Lecha - dodałam rozzłoszczona, spoglądając groźnie na Kubę.
- Ale to nie moja wina - bronił się Wilczek, robiąc niewinną minkę. - To nie ja wysyłam go o świcie z nowymi wiadomościami.
- A wtedy, gdy kazałeś mi mówić o tej parapetówce? - dobrodusznie przypomniał mu Kamil, zabierając się do jedzenia.
- Cicho! - próbował uciszyć go Wilk, dając mu w powietrzu znaki, ale zdecydowanie było już na to za późno. - Bo jeszcze nie da mi śniadania - mruknął do niego konspiracyjnie.
Nie wyszło mu to za dobrze, bo doskonale słyszałam, co się działo za moimi plecami.
- Masz rację, nie wiem, czy sobie na nie zasłużyłeś - powiedziałam dumnie, kręcąc głową.
Mimo że stałam tyłem do stołu, wiedziałam, że Kuba będzie chciał to wykorzystać. Znałam go doskonale i nie potrzebowałam obserwować wydarzeń w kuchni, żeby wiedzieć, co się w niej dzieje. Miałam rację, Kuba od razu zabierał się za zdobywanie dla siebie pożywienia, niczym jakiś jaskiniowiec. Nie wiem, co mężczyźni mają w sobie, że chce im się powracać do czasów pierwotnych. W przypadku Wilka tak było. Choć może tu chodziło o jego powiązanie z wilkami? Nie mam pojęcia, ale mój wciąż głodny współlokator chciał porwać Kamilowi talerz sprzed nosa z jego porcją, za co oberwał ode mnie łyżką przez swoje wilcze łapy i w konsekwencji obraził się na mnie. Ale tylko na pół sekundy. On naprawdę nie potrafi się na nikogo zbyt długo gniewać.
- Wróciłaś i wreszcie wszystko ma swój porządek. Mamy posłańca, mamy osobę dokarmiającą wszystkich, którzy tylko tego potrzebują i ogólnie jest cudownie - Kuba aż zaklaskał w dłonie z radości.
- Jak to... do normy? - zainteresował się młody, który kompletnie nie miał pojęcia, co się działo w drużynie kilka lat temu. Jak widać, nikt go nie zapoznał z klubowymi tradycjami. Wyjeżdżasz na trochę, a wszyscy zapominają o szerzeniu kultury wśród młodzieży! no, trzymajcie mnie!
- A, bo kiedyś ktoś inny był takim posłańcem, a Lila zawsze go dokarmiała, podczas gdy inni nie litowali się nad nim, dlatego że ich budził bladym świtem - wspaniałomyślnie wyjaśnił mu Kuba na jednym wdechu.
- Bo wam zawsze genialne pomysły wpadają do głowy w środku nocy i nigdy nie chce wam się czekać na trening, aby to reszcie oznajmić, tylko musicie bladym świtem wszystkim rozpowszechnić swój nowy, jakże genialny plan - mruknęłam zdegustowana, kręcąc głową z dezaprobatą i także wypowiadając to na jednym wdechu.
Ha! Byłam lepsza od Kuby! Moje zdanie było dłuższe!
- Teraz jest tak samo! Dokładnie tak samo! - ekscytował się Drygas. - A kto kiedyś był takim posłańcem?
- Ostatnio Lewandowski - mruknęłam.
Na samo wspomnienie nazwiska Roberta, poczułam się nieswojo, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać, choć Kuba chyba wszystkiego się domyślał. Na szczęście, młody także nie znał prawdy o wydarzeniach sprzed półtora roku i lepiej, aby tak pozostało.
- Jej! Mam funkcje po Lewym! - młody dalej się ekscytował.
- Tyle się zmienia, a życie Lechitów wciąż jest takie same - mruknęłam z jakimś dziwnym sentymentem, który chyba udzielił mi się od Kuby. - Smacznego! - powiedziałam więc szybko, stawiając chłopakom talerz omletów przed ich nosy i sama zabrałam się za konsumpcję, zanim rozbeczę się przez swoje sentymentalne wywody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz